Droga do lasu Shimojo
by Lert Czw Lut 11 2021, 01:29

Kto zagra?
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:44

Rezerwacje wyglądów
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:30

But the darker the weather, the better the man
by Oguni Sro Sty 13 2021, 21:14

Aktualnie słucham
by Junko Wto Sty 12 2021, 21:56

Bar
by Gość Wto Sty 12 2021, 19:37

Ogrody
by Lert Wto Sty 12 2021, 18:27

Stare drzewo
by Gość Sob Sty 09 2021, 00:16

Park
by Gość Czw Sty 07 2021, 20:57


administracja
Biblioteka
Oguni

Powrót do góry Go down

 Słowa, którymi go tego dnia przywitała, brzmiały:
 – Spóźniłeś się.
 I były oczywiście kompletnym łgarstwem. Nie umawiali się przecież na żadną konkretną godzinę – każde z nich miało przyjść tu po skończonych lekcjach, siedzieć do szóstej po południu, i tak przez cały tydzień, albo do momentu, kiedy bibliotekarka się nad nimi zlituje i uzna, że już wystarczająco pomogli jej w porządkach – a jednak spojrzenie, które mu posłała, kiedy przekroczył próg biblioteki, wyraźnie sugerowało, że jej zdaniem popełnił co najmniej spore faux pas.
 Westchnęła ciężko, ostentacyjnie, i przesunęła się trochę, robiąc mu miejsce przy małym stoliku, przy którym siedziała, otoczona kilkoma stosami książek. Jedno opasłe tomiszcze leżało centralnie przed nią, otwarte na tytułowej stronie; wyglądało na to, że postanowiła zająć się wypełnianiem kart bibliotecznych.
 – Chodź, przydaj się na coś. – Gestem wskazała mu niezbyt wysoką stertę książek. – Ustaw to na miejscu alfabetycznie po autorach. Poezja, od regału przy oknie do tamtej ściany. – Kiwnęła w jej kierunku niestarannie uczesaną głową i z powrotem pochyliła się nad stolikiem, by dalej opisywać książki swoim idealnie równym pismem.
 Żadnego proszę, dziękuję, Yamaguchi-kun; nawet na niego nie patrzyła.
Anonymous

Powrót do góry Go down

...
Anonymous

Powrót do góry Go down

 Prychnęła cicho pod nosem, może poirytowana, może rozbawiona; trudno było wyczuć, zresztą jak zwykle w jej przypadku. Najwyraźniej uważała, że korona spadłaby jej z głowy, gdyby kiedykolwiek okazała jakąś emocję wprost, zamiast chować się za półsłówkami, niejednoznacznymi gestami i zagadkami, jakich nie powstydziłyby się psotne lisie duchy.
 Zerkając na niego spod na wpół opuszczonych powiek, trafiła akurat na moment, kiedy odsuwał palce od swojego policzka; uśmiechnęła się krzywo na myśl, że odbity kształt jej dłoni już wyblakł, ale wspomnienie po nim najwyraźniej pozostało. Sama nie wiedziała, co jej to robiło. Z jednej strony była z siebie zadowolona, jak po każdej sprzeczce, z której wyszła jeśli nie zwycięsko, to przynajmniej nie jako przegrana, a z drugiej strony… Hmm. Delikatnie zabębniła palcami o blat stołu, zamyślona.
 Dopiero po chwili zorientowała się, że coś mówił. Po lewej, po lewej… Zmarszczyła brwi, widząc stosik z poezją nadal na stole, ale darowała sobie komentarz; zamiast tego podeszła do niego z książkami, o które poprosił.
 – Nie spadnij z tych schodków – poradziła mu życzliwie, zastanawiając się, czy byłaby w stanie zepchnąć go tak, żeby wyglądało to jak wypadek.
Anonymous

Powrót do góry Go down

...
Anonymous

Powrót do góry Go down

 Gdy wspinał się na palce, na moment oparła dłoń na jego łopatce, żeby nie stracił równowagi. Dotykała go tylko przez chwilkę, krótką jak mgnienie oka, ale wystarczającą, żeby poczuł leciutki nacisk ostrych paznokci. Ostrzeżenie? Sugestia?
 Miała bardzo ciepłe dłonie.
 – Nie mam pojęcia, o czym mówisz – powiedziała, wracając na swoje miejsce przy stole, a w jej głosie słychać było uśmiech. Drażnienie się z nim było jak zabawa z małym kotkiem, który nie mógł się zdecydować, czy podgryzać jej palce, czy gonić własny ogonek. Pocieszne stworzenie.
 Zmierzyła go krytycznym wzrokiem, kiedy zaproponował – nie, raczej oznajmił – jej swoją pomoc.
 – Niech ci będzie. Ale nie będę za ciebie świecić oczami, jeśli się okaże, że nikt cię nie będzie mógł rozczytać – mruknęła, odgarniając kosmyk włosów za ucho. Musiała przyznać – nie na głos, oczywiście, ale sama przed sobą – że jednak trochę zależało jej na tym, czy bibliotekarka będzie zadowolona z ich pracy. Głównie dlatego, że niezbyt miała ochotę na kolejne, kto wie, czy nie bardziej upierdliwe zadanie, ale jakaś drobna jej część chciała poczuć satysfakcję z dobrze wypełnionego obowiązku, a kto wie, może nawet usłyszeć jakąś pochwałę…?
 Zamarła, czując nagle jego obecność. Przez pełne napięcia pół sekundy wydawało się, że zaraz odwinie się i znowu strzeli go w twarz – z drugiej strony, dla równowagi – ale potem wypuściła nieświadomie wstrzymany oddech, a jej ramiona ledwo wyczuwalnie się rozluźniły. Uśmiechnęła się pod nosem i przesunęła w jego stronę mały stosik książek.
 – Proszę bardzo. W środku są stare karty, trzeba z nich przepisać informacje do nowych. Tylko czytelnie, bo cię rozedrę na strzępy.
Anonymous

Powrót do góry Go down

...
Anonymous

Powrót do góry Go down

„Na pewno piszę lepiej od ciebie”… Jeszcze czego, pomyślała, ale na głos nie powiedziała nic, kwitując jego odważne – żeby nie powiedzieć: brawurowe – stwierdzenie lekkim uśmiechem. Niewiele miała umiejętności, z których była naprawdę zadowolona, ale pisanie – czy to zwykłe codzienne skrobanie długopisem w zeszycie, czy kaligrafia – było zdecydowanie jedną z nich. Charakter pisma miała równy, zgrabny i czytelny; nic dziwnego, że ze wszystkich możliwych kar trafiła jej się akurat pomoc w bibliotece.
 Odwróciła wzrok od wypełnianej akurat karty i spojrzała na dzieło Yoshiego. Zmrużyła oczy, a kąciki jej ust drgnęły; powstrzymywała się może przez sekundę, ale chichot nie dał się stłamsić i wyrwał się na wolność. Przycisnęła dłoń do warg, żeby nie roześmiać się w głos.
 – Jest idealnie – oceniła, uspokoiwszy się w końcu. Pochyliła się nad książką, żeby przyjrzeć się bliżej zwierzęcym mordkom; kiedy podniosła wzrok z powrotem na Yoshiego, jej twarz była już poważna, ale w oczach dalej czaiło się rozbawienie. – To teraz kicaj do bibliotekarki po nową kartę i przepisuj jeszcze raz, a ja sobie zachowam to dzieło sztuki. – Po czym schowała je do kieszeni, nie czekając nawet na odpowiedź jego twórcy.
Anonymous

Powrót do góry Go down

...
Anonymous

Powrót do góry Go down

 – Nie podlizuj się, Yamaguchi – powiedziała cierpkim głosem, ale minę miała zadowoloną jak kot, co dobrał się do śmietanki. Owszem, rzadko chwaliła cudzą pracę – zwykle nie czuła ani potrzeby, ani ochoty – ale coś w tych zwierzęcych łepkach rozczuliło ją na tyle, że nie mogła się powstrzymać. Też spodziewała się po tym szlabanie w najlepszym razie kilku nudnych godzin, a w najgorszym – kto wie, może bójki i wzywania rodziców? A tu proszę.
 Minuty mijały; światło za oknem powoli przechodziło w ciepły, miodowy odcień późnego popołudnia. Coraz trudniej było jej się skupić i kiedy Yoshi zaproponował, żeby na dziś już skończyli, odetchnęła z wyraźną ulgą.
 – Ze szczerą chęcią. Oczy mnie już zaczynają boleć, i wszystko inne też – mruknęła i przeciągnęła się, aż chrupnęły jej stawy. Odzwyczaiła się już od siedzenia tyle nad pisaniem; dziadek Shōsuke od dawna nie kazał jej godzinami ćwiczyć siedemnastego pociągnięcia pędzelkiem w i kręgosłup zdecydowanie był jej za to wdzięczny. Dziadek pewnie powiedziałby, że się rozleniwiła, ale na całe szczęście nie było go tu. Była tylko ona i ten młody człowiek, który najwyraźniej zapraszał ją na… Uspokójże się, dziewczyno, pomyślała, mrużąc oczy. Na kawę cię tylko zaprasza, nie dopowiadaj sobie nie wiadomo czego. A, i bibliotekarka też była, ale ewidentnie tak zmęczona, że równie dobrze mogłoby jej nie być. Znam to uczucie, proszę pani, znam doskonale.
 – Jeszcze nie. W której? Albo zresztą nieważne, po prostu prowadź.
Anonymous

Powrót do góry Go down

...
Anonymous

Powrót do góry Go down

Pokiwała tylko głową, podążając grzecznie za nim. Była w zaskakująco ugodowym nastroju; najwyraźniej wystarczyło kilka godzin ślęczenia nad papierami, żeby z kompletnej zołzy zmieniła się w, cóż, nadal zołzę, ale przynajmniej trochę milszą. Może po prostu nie miała siły być upierdliwa.
 Przymknęła oczy jak zadowolony kot, kiedy ciepłe, pomarańczowe słońce zaświeciło jej prosto w twarz. Czuła już zimę w powietrzu, czuła, że niedługo cały świat przycichnie, zwolni, zapadnie w sen. Nie spieszyło jej się do tego; zdecydowanie wolała jesień od zimy, a ostatnie ciepłe popołudnia od ciągnących się wiecznie zimnych nocy. Szkoda, że zimowego snu nie dało się odsunąć od siebie kubkiem ciepłej kawy.
 – Obłędna, mówisz? Spróbujmy – mruknęła, niby to nieprzekonana, ale oczy jej się świeciły, kiedy zamawiała sobie dokładnie to, co jej polecił, i jeszcze ciasteczko na później. Wrzuciła je do teczki między książki, mając nadzieję, że przetrwa drogę do domu w całości, i odebrała papierowy kubek od sympatycznego pracownika kawiarni. Zerknęła przy tym kątem oka na Yoshiego, z nawyku zastanawiając się, jak długo musiałaby poczekać, żeby oblanie go kawą wywołało tylko irytację, a nie poparzenia trzeciego stopnia… Ale nie, nie tym razem. Tacy byli dzisiaj dla siebie milutcy, aż się niedobrze robiło; po co miała psuć atmosferę?
 Kiedy wyszli z powrotem na zewnątrz, gestem wskazała mu, żeby poczekał, i wyłowiła z teczki nieco zmiętą paczkę papierosów. Pstryknęła w denko, wytrząsnęła ze środka jednego papierosa, wsunęła go między zęby, po czym spojrzała przymrużonymi oczyma na Yoshiego, jakby się nad czymś zastanawiała, i wreszcie wyciągnęła paczkę w jego stronę. Żadne z nich nie miało jeszcze prawnie wymaganych dwudziestu lat, ale byłaby więcej niż zdziwiona, gdyby którykolwiek z policjantów przestał się parówczyć na wystarczająco długo, żeby po pierwsze zauważyć ich wysoce nielegalne i społecznie szkodliwe działanie, a po drugie cokolwiek z tym zrobić.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach