Droga do lasu Shimojo
by Lert Czw Lut 11 2021, 01:29

Kto zagra?
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:44

Rezerwacje wyglądów
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:30

But the darker the weather, the better the man
by Oguni Sro Sty 13 2021, 21:14

Aktualnie słucham
by Junko Wto Sty 12 2021, 21:56

Bar
by Gość Wto Sty 12 2021, 19:37

Ogrody
by Lert Wto Sty 12 2021, 18:27

Stare drzewo
by Gość Sob Sty 09 2021, 00:16

Park
by Gość Czw Sty 07 2021, 20:57


magnes na yōkai
-Nie postarasz się?
Buro-brązowa yukata najlepsze lata miała za sobą, wciąż jednak była na tyle schludna, by bez wstydu pokazywać się w niej innym. Wykorzystując ten fakt Hikaru zignorował uwagę ojca, zbierając się do wyjścia pod jego czujnym okiem. Mając w nieodległej przyszłości przejąć rodzinny biznes już teraz zmagał się z koniecznością nawiązywania osobistych relacji z klientami pracowni. Nadchodził jego czas – właśnie obejmował wzrokiem to, czym w przyszłości miał rządzić. Schludnie owinięte w kawałki materiału czarki ostrożnie, niczym pisklęta, powkładał do wyściełanej sypkim piaskiem skrzynki. Zakrył je cienkim, prostokątnym wieczkiem i dla pewności obwiązał dookoła sznurkiem. Przygotowanie tych siedmiu propozycji kosztowało go zbyt dużo, by pozwolić sobie na lekkomyślność. Ostatecznie przygotowany, przetarł skrawkiem rękawa okulary nim ponownie wylądowały na jego nosie. Komu w drogę, tego szkoda.
Pokonanie trasy od domu do lokalu zajęło mu dokładnie tyle czasu, by jeszcze postać przed drzwiami i podyskutować z własną wyobraźnią. Zamówienie było proste, jednak był to pierwszy raz gdy przejmował stery. Być może dlatego przez całą drogę czuł chęć by zawrócić i tylko potrzeba zarobku popychała go w kierunku Tanuki – lokalu, o którym więcej słyszał plotek niż znał faktów. Zabujał dzierżonym w dłoni pakunkiem i nie słysząc żadnego chrobotu uśmiechnął się zadowolony.
Jego próg przekroczył w okolicach godziny osiemnastej. Było jeszcze na tyle wcześnie, by we wnętrzu nie zakotwiczyło się zbyt wielu bywalców, jednak na tyle późno, by przywitać się jedynie z kurzem i pustymi stolikami. Uśmiechnął się najuprzejmiej jak potrafił w kierunku młodej dziewczyny wychylającej się zza kontuaru. Przetarta do czysta szklanka tylko czekała na napełnienie.
- Yoshida Hikaru – rozpoczął miękko, przedzierając się przez wciąż ciche plumkanie radia. Podszedł do lady, lekko unosząc dzierżoną skrzyneczkę. - Przyniosłem próbki, czy mogę...? – Pytanie zawisło w powietrzu i dziewczyna przez chwilę zdawała się nie wiedzieć o co chodzi. Nie wyrażał się widać dość jasno, jednak na krótkie pytanie poszerzył uśmiech i niezwłocznie sprostował: Czarki. Przygotowałem kilka wariantów, by wybrali Państwo odpowiednie. Chciałbym je teraz pokazać.
Byli małym, dwu i pół osobowym warsztatem, co pozwalało im stawiać na jakość, nie ilość. Przejmując schedę nie planował z tego rezygnować. Klient widząc, że obchodzisz się z nim niby z jajkiem chętniej wracał, Hikaru zaś miał nadzieję jeszcze nie raz przyjmować wizyty i zamówienia. Alkoholowe imperia były dla niego gruntem tak samo płodnym, co restauracje i tradycyjne klany.
Wracając do pytania – czy mógł?
Sol

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Ten moment oddechu między przeraźliwym skrzypnięciem drzwi do lokalu o poranku, kiedy pozwalał sobie wpuszczać tu świeże powietrze, mające wypłoszyć z kątów i spomiędzy smukłych nóżek krzeseł wszelkie wspomnienia nocy poprzedniej, a nocą kolejną, kiedy pub wypełniały nie tylko miłe widoku, ekscytujące rozmowy hojnie zakrapiane trunkami, ale przede wszystkim jedwabną pajęczą siecią informacji i kontaktów - ten moment był chwilą kiedy Kotylion niczym wyjątkowo paskudny, blady ślimak bez skorupy, pies bez budy, człowiek bez domu żyjący w norze pod własnym lokalem wypełzał na świat ze swoich zimnych podziemi. Poprzednia barmanka, równie mało rezolutna co ta, która pracowała tu teraz, snuła niewątpliwie kreatywne teorie jego w pieczarze bytowania - nigdy jednak nie należał do osób tłumaczących się, a z pewnością nie dementował żadnych plotek. Nurzał się w nich po szyję z takim kocim samozadowoleniem jakby się pluskał w basenie z ciepłą wodą.
Siedział w głębi, obserwował jej mozolne ruchy, bystrym wzrokiem pana-przypierdolki ze zmrużonymi powiekami oceniał precyzję rozstawiania szklanek, geometrię ustawienia butelek. Każdemu mógł wyglądać na luja, ale ponad wszystko cenił w życiu linie. Podświadomie, od dziecka układając wszystko w sobie tylko znane układy, nawet zabawki do łóżka lulając pod kątem prostym od ściany. Mówi się przecież, że jest porządek w każdym chaosie. Z tego cienia niczym żabie, ropusze wilgotnej promień słońca z uchylonych drzwi kolcem prosto w oko ubódł aż się wziął podniósł, kolos gliniany, jakby to trwało całą wieczność zanim kilometry swojego ja wyprostuje, co łatwe, lekkie i szybkie być przecież nie może pod ciężarem tak potężnego ego.
Yoshida.
W tak flegmatycznym ciele iskry myśli skakały jak rażone prądem wieprzki w za ciasnej zagrodzie. Szybko wertował archiwa pamięci, nazwisko - tak, ale twarz? Zupełnie nie współgrała ze spodziewanym wyrazem, choć stoicyzm i chłodny, acz uprzejmy dystans jakby znajomy. Ruchem zbyt płynnym, zbyt miękkim jak na te absurdalne gabaryty wychylił się ze swojej bezpiecznej kryjówki za krawędzią kontuaru.
- Zapraszam. - powiedział wzrokiem stanowczo zbyt łapczywym już-już do skrzynki się wdzierając przez tę szparę wąską, szczelinę już ciekawość pchając zachłannie. Wskazał dłonią drzwi na zaplecze przechylając się przez wypolerowany, jasny blat baru po to, by sięgnąć po precyzyjnie wybraną, ceramiczną butelkę. Spojrzenie barmanki tylko przez ułamek sekundy zdradzało zwątpienie faktem, że oto szefuńcio znalazł sobie dobry powód do najebania się przed zachodem słońca, jednak jego chłodne spojrzenie i dźwięczny brzęk pierścionków o ceramikę uciszył wszelkie próby opozycji. Jak rachityczny żuk lśniący ozdobnym pancerzem biżuterii, musiał być nad wyraz ekscentryczny, żeby przypadkiem nie stracić swojego wizerunku bandziora, gangusa i mafioźnika. Jego biznes mógłby na tym ucierpieć. Czarna koszula haftowana na złoto najwyraźniej nie krzyczała wystarczająco głośno, trzeba było prowadzić biednego człowieka przez wąski korytarzyk zaplecza w kierunku obskurnej klatki schodowej, metalowymi schodkami brzęczącymi złowróżebnie w kierunku stalowych, przesuwanych drzwi na bolec.
Pieczara Kotyliona dzieliła się zasadniczo głównie na dwie sekcje - z pewnością to jadna z tych iluzji w których im dłużej patrzysz tym więcej dostrzegasz, widać było jednak zdrowy podział na część wschodnią-pracową i zachodnią-życiową, choć trudno zgadnąć kto by chciał żyć, tak zupełnie nie za karę, w blasku sztucznych świateł.
Wskazał gestem ponownie wnętrze pomieszczenia, rozklejając usta w powolnym, uprzejmym uśmiechu wyglądającym jak grymas bólu, jakby jego parszywa morda męta zapomniała jak się takie drobiazgi jak zadowolenie okazuje.
- Jestem niezwykle ciekaw. - powiedział dramatycznie zasuwając za nimi stalowe drzwi, tym razem nie na bolca. Skierował się w stronę niskiego stolika, mebla zachowującego wręcz zaskakującą czystość w porównaniu z absolutnym nadmiarem książek, gazet i notesów znajdujących się na każdej innej powierzchni płaskiej (plus minus trochę kurzu tu i tam). Postawił sake, na dobry biznes - wiadomo, nie na darmo był Januszem interesów, po czym usiadł na jednej z wygodnych poduch krzyżując nogi, a potem ręce na piersi, żeby powstrzymać dziecięce pragnienie zabrania mu skrzynki w celach obcesowego dobierania się do niej jak do chętnego ciałka. Uniósł wyczekująco brwi. Prezentuj waść.
Kotylion

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Jestem niezwykle ciekaw.
Ciekawym był on, przepływając przez wąski korytarz cicho jak duch. Szerokie ciało za plecami odcinało mu jedyną drogę ucieczki, jednak zdawał się o tym nie myśleć, sunąc oczami po ścianach, wczepionych w sufit lampach, docierając do ciężkich drzwi. Wpojonym mu nawykiem skłonił się lekko, jakby przepraszając za gwałt na przestrzeni prywatnej i wtargnął w gardziel kotylionowej pieczary niczym głupia foczka w paszczę czarnego terroru. Pasował tu niczym kwiat do kożucha, w całej tej swojej tradycyjnej manierze psując modernistyczne wnętrze. Gdyby nie krótka uwaga gospodarza, nie odkleiłby spojrzenia od żadnej z książek, szafek, skrzynek i utensyliów kierowniczych. Kotylion urządził się tak, jakby Tanuki było całym jego życiem.
- Yoshida Hikaru – przedstawił się na wypadek, gdyby Kotylion już nie pamiętał jego godności. Pewne rzeczy musiały być powiedziane, tak żeby potem nie było nieścisłości. Mężczyzna jednak nie patrzył na niego, a na to, co trzymał w dłoniach. Człowiek interesu – przechodził do rzeczy bez farmazonów i gry wstępnej, ogniskując zainteresowanie jedynie na tym, co miało szansę przynieść mu wymierną korzyść. Gdyby Sol miał o biznesie pojęcie większe niż o lepieniu w glinie, zapewne odniósłby się do tego z uznaniem. Jako jednak iż był laikiem w temacie, poczuł się po prostu dziwnie.
Delikatnie postawił na niskim blacie pudełko, rozsupłując opinający je sznurek.
- Pragniemy z ojcem zweryfikować pańskie oczekiwania zanim wykonamy zamówienie. Pozwoli Pan, że przedstawię Panu nasze propozycje. Mówiąc to ściągnął wieczko i odłożył je skrupulatnie obok, nie podnosząc więcej wzroku na swojego rozmówcę. Wyciągnął z wnętrza trzy pierwsze naczynka, ujmując je w dłonie delikatnie niczym pisklęta, by następnie uwolnić z materiału i postawić przed Kotylionem. Każda z czarek była na swój sposób indywiduum garncarskim. Pierwsza, ruda i pospolita była odzwierciedleniem tradycyjnej prostoty. Wyglądała niczym młodszy kuzyn miseczki do ryżu, tyle że w formacie kieszonkowym, a do tego osmolony na brzegach. Mogła być standardem masowej produkcji i pewnie by była, gdyby miało to jakiś głębszy cel w tej zabitej dechami wiosce. Druga, bardziej brunatna, zdawała się rozchylać swój wylew niczym fale na wielkim oceanie. Była tak samo niska, jednak szersza, zupełnie jakby aspirowała do bycia stożkiem, jednak niespodziewana dekapitacja pozbawiła jej najwęższej części. Obie, chociaż odpowiednio schudzone przed wypiekiem, wypolerowane zostały jedynie zewnętrznie, zachowując z lekka prymitywną chropowatość. Ma to sprawić by alkohol czuć było jeszcze na długo po wylizaniu czarki do czysta, lecz Kotylion nie musiał o tym wiedzieć. Trzecia piękność wyłoniła się spod materiału nie bardziej śmiało niż jej dwie siostry. Czarna jak węgiel odbiła chłodne światło żarówki. Chociaż wciąż mieszkanka zaścianka, odznaczała się minimalnie większą strojnością, a działo się to za sprawą cienkiej warstwy przyciemnianej angoby otulającej ją od dna aż po cienkie jak mały paznokieć brzegi.
- Czy któraś wersja zwróciła Pańską uwagę? Jeżeli tak, chętnie o niej opowiem.
Sol

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Za wszystkim stoi jakaś historia, słowa nie powiedziane i nie wypowiedziane. Za każdą z tych książek, za każdym klaserem, w każdym z ułożonych w gromadki notesów zapełnionych bełkotem o zawsze równych marginesach. Tanuki było całym jego życiem bo tak to powinno wyglądać, tracąc grunt pod stopami kiedy ten śmieć społeczny wydalił go ze służb mundurowych musiał w jeden krótki moment zamieść wszystko pod dywan, a znalezienie w Oguni takiego wystarczająco dużego, pstrego i grubego coby nie odznaczały się pod nim grzechy nie było wcale proste.
Zresztą metka pijanego, marudnego właściciela pubu sake wcale mu nie przeszkadzała - widniał w końcu jako nieszkodliwy. Tkwił w swojej nieszkodliwości dryfując na powierzchni radaru tuż przy krawędzi prawości i rozboju. Niczego przecież mu nie udowodnisz, a kto mu zabroni patrzeć przez okno tęsknie wspominając opowieści matki o wielkim świecie. O niczym nie marzył tak jak o tym by stąd wypierdalać, a żeby stąd wypierdalać trzeba było wiedzieć jak, a żeby wiedzieć jak trzeba znać kogoś, a żeby kogoś znać trzeba mieć do tego dźwignię i tak dalej i tak dalej. Wypukłe brzegi kajetów wypełnionych informacjami.
- Umm.. tak tak. Yoshida. - machnął na jego ponowne przedstawianie się ręką, starczy tych formalności, spocznij żołnierzu. Słuchał tego, co gość mówił, ale wyglądał jakby nie słuchał wcale - to już chyba zboczenie zawodowe wyrobione przez te wieczory kiedy snuł się po posterunku czy swojej knajpie przysłuchując rozmowom w sposób absolutnie niemożliwy do zarzucenia. Wzrok utkwił w tym wieczku, czując niepoprawne zadowolenie na widok zawartości skrzynki.
Jego spojrzenie prześlizgiwało sie po naczynkach niemal równie subtelnie i delikatnie co palce Yoshidy. Po tej zdawkowej prezentacji pochylił się w końcu bliżej stołu, studiując niewielkie czarki z uwagą. Bez cienia wątpliwości dostrzegał kunszt wprawnych rąk producenta, doskonałość proporcji niemal fabryczna, a przecież tworzona ludzkimi rękoma. Czuł słabość do produktów tworzonych przez rzemieślników, przedmiotów, którym ktoś poświęcił swój czas, uwagę, które ktoś chciał uczynić doskonałymi i które były odzwierciedleniem wielu lat, jeśli nie pokoleń sztukmistrzostwa. Długie palce rozpostarły się nad naczynkami, uniósł w palcach pierwszą z nich, obrócił lekko i muśnięciem palców dotknął samymi opuszkami denka. Bez słów badał ich wagę, fakturę, obracał leniwie w tym miernym świetle śledząc gładką powierzchnię wypalanego lakieru. Poświęcił jej stanowczo zbyt dużo uwagi jak na tak prosty wzór, dalej kompletnie ignorując drugi model podniósł jej czarną siostrę by znad jej brzegu rzucić swojemu milczącym gościowi niejasne spojrzenie. Kącik ust drgnął mu lekko, czy to żart, czy celowa zaczepka by swoim biznesowym partnerom podawał sake w czarnych jak kir żałobny naczyniach. Postawiwszy ją odruchowo już wyrównał lekko palcem by stało dokładnie prostopadle do krawędzi stołu i zamyślił się.
- Faktura tej drugiej... - zmarszczył lekko brwi szukając słowa, poruszył jednak lekko ramionami jakby zrzucał sobie z barków odpowiedzialność dobierania słownictwa- To wciąż nie to. - uznał w końcu.
Tradycja zabraniała nalewać sobie alkoholu samemu, w związku z czym skoro sam chwycił za butelkę z trunkiem to Yoshida miał być konsumującym gościem najwyraźniej. Odkorkował szeroką szyjkę i napełnił wszystkie trzy obserwując migotanie światła w falującej powierzchni nalewanego trunku.
- Która podoba się Tobie? - zapytał z ciekawością.
Kotylion

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
To nie było pytanie, które wolno zadawać rzemieślnikowi. Każda z tych czarek była dzieckiem Hikaru i chociaż jedne kochał bardziej od drugich, o żadnym nie wypowiadał się gorzej. Przekrzywił głowę udając, że w ogóle zastanawia się nad stosownością odpowiedzi. W pudełku zostały wciąż cztery zawiniątka, których Kotylion był mniej, lub bardziej świadomy. Ostatecznie nie odpowiedział na to pytanie, odchylając się do tyłu i obdarzając klienta uprzejmym uśmiechem. Gdyby miał komukolwiek dyktować swoją wolę, nie on byłby jej odbiorcą.
Wyciągnął z pudełka dwie kolejne czarki, delikatnie osypując je z drobinek piasku, nim stanęły na stole. Pozwolił im pozostać w ukryciu, karmiąc tym samym domniemaną ciekawość Kotyliona. Ten miał teraz szansę po swojemu zapoznać się z wciąż pozostałymi mu alternatywami – ściągnąć całun niby szczęśliwy pan młody w noc po zaślubinach. Jedna z nich (nie zdradzi, która) drobne uszczypnięcia partii dennej przerodziła w delikatne wypustki nóżek. Wyglądała przy siostrach nieco okazalej, wciąż jednak pozbawiona była strojności choćby małomiasteczkowej. Tu zaczynała się kombinatoryka. Prostota jest pięknem – jak to zwykli spisywać biografowie wielkich myślicieli, jednak w jego umyśle nie pozostawało dla niej wiele wolnego miejsca. Brunatna glina wspinała się po wysuniętych niby-żebrach podstawy rozkwitając otwartym wylewem. Brak angoby nadrabiała jedynie kształtem, jednak to przecież dało się zmienić. To wszystko były prototypy. Jeżeli Kotylion choćby zająknie się prośbą o połączenie elementów, Hikaru zrobi co w jego mocy by sprostać wyzwaniu. Przesada w obie strony bywała zabójcza dla biznesu, jednak klient naszym Panem. Piąta, starsza siostra czarnej czarki była jej zupełną odwrotnością. Szlif i wypalone mleczko ścieliły jej wnętrze, mając za zadanie upraszczać przepływ wszystkich substancji jakimi zostanie zapełniona. Nieważne, czy to drogie sake, czy też ujęte z kociołka curry, nic nie ostawało się po przesunięciu językiem. Chropowatość na brzegach ułatwiała jej trzymanie nawet drżącym palcom weteranów wieczorowych schadzek przy piklowanych śliwkach i alkoholu. Bardzo ją lubił, bowiem wciąż nie była w żaden sposób skomplikowana, jednak nie łatwo było ją przeoczyć pośród reszty.
Tym razem to on podciągnął w górę skrawek rękawa yukaty, sięgając po buteleczkę z sake. Przywilej bycia gościem pozwalał mu cieszyć się zaoferowanym drinkiem, jednak nie był na pozycji umożliwiającej mu umoczenie ust w zawartości żadnej z napełnionych czarek. To on zabiegał o zabiegało zaufanie i chęć współpracy. Pozwolił Kotylionowi zadecydować, które naczynko chciał poznać lepiej, by następnie po krótkiej prezentacji napełnić je dla niego. Prawdziwe pytania zrodzą się, gdy wyciągnie na stół wszystkie karty, a przecież nie pozostało ich tak wiele. Dwie ostatnie czarki ciągle wylegiwały się w sypkim piasku na dnie pudełka. Gdy je odsłoni, będzie obnażony.
- Zakładam, że ma Pan sprecyzowane oczekiwania odnośnie zdobnictwa. Jeżeli nie, służę poradą. Naturalnie każdy finalny wyrób znakowany jest naszym nazwiskiem. Ponad to, zdajemy się już jedynie na Pańską wolę. – Ojciec nie uznawał wypalania pieczęci na niedokończonym produkcie. Szczycił się wszystkim, co wyszło spod jego rąk i trudu pracy, dlatego uważał za marnotrawstwo wykańczanie czegoś, co nie miało funkcji użytkowej. Prezentując wszystkie propozycje Hikaru miał świadomość tego, że żadna z czarek nie dotrze do warsztatu.
Zastukał palcami o wzdęty brzusiec butelki, jednak on nie posiadał sygnetów. Opuszki zmiękczyły odgłos paznokci, czyniąc go ledwie słyszalnym nawet pośród ciszy jaka pomiędzy nimi zapanowała. Kotylion należał do tych cichych, odległych myślami. Wyłapywał tylko to co posiadało dla niego wartość.
Sol

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Kotylion nie należał do ludzi rozumiejących co w życiu wolno, a czego nie wolno. Miał bardzo sztywno ustawiony kompas moralności, działał on niestety tylko na amplitudach, które sam poważał - być może dlatego jego kariera w policji była gwałtowna i krótka. Jak wszystko co robił. Jak całe jego życie najpewniej - szybkie, pozbawione standardów, kończące się tragicznie. Nie okazywał po sobie wiele, przyglądał się jednak z wielką uwagą korności jaka zagościła w tym uprzejmym uśmiechu na ustach Yoshidy, jakby odczuwał niepoprawną przyjemność z tego dyskomfortu niewypowiedzianego wywołanego jednym przecież, bardzo prostym pytaniem. Mógł powiedzieć "żadna" mógł powiedzieć "każda" mógł powiedzieć "ta" nie mając na myśli ani jednej z nich, a jednak tylko odchylił się, wzrokiem uciekł do materiałowych zawiniątek, a więc i Hanzo drążyć tematu nie będzie. Nie był wszak tak oczywistym barbarzyńcą na jakiego lubił się wykreować, posturą niedźwiedzia był pajęczakiem czającym się w półmroku, śliskobrzuchą żmiją między kamieniami.
Cmoknął cicho w wyrazie czego? Zadowolenia? Niezadowolenia na ten brak odpowiedzi i uniósł wyżej brodę odchylając się ponownie na swojej grochowej poduszce. Oparł opancerzone palce o kolana i zmrużył powieki.
Uważne spojrzenie wróciło do naczyń obrysowując ich kształt, rozmiar, ich średnice - te zbyt rozłożyste z których za szybko uciekać będzie subtelny aromat drogich alkoholi ale jakże wygodne dla amatorów prostych napitków, ta ciekawa, inna, wypustki, które mógłby założyć, że były błędem przy produkcji - ale przecież ten rzemieślnik nie popełniał błędów. Kolorystycznie, wagowo, formatem i fakturą, każdą z nich wziął w ręce ale to wciąż nie było to.
Mógł zamówić jakiekolwiek, mógł kupić zwykłe, sklepowe, rozważał nawet szklane tubki do wstawiania w drewniane pudełko żeby uniknąć plam na swoim lakierowanym blacie. A jednak czegoś chciał więcej, coś go ciągnęło, potrzebował tych ręcznie wykonanych ochoko i dobranych do nich, schludnych tokkuri. Jakby w tym chaosie kotwicę mógł zarzucić i trzymać się choćby małym palcem jakiejś estetyki.
- Osobiście nie widzę wielkiego znaczenia w zdobnictwie. - -powiedział szczerze, choć nie musiał - Ale jako właściciel lokalu muszę na takie niuanse zwracać uwagę. - uniósł jedną z czarek pozwalając sobie ją napełnić. Wybrał hon-nama sake, pasteryzowaną tylko raz, silnie aromatyczną od razu po nalaniu, ulatniającą swój zapach tym szybciej im szybciej traciła temperaturę. W palcach prawej ręki zarejestrował stabilność naczynka spowodowaną chropowatym brzegiem, lewą musnął denko badając równowagę.- Interesuje mnie forma o wąskim gardle, przysadzista, szeroka u dołu. - powiedział zbliżając naczynko do warg - Na specjalne okazje, dla specjalnych gości, dla wyjątkowych trunków. - upił łyk i odstawił czarkę na blat - Nie jestem artystą, nie to co Ty, dlatego Twoja opinia mnie ciekawi z czysto egoistycznego powodu. Nie chcesz się nią dzielić - kącik jego ust drgnął nieznacznie- więc muszę polegać na swoich plebejskich preferencjach. Chcę, żeby były czerwone. Bez przesadnego lakierowania, lubię surowe dna. - przeniósł wzrok na skrzynkę w chwili milczenia - Nie można mieć jednak wszystkiego, prawda? - spojrzał na mężczyznę i choć znów spróbował się uśmiechnąć to jego twarz ewidentnie nie była stworzona do tego typu ekspresji. Zapomniał jak się uśmiechać wiele lat temu- Ta też mi odpowiada. - podsumował wskazując na tę, z której sam właśnie korzystał.
gdyby miał kupować czarki do siebie do domu - a by to zrobić musiałby mieć wpierw dom - chciałby znać cały proces, widzieć te palce formujące glinkę, pociągnięcia pędzla nakładające lakier. Mógł uważać Tanuki za swój drugi dom i ukrywać w jego zakamarkach okruszki siebie, jednak pod koniec dnia tej nory nienawidził przecież jak wszystkiego innego w Oguni. Kilka drobiazgów mogło, choć wcale nie musiało tego zmieniać. Nie musiał być wybredny.
Kotylion

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Zamyślił się przez chwilę, odpływając od realizmu teraźniejszości po sprecyzowaniu oczekiwań. Gardziel naczynia znajdowała się u góry, ponad brzuściem, i zależnie od jego funkcji zwężała się lub rozchylała. Zazwyczaj wyodrębniało się ją dla produktu o wysokości większej niż połowa szerokości dłoni, dlatego zaskoczyła go ta uwaga wobec czarek, dla większości których wylew zaczynał się praktycznie u podstawy. – Nie ma Pan aby w głowie tokkuri? – W dwa palce uchwycił zwężenie ceramicznego pojemnika. Zakołysał nim lekko nim zacisnął resztę palców w mig pojmując, że ten jest jeszcze zbyt ciężki, by swobodnie nim manewrować. Odstawił go zatem na blat stołu.
Widocznie rozpromienił się na ten niewyszukany komplement. Lubił, jak każdy człowiek, zbierać uznanie za swoją pracę i wewnętrznie palił się wręcz do odbierania podobnych pochlebstw. Japońska natura potrzebowała chwili by górować nad tym rozkosznym szczęściem, ostatecznie jednak obdarzył rozmówcę kolejnym z uprzejmych uśmiechów, szybko zaprzeczając: - Nie,  to zbyt duże słowa. Bardzo dziękuję, jednak do artyzmu mi jeszcze daleko. Jestem prostym rzemieślnikiem i bardzo cenię sobie opinię właściciela tak wspaniałego lokalu. – Podjął swoją czarkę, rudą, prostą, zupełnie jak przepasający go obi, uniósł ją do ust i opróżnił przykładem gospodarza. Pierwszy łyk sake wyglądał zupełnie jak pierwszy pocałunek. Nie był on z początku ani przyjemny, ani oczekiwany, a jednak po chwili ciepło rozlewało się po gardle, zaś umysł sam wołał o więcej. Drugą dłonią ujął przeciwległy brzeg wylewu, przesuwając palce bliżej dna, by położyć nacisk na odpowiednim miejscu. Po chwili walki naczynie poddało się, rozwarstwiając na dwie, nierówne połowy. Hikaru nieznacznie przysunął ostrą krawędź do Kotyliona, by ten miał okazję zapoznać się także z anatomią produktu. – Wykończenie to sprawa drugorzędna. Czerwonym lakierem pokryć można każdy rodzaj i kształt, dlatego ważna jest podstawa.
Ścianka nie była gruba nawet na połowę centymetra. Mógł ją zrobić węższą, bardziej subtelną, tym samym i bardziej kruchą. Jeżeli mężczyzna zamierzał zachować ją dla trunków wysokiej klasy, droższych i tym samym wystawianych jedynie specjalnym gościom na specjalne okazje, można było pokusić się o założenie, że będzie to zabieg relatywnie bezpieczny. – Definicja wszystkiego zależy od składowych. Przy kolorowaniu zewnętrznym naczynie straci na chwytności, jednak możemy to zrobić. Będzie czerwone jak sobie Pan tego życzy. Naszą pieczęć wypalimy na czarno, by nie zaburzała estetyki. Jeżeli jednak chodzi o sam kształt, proponuję tę lub tę. – Odłożył połamaną czarkę na jej materiale i z pudełka wyciągnął jeszcze jedno zawiniątko. Delikatnie postawił je na stole, rozwijając osłonę bez pośpiechu. Nie była skromna w żadnym tego słowa znaczeniu, nie w zdobieniu jednak leżał pies pogrzebany. O ile pierwsza propozycja należała do tradycji, ta nie mogła odnaleźć miejsca w żadnym z szeregów. Wyglądała bowiem jak najzwyklejszy, płytki talerzyk. Była zbyt mała by serwować w niej coś ponad wasabi, a jednak znalazła się tutaj, w pudełku, pośród wszystkich siostrzanych propozycji. Nie była szersza od zaciśniętej, męskiej pięści. – Nie prowadzę Pańskiej działalności, wiem jednak że trunki na specjalne okazje nie są wystawiane bo to, by złagodzić obyczaje. Pełnią funkcję bardziej symboliczną, dlatego symboliczne ich uszczknięcie powinno być wystarczającym. Jeżeli Kotylion miał na myśli coś zupełnie innego, dokładnie teraz powinien zabrać głos. Każdą z czarek dało się wypolerować, pokryć mleczkiem, czy wypalać z dostępem większej ilości tlenu. Pomimo głębszej wiedzy w temacie mężczyzna nie był jednak głupi i jego pierwszy wybór bardzo przypadł Solowi do gustu.
Sol

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Ponownie cmoknął z niecierpliwością i westchnął. Trzeba uważać, ponoć po trzecim cmoknięciu wyjmuje nóż, a potem Jarema musi prać dywan. Uniósł brwi przenosząc spojrzenie na odległy kąt sufitu, szukając w sobie pokładów cierpliwości, których przecież zazwyczaj miał tak dużo. Co go tak mierziło, czemu tak cierpiał nagle? Czy to znów ta gorycz, że nic nie jest prawdziwe? Przecież nie jest, Kotylion, dlaczego wciąż Cię to zaskakuje. Chciał bardzo wierzyć w to brązowe obi, w te uśmiechy i ukłony, ale gdzieś w tym wszystkim posłusznym i kornym miejsce na kwestionowanie woli klienta? Wszystko sztucznie podpuszczone, kwaśne nagle i niewygodne, nawet poduszka pod tyłkiem jakby w sekundę z ulubionej stała się kanciastym kamieniem.
Kiedy był mały w takich chwilach po prostu wstawał i wychodził. Nie było takiej siły, która utrzymałaby go w miejscu w którym czuł się niekomfortowo - a jednak coś musiało się zmienić. Zdawało się, że wraz z mimiką zgubił wolność, wraz z rozumieniem ludzkich intencji oddał ostatnie lotki tych skrzydeł. Kiedyś ptak bez nóg, nie mógł nigdy wylądować - teraz? Kiwi-nielot, pingwin, gruboskórny pelikan z połamanymi witkami.
Przyglądał się rzemieślnikowi z twarzą pozbawioną wyrazu. Podobała mu się zabawa w tradycje dopóki ta ość nie pojawiła się w kremowej zupie ich wymiany uprzejmości. Dlaczego tak mu na tym zależało? Czemu cieszył się z tego przez ten ułamek chwili? Głupiś Kotylionie, że Cię jeszcze wzrusza czyjeś posłuszeństwo. Chciałby pewnie tego częściej, więcej, chciałby tego porządku codziennie, ale świat nie tak działa jakby on tego chciał i choć mięśnie naprężał, piętami się zapierał, paznokcie łamał stając na przekór to źdźbłem był tylko i koleje losu nic sobie nie robiły z jego groźnych, haftowanych wysiłkiem min.
Brwi drgnęły mu nieznacznie na te absurdalnie wyolbrzymione słowa, nazywanie Tanuki wspaniałym nie było nawet uprzejmością - brzmiało jak czysta, złośliwa ironia. Ale jeszcze nie cmoknął po raz trzeci. Uniósł za to czarkę do ust pociągając kolejny łyk.
Przetarł dłonią twarz i sięgnął po papierosy. Skrupulatnie, bez pośpiechu wyjął jednego z paczki i zapalił go zamykając na chwilę oczy. Nie potrzebował ślubnych tacek, nie potrzebował symbolicznych talerzyków, chciał mieć czarki takie jakich nie miał w oguni nikt. Czarki zwracające uwagę ale budzące zmieszanie, tradycyjne łamane przez jego własne widzi mi się.
- Może być. - odpowiedział więc całkiem bez polotu i wyciągnął się by sięgnąć po popielnicę. Nie możesz mieć rzeczy swoich, Kotylionie, nawet swojego domu, swojego życia w tym gnijącym mieście. Skąd pomysł na to, że przynajmniej w swoich szafeczkach będziesz trzymał swoje kubeczki.
Kulka popiołu rozpadła się o dno popielnicy, a klient przeniósł spojrzenie na artystę-nie-artystę. Niech i tak będzie.
- Cieszę się, że współpracuje z profesjonalistami. - wymiana uprzejmości level hard. W piwnicznej ciszy słychać było przytłumione pierwsze dźwięki wieczornego ruchu w pubie nad ich głowami. Jak w portalu z innego świata. Tu nic nawet nie drżało, żadnej antycypacji nadchodzącej imprezy. Jedynie ekrany monitoringu zdradzające tajemnicze taktyki rozstawiającego się muzyka.
Kotylion

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Atmosfera zgęstniała. Właśnie na tym etapie powinien wtrącić się stary Yoshida, bowiem jak bardzo by nie próbował, coś się zmieniło. Któraś z odpowiedzi musiała nie spodobać się Kotylionowi, chociaż nie miał bladego pojęcia, która. Przecież nie był nieuprzejmy. Nie podważył żadnej z jego kompetencji (nie miał której), zaś o opinię na temat ceramiki sam go zapytał. Gdyby nie odpowiedział, czułby, że w pewien sposób zawodzi go jako klienta, teraz jednak już nie posiadał takiej pewności jak jeszcze chwilę temu.
Rozmowa była czysto biznesowa i nie mógł o tym zapominać. Jeżeli zabrzmiał w jakikolwiek sposób nieuprzejmie, chciałby to wyjaśnić. Wyprostował się przed mężczyzną, a z jego twarzy spełzł wszelki uśmiech. – Naturalnie Pańskie życzenia zostaną spełnione. Nie weźmiemy zapłaty, jeżeli nasz wyrób Pana nie zadowoli. – Wprowadzona przez ojca polityka, chociaż miła Solowi jak ból zęba, była jedną z wizytówek ich warsztatu. Chociaż jako firma rodzinna byli mali i nie działali na większą skalę, zaufanie budowane na tych deklaracjach pozwalało im się utrzymać. Nigdy nie był materialistą, ale czuł się co najmniej wykorzystywany. Mało kto mógł sobie pozwolić na bycie kłamliwym skurwysynem w tak zamkniętej społeczności, jednak nie dzielili się na miłych i milszych. Nawet tutaj nie brakowało męt lubujących się we wspinaniu po trupach innych osób.
- Jeżeli się zapędziłem, proszę o wybaczenie. Nie było to naumyślne – dodaje po chwili, chcąc zacząć chociaż trochę na nowo. Pierwszy klient był dla niego egzaminem, którego nie chciał zawalić, bo i nie rozpoczął nauki w noc go poprzedzającą. Jeżeli ma się starać mocniej – dobrze – zrobi to by udowodnić samemu sobie, że jest wart więcej niż ojcowskie nauki i ten kawałek ceramiki, który teraz miał być jego ‘ja’. Palcem postukał w szkatułkę, w której kryła się ostatnia czarka. Zrezygnował z jej przedstawienia już chwilę temu, zupełnie bowiem przeczyła wyobrażeniom mężczyzny. Wysoka stopka, szeroki kielich, mleczna glazura z każdej strony. Zdecydowanie nie było warto, straciłby przy tym resztki honoru i zaufania. Uniósł pokrywkę i opieczętował nią wnętrz pudełka, tym samym zamykając temat przed samym sobą. Czerwona. Jednocześnie prosta. Jednocześnie wykwintna. Musiała być cienka. Wlanie dobrego sake w toporną czarkę było jak profanacja buddy przez nałożenie mu pstrokatej koszuli. Dwa, może trzy milimetry. U spodu milimetr więcej. Tyle powinno wystarczyć by nie rozpękła nieostrożnie odstawiona. Osmoli ją nierównomiernie na wylewie, ponieważ gradient, nawet delikatny, prócz zawartości będzie jej jedynym klejnotem. Zrobi to szybko, ale d o b r z e. Na dnie każdej, niczym od linijki, odciśnie kwiat lotosu. Starta na proszek wiśniowa kora powinna się sprawdzić. Jeżeli nie, poszuka alternatyw. Klient ma być zadowolony.
- Proszę także o sprecyzowanie ilości. W zamówieniu wciąż nie był Pan pewien.
Sol

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Chciałby może w życiu, by na każdej płaszczyźnie taka właśnie panowała relacja. Układ idealny, niezależnie od woli to klient musi być zadowolony. W swoim szemranym biznesie Kotylion wychodził z dokładnie tego samego założenia - jednakże fakt, że zazwyczaj to on sam był swoim klientem znacznie ułatwiał sprawę.
Poruszył lekko brwiami unosząc je w charakterystyczny sobie, niemal boleśnie zblazowany sposób. Zacisnął mocniej powieki z miną, jakby go coś rzeczywiście fizycznie zabolało.
- Wystarczy. - uniósł lekko rękę - Przestań bo się zrzygam. - a szkoda sake, jakby nie patrzeć wziął jedną z lepszych. Uniósł długopalczastą dłoń do twarzy i przez ciągnącą się chwilę masował sobie powieki oddychając powoli z petem budującym mu jakże nietrwałą koronę z woalki dymu wokół czarnych, sztywnych włosów.- Czterdzieści cztery. - powiedział rozchylając powieki- Czterdzieści i cztery. - powtórzył, jakby Yoshida uznał, że się może przesłyszał czy bogowie raczą wiedzieć co jeszcze. Nie umiał wcale zgadnąć co nakazuje mu pomyśleć czy zrobić tradycja czy dobre wychowanie. Chwilę temu zdawało mu się, że to podobne tradycje i wychowanie co jego własne, jakże jednak odmienne są odbicia w lustrze nawet tego samego naczynia, kiedy jedno z luster przecinają pierdolone pęknięcia i braki. Coś Ty sobie w ogóle myślał, Kotylionie.
Żeby się tej tradycji, która im się tu rozlała po podłodze jak napitek z nieroztropnie strąconej ze stołu butelki rozlała po pomieszczeniu stało zadość wymyśliłby nawet więcej czwórek, ale czterystu nie potrzebował już wcale. Poza tym księgi rozliczeń lokalu chyba stanęłyby w świętym ogniu, gdyby zdecydował się zupełnie bez powodu na taki wydatek. Ludziom wciąż pieniądze wahały się między brakiem wartości, a całą wartością świata - niestety, jakie demony nie oblazłyby ich rzeczywistości za darmo nikt nie chciał robić niczego. Kotylion nie chciał nawet dwa razy bardziej, a wiadomo było, że przynajmniej doprowadza swoje sprawunki do końca. Uniósł butelkę z trunkiem i napełnił czarkę towarzysza raz jeszcze. Interesy interesami, przejdźmy do interesów.
- Wasza pracownia znajduje się niedaleko świątyni Ryushoji, prawda? - zapytał unosząc papierosa do ust i zaciągając się powoli. Choć energia w pomieszczeniu się zmieniła sam Kotylion pozostawał równie niejasną konstrukcją, za szybką na swoje gabaryty, zbyt wolną na swoje myślenie- W Oguni podobno pojawił się były wojskowy. - zmrużył lekko powieki- Żołnierz z listem gończym na karku. Wysoki, brązowe włosy i oczy, podobno niepoczytalny. - strzepnął peta do popielnicy i uniósł swoją czarkę by pociągnąć z niej ostatni łyk i odstawić poza zasięgiem Yoshidy. Musiałby wyraźnie nadwyrężyć swoje usadowienie by się pochylić tak daleko w celu napełnienia naczynka. Kto wie, czy tak wypada.
- Nie szukał u was informacji? ...schronienia? - nie spodziewał się otrzymać jakichkolwiek informacji od garncarza, ale przecież nie utkałby swojego wątpliwej jakości imperium gdyby odpuszczał sobie jakąkolwiek okazje do zbierania informacji. Miał do zakładu Yoshidy wysłać na spytki i badania terenowe Jaremę, ale ten mały śmieć ostatnio miotał się jak nastolatka z okresem i Kotylion naprawdę nie miał cierpliwości tego znosić. Chcesz coś zrobić dobrze - zrób to sam. Chyba, że chodzi o lepienie czarek z gliny, tego zwyczajnie nie umiał.
W odróżnieniu od polowania na ludzi.
Kotylion

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
- Czterdzieści i cztery – powtórzył nad wyraz spokojnie jak na to, jak przed chwilą został potraktowany. Sądził, że wspina się na wyżyny uprzejmości i kultury, tymczasem zrównany z ziemią w krótkich, żołnierskich słowach nie wiedział, co dokładnie tu jeszcze robi. Nastroje gospodarza zmieniały się w ułamku sekundy. Jeszcze chwilę temu z równo Hikaru pasją wpatrywał się w małe, gliniane naczynka, teraz zaś wyłaziło z niego zwierzę. Yoshida, który nie siedział w biznesie barowym nie wiedział także jakie jest jego drugie dno. W naiwny sposób nie podejrzewał nawet, że Kotylion wcale nie wybrał ich warsztatu ze względu na jakość wyrobów, czy renomę. Może nie wierzył w swoje własne umiejętności (miewał tendencję do niedoceniania swojej pracy zważywszy na raczej oschłą ocenę ojca), jednak wkładane mu do głowy nauki i porady nie szły w las. Nie był pierwszym, lepszym dziwakiem z dostępem do gliny, który umie wygnieść palcem dziurę w kuce, wrzucić ją do ognia i nazwać życiowym dokonaniem. Rad czy nie, reprezentował tradycję o silnych podstawach i rzetelnym podejściu, dlatego intencje Kotyliona mogły mu jedynie napsuć krwi.
Nim w ogóle namyślił się nad odpowiedzią, sięgnął po czarkę i pozwolił dobrej sake rozpalić się od środka. Nic dziwnego, że Kotylion trzymał się życia w tak doskonały sposób. Nawet będąc zimnym draniem rozgrzewał wnętrze tym, co znalazł w swojej piwnicy. Równowaga nie była w żaden sposób zachwiana. - Nie przypominam sobie, by ktoś tak mocno zarysowany pojawił się w naszym sąsiedztwie. – Przyglądał się naczynku może nieco zbyt długo, wertując w pamięci napotkane osoby. Pierwszym skojarzeniem był naturalnie Jarema z cmentarza, niemniej wojskowy? Brązowe włosy? Oczy? Nie, może i był niepoczytalnym draniem, jednak nie wpisywał się w dalszą część opisu. Ponadto wydawał się bardziej miejscowy, niż Yoshida mógłby sobie tego życzyć. Do takich rozważań bardziej nadałby się jego ojciec. To on opiekował się frontem warsztatu, pozostawiając Hikaru z dnia na dzień coraz więcej obowiązków w jego wnętrzu. To on zapoznany był z twarzami klientów, kiedy Hikaru kojarzył jedynie zgrabnie wypisane na skrzynkach nazwiska.
Co było jasne, musiał być to turysta. Czemu właściciel Tanuki miałby szukać jakiegoś turysty? Czyżby daleki krewny? Posłaniec? - Nikt nie szukałby u nas schronienia. Budynek nie jest duży i brak mu większej ilości udogodnień. Co prawda przewijało się przy bramie kilkoro nieznanych mi ludzi, żaden z nich jednak od progu nie wykrzykiwał wierszy o swojej wojskowej karierze.- Podrapał się po szyi mrużąc powieki. Ten rudy? To mógł być on, wszak w cieniu wcale nie jarzył się ogniem i od biedy można go było wziąć za ciemnowłosego. A może to ten wielkolud, co mało nie powywracał w kałużę dwójki dzieciaków od Pani Kurary? Cholera wiedziała, o kogo mogło chodzić. Nie zwykł napadać wszystkich napotkanych osób z serdeczną intencją wydarcia z nich historii życia i personaliów. Ostatecznie wzruszył ramionami. - Nie sądzę, bym okazał się na tym polu pomocny. Jeżeli Pan kogoś szuka, najskuteczniej byłoby się podpytać lokalnych straganiarzy. Wózki z jedzeniem i łakociami przyciągają najwięcej ludzi.
Czy zdał swój egzamin? Ciężko było stwierdzić, bo i nie przygotował się na takie pytania. Zabrał ze sobą jedynie dobre nastawienie i kilka czarek, a nie powszechny spis ludności Oguni z krańca, w którym sobie wegetowali. Zbliżała się zima i trzeba się było na nią przygotować, a nie zaprzątać sobie głowę przyjezdnymi spoza granic. W rok, czy dwa i tak odejdą. Nie tam gdzie chcą, bo do gleby, niemniej już nikt nie będzie o nich pytał.
Sol

Powrót do góry Go down

Powrót do góry Go down

Powrót do góry


Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach