Droga do lasu Shimojo
by Lert Czw Lut 11 2021, 01:29

Kto zagra?
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:44

Rezerwacje wyglądów
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:30

But the darker the weather, the better the man
by Oguni Sro Sty 13 2021, 21:14

Aktualnie słucham
by Junko Wto Sty 12 2021, 21:56

Bar
by Gość Wto Sty 12 2021, 19:37

Ogrody
by Lert Wto Sty 12 2021, 18:27

Stare drzewo
by Gość Sob Sty 09 2021, 00:16

Park
by Gość Czw Sty 07 2021, 20:57


  Akuto szedł na miejsce we względnym milczeniu. Wychodząc z komisariatu zamienił mundur na bardziej zwyczajne ciuchy. Najzwyklejsze na świecie czarne spodnie, biały t-shirt bez żadnych napisów czy ozdób i skórzana, cienka kurtka, przylegająca dość mocno do jego muskularnych ramion, tworzyły razem względną całość. Jedynie czarne gromy były elementem, który pozostawał niezmienny, niezależnie od tego czy był akurat w pracy, czy też nie.
  Początkowo jego myśli uciekły przez kilka sekund ku sprawie Nakamury. Mężczyzna gdy tylko znalazł się w celi, odpadł całkowicie poskładany przez litry alkoholu, które musiał w siebie wcześniej wlać. Znając jego dotychczasowe wybryki, wątpił, by miał wstać w przeciągu najbliższych dwunastu godzin.
  Po dotarciu na miejsce przytrzymał przez chwilę drzwi Kotarou, nim wszedł do środka w ślad za nim, wybierając pierwszy lepszy stolik. O tej porze, bar był praktycznie pusty. Poza nimi w kącie siedział jedynie samotny mężczyzna, wciągając smętnie udon nad najnowszym wydaniem gazety.
  Koyasuryo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że życie rozkręcało się tu o nieco późniejszej porze, gdyż jak to mawiał jego dawny znajomy - alkohol lepiej wchodzi po ciemku, gdy kami gorzej widzą.
  — Wybierz cokolwiek chcesz — powiedział przesuwając menu w jego stronę. Sam i tak doskonale wiedział na jaką pozycję się zdecyduje. Wybierał ją praktycznie za każdym razem i to wyjście nie miało niczego zmienić. Pod tym względem bez wątpienia należał do grupy nudnych ludzi, którzy rzadko próbowali dziwnych wariacji, a kelnerzy w restauracjach czy kawiarniach zapamiętywali ich bez problemu, witając słowami "To co zawsze?".
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  Wyjście na chłodne, wieczorne powietrze nieco go ostudziło. Grał jednak twardego i ani razu nie potarł ramion. Zsunął tylko dotychczas podwinięte do łokci rękawy i upchnął dłonie w kieszenie, co jakiś czas obserwując wydychane powietrze, które formowało się w białą mgiełkę.
  Na szczęście w samym barze było znacznie cieplej, więc z zadowoleniem potarł o siebie zmarznięte ręce. Podążając za stróżem, knuł w głowie kolejny plan dotyczący samego miejsca. Wertował wszystkie możliwe opcje, każdej przypisując plusy i minusy. Co mógł zrobić, jak zaczepić?
  Ostatecznie usiadł naprzeciwko, uznając, że w ten sposób będzie miał okazję napatrzeć się na lico rozmówcy nieco dłużej.
  – Nigdy tu nie byłem, więc zdam się w tym przypadku na ciebie – odparł po wstępnym przejrzeniu menu. Nawet jeśli często wychodził do miasta, to rzadko jadał w barach i pubach, korzystając raczej z przyrządzonych w domu posiłków. Oczywiście sam nie przykładał do nich ręki, bo wtedy trzeba by było gasić z płomieni nie tylko jedzenie, ale i całą kuchnię. – Chętnie spróbuję twojego ulubionego dania stąd – dodał po chwili, posyłając stróżowi szeroki uśmiech. Zamkniętą kartę dań odłożył na blat stolika.
  Rozejrzał się krótko dookoła; było raczej cicho i dość przytulnie. A przynajmniej na razie. Kotarou zdawał sobie sprawę, że wieczorne godziny mogły oznaczać tłumne odwiedziny w miejscach takich jak to.
  – Na następną randkę ja wybieram miejsce, okay? Tak będzie sprawiedliwie – Pokiwał głową do własnych słów, choć nie spojrzał na Koyasuryo; być może był zbyt zajęty obserwacją samotnego mężczyzny, a być może nie chciał oglądać reakcji stróża.
Kotarou

Powrót do góry Go down

  Biedny, nieświadomy Akuto, nawet nie domyślał się że ten cwany lis znowu knuje coś w głowie. Rzadko kiedy skupiał się na większej analizie innych w chwili wolnego, zostawiając sobie ten przywilej wyłącznie na sytuacje, które naprawdę tego wymagały. Jego zainteresowanie ludźmi oscylowało w końcu na żałośnie niskim poziomie.
  — Nigdy tu nie byłem, więc zdam się w tym przypadku na ciebie.
  — Ciekawe — powiedział krótko w odpowiedzi na jego słowa, nie kończąc myśli na głos. Gdyby miał przypisać Momobashiego do jakiejś grupy, umieściłby go w popularnych dzieciakach, które zbierają wokół siebie innych. Te z kolei dość często zdawały się uderzać w podobne miejsca. W którym miejscu zatem się pomylił? Jedynie wyjściach ze znajomymi? Grupą, do której należał? W cechach charakteru, a może po prostu w trybie życia? Żadnego ze swoich pytań nie zadał na głos. Prędzej czy później miał się przekonać pod jak wieloma względami się mylił.
  Wstał z miejsca i podszedł do lady. Jego wrodzony talent objawił się w przeciągu kilku sekund. Dziewczyna na dziesiejszej zmianie zachichotała cicho tuż po złożeniu przez niego zamówienia i machnęła lekko dłonią, nakazując mu gestem, by się nachylił. Doskonale wiedział czego chciała. Powstrzymał się przed jakąkolwiek większą reakcją i pochylił po prostu do przodu. Cichy szept zwieńczył się kolejnym chichotem, gdy dziewczyna wycofała się o krok i uciekła do kuchni, całe szczęście nie licząc na żadną jego reakcję.
  Usiadł z powrotem do stolika, przesuwając palcami po krótkich czarnych włosach. Ludzie w Oguni naprawdę nie mieli co robić.
  — Musisz mieć bardzo bogate życie towarzyskie, skoro każde wyjście klasyfikujesz jako randkę — stwierdził, przesuwając dłoń na bok szyi, uciskając kilka punktów palcami. Po spędzeniu połowy dnia nad aktami, zdecydowanie zastały mu się mięśnie.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  Odwrócił wzrok od obcego mężczyzny dopiero gdy stróż wstał od stolika. Kotarou wbił spojrzenie w jego plecy i po prostu obserwował.
  W przeciwieństwie do swojego towarzysza sam poświęcał większość czasu na analizę ludzi dookoła. Zwracał uwagę praktycznie na wszystko – głupie zagrywki, nerwowe odruchy, kierunek, w którym uciekały oczy, sposób stawiania kroków... Tak naprawdę każdy najmniejszy szczegół. Zawsze był cichym obserwatorem. Problem w tym, że niektórych rzeczy lepiej było nie zauważać.
  Jak na przykład teraz – wykrzywione w uśmiechu usta dziewczyny i jej chichot ściągnęły brwi chłopaka ku sobie. Przyglądając się tej krótkiej scenie, nie był do końca pewien, co powinien czuć i chyba nawet nie chciał tego wiedzieć. Tak sobie przynajmniej wmawiał.
  – Musisz się jeszcze wiele o mnie dowiedzieć, skoro uważasz, że każde spotkanie tak klasyfikuję – odparł niewzruszony, najwyraźniej nic sobie nie robiąc z uszczypliwej uwagi. – Tylko te z tobą za takie uważam – Słowa padły dopiero w momencie, w którym powrócił spojrzeniem do lica stróża.
  Skrzyżował przedramiona na blacie, zaraz wspierając na nich podbródek. Nagle wypchane powietrzem policzki nadały mu wyglądu obrażonego dziecka, któremu w sklepie odmówiono włożenia do koszyka kolejnej słodkości. A przecież akurat ta smakowała najlepiej ze wszystkich.
  – Aczkolwiek widzę, że nie jestem ci potrzebny, skoro pierwsza lepsza panienka chichocze na twój widok cała w skowronkach – mruknął niezadowolony na wydechu, obracając twarzy na bok, by policzek spoczął na splecionych rękach. – Może niech ona dotrzyma ci towarzystwa? Ja sobie stanę na jej miejscu i niech ona zje z tobą kolację, skoro tak dobrze się bawicie, fufufu – Sposób, w jaki wypowiadał słowa, był teatralny i mimo pobrzmiewającej w nich powagi dało się wyczuć rozbawioną nutę.
  Kotarou Momobashi nie byłby sobą, gdyby nie obracał niewygodnych sytuacji w żarty. Nigdy przenigdy nie przyznałby na głos, że...
  Że co, tak właściwie?
  Znów zmarszczył brwi, nieco bardziej chowając twarz w skrzyżowanych przedramionach.
  Zaczynały go niepokoić te wewnętrzne przeczucia.
Kotarou

Powrót do góry Go down

  Nie potrafił go zrozumieć. Ani całego tego gadania o randkach, ani przeskoków pomiędzy powagą, a żartem. Pierwszą część zdania odebrał bowiem jako autentyczny przytyk, na który nie zamierzał reagować. Zdawał sobie sprawę z tego, że niewiele wiedział na temat Momobashiego, jego słowa nijak go zatem nie ubodły. Rzadko kiedy przejawiał elementy tak dobrze znanej ludziom pychy, przez którą mieli problemy z przełknięciem prawdy, zupełnie jakby miała im stanąć kołkiem w gardle.
  Druga część była bez wątpienia dowcipem. Jeśli Momobashi myślał jednak, że Akuto podłapie te głupie teksty, które tak często rzucali między sobą koledzy w szkołach, czekało go wyłącznie rozczarowanie. Pokręcił jedynie nieznacznie na boki głową, choć jego twarz jak zawsze pozostawała bez wyrazu.
  Nawet wtedy, gdy ten zaczął zachowywać się jak dzieciak.
  Czyli w sumie nic nowego.
  Kolejne żarty, które z siebie wyrzucał nie pokrywały się z niezadowolonym tonem głosu, którym go w tym momencie raczył. I to właśnie on skonfundował stróża najmocniej. Nawet jeśli chłopak szybko obrócił całą sytuację w żart, jego pierwsze niezadowolone mruknięcie nie miało w sobie krzty śmiechu.
  Zachowanie Momobashiego przez ułamek sekundy przywołało zupełnie inne wspomnienie, nie pozwolił mu jednak zakiełkować w swojej wyobraźni, odsuwając je z powrotem w cień.
  Wcale nie są do siebie podobni.
  — Żebyś mógł tym razem przetestować spanie za ladą? — zapytał opuszczając ręce w dół. Oparł łokcie na stole darując sobie sztywną etykietę i podparł podbródek dłońmi. Coś w końcu się zmieniło. Dotychczas obojętne, znudzone spojrzenie nabrało na intensywności, gdy chłodne czarne oczy zdawały się przewiercać Kotarou na wylot.
  Gratulacje, udało mu się wyłączyć wcześniejszą obojętność stróża i choć na chwilę uzyskać jego uwagę. Nawet jeśli mogła ona przyjąć zupełnie inną formę, niż by tego chciał.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  Nikt nigdy nie potrafił namieszać mu w głowie. Od pamiętnego wydarzenia Momobashi trzymał się twardo pionu, nie pozwalając ani obcym, ani znajomym na wzburzenie zawsze spokojnych myśli. To on był od mącenia niewzruszonych tafli, on wprowadzał chaos w ciche szeregi.
  Co się więc zmieniło? Dlaczego akurat ten dziwny człowiek, nocny wędrowca, burzył całe to opanowanie, wprawiał je w ruch równy kamykowi wrzuconemu do miksera.
  – Ha, ha, bardzo zabawne. Kto by pomyślał, że będziesz taki skóry do żartów – fuknął dziecięco. Moment później parsknął pod nosem, być może rzeczywiście nieco rozbawiony brzmieniem uwagi. – Nie spałem. Zrobiłem sobie krótką przerwę na uzupełnienie zapasów energii. Taką samą jak ty idąc zapalić. Jedyna różnica polegała na tym, że mój sposób jest jakiś milion razy zdrowszy. Umrzesz przedwcześnie z tych całych papierosów i kto wtedy będzie tak dzielnie mnie znosił? – Mówił zrozumiale, choć odrobinę tłumienie ze względu na fakt, że ani na chwilę nie podniósł twarzy sponad przedramion.
  Milczał krótką chwilę, by w końcu westchnąć z jakimś pokonaniem w głosie.
  – No dobra, może trochę odpływałem. Kiepsko sypiam – przyznał niechętnie; bezwiedny ruch ramionami podsumował całą wypowiedź. Doskonale znał powód zaburzeń snu. Nie mógł niestety nic na to poradzić, bo sama myśl o nadchodzącej rocznicy wykręcała mu trzewia na drugą stronę; mógłby przysiąc, że czuł żołądek przy samym gardle.
  – Traktuję swoją pracę poważnie. Bez znaczenia, czy to obsługa recepcji w hotelu, czy straż na komendzie – dorzucił kilka kolejnych słów, jedną z rąk odrywając od blatu, by wpleść palce w brązowe kosmyki. – W przeciwieństwie do niektórych panienek, które wolą flirtować z klientami, niż zajmować się faktyczną obsługą.
  Prychnął.
  Jeszcze go franca popamięta.
Kotarou

Powrót do góry Go down

  No proszę, więc jednak wyłapał w jego wypowiedzi żart. Nie był w stanie stwierdzić czy był to jedynie łut szczęścia. Może Momobashi mimo całej tej głupawej otoczki, którą tworzył wokół siebie, w istocie dość szybko uczył się interpretować innych. Byłoby to bez wątpienia nie lada osiągnięciem. Wiele osób znających go latami, nadal nie było w stanie stwierdzić czy Koyasuryo rzeczywiście sobie w danym momencie żartował czy też fundował im realny przytyk. Zabawne, że sam uważał własne sygnały za niezwykle dobitne, zwłaszcza że nigdy nie próbował niczego ukrywać. Jeśli czegoś nie mówił, robił to nie z niechęci do dzielenia się danymi informacjami, lecz dużo prostszych powodów. Po pierwsze, nikt nie pytał. Po drugie, nie widział podobnej potrzeby. Naprawdę wiele powinien się nauczyć w kwestii kontaktów międzyludzkich.
  — Myślę, że przy moich obowiązkach, spokojna śmierć na skutek papierosów jest ostatnim co może mi grozić — stwierdził spokojnie w odpowiedzi, nie zmieniając nijak pozycji. Jego wypowiedź oprócz prostego przesłania związanego z wizją śmierci na skutek ataku yokai, miała drugie dno. Skryte zbyt głęboko, by było w stanie choć majaczyć na tafli jego wypowiedzi.
  Akuto kompletnie nie zależało na życiu.
  Funkcjonował w świecie tak jak powinien, wykonywał swoje obowiązki i nigdy nawet przez sekundę nie przeszłoby mu przez głowę, by nie unieść miecza w obronie przed atakiem teke teke. Nie zmieniało to jednak faktu, że wizja rozdzielenia się ze światem nie zaszczepiała w nim strachu, ani żadnego towarzyszącego mu uczucia niepewności. Gdyby zapukała do jego drzwi jeszcze tego wieczora, po prostu podałby jej dłoń i przekroczył próg, nie oglądając się za siebie.
  — Koya — zaczął powoli, dając chłopakowi chwilę na skojarzenie imienia, którego użył we wcześniejszej rozmowie — jest fantastycznym zielarzem. Regularnie zaopatrujemy się u niego w przeróżnego rodzaju mieszanki. Ludzie niejednokrotnie unikają jego zacisza z powodu bzdurnych plotek o klątwie.
  Zamilkł na chwilę, wertując w umyśle wszystkie napary, które jak do tej pory od niego otrzymał, szybko lokalizując najsilniejszy.
  — Korzeń waleriany z suszoną magnolią jeszcze nigdy nas nie zawiódł. Zabiorę cię do niego — powiedział, dopiero po chwili dodając dwa kluczowe słowa — jeśli chcesz.
  Nie bez powodu od dziesiątek lat podobny napar podawano żołnierzom, których niespokojne umysły nie pozwalały im zamknąć oczu bez zbędnych wizji i koszmarów na jawie.
  Uwaga dotycząca kelnerki, sprawiła że rozprostował nieznacznie palce złączonych dłoni, zaraz przywracając im jednak poprzednią pozycję.
  — Co ci powiedziała? — te trzy proste słowa mogły wydawać się niezwykle konfundujące. Akuto wpatrywał się jednak w chłopaka nie dodając nic innego, niezwykle ciekaw czy ten postanowi je po nim powtórzyć, nawet bezwiednie.
  Czasem uzyskanie odpowiedzi było tak proste, że wystarczyło wyciągnąć po nie dłoń. A jednak ludzie woleli ją cofać, tworząc w głowach własne scenariusze, nieważne jak mocno odbiegające od prawdy. Było to całkiem...
  Interesujące.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  Sam również nie zmieniał pozycji. Obecna była nie tylko wygodna, ale i zapewniała komfort, do którego potrzeby nie przyznałby się na głos nawet za skarby świata. Nikt go jednak nigdy nie podejrzewał o żadną niepewność ani zaprzątają razie umysł problemy, więc i nie musiał się martwić głupimi pytaniami, na które zdecydowanie nie chciał odpowiadać.
  – Wstawka o papierosach była żartem, Koyasuryo – westchnął. Czasami miał wrażenie, że ich rolę w nielicznych przypadkach zaczynały się obracać i to młodszy chłopak musiał wykładać wiedzę jak najprostszym sposobem. – Jeśli będziesz odpowiadał na żarty śmiertelną powagą, w końcu wystraszysz swojego rozmówcę. Albo doprowadzisz do niekomfortowego napięcia. A zawsze dobrze jest mieć kogoś, do kogo można otworzyć pysk i kto nie ucieknie, słuchając o tym, jak mówisz o umieraniu w odpowiedzi na zwykłą zaczepkę.
  Zasada przedstawiona przez Momobashiego dotyczyła znacznej większości mieszkańców. Mało było osób, które potrafiły słuchać ze swobodą, które nie zamierały w lodowym bezruchu, gdy tematy wychodziły poza strefę komfortu. Rozumiał nawet dlaczego – w końcu nad całym miastem wisiała klątwa i wszyscy mieli po uszy słuchania o śmierci.
  Koya, co? Fantastyczny zielarz. Czy jego magiczne naprawy mogłyby sprostać zadaniu walki z demonami przeszłości? Kotarou szczerze w to wątpił, wszak próbował już niejednej metody. A jednak... Był gotów chwycić się kolejnej opcji i to tylko dlatego, że proponował ją ten konkretny stróż.
  – Nad Oguni wisi jedna wielka plotka o przekleństwie, a jednak ludzie czepiają się takich głupot, byleby nie spoglądać w kierunku szarej rzeczywistości. Wygodniej jest myśleć o przeklętej grządce bazylii, niż całego miasta – mruknął, nie od razu odpowiadając na propozycje. Mógł udawać, że się zastanawia, ale tym oszukałby wszystkich poza sobą, bo wiedział doskonale, że podjął decyzję jeszcze zanim stróż dodał drugą część. – Chętnie go z tobą odwiedzę. Jestem zmęczony – tym wszystkim i mam już serdecznie dość. Reszta słów nigdy nie opuściła ust bruneta, choć przez długą chwilę rozważał, czy mimo wszystko nie powinien się nimi podzielić ze światem.
  Światem w postaci uważnie słuchającego Koyasuryo. Chłopak nie potrafił sobie wyobrazić zdradzenia mu wszystkich tych rozterek, a jednocześnie sama myśl o tym wydawała się tak... Rozluźniająca.
  – To ja powinienem zadać to pytanie – wytknął niejako rozbawiony. Rozprostował nogi pod stołem, czystym przypadkiem opierając jedną z nich o łydkę mężczyzny. – Ale jestem uprzejmy i na pierwszej randce staram się nie być wścibski. Oczywiście sprawa wygląda inaczej w przypadku zazdrości, w końcu będąc ze mną na tego typu spotkaniu, zwracasz uwagę głównie na mnie, a nie na zachwycone tobą panienki – W końcu oderwał dłoń od brazowych kosmyków, kładąc ją luźno na blacie. Przez dłuższą chwilę trawił własne słowa i aż chciało mu się śmiać. Od wieków nie był na prawdziwej randce, przez co samo mówienie o niej wydawało się czystym absurdem. Nie dlatego, że jedno z nich nie było kobietą. Powód był inny i dręczył go niemiłosiernie, więc postanowił mówić dalej.
  – No to, co ci powiedziała?
  Odetchnął nieco głębiej, wyciągając rękę odrobinę bliżej mężczyzny. Zdołał zachować subtelność ruchu, w końcu nie miał zamiaru przedwcześnie zdradzać intencji.
Kotarou

Powrót do góry Go down

  — Czemu miałbym powstrzymać kogokolwiek przed ucieczką? Moje wewnętrzne maniery nakazują mi wręcz przytrzymać im drzwi, gdy będą wychodziliz mojego życia. Nawet jeśli Akuto nikogo otwarcie nie odtrącał - ba, wręcz tolerował obecność innych w swoim otoczeniu - nie zamierzał się też za nimi uganiać. Zupełnie jakby ich obecność była dla niego równie obojętna co zeszłoroczny śnieg.
  Może i rzeczywiście tak było.K
  A może nie.
  — Zapewne. Koya ma tego pecha, że ciągnie się za nim pasmo śmierci. Ale spokojnie, nie wśród klientów — dodał tonem, który wcale nie brzmiał jakby rzeczywiście zależało mu na uspokojeniu kogokolwiek. W końcu Kotarou sam określił się chwilę wcześniej jako osobę, która nie przejmuje się podobnymi głupotami. Koyasuryo z kolei nie zamierzał głębiej wchodzić w historię kogos, kto tak wiele wycierpiał na swojej drodze.
  Wielokrotnie pod pretekstem zaopatrzenia się w coraz to kolejne zioła, odwiedzał zacisze byle sprawdzić stan zdrowia przyjaciela Hiro. Fakt jak bardzo Aki zmarniał w oczach od jego śmierci był... trudny. Za każdym razem próbował zlokalizować w jego mieszkaniu jakiegokolwiek yokai, który mógłby ściągać nieszczęście na zielarza. I nic. Zdarzało mu się nawet ukradkiem zostawiać u niego amulety ochronne. Ale doskonale wiedział, że byle świstek nie był w stanie z dnia na dzień naprawić zrujnowanej psychiki. By spod jego oczu zniknęły głębokie cienie, a tęczówki odzyskały dawny blask.
  — Jestem zmęczony.
  Wyrwany z wcześniejszego natłoku myśli, powrócił uwagą do Momobashiego. Być może Akiego i siedzącego naprzeciwko niego chłopaka łączyło więcej niż sądzł. Poruszył nieznacznie głową na boki, nie dodając niczego od siebie. Był w stanie odrobinę to wszystko zrozumieć, nawet jeśli jego zmęczenie wynikało raczej z natłoku obowiązków wywołujących wyczerpanie fizyczne, nie psychiczne.
  Psychika Koyasuryo zdawała się być nietknięta. Niczym bezpieczna, niewzruszona twierdza odpierająca wszelkie ataki zewnątrznego świata. Pytanie brzmiało czy dzięki obronie absolutnej, nie zapomnał już jak opuszczało się zwodzony most ponad fosą, by wpuścić do środka kogoś innego poza samym sobą.
  — No to, co ci powiedziała?
  — Że za dużo sobie pozwalasz, Momobashi — odpowiedział, odsuwając się nieznacznie w tył, zrywając tym samym jakikolwiek kontakt fizyczny. Założył ręce na klatce piersiowej i odchylił nieznacznie głowę w bok, jedynie przez ułamek sekundy się kelnerce niosącej ich stronę dwie miski i jeden duży talerz z wyłożonym na nim surowym mięsiem. Jego uwaga wróciła do Kotarou.
Dwa razy tonkotsu ramen i yakiniku. Za sekundę przyniosę grill — uśmiechnęła się ustawiając dania przed obojgiem, nim zawróciła w kierunku kuchni. Nawet gdy mówiła, Akuto świdrował chłopaka wzrokiem, nie odpowiadając w żaden sposób na jej słowa. Pochylił nieznacznie głowę, składając dłonie na zdobionej łyżce.
  — Smacznego — rzucił krótko, nim zanurzył ją w bulionie, upijając odrobinę przed sięgnięciem po pałeczki. Po całym tym dniu, sam był dość mocno głodny. Nawet jeśli uparcie postanowił tego nie zdradzać, zachowując te same dystyngowane, niespieszne ruchy co zawsze.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  – Sprawiasz wrażenie kogoś, komu nie zależy, by kogokolwiek przy sobie zatrzymać – stwierdził, choć bez żadnego przytyku ani oskarżenia w głosie. Brzmiał spokojnie, jakby opisywał pogodę za oknem. – A może to po prostu twój sposób, żeby zostawić u boku jedynie tych, którym naprawdę zależy. Cóż, nie wiem. Czy któraś z tych opcji jest bliska prawdy?
  Nie oceniał go. W końcu sam działał na podobnych zasadach, z taką tylko różnicą, że Momobashi w ogóle nie otwierał drzwi wejściowych, które Koyasuryo przytrzymywał otwarte na wyjściu. A przynajmniej nie świadomie. Już wystarczy, że dwójka braci przekroczyła ten zakazany próg, nikt więcej nie musiał.
  Wyciągnięta naprzód dłoń zacisnęła się w pięść.
  – Tak sądzisz? – Pytania nie nakrapiała ani ironia, ani wrogość; miało całkowicie neutralny wydźwięk, jakby prosił o podanie solniczki. Nie był zły ani urażony, bo o co miałby chować urazę? Ledwie znali swoje imiona, co tu mówić o preferencjach i przyzwyczajeniach. Momobashi mógł mieć smykałkę do czytania z ludzi jak z ksiąg, ale siedzący naprzeciw mężczyzna był całkowicie inną historią. Tomem obitym twardą skórą i przewiązanym ciężkim łańcuchem. – To kiepsko, biorąc pod uwagę choćby to, że jestem grzeczny – mruknął zaskakująco potulnie.
  W końcu wyprostował plecy, odchylając sylwetkę nieco w tył. Podbródek wylądował na zgiętym nadgarstku, łokieć na blacie. Zmrużył nieco złote ślepia, odbijając spojrzeniem gdzieś na bok; ze złotych tęczówek zniknął wcześniejszych iskier radości, choć wciąż nie zabrakło im wilczego blasku.
  Tak jak stróż wbijał wzrok w bruneta, tak on poświęcił część uwagi nadchodzącej kelnerce. Skoro siedzący naprzeciw mężczyzna nie zwrócił się do niej w żaden sposób, Kotarou postanowił przejąć pałeczkę. Posłał dziewczynie czarujący, acz subtelny uśmiech i skinął głową w formie podzięki.
  Wyraz zniknął z piegowatego pyska, gdy tylko odwróciła się do nich plecami.
  Łyżka w końcu wylądowała między palcami; stuknął nią o blat, poprawiając ułożenie w dłoni. Mimo tego nie od razu zabrał się do jedzenia. Jeszcze dłuższą chwilę wbijał spojrzenie w nieokreślony punkt za oknem po drugiej stronie lokalu.
  – Przypominasz mi kogoś znajomego z dawnych lat – Obrócił odrobinę twarz, by zdjąć podbródek z nadgarstka i oprzeć na nim policzek. Ani na moment nie odwracał wzroku ku policjantowi. – Na początku też mnie nie znosił i też się irytował, gdy cokolwiek robiłem, nawet gdy nie miałem niczego złego na myśli. Choć może nie tyle nie znosił, ile po prostu nie trawił, w końcu różnica między nami była diametralna, taka jak ta teraz. Wychodzi na to, że po prostu przyciągają mnie przeciwieństwa. Nie martw się, nie będę sprawiać ci kłopotów – Na samym końcu wypowiedzi zerknął ku Koyasuryo. Jeden z kącików ust chłopaka drgnął delikatnie w parodii uśmiechu.
  Nareszcie nabrał bulionu i skosztował. Chwilę później hmknął z uznaniem, najwyraźniej zadowolony ze smaku przyniesionego dania.
Kotarou

Powrót do góry Go down

  Potarł kciukiem policzek zastanawiając się przez chwilę nad jego słowami.
  — Myślę, że obie wersje mają w sobie odrobinę prawdy. Czy tego chcę, czy nie, zawsze będę zmuszony do życia w społeczeństwie, jak każdy z nas. Rozmowy pojawią się tak czy inaczej. Nie sądzę jednak, by uzewnętrznianie się przed innymi czy możliwość otworzenia do kogoś gęby była dla mnie konieczna, by zachować zdrowy umysł. Równie dobrze mogę przeżyć lata w milczeniu, Momobashi. Spędziłem pięć lat nie odzywając się ani słowem. Nie robi mi to różnicy — odkrył to już dawno temu. Nigdy nie był szczególnie rozmownym typem, który szukał towarzystwa. Nie znaczyło to rzecz jasna, że nie mówił - w końcu nawet Kotarou mógł doświadczyć jego długich wywodów, gdy uznawał że były one konieczne. Nie uciekał też od konwersacji jak gburowaty mruk.
  Zwyczajnie ich nie rozpoczynał, póki nie było to konieczne.
  Wcześniejsza krótka wzmianka nie tłumacząca niczego miała miejsce stosunkowo niedługo po ukończeniu szkoły. Osiemnaste urodziny, podczas których zdecydowano o poddaniu go ostatecznemu szkoleniu, mającemu wyostrzyć wszystkie jego zmysły. Mowa nie była mu wtedy potrzebna i właśnie dlatego jeden z mnichów, który złożył śluby ciszy, przerzucił je również na swojego ucznia.
  — Nie irytujesz mnie, Momobashi — naprostował sytuację, opuszczając nieznacznie łyżkę w dół, gdy nagle jego palce zadrżały, wypuszczając ją z brzdękiem na stół.
  Chwila.
  Co do...?
  Nic dziwnego, że w pierwszym momencie zwrócił uwagę nie na samego siebie lecz na Kotarou. Pytanie brzmiało, czy to aby na pewno nadal był Momobashi? Siedząca naprzeciwko niego dziewczyna wywołała w nim niemałą konsternację. I w ten właśnie sposób po raz pierwszy od dawna na twarzy Akuto coś się zmieniło. Ściągnięte brwi mężczyzny kobiety zdradzały w tym momencie wszystko. Nawet jeśli było to niczym w porównaniu z panicznymi krzykami na zapleczu.
  — CO SIĘ DZIEJE!?
  — KIM JESTEŚ!?
  Nawet do tej pory spokojnie jedzący mężczyzna zerwał się z paniką do góry, czym prędzej biegnąc do łazienki, najwyraźniej nie dowierzając własnemu słabemu odbiciu w witrynie baru.
  Koyasuryo jak siedział tak siedział. Odchylił jedynie koszulkę, patrząc pod nią z ciężką do interpretacji miną. Niezależnie od tego ile razy, by nie mrugał, nowy nabytek w postaci dwóch - całkiem ładnych, musiał przyznać - piersi, nijak nie znikał. Palce wypuściły powoli materiał, zamiast tego łapiąc opuszkami kosmyk długich, miękkich włosów, które z jakiegoś powodu nabrały na dole zupełnie innej barwy. Wypuścił je, przenosząc wzrok z powrotem na jedzenie.
  — To miasto jest pokurwione — powiedział i podniósł łyżkę, wracając do jedzenia.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  Krótkie mrugnięcie. Dokładnie tyle trwała zmiana, podczas której siedzący naprzeciw Akuto zamienił się miejscami z kobietą – wyjątkowo ładną kobietą, należałoby dodać. Kotarou wytrzeszczył oczy w szoku, od razu spoglądając również na siebie.
  Pierwszym co zauważył, były zwisające luźniej ubrania i opadające na ramiona brązowe włosy. Jeśli zaś chodziło o biust... Nie mógł się chwalić w aż takim stopniu jak stróż, więc nawet nie kłopotał rąk z odchylaniem ubrania. W przeciwieństwie do...
  Zasłonił usta dłonią, wydając z siebie rozbawione parsknięcie.
  – Już z mojej perspektywy wyglądają nieźle, więc mogę się tylko domyślać, jakich widoków sam doświadczasz – Zaczepny uśmiech wygiął usta Kotarou, który nie mógł sobie darować i kolejnej zaczepki – przekornego oczka, które sekundę później puścił do stróża. Najwyraźniej cały dobry humor wrócił do niego w jednej sekundzie.
  Cała ta sytuacja była dla niego tak fascynująca – nawet jeśli sam padł jej ofiarą – że wszelkie złe myśli sprzed momentu odpłynęły w siną dal. Z zadowolonym uśmiechem rozglądał się na boki – wpierw na samotnego mężczyznę, który z szoku zerwał się do pionu i pobiegł w kierunku łazienki, później na wybiegającą z zaplecza kelnerkę... kelnera. Zakręciła się w kółko, jakby nie wiedziała, gdzie jest i wróciła na tyły, znikając Momobashiemu sprzed oczu.
  – Nie przeklinaj, damie nie przystoi – wytknął, wciąż z tym samym żartobliwym tonem. Wszystko wskazywało na to, że bawił się w najlepsze.
  Złapał za pałeczki, ale na ten moment skupienie uwagi na jedzeniu graniczyło z cudem. Rozbiegane, wilcze ślepia stale umykały ku stróżowi, a wargi drżały, chcąc uformować kolejny szeroki uśmiech. Starał się z tym walczyć i przez jakiś czas nawet mu się udawało. Zdążył nadgryźć kawałek jajka i spróbować makaronu, ale gdy tylko ostatni kęs zniknął w przełyku, wnętrze chłopaka rozszalało się na nowo.
  – Chodźmy zrobić coś głupiego! Obejrzyjmy się nago jak w filmach, albo coś takiego! Ty już nawet zacząłeś – świadomie lub nie, ale Kotarou zaplótł brązowy kosmyk na palcu wskazującym, posyłając stróżowi jedno z tych dziewczęcych, typowo zalotnych spojrzeń. – Zanim powiesz, że nie ma szans, przemyśl podwójnie tę ofertę. Coś takiego zdarza się raz na nigdy i nie wiadomo jak długo potrwa. Nie jesteś do końca sobą, możesz poszaleć! – Zamachał nogami w powietrzu i pochylił się naprzód, by zmniejszyć dzielącą ich odległość, ówcześnie odrzucając włosy na plecy, coby nie wpadły do jedzenia.
Kotarou

Powrót do góry Go down

  Wyglądało na to, że zarówno on, jak i siedzący na przeciwko niego chłop-... znaczy się dziewczyna, należeli do grupy osób, których nie było tak łatwo wytrącić z równowagi. W przeciwieństwie do reszty wesołego towarzystwa.
  Mimo całego rabanu, kelner i tak pojawił się przy ich stoliku, trzymając w drżących dłoniach grill.
  — Nie na to się pisałam... nie zdzierżę tego na trzeźwo — w kącikach oczu świeżo upieczonego mężczyzny uformowały się łzy. Akuto przyglądał jej się przez chwilę nim sięgnął po chusteczkę i wyciągnął w jej stronę. Jego stronę. Cholera, cokolwiek.
  — Spokojnie Ikeda. Skoro bogowie byli w stanie przemienić nas w jedną stronę, musi istnieć opcja odkręcenia tego wszystkiego.
  — Tak sądzisz? — kelnerka przyjęła chusteczkę, wycierając nią kąciki oczu i zaśmiała się cicho, oglądając go od góry do dołu — Rany, nawet jako kobieta jesteś wyrośnięty, Koyasuryo.
  Miała rację. Jego wzrost nie zmienił się ani odrobinę. Kelnerka zniknęła z powrotem na zapleczu po odpaleniu grilla, nie minęła jednak minuta, gdy na ich stole - ale i na stole samotnego mężczyzny, który po przemianie w kobietę uciekł spanikowany do łazienki i nadal z niej nie wyszedł - pojawiła się butelka sake.
  — Na nasz koszt. Co za zwariowany dzień — widocznie nie zamierzała nawet wnikać w to czy Kotarou skończył dwadzieścia lat czy też nie.
  — Nie przeklinaj, damie nie przystoi.
  — Ha.
  Nawet jeśli dźwiękowi, który z siebie wydał daleko było do śmiechu przez swój kompletnie pozbawiony emocji ton, zawsze była to jakaś reakcja. Chwilowo odpuścił sobie jedzenie i oparł policzek o własną dłoń, przyglądając się Kotarou.
  — Mam swoje zasady, Momobashi. Jedna z głównych brzmi - nie ma szans, żebym oglądał nago kogoś, kto nie skończył osiemnastu lat. Choć może powinienem przeciągnąć to do dwudziestki, skoro od tego wieku możecie legalnie pić — przesunął wymownie butelkę, zaraz wstając z krzesła. Całe szczęście ubrania nadal miał te same - nawet jeśli nieco na nim wisiały - sięgnął więc do przedniej kieszeni spodni i wyciągnął błękitną wstążkę, której używał do obwiązywania katany podczas nocnych wypadów.
  — Nie ruszaj się — rzucił przysuwając sobie stojące za nim krzesło nogą i usiadł, zgarniając raz jeszcze wszystkie długie włosy Kotarou na plecy. Sprawnym ruchem rozdzielił je na trzy pasma i przeczesał palcami, niespiesznie plotąc luźnego warkocza.
  — Zawsze jestem sobą, niezależnie od tego jak wyglądam. To samo tyczy się ciebie, Momobashi. Nie rób niczego głupiego — długie palce, musnęły kark stażysty zadrapując go paznokciami, gdy źle wyliczył odległość. Nie przeprosił go jednak pochylając się jedynie nieco bliżej, by dokończyć swoje dzieło i zawiązać na końcu gustowną kokardę.
  — Teraz nie będą ci wpadać do jedzenia — odłożył delikatnie warkocz na jego plecy i wstał odsuwając krzesło do wcześniejszego stolika, wracając na swoje miejsce. Sam zgarnął włosy na jedno ramię, zaplatając je w podobnym stylu, choć przez brak wstążki, nie był tak idealny jak ten Momobashiego.
  Jakby nigdy nic zaczął rozkładać mięso na grillu. Złapał za jedną z czarek do sake i uniósł ją nieznacznie do góry, nim wyraźnie się zawahał. Zatrzymał spojrzenie na Kotarou, przesuwając kciukiem po ustach.
  — ... nie, nawet nie będę udawał naiwnego, wierząc że nigdy wcześniej nie piłeś — pokręcił głową i napełnił oba 'kieliszki', przesuwając jeden z nich w jego stronę.
  — Nie przyzwyczajaj się. To pierwszy i ostatni raz, gdy łamię tę konkretną zasadę przed twoimi dwudziestymi urodzinami — naprostował być może faktycznie zgadzając się częściowo ze słowami wypowiedzianymi wcześniej przez kelnerkę.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  Tym razem przyjście kelnerki w ogóle mu nie przeszkadzało. Cały czas wyglądał na tak samo rozbawionego i gdy tylko zaczęła mówić, on szczerzył się wciąż tak samo szeroko, całkiem jakby w odrobinie upitego bulionu znalazł środki rozweselające.
  – Na razie można to uznać za zabawne doświadczenie, no nie? – zaśmiał się do dziewczyny – chłopaka – zaczynając machać nogami w powietrzu. Miał wrażenie, że cała ta śmieszna przemiana zdjęła cały dotychczasowy ciężar z jego ciała, zabrała wszystkie niechciane myśli i odegnała problemy na dalszy plan.
  Czy narzekał? Absolutnie nie.
  Wpatrywał się zafascynowany w pracę kelnerki. Chciał wiedzieć, czy uwięzienie – nawet jeśli chwilowe – w męskim ciele jakkolwiek wpłynie na jej sposób myślenia, czy ruchy. Oczy Kotarou cały ten czas lśniły niemal nienaturalnym blaskiem, jakby miał do czynienia z czymś nie z tego świata. I w zasadzie trochę tak było. Jak się okazało – niezbadane są możliwości Oguni.
  Spód butelki z alkoholem stuknął o blat, odwracając uwagę wilka od pracowniczki baru. Może nawet jakoś by to skomentował, gdyby stróż nie zabrał głosu.
  – Osiemnastka w zupełności wystarczy i wobec tej decyzji złożę ci tę samą propozycję za kilka miesięcy – Znów posłał towarzyszowi porozumiewawcze mrugnięcie. Drgnął moment później, poruszony nagłą refleksją. – Ile ty masz w sumie lat? Nie wyglądasz staro. Znaczy... Teraz to już w ogóle, ale wcześniej też nie sprawiałeś wrażenia kogoś, kto sięga czterdziechy – Mówiąc, śledził mężczyznę – kobietę – wzrokiem. Korzystając z okazji, pozwolił dobie na obejrzenie go od stóp do głów, poddając analizie całe to nowe wydanie. I – niech to szlag – musiał przyznać, że jeśli już wcześniej uważał Koyasuryo za przystojnego, to teraz wyglądał po prostu nieziemsko. Nie, żeby jego wersja sprzed kilku minut była gorsza, ale tego nie miał zamiaru mówić na głos. Nie był pewien, czy podobny komplement zyskałby pozytywną reakcję. Choć może?
  – Nie ruszaj się.
  Zamarł.
  Nie dlatego, że tak mu kazano, a dlatego, że po prostu nie był przygotowany na to, co nastąpiło w moment po sugestii. Delikatne ruchy kompletnie wytrąciły Kotarou z równowagi; siedział w całkowitym bezruchu i z szeroko otwartymi oczami, tak naprawdę nie wiedząc, co powinien zrobić, ani myśleć. Chciał coś powiedzieć, chciał jak zwykle wybronić się żartem, ukryć niepewność pod wymuszonym rozbawieniem. A jednak teraz nie potrafił. Mięśnie zastygły, jakby w kończyny wlano cement. Jedyne co mógł, to wyczuć, jak twarz ociepla coś, czego tym bardziej nie przewidział – rumieniec. Wtedy coś zaskoczyło i w pół sekundy uniósł dłonie, chowając w ich wnętrzu tyle twarzy, ile zdołał.
  Po prostu nie mógł uwierzyć, że czerwienił się jak cnotka. I to tylko dlatego, że ten cholerny stróż postanowił zrobić coś tak... banalnego, właściwie. Niech go szlag.
  Dlaczego reagował na taką bzdurę aż tak intensywnie? Postanowił wszystko zrzucić na kobiece ciało. Żadna inna opcja nie miała prawa wchodzić w grę.
  – Nic głupiego, grzeczność absolutna, aureola nad głową – Ledwo to z siebie wydusił, mamrocząc z twarzą wciąż wciśniętą w dłonie. Powoli się uspokajał, dochodził do siebie i odkładał to nagłe wzburzenie wnętrza na bok. Odetchnął głębiej i opuścił ręce na stolik.
  – Teraz nie będą ci wpadać do jedzenia.
  Sięgnął za siebie, łapiąc długi warkocz w palce, przy okazji zaczynając się zastanawiać, czy zawsze miał tak miękkie włosy, czy to też zasługa dziewczęcego ciała. Kokarda na samym końcu sprawiła, że zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową.
  W moment później znów pochylił się naprzód, posyłając stróżowi promienny uśmiech, gdy ten zajmował się własną fryzurą.
  – Ładnie wyglądam? – zapytał w końcu, mierzwiąc końcówkę delikatnej kokardy między opuszkami. Ciężko było stwierdzić, czy wciąż żartował, czy może jednak był całkowicie poważny.
  Bardziej niż alkoholem był zainteresowany skwierczącym na grillu mięsem. Akuto miał rację – zmiana wyglądu nijak nie wpłynęła na ich osobowości. Nic więc dziwnego, że Kotarou postawił na pierwszym miejscu właśnie jedzenie. Pomijając już fakt, że nie miał okazji na porządny posiłek, najzwyczajniej w świecie uwielbiał dobre kąski. Podkradał braciom śniadania czy obiady, gdy tylko nadarzała się okazja.
  – Aha! – wypalił nagle, celując w Koyasuryo pałeczkami. – Słowa padły i pozwolę sobie interpretować je w ten sposób, że nie planujesz nagle schować manatek i skończyć tej znajomości. Doskonale. W takim razie chcę, żebyś spędził ze mną następne urodziny – Wyprostował się dumnie, choć szybko przeskoczył uwagą do parującego mięsa. Dłuższą chwilę walczył z wewnętrznymi demonami, czy już teraz nie porwać jednego z kawałków, nawet jeśli miał się okazać niezbyt dobrze wypieczony. W końcu nie byłoby to pierwsze zagranie tego typu... Matka zawsze uderzała go w ręce, gdy próbował jej coś zwinąć z patelni.
  Z wytkniętym poza usta językiem przechwycił podpieczony plasterek. Obejrzał go z każdej strony, ale nie od razu wsunął do ust, dając kilka chwil na ostygnięcie. Nie obchodziło go, czy w środku wciąż był surowy. Chciał po prostu coś zjeść.
  Z drugiej strony...
  Wzrok umknął ku czarce z sake. Nawet jeśli chciał się nad tym poważniej zastanowić, to mięśnie zadziałały bez ingerencji mózgu; zawartość naczynia zniknęła w ustach Momobashiego. Nie skrzywił się, więc teoria Koyasuryo sprzed momentu została ostatecznie potwierdzona.
  Co oczywiście nie znaczyło, że wilk dobrze sobie radził z alkoholem. Czym postanowił nie dzielić się głośno.
  Co może pójść nie tak?
  – Zapomniałbym! Gdzie się nauczyłeś pleść warkocze? Masz młodszą siostrą? A może... dziewczynę? – Przy końcu zachłysnął się teatralnie powietrzem, spoglądając na stróża z jawnym przerażeniem w oczach. Nawet jeśli cała ta otoczka była jednym wielkim żartem, to gdzieś w środku chłód rozlał się po organach chłopaka. Nagle sobie uświadomił, że doświadczał kolejnej wielkiej walki – jedna część chciała za wszelką cenę dowiedzieć się prawdy, a druga obawiała się odpowiedzi jak dzikie zwierzę ognia. Wolał się nie sparzyć. Nie teraz, nie gdy było tak miło.
Kotarou

Powrót do góry Go down

  Nieszczególnie było mu do śmiechu.
  Nigdy nie marzył o tym, by znaleźć się po drugiej stronie. Nie wiedział też do końca czego właściwie mógł się spodziewać po całej tej sytuacji. Czy zmiany były wyłącznie tymczasowe, a może zostaną w tej formie na stałe? Nie, sam powiedział przed chwilą Ikedzie, że jeżeli coś zostało zmienione, może zostać odmienione. W mieście musiało wydarzyć się coś, co wpłynęło w taki, a nie inny sposób na ich ciała.
  Tylko co?
  Wiedział, że nie będzie w stanie rozwikłać tej zagadki sam, a to znaczyło tylko jedno. Będą musieli zwołać naradę rodzinną. Sama myśl sprawiała, że gdzieś z tyłu głowy czuł nieznaczne ćmienie. Z jednej strony poczucie obowiązku nakazywało mu od razu zerwać się od stołu i wrócić do świątyni, by przedyskutować sprawę z resztą rodziny. Z drugiej, wiedział że dopóki nie dostanie oficjalnego wezwania, zamiast faktycznych obrad, będzie mógł co najwyżej usiąść pośrodku pustej sali i poprzeglądać się swojemu nowemu odbiciu.
  Poza tym nie mógł zostawić teraz bez słowa Kotarou. Pozwolił więc, by jego myśli obrały dwa zupełnie różne tory. Jeden skupiający się na siedzącym przed nim chłopaku w ciele młodej dziewczyny. I drugi, który będzie jednocześnie próbował znaleźć jakiekolwiek wskazówki odnośnie całej ten sytuacji.
  Wszyscy zmienili się w jednym momencie. Nie był to więc efekt niczego, co zjedli. Wyglądało też na to, że każdy zmienił płeć na przeciwną. Czy ofiarą padły tylko osoby w konkretnej dzielnicy miasta, a może wszyscy bez wyjątku? By sprawdzić tę teorię, musiałby przejść się wokół, a to oznaczało jeszcze więcej pracy. Może powinien skontaktować się z resztą stróży odpowiadających za patrole Oguni?
  — Momobashi — wtrącił się nagle, doznając olśnienia.
  — Pracujesz w hotelu. Masz w nim zarówno przekrój ludzi ze wszystkich części Oguni, turystów, nie wspominając już o tym, że w waszych okolicach przewija się też sporo zwykłych mieszkańców, którzy akurat czegoś potrzebują. Napisz mi po powrocie czy wszyscy padli ofiarą klątwy. Jeśli są jakiekolwiek wyjątki, chcę o tym wiedzieć — zupełnie nieświadomie przyjął przez chwilę ton służbisty, drapiąc się po boku szyi z wyraźnym zamyśleniem.
  Na ten moment nic więcej nie zrobisz.
  Zadziwiające jak łatwo był w stanie odciąć się od pracy, mimo wewnętrznej zawziętości i poczucia obowiązku, które w połączeniu spędzały mu sen z powiek.
  – Osiemnastka w zupełności wystarczy i wobec tej decyzji złożę ci tę samą propozycję za kilka miesięcy.
  — Planujesz pozostać w tym ciele przez kilka miesięcy? — zapytał przesuwając po nim spojrzeniem od góry do dołu. Nie żeby jakoś szczególnie narzekał. Musiał przyznać, że mimo zdecydowanie zbyt młodego wyglądu, Kotarou był dziewczyną, za którą większość uganiałaby się w szkole bez zastanowienia.
  — Dwadzieścia cztery — odpowiedział na jego pytanie, obserwując jego reakcje. Że też tak prosty gest był w stanie aż tak mocno wytrącić go z równowagi. Akuto nie przywiązywał nawet większej uwagi do tego co robił. Cała czynność była dla niego tak paradoksalnie naturalna. Kto by pomyślał, że ten wyrośnięty mężczyzna (będący obecnie kobietą) bez wyrazu i grama emocji na twarzy, miał tak wiele niezwykle ludzkich odruchów, zakrawających wręcz o miano czułych. I to wszystko z tą samą, niezmienną miną.
  – Ładnie wyglądam?
  — Na tyle, że gdybym przyprowadził cię do domu, mój brat zmusiłby cię do wzięcia ze mną ślubu. Gdybym rzecz jasna nie wyglądał tak jak teraz — drugą część zdania wymamrotał bardziej do siebie, przerzucając mięso na odpowiednią stronę. Była to jednak bez wątpienia prawda. Jego rodzina zaczynała przejawiać dość niezdrową obsesję na temat jego życia prywatnego, mimo że Akuto dość dobitnie za każdym razem przekazywał, że nie ma na to czasu.
  Ani chęci.
  — Urodziny powinno się spędzać z bliskimi, Momobashi — odpowiedział, obserwując jak chłopak porywa z grilla kawałek wątpliwie dopieczonego mięsa.
  — Poczekaj chwilę, bo się pochorujesz — upomniał go, raz po raz sprawdzając wszystkie kawałki. Gdy tylko uznał kilka z nich za gotowe, poprzekładał je na talerz Momobashiego jeden po drugim. Sam miał nie tylko wystarczająco cierpliwości, by poczekać na drugą turę, ale też przede wszystkim przyzwyczajenia do bycia ostatnim w kolejce. Jego rodzeństwo za dzieciaka regularnie walczyło o najlepsze partie, podczas gdy Akuto po prostu siedział i cierpliwie czekał aż skończą, by nie narażać się na oberwanie od siostry po łbie.
  — Nie i nie — odpowiedział beznamiętnie, dokładając kolejne świeże plastry na grill, nim oparł się ponownie łokciami o stół, obejmując czarkę z sake palcami.
  — To moja starsza siostra zmuszała mnie do czesania swoich włosów i robienia jej dziwnych fryzur. Nie mam też ani czasu, ani chęci na wiązanie się z kimkolwiek — związki wymagały masy poświęceń. Nie dało się ot tak po prostu egzystować obok siebie i liczyć, że wszystko będzie w porządku. I nawet jeśli nie wykluczał tego wszystkiego całkowicie, w tym momencie jego myśli zbyt mocno zaprzątały obowiązki związane zarówno z komendą, jak i stróżowaniem miasta po nocach.
  Zwłaszcza, że życie dla drugiej osoby wymagałoby od niego dużo większej ostrożności na każdym kroku. Prowadziło do podejmowania głupich, samolubnych decyzji, na które nie mógł sobie pozwolić.
  Czy on w ogóle potrafił jeszcze żyć dla samego siebie?
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  – Hm? – Podniósł wzrok na dźwięk swojego nazwiska. Przekręcił głowę wpierw w jedną stronę, później w drugą, całkiem jak szczenię, któremu podstawiono pod nos coś nowego i nieznanego. – Jasne, nie ma sprawy. Będę mieć oczy szeroko otwarte. Chociaż jeśli chcesz znać moje zdanie... to nie spodziewałbym się wyjątków. Patrząc choćby na ten lokal – nie ma nas tutaj dużo, ale wszyscy znacznie się różnimy. Czy to wiekiem, czy miejscem zamieszkania, czy wielkością rodziny – Sam również był zaintrygowany zaistniałym zjawiskiem, choć nie na tyle, by poświęcać na nie czas akurat w tym momencie. Nie teraz, gdy mógł spędzić normalni i przede wszystkim spokojny wieczór w dobrym towarzystwie. Ostatnio brakowało mu czasów, w których po prostu nic się nie działo. Ciągły natłok nowych spraw i nadchodząca rocznica spędzały mu sen z powiek, przez co czasami robił się nieco bardziej marudny, niż powinien.
  – Nie, w sumie nie. Jak bardzo nie lubiłbym próbować nowych rzeczy, wolę jednak wrócić do normalnego ciała – odparł spokojnie, jak raz dając sobie spokój z zaczepkami. Z początku chciał rzucić coś w stylu, że za kilka miesięcy propozycja dotyczyłaby jego normalnego wyglądu, ale ostatecznie zrezygnował. Uwielbiał się droczyć i kochał te wszystkie subtelne prowokacje, ale zdążył już zrozumieć, że w przypadku tego człowieka nie zawsze działały tak, jak zakładał. A w zasadzie to nigdy. Akuto zawsze znajdywał sposób, by szerokim łukiem obejść zagrywki, które każdego innego zapędzały w kąt. Kotarou nie potrafił zdecydować, czy bardziej go to fascynowało, czy irytowało. W końcu przywykł do wodzenia ludzi za nos, w ten czy inny sposób.
  Pamiętał czasy, gdy słów nie okalała ironia, gdy twarzy nie pokrywały miliony masek, gdy problemów nie obracało się w żarty. Z perspektywy czasu zaczynał się zastanawiać jakim cudem wtedy funkcjonował. Oczywiście znał odpowiedź, ale wypowiedzenie jej – czy to na głos, czy w duchu – mogłoby zacisnąć lodowe szpony wokół serca i gardła.
  Skinął tylko głową na informację o wielu. Cóż, koniec końców się nie mylił. Stróż rzeczywiście był dość młody, wcale nie tak bardzo starszy od Momobashiego, co wykrzywiło usta młodego w subtelnym uśmiechu.
  – Na tyle, że gdybym przyprowadził cię do domu, mój brat zmusiłby cię do wzięcia ze mną ślubu.
  Zakrztusił się, nabierając wdechu.
  Spodziewał się wszystkiego, ale na pewno nie tego. I nie chodziło nawet o wzmiankę o ślubie, tylko o rozmiar całego komplementu. Znów odczuł to cholerne ciepło naznaczające policzku, więc obrócił twarz na bok i zakaszlał; nazwanie tej zagrywki subtelną powinno być karalne.
  Pochylając się nieco, uniósł dłonie, aż nie dotknęły policzków z cichym plaskiem.
  Ogarnij się, Kotarou. Co w ciebie wstąpiło? To wina tej zmiany, alkoholu, czy może towarzystwa? Nie miał pojęcia. Na szczęście to lekkie uderzenie uspokoiło rozszalałe myśli na tyle, by mógł odchrząknąć i na powrót rozprostować sylwetkę.
  Tak sobie przynajmniej wmawiał, bo w środku miał ochotę krzyczeć i piszczeć jak dziewczyna, którą się zresztą stał.
  – W takim razie będzie ciężko – mruknął zaraz w dość niechętnej tonacji. Nie pociągnął jednak myśli, pozostawiając jej otwartą interpretację. Wolał myśleć, że nie miał bliskich, bo posiadanie bliskich oznaczało przywiązanie, a akurat na to nie miał zamiaru sobie pozwalać. Już nigdy więcej.
  To była kolejna rzecz, którą nieświadomie sobie wmawiał.
  – Wychodzę z założenia, że urodziny powinno się spędzać z tymi, z którymi chce się je spędzić. Bez znaczenia, czy to ojciec, matka, brat, siostra, pies rodziny, kumpel z domu naprzeciwko czy starsza pani ze sklepu za rogiem. Chodzi o to, by towarzystwo sprawiało ci trochę radości. A ja chcę spędzić swoje urodziny z tobą, więc jeśli nie będziesz mieć planów, to zarezerwuj sobie czternasty dzień grudnia – Kończąc mówić, myślami był już przy soczystym mięsku. Tak soczystym, że mogłoby jeszcze uciekać spomiędzy pałeczek.
  Upomniany fuknął pod nosem, posłusznie, choć nie bez bólu w złotych ślepiach, odkładając plasterek na grilla. To nie powstrzymało go jednak przed nachalnym wlepianiem wzroku we wszystkie pozostałe kawałki, jakby co najmniej miały się od tego szybciej upiec.
  Chwila cierpliwości okazała się zdecydowanie warta męki patrzenia na jedzenie. Widząc upieczone kawałki lądujące na talerzu, wilk aż się wyprostował i klasnął w dłonie z zadowolenia. Od razu złapał za jeden z kawałków i po wstępnym ostudzeniu upchnął go do ust.
  W sekundę zrozumiał, że zdanie się na gusta stróża było dobrym pomysłem.
  – Nie i nie.
  Niewidzialny kamień spadł mu z serca.
  – Ah, zawsze to jakieś umiejętności – mruknął. – Mnie starsi bracia nie nauczyli niczego prócz sprytu. Chociaż inaczej... Sam musiałem się go nauczyć przez nich, więc w sumie cofam wcześniejszą wzmiankę – Temat rodzeństwa zakończył poprzez zjedzenie kolejnego kawałka mięsa i popicie go czarką sake. Zdążył już zapomnieć, że picie alkoholu nigdy nie należało do jego mocnych stron, przez co początki lekkiego szumu w głowie nie wydały mu się niebezpieczne. Ba, uznał je nawet za dość zabawne i postanowił kontynuować zabawę w sprawdzanie, jak bardzo to mrowienie może się rozrosnąć.
  Szkoda, że nie zdołał sobie uświadomić, że picie przed posiłkiem nie było najlepszym pomysłem. Czasami bywał głupi w całej tej swojej inteligencji.
  – Skąd brak chęci na związek? – zapytał po przełknięciu kolejnego kawałka mięsa. – Większość ludzi dookoła i to bez względu na wiek gna za partnerstwem. Z drugiej strony... Głupio robię, biorąc za przykład większość, co której przecież nie należysz. Nie znam drugiego takiego człowieka jak ty i jestem zaintrygowany – Za późno ugryzł się w język. Cmoknął tylko niezadowolony pod nosem, nie będąc w stanie powiedzieć skąd ta nagła rozwiązłość w słowach. Zawsze potrafił się pilnować, nigdy nie mówił o rzeczach, o których mówić nie chciał.
  Co poszło nie tak tym razem?
  O tym miał się niedługo przekonać.
Kotarou

Powrót do góry Go down

  — Też mi się tak wydaje, ale warto rozważyć wszystkie opcje. Lokal to nadal tylko jedna lokalizacja, klątwa mogła objąć całe miasto, a mogła tylko jego część — wytłumaczył pokrótce, nie obracając się jednak dookoła. Wiedział, że nic w lokalu nie zmieniło się w przeciągu ostatnich kilku minut. Siedząca naprzeciwko niego dziewczyna, była tego idealnym dowodem.
  Zdecydowanie zgadzał się z nim w kwestii powrotu do normalnego ciała. Nawet jeśli wątpił, by miało ono jakoś mocno wpłynąć na jego umiejętności, komfort był zupełnie inną kwestią. Akuto nigdy nawet przez sekundę nie przemknęło przez myśl, że nie był szczęśliwy w swojej powłoce. Teraz jednak to uczucie stopniowo zaczęło kiełkować w jego środku. Powoli przeszkadzające mu rzeczy były tak drobne że zapewne niezauważalne. Odrobinę dłuższe i chudsze palce, które inaczej układały się na pałeczkach. Zdecydowanie zbyt długie i ciężkie włosy, które kładły zupełnie inny ciężar nie tylko na jego głowie, ale i kręgosłupie. Kilka innych szczegółów, do których nigdy nie przyznałby się na głos.
  Oderwał się od tych negatywnych myśli, gdy chłopak zaczął się krztusić. Zatrzymał na nim spojrzenie, choć nie rozumiał do końca tego nagłego wybuchu. Może jedzenie było dla niego za gorące?
  — Jedz wolniej — upomniał go na wszelki wypadek. Młodzi zawsze mieli tendencje do pochłaniania wszystkiego w zawrotnym tempie, zupełnie jakby ktoś miał im ukraść jedzenie z talerza. Przypominali mu pod tym kątem rozochocone szczenięta walczące o dostęp do miski.
  — W takim razie będzie ciężko.
  Nie skomentował jego słów. Nie czuł się w pozycji, by jakkolwiek oceniać jego życie na podstawie tak lichej wypowiedzi. Kotarou mógł mieć na myśli wszystko. Nie mam bliskich, nie mają dla mnie czasu, nie chcę spędzać z nimi urodzin, nigdy o nich nie pamiętają, nie zależy im na mnie. Większość z tego wszystkiego miała negatywny wydźwięk, który był efektem niechętnej tonacji, dosłyszalnej w jego głosie. A nawet ona nie mogła być absolutnym pewnikiem.
  Mógł rzecz jasna zapytać. Ale czy w ogóle interesowało go to na tyle, by to zrobić?
  — I z tych wszystkich osób, które wymieniłeś, wybrałeś stróża, którego nawet nie znasz? — podsumował odkładając na chwilę pałeczki w dół. Otarł usta kciukiem, przyglądając mu się pustym spojrzeniem, które jak widać nie złagodniało ani odrobinę nawet mimo kobiecego wyglądu.
  Dziwny dzieciak.
  Dokończył jeść swoją zupę, jednocześnie cały czas pilnując mięsa, które dopiero przy trzeciej rozłożonej na grillu turze, przełożył powoli na swój talerz. W połowie. Drugą połowę i tak oddał Momobashiemu, widząc jak wiele radości sprawia mu jedzenie. Musiał być naprawdę głodny.
  Nie skomentował wzmianki o braciach, niezbyt mając cokolwiek do dodania. Nie był pewien jak wyglądały wewnętrzne relacje w rodzinie Momobashich i zdecydowanie nie była to jego sprawa.
  — Skąd brak chęci na związek? — słyszał podobne pytanie dość często. Z reguły były one tak samo bezcelowe co zawsze, a odpowiadanie na nie znudziło mu się już dawno temu. Nic dziwnego, że i tę wypowiedź postanowił po prostu pominąć, przysuwając w swoję stronę czarkę z sake. Wypił jej zawartość, zaraz napełniając ją ponownie.
  — Nie znam drugiego takiego człowieka jak ty i jestem zaintrygowany.
  — Nie idź tą drogą, Momobashi. Nic ci z niej nie przyjdzie — kolejna sucha, pozbawiona emocji odpowiedź poprzedziła wsunięcie kawałka mięsa do ust. Nie rozumiał który aspekt jego osobowości mógł być dla kogoś w jakikolwiek sposób intrygujący. Rozumiał jednak, że skupianie się na tym zbyt długo byłoby niepotrzebną próżnością, a w przypadku Kotarou, zwyczajnym marnowaniem czasu. Mógł robić milion ciekawszych rzeczy niż analizowanie jego osobowości.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  – Jedz wolniej.
  Wydął policzki, znów, w tym dziecięcym odruchu. Nie był przyzwyczajony do takich upomnień i oznak... czego, tak właściwie? Troski o bezpieczeństwo? Na pewno nie, bo z jakiej racji stróż miałby się o niego martwić. Starsi bracia nie przejawiali podobnych zainteresować, więc dlaczego ktoś niemal obcy miałby to robić?
  Nawet jeśli w pełni zapanował na drgnięciem mięśni twarzy, to nad oczami już nie dał rady – podejrzliwy cień przemknął przez złote tęczówki, podbijając ich nienaturalny blask.
  Nawet jeśli niczego nie powiedział, to wyraźnie zwolnił. Przestał zajmować się jedzeniem, jakby widział je pierwszy raz na oczy i jadł z rozwagą, poświęcając każdemu plastrowi mięsa odpowiedni czas.
  – W rzeczy samej – potwierdził, w międzyczasie opróżniając swoją czarkę z sake; język przemknął po dolnej wardze, zbierając z niej resztki posmaku alkoholu. – Jestem wyjątkowy i podejmuję decyzje w wyjątkowy sposób, co tu dużo mówić – Posłał stróżowi promienny uśmiech.
  Mógłby mówić o tym więcej, gdyby nie kolejne lądujące na talerzu kąski. Szkoda, że nie miał własnego ogona, bo ten wyraziłby w tym momencie całą jego radość i zachwyt aż nazbyt dobrze.
  Nawet jeśli podczas całego tego skupiania uwagi odnotował brak odpowiedzi, to odnalazł w sobie na tyle taktu, by nie ciągnąć tematu. Prawdopodobnie i tak nie skończyłoby się to niczym dobrym.
  Jeśli poczuł się dotknięty odpowiedzią policjanta, to nie dał tego po sobie poznać.
  – Widzisz – zaczął, powoli podnosząc się z miejsca. Przesiadł się tuż obok stróża, ramieniem ocierając się o jego ramię. – Rzecz w tym, że żeby wydawać wilkowi polecenia, musisz go wpierw oswoić. A i w takim przypadku ciężko o posłuszeństwo – Zaczepny uśmiech zwieńczył wypowiedź chłopaka, który na dodatek posłał Koyasuryo porozumiewawcze mrugnięcie. Złapał znów za swoje pałeczki i ponownie napełnioną czarkę. Wpierw ugryzł kolejny kawałek mięsa, później popił go alkoholem. Potrząsnął niewidocznie głową, gdy obraz przed oczami podskoczył na sekundę.
  Zabawne.
  – No i już mówiłem, że nie nie rezygnuję tak łatwo, gdy już sobie coś postanowię – Wsunął do ust resztę nadgryzionego mięska, ciesząc się nim jak pieniężną wygraną. – A czy na tym zyskam, czy stracę, to już sam ocenię.
  Na moment obrócił twarz w przeciwnym kierunku i ziewnął w wierzch dłoni. W następnej chwili jego policzek wylądował na ramieniu stróża, gdy chłopak przechylił się lekko na bok.
  W palcach obrócił pustą czarkę.
  – Czasami spotyka się obcych, dla których warto pójść ciężką ścieżką – wzruszył bezwiednie ramionami. Kilka luźniejszych kosmyków wpadło mu do oczu; dmuchnął w nie delikatnie, zaraz śmiejąc się pod nosem, rozbawiony tym, jak brązowe pasma nieposłusznie wróciły na poprzednie miejsce. – Kto wie, co będzie na jej końcu?
Kotarou

Powrót do góry Go down

  Kotarou miał niezwykle bogatą mimikę. I nawet jeśli dość wyraźnie próbował nad nią panować przez większość czasu, równie często pozwalał na to, by po prostu wypłynęła wolno na jego twarz. Odbijała się w przeróżnych drobnych gestach, które niekoniecznie dotykały mięśni. Im dłużej mu się przyglądał, tym bardziej docierało do niego, że dawno nie widział kogoś, kto aż tak mocno operowałby własnymi emocjami zarówno w formie obrony, jak i broni.
  A czasem zwyczajnego zagubienia.
  — Ach tak — odpowiedział krótko na słowa o wyjątkowości, odchylając się do tyłu. Ponownie napełniona przed chwilą czarka z sake, znalazła się pomiędzy jego palcami, gdy oderwał od niego spojrzenie, kierując je na bar. Przemykał wzrokiem po panelach drewna bez większego celu. Kelnerka nadal nie wróciła na swoje stanowisko, choć ciężko było mu w tym momencie stwierdzić czy była zajęta pracą, czy też rozpaczaniem nad swoją nową formą.
  Za to mężczyzna - który był obecnie kobietą i zniknął chwilę temu w łazience - postanowił powrócić na swoje miejsce, acz trzęsące się niemiłosiernie dłonie wskazywały na jego nerwowość. Nie dziwiło go, że zebrał swoje rzeczy wraz z zaoferowaną przez kelnerkę butelką sake, rzucił pieniądze na stół i opuścił lokal nawet nie odwracając się w tył.
  Ruch naprzeciwko niego mimowolnie zwrócił jego uwagę. Nie zmieniając początkowo pozycji, obserwował go jedynie kątem oka. Dopóki Momobashi nie postanowił przesiąść się obok niego. Skoki pomiędzy wyzwaniem, a żartem, powagą, a śmiechem. Te ciągłe prowokacje zdawały się być dla niego równie naturalne co oddychanie.
  A Koyasuryo zdecydowanie nie lubił, gdy ktoś pozwalał sobie na zbyt wiele, mimo kilkukrotnych upomnień. Zachował milczenie, dopóki ten nie skończył mówić. Odstawił czarkę na stół i choć mogłoby się zdawać, że złapie za pałeczki, jego dłoń nie powędrowała w tamtym kierunku. Objął Momobashiego ręką, zaciskając palce na jego ramieniu i ściągnął siłą w swoją stronę.
  — Więc uważasz się za wilka? Dla mnie wyglądasz co najwyżej na szczenię, które dużo szczeka — niski, spokojny pomruk dotarł wyłącznie do jego ucha. I choć mogłoby się wydawać, że nadal pozostawał tak obojętny na wszystko jak zawsze, w jego głosie pojawiła się nowa, ledwo wyczuwalna ostrzegawcza nuta.
  Palce otworzyły się, gdy wypuścił go z uścisku. Nie dodał nic więcej. Tym razem dłoń faktycznie powędrowała w kierunku pałeczek. Oparł się łokciem o stół, podpierając pięścią policzek, nim złapał kawałek mięsa. Zamiast go jednak zjeść, uniósł go w powietrze, podsuwając Momobashiemu pod usta.
  — Hau.
Przez zaledwie ułamek sekundy, jeden z kącików ust stróża uniósł się ku górze w złośliwym, drapieżnym ruchu, który ciężko byłoby nawet nazwać pół-uśmiechem. Bliżej mu było do zwyczajnego złudzenia.
  Co tym razem w nim wygra, oferta jedna na milion czy upartość i duma, którymi tak uwielbiał się zasłaniać?
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  Zwykle obserwował wszystko dookoła siebie. Bez znaczenia na to, gdzie się znajdował, oczy zawsze miał dookoła głowy, jakby od tego zależało jego życie. Dostrzegał to, na co inni nie zwracali uwagi – dziewczynę zalotnie dorzucającą włosy na ramię, śmiejąca się promiennie do chłopaka naprzeciw, który dyskretnie zerkał za towarzyszkę, gdzie dostrzegał zarys piersi jakiejś panienki. Widział grubą pajęczynę w kącie pomieszczenia i tłustą muchę, która w ciągu kilku minut miała paść ofiarą sporego pająka. Widział również krzywy uśmiech matki upominającej dziecko i złość siedzącego tuż obok ojca, któremu żyłka zaczynała pulsować na czole.
  A jednak teraz... Teraz nie potrafił się skupić na niczym innym prócz własnego towarzysza. I był na siebie wściekły, bo nie widział w tym nic złego, a przecież powinien.
  Nie patrzył na nic innego prócz tych ciemnych oczu, nieporuszonej emocjami twarzy i teraz nieco drobniejszej sylwetki. Nigdy miał problemu z dziewczynami, ale gdy sprawa tyczyła się stróża, to wolał go w normalnej formie.
  Podobna refleksja sprawiła, że miał ochotę sprawić sobie policzek w twarz.
  Uspokój się.
  Zamyślił się do tego stopnia, że ręką lądująca na jego ramieniu i nagłe ciepło bijące od drugiego ciała sprawiły, że podskoczył w miejscu z zaskoczenia. Gdy dotarło do niego, co się stało żołądek podskoczył mu do gardła. A może to było serce? Cóż, nie potrafił powiedzieć, zbyt zajęty próbą okiełznania nagle przyspieszonego oddechu. Dopiero słowa wypowiedziane mrukliwym tonem przywróciły tętnu normalność, nałożyły zwyczajową maskę na chwilowo zaskoczone lico. Złote ślepia zmrużyły się odrobinę, lśniąc od podchwyconego wyzwania. Usta wygięły się w przekornym uśmiechu, tym samym, który Momobashi tak uwielbiał przywdziewać na porządku dziennym.
  – Nie uważam. Jestem nim – odparł, uderzając głosem w podobne nuty, co sam Koyasuryo. – Czy to nie ty przed momentem mówiłeś, że jesteś dla mnie obcy? Zasada działa w obie strony. Czy wobec tego nie wykazujesz się powierzchownością? – Zrobił to, co zawsze. Choć nie brawowało mu pewności, to w wątpliwych chwilach sięgał po zaczepki, szukał luk w cudzej logice, słowach i gestach. Łapał się wszystkiego, co było pod ręką i przekuwał na broń, bo był gotów prędzej połknąć garść gwoździ, niż przyznać do słabości. Nawet tak głupiej.
  Parsknął rozbawiony, widząc plaster mięsa tuż przed piegowatym pyskiem.
  – Chcesz się bawić w oswajanie dzikich zwierząt, Koyasuryo? – Uśmiechnął się, unosząc jeden kącik ust wyżej od drugiego. – Plaster mięsa ci do tego nie wystarczy. Będziesz musiał włożyć w to znacznie więcej pracy – Tyle powiedział, jednocześnie zgarniając spomiędzy pałeczek zaoferowany kawałek. Nie był pewien, co podkusiło go do działania – podłapane wyzwanie czy alkohol coraz szybciej buzujący w żyłach. Teraz nawet się nad tym nie zastanawiał.
  Złapał za ponownie napełnioną czarkę i wypił jej zawartość, bo zdecydowanie nie chciał się nad tym zastanawiać.
  Jak już raz się oparł na stróżu, tak nie znalazł sił, by wyprostować sylwetkę. Po prostu siedział i zajadał, od czasu do czasu bezwiednie sięgając po sake.
  – Odpowiesz szczerze, jak o coś zapytam? – mruknął nagle, nie podnosząc wzrok znad skrawka bluzy, który zaczął miętolić w placach. Policzki miał już zaczerwienione od wypitych procentów, wzrok nieco zamglony.
  Miał się dopiero dowiedzieć, że panowanie nad mimiką w takim stanie graniczy z cudem.
Kotarou

Powrót do góry Go down

  Mógł się spodziewać kolejnej zaczepki.
  Pewność siebie siedzącego naprzeciwko niego chłopaka zakrawała o narcyzm, w którym nie widział uzasadnienia. Nie mógł jedynie stwierdzić czy chłopak faktycznie był nim tak przesiąknięty i zepsuty, czy przywdziewał go wyłącznie jako maskę, by skryć resztę bardziej skomplikowanej osobowości.
  Nie odwzajemnił jego uśmiechu. Nie zamierzał też dać się wciągać w jego gierki słowne i zaczepki, którym wielokrotnie próbował już położyć kres.
  Nie miał na to wszystko ani czasu, ani chęci.
  Wyraźnie stracił zainteresowanie. Obserwował ze znużeniem jak chłopak bierze od niego kawałek mięsa, nim sam zajął się na nowo jedzeniem. Nawet nie patrzył już w jego kierunku, zamiast tego zatrzymując wzrok na zegarze.
  — Chcesz się bawić w oswajanie dzikich zwierząt, Koyasuryo?
  — Nieszczególnie. Zwierzę to zwierzę, nie rozumiem dlaczego ktokolwiek chciałby zniżać się do ich poziomu. Jeśli szukasz kogoś, kto założy ci kaganiec albo powyje z tobą do księżyca, proponuję poszukać w zoo albo na farmie, rolnicy z pewnością będą zachwyceni z dodatkowej pomocy — podniósł się do góry, zmuszając tym samym chłopaka do odsunięcia się.
  Ręka powędrowała do kieszeni, przesuwając w niej telefon. Nie on był w tym momencie jego celem, lecz portfel. Wystarczyło jedno spojrzenie na stół, by momentalnie wszystko przekalkulował. Wyłożył na stół wyliczoną sumę z dodatkowym napiwkiem dla kelnerki i postawił na niej skrawek talerza, upewniając się że banknoty nie sfruną ku ziemi przy najmniejszym przeciągu.
  — Nie będę odpowiadał już na żadne twoje pytania.
  Odpowiedział sucho, zupełnie automatycznie wsuwając palce we włosy, zaraz blokując się na początku luźnego warkocza. Cholerne nowe ciało.
  Nie miał już na rękach dodatkowego czasu. Domyślał się, że przed służbą stróża, czeka go jeszcze spotkanie z rodziną. Nie było szans, by jego brat po prostu zignorował to co się wydarzyło, bądź postanowił poczekać do jutra. Nie on. To z kolei oznaczało więcej zobowiązań, które będzie musiał wplatać pomiędzy wszystkie pozostałe czynności. W końcu to, że ludzie pozmieniali płeć, nie znaczyło że yokai przestaną atakować ich na ulicach.
  Normalnie po prostu by stąd wyszedł, zostawiając Momobashiego samemu sobie. Taki miał zresztą plan. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie na jego sylwetkę, by przeklął w myślach, zatrzymując się w pół kroku.
  Po co dawałeś mu alkohol?
  — Wstawaj, odprowadzę cię do domu — mruknął nisko, wyciągając rękę w jego stronę. Nie spodziewał się, że chłopak ma tak słabą głowę.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  Nie rozumiał tej nagłej zmiany nastawienia. Mógł nad nią myśleć i myśleć, a i tak żaden sensowny powód nie wpadłby mu do głowy.
  Cofnął się wyraźnie zaskoczony, wpatrując w stróża nierozumnym spojrzeniem szczenięcia, które kopnięto za plątanie się pod nogami. Nie chciał niczego więcej prócz odrobiny uwagi, zamiast której dostał mentalny policzek. W moment opuścił łeb w pokornym odruchu, wbijając spojrzenie we własną dłoń; palce stuliły się nieświadomie w pięść.
  Naprawdę nic z tego nie rozumiał. A już tym bardziej tego, co działo się w nim samym.
  Czym oczywiście nie miał zamiaru dzielić się na głos. Poszedł więc za przyzwyczajeniem i zamknął pysk, pozwalając niewidocznej kłódce na zwarcie szczęk ze sobą. Chłód rozlewający się po wnętrzu szybko przybierał formę ciążącego na płucach lodu. Zbędne kilogramy nie pozwalały mu wstać z miejsca, poruszyć rękoma, podnieść głowy wysoko, z dumą, z której przecież słynął.
  – Nie trzeba – uciął, nie spoglądając na rozmówcę. Jeszcze dłuższą chwilę wbijał wzrok w ziemię, nim w końcu – choć nie bez trudu – wstał z miejsca. – Nic mi nie jest. Poza tym hotel jest niedaleko.
  Nie przyjął pomocy w postaci wyciągniętej ręki. Zamiast tego rozplótł wiążącą włosy wstążkę i położył ją na otwartej dłoni policjanta. Sam rozczesał brązowe kosmyki palcami. Zrobił to nie bez powodu; długie pasma pozwoliły mu ukryć piegowaty pysk za drobnym cieniem.
  – Dziękuję za posiłek, kiedyś się odwdzięczę.
  Gdy wymijał stróża, musiał poprawić spadające z teraz węższych bioder spodnie. Nawet nie zauważył, kiedy podniszczona fotografia wysunęła się z luźniejszej kieszeni i pofrunęła na podłogę.
Kotarou

Powrót do góry Go down

  Nie możesz wiecznie odpychać od siebie ludzi, Akuto.
  Łagodny, dziewczęcy głos pojawił się w jego głowie znikąd. Mimo, że minęło już trochę czasu od kiedy słyszał go po raz ostatni, nadal pozostawał tak samo wyraźny. Bez najmniejszego problemu mógł przywołać te proste słowa, akcent który kładła na konkretne litery. Nigdy nie musiała wplatać w swoje słowa złości czy irytacji, a i tak wiedział że właśnie wytrącił ją z równowagi.
  Nikogo nie odpycham.
  Zaparł się sam przed sobą, zamykając na chwilę powieki. Zaraz otworzył je ponownie, mimo że nic w jego wnętrzu się nie zmieniło. Nie uzyskał kolejnej odpowiedzi, nie zamierzał jej też do siebie dopuścić. Nie było sensu rozgrzebywać zamkniętego rozdziału z przeszłości.
  Zacisnął dłoń na wstążce, wsuwając ją do kieszeni. Przyglądał mu się uważnie, nie do końca wiedząc jak powinien teraz zareagować. Widział że jest pijany, ale dobitnie widział też, że nie chce jego pomocy. Hotel rzeczywiście był niedaleko, prawdopodobnie nie było więc większych szans na to, że coś stanie mu się po drodze.
  Ale czy na pewno?
  — Nie musisz się za nic odwdzięczać — odpowiedział bezwiednie, obracając powoli głowę w ślad za jego ruchem. W końcu całe to wyjście było tylko i wyłącznie jego pomysłem, na który zresztą Momobashi zapracował sobie wcześniej na komendzie. Z początku nawet nie zwrócił uwagi na podniszczoną fotografię, która wylądowała na ziemi. Schylił się po nią bardziej odruchowo, jedynie pobieżnie przesuwając po niej spojrzeniem. Powinien mu ją po prostu oddać i stąd wyjść.
  Trafi do domu sam.
  Nie jesteś mu potrzebny.
  Jak na zawołanie, jego umysł podsunął mu widok zaledwie sprzed kilku minut. Spojrzenie, które wmawiał sobie, że nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia.
  Przeklął w myślach, wsuwając fotografię do kieszeni kurtki. Jeśli teraz mu ją odda, tym bardziej niczego nie osiągnie. Skoro nie zauważył jej straty, da radę bez niej przez następnych kilka minut.
  Opuścił lokal w ślad za nim, łapiąc go za ramię.
  — Hej — jedno proste słowo, by zwrócić na siebie uwagę. Wyminął go, zatrzymując w miejscu i podniósł rękę, zaraz cofając ją z powrotem. Ledwo udało mu się zdusić durny odruch dotknięcia jego twarzy i podniesienia jej ku górze, by sprawdzić jego mimikę. To wszystko zdecydowanie mu się nie podobało. I być może jednym z największych minusów całej tej klątwy było to, że poczuł się ze wszystkim podwójnie źle widząc delikatną, dziewczęcą sylwetkę. Nawet jeśli doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w środku kryje się ktoś zupełnie inny.
  — Miałeś rację, mam talent do doprowadzania do niekomfortowego napięcia — wymruczał niechętnie, wychodząc w tym momencie tak mocno wbrew samemu sobie, że nawet jego wargi zdawały się próbować go powstrzymać.
  Oczywiście, że odpychał od siebie ludzi. Po prostu nie chciał się do tego przyznać. Tak jak do tego, że pierwszy raz od dawna, znowu spotkał się z sytuacją gdzie ktoś ewidentnie próbował wkraść się do jego życia. I nie do końca wiedział jak sobie z tym poradzić. Nigdy nie należał do najbardziej towarzyskich ludzi, a przez kilka konkretnych wydarzeń w swoim życiu miał wrażenie, że utracił wszystkie umiejętności wpuszczania ich do środka jeszcze mocniej.
  — Odprowadzę cię. Jeśli chcesz, po prostu udawaj że mnie nie widzisz — dłoń zsunęła się powoli z jego ramienia. Nie musiał udzielać mu odpowiedzi. Koyasuryo potrafił być cholernie uparty.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  Chłodne powietrze dobrze mu zrobiło. A przynajmniej na zawroty głowy, bo w środku wciąż odczuwał ten nieznośny ciężar, przez który oddychanie wydawało się trudniejsze niż zwykle. Całkiem, jakby coś zacisnęło długie szpony na płucach, przez co wzięcie oddechu pełną piersią było zwyczajnie niemożliwe.
  Doskonale wiedział, kiedy ostatnio doświadczał czegoś podobnego, ale samo myślenie o tym wydawało się... Po prostu złe. Przez co zaczynał się czuć jeszcze gorzej i tam spirala marnego samopoczucia jedynie się zapętlała.
  W tym momencie o niczym tak nie marzył, jak o gorącej kąpieli i znalezieniu najwygodniejszego miejsca w czterech ścianach własnego pokoju.
  Problem w tym, że stróż pokrzyżował mu plany.
  Złapany za ramię zatrzymał się w miejscu. Nie chciał tego robić, wolał przyspieszyć i stawiać kolejne kroki naprzód, ale alkohol buzujący w żyłach sprawił, że nie tylko wnętrze ciążyło mu dodatkowymi kilogramami; żwawe ruszanie kończynami stanowiło kolejne wyzwanie. W tym wszystkim odnalazł tylko tyle dobrego, że zdołał utrzymać wzrok wbity w ziemię i nie odezwać się ani słowem, nawet gdy usta zapiekły od cisnącego się komentarza. Skinął tylko powoli głową, dając mężczyźnie do zrozumienia, że słyszał każde słowo i przyjął je do wiadomości.
  To nie byłby pierwszy raz, gdy świat potwierdził, że Kotarou miał w czymś rację.
  Nie przywiązuj się, wilku, nie ma po co. Widzisz doskonale, jak to się kończy.
  Fakt, widział. Makabryczny obraz ciała najeżonego dziurami po nożu nawiedzał go każdej cholernej nocy.
  –[color:d154=DB3300] Rób co chcesz – zdołał wychrypieć, czując, jak nocny chłód łapie go również za gardło.
  Dłoń zwalniająca uścisk z jego ramienia sprawiła, że postawił krok w tył. Stał nieruchomo jeszcze kilka dłużących się selund, aż w końcu wznowił wcześniejszy marsz, choć tym razem odrobinę szybszy. Nie obchodziło go, czy pospiecz nie wyjdzie mu na gorsze, czyż przez szybsze ruchy nie wyląduje z pyskiem na glebie. Chciał po prostu wrócić do domu.
  Nie odzywał się przez resztę drogi. Dopiero pod samym hotelem wymamrotał krótkie podziękowanie, choć nawet wtedy nie podniósł wzroku znad ziemi, czym prędzej znikając w ciepłym wnętrzu.

| KONIEC.
Kotarou

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
Od czasu tej całej zmiany płci chodził cały najeżony. Nie mógł się kompletnie skupić, bo miał wrażenie, że jego osoba straci na tym wszystkim szacunek innych. Zwłaszcza swoich pracowników. Gryzł się z tym przez dłuższy czas, aż w końcu postanowił wyciszyć swój umysł w najbardziej popularny sposób. Tak, mowa tu o alkoholu.
Nawet przez tę całą zmianę nie zmieniał ubrań, bardziej przykładał uwagę na to, by wciąż wyglądać tak, jakby był sobą. Dodatkowy biust i brak czegoś między nogami nie mógł mu w tym przeszkodzić.
Dzień nie należał do tych pogodniejszych, deszcz złapał go po drodze. Dlatego gdy wszedł do baru jego płaszcz tak samo jak i fryzura były pokryte kroplami wody. Przeczesał ręką włosy, które dzięki bogu nie były jakoś długie po tej zmianie i obrzucił lokal szybkim spojrzeniem kobaltowych oczu. Przysiadł przy barze kilka chwil wcześniej zdejmując z siebie płaszcz i przerzucając go przez oparcie krzesła barowego. Ukrył twarz na chwilę w dłoniach, opierając łokcie o blat i gdy usłyszał, że ktoś stanął po drugiej stronie powoli opuścił ręce.
- Dzień dobry - powiedział spokojnie, a jego twarz nawet nie drgnęła, jakby niedotknięta emocjami.
- Poprosiłbym na razie butelkę sake i sajgonki, jeśli można - cichy pomruk wymsknął się z ust komendanta, który zmęczony dniem w pracy wolałby zapewne zaszyć się w pokoju hotelowym, jednakże coś go pchnęło w zupełnie innym kierunku.


(outfit w profilu)
Hideo

Powrót do góry Go down

Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry


Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach