Droga do lasu Shimojo
by Lert Czw Lut 11 2021, 01:29

Kto zagra?
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:44

Rezerwacje wyglądów
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:30

But the darker the weather, the better the man
by Oguni Sro Sty 13 2021, 21:14

Aktualnie słucham
by Junko Wto Sty 12 2021, 21:56

Bar
by Gość Wto Sty 12 2021, 19:37

Ogrody
by Lert Wto Sty 12 2021, 18:27

Stare drzewo
by Gość Sob Sty 09 2021, 00:16

Park
by Gość Czw Sty 07 2021, 20:57


Akira właściwie uwiesił się na ramionach żony. Sprawił, że wędrówka wydała jej się tak długa, jak ta, którą poczynił lud wybrany. Tylko że tutaj nie było chrześcijańskiego Boga w klapkach, długich włosach i koziej bródce. Był tylko on, pijany mężczyzna, osiemdziesiąt osiem kilogramów ciężaru. Nie myślała zbyt wiele, całkowicie koncentrując się na dotarciu do celu. Było to o tyle trudne, że ból rósł z minuty na minutę, wymuszając na niej kolejne syknięcia. Naturalnie, Ichi uznał się za jedyną ofiarę zdarzenia. Nigdy zresztą nie widział swych win, nigdy nie przepraszał, ani nie posypywał głowy popiołem. Tego właśnie nauczył go ojciec, a później Sumi, posłusznie kajając się nawet wtedy, gdy o jej winie nie można było mówić. Ale czy ugłaskanie było jej w ogóle potrzebne? Niekoniecznie. Już dawno przestała wierzyć w to, że jedno słowo może cokolwiek zmienić. Była bliżej teorii, że gdyby potrafiła dać mu dziecko, potomka, wtedy zszedłby na ziemię. Głównie temu przypisywała wybuchy męża. W imię usprawiedliwienia jego czynów dopatrywała się nawet szeregu chorób i zaburzeń, tłumacząc go raz za razem. Możliwości wzięcia udziału w terapii nie było. Nigdy jednak nie zgodził się na farmakologię. Uważał ją za zbędną, w końcu jest „normalny”, a Sumire „zidiociałą szmatą”. Czemu więc miałby jej słuchać, przecież wiedział lepiej.
 Posuwając się do przodu, obierała drogi, które nie były uczęszczane. Znacznie wydłużyło to trasę do domu, ale przynajmniej miała pewność, że Saemon pozostanie jedyną osobą, która wie na jej temat coś więcej niż to, że jest pielęgniarką. Teraz łączył ich sekret. Mimowolnie stali się powiernikami własnych tajemnic, które były dla nich mniej lub bardziej zrozumiałe. Nie chodzi tu o „dług wdzięczności”, a raczej świadomość, że jeśli jedno powie „a”, to drugie wyszepta „b”. Odpowiadało jej to. Wydawał się człowiekiem umiejącym zamknąć usta w odpowiednim momencie, a przynajmniej tak chciała myśleć. Wierzyła też, że jego wyjście ze szpitala nie sprawi, że opatrzona przez nią rana zacznie paprać się i ropieć. Były ku temu powody. Przeszło jej przez myśl, że być może wróci. Co wtedy, jak ma się zachować? Pokręciła głową, chcąc zatrzymać proces myślowy. Ich ponowne spotkanie wcale nie musiało mieć miejsca, nie chciała więc trudzić umysłu sprawą, która może się nigdy nie wydarzyć. Chciała jak najszybciej zapomnieć o tym, co się stało. Była w tym całkiem dobra.
 Dotarłszy do domu, w pierwszej kolejności zawlekła półżywego męża do sypialni. Zionęło od niego mieszanką alkoholu i papierosów. Znała tę kombinację zbyt dobrze. Brzydził ją, choć usilnie starała się to z siebie wyprzeć. Żyła przeszłością, nadzieją na lepsze jutro, które nigdy nie nadchodziło. Ułożyła go w wygodniej pozycji, postępując tak, jak z każdą inną osobą, której ruchy są ograniczone. Już po paru minutach zaczął donośnie zaciągać powietrze nosem. Odetchnęła z ulgą, dziś będzie spokojnie.
 Przeszła do kuchni. Z jednej z podwieszanych szafek wyjęła apteczkę. Była zdecydowanie większa niż ta, którą zwykli mieć mieszkańcy. To zrozumiałe, w końcu miała lepszy dostęp do medykamentów niż inni. Zwinnym ruchem chwyciła za pojemniczek z tabletkami przeciwbólowymi. Przełknęła dwie, może trzy, nim zdjęła obuwie i ściągnęła skarpetki. Prawa kostka jej nogi pokryła się w odcieniach fioletu. Dotknęła obrzęk palcem. Nie było to przyjemne. Po prawdzie cholernie bolało. Z zamrażarki, znajdującej się za jej plecami, wyciągnęła zimny okład, który ułożony w miejscu skręcenia, natychmiastowo przyniósł ulgę. Odchyliła się na krześle, przymykając jednocześnie oczy. Była senna, spragniona chwili spokoju, choć zdawała sobie sprawę, że to tylko marzenie ściętej głowy. Przysnęła na moment, by po chwili zreflektować i wrócić do usztywniania kończyny. Przewertowała zawartość apteczki w poszukiwaniu stabilizatora. Znalazła go, całe szczęście. To zresztą nie pierwszy raz, gdy go używa. Choć ostatnim razem powodem był upadek ze schodów, a przynajmniej pośrednio.
 Z kuchni przeniosła się do salonu, na kanapę. Trzy dni wolnego, cóż, z jednej strony dobrze, z drugiej zaś niekoniecznie. Akira chyba miał wbudowany mechanizm doprowadzający poczucie agresji do mózgu, zawsze wtedy, gdy ją widział. Wiedząc o tym, tuż przed snem, zaplanowała sprawunki; zakupy, cmentarz, może nawet uda jej się odwiedzić świątynię. Dawno tam nie była. Tak samo zresztą, jak na grobie matki. Przydałoby się kupić kwiaty, posprzątać mogiłę. To dobra wymówka, by nie wracać do domu. Zasnęła z gorzkim wyrazem twarzy i ustami wykręconymi w bólu.
 Sen przebiegł bez zakłóceń, co znaczyło, że Akira zniknął w barze. Pewno musiał odreagować to, co się stało. Szkoda, że potrzebował do tego sake. Otworzyła oczy o osiemnastej następnego dnia. Było już zbyt późno, by udać się do sklepu czy świątyni. Nie chciała ryzykować. Podniosła się więc na dłoniach i ześlizgnęła z przypalonej papierosami kanapy. Zaspane ślepia Sumire obiegły wzrokiem pokój i wszystko to, czego dosięgły. Brakowało butów Ichiego, więc z góry założyła, że wyszedł. Nie wiedziała jednak kiedy. Czym prędzej więc zabrała się do sprzątania i gotowania. Tak, by nie miał powodu do wszczynania awantur. Z pozostawionego na stoliku medykamentu ponownie wyjęła pastylki i, tak samo, jak wcześniej, przełknęła parę z nich. Wiedziała, że spożywanie ich na czczo może skończyć się wymiotami, ale nie potrafiła zrezygnować z ich kojącego działania. Będąc już w kuchni, przygotowała składniki na obiad. Obiado-kolację. Zwał jak zwał. Przyrządzenie treściwej potrawy zajęło jej godzinę, może dwie. Zawsze celebrowała te momenty spokoju; możliwości powolnego cięcia warzyw, obrabiania mięsa czy czekania, aż woda zacznie bulgotać. Starała się cieszyć nawet tymi małymi rzeczami, bo inaczej popadłaby w obłęd.
 Akira wrócił mniej więcej o drugiej w nocy. Dokładnie godzinę po tym, gdy skończyła zbierać puste butelki i porozrzucane po podłodze niedopałki. Nie był upojony jak poprzedniego dnia. Prawdę mówiąc, był krok od trzeźwości. Słysząc jego kroki, uniosła się tułów, wzrok kierując na drzwi od sypialni. Szatyn wszedł do pokoju, nie odzywając się ani słowem. Kiedy jednak wsunął się pod pierzynę, począł oblepiać ją dłońmi. Przez chwilę udawała, że nic nie czuje, ale gdy zaczął robić to mocniej, i mocniej, odwróciła się w jego stronę i starała wytłumaczyć bólem w kostce. Nie poskutkowało. Wręcz przeciwnie, jedynie go rozgniewało. Ponownie, w swoim zepsutym umyśle, połączył kropki w jedyny, słuszny ciąg przyczynowo skutkowy – pieprzyła się z tym gościem, więc nie ma ochoty na spełnianie obowiązku małżeńskiego. To takie proste. 2+2.
 Zaczęło się od wyzwisk, lekkich popchnięć, a skończyło na wyciągnięciu za włosy i uderzeniach w losowe miejsca. Wszędzie tam, gdzie ich ślady będzie skrywać odzież. Szczegółów nie warto odpisywać. Stało się to, co zawsze; zostawił siniaki i kolejne rany na sercu. Wyszedł wkrótce po skończeniu spektaklu. Nie wiedziała gdzie ani po co. Mogła się jedynie domyślać, dokąd znikał. Ta myśl, niezmiennie od roku, kręciła się po jej głowie, ale wydawała się nierealna, winą więc obarczała siebie, swoje ułomności, wady. Skuliła się na łóżku, do którego udało jej się przeczołgać. Łzy płynęły z jej oczu jakby strumieniem. Była sama, więc mogła sobie na to pozwolić. Na tę chwilę słabości.
 Nazajutrz, z samego rana, jak to zwykle bywało w wolne od pracy dni, udała się na zakupy. Wciąż ciągnęła nogą, a jej sińce pod jej oczami wydawały się mocniejsze, niż zwykle, ale nie mogła pozwolić sobie na zaniedbanie obowiązków domowych. Bolało ją całe ciało, a dusza wyła z rozpaczy. Była podobna duchowi, gdy przechadzała się między alejkami. W podręcznym wózku miała warzywa, ryż, chleb i parę innych artykułów. Znikając za jedną z półek, utkwiła w dziale z bukietami. Przyglądała im się dłuższą chwilę, każdemu z osobna, tocząc wewnętrzną walkę o to, który jest właściwy. Oglądała to z lewej, to z prawej, biorąc każdy z nich w poranione dłonie.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Kiedys spotkałem Owsiaka na pogrzebie jakiejś sławnej osoby. Podochodze do niego i mowie czesc Owsiak ty skurwysynu. A on tylko Elo i odwraca głowe. Sprzedałem mu blache w potylicie i mowie sluchaj mnie bo ci nie dam kasy na ziarno dla kur. Jurek cos tupnał, cos mruknał ale mowi dobra słucham ciebie cierpliwie, co masz mi do powiedzenia. Czemu sprzedawales uran czeczenom? Jerzy Owsiak powiedział do mnie - ty kurwa gnoju i przykleił mi serduszko do czoła. Potem uciekł do lasu
Anonymous

Powrót do góry Go down

Wzdrygnęła się. Znała ten głos. Nie musiała się odwracać, by zweryfikować, do kogo należy. Był na tyle typowy, by mieć pewność co do tego, kto je wypowiada. Całkiem możliwe, że ta pozorna ignorancja była wywołana obawą, że mąż kręci się gdzieś w pobliżu. Naturalnie, nie posiadała takiej wiedzy. Mogła jedynie snuć domysły i przewidywać, że skłonności do wlewania w siebie hektolitrów alkoholu zaprowadzą go do sklepu. Czuła, że wtedy nie byłby równie łaskawy, jak uprzedniego dnia. O ile dotkliwe pobicie można nazwać „łaskawością”.
— W porządku, dziękuję — odparła beznamiętnie, nie przerywając oglądania kwiatów. Tak naprawdę, to bolało ją jak cholera. Tak noga, jak i brzuch czy plecy. Zapewne, gdyby odkryć koszulkę, dostrzegłoby się wybroczyny. Na razie, pozostawały jednak poza zasięgiem ciekawskiego wzroku mieszkańców. I dobrze. Tak przecież miało być. Nikogo nie obchodzą cudze krzywdy tak długo, jak sami nie stoją po kolana w krwi. Nie widziała więc potrzeby, by się skarżyć. Ani teraz, ani też wtedy, gdy była jeszcze dzieckiem. Nigdy nic z tego nie wynikało, więc uznała to za zbędne.
— Śledzi mnie pan? — dodała po chwili, głosem tak obojętnym, że już chyba bardziej się nie dało. Ani nie był to atak, ani też słowna pyskówka. Ot, krótkie pytanie, wypowiedziane na wpół serio w momencie, gdy chwyciła za bukiet wzbogacony o lilie. Popatrzyła na niego badawczo, upewniając się, że z bliska wygląda równie urokliwie i czysto. Przysunęła go również do nosa, zaciągając się cudowną wonią. Czasami ciężko było znaleźć kwiaty, które nie nosiłyby znamion krzywdy. Matka Sumire, mimo swojego stanu przed śmiercią, zawsze dbała o to, by w domu były świeże wiązanki. Być może liczyła, że ich piękno pozwoli na zapomnienie o bezkresie samotności i brzydoty, która dominowała krajobraz w Oguni.
 Odwróciła się dopiero wtedy, gdy bukiet znalazł się w koszyku. Ukradkiem zlustrowała Saemona. Wydawał się w dobrym stanie fizycznym. Ulżyło jej, nie chciała być powodem jego krzywdy. Jego ani nikogo innego. Jednak, w całej tej pogoni za uszczęśliwianiem ludzi wokół, zupełnie zapominała o sobie, o tym, że też jest ofiarą. Z całego szeregu myśli, które mieszkały w jej umyśle, ta nigdy nawet nie wpadła w odwiedziny. Sumire nauczyła się żyć z myślą, że niezależnie od okoliczności, wciąż będzie winna wszelkiemu złu. Taka kolej rzeczy. Oczyma zarzuciła na to, co znalazło się w koszyku byłego pacjenta. Sudoku, nazwa rzuciła jej się w oczy. Nigdy nie rozumiała jego zasad. Może to dlatego, że jej matka nigdy nie pałała do niego miłością, a jej samej brakowało czasu na zgłębianie jego tajników.
— Dobrze działa na mózg — podsumowała, kierując się w stronę gazet i literatury, znajdujących się parę kroków od działu z dziełami florystycznymi. Z rozmarzeniem zapatrzyła się na książki. Lubiła czytać i uciekać w świat wykreowany przez ich autorów. Na ogół był ciekawszy i mniej brutalny, niż ten, który znała. Dłonią sięgnęła do jednej z nich, po chwili cofając ów gest. Brakowało jej czasu na śledzenie literek, a nawet gdyby go miała, to szybko spotkałaby się ze zruganiem przez męża za, jak to określał, „lenistwo i czynności zbędne”. Wybrała więc gazetę codzienną. Prasa była stworzona do czytania w biegu, gdzieś w przerwie między jednym a drugim łykiem kawy. Ona zaś zamierzała uczynić to na cmentarzu. Być może na głos, by leżąca metry pod ziemią matka mogła posiąść wiedzę o aktualnych wydarzeniach w mieście. Poza tym było tam spokojnie i pusto. A to też przeważyło na decyzji o tym, gdzie pochłonąć informacje w niej zawarte.
 Była ciekawa tego, w jakich okolicznościach mężczyzna znalazł się w Oguni, tak samo zresztą, jak i powodu rany na jego tułowiu. Nie zadawała jednak pytań. To była tajemnica. Tak samo, jak to, jaki naprawdę jest jej mąż. Nie chciała psuć pięknego obrazu porządnego obywatela z dobrego rodu. Zapewne odbiłoby się to od niego i rykoszetem trafiło w potylicę Sumire. Nie ryzykowała.
— Mam nadzieję, że rana dobrze się zagoi. Do widzenia — rzuciła na odchodne, kulejąc w stronę jednej z kas. Nie czuła potrzeby, by przeciągać rozmowę. Nie byli dla siebie nikim bliskim, a jedyne co ich łączyło, to znajomość sekretów. Choć to on znał ich więcej. Sumire była zbyt powściągliwa, by w ramach zabezpieczenia własnych interesów, dopytywać o szczegóły z jego życia.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Kiedys spotkałem Owsiaka na pogrzebie jakiejś sławnej osoby. Podochodze do niego i mowie czesc Owsiak ty skurwysynu. A on tylko Elo i odwraca głowe. Sprzedałem mu blache w potylicie i mowie sluchaj mnie bo ci nie dam kasy na ziarno dla kur. Jurek cos tupnał, cos mruknał ale mowi dobra słucham ciebie cierpliwie, co masz mi do powiedzenia. Czemu sprzedawales uran czeczenom? Jerzy Owsiak powiedział do mnie - ty kurwa gnoju i przykleił mi serduszko do czoła. Potem uciekł do lasu
Anonymous

Powrót do góry Go down

„Lepsze rzeczy do roboty”. W Oguni? Brzmiało to równie prawdopodobnie, jak nagłe zniknięcie klątwy. W mieście nie było nic ciekawego; wszystko było stare, brudne, znoszone i wykorzystane. Nawet kwiaty zdawały się więdnąć szybciej niż zwykle. Te same twarze, widywane codziennie na ulicach, zdawały się coraz smutniejsze. Jednak ci sami ludzie, którzy zamieszkiwali Oguni, zgodnie udawali, że wszystko jest jak w najlepszym porządku. Ale nie było, nie jest i nie będzie. Przyszło im zaakceptować ten psi los. Oczywiście, gorzej mieli turyści — nie urodzili się w zniewoleniu, klatce. Musieli zrozumieć, że zostaną tu na zawsze, a to trudne zwłaszcza wtedy, kiedy wciąż pamiętasz wolność i zapach nowości. W wiosce tego nie uświadczysz, a jedyne co poczujesz, to juchę i woń strachu tak wielkiego, że możesz go nie unieść. I często nie unosili; kończyli na strychach czy gałęziach, wisząc bezwładnie na linie kupionej w markecie. Tym samym, w którym Sumire kupowała kwiaty.
 Będąc już przy kasie, zaczęła powoli wykładać towar na taśmę. Odruchowo przywitała ekspedientkę, która pracowała w tym miejscu od niepamiętnych czasów; była stara, pomaszczona, a jej twarz znaczyły zmarszczki. Mimo to była niesamowicie ciepłą osobą i nigdy nie traciła pogody ducha. Satō zazdrościła jej tej czystej radości z życia pozbawionej żalu do losu. Zapewne nawet wtedy, gdyby mogła opuścić te „mury”, nie zrobiłaby tego, a przynajmniej tak myślała Sumi. Tkwiąc wśród własnych gdybań, nie spostrzegła momentu, w którym kasjerka skończyła przeciągać zakupy przez skaner. Dopiero wtedy, gdy po raz trzeci powtórzyła kwotę, którą ciemnowłosa powinna uiścić, Sumire oprzytomniała i sięgnęła do portfela, wyjmując gotówkę. Następnie pośpiesznie spakowała wszystko w reklamówki; były ciężkie, nawet jeśli patrzeć pod kątem tego, że miałby nieść je mężczyzna. Przeszła parę kroków, uginając się pod ich naporem. Opuściła je na posadzkę, chwilę później znów podnosząc. Po jej twarzy nie było widać zmęczenia czy przeciążenia. Prawdę powiedziawszy, wyglądała jak zwykle. Jednakże nie trzeba być naukowcem, by założyć, że kobieta, a już zwłaszcza taka, która ma uraz kostki, nie powinna nieść ich sama. Ichi nie był tym zbyt przejęty. Mimo posiadania pojazdu i możliwości szybkiego transportu zakupów nigdy nie wyszedł z inicjatywą.
 Westchnęła cicho, gdy przeszła przez przesuwane drzwi. Najwidoczniej plan o tym, by odwiedzić mogiłę matki, będzie musiał zostać odłożony w czasie. Trudno. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Było to tym boleśniejsze, że czasami nawiedzała ją w snach, pytając, czy wciąż pamięta, że kiedykolwiek istniała. Oczywiście, że tak; Sumire tęskniła za jej głosem, zapachem i dotykiem niczym dziecko. Mimo dwudziestu ośmiu lat na liczniku wciąż zdarzało jej się zatrzymywać przy oknie starego mieszkania w nadziei na to, że ujrzy jej twarz. Na razie, jej oczy dostrzegały jedynie sylwetkę Matsuno. W zamiarach miała go wyminąć, by oszczędzić sobie problemów i tłumaczeń przed mężem. Nie pozwolił jej. Zatrzymał, odbierając torby, nim zdążyła ruszyć obolałym ciałem.
— To zły pomysł— powiedziała, krzywiąc się na samą myśl o tym, że mógłby ich zauważyć Akira. Niemniej, nie broniła się przed jego pomocnymi dłońmi. Będąc za bardzo skupiona na tym, by nie dać po sobie poznać, że brakuje jej sił, nie prosiła o pomoc. Tym bardziej zaskakiwało ją, że w mieście tak obojętnym na krzywdy pojawił się ktoś, kogo nie dopadła znieczulica.
 — Czemu jest pan dla mnie taki miły? — zapytała, zatrzymując się w miejscu. Nie rozumiała, dlaczego to robi, choć najbliżej była teorii, że ma w tym jakiś interes. Pieniądze, leki, może przelotny romans kojący zbolałe, po utracie wolności, serce. Znała wielu turystów, którzy smutek próbowali odreagować w ten sposób. Oczywiście, to nie tak, że wydała wyrok bez podstaw, mając za argument jedynie to, że nietutejsi są przepełnieni złem. Nie. Sumire wierzyła, że w każdym człowieku znajduje się coś dobrego. A jednak od samego początku wydał jej się… Niebezpieczny, toksyczny, trujący. Nic więc dziwnego, że chciała poznać powód jego działań, zrozumieć. — Jeśli dlatego, że boi się pan konsekwencji wynikających z wizyty w szpitalu, to zapewniam, że nie zamierzam tego nigdzie zgłaszać. — Oczywiście, miała na myśli komisariat. To pierwsze co przyszło jej do głowy. Tak i ona, tak on wiedział, że powstanie takich obrażeń mogło się odbyć tylko z ich ręki. Nic więc dziwnego, że próbował zdobyć przychylność tego, kto poznał tę tajemnicę. Zmarszczyła brwi. To chyba pierwszy raz, gdy jej mimika wyrażała coś więcej, niż spokój podobny porcelanowym lalkom.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Kiedys spotkałem Owsiaka na pogrzebie jakiejś sławnej osoby. Podochodze do niego i mowie czesc Owsiak ty skurwysynu. A on tylko Elo i odwraca głowe. Sprzedałem mu blache w potylicie i mowie sluchaj mnie bo ci nie dam kasy na ziarno dla kur. Jurek cos tupnał, cos mruknał ale mowi dobra słucham ciebie cierpliwie, co masz mi do powiedzenia. Czemu sprzedawales uran czeczenom? Jerzy Owsiak powiedział do mnie - ty kurwa gnoju i przykleił mi serduszko do czoła. Potem uciekł do lasu
Anonymous

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Sid nie mógł zebrać myśli. Ani jego karta kredytowa, ani aplikacja bankowa na telefonie nie mogły połączyć się z siecią, wskaźnik zasięgu nie pokazał żadnej kreski na nowoczesnym wyświetlaczu.
Telefon nigdy mnie nie zawiódł...
Na szczęście podczas wizyty w Niigacie wypłacił dość pokaźną sumę yenów, więc był na taką okoliczność gotowy.
Nerwowo zgarnął wszystkie zakupy do swojego wysłużonego długimi podróżami plecaka, po czym szybkim krokiem wyszedł na zewnątrz kierując spojrzenie na oczekującą na niego przed wyjściem postać. Otrząsnął się z zadumy, jego idealnie równe zęby odsłoniły się w szerokim uśmiechu.

   - Teraz potrzebuję tylko hotelu i miejsca, gdzie będę mógł korzystać w spokoju ze swojego instrumentu, kruku. Dalej już sobie poradzę i będziesz wolna od mojej uciążliwej osoby!


By podkreślić te słowa w powolnym geście machnął w powietrzu dłonią przed swoją twarzą.
Po chwili namysłu z chytrym uśmieszkiem dodał:

   - Chyba, że chcesz jeszcze raz posłuchać, jak gram.


Popukał palcem w wierzchnią stronę kieszeni, w której spoczywała harmonijka zastanawiając się, jak jego tymczasowa towarzyszka podróży zareaguje na propozycję.
Sid Mindre

Powrót do góry Go down

Stróż
  Zmarznięta stała pod sklepem marząc o odpaleniu papierosa. Nie chciała jednak podnosić swojej maski z byle powodu. Odmierzała jedynie czas do zawędrowania do swojego małego, pewnie równie chłodnego gniazdka. Chyba nie wyciągała jeszcze grzejnika elektrycznego, by móc sobie pozwolić na, choć odrobinę ciepła. Pewnie o tym zapomniała. Jak zwykle.
  Przyglądała się długo swojej latarni, którą praktycznie co wieczór po powrocie czyściła, żeby była w jak najlepszym stanie. Przejechała dłonią w rękawiczce po szkle, jakby chciała się w ten sposób przekonać, że się sparzy. Złudne oczekiwania, kiedy ma się ochronę w formie skórzanego materiału. Cmoknęła cicho pod maską zerkając na zaciemnione ulice. Godzina robiła się coraz późniejsza, temperatura coraz niższa. Jedyne co teraz hamowało ją przed drżeniem w tym bezruchu, to pożyczony szalik.
  Powrót nieznajomego ją zaskoczył. Spodziewała się, że zrobi to wcześniej, prosząc o drobne, a tu proszę! Nawet coś zakupił.
  Cóż za zaskoczenie...
  - Na pewno wszystko kupiłeś? Nie chce mi się znów skręcać do jakiegoś sklepu, jeśli stwierdzisz, że jednak wolałbyś coś dokupić. No i nie wiem, czy Momobashi będą tacy zadowoleni, że ktoś w trakcie ciszy nocnej hotelowej przygrywa na harmonijce.
  Szczerze w to wątpiła. Tam już chyba wystarczająco dużo mieli straszydeł i problemów w ostatnim czasie. Westchnęła głęboko poprawiając nieco szalik na szyi, bo z którejś strony jej wiało i unosząc brew spojrzała na rudowłosego mężczyznę.
  - Czemu mówisz do mnie kruku? - źle jej się to kojarzyło, zwłaszcza po japońsku "karasu". Równie dobrze mogło to oznaczać czarną rzekę. Wsuwając jedną z dłoni do kieszeni czarnej bluzy, drugiej pozwalając swobodnie zwisać przy ciele, obrzuciła kontrolnym spojrzeniem siatkę mężczyzny zerkając po chwili również na wskazywaną jej kieszeń.
  - Możemy iść i możesz grać. Nie przeszkadza mi to, może nawet odstraszysz jakieś mendy co się po zakamarkach kręcą. Nie miałeś problemów z płatnością?
  Spytała w końcu zaciekawiona posługując się swoją prawie czystą angielszczyzną.
Kaneko

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Przystanął, jego twarz stężała i wydłużyła się na chwilę. Skąd takie pytanie? Muszę to wyjaśnić. Grymas zniknął tak szybko, jak się pojawił, gdy Sid po raz pierwszy postanowił przyjrzeć się swojej rozmówczyni dokładnie.
    Objął spojrzeniem jej sylwetkę, drobną w jego mniemaniu, czarny ubiór i włosy, był ciekawy, co zastanie pod maską. Jej głos dźwięczał dumnie, choć nie brakowało w nim drżenia z zimna, czy może - i w to był bardziej skłonny uwierzyć - niepewności. Oczy mógł określić jako magnetyczne, w szarości błyszczała inteligencja sugerując mu, że jest starsza, niż z początku myślał.
    Jej zapach zdradzał mu, że jest palaczką, co nie pasowało mu do jej wizerunku, ani mu się nie podobało. Odsunął jednak tę myśl i uśmiechnął się przygotowując mentalnie do wypowiedzi.

 -  Dlaczego? Każdy z nas ma w sobie coś ze zwierzęcia, Ty pasujesz kolorystycznie, rozmiarowo i zachowawczo właśnie do kruka. Inteligentny, na pozór majestatyczny, choć zawsze czujny i niepewny. Zaprzeczysz?

   Przekornie przewrócił oczami, po czym zniżył ton, pochylił się i zapytał o to, co w tym momencie uwierało go najbardziej.

  - Skąd wiedziałaś, że mogłem mieć problemy z płatnością? To nie jest naturalne pytanie i bez powodu byś się tym tak nie zainteresowała. Coś się tu dzieje? Ludzie są tu jacyś niedzisiejsi, ta przemiłą pani w markecie nie miała pojęcia co zrobić z moim telefonem, jak chciałem zapłacić. Co zresztą nie miało znaczenia  - westchnął, lekko zniechęcony - bo i tak nie miałem zasięgu. Na szczęście dla mnie podróżując po Japonii miałem wiele okazji wypłacić wystarczająco dużo na takie właśnie okazje.

   Ugryzł się w język, lecz instynkt zachowawczy uruchomił się zbyt późno, by nie wyjawiać uzbrojonemu nieznajomemu, że ma co nieco w portfelu. Zły na siebie kontynuował.

   - Dobrze, pokaż mi drogę do hotelu i wyjaśnij proszę w co wdepnąłem, z chęcią posłucham.
Sid Mindre

Powrót do góry Go down

Stróż
Unosząc brew ku górze w jeszcze większym zdziwieniu zamilkła, nie wiedząc zbytnio co mu odpowiedzieć, na taką formę wypowiedzi. Wpatrywała się w niego, zainteresowana tym, co mogłoby siedzieć w jego głowie. Oczywiście dostrzegła to, że on jej się przyglądał, ciężko pominąć coś takiego, gdy człowiek wpatruje Ci się prosto w oczy, nawet jeśli są schowane za maską. Odchrząknęła cicho zadzierając podbródek ku górze, niech sobie nie myśli, że skoro jest wyższy i jest mężczyzną, to Kaneko sobie z nim nie poradzi.
  - Huh, nie powiem, ciekawe. Choć nie powiem zastanawia mnie skąd te porównania. Chociażby "majestatyczny". Ale nie będę się zagłębiać, to Twoje przemyślenia i nic mi do nich.
  Aż zaśmiała się cicho, choć na pewno śmiech ten mógłby przypominać zduszone prychnięcie. Doprawdy, jakby miała pierwszy raz styczność z turystą, to by pewnie nie byłoby to takie zabawne. Jednakże wiele razy już natrafiła na zagubione w japońskich lasach dusze, które kompletnie nie mają pojęcia w jak wielkie bagno trafiły. Pewnie otarłaby niewidzialną łezkę, gdyby nie maska, więc udając, że to robi, przystawiła palec do okrycia twarzy teatralnie wycierając coś, czego nie było.
  - Oj, jakie to przezabawne! - zachichotała krótko - Cóż, jak już wspominałam raczej nie będziesz zbyt zadowolony, bo ten Twój tydzień przedłuży się... Znacznie. Z miasteczka nie da się wyjść, demony ukrywają się po zakamarkach, a czas dla nas samych stanął wiele lat temu. Więc w skrócie, trafiłeś do miasteczka, które utknęło w 1990 roku i to dlatego kobieta, która była za ladą, mogła się na Ciebie patrzeć ze zdziwieniem, bo nie mamy tu telefonów dotykowych. I zasięgu też nie uraczysz, przynajmniej nie tego z zewnątrz.
  O? Miał więcej pieniędzy? Pokręciła głową, nierozsądne z jego strony wspominać o tym, nieważne w jakim towarzystwie, ale zdecydowanie było to niestosowne. Gdyby Kaneko była zainteresowana pieniędzmi, pewnie już dawno by mierzyła w niego pistoletem wymuszając każdego yena od rudzielca. Jednak dopóki miała grosza przy duszy, nie musiała się tym przejmować.
  - Poza tym, że telefonu nie użyjesz, a z rana w hotelu dostaniesz zamienny, to chyba większość już powiedziałam. A to czy uwierzysz mi na słowo, czy nie, już zależy od Ciebie.
  Wzruszyła ramionami podnosząc latarnię nieco wyżej, by oświetlić im drogę.
  - Zapraszam. Hotel jest niedaleko.
  Wskazała podbródkiem budynek w oddali, przy lesie i ruszyła przed siebie po drodze odpowiadając na wszelkie pytania mężczyzny.

[z.t. - przenosinki do dziedziniec ]
Kaneko

Powrót do góry Go down

Powrót do góry Go down

Powrót do góry


Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach