Droga do lasu Shimojo
by Lert Czw Lut 11 2021, 01:29

Kto zagra?
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:44

Rezerwacje wyglądów
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:30

But the darker the weather, the better the man
by Oguni Sro Sty 13 2021, 21:14

Aktualnie słucham
by Junko Wto Sty 12 2021, 21:56

Bar
by Gość Wto Sty 12 2021, 19:37

Ogrody
by Lert Wto Sty 12 2021, 18:27

Stare drzewo
by Gość Sob Sty 09 2021, 00:16

Park
by Gość Czw Sty 07 2021, 20:57


administracja
Pole kukurydzy
Oguni

Powrót do góry Go down

{ 10 }

Słuchaj Tails, jestem kitsune. A kitsune są przebiegłe. Ludzie się mnie boją, bo jestem wyżej od nich w łańcuchu pokarmowym. Prawda? Więc muszę być jak kitsune. Przebiegły i pewny siebie — podobne monologi motywacyjne nie były w jego wykonaniu niczym dziwnym. Za każdym razem wygadywał przeróżne bzdury, mamrocząc przy tym jak typowy dziwak, który ma nierówno pod sufitem. Fakt, że gadał przy tym do lisa, który akurat rozkopywał coś w polu wcale nie pomagał w poprawieniu jego wizerunku.
Więc teraz zaczynam być przebiegły i straszny. Tak, wiem że mówiłem to samo w zeszły wtorek. Ale skoro się mnie boją to muszę być straszny. Prawda? Ostatnio Pani Yamazaki uciekła przede mną z krzykiem. No, może nie kompletnie przeze mną, bo siedziałem wtedy schowany w krzakach... ale to ja szeleściłem liśćmi, więc w sumie się chyba liczy. Hej, to nie czas na rozkopywanie pola, słuchasz mnie w ogóle? — wymamrotał oburzony ciągnąc lisa za ogon, by zwrócić na siebie jego uwagę. Zaskoczony syk zwierzęcia nijak go nie zdziwił, tak jak jego czmychnięcie pomiędzy kukurydzę. Burknął coś niewyraźnie i wyprostował się, zbierając w sobie całą tą pewność siebie, która teraz go przepełniała. Czuł ją tak wyraźnie jak ostre liście smagające go w ręce. Dziś będzie inaczej. Dziś będzie odważny i spróbuje porozmawiać z... kimkolwiek kto nie będzie jego bratem, ojcem ani Tailsem. Rzuci nawet to pogardliwe spojrzenie, które stosowali na nim mieszkańcy i sprawi że ktoś krzyknie ze strachu. Tak właśnie zrobi!
Obrócił się dookoła z wysoko uniesioną głową, dostrzegając w oddali blond czuprynę. Zduszony paniczny okrzyk, obrócenie się dookoła i już leżał na ziemi jak worek kartofli z kapturem bluzy naciągniętym na lisie uszy. Tyle z jego odwagi i pewności siebie.
Nie, nie, nie! Człowiek, człowiek, człowiek, szybko. Schowaj uszy. Jak to się robi? Schowajcie się proszę, proszę, proszę, co jeśli mnie widział? Co jeśli zapyta mnie co tu robię?
Cały czas targał kaptur na uszach, zaciskając mocno powieki z pełnym skupieniem. Schowajcie się, no schowajcie! Czasem mu się udawało. Może tym razem też mu się uda? Pomacał swoje włosy palcami i... zniknęły! Szkoda, że nie razem z tego przerażeniem. Jak widać nie można mieć wszystkiego.
Anonymous

Powrót do góry Go down

- 2-
Dzisiejszy dzień był wyjątkowo spokojny, no i przede wszystkim piękny. W oczach Take wszystko wydawało się takie cudowne, bo przecież od tego było życie, żeby czerpać z niego garściami i bawić się przednio od rana do wieczora. Taki był też jego plan na dzisiaj, miał trochę porobić na polu kukurydzy, przyjrzeć się ziemi, no i plonom, bo to ważna rzecz w pracy rolnika. Poza uprawą ziemniaków.
Wcale nie było mu jakoś ciężko, jego wzrost mógł zmylić niejednego, ale tak naprawdę Take był bardzo silnym chłopakiem. Dlatego widok, który można było dostrzec to mała czupryna nosząca worki kolb kukurydzy. Take przystanął na chwilę by wytrzeć twarz w koszulkę, którą miał  na sobie i spoglądając w niebo przysiadł na kilka sekund na ziemi - Ehh... - westchnął głęboko i odchylając głowę w tył przymykając przy tym oczy.  Rozkoszowanie się pogodą zdecydowanie było jego ulubionym zajęciem. Zaraz po piciu piwka.
O właśnie, piwko! Nie wziął go ze sobą na rolę, a mógłby. Siedział tak jeszcze chwilę w zamyśleniu z uśmiechem na ustach. Niedługo miał się zacząć sezon zimowy, więc chciał zrobić na polu jak najwięcej - No to wstaniem, bo uschniem!  - zachichotał radośnie podnosząc się z ziemi i otrzepał przy okazji swój zacny tyłek z ziemi. Nim złapał znów za worek kukurydzy zauważył czyjąś białą głowę w polu. Zamrugał kilka razy zaskoczony oczami i biorąc worek w obie ręce podbiegł w dane miejsce tak, że cały worek zasłaniał mu głowę - Wszystko okay? - spytał nadal nie widząc osoby, którą zasłaniał mu materiał, a nie chciał jeszcze opuszczać wora, bo nie wiadomo, czy nie będzie od razu iść z nim do chaty. Dlatego stał tak jeszcze chwilę i przekrzywił głowę co sprawiło, że jego odstające złote włosy wystawały zza wora.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Podniósł nieznacznie głowę do góry, gdy poczuł się nieco pewniej w związku ze znikającymi uszami. Nieco. Uczucie to szybko zniknęło, gdy zamiast konkretnej osoby dostrzegł wielki worek z kukurydzą. Odepchnął się rękami od ziemi z zamiarem wstania i zamiast tego wywalił na tyłek, siedząc tak na ziemi z wyraźnym przerażeniem. No workiem jeszcze w pysk chyba nigdy nie dostał, zawsze musi być pierwszy raz, co nie? Nawet nie zdążył nic z siebie wydukać, gdy usłyzsał pytanie, którego kompletnie się nie spodziewał.
M... n.... t.... s.... — pierwsze lepsze litery opuszczały jego usta raz po raz, gdy mamrotał coś do siebie szeptem. W końcu łaskawie zebrał swoje cztery litery z ziemi, cały czas szarpiąc nerwowo kaptur do przodu. Jak widać chłopak kompletnie nie wierzył we własny sukces, przekonany że zaraz wszystko po prostu pryśnie jak bańka mydlana.
Obserwowanie nieznajomego z daleka było dla niego wystarczająco stresujące. Ale co miał powiedzieć teraz, gdy stał centralnie przed nim? Plus był taki, że nie dostał tym worem w twarz. I tak nikt go nie chciał, a z rozkwaszonym nosem byłoby jeszcze gorzej!
No dalej Yuki, taki byłeś chętny do rozmowy z innymi. Masz tu kogoś, kto przynajmniej na ciebie nie syczy w pierwszej kolejności. Warto spróbować.
Przechylił się nieznacznie w lewo, a następnie w prawo, próbując jakkolwiek uchwycić twarz swojego rozmówcy.
A.. ptrzbj... — wdech, wydech —... może Panu jakoś pomóc?
Wór jakby nie patrzeć wyglądał na ciężki. A skoro już i tak przeszkodził mu w pracy, mógł się na coś przynajmniej przydać. Siłaczem może nie był, ale jakimś wybitnym suchoklatesem też nie. Po prostu zachowywał się jak pizda.
I mimo swoich słów właśnie na wszelkie sposoby próbował przekonać samego siebie do nie zwiania w drugą stronę. Swoją drogą, gdzie był Tails?
Anonymous

Powrót do góry Go down

Take już kilka chwil po tym jak usłyszał jakieś pierwsze dźwięki od nieznajomego zachichotał pod nosem. Nie dlatego, że nabijał się, tylko dlatego, bo było to doprawdy urocze. Takie zakłopotanie u kogoś w tym otoczeniu było dość nietypowe, większość mieszkańców patrzyła na turystów spod byka, jakby byli czemuś winni, a ten tutaj zapomniał języka w gębie.
Zdecydowanie nie potrzebował pomocy, może i był niziutki, ale krzepę miał, więc gdy ten w końcu wydusił z siebie, co miał do powiedzenia Take opuścił nagle wór z kukurydzą ukazując swoją wygiętą w szerokim uśmiechu twarz.
- Nie! - powiedział radośnie przechylając znów lekko głowę i postawił worek z boku, co by mu nie przeszkadzał. Otrzepał się z całego brudu i radośnie wyciągnął w stronę chłopaka rękę - Nie "pan", Take! - przedstawił się szybko od razu wskazując na to, że do niego się nie zwracamy per pan, bo on nie jest wcale taki stary jak mogłoby się... nie on i tak młodo wyglądał.
- Rzadko spotyka się tu ludzi nietrudzących się rolą - zauważył zaciekawiony wpatrując się w chłopaczka, który chyba pierwszy raz był w takim miejscu. Zgubił się może? , to pytanie odbijało się w jego głowie przez chwilę, ale na powrót uśmiechnął się szeroko, radośnie opierając obie ręce na swoich biodrach - W każdym razie, nie musisz mi pomagać! Ale dziękuję za ofertę - wyszczerzył swoje białe zębiska do niego.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Skulił się nieznacznie w sobie na pierwsze rozbawione dźwięki ze strony blondyna. Jakby nie patrzeć, nie był zbyt przyzwyczajony do jakichkolwiek pozytywnych ruchów ze strony innych. Wyśmiewanie byłoby tu zdecydowanie bardziej na miejscu. W końcu odważył się spojrzeć szybko w jego stronę, choć głośniejsze zaprzeczenie tak czy inaczej sprawiło, że cofnął się o krok, podskakując w miejscu.
Ale niezależnie od tego ilu ataków by się nie spodziewał, żaden nie nadchodził. Zamiast tego blondyn wyciągnął do niego rękę. Do niego! Zamrugał kilka razy ślepiami wyraźnie niedowierzając w całą sytuację.
Take. Pamiętaj. To twoja chwila Yuki. Możesz w końcu spróbować porozmawiać z kimś jak normalny człowiek.
Nadal był dość mocno przerażony. Łatwiej było mu wyobrazić sobie, że Take na próbę podania mu ręki postanowi nagle go uderzyć, odepchnąć czy wyśmiać w jakikolwiek sposób. Mimo to ostrożnie wysunął swoją dłoń, wahając się tylko jakieś trzydzieści razy przed uściśnięciem jego.
K.. Y... Yuk- — gratulacje, z tego wszystkiego ugryzł się w język. Skrzywił się momentalnie i potrząsnął głową z cichym zniesmaczonym mlaśnięciem. Niech ktoś go nauczy normalnie mówić, bo to już woła o pomstę do nieba.
A co jeśli to bogini Inari przestrzegała go przed przedstawieniem się? Może powinien wymyślić jakieś inne imię, by uniknąć skojarzeń?
Ha-HAA! Znajomi mówią mi Steven! — wyrzucił z siebie, z tak przerysowanym entuzjazmem, że chyba nawet największy idiota nie nabrałby się na jego grę aktorską. Nic dziwnego, że ta sekundowa pewność siebie szybko wyparowała, gdy skulił się w sobie zerkając na niego niepewnie spod białej grzywki.
B-... bo lubię amerykańskie filmy? — w ten właśnie sposób zdanie twierdzące zmieniło się w pytanie, a mieszaniec zaczął się modlić, by blondyn nie zapytał go o żaden tytuł.
"Rzadko spotyka się tu ludzi nietrudzących się rolą."
Kukurydza jest ładna — odpowiedział w aż nazbyt prosty sposób, tym razem całkowicie zgodnie z prawdą. No i lubił oglądać rolników przy pracy. Było to dużo bardziej interesujące niż czytanie w kółko tych samych książek. No i czasem udawało mu się poobserwować z daleka tego wielkiego, przerośniętego co wyglądał groźnie, ale wydawał się raczej przyjazny. Chyba. W końcu większość swojego życia spędził na spieprzaniu przed nim gdzie popadnie, przekonany że zgniecie go w pół jedną ręką.
Po odrzuceniu oferty pomocy przestąpił z nogi na nogę wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
Może i nie chciał pomocy, ale może nie będzie miał nic przeciwko żebym dotrzymał mu towarzystwa? Chociaż chwilę.
Mgtzstcjslnmaszncprzecwko? — wyrzucił z siebie na wydechu jak na mistrza mamrotania przystało. Rzecz jasna nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że Take najprawdopodobniej nie zrozumiał ani słowa.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Może faktycznie się zgubił, albo przyszedł tu pooglądać pole kukurydzy?
Take zastanawiał się przez dłuższą chwilę co też mogło kryć się pod tą białą głową, która najwidoczniej obawiała się jakichkolwiek interakcji z nieznajomym. Słusznie, ponieważ nigdy nie wiadomo na kogo natrafimy, a tutaj w szczególności. Ludzie na każdym kroku zdawali się być nastawieniu już na wstępie negatywnie, nawet jeśli nie znali dalej osoby i nie byli w stanie za wiele o niej powiedzieć. Może dlatego, Take jakoś nie był szczególnie zadowolony z tego, że musiał mieszkać w takim miejscu. Jego dusza wędrowca płakała i wołała o pozwolenie na kolejne przygody, które spotykały go na praktycznie każdym kroku.
Poruszył kilka razy uszami  góra dół zastanawiając się nad tym czy chłopakowi przypadkiem ktoś języka nie odciął. Ale chwila, przecież jeszcze chwilę temu mówił całkiem zrozumiale! Zaśmiał się cicho pod nosem na swoje głupie myśli.
Przecież mogłem go zawstydzić! Co za głupek ze mnie!
Otrzepał ręce z brudu po noszeniu worka i przyjrzał się jeszcze chwilę sobie zastanawiając się, czy czegoś nie pominął. Jako człowiek pracujący na roli często wracał umorusany ziemią, ale teraz podczas rozmowy wolał wyglądać choć trochę taktownie.
Na to jego zająknięcie się podczas przedstawiania przechylił głowę w drugą stronę robiąc z ust znane raczej wszystkim "O". Wpatrywał się w chłopaka trochę nie bardzo wiedząc, czy to od uroku osobistego Take, czy może po prostu z przerażenia. Gdy usłyszał to jak się w końcu przedstawił złotowłosy skrzywił się lekko nadymając przy tym policzki i stanął na palcach wypinając dupę w tył a cały pochylając się do przodu - A nie coś na "y"? Zacząłeś, ale jakoś... Jeśli chcesz mogę tak do Ciebie mówić, nie ma problemu! - posłał mu przeuroczy uśmiech, w którym pokazał swoje białe ząbki i stanął prosto wsadzając już dłonie do kieszeni.
- Tak? A jakie? Bo ja najbardziej Edwarda Nożycorękiego! Czasami wypożyczam, żeby sobie cosik obejrzeć - podrapał się po potylicy szczerząc się nadal i na kolejne słowa jakoś tak trochę się zdziwił -  Fakt! - pokiwał głową - To chyba moja najbardziej ulubiona część tej pracy. Patrzeć na przepiękne zbiory kukurydzy... - westchnął rozmarzony wskazując na pole kukurydzy. Aż skoczył w bok by pogłaskać dłonią jedną z kolb kukurydzy, której jeszcze nie zebrał - Nie każdy ma do tego rękę - przyznał zerkając na chłopaka, który chciał, by mówić na niego Steven.
Jednak na słowotok nie był przygotowany i odchylając się lekko zaskoczony ze znakiem zapytania widocznie wymalowanym na jego twarzy zamrugał kilka razy nim odpowiedział - Powtórzysz, proszę? - zachichotał drapiąc się po głowie - Niczego nie zrozumiałem...- skrzywił się.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Blondyn był zdecydowanie zbyt miły. Nic dziwnego, że Yuki przyglądał mu się nieco podejrzliwie podczas całej sytuacji, kompletnie nie wiedząc jak się zachować. Każda komórka jego ciała krzyczała, by uważał. Więc czemu ten cichy głosik z tyłu głowy nieustannie mówił mu by odpuścił i spróbował? Szlag. Nie wiedział kogo ma słuchać! Może powinien zapytać Tailsa o poradę? Gdyby nie szlajał się gdzieś pośród kukurydzy. Gdzie on tak właściwie poszedł? Rozejrzał się dookoła chcąc go namierzyć, ale nic z tego.
Take szybko przyłapał go na kłamstwie. I nic dziwnego, chyba każdy by go przyłapał. Wyraźnie się zmieszał, postukując kilkakrotnie o siebie palcami wskazującymi, gdy wyraźnie rozważał następną odpowiedź.
... nie, nie trzeba — westchnął z rezygnacją, doskonale wiedząc że jest beznadziejny zarówno w kłamaniu, jak i ciągnięciu jakiejkolwiek farsy. Może gdyby spędził więcej czasu z matką zachowywałby się jak rasowy kitsune, a nie jakaś żałosna podróba.
Na imię mam Yuki. Wiesz, znak na śnieg. Nie na szczęście. Szczęścia zdecydowanie nie przynoszę — wymamrotał ostatnie zdanie praktycznie niedosłyszalnie, przenosząc powoli spojrzenie w kierunku pola, by choć na chwilę uciec od niego wzrokiem.
Przepraszam, skłamałem z tymi filmami. Za to czytam dużo książek! Głównie tych, które wypożyczy mi brat — nie był zbyt mile widziany w bibliotece, zupełnie jakby samym dotykiem mógł przekląć całą jej zawartość.
A on kompletnie nie ma gustu, ale lepsze to niż nic. Czasem marzy mi się, żeby do Oguni przez przypadek trafił jakiś turysta z gigantyczną ciężarówką wypełnioną książkami. Nie żebym życzył komukolwiek zamknięcia w mieście, ale przynajmniej mielibyśmy coś nowego. Większość turystów nie nosi przy sobie książek — podrapał się po policzku na samą myśl, w końcu wracając do niego spojrzeniem. Yuki do rolnictwa ręki zdecydowanie nie miał, ale nikt też mu nigdy nie pokazał jak zajmować się tymi wszystkimi roślinami i tak dalej. Ciekawiło go to na tyle, by często podglądał rolników podczas pracy. Nic poza tym. Pierwszy raz normalniej z jakimkolwiek rozmawiał.
Speszył się na prośbę o powtórzenie, choć z każdą kolejną sekundą czuł się nieco pewniej w całej tej konwersacji. Jakby nie patrzeć, Take nie robił nic co mogłoby wzbudzić jego podejrzliwość albo nakazać ucieczkę.
Skoro nie m-mogę ci pomóc, zastanawiałem się czy mogę po prostu tu postać. Chyba, że rozmowa przeszkadza ci w pracy. Nie chcę nikomu przeszkadzać — raz jeszcze ostatnie zdanie wypowiadał coraz ciszej, szurając butem po ziemi. I chyba właśnie ten ruch w końcu zwrócił uwagę siedzącego w kukurydzy Tailsa, który wyskoczył i zaatakował zębami jego but. Aż drgnął w miejscu, kompletnie się tego nie spodziewając.
Jenyy co ty robisz, zjadłeś mi już poprzednie trampki, przestań — schylił się i podniósł zwierzę do góry z głośnym westchnięciem, odchylając nieco głowę, by uniknąć jego kłapnięcia. Mała menda.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Bycie miłym dla Take było czymś zwyczajnym. Uważał, że jeśli Ty będziesz miły dla innych, oni będą mili dla Ciebie. Nie zawsze ta zasada działała, czego już wiele razy się przekonał, ale nie dawał za wygraną. Można było go określić chodzącym promyczkiem, który tylko czasem odwdzięczał się pięknym za nadobne, kiedy ktoś faktycznie się napatoczył.
Szczerząc się szeroko, bo uśmiech to podstawa, pokiwał głową słuchając go uważnie. Wydawał się na zagubionego, jakby obawiał się, że Take my coś zrobi. Nic bardziej mylnego, ponieważ ten człowiek dbał o relacje, jeśli ktoś nie wyskakuje do niego z pięściami oczywiście.
- Jak nie? Mnie właśnie przyniosłeś! Cały dzień pracuje sam, w końcu mogę do kogoś gębę otworzyć - powiedział radośnie wskazując osobę Yukiego dwoma rękami. Czemu miał w sobie tak mało odwagi i pewności siebie?
- W takim razie... Miło mi Cię poznać Yuki - zadowolony, że tak to się potoczyło wsunął znów ręce do kieszeni spodenek bujając się w przód i w tył rozbawiony. Co go tak dzisiaj bawiło wszystko...?
- Oh... Ja jakoś za książkami nie przepadam, ale chętnie posłucham, o czym czytasz. Osobiście wolę małe kolorowe, lub czarno białe ekraniki - puścił mu oczko z uśmiechem na ustach. Choć go troszkę okłamał tak Take nie miał zamiaru jakoś się nad tym jakoś rozwodzić, bo przecież nie o to chodziło. Może faktycznie był przestraszony i palnął co mu ślina na język przyniesie?
- Równie dobrze możesz poprosić któregoś z kapłanów, jak będą wychodzić, by przyniósł trochę książek. Zawsze to coś - wzruszył ramionami - Ale masz rację, ja też nie miałem książek, gdy tu przybyłem - zaśmiał się ciepło - Ledwo bułkę i suszone mięsko. Nic więcej - wyznał i podszedł do worka klepiąc je lekko, jakby miał zamiar je zaraz podnieść i tak też było. Spojrzał na chłopaka na chwilę zdziwiony i pokiwał głową.
- Możesz mi potowarzyszyć odwdzięczę się kilkoma kolbami kukurydzy, to sobie z bratem zrobicie wieczorem, co ty na to? - posłał mu ciepły uśmiech i nim ruszył się z miejsca z workiem spojrzał na liska, który rzucił się na buty Yukiego - Ale fajny! - rzucił od razu, aż mu oczy zabłyszczały uradowane na widok takiego słodkiego malca - Może jest głodny?
Anonymous

Powrót do góry Go down

  Gdyby więcej osób miało takie podejście jak Take, życie Yukitsune zapewne potoczyłoby się zupełnie inaczej. Na ten moment nadal miał problemy z dopuszczeniem do siebie faktu, że nadal udawało mu się napotkać jednostki, które wcale nie chciały go pokroić na kawałki przy pierwszym spotkaniu. Najgorszy był w tym wszystkim pożerający go od środka strach. Strach przed tym, że jeśli postanowi komukolwiek zaufać, zostanie brutalnie zdradzony. I wszystkiego pożałuje. Z czegoś podobnego chyba nie byłby już w stanie się podnieść. Tkwienie we własnej bańce nieufności było o wiele łatwiejsze. I o wiele smutniejsze.
  W jego oczach wyrysowało się szczere zaskoczenie na jego następne słowa. Przestąpił niepewnie z nogi na nogę, drapiąc się po policzku. Skoro jednak tak mówił to... chyba rzeczywiście nie miał nic przeciwko jego obecności? Miło byłoby choć raz nie myśleć intensywnie nad cudzymi słowami i po prostu w nie uwierzyć.
  — T-tak naprawdę o wszystkim — zaszurał butem o ziemię, przenosząc na niego wzrok — najczęściej miałem pod ręką masę podręczników. Więc przynajmniej w szkole mam spokój, bo nauczyłem się większości materiału na ten i na przyszły rok. Oczywiście nadal regularnie go powtarzam, ale i tak łatwiej coś skojarzyć, gdy już się to czytało.
Zastanowił się przez chwilę.
  — Poza tym sporo książek od starszych autorów takich jak Yasunari Kawabata, Hisashi Inoue czy Shūsaku Endō. Szczególnie podobał mi się Tanpopo autorstwa tego pierwszego. Jeśli naprawdę chcesz, mogę ci opowiedzieć o czym była — powiedział ostrożnie, mimowolnie powracając myślami do powieści. Gdy nagle na wspomnienie o kapłanach zadrżał, wręcz podskakując nieznacznie w miejscu.
  — ... — początkowy plan wtrącenia czegokolwiek skończył się otwieraniem i zamykaniem ust jak ryba. Obawiał się, że jeśli kapłani będą wychodzić, zamiast cokolwiek mu przynosić, chętniej złożą go w ofierze, by faktycznie opuścić granice miasta.
  — Suszone mięsko też brzmi dobrze — zaczepił się w końcu o inne słowa z jego wypowiedzi, niejako odwieszając po wcześniejszych 'problemach'.
  Złote oczy wyraźnie rozbłysły na jego propozycję, a usta w końcu wykrzywił prawie niewidoczny, nieśmiały uśmiech. Pokiwał głową, już teraz myśląc jak będzie mógł zrobić kukurydzę.
  "Ale fajny!"
  Przeniósł wzrok z lisa na blondyna, czując w środku wyraźną ulgę. Przez chwilę wystraszył się, że będzie mu kazał stąd zmiatać razem ze swoim dziwacznym pupilem.
  — Nazywa się Tails. I zawsze jest głodny, ale nie przejmowałbym się tym zbytnio. Jestem pewien, że upolował przez chwilą w polu jakąś mysz albo żabę. Strasznie śmierdzi mu z pyska — zmarszczył nos na potwierdzenie swoich słów i pokręcił głową na boki.
Anonymous

Powrót do góry Go down

-To musisz być meeeega oczytany - Take jak najbardziej lubił rozmawiać z ludźmi, którzy mieli coś do powiedzenia o sobie więcej niż "Eee... Jestem tym i tym, zajmuje się tym i tym... mam nudne życie... i generalnie dużo nie robię". A tu widział, że Yuki jak najbardziej był zainteresowany rozwojem, choć mały blondyn nie przepadał za szkołami i uważał, że system nauczania zbyt wiele nie wnosi do życia młodych, tak skoro lektury pozwalają białowłosemu na zajęcie w ten sposób swojego czasu, to będzie to jak najbardziej pochwalał - Nigdy chyba zbyt wiele nie przeczytałem, choć raz podczas podróży jak jeszcze nie byłem w Oguni natknąłem się na dziewczynkę, która czytała książkę o roślinach i o dbaniu o nie. Możliwe, że to właśnie od niej mam zajawkę na rolnictwo - wyznał pokazując w szerokim uśmiechu swoje białe ząbki. Widział, że chłopak wydawał się troszkę zmieszany, obawiał się go, co było zrozumiałe, dlatego Take z całych sił próbował nawiązać z nim jakąś konkretniejszą rozmowę i sprawić, że stworzy się między nimi nić porozumienia. A wtedy może Yuki przestanie się tak przy nim obawiać? Nawet jeśli to było ich dopiero pierwsze spotkanie, tak bardzo mu się dobrze rozmawiało.
- Opowiedz mi o wszystkim! Jestem dobrym słuchaczem, tak mi bynajmniej mówił Tomoshi. Nie wiem, czy go znasz, w porzo gościu. Truskawkami się opiekuje - dawno nie widział swojego znajomego. Może go gdzieś wcięło i leży pijany w śmietanie i truskawkach? To było naprawdę bardzo prawdopodobne...
- Moje ulubione! Ciężko jednak na dobre suszone mięsko, nie każdy umie się nim zająć, bo to wcale nie jest taka prosta sprawa - zaczął się zastanawiać przez chwilkę, ponieważ dawno nie jadł takiego mięska. W Oguni nikt takiego nie sprzedawał, więc miał niemały problem. Musiał się zadowolić tym, co było pod nosem.
- O mój boże! Przecież to najsłodsze stworzenie, jakie w życiu widziałem! - chciałby się z nim inaczej przywitać, ale nie dało rady, już trzymał worek. Z uśmiechem na ustach wskazał skinieniem głowy kierunek, w którym znajdowały się inne worki, już z zebraną kukurydzą - Czyli co? Nie dawać mu kukurydzy? Czy może by mu nie posmakowała? -spojrzał na zwierzaka pytająco, jakby oczekiwał, że to właśnie on mu odpowie.
Anonymous

Powrót do góry Go down

  Czy można mu się było dziwić, że lubił pochwały? W końcu każdy je lubił! Zwłaszcza, gdy nie wysłuchiwał ich aż tak często. Nawet jeśli sporo osób twierdziło, że ludzie lepiej zapamiętują negatywne rzeczy, które mówią o nich inni, Yuki miał na ten temat własną teorię. Przede wszystkim sądził, że przez większość życia słuchali od swojej rodziny i przyjaciół głównie komplementów. Gdy się z kimś trzymało, łatwiej było wypowiadać się o danej osobie w samych superlatywach. Dlatego krytyka tak mocno ich bolała. Yamaguchi był przeciwieństwem podobnego twierdzenia. Wiecznie poddawany krytyce, każdy komplement zachowywał w środku i wspominał go, gdy miał gorszy humor.
  — Chyba nigdy nie czytałem niczego podobnego... brzmi ciekawie. Mam sporo książek na temat gotowania, ale rośliny są dla mnie tajemnicą. Z małych nasionek rośnie całe pole jadalnych słońc — zamachał ręką gubiąc się przez chwilę w swojej ekscytacji, nim zdał sobie sprawę z tego co robi. Błyskawicznie zganił samego siebie i uspokoił się, opuszczając ją szybko wzdłuż boku.
  — Znaczy... pole kukurydzy — poprawił się szybko, potrząsając głową na boki. Musiał się oduczyć wszystkich tych głupich zwrotów, naprawdę. Nie przychodziło z nich nic dobrego, poza tym że ludzie potem dziwnie się na niego patrzyli.
  — T-T-T-Tomoshi? — no i się ściął. Zamrugał kilka razy i spuścił wzrok, uciekając nim to w lewo, to w prawo — Nigdy z nim dłużej n-nie rozmawiałem, b-bo... JEST TAKI DUŻY I W OGÓLE — jego dziecięce zachowanie znowu dało o sobie znać. Naprawdę wyglądał na głęboko przejętego. Gdy wrócił do Take uwagą, oczy miał szeroko otwarte.
  — Czy to czym się zajmujecie ma jakiś wpływ na wasz wygląd? No bo... zajmujesz się kukurydzą i twoje włosy wyglądają jak kukurydza. A T-Tomoshi zajmuje się truskawkami i jego włosy są... czerwone... — czasem tak bywa, że głupota własnych słów dociera do ciebie dopiero, gdy powiesz je na głos. I tak właśnie było w tym momencie, w przypadku Yukiego. Zaraz zaczerwienił się zażenowany i zasłonił twarz rękami, mamrocząc coś do samego siebie.
  — Czyli musiałbym się zajmować pietruszką... nie przepadam za pietruszką — a nie spokojnie, on naprawdę wierzył, że segregują rolników i podlegające im warzywa czy owoce według kolorów włosów. Z tego wszystkiego nawet zapomniał, że miał mu opowiedzieć o powieści!
  Wysłuchał za to ze szczerym zainteresowaniem słów na temat suszonego mięsa. Nawet większym niż poprzednio, skoro temat zahaczał o jego ulubioną dziedzinę.
  — Rzeczywiście chyba nigdy go nie jadłem... wędzone tak, ale nie suszone. Czy teraz nie byłaby idealna pora na jego przygotowanie? — zapytał przekrzywiając nieznacznie głowę w bok. W końcu było lato. Wysokie temperatury... jedno z drugim wydawało mu się łączyć. Chętnie nauczyłby się jak to robić.
  Uśmiechnął się na jego reakcję na Tailsa, odstawiając powoli lisa na ziemię. Nie chciał trzymać go zbyt długo na rękach, wiedząc że ten potrzebował swojego czasu na zwiedzanie i wybieganie się, zanim wrócą do miasta. Tam z reguły i tak musiał go nosić. Albo sadzał go sobie na ramieniu, co zdecydowanie było dużo wygodniejsze.
  — To mój najlepszy przyjaciel. Nie pamiętam już swojego życia przed poznaniem go. I jest super mięciutki — dodał z wyraźną ekscytacją. Z każdą minutą zupełnie nieświadomie coraz mocniej otwierał się na towarzystwo Take, zupełnie jakby podświadomie roztaczał wokół siebie uspokajającą aurę zaufania, która krok po kroku osiągała swój cel. Zastanowił się przy jego pytaniu, postukując palcem w brodę.
  — Hmm... nie jestem pewien, nigdy nie próbowałem mu dawać kukurydzy. Może dziś wieczorem, skoro będę miał ku temu okazję — pokiwał głową bardziej do samego siebie, przyglądając się jak lis węszy przy bucie Take tuż przez czmychnięciem w bok z powrotem w kukurydzę.
Anonymous

Powrót do góry Go down

On nie szczędził ludziom swoich słów, mówił to co myślał i w większości przypadków były to myśli jak najbardziej pozytywne. Przecież takiemu uroczemu chłopakowi trzeba podnieść trochę samoocenę, nie ma to tamto!
- Ależ była niesamowicie ciekawa! Muszę Ci powiedzieć, że nie tylko kukurydza jest interesująca, ale również samo zajmowanie się roślinami i plonami. Dbanie o nie jest bardzo ważne, czasem nawet rozmowa. To tak jakby miały uczucia, dlatego czasem jak przechodzę między nimi to chwale je za przepiękny wygląd... - zachichotał spoglądając na chłopaka - Z jadalnymi słońcami to tylko mi się kojarzą słoneczniki - podrapał się po łepetynie lekko zawstydzony. No bo brzmiało to naprawdę głupio, a jeszcze od niego to tym bardziej.
- Noooo Tomoshi! Ten taki wielki jak dąb! - odstawił na moment worek by podnieść wysoko ręce, jakby chciał w ten sposób pokazać, o którego chłopa mu chodziło - A wiesz jaki fajny?! Przezabawny z niego człowiek! A jak dasz mu piwko i truskawki w śmietanie to robi się taki słodki jak piesek! - zaśmiał się ciepło, podnosząc znów worek i lekkim krokiem prowadząc chłopaka pomiędzy kukurydzą. Spojrzał przez ramię na białowłosego lekko zdziwiony jego pytaniem i roześmiał się głośno, roniąc przy tym nawet łezkę.
- Tego jeszcze nie słyszałem! - pokręcił głową przeskakując radośnie z nogi na nogę, wciąż jakby idąc - Kukurydzę wybrałem, bo wiem o niej najwięcej z książki. A że moje włosy są bliskie koloru kukurydzy... - wzruszył ramionami - To raczej Tomoshi z zamiłowania do truskawek wybrał właśnie je - pokiwał głową - Ale Tobie to bym dał sad jabłek - powiedział z uśmiechem na ustach i gdy dotarli do stosu z workami kukurydzy, które naznosił w ciągu dnia Take chłopak przetarł sobie czoło rękawem odwracając się do Yukiego.
- Mmmmmmmmmmm... Bardzo możliwe... Ile bym dał za dobre suszone mięsko... - rozmarzył się nieco na sam obraz, który mu się w głowie pojawił i w ten sposób skończył z otwartą gębą. Jeszcze brakowało, by mu ślina kącikiem ciekła.
- Ma szczęście, że Cię ma - stwierdził i wydobył z wora kilka kolb kukurydzy. Zaczął rozglądać się za jakimś koszykiem, bo przecież z takim tu przyszedł, miał w nim dodatkowe rękawice, ręczniki i nożyce. Wyrzucił rzeczy z koszyka, przecież ma kieszenie, do których to wszystko powsadza! Albo do wora! Wrzucił do koszyka kukurydze i podał chłopakowi z uśmiechem na ustach.
- Proszę! Dla Ciebie, brata i Twojego liska! Jak dobrze to podzielić to wystarczy wam na kilka dni - jakby ktoś zrobił wycieczkę po polach kukurydzy, to Take pewnie rozdałby wszystko ludziom, byleby byli szczęśliwi i mieli co sobie schrupać wieczorem.
Anonymous

Powrót do góry Go down

  Przysłuchiwał mu się z wyraźnym zainteresowaniem, chłonąc wiedzę jak gąbka. Więc plony i rośliny rosły lepiej, jeśli się z nimi rozmawiało? Czasem faktycznie siadał w ogrodzie i rozmawiał z kwiatami, które sadził ojciec, ale nigdy nie potrafił się nimi jakoś szczególnie zajmować. Był to jeden z obowiązków jego rodziciela, który wbrew pozorom poświęcał im całkiem sporo czasu. Może powinien się tym bardziej zainteresować? Praca z kwiatami brzmiała niezwykle przyjemnie i uspokajająco. Plony z pewnością wymagały dużo więcej siły. Nawet patrząc na stojącego przed nim Take był pod wrażeniem, że ktoś tak niepozorny był w stanie dźwigać całe worki kukurydzy.
  — Lubię słoneczniki — pokiwał nieznacznie głową, samemu zarzucając jednak temat. Zamiast tego chłonął kolejne przekazywane mu informacje. Zaraz nieznacznie się zmieszał, przestępując z nogi na nogę.
  — J-jestem za młody na picie alkoholu — wymamrotał przyciszonym tonem. Nikt by mu go nie sprzedał, a Yukine sam w sobie nigdy nie miał okazji próbować niczego z procentami. Nawet nie przeszło mu to przez myśl, w końcu był niepełnoletni. Tak już go wychowano na przesadnie grzecznego dzieciaka. Może i lepiej? Kto wie jak by się zachował pod wpływem?
  Truskawki były jednak jak najbardziej realnym pomysłem. Postanowił więc odnotować tę informację w pamięci. Czasem przydawały się w najmniej spodziewanym momencie.
  Wzdrygnął się nieznacznie na wybuch śmiechu z jego strony. Początkowo ogarnęło go głównie zażenowanie. Nic dziwnego, że zarumienił się lekko, uświadamiając sobie, że jego słowa nie miały pewnie nic wspólnego z rzeczywistością. Mimo wszystko dźwięk był na tyle pozytywny, by zaraz sam uśmiechnął się nieznacznie w odpowiedzi, nawet jeśli wstyd nieszczególnie go w tym momencie opuścił.
  — Jabłek? — przekrzywił głowę w bok z wyraźnym pytaniem wyrysowanym na twarzy. Był ciekaw skąd pomysł akurat na sad w jego przypadku. Może były łatwe do wyhodowania i nie wymagały aż tak dużo wysiłku?
Podreptał w ślad za nim, patrząc na stos z wyraźnym podziwem.
  — Zajmujesz się tym wszystkim całkiem sam? — zapytał, rozglądając się dookoła. Nie widział na polu nikogo innego, ale kto wie, może miał innych pomocników, których po prostu akurat nie było w pobliżu?
Jego reakcja na suszone mięso zaszczepiła w nim nie tylko rozbawienie, ale i ciekawość. Teraz naprawdę miał ochotę go spróbować!
  — Gdybym wiedział jak je zrobić, może udałoby mi się coś wykombinować... całkiem dobrze gotuję — powiedział, nie do końca pewien czy potencjalne suszenie mięsa można było w ogóle uznać za gotowanie.
Gdy mężczyzna wręczył mu koszyk, jego oczy wyraźnie rozbłysły. Przyjął go ze szczerym uśmiechem, ledwo się powstrzymując przed podskakiwaniem w miejscu. Ostatnimi czasy miał niezwykłe szczęście we wpadaniu na bezinteresownych ludzi. I nadal nie potrafił tego pojąć.
  — Dziękuję! Jakoś się odwdzięczę. Jeszcze nie wiem jak, ale na pewno coś wymyślę — powiedział z wyraźną determinacją. Raz danego słowa zdecydowanie się nie łamało, więc Take mógł być pewien, że nie był to ostatni raz, gdy zobaczy mieszańca kitsune.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Zamyślił się chwilkę słysząc słowa chłopaka. Czyżby faktycznie był młodszy? Take jakoś nie przypisywał wyglądowi wieku, bo sam nie wyglądał na takiego, co mógłby mieć 21 lat. Prawie wszyscy uważali go za niepełnoletniego i dopiero pokazanie dowodu osobistego, który sobie dorobił w Oguni. Tylko to zapewniało mu kupienie sobie alkoholu. Jeszcze tego brakowało, by mu go odebrali tak jak mięsko suszone. Co to, to nie!
- Nie ma czegoś takiego jak bycie za młodym na alkohol! - zachichotał - Jest tylko posiadanie silnej woli czy się napijesz, czy też nie -uśmiechnął się do chłopaka szczerząc do niego swoje białe ząbki. Sam doskonale wiedział, że jak trzeba się czegoś napić i nie ma nic innego poza alkoholem to lepiej się tych procentów napić, niż narzekać na suchość w gardle. Jako mały knypek doskonale wiedział, że musiał jakoś przeżyć i możliwe, że to właśnie dlatego się uzależnił od alkoholu, którego nie odmawia w sumie nigdy.
Troszkę się chyba zagalopował z tym śmiankiem, ale słowa białowłosego tak rozbawiły rolnika, że nie mógł sobie pozwolić na nie śmianie się. Przecież myśl o tym, że Twój kolor włosów odpowiada za to, jakim warzywem masz się zajmować była tak zabawna! Nie chciał go urazić, nie wydawał mu się głupiutki, wręcz ten pomysł bardzo mu zaimponował. Nigdy nie spodziewałby się, że ktoś wpadłby na taki pomysł.
- Tak! Nie potrzeba przy nich dużo, ale dobroć i opieka drzew jest ważna. Wyglądasz mi na takiego co mógłby zająć się kwiatami i właśnie jabłkami -powiedział kiwając przy tym swoją blond głową.
- Dzisiaj tak! Ale nie sprawia mi to jakiegoś problemu, wręcz przeciwnie, czuje się w tej pracy bardzo wygodnie. Chociaż muszę przyznać... że moja dusza wędrowcy jest niezaspokojona odkąd tu utknąłem - westchnął ciężko przejeżdżając ręką po jednym z worków tęskniąc za tą wyjątkową i przyjemną wolnością. Nie tęsknił za rodziną, tęsknił za podróżami.
- No to jak będziesz potrzebować jakichś warzyw to zapraszam do mnie! Zawsze coś Ci podrzucę -był już chyba cały umorusany w ziemi, która przyklejała się do worków i spadała to na jego koszulę, to na spodenki i buty. Dobrze, ze buźki nie miał ubrudzonej.
- Liczę w takim razie na miłe zaskoczenie z Twojej strony - jeśli chłopak będzie chciał, to przecież może się odwdzięczyć. To tylko taki mały, drobny ruch dobroci Take. Nic wielkiego, nie?
- Jeśli będziesz chciał się spotkać to Ci podam mój numer telefonu, co Ty na to? - zaproponował drapiąc się po główce.
Anonymous

Powrót do góry Go down

  Cóż za demoralizujące słowa! Z każdą kolejną minutą, Yuki zaczynał widzieć w Take swego rodzaju idola. Tylko czy aby na pewno powinien faktycznie opierać się na takich słowach jak to, że picie alkoholu zależy od tego czy masz silną wolę? Zastanowił się przez chwilę. Były tylko dwie osoby, którym ufał na tyle, by faktycznie rozważać picie z nimi alkoholu. Na ten moment wolał jednak sobie darować zbyt mocne wchodzenie w temat. Później się nad tym zastanowi.
  Rozpromienił się na tłumaczenie odnośnie jabłoni. To zdecydowanie do niego trafiało. Nigdy wcześniej nie myślał o żadnej konkretnej ścieżce życia czy zawodzie. Czasem pomoc w księgarni niejako przemykała mu przez głowę, bo dobrze by było mieć co robić oprócz siedzenia w szkole i kucia, a następnie walania się po całym domu. A gdyby kiedyś mógł pomóc miastu właśnie opiekując się sadem? Być może mimo wszystko bardziej by się do niego przekonali? W końcu czy lisy nie miały naturalnych predyspozycji do gwarantowania urodzaju? Gdyby odziedziczył choć część zdolności po swojej matce...
  Westchnął cicho pod nosem. Gdyby to wszystko było takie proste.
  — Chciałbym kiedyś przy nich pomagać. Ale nie wiem czy się do tego nadaję — no bo sam w końcu wiedział, że nie ma aż takiej tężyzny fizycznej, by spędzać cały dzień na wysiłku. Może naprawdę powinien się wziąć za siebie?
  Zawsze tak jest. Nasłuchasz się różnych rzeczy i chciałbyś robić wszystko. Opiekować się sadem, sprawiać by rosły jabłka i najlepiej jednocześnie hodować całą polanę kwiatów.
  Nie potrafił jednak całkowicie zrezygnować z marzeń, ani wyrzucić podobnej wizji z głowy. Będzie musiał porozmawiać o tym z bratem, on zawsze potrafił go sprowadzić na ziemię, gdy wymyślał wybitne bzdury.
  — Jak wiele wcześniej widziałeś? — zapytał wyraźnie zainteresowany, kierując na niego błyszczące fascynacją ślepia. Jako ktoś, kto nigdy miał nie opuścić Oguni, nawet nie potrafił sobie tego wszystkiego wyobrazić.
  Pokiwał ochoczo głową. Skoro Take oferował mu warzywa... już wiedział jak będzie mu się odwdzięczał! Choć oczywiście nie zamierzał zawsze przychodzić do niego i brać wszystkiego na ładne oczy. Jego rodzina miała jakieś pieniądze, a jeśli uda mu się znaleźć pracę dorywczą, będzie mógł nawet zapłacić z własnej kieszeni.
  — Chcę! — w końcu wydał z siebie nieco głośniejszy dźwięk niż nieśmiałe mamrotanie. Wolną ręką przeszukiwał swoje kieszenie, by w końcu wyciągnąć telefon z nieco obgryzioną obudową. Nie trzeba był chyba mówić czyja to była sprawka. Podał go Take kompletnie nie przejmując się ziemią na jego rękach.
  — Możesz od razu puścić do siebie sygnał, tak będzie łatwiej — uśmiechnął się nieśmiało, mając cichą nadzieję, że nie przytłoczył go swoim entuzjazmem.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Cóż, może nierozsądnym było namawianie chłopaka do picia alkoholu w tym wieku, ale czy Take się tym jakoś przejmował? Nie bardzo, bo sam już w tym wieku był niezłym alkoholikiem. Niestety, nazwijmy rzecz po imieniu. Take uzależnił się od alkoholu i czasem nawet w trakcie pracy popijał. Kto miałby na niego krzyczeć? Kruki, które latały czasem nad plonami? Czy też yokai, które raczej szukały zwady? Nie było co się nad tym jakoś specjalnie rozwodzić, ciągnięcie dzieciaka w picie alkoholu nie było najlepszym pomysłem. Więc nie ciągnąc już tego tematu po prostu uśmiechał się szeroko. Czy on na pewno aby teraz był trzeźwy...?
Może nie był jakimś wielkim ekspertem co do drzew, bo jednak on wolał kukurydze, por, sałatę i ziemniaki, tak wiedział, że do chłopaka taka praca na pewno by pasowała. Zresztą jak tu przybył to nawet mu to proponowano, bo przecież to takie banalne, ale że on woli łapać się za cięższe prace, takie, w których ubrudzi się cały i będzie zadowolony z siebie pod koniec dnia, tak zrezygnował z łatwiejszej drogi. Zawsze wolał obierać sobie cięższe cele do osiągnięcia, iż iść na łatwiznę. Nie o to chodziło przecież w żyćku.
- Zawsze możesz przyjść, popatrzeć jak to robią inni, pomóc coś troszkę i się samemu przekonać, tak? Nic na siłę. Nigdy nic na siłę, pamiętaj - wskazał go paluszkiem uśmiechając się radośnie. Czasami napadało go takie bycie mentorem. Bo przecież trzeba czasem komuś wskazać odpowiednią drogę. Choć sam się potrafił zgubić. Wtedy przypominał sobie, że jeśli chce wrócić poza Oguni musi ciężko pracować i spróbować swoich sił, żeby wspomóc innych, by zdjęli to świństwo z miasteczka.
Jego marzeniem był powrót na łono natury, które nie było ograniczone jak w Oguni. Tutaj nie bardzo czuł się swobodnie, jakby ktoś go trzymał na uwięzi, nie pozwalał być sobą. Nie podobało mu się to, ciągle tylko narzekał.
- Ohh... Ciężko powiedzieć. Przez prawie mmmm... osiem lat podróżowałem i raczej unikałem większych miast. Wiesz, aglomeracje nie są dla mnie, czuje się jak kanarek w klatce -zachichotał drapiąc się po głowie - Ale... - próbował sobie przypomnieć co widział, ale nie potrafił. Spuścił głowę marszcząc przy tym nos i czoło, próbując wyciągnąć informacje z głębi pamięci. Jednak nic nie przychodziło - Wybacz, Yuki... Nie pamiętam - spojrzał na niego lekko zmieszany. Sam się dziwił, bo przecież tyle zwiedził, tyle widział i... nic nie pamiętał? To było bardzo podejrzane, może pójdzie do lekarza?
Uśmiechnął się szeroko widząc entuzjazm chłopaka i spojrzał na swoją komórkę, która wylądowała na ziemi razem z ręcznikiem i innymi rzeczami, które wyjął z koszyka. Wziął od chłopaka telefon i wpisał swój numer. Szybko wykonał króciutkie połączenie i oddając chłopakowi telefon wpisał sobie jego kontakt do swojego. Zadowolony przeczesał włosy ręką i wyszczerzył zęby w uśmiechu - Jak będziesz chciał obejrzeć jakieś filmy to daj znać! Mogę Ci pożyczyć kilka tytułów. Czy to ważne, jaki rodzaj kina? - zapytał podnosząc z ziemi resztę swoich rzeczy i zarzucając sobie ręcznik wokół szyi.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Yuki wsłuchiwał się w każde słowo swojego nowego wzoru do naśladowania - chociaż z tym piciem alkoholu mógłby go jednak nie naśladować - kiwając zaraz ochoczo głową. Ustawił sobie już nawet wstępny plan. Spróbuje zdobyć pracę w księgarni, by jakkolwiek sobie dorobić, a jednocześnie w wolnej chwili będzie wpadał do rolników. Być może naprawdę uda mu się czegoś nauczyć. Nie, inaczej. Być może naprawdę odnajdzie w tym wszystkim radość i jakiś sens. Nie wątpił w swoje umiejętności, wiedział że jeśli poświęci czemuś wystarczająco dużo uwagi, będzie w stanie osiagnąć cokolwiek zechce. Tak długo jak było to związane ze zgłębianiem wiedzy, a nie kontaktami międzyludzkimi. W przypadku tych drugich nie przejawiał już tak wielkiego talentu. Nie należało się zatem dziwić, że zamiast od początku zaczepiać rolników, wolał ich obserwować potajemnie z daleka.   Nawet jeśli dzisiejszego dnia przekonał się, że nie taki diabeł straszny jak go malują, a rozmowa z mieszkańcami może się skończyć w naprawdę nieprzewidywalny i fascynujący sposób.
  ... nie pamięta?
  Pierwszy raz rozmawiał z turystą, kompletnie nie wiedział więc czego się spodziewać. Czy słowa wypowiedziane przez Take były zatem absolutnym przypadkiem i skutkiem ubocznym, który pojawił się tylko w jego przypadku, a może wszyscy obcy zapominali co widzieli poza Oguni? Klątwa była w stanie wyczyścić im pamięć? Jej potęga przerażała każdego dnia, lecz jeśli naprawdę była w stanie mieszać im w głowach...
  ... miał nadzieję, że pewnego dnia nie namiesza i w jego.
  — Nieważne, obejrzę wszystko! Im więcej mogę się nauczyć tym lepiej — powiedział podekscytowany, nie potrafiąc sobie nawet wyobrazić siebie samego oglądającego wszystkie te fascynujące historie. Do tej pory książki były w stanie nasycić jego głód, lecz filmy były czumś innym. Ruszający się na ekranie bohaterowie i ich porywająca mimika niejednokrotnie przysłaniały nawet słabo napisane dialogi.
  Schował telefon do kieszeni z wyraźną wdzięcznością, nie zamierzając rzecz jasna od razu zamęczać go wiadomościami.
  — Będę się już zbierał. Dziękuję za wszystko! Zwłaszcza za kukurydzę, na pewno zrobię dziś z niej coś pysznego — uśmiechnął się ciepło odwracając w kierunku wyjścia. Pomachał po raz ostatni złotowłosemu i życzył dbania o własne zdrowie, tuż przed odnalezieniem na nowo Tailsa i opuszczeniu tego miejsca. To był zdecydowaine doby dzień.

/end
Anonymous

Powrót do góry Go down

Powrót do góry Go down

Powrót do góry


Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach