Droga do lasu Shimojo
by Lert Czw Lut 11 2021, 01:29

Kto zagra?
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:44

Rezerwacje wyglądów
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:30

But the darker the weather, the better the man
by Oguni Sro Sty 13 2021, 21:14

Aktualnie słucham
by Junko Wto Sty 12 2021, 21:56

Bar
by Gość Wto Sty 12 2021, 19:37

Ogrody
by Lert Wto Sty 12 2021, 18:27

Stare drzewo
by Gość Sob Sty 09 2021, 00:16

Park
by Gość Czw Sty 07 2021, 20:57


administracja
Oczko wodne
Oguni

Powrót do góry Go down

Rozmasowała po raz kolejny swoją skroń, wzdychając ciężko pod nosem. Już od dobrych dwóch dni męczyła się z tym pieruństwem zwaną migreną, przez co cały czas się czuła wypompowana ze wszelkiego życia, a chęci to ona nie miała nawet żadnych. Liczyła jednak, że szybko minie i będzie miała spokój przez jakiś czas albo dłużej... a przynajmniej miała taką nadzieję!
Dobijająca monochromia, która ją aktualnie otaczała, zdecydowanie choć trochę ulżyła od boleści, przynajmniej w tym aspekcie mogła cieszyć się ze swojego talizmanu, aczkolwiek to był jedyny aspekt, kiedy mogła się cieszyć z szarości świata, który miała przed sobą. Hah, w tym stanie mogła wręcz powiedzieć, że życie jest dla niej czarno-białe, jednak nigdy nie miała okazji użyć tego żartu i raczej nigdy taki moment nie nadejdzie.
Może jednak powinnam była to wypić... — stęknęła cicho z delikatnym grymasem bólu na swej twarzy. Mifune wiedziała, że to paskudztwo zwane „lekarstwem” nie potrafiło zbyt wiele zdziałać z jej dolegliwościami, więc jedynie musiała uzbroić się w cierpliwość albo idąc nieszablonowo — babrać się jakimiś wyszukanymi metodami. Zawsze to jakaś forma zajęcia sobie czasu, którego blondynka zdecydowanie wolałaby inaczej spożytkować.
W jakim celu przybyła do świątyni? Odpowiedź była prosta — chciała tylko pójść sobie na spacerek po okolicznych górach, dając sobie w ten sposób bardziej strzał w kolano niż faktyczny rekreacyjny wybieg, jaki planowała. No cóż, Emi nie potrafiła najwidoczniej trzeźwo myśleć w tym momencie, a dostrzegając nieopodal niej oczko wodne, ta skierowała w tamtą stronę. Gdy była już wystarczająco blisko, jasnowłosa powolutku kucnęła, przyglądając się tafli wody, w którym to ujrzała swoje oblicze. W tym momencie wydawała się taka nieobecna, przez co ból nieco zelżał. Spokój i cisza... w końcu mogła przestać myśleć jeszcze bardziej.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Dzień jak co dzień dla młodego mnicha. Pozamiatał, pobrał nauki od swojej babci i wyprał sobie szaty, które rozwiesił przed świątynią. Kiedy to robił dostrzegł niewielką postać, która krążyła w oddali. Zmrużył oczy zainteresowany dziewczyną. Może kiedyś gdzieś ją widział, w końcu to małe miasteczko, ale kompletnie nie mógł sobie przypomnieć czy faktycznie ją zna. Powiesił więc w pośpiechu pranie mając nadzieję, że nie spadnie bo jego łysy czerep nie zniesie kolejnego uderzenie krzyżówkami babci i poleciał za postacią. Tak to już jest z tymi ciekawskimi mnichami.
Kiedy był już znacznie bliżej dotarło do niego skąd ją zna - przecież chodzili razem do szkoły. Nie mieli nigdy jednak okazji porozmawiać. Ryouta widział, że dziewczyna wyraźnie nie czuje się najlepiej. Zbliżył się do niej i usiadł obok na trawie.
-Hej - uśmiechnął się do niej serdecznie -Nie czujesz się najlepiej? - zagadnął. Młody mnich od razu potrafił dostrzec, że komuś coś dolega. Nie bez powodu przecież był "tym wyjątkowym" wnukiem.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Długo nie mogła się nacieszyć słodką ciszą, gdy do jej pary lisich uszu serdeczne przywitanie. Nastolatka nie spodziewała się tego, ba nawet nie pamięta, by słyszała czyjeś kroki!
Spięła się momentalnie, kierując swe błękitne oczy na osobę, który zakłócił jej chwilowy spokój. Chłopakowi niewiele brakowało, by doprowadzić siedemnastolatkę na zawał, nieświadomie zaliczając swoją „pierwszą krew”.
Huh? O rany... wystraszyłeś mnie. — odparła po chwili zwiechy, gdyż potrzebowała chwili na zrozumienie sytuacji, która właśnie miała miejsce. — Jesteś jakimś ninja? — spytała bez namysłu, dopiero teraz przyglądając się swojemu rozmówcy, przez co momentalnie miała ochotę zapaść się pod ziemię. — Zdecydowanie nie jestem dobra w żartach sytuacyjnych... — przeszło jej przez myśl, dając sobie mentalnego facepalma.
Raz jeszcze przelotnie przyjrzała się młodemu mnichowi. W przeciwieństwie do chłopaka ta go kojarzyła z widzenia przynajmniej, w końcu dzieciak zdecydowanie się wyróżniał na tle innych przez swój tatuaż. Jak wtedy z wyglądu zdawał się sympatyczny, tak teraz i z zachowania również na to wskazuje, na co Emiko odwzajemniła uśmiech.
Wszystko jest w porządku, to tylko ból głowy. — odpowiedziała na pytanie chłopca, nieco odbiegając od prawdy. — Nie ma potrzeby się martwić, samo przejdzie. — dodała, a jej wzrok znów wrócił do oczka wodnego, nie chcąc ciągnąć tego tematu, czując znów, jak lewa skroń daje o sobie znać. — Jesteś z rodziny Banmasa, prawda? - zapytała, dając upust swojej ciekawości, by nie zapanowała między nimi niezręczna cisza. Co byłoby trochę z jej strony niegrzeczne. — Wiele się mówi o waszych perfumach, moja babcia je wręcz zachwala. — zaśmiała się pod nosem, gdy wspomniała o staruszce i jej lamentowaniu właśnie wtedy, gdy jest jego brak.
Mimo wszystko czuła delikatny niepokój, gdy rozmawiała z młodym mnichem, nie raz jej mawiano, że nie powinna im ufać, nawet jeśli są wobec niej życzliwi. Choć ma talizman, to powinna być czujna i działać ostrożnie... czyli zupełne przeciwieństwo tego, co właśnie robi! — Szybka rozmowa i nogi za pas, Emi.
Anonymous

Powrót do góry Go down

-Oh... przepraszam, nie chciałem - zakłopotał się wyraźnie co zdradził rumieniec na jego twarzy -Nieee, daleko mi do ninja. Jestem zwykłym mnichem - odparł śmiejąc się pogodnie. Czy on kiedykolwiek jest smutny? Nie potraktował tego jako wpadka. Ot po prostu dobry żart. Dziewczyna niepotrzebnie się stresowała. Ryouta był ostatnią osobą przy której można było się tak czuć.
-Może chciałabyś na to jakieś zioła? - zaproponował wyraźnie zatroskany. Jak tylko miał możliwość to niósł pomoc. Od tego był przecież jego ród -To wygląda na poważniejszą sprawę niż ból głowy - dodał przekręcając głowę. Coś wyczuwał w dziewczynie ale jeszcze do końca nie wiedział co -Zgadza się. Mam na imię Ryouta - odparł i pokiwał energicznie głową -Oj tak nasze perfumy są tutaj znane. Ale nie każdy wie, że są czymś znacznie więcej niż zapachem - powiedział i również przeniósł wzrok na oczko wodne. Widząc jej odbicie uśmiechnął się do tafli szeroko -Może też chciałabyś jeden? - zapytał wciąż obdarowując łagodnym spojrzeniem jej odbicie w wodzie.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Słysząc jego propozycję, ta przez chwilę się zawahała, gdyż z jednej strony co jej szkodziłoby spróbować po raz osiemnasty, lecz z drugiej to czy była jakakolwiek nadzieja na to, że cokolwiek jej pomoże? Może po prostu taki jej urok i musi się z tym pogodzić.
Byłabym wdzięczna, o ile mnie nie otrujesz. — zaśmiała się po raz kolejny pod nosem, przystając ostatecznie na ofertę młodego mnicha. A nóż, widelec właśnie choć trochę dziewczynie pomoże. — Nie, po prostu muszę się do tego przyzwyczaić, bo u mnie to normalne. — wyjaśniła w naprawdę dużym skrócie, nie chcąc iść w szczegóły tego wszystkiego. Nie miało to po prostu sensu, gdyż to była tylko paskudna migrenka.
O tym, iż rodzina Banmasa była znana z ziołolecznictwa i wyjątkowych perfum, to właśnie wiedziała od swojej babki, więc gdy Ryouta powiedział „są czymś więcej niż zapachem”, ta domyśliła się co miał chłopak na myśli, lecz chciała koniecznie się dowiedzieć czy te są dobre.
Naprawdę? Co masz na myśli przez „coś znacznie więcej”? — spytała, nie kryjąc swojej ciekawości w głosie, przekrzywiając delikatnie głowę w jego stronę by następnie dostrzec w odbiciu tafli wody jego szeroki uśmiech, na co ta nie mogła pozostać temu obojętna i po raz kolejny zaśmiała się cicho. — Mifune Emiko, miło mi cię poznać Ryouta. — przedstawiła się w końcu, tym razem spoglądając na niego serdecznie. Naprawdę, chłopak ma tak przemiłą osobowość, że naprawdę była tymże niemal wzruszona. — Żeby tylko Oguni nie zepsuło, Ryoute-kuna. — liczyła na to, tacy ludzie to skarb na ziemi. — Mogłabym? Chętnie! Choć nie chcę się narzucać... — powiedziała nieco skonfundowana jego kolejną propozycją. Nie spodziewała się, że spotka tak hojnego mnicha, a co jeśli... — Nie będziesz miał przez to kłopotów? Pewnie wasze perfumy kosztują fortunę. — dodała po chwili. Nie zdziwiłaby się, gdyby usłyszała wysoką cenę za takie perfumy, ponieważ za wszelką robociznę się płaci! A niestety Emiko nie zapytała nigdy babci, ile taki ekskluzywny przedmiot może kosztować, więc obawiała się nieco. Sama nie miała zbyt wiele przy sobie, ale może będzie opcja w ratach?
Anonymous

Powrót do góry Go down

-Nigdy nikogo bym nie otruł - posłał jej łagodny uśmiech. Ryouta nawet muchy by nie skrzywdził. Ba! Jak widział jakiegoś owada na drodze czy w miejscu gdzie groziło mu niebezpieczeństwo brał go na ręce i przenosił tak gdzie będzie bezpieczny -To nie jest normalne - pokiwał głową. Ciągłe migreny mogły mieć różne powody. Jednym z najczęstszych były mushi. Mnich jednak nie widział, żeby te znajdowały się w ciele dziewczyny. Starał się przyglądać jej jak najlepiej potrafił. Dopiero po dłuższej chwili dostrzegł to, co faktycznie siedziało w dziewczynie.
-Pomagają każdemu na swój własny sposób. Ja i moja prababcia widzimy więcej. Zauważamy rzeczy, których sama osoba nie widzi dzięki czemu dobieramy wszystko tak, żeby jej pomóc - wyjaśnił -Pomagają też błogosławionym w ukryciu się przed okrucieństwem - dodał -I właśnie takie dla Ciebie przygotuję - kolejny łagodny uśmiech powędrował do Emiko.
-Mnie również miło Cię poznać Emiko! - wyszczerzył się. Kochał zawierać nowe znajomości. Ryouta to otwarty na ludzi chłopak, którego nie zraża nawet świadomość, że w tym mieście więcej złych ludzi niż dobrych.
-Nie martw się. Nasze perfumy nie kosztują pieniędzy. Zamiast tego prosimy o pomoc w świątyni, modlitwy lub złożenie ofiary - ród Banmasa nie był majętny ale nie dbał o pieniądze. Dla nich liczyło się coś zupełnie innego.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Wsłuchując się we wszystkie wyjaśnienia młodego mnicha, zimny pot przebieg po plecach Mifune. Miała dobre przeczucie? Może powinna z gracją i grzecznością wycofać się z prośby i uciekać tam, gdzie pieprz rośnie, chociaż znając Oguni, zaliczy w najbliższą ścianę... Może to by ją ocuciło trochę? Miała wrażenie, że do gry zaraz wejdzie panika, więc musiała się lisica choć trochę ogarnąć i zachować rozsądek... choć lewa skroń utrudniała w tym.
Chociaż czy „błogosławieństwo przed okrucieństwem” mogłoby ją ochronić przed złożeniem ją w ofierze na najbliższe lata? Póki wielkie rody nie wiedziały kim jest, dzięki swemu talizmanowi, to wciąż mogła czuć się bezpiecznie. A teraz, przez kurewską migrenę, to być może sobie niedługo wąchać pajęcze lilie od spodu, jeśli to się powtórzy.
Ach, więc działają jak swego rodzaju amulety. - rzekła, rzucając oczywistym przykładem. Jednakże dziewczynę coś trapiło w wyjaśnieniach Ryouty. — Czyli jak dobrze rozumiem, jesteście wstanie zobaczyć czyjąś prawdziwą naturę, czy coś w tym rodzaju? — rzuciła kolejnym pytaniem, chcąc utwierdzić się w przekonaniu i przygotować na najgorsze. Nie chciała kopać sobie dołków, miała jeszcze całe życie przed sobą!
Jeśli będę mogła częściej się z Tobą widzieć, niż w szkole, to pasuje mi taki układ. — odparła entuzjastycznie, choć w skrycie bała się jak cholera, jednak zachowanie sympatyczne nastawienie Banmasy wobec niej nieco uspakajały nastolatkę. — Masz czasami głupie myśli, Emiko. Niewiele ci brakuje, byś miała siwy włos! — skarciła siebie, bo mentalny plaskacz najwidoczniej wiele nie zdziałał. — Jednak za wykonaną pracę, otrzymuje się wynagrodzenia, więc potraktuj to jako „kieszonkowe”, co ty na to? — zwróciła się do niego, z delikatnym uśmiechem na twarzy, zmieniając tym razem swoją pozycję na siedzącą, a swoje dłonie przeniosła do tyłu, opierając się na nich. Spojrzenie błękitnych oczów Emi zawędrowało wpierw na Ryoutę, a następnie na szarawy nieboskłon, wyczekując odpowiedzi ze strony młodego mnicha ze strzałką.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Nie chciał jej wystraszyć czy zestresować. Dla chłopaka to było naturalne, że ktoś może mieć geny bogów i nie uważał tego za coś złego - w porównaniu do wszystkich innych w mieście, którzy nie nazywali się Banmasa.
-Dokładnie tak - odparł -Ja i moja babcia widzimy wszystkie yokai, mushi i osoby takie jak Ty. Nie martw się - nikomu nie powiem. Kogoś kto jest błogosławiony trzeba w Oguni chronić za wszelką cenę. Zrobię wszystko żeby Cię ocalić bo jesteś cudem, Emiko - powiedział ciepło. Jego spojrzenie i łagodny uśmiech potwierdzały tylko to, że Ryouta nie chce lisicy skrzywdzić.
-Byłoby super. Zwykle jestem tutaj strasznie zajęty i nie mam nawet czasu żeby się z kimś spotkać na mieście - westchnął i podrapał się po tyle głowy. Chciałby żyć czasami jak zwykły nastolatek. Nie przejmować się tymi wybrańcowymi sprawami -Hmm no dobrze - znowu na jego twarzy zagościł uśmiech. Rzucił się na trawę żeby położył się na niej. Najpierw zerknął na Emiko i uśmiechnął się łagodnie gdy spojrzeli sobie w oczy, a potem na niebo -To miejsce... Oguni... ono nie jest dla Ciebie dobre, wiesz?
Anonymous

Powrót do góry Go down

No widzisz, każdy z nas będzie zadowolony. Zatem jesteśmy ugadani. — uśmiechnęła się pod nosem, gdy mnich się zgodził na umowę. I jedna i druga strona będzie zadowolona, więc młodej kitsune nie będą dokuczały wyrzuty sumienia. Win — Win dla nich obu!
Jak wcześniejsze słowa Ryouty narobiły niemałego zamieszania w myślach Emiko tak teraz, to polecał na całego, przez to ta jedynie na niego patrzyła z wymalowanym zaskoczeniem. Nie spodziewała się, że może zostać tak szybko zdemaskowana. Choć mogła za to winić siebie, przez swoje bezpośrednie pytania.
C-co? — wydukała cicho, wciąż nie pojmując sensu słów. — Niemożliwe... czyli talizman nie zadziałał? — nie mogła w to uwierzyć, przecież rodzina Mifune wyraźnie powiedziała, iż jest małe prawdopodobieństwo tego, że ktoś pozna jej prawdziwą tożsamość, aczkolwiek miała do czynienia z członkiem rodu Banmasa.
Ryouta... proszę, nie mów takich słów, bo odbiegają daleko od prawdy, nawet jeśli sama chciałabym w nie uwierzyć. — odparła smutno, choć pierwszy raz od dawna usłyszała tak wiele miłych słów, że miała ochotę skakać z radości, lecz ponura rzeczywistość miasta Oguni dawała swoje piętno na Emiko. — Dla nich wszystkich jestem przekleństwem. — dodała niemalże szeptem, czując pogłębiany żal i smutek. Gdyby nie talizman, kto wie, jak jej życie by się potoczyło. Zostałaby sama jak palec, choć w tym przypadku lisia kitka. Aż czuła ciary, tym bardziej, gdy poczuła zimny podmuch powietrza, który nielitościwie przypominał i zbliżającej się jesieni.
Ono... dla nikogo nie jest dobre. Tutaj każdy jest w niebezpieczeństwie, większym bądź mniejszym. — westchnęła, decydując się na odpowiedź, a bardziej na swoje zdanie na ten temat. Fakt, była w większym zagrożeniu przez swoją zmieszaną krew, lecz w tym mieście każdy jest narażony na atak ze strony yokai. — Po prostu w moich oczach, w tej sytuacji każdy jest równy, ale to może dlatego, że jestem po tej drugiej stronie barykady. - kontynuowała, chcąc troszkę przedstawić swój punkt siedzenia.
Anonymous

Powrót do góry Go down

-Cieszę się - uśmiechnął się szeroko do blondynki. Może w końcu będzie miał kogoś kto umili mu czas, kiedy będzie pracował. Oczami wyobraźni widział jak zamiata albo pierze, a Emiko siedzi na ganku i
rozmawia z nim. Trochę się chłopak rozmarzył - co poradzić.
-Ale to jest prawda! - odparł -To, że od dziecka Ci wmawiają, że to coś złego to nie znaczy, że to prawda. Zadaniem mojego rodu jest chronienie was. Jesteście połączeniem między naszym światem, a światem bogów. To jest dar - uśmiechnął się do niej delikatnie. Zdawał sobie sprawę, że przez takie myślenie rodzina Banmasa jest na celowniku, ale jeszcze przed tym wszystkim stali po stronie wszystkiego co uduchowione i błogosławione.
-Ale nie możemy żyć martwiąc się tym - uśmiechnął się do niej pokrzepiająco -Musimy starać się pozytywnie myśleć. Kiedyś na pewno wygramy z klątwą. Jeśli nie w tym, to w następnym wcieleniu - nie dało się ukryć, że młody mnich myśli tak jak na niego przystało jako buddyjskiego duchownego.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Gdyby tylko było więcej takich osób jak Ryouta i członków rodu Banmasa, wtedy osoby takie jak ona nie miałyby powodu do życia w wiecznym strachu i niepewności. Czy świat były piękniejszy przez to? Nie, lecz zdecydowanie łatwiejszy dla osób mieszanej krwi.
Słowa młodego mnicha z pewnością dodawały jej otuchę, na co ta odwzajemniła uśmiech, choć z jej ust nie przedostał się delikatny śmiech. Miała przyjemne uczucie ciepła, była w końcu akceptowana przez to, kim jest, a nie kogo udawała przez te siedemnaście lat swojego życia.
Nawet jeśli tak uważasz, to wciąż myślę, że mówienie o mnie jako o cudzie jest wyolbrzymieniem. Nie widzę w sobie nic takiego, a bardziej jako szarak i to dosłownie. — powiedziała zgodnie ze swoimi odczuciami, mimo że miała ochotę w tym momencie wyściskać mnicha za te naprawdę miłe słowa. Prócz rodziny Mifune, nikt nie dawał takiego kopa pozytywnej energii, bo przeważnie czuła coś wręcz przeciwnego. — Ktoś Ci kiedyś powiedział, że jesteś zbyt kochany? — spytała prosto z mostu, lecz później trochę odczuła zażenowanie swoim pytaniem, ale... NO JAK MOŻNA BYĆ TAKI?!
Tak, też prawda. — zgodziła się z jego słowami, gdyż wierzyła w motyw reinkarnacji, przez przynależność do rodziny medium. Nie raz opowiadali o przypadkach, gdzie zagubiona dusza powracała do życia jako nowa osoba. — Jak to mawia moja mama optymistka: „Życie toczy się tu i teraz, więc trzeba z niego korzystać z garściami”. — dokończyła, po czym syknęła cicho pod nosem, czując, jak migrena uderzyła ze zdwojoną siłą, przez co nastolatka zasłoniła oczy swoją dłonią, skrywając je w całkowitej ciemności. — Ale ty byś mogła już odpuścić...
Jednak mnie jedno zastanawia... — zaczęła, po czym zrobiła przerwę, by dokładniej przemyśleć to, co chodzi jej po głowie. Nie dawało jej to spokoju. — Wy... nie boicie się konsekwencji tego, że chronicie takich jak ja? Nie chcę, byście przeze mnie mieli jakieś kłopoty... — zapytała dość niepewnie. To było coś, czego chciałaby najbardziej unikać, tak samo jej rodzina, która od pokoleń ukrywa lisich potomków Byakko. Im najbardziej zależało na ich bezpieczeństwu, przez wzgląd na zaświaty. Chciała również zapytać, czy dla jej poprzednich potomków kitsune również deklarowali ochronę, jak jej teraz Ryouta, lecz wstrzymała się... chłopak prawdopodobnie nie znał odpowiedzi na to pytanie. — Wiem, że inne rody są bardzo... radykalni w swoich działaniach... — dodała, czując dreszcz na myśl o tymże rodzie. Ich powinna unikać jak ognia, jak i samych stróżów.
Anonymous

Powrót do góry Go down

-Po prostu uwierz w to co mówię. Dlaczego miałbym Cię okłamywać? - posłał jej szeroki uśmiech. Ryouta był daleki od wyolbrzymiania czegokolwiek -To, że czujesz się szarakiem nie jest złe. Musisz jednak pamiętać o swojej wartości - dodał po chwili krótkiego zastanowienia. Jej następne słowa naprawdę go zaskoczyły. Zakłopotany oblał się rumieńcem i odwrócił wzrok -Kiedyś babcia... - podrapał się nerwowo po tyle głowy. Jego babcia niemal ciągle mu powtarzała, że jest za dobry nawet jak na jego powinność. Nie ganiła tego, jednak regularnie powtarzała żeby uważał na innych ludzi.
-I ma racje! Masz mądrą mamę - pokiwał głową jakby chciał jeszcze bardziej potwierdzić, że zgadza się z tymi słowami -Nie powinniśmy mieć w nim czasu na smutek i cierpienie. Nawet jeśli coś takiego nas spotyka to w sercu musimy mieć nadal pamięć o tych dobrych chwilach - normalny 16-latek nie wypowiedziałby pewnie takich słów. Jednak młody mnich w niczym nie przypominał zwykłego nastolatka. Mimo, że własnie takim chciałby być.
Ściągnął brwi widząc, że dziewczyna poczuła się gorzej. Będzie musiał coś zrobić, żeby jej pomóc. Nie potrafił przejść obojętnie obok czyjegoś cierpienia - tym bardziej, kiedy mógł pomóc.
-Nie boimy... Uważamy, zachowuje dyskrecję, jednak i tak zdajemy sobie sprawę z tego, że to co robimy, nie podoba się innym - odparł, a w jego głosie dało się słyszeć cień smutku -To jest jednak nasza powinność i chcemy to robić - uśmiechnął się do Emiko ciepło.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Zaśmiała się cicho pod nosem, widząc jego reakcję na swoje wcześniejsze pytanie. To było chyba normalne, że któryś albo każdy słodził młodszemu pokoleniu, najczęściej by widzieć jego zawstydzenie tymże komplementem. Przynajmniej teraz może rozczulać się nad takimi wspomnieniami, gdy jej mawiano, jakim to jest grzecznym dzieckiem i chwalono ją za wyniki w szkole podstawowej. Teraz jej trochę tego brakuje i nie raz by chciała wrócić do tych „dawnych lat”.
Och, rozumiem... — bąknęła zmieszana, nie spodziewając się takiej odpowiedzi na swoje ostatnie pytanie. To sprawiło, że w oczach Emiko, ród Bansama zyskał w jej oczach na tle innych i czuła niemalże podziw do ich odwagi, i tym, że brną w to na przekór innym, ku własnym przekonaniom. — To czyni was naprawdę niesamowitych. - odparła, kierując na niego wzrok. - Inni, będąc na waszym miejscu, poddaliby się łatwo, dbając o swoje dobro, a tu proszę, mogę powoli uznać Cię za mojego Anioła Stróża, Ryouta, hah. — dokończyła, wraz z rozbawionym tonem w głosie, oczywiście nie mając żadnych intencji wyśmiania młodego mnicha. Oczywiście, wciąż jego deklarację ochrony jej osoby brała z dość dużym dystansem, lecz nie mogła ukryć faktu, że było to naprawdę rozkoszne. Wciąż nie chciała nikogo narażać, zatem na tyle ile pozwalał jej talizman w ukryciu prawdziwej tożsamości, to Emiko nie jest zmuszona do poczynienia „drastycznych” kroków. Nawet jeśli może liczyć na dochowanie tajemnicy ze strony rodu.
Hej, Ryouta, lubisz coś słodkiego? Wiesz jakieś cukierki, ciastka i tym podobne. — ruszyła z kolejnym pytaniem, gdyż w jej blond główce powoli kwitł pomysł. Na samą myśl o tym, uśmiech dziewczynie leciutko się powiększył. Jak już było wspomniane, sumienie nastolatki nie pozwoliłoby brać wszystko, a niczego nie dawać od siebie... a blondynka potrafiła to robić ze zdwojoną siłą! — Ale tak szczerze! — dodała po krótkiej chwili, nie chcąc usłyszeć wymijającej odpowiedzi ze strony chłopaka.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Musiał przyznać, że Emiko miała cudowny śmiech. Uwielbiał kiedy ludzie się uśmiechali i cieszyli. Nie było nic lepszego od takich pozytywnych wibracji. W końcu to dzięki nim możemy żyć szczęśliwie, nawet jeśli w naszym życiu pojawia się mrok i cierpienie.
-Naprawdę tak myślisz? - zapytał wyraźnie zaintrygowany -Mamy po prostu swoje wartości. Chcemy być dobrzy bo wiemy, że tak należy żyć. Inaczej nie znajdziemy drogi od oświecenia - uśmiechnął się do niej łagodnie. Wiele razy słyszał od ludzi, że te buddyjskie gadki powinien zachować dla siebie, ale przecież był duchownym i naprawdę wierzył w swoja religię.
-Hm? - podniósł się nagle i wyszczerzył jak głupi do sera -Pewnie, że tak! Tak długo jak są wegańskie to je kocham - klasnął w dłonie uradowany bo przeczuwał co może mieć na myśli Emiko -A co? Chcesz zrobić coś dobrego? Kocham Tofurnik! - na sama myśl aż ślinka mu pociekła, którą zakłopotany starł wierzchem dłoni.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Przytaknęła bez większych wątpliwości, w końcu zgadzało się to z jej przekonaniami, jak i jej rodziny. Tak jak powiedział przyszła głowa rodu Banmasa, każdy kieruje się swoimi wartościami, a zresztą jak sama miała w zwyczaju mówić — ludzie są po prostu różni i nigdy nie wiesz w stu procentach, na kogo trafisz, póki go nie poznasz, choć pierwsze wrażenie może nawet przekreślić daną osobę. Sama Emiko wiedziała, jak to potrafiło być krzywdzące.
Fala radości ze strony mnicha srogo ją zaskoczyły, co widać było po jej twarzy, ale nie kryła uciechy z tego, że jednak nie odważył się na wymijające posunięcie, lisica wtedy byłaby skora zagrać na emocjach! A przecież nie była cwaną bestią, przynajmniej za takową się uważała.
Wegańskie, zwłaszcza torfunik? Hm, zrozumiałam! — odparła, inscenizując zamówienie chłopaka za pomocą swojej dłoni jako notesika, a palcem wskazującym jako swój prowizoryczny długopis. — Moooooożeee? — pociągnęła słówkami, chcąc się z nim podręczyć, lecz nie potrwało to zbyt długo. — Przecież nie mam zamiaru tu przyjść z niczym, prawda? — wyjaśniła, ujawniając połowicznie swoje intencje, posyłając delikatny uśmiech w stronę chłopaka. Jak już narratorka wspomniała — młoda Mifune dawała od siebie dwa razy więcej, jeśli mowa o podarki, a czy najlepszym z nich nie jest własny wypiek? Emi mimo swojej drobnej postury, to uwielbiała jeść, że nie jedna osoba złapałaby się za głowę, widząc jej żarłoczne podboje. — Jakiś konkretny dodatek czy zdajesz się na moją wolę? — zadała najważniejsze pytanie, jak również jedno z najniebezpieczniejszych dla co poniektórych. Zdanie się na „czyjąś wolę” może być miłą niespodzianką albo pierwszym krokiem ku zagłady. Pytanie pułapka niemalże!

[ sesja zostaje zawieszona ]
Anonymous

Powrót do góry Go down

Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach