Droga do lasu Shimojo
by Lert Czw Lut 11 2021, 01:29

Kto zagra?
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:44

Rezerwacje wyglądów
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:30

But the darker the weather, the better the man
by Oguni Sro Sty 13 2021, 21:14

Aktualnie słucham
by Junko Wto Sty 12 2021, 21:56

Bar
by Gość Wto Sty 12 2021, 19:37

Ogrody
by Lert Wto Sty 12 2021, 18:27

Stare drzewo
by Gość Sob Sty 09 2021, 00:16

Park
by Gość Czw Sty 07 2021, 20:57


administracja
Korytarze
Oguni

Powrót do góry Go down

  Odkąd pojawił się w miasteczku, jego pamięć dotycząca szczegółów poprzedniego życia znacznie szwankowała, ale czasem pojawiały się pewne przebłyski. Jirō nazywał je bardziej przeczuciem, nie potrafiąc skupić się na ich wyraźnej naturze. Tak było i tym razem, gdy coś mu podpowiadało, że powinien zacząć swoje poszukiwania właśnie od domu kultury, mimo iż nieco podupadłego.
  Dowlókł się przed budynek, raczej niezbyt pozytywnie rozpatrując wynik zderzenia się przeczucia z rzeczywistością. Przez chwilę wahał się nawet czy zastanie tu kogokolwiek, chcąc zwyczajnie zawrócić.
  Na nieszczęście ostatnia rana po spotkaniu z yokai nadal dawał się we znaki, więc porucznik nie miał zamiaru marnować tak długiego spaceru na marne i chociaż czas poświęcony na ewentualne dobijanie się do drzwi, przeznaczyć na odpoczynek.
  Oparł się ramieniem o framugą, niby przypadkiem oglądając się za siebie, by przekonać się ilu będzie ewentualnych świadków dobijania się do opuszczonego domu. Na szczęście nie zauważył nikogo.
- Komenda oguńska policji, mamy kilka pytań - warknął, gdy zwykłe pukanie nic nie dało, a po kolejnej chwili czekania, już załomotał w drzwi bokiem odznaki jak rasowe gestapo.
Anonymous

Powrót do góry Go down

 Jej pierwsza myśl, którą postanowiła nie dzielić się z światem, brzmiała: O niebiosa, kto się dobija o tej porze? Zwariował?!
 Jej druga myśl, którą również postanowiła nie dzielić się ze światem, brzmiała: A nie, wróć, jest dopiero siódma wieczorem, przysnęło ci się najwyraźniej.
 Jej trzecia myśl – którą postanowiła podzielić się ze światem poprzez otwarcie okna na piętrze, wystawienie przez nie głowy i zawołanie tak donośne, że usłyszałyby ją wszystkie kami lasu, a co dopiero stojący na dole Jirō – brzmiała:
 – Idę już, idę! Pali się czy co?!
 Z trzaskiem zamknęła okno i skierowała się na dół po schodach, mamrocząc coś pod nosem o nadgorliwości i owijając się szczelniej swetrem, bo wieczór w międzyczasie zrobił się zaskakująco chłodny. Nie minęły dwie minuty, a już stała w progu i otwierała drzwi, ukazując się porucznikowi w pełnej (nieco zaspanej) krasie.
 – W czym mogę pomóc? – spytała uprzejmie, choć niezbyt entuzjastycznie, po czym nie dając mu odpowiedzieć wypaliła:
 – O, znam pana! Porucznik Hasegawa, prawda? – Nie miała co prawda pojęcia, skąd mogła go kojarzyć, jako, że na komendzie na szczęście nie bywała zbyt często, ale to była kwestia, którą postanowiła na razie nie zawracać sobie głowy. Może kiedyś o szóstej nad ranem minęli się w drzwiach konbini, kiedy ona kończyła właśnie zmianę, a on za chwilę zaczynał swoją, kto wie. – Co pana sprowadza w moje skromne progi?
 Zza jej lewej łydki wychynęła ukradkiem ciekawska kocia mordka.
Anonymous

Powrót do góry Go down

  Co za miłe rozczarowanie. Przybytek jednak nie był opuszczony, jak wcześniej podejrzewał. Poczekał cierpliwie aż wychylająca się z okna dziewczyna pojawi się w drzwiach wejściowych i skinął jej głową na przywitanie, darując sobie jednak wszelkie uprzejmości, jak na rasowego gbura przystało.
  Już miał się wylegitymować, ale stwierdzenie, że jest kojarzony, zbiło go z tropu. Wahał się przez chwilę, by zapytać skąd go zna, oczywiście od razu podejrzewając najczarniejsze scenariusze, ale jakimś cudem się powstrzymał.
- Zgadza się - przytaknął, lustrując uważnie jej zaspaną sylwetkę - Mam nadzieję, że nie obudziłem.
  Dobrze znał odpowiedź.
- Słyszałem, że znajdę tutaj kogoś, kto... - zawahał się, szukając w myślach jakiegoś służbowo brzmiącego synonimu do poskramiać purchlaki, ale jak na złość nie przychodziło mu do głowy nic, co brzmiałoby dość profesjonalnie - ... cóż, potrafi współpracować z młodzieżą. Pilnie potrzebowałbym kontaktu do tej osoby.
  Czego to się nie robi dla zdrowia psychicznego komendanta.
Anonymous

Powrót do góry Go down

„Współpracować z młodzieżą”, hm? Ciekawe, co znowu nabroili…
 – Znalazł ją pan – poinformowała go z uśmiechem i ukłoniła się uprzejmie, opierając dłonie o uda; spod rękawów swetra wyjrzały płynne linie tatuażu. – Ichiyanagi Ume, do usług. Zapraszam do środka, usiądziemy przy herbacie i powie mi pan, o co chodzi.
 Wnętrze, do którego go wpuściła, nie wyglądało na przeznaczone do zamieszkania, natomiast widać było, że ktoś starał się je uczynić jak najprzytulniejszym: w przedpokoju stała niska ława i szafka na buty, z której Ume wydobyła parę kapciuszków podobnych do tych, które sama miała na nogach, i zaproponowała je Jirō; korytarz, którym go poprowadziła, był długi i ciemny, ale na ścianach wisiały tuziny zdjęć, obrazków i rozmaitych dyplomów; kiedy szli, pod stopami kręciły im się dwa koty, czarny i biały.
 Dotarli wreszcie do małej kuchni, w której ledwo mieściło się kilka szafek, mini lodówka, zlew i malutka kuchenka. Ume nastawiła czajnik, oparła się tyłkiem o blat (ktokolwiek projektował tę kuchnię, ewidentnie brał pod uwagę dużo niższych użytkowników) i spojrzała na Jirō spojrzeniem nie do końca wyczekującym, ale otwartym i uważnym. „Mów śmiało”, mówiło to spojrzenie, „chętnie cię wysłucham”. Było nie było, miała w tym sporo praktyki.
Anonymous

Powrót do góry Go down

  A więc to była ona! Ratowała mu życie, dosłownie i w przenośni. Choćby dlatego, że wszystko, jak miał nadzieję, zostanie między nimi i nie będzie musiał kolejnej osobie wyjawiać, czego tu szukał.
  Skinął głową, zgadzając się na propozycję. Co prawda najbardziej reflektowałby na herbatkę z prądem, ale ta zwykła też mogła być, skoro to przy niej mieli omawiać ewentualne przyszłe interesy. Jirō na szczęście miał na tyle taktu, by nie marudzić.
  Zresztą całą jego uwagę pochłonęły koty. Same źrenice policjanta rozszerzyły się jak kocie, gdy śledził wzrokiem te malutkie dzikie koty jebaniutkie. Poczuł ukłucie zazdrości.
  Wyglądało na to, że to nie Ume, a właśnie sierściuszki prowadzą Hasegawę do kuchni.
- Co robicie z obcymi domowymi zwierzętami, które też wejdą do Oguni? - spytał nagle, nie zastanawiając nad tym nigdy wcześniej; jakoś nie widział żeby Momobashi poza Nisshoku prowadzili jakieś konkurencyjne schronisko.
  Miał tylko nadzieję, że jeżeli dzieje się z nimi coś złego to Ichiyanagi oszczędzi mu odpowiedzi. Nie minęło za dużo czasu, a on już zaczynał odczuwać, że naprawdę trafił na odpowiednią osobę.
- To z czym przychodzę nie jest oficjalne, przynajmniej póki co - odchrząknął, nie bardzo wiedząc od czego zacząć, gdy już znaleźli się w kuchni - Ostatnio mamy to szczęście, że trafiają do nas dzieciaki, na które skarżą się inni mieszkańcy. Osobiście nie chcę ich zamykać w celach, choć to pewnie byłoby najrozsądniejsze, więc potrzebuję kogoś, kto w sytuacji gdy znowu nie będzie można się z nimi jakkolwiek dogadać, po prostu wpadł tam i chociaż przetłumaczył ze szczenięcego na ludzki, o co im chodzi.
  Hasegawa miał zdecydowanie zbyt miękką dupę, by przymknąć gówniaki, bo doskonale wiedział, że po maksymalnie godzinie, gdy zaczęłyby się płacze, że chcą do domu, to już dzwoniłby żeby starzy ich odebrali. A cela w raporcie wykorzystana, a sprzątać trzeba.
Anonymous

Powrót do góry Go down

 – Zależy. Część trafia do schroniska, część znajduje nowych właścicieli, na przykład matka tych dwóch gałganów przyszła do mnie i urodziła cały miot dosłownie na moim progu, to ich wzięłam, bo co miałam zrobić… Niektóre zostają na ulicy i albo radzą sobie całkiem dobrze, bo ludzie je dokarmiają, albo, no cóż, umierają. – Po spojrzeniu, które wlepiał w jej koty, domyśliła się, że zapewne był miłośnikiem zwierząt, więc postanowiła nie wspominać o tym, że niektóre bezpańskie czworonogi kończyły w Oguni jako przekąska dla yokai. Jeśli do tej pory się nie zorientował, nie chciała być tą osobą, która mu to uświadomi. Zresztą i tak było to raptem kilka przypadków rocznie; niewiele tracił, nie wiedząc o tym.
 Słuchała go w skupieniu, odruchowo potakując lekkim ruchem głowy. Gdy skończył, przez chwilę jeszcze milczała, zastanawiając się nad czymś, po czym zaczęła mówić – cichym, wyważonym tonem, w którym tak doświadczony policjant jak Jirō bez problemu mógł usłyszeć zmartwienie podszyte troską i czułością.
 – Hasegawa-san… Wie pan, jakie są nastolatki, prawda? Pewnie nawet pamięta pan siebie samego z tamtego okresu. Dorastające dzieciaki zawsze mają siano w głowach, nieważne, jak dobrze byłyby wychowane i jak dużo wsparcia by dostawały, a tutaj… – Urwała na chwilę, jakby szukając słowa, po czym westchnęła cicho. – Z jednej strony stoją nad nimi rodzice, z drugiej rody, z trzeciej yokai, a za nieprzestrzeganie zasad można czasem tylko dostać po głowie, a czasem po prostu umrzeć. W męczarniach, jeśli nie ma się szczęścia. Niektórzy z nich mają tylko dwa autorytety, wobec których mogą się bezpiecznie buntować i na których mogą ćwiczyć niezależność – nauczycieli w szkole i policję. W osobie pana i komendanta Ryozo.
 Czajnik zagwizdał, więc zdjęła go z kuchenki i otworzyła szafkę pełną puszek z herbatą; grzebiąc w niej, rzuciła przez ramię:
 – Mam nadzieję, że wybaczy mi pan brak odpowiedniej ceremonii. Człowiek dziczeje od mieszkania w samotności.
 Kiedy w końcu odwróciła się z powrotem w jego stronę, w dłoniach trzymała małą metalową puszkę z przyklejoną etykietką; nierówne, jakby pisane w pośpiechu znaki układały się w słowo kamairicha.
 – Oczywiście, że panu pomogę. Dam panu mój numer telefonu i proszę dzwonić następnym razem, kiedy będzie taka potrzeba. Przyjdę, jeśli nie będę akurat na warcie.
Anonymous

Powrót do góry Go down

  Miała rację, całkowicie ją rozumiał. Sam by przygarnął małe kociątka. Ba, najpewniej przygarnąłby nawet jakieś szczenię yōkai, gdyby to pojawiło się na jego drodze i było choć trochę podobne do ukochanych zwierząt. Zaopiekowałby się chyba każdą poczwarą, która by tej opieki wymagała. Choćby za cenę trzymania stworzenia w piwnicy hotelu bądź komisariatu i udawaniu, że wcale nie zauważa jak jeden po drugim giną kolejni mieszkańcy bądź współpracownicy. Jedynymi poczwarami jakim nie potrafił okazać tyle zrozumienia były ludzkie szczenięta.
  Nie przypadł mu za to do gustu ton głosu Ume, zwłaszcza w połączeniu z tymi słowami. Wiedziała..? On za to wiedział, a przynajmniej chciał wiedzieć, że nie miała nic złego na myśli.
  – Właśnie chyba nie mam pojęcia – powiedział, starając się nie wejść jej w słowo – Jestem już chyba za stary żeby zrozumieć albo żeby pamiętać. W ogóle mam wrażenie, że im dłużej jestem w Oguni, tym mniej pamiętam z tego, co było wcześniej.
  Może też zwyczajnie nie chciał pamiętać, a podświadomość usłużnie pozbywała się wspomnień nie tylko z dzieciństwa, ale i z bycia nastolatkiem. Dałby sobie jednak głowę uciąć, że na pewno nie był tak problematycznym dzieciakiem, jakie zdawał się spotykać na każdym roku.
  – Bezpiecznie buntować... – powtórzył za kobietą, czując, że to najładniej ubrane w słowa lekceważenie jakie zwykli dostawać mundurowi; wzruszył ramionami – Buntowanie się przeciwko rodom nie jest bezpieczne? Nawet dla dzieci?
  Jeżeli Hasegawa wkraczał właśnie na grząski grunt, to z pełną premedytacją, ale pokusa by właśnie tego się uczepić, była zbyt silna by ją tak po prostu zignorować. Jednak musiał przyznać, że Ume miała rację. Co im w końcu zrobi policja? Zamknie w celi na godzinę czy dwie? Bardziej przygoda niż kara. Przynajmniej szczeniaki miały pewność, że nie zostaną na komisariacie złożone w ofierze.
  Korzystając z faktu, że kobieta była zajęta czajnikiem, próbował zwabić do siebie któregoś z kotów, udając, że w pustej dłoni chowa dla nich jakiś kąsek. Chodźcie tu, małe grzbieciki.
  – Oczywiście. Proszę nie robić sobie kłopotu – powiedział, szybko zaprzestając wabienia, jakby nie chcąc być na tym przyłapany – Prawdę mówiąc sam już nie pamiętam kiedy nie piłem czegokolwiek w biegu.
  Czy w ogóle brał pod uwagę odmowę? Sądząc po ogólnej prezencji Ichiyanagi nie spodziewał się jej bezpośrednio, a przedstawionej w bardzo ugrzeczniony sposób wymówce, która skończyłaby całe ewentualne namawiania. Jej zgoda od razu przywołała na jego pysk całkiem szczery uśmiech. Może nawet zbyt radosny, jak na służbowe interesy.
  – Bardzo dziękuję. Będę dozgonnie wdzięczny.
Anonymous

Powrót do góry Go down

 Zmarszczyła brwi, kiedy napomknął o swoich zanikających wspomnieniach, ale nic nie powiedziała. Obiło jej się o uszy, że turyści, którzy spędzili dużo czasu w Oguni, gorzej pamiętali swoje... odruchowo pomyślała „poprzednie życie”. Zawsze jednak myślała, że to zwyczajnie upływ czasu zacierał im wspomnienia, że zapominali tak jak wszyscy – powoli, łagodnie. Natomiast z tego co mówił Jirō wynikało dość jednoznacznie, że sprawa była bardziej skomplikowana. Czemu rzeczy nigdy nie mogły okazywać się prostsze niż wyglądały na pierwszy rzut oka?
 – Dla nikogo nie jest bezpieczne – powiedziała, obficie sypiąc herbaty do czarnego żeliwnego dzbanka. Czekając aż woda wystygnie do odpowiedniej temperatury – może i obniżyła swoje standardy przez lata samotnego mieszkania, ale przecież nie na tyle, żeby zalewać zieloną herbatę wrzątkiem…! – sięgnęła jeszcze do szafki po dwie pojemne ceramiczne czarki, białe w środku, a z zewnątrz pokryte szkliwem w kolorze przydymionego fioletu. – Sam pan wie, że rody trzymają nasze życie w dłoni.
 Biały kot nie wydawał się przekonany i tylko przysiadł na progu kuchni, obserwując porucznika uważnie, za to czarny natychmiast do niego przytruchtał, wystawiając puchaty ogon w górę jak antenkę. Obwąchał jego dłoń z zainteresowaniem i podniósł na niego oczy przepełnione tęsknotą za rozumem. (I rybką. W ostateczności rybka też mogła być.)
 Tymczasem Ume najwyraźniej uznała, że woda ostygła wystarczająco, i zalała herbatę, po czym obróciła się w stronę Jirō. Uśmiechnęła się, widząc, jak kot się do niego łasi.
 – Widzę, że Kuro-san już podjął na pana temat decyzję – skomentowała, ustawiając dzbanek i czarki na drewnianej tacy, którą wzięła ze sobą. – Przejdźmy do świetlicy, tam się da przynajmniej normalnie usiąść. Proszę za mną. A tego gałgana – ruchem brody wskazała na kota, który przymknął oczy i natychmiast zaczął mruczeć jak traktor – może pan wziąć na ręce, jeśli pan chce. Nie drapie.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach