Droga do lasu Shimojo
by Lert Czw Lut 11 2021, 01:29

Kto zagra?
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:44

Rezerwacje wyglądów
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:30

But the darker the weather, the better the man
by Oguni Sro Sty 13 2021, 21:14

Aktualnie słucham
by Junko Wto Sty 12 2021, 21:56

Bar
by Gość Wto Sty 12 2021, 19:37

Ogrody
by Lert Wto Sty 12 2021, 18:27

Stare drzewo
by Gość Sob Sty 09 2021, 00:16

Park
by Gość Czw Sty 07 2021, 20:57


Meisa wraz z Jojim przemierzali ulice Oguni. Na początku suszyła mu głowę tak jak paręnaście minut temu w jego pokoju, ostatecznie jednak dała sobie spokój. Jak grochem o ścianę, po co marnować energię.
Od czasu do czasu spoglądała kątem oka na brata, starając się, by tego nie zauważył w półmroku. Musiała przyznać, że w sumie dobra była z nich drużyna. Ona, z karabinkiem automatycznym, on z kataną. Byli w stanie atakować zarówno z bliska jak i z daleka. Tylko żeby ten głupi Joji był bardziej zainteresowany walką, rodziną, dziedzictwem zamiast tymi nic nieznaczącymi aktywnościami typu malarstwo. Obrzydlistwo.
Dziewczyna westchnęła głośno. Na razie puste ulice nie zapowiadały większych problemów. Po nerwach związanych z towarzyszem w sumie może by jej nie przeszkadzało, gdyby raz nie mieli nic do roboty. Zmieniła rękę trzymającą lampion i poprawiła pas z bronią.
- W sumie, to kiedy ostatni raz używałeś miecza? - spytała lekko kpiącym tonem.
Nie zawsze wychodzili na stróżowanie wspólnie. Dzisiaj Meisa czuła, że jej powinnością jest przypilnowanie chłopaka, by nie wrócił do domu przed świtem.
Przeczesała włosy wolną dłonią. Beznadziejnej jakości kucyk ją irytował, ale była zbyt dumna, by po takim wieczorze prosić bruneta o pomoc z nim. Pieprzony artysta.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Niby tak się zapierał, że nigdzie dzisiaj nie pójdzie a koniec końców i tak wyszło na to, że robi coś na co kompletnie nie miał ochoty. To nie tak, że się bał stróżowania - bo się nie bał - po prostu nie lubił tego robić. Za każdym razem kończy się tak samo. Joji mówi nie, kłóci się, a potem wychodzi na cudze...
Liczył tylko minuty do końca nocy. Wyczekiwał świtu jakby ten miał zaraz nadejść, a przecież noc dopiero się zaczęła. Jak on wytrzyma z tą zołzą u swojego boku? Cholernie rzadko mieli razem zmianę bo wszyscy wiedzieli, że to tykająca bomba. Komuś chyba nieźle odwaliło, że wysłał ich w parze.
Puste ulicy nie zapowiadały nic ciekawego i miał nadzieję, że tak pozostanie. Wyciąganie miecz to nie było coś na co miałby ochotę. Kiedyś lubił walczyć. W końcu był w tym naprawdę dobry. Z wiekiem jednak coraz rzadziej sięgał po broń.
-Nie wiem, jakiś czas temu - wzruszył ramionami niosąc tą durną latarnię -A co? - zerknął na nią i uśmiechnął się pod nosem widząc jej fryzurę. Pokiwał głową zrezygnowany i odstawił swoją latarnię -Poczekaj chwilę - mruknął i stanął za nią żeby zacząć poprawiać jej włosy. Przecież nie chcieli żeby przez to gorzej walczyła, tak?
Anonymous

Powrót do góry Go down

mistrz oguni

Bycie stróżem to zaszczyt, powołanie, obowiązek. Nasi bohaterowie zdecydowanie należeli do rodu, który wie jak posługiwać się bronią, jednakże nie każdy jest chętny do wykonania swojej świętej powinności. Tu na tej ulicy nie miało to jednak znaczenia, ponieważ przez chwilę nieuwagi zza rogu wyszła pięknie wystrojona kobieta z maską pełną najwspanialszych malunków na nią naniesionych. Kroczyła powolutku ulicą w stronę dwójki, a światło lampy sprawiło, że choć trochę mogli jej się bardziej przyjrzeć. O ile nie byli na tyle pochłonięciem zajmowaniem się pierdołami.
Kobieta zatrzymała się przy stróżach kłaniając nisko, jakby wiedziała z kim ma do czynienia i przechylając twarz zakrytą maską w stronę młodzieńca spytała cicho, melodyjnie:
- Chłopcze... Jestem piękna?
Demon ukryty pod maską i wymuskanymi ubraniami uśmiechał się szeroko, chytrze czekając cierpliwie na odpowiedź.

Możecie zachować dotychczasową kolejkę.

Mistrz Gry

Powrót do góry Go down

Uniosła brwi kiedy usłyszała pytanie.
- Jak to "co"? Sprawdzam, czy jeszcze można na tobie polegać czy mam ci chronić dupsko. - fuknęła, rozkładając ręce przed sobą, ale spoglądając na rozmówcę - Nie zawiedź mnie. Chyba, że chcesz w twarz jeszcze raz.
Ledwo dokończyła to zdanie i Joji zaczął poprawiać jej włosy, dlatego automatycznie uniosła lekko rękę z najczęściej używaną gumką.
Prawdopodobnie w tym momencie wyglądała jak ryba rozdymka. Konflikt interesów, bo tu chciała być niemiła i w ogóle a ten zaczyna jej pomagać, co w sumie może im pomóc koniec końców ale ona o to nie prosiła. Wzięła głębszy wdech, kiedy chłopak skończył swoją działalność. Meisa delikatnie dotknęła swoich włosów, sprawdzając czy się trzyma.
- Dziękuję. - powiedziała chłodno, próbując wciąż się trzymać swojej dumy.
Dopiero wtedy dostrzegła nadchodzącą postać. Brunetka automatycznie spięła mięśnie i ściągnęła brwi. Przyglądała się kobiecie podejrzliwie, aż do momentu kiedy zauważyła maskę. I o nie, to pytanie...
- Joji, sklej pizdę, chyba że chcesz wyglądać jeszcze gorzej niż teraz. - warknęła cicho, sięgając po karabin i ukradkiem odbezpieczając go.
Anonymous

Powrót do góry Go down

-Chronić mi dupsko? Pierwsze co rzuciłabyś mnie jako mięso armatnie - mruknął do siebie. Jakoś nie wierzył w dobre intencje swojej siostry -Już przestałem dzisiaj liczyć, który raz by to był - pokręcił głową.
Dosyć sprawnie poszło mu związanie jej włosów. Skąd to potrafił? Cóż... za dzieciaka po prostu sam nosił długie włosy więc musiał się tego nauczyć. Poza tym aż go skręcało w środku jak widział, że ktoś ma źle związany kucyk. To ta jego artystyczna część duszy.
-Nie ma za co - odparł wzruszając ramionami. Kiedy schylał się po swoją latarnię kątem oka dostrzegł, że jego siostra się spięła. Coś było nie tak. Wyprostował się przeniósł wzrok na postać, które zmierzała w ich kierunku. Automatycznie sięgnął dłonią do rękojeści katany. Jak tylko usłyszał pytanie kobiety coś go tknęło. Chyba doskonale wiedział z czym mają do czynienia. Nie zmieniało to jednak faktu, że mogli opuścić gardę - wręcz przeciwnie.
-Tak, jesteś - powiedział bez zawahania mrużąc swoje złote oczy. Ukradkiem chwycił siostrę za nadgarstek dając jej tym samym znać, że ma się wstrzymać.
Anonymous

Powrót do góry Go down

mistrz oguni

Cień który padał na demona w masce jeszcze chwilę temu teraz już kompletnie znikł, ponieważ latarnia, którą bohaterowie trzymali rozświetliła przepięknie malowaną maskę demona. Jeszcze chwilę wpatrywali się w to cudo, a gdy padły magiczne słowa kobieta powolutku uniosła swoją dłoń skrytą w długim materiale i odsłoniła równie powoli to, co skrywała maska.
Rozcięte usta, z których jakby nadal sączyła się krew, przedziwny uśmiech, oraz oczy, które wpatrywały się w młodzieńca coraz to intensywniej. Kolejne pytanie, teraz słowo klucz:
- A... teraz też jestem piękna?
W tym momencie nawet cykady przestały grać, a wokół stróży powstała dziwna, niekomfortowa cisza.


Możecie zachować dotychczasową kolejkę.

Mistrz Gry

Powrót do góry Go down

Zaśmiała się krótko. Teraz pytanie, kto ją lepiej zna - on czy ona. Na swój sposób jego odpowiedź mimo wszystko była urocza, ale nie chciała, by o tym wiedział. Zgrywała tę typową silną i niezależną, którą wojsko wyprało z emocji.
- Może. Jest taka opcja. - skwitowała tylko, próbując ukryć dalej swój uśmiech.
Czasem ruszało ją sumienie. Może powinna być dla niego milsza. Ale przecież on nie podąża za kanonem rodziny i nie mogła tego ot tak mu odpuścić. Czuła na swoich barkach obowiązek zachowania tradycyjnych wartości i przypilnowania, by inni w tym rodzie je szanowali. Już nawet swojego zmarłego męża indoktrynowała.
Poruszyła się nerwowo, kiedy brat złapał ją za nadgarstek. Zawsze brakowało jej cierpliwości i była gotowa po prostu otworzyć ogień. Mruknęła coś tylko cicho pod nosem i kątem oka spojrzała na bruneta. Dobrze, Joji, pobaw się. Ona w Rambo pobawi się za moment.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Serce mu zamarło kiedy kobieta pokazała swoje oblicze. Czyli dobrze się domyślał, że to Kobieta z rozciętymi ustami. Widać nauki o yokai nie poszły na marne. Wiedział, że teraz powinien powiedzieć, że kobieta nadal jest piękna, że wtedy może da im spokój. Nie spodziewał się jednak tego, że się zawaha, a to było przecież jak wyrok śmierci.
-Tak - odparł mając nadzieję, że demon nie zauważy tego, że się zająknął. Przeklął w myślach ściskając mocniej rękojeść miecza i nadgarstek siostry -Przygotuj się - powiedział cicho. Nie pozostawało im nic innego jak walczyć z demonem. To będzie ciężka walka, ale jeśli chcieli przeżyć nie mieli innego wyjścia. Modlił się tylko do bogów, żeby wyszli z tego cało. Siostra też? Tak, mimo wszystko to krew z krwi. Jeśli ktoś ma ją zabić to będzie to on sam.
Anonymous

Powrót do góry Go down

mistrz oguni

Zbierzmy się wszyscy. Podziwiajmy. Przedstawienie czas zacząć! Demon pod przebraniem cudownej japonki wykrzywił się jeszcze bardziej, a na dodatek odchylił lekko w tył wydając z siebie niewyobrażalnie wysoki pisk. Zakrycie uszu było wymagane, by nie ogłuchnąć, choć dla naszych bohaterów krzyk mógł dodatkowo przyprawić o zawroty głowy.
Kobieta o rozciętych ustach wyprostowała się po kilku chwilach, a chłopak mógł mieć wrażenie, że ten pokrętny uśmiech sączący się krwią jeszcze bardziej wykrzywił się ku górze. W takich przypadkach lepiej dmuchać na zimne i broń, jakakolwiek, jest jak najbardziej wskazana.
Czy bohaterowie uchronią się przed jej atakiem, który już wymierzyła swoimi ostrymi pazurami ukrytymi pod materiałem nałożonych na siebie ubrań? Możliwe, wszystko leży w ich rękach.


Możecie zachować dotychczasową kolejkę.

Mistrz Gry

Powrót do góry Go down

Meisa automatycznie upuściła karabin, który szczęśliwie zawieszony był na pasku, więc tylko odbił się o jej bok. Zrobiła to po to, aby zakryć uszy podczas krzyku demona. Odczekała aż ta część koszmaru się skończy, po czym szybko spojrzała kątem oka na brata, trzymając się za głowę. Widząc, że jeszcze się trzyma, skinęła do niego charakterystycznie  i ponownie dobyła broni, którą wycelowała w przeciwniczkę. Brunetka oddała serię strzałów, starając się celować w głowę yokai. Nie chciała dać jej ani chwili na inny atak niż ten, którego już się podjęła. W końcu w takich sytuacjach lepiej dmuchać na zimne.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Momentalnie zasłonił uszy, kiedy tylko demon zaczął się wydzierać. Poczuł jak oblewa się zimnym potem. Gdyby tylko się nie zawahał to kobieta po prostu by odeszła, a teraz będą musieli z nią walczyć. Nie tego się spodziewał po dzisiejszym wyjściu. Myślał, że jedynym demonem z jakim się zmierzy będzie jego siostra. A tu proszę - było coś gorszego niż Meisa. I brzydszego.
Niemal od razu jak było to możliwe sięgnął po katanę. Stal zalśniła w świetle księżyca. Kiedy Meisa wykonała serię strzałów Joji doskoczył do demona z zamiarem wbicia w niego swojego miecza. Miał tylko nadzieję, że siostra nie uzna, że warto strzelać. Chociaż kto ją tam wie... Pewnie ucieszyłaby się ze śmierci Jojiego i powiedziała z czystym sumienie, że demon go zabił.
Anonymous

Powrót do góry Go down

mistrz oguni

Światło księżyca muskało broń, która została dobyta przez bohatera, ale tylko przez chwilę, albowiem zaraz po tym chmury znów zakryły księżyc na niebie. Ochronieni przed krzykiem, który zdawał się nie być wystarczalny dla ogłusenia swoich ofiar przez demoniczną postać dobyli broni, wykonując atak na potwora.
Jednakże demon w ludowym stroju zdążył wykonać zamach na chłopca z poparzoną twarzą zadajac mu cios długimi, ostrymi pazurami po szyi, na tyle bezpiecznie dla młodego wojownika, by nie stracić przy tym życia. Wytrącony z równowani nie był w stanie wykonać ataku na demona, który wykonując unik przed pociskami wystrzelonymi przez Meisę oberwał nie w głowę, a w ręce.
Okrzyk agonii, który wydał z siebie demon było na pewno słychać na całej ulicy. Rozeźlone spojrzenie potwora tym razem przebijało na wylot kobietę, która dzierżyła karabin. Zdecydowała się tym razem na atak frontalny na damę rodu wojowników mierząc w nią dłonią skierowaną ku jej brzuchu z zamiarem wbicia jej w ciało.

Możecie zachować dotychczasową kolejkę.

Mistrz Gry

Powrót do góry Go down

Meisa oczywiście przestała strzelać w momencie, kiedy jej brat ruszył do ataku. Nie opuściła jednak broni, trzymając ją dalej opartą o ramię z palcem na spuście. Brunetka otworzyła usta szeroko, widząc jak Joji obrywa, jednak nie wydała z siebie żadnego dźwięku.
Kiedy przeciwniczka zdecydowała się na atak jej osoby, Meisa kontynuowała ostrzał do momentu jak demonica była oddalona od niej o jakieś dwa metry (o ile ta wcześniej nie padła lub nie zrezygnowała z działania) aby w ostatniej chwili podjąć się próby uniknięcia potencjalnej krzywdy za pomocą skoku w bok i podniesienia się jak najszybciej z ziemi. Jeżeli wszystko poszło po jej myśli, kontynuuje ostrzał przeciwniczki, dalej starając się celować w głowę.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Naprawdę nie mogli sobie wymarzyć gorszej imprezy niż ta pod tytułem "Baba z ustami". Przecież mieli po prostu wyjść, zrobić swoje i wrócić do domu. Dlaczego do cholery dał się w to wciągnąć? Trzeba było stawić większy opór kiedy siostra zmuszała go do stróżowania.
Tak czy siak teraz walczyli z demonem. Joji nie spodziewał się tego, że demon tak po prostu go trafi. Krzyknął krótko czując rozdzierający ból i upadł na kolana. Katana upadła na ulicę a on sam wspierał się na jednej ręce drugą przyciskając do szyi. Czuł jak ciepłe stróżki krwi spływają mu po palcach. Miał wrażenie, że zaraz zemdleje. Kątem oka zerknął na siostrę, która dzielnie walczyła z yokai.
Anonymous

Powrót do góry Go down

mistrz oguni

Los, albo szczęście wam sprzyjało, albowiem potworzyca nie miała szansy na unik, a każdy wasz ruch tylko to potwierdzał. Demon o rozciętych ustach nie miał szans z dobrze przygotowaną i wyszkoloną w boju Meisą, która nie wahała się w swoich atakach.
Gdy Joji próbował zatamować krwawienie na swojej szyi zza zakrętu nagle wyszło kilka osób. Wszystkie wyglądały naturalnie, rozmawiali ze sobą jakby byli najlepszymi przyjaciółmi zbliżając się powoli w stronę stróży.
Meisa pokonując zaraz po przewrocie szkaradną kobietę, która opadła z hukiem na ziemię robiąc ogromną plamę krwi na bruku mogła chwilkę odpocząć. Widząc tą całą sytuację, grupka trzech osób przestraszona podbiegła do nich i od razu padło magiczne pytanie:
- Wszystko okay, nic się nie stało?
Wydawali się zwykłymi ludźmi, nic ich nie wyróżniało, strach, który sobą prezentowali był naturalny, a ich reakcje bez skazy. Jeden z mężczyzn kucnął przy truchle i nawet dotknął palcem, ale szybko się wycofał chowając za swoich kolegów.

Możecie zachować dotychczasową kolejkę.

Mistrz Gry

Powrót do góry Go down

Meisa oddychała głośno, utrzymując ciężar ciała na wspartych o nogi ramionach. Miała wrażenie, że albo starzeje się albo jednak przesadza z alkoholem. W końcu wyprostowała się i podeszła do demona, lekko szturchając ją nogą w głowę.
- Ssij. - warknęła i splunęła w kierunku yokai - z klasą.
Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że nie są sami. Spojrzała nieufnie w kierunku nieznajomych i w ramach odpowiedzi jedynie pokręciła głową, chociaż przypomniała sobie o bracie, do którego od razu zaczęła biec. W międzyczasie próbowała sobie przypomnieć istnienie jakiejś grupy demonów pytających czy wszystko jest w porządku.
Kiedy dobiegła, od razu ukucnęła koło Jojiego. Pomimo jej wcześniejszych zapewnień werbalnych widać było, że cieszyła się, że nie zginął.
- Ma ktoś z was jakiś opatrunek? - odezwała się w końcu do obcych.
Albo lepiej, jest lekarzem? Szczerze to zdziwiłaby się, gdyby mieli coś ze sobą. Czasem sama nosiła niewielki plecaczek, w którym miała między innymi bandaż, ale nie dziś. Klęła pod nosem, jednocześnie pomagając chłopakowi usiąść. Próbowała oszacować obrażenia.
- Jak się czujesz? Potrzebujesz do szpitala? - spytała, nie będąc pewną gdzie powinni teraz zmierzyć.
Jeżeli nikt z nieznajomych nie był w stanie im pomóc, Meisa złapała za katanę Jojiego i odcięła kawałek swojej szaty, aby spróbować chociaż trochę zatamować krwawienie. Rzadko jednak spuszczała przechodniów z oczu, wciąż nie do końca im ufając.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Słyszał tylko jak demon pada. Nie potrafił jednak skupić się na niczym innym niż na zaciskaniu dłoni na swojej szyi. Całe jego ciało drżało. Nie był już w stanie utrzymać się w tej pozycji więc padł na ziemię ostatkiem sił odwracając się na plecy.
Kiedy usłyszał kroki i obce głosy, które dobiegały jak zza mgły, spiął się cały. Miał tylko nadzieję, że to faktycznie ludzie, a nie kolejne demony. Naprawdę nie chciał umierać na środku ulicy. Przecież miał jeszcze sporo rzeczy do zrobienia w swoim parszywym życiu. Nie teraz, kiedy wprowadzili swój plan w życie.
Z trudem podniósł się do siadu. Był blady jak ściana, a krew spływała na jego szaty. Na jej pytanie pokręcił głową. W domu przecież mieli ludzi od takich rzeczy, którzy powinni sobie z tym poradzić. Ostatnia rzecz jakiej chciał to spotkanie z tą przeklętą pajęczycą.
Anonymous

Powrót do góry Go down

mistrz oguni

Pewnie waszych głowach zawitało pytanie kim są Ci obcy. Ubrani w luźne ubrania, raczej nie posiadali dodatkowego bagażu, a ich twarze, pełne emocji i zdziwienia nagle wpatrywały się w dwójkę stróży z przerażeniem, bo przecież obok nich leży potwór! I to na dodatek, zabity. Jeden z nich przełknął głośno ślinę i pokręcił głową na pytanie dziewczyny. Jednakże nie byłoby to wszystko, co poczynił, albowiem widząc jak dziewczyna rozcina materiał, by pomóc bratu zagwizdał i pochylając się w ich stronę zakłopotany zapytał:
- Potworna ta szkarada, co nie? Bardziej niż ja?
Ruchem ręki wszyscy trzej zmyli swoje twarze, bo można to było właśnie tak nazywać. Przejechali dłońmi kilka razy, aż stróże dostrzegli ich puste oblicza.
Wydali z siebie głośny śmiech, jakby był to najlepszy żart, jaki zaserwowali od lat i nawet pozbijali piątki by odwrócić się razem w stronę Meisy i cierpiącego Joji'ego. Ich puste twarze już nie były wcale takie przyjemne. Bił od nich chłód i niespotykany niepokój.


Możecie zachować dotychczasową kolejkę.

Mistrz Gry

Powrót do góry Go down

Słysząc gwizd i pytanie, automatycznie spojrzała w kierunku nieznajomych i przeklęła głośno. Niedbale dokończyła rozcinanie szaty, po czym wręczyła jej kawałek bratu i odłożyła katanę przy jego ręce - na wypadek gdyby musiał jej użyć. Albo ona.
- Zrób to dla mnie i nie umrzyj teraz. - poprosiła cicho, wyjmując spod szaty jeden magazynek i przeładowując karabin.
Zapomniała swojego plecaka ale na szczęście zawsze miała ze sobą dwa magazynki - po jednym przyczepionym do każdego uda.
Meisa podniosła się z ziemi i poprawiła uchwyt na broni.
- A nie no, skądże znowu! - odparła, delikatnie podnosząc ton głosu.
Po tym, co przeżyła chwilę wcześniej nie przestraszyli jej aż tak, jednak udawała trochę wystraszoną aby udobruchać demony. Meisa wyznaczyła pi razy oko dystans około 10 metrów i planowała zacząć strzelać w momencie, kiedy któryś z yokai przekroczy ustaloną przez nią granicę. Normalnie korciłoby ją do rozpoczęcia ostrzału już teraz, jednak mając za sobą rannego Jojiego chciała uniknąć większych konfrontacji. Liczyła na to, że docenią efekt swojego żartu i znikną równie szybko jak się pojawili, aby sama mogła zawlec brata do domu.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Joji tracił sporo krwi. Nawet jeśli to nie była zabójcza rana to była ona i tak spora. Na całe szczęście demon nie uszkodził tętnicy chłopaka. Chwycił kawałek materiału, który podała mu siostra. Słyszał rozmowę, dziwny ton obcych ludzi oraz odpowiedź Meisy. Jakoś udało mu się prowizorycznie zawiązać materiał na szyi. Z trudem, wspierając się o swoją katanę, wstał. Na drżących nogach ledwo mógł się utrzymać. Przeniósł wzrok na kolejne demony. Ile ich jeszcze się zejdzie? Cała parada?
Anonymous

Powrót do góry Go down

mistrz oguni

Rozbawione demony łapały się za brzuchy śmiejąc się dość głośno. Był to dla nich najlepszy żart tego wieczoru. Nie mogli powstrzymać się i nawet zaczęli wytykać siebie nawzajem palcami naśmiewając się sami z siebie. Powalona sytuacja.
Broń wcale nie była potrzebna, bo te demony się naśmiały już z nieszczęścia bohaterów, którzy powinni teraz odpocząć i zebrać siły. Podobni do ludzi odeszli śmiejąc się tak głośno, że nawet jak już zniknęli z pola widzenia można było słyszeć ich śmiech.
Już nic nie groziło tym stróżom, więc powinni odetchnąć, oraz wycofać się, by nie narażać się na niepotrzebne niebezpieczeństwa.

PODSUMOWANIE:

Joji - rana szyi, trzy zadrapania od pazurów, z których cieknie krew. Należy się tym zająć i nie bagatelizować.
Meisa - nie masz żadnych obrażeń. Dobrze poprowadzona akcja!


Możecie zachować dotychczasową kolejkę lub uznać ten post za zakończenie sesji.

Mistrz Gry

Powrót do góry Go down

Przysunęła opadające okulary do nosa. Mimo że słońca było jak ze świecą szukać, tak jednak nosiła okulary przeciwsłoneczne, aby ukryć oczy - wrażliwe na jakiekolwiek światło, podkrążone, zaspane. Poprzedniej nocy znowu piła, tym razem w swoich własnych czterech ścianach. Coś ją do tego popychało, coś nie pozwalało, aby mogła wytrzymać na trzeźwo we własnym towarzystwie. Na jej rękach widoczna była niedomyta farba, która rankiem nie chciała zejść z jej skóry. Czarna, czerwona, żółta. Zasuszona znalazła się nawet pod pomalowanymi paznokciami.
Nie mogła siedzieć w domu. Gdy w nim była, całe to uczucie dobijało ją jeszcze bardziej. Musiała wyjść do ludzi, niekoniecznie z nimi rozmawiać, po prostu być wokół nich. Nikt nie wiedział, co czuła, co stało się poprzedniej nocy, nikt nic nie podejrzewał. Ona jednak wiedziała i to zniechęcało ją do ponownego przebywania samej ze sobą.
Przeklęła pod nosem, gdy nie mogła znaleźć w torbie wody. Nonszalancko rzuciła ją na ławkę, sama na nią siadając. Założyła nogę na nogę, ręce skrzyżowała. Wzięła głębszy wdech, aby wpuścić do płuc świeżego powietrza, a oczy zamknęła, aby wsłuchać się w odgłosy tego marnego miasta.
Musiała napić się czegoś innego niż alkohol.
Anonymous

Powrót do góry Go down

specjalista od ucieczek
Bardzo nie lubił mieć dnia wolnego, ale musiał go mieć. Szef przestrzegał pilnowania warunków pracy. On sam mógłby pracować dwanaście godzin, a pozostałe przespać i poświecić resztę na zakupy, toaletę, rysowanie.
Niestety dzisiaj dostał wolne, musiał je jakoś wykorzystać więc wykorzystał go na wyjście na dwór. Wolałby siedzieć w domu, jednak posiadanie sąsiadów zobowiązywało do pokazywania się publicznie.
Upewniwszy się, że czapka mocno siedzi na głowie, posiada zapas baterii do walkmana, szkicownik, ołówki w plecaku mógł wyjść. Za pewnie gdyby nie był uwięziony w Oguni mógłby robić karierę jako rysownik komiksów albo nawet mangaka. Publikować swoje prace w Internecie. Nie miał jednak dostępu do tych wynalazków. Dlatego też rysował dla siebie.
Najbezpieczniej czuł się we własnym towarzystwie, dlatego też miał słuchawki na czapce, żeby nikomu nie przyszła ochota go zaczepiać.
Na otwartej przestrzeni miał wrażenie, że wszyscy go obserwują. Marzyło mu się wyrwanie się z Oguni, ale wiedział, że mu nie jest to dane.
Szedł przed siebie w rytm X Japan lecących z walkmanem. Gdy kaseta dobiegała końca uznał, że wypadałoby włączyć koleją. Przykucnął przy drzewie w poszukiwaniu kolejnej. Za późno zorientował się, że została w domu na komodzie. Zrezygnowany wyciągał szkicownik, oparł się plecami o roślinę. Nie zdejmował słuchawek dalej udając, że czegoś słucha chcąc mieć święty spokój.
Akimitsu

Powrót do góry Go down

Musiała jakoś to przetrzymać - momentalne, kłujące bóle głowy, lekkie mdłości, a w tym i brak apetytu. Od rana nic nie jadła, mimo że było już po południu. Tak było lepiej.
Przyglądała się przechodzącym dookoła ludziom, oceniając ich na swój własny sposób.
Za długie nogawki, niepasujący kapelusz, za jaskrawe, za ciemne, zbyt cienkie.
Wtedy zauważyła jakąś postać, obcą dla niej, kucającą przy drzewie. Zatrzymała na niej wzrok, lekko kołysząc unoszącą się nad podłogą stopą. Patrzyła, jak szuka czegoś w torbie, by następnie usiąść ze szkicownikiem w ręce. Nie widziała dokładnie twarzy, głównie dlatego że osoba ta była za daleko, a do tego siedziała do niej bokiem.
Palcami odsunęła okulary od oczu, by móc dokładniej się przyjrzeć. Widząc ruchy dłonią, które nie przypominały pisania - wstała. Niechlujnie chwyciła za torbę - gdyby tylko nie była zamknięta, wszystko zapewne by z niej wyleciało.
Podeszła bliżej, po cichu. Początkowo ukryła się za drugą stroną drzewa, by móc z odległości spojrzeć jej przez ramię na szkicownik. Gdy upewniła się do umiejętności danej osoby, kucnęła przy niej. Ręce oparła o uda, pozwalając dłoniom bezwładnie zwisać pomiędzy nogami.
Nieźle — stwierdziła ni stąd ni zowąd, nie myśląc, że mogłaby ją przestraszyć. Ponownie nieznacznie odsunęła okulary od oczu. — Masz talent — dodała, po czym przechyliła głowę, aby móc spojrzeć na jej twarz i…
I okazało się, że to nie była żadna ona, tylko facet - z krwi i kości. Syknęła pod nosem, twarz się wykrzywiła. Długie włosy ją zmyliły. I już miała wstać i odejść, ulotnić się i zapomnieć, że cokolwiek miało miejsce, ale…
No właśnie.
Byłeś kiedyś w tutejszym domu kultury? — wyrzuciła z siebie z pewną niechęcią. Oparła się ramieniem o drzewo i zasunęła okulary z powrotem. Mimo wszystko - mógł się przydać.
Anonymous

Powrót do góry Go down

— Kogo? — odparła, niemal odruchowo, całkowicie zapominając o tym, że takie pytanie mogło być nie na miejscu. Gdyby mogła, z pewnością cofnęłaby te słowa. Nie czuła zresztą, by powinno to leżeć w jej interesach. W końcu, kogo mogła mu przypominać? Nie miewała dobrych myśli na swój temat, gdyby poprosić ją o opinię na temat samej siebie, z pewnością nie uświadczyłoby się pozytywów. Wgrana przez lata narracja całkowicie wykluczała to, że mogła być dobrą osobą. Co prawda, jej świadomość usilnie walczyła z toksycznymi słowami męża, niemniej, ciężko stawać do pojedynku z nożem do masła naprzeciw kogoś, kto posiada miecz. Pomijając aspekt tego, że Sumire w ogóle nie chciała walczyć. Była cholerną pacyfistką marzącą o tym, że kiedyś będzie dobrze i, prawdę powiedziawszy, zawsze łapała się na tym, że robi za mało, by tak było. To uczucie bezradności i wegetacji towarzyszyło jej cholernie długo.
— Prędzej czy później i tak się pan dowie. W tym mieście ciężko cokolwiek ukryć. — I miała rację. Znała ten trud z autopsji. Lata praktyki, co? Chyba nikt nie był w tym tak dobry, jak Satō. Z powodzeniem mogłaby dawać wykłady policjantom czy graczom pokera o tym, jak ukrywać emocje i myśli. Choć obecnie czuła, że jej bariera jest naruszana pieprzonym buldożerem. Matsuno coraz śmielej wchodził do jej umysłu i równie szybko przeszukiwał każdą szufladę wspomnień, marzeń, a w końcu uczuć. Nie była pewna, w jakim stopniu był to wynik przypadku, a w jakim stopniu inteligentne rozegranie partii szachów, ale jedno wiedziała na pewno – to nie powinno mieć miejsca.
 No tak. Nogi nie da się ukryć pod toną ubrań. Tak samo, jak, wymuszonego przez organizm, specyficznego sposobu chodzenia. Spuściła wzrok, a kąciki jej ust wykrzywiły się ku brodzie. W duszy przeklęła to, że nie potrafiła kazać mu odejść. A powinna, zdecydowanie powinna. Nie była pewna, czy ta chwila radości w towarzystwie Saemona, który zapewniał szczerość swoich intencji, była warta ryzyka. Tak samo, jak i tego, czy jeśli pojawią się konsekwencje działań, które podjęli, będzie równie pewny swoich decyzji, jak teraz. Bądź co bądź, nie był stąd. Niezależnie od okoliczności znajdował się na przegranej pozycji. Zwłaszcza wtedy, gdy znów stanie naprzeciw Akirze i jego wpływów, który już ostatnim razem zagwarantował mu odwet. W takich przypadkach nigdy nie rzucał słów na wiatr. Niedźwiedzia przysługa, doprawdy.
 — Nie miewam dłużników i wolałabym, by tak pozostało — mruknęła, jasno dając do zrozumienia, że choć docenia jego gest, to nie życzy sobie, by robił to ponownie. Nie dlatego, że uznawała się za kobietę samowystarczalną, ale ze słusznej obawy przed tym, że mogłaby sprowadzić na niego problemy. Duże i nieprzyjemne problemy. Po chwili, nie śpiesząc się bardziej, niż zwykle, ruszyła jego śladami, oczyma badając okolicę. Wybór ścieżek również wydawał się dziwny jakby specjalnie wybrany pod kątem uniknięcia czyjejś obecności. Mężczyzna mógł pomyśleć, że Sumire wstydzi się towarzystwa kogoś z zewnątrz, ale byłaby to ostatnia myśl, jaka przyszłaby jej do głowy. W przeciwieństwie do mieszkańców niespecjalnie przykładała wagę do tego, kto i skąd pochodzi. Naturalnie, rozumiała obawy społeczeństwa okupującego tereny miasta, ale jeszcze bardziej wiedziała, że pozbawione są podstaw. Albo, najzwyczajniej w świecie, nie przyszło jej trafić na czarną owcę. — Jak długo jest pan w Oguni? — wypaliła w końcu, przerywając martwą ciszę wędrówki. Wciąż usilnie podtrzymywała dystans między nimi, choćby wspomagając się zwrotami grzecznościowymi. Do dotarcia do celu pozostało im parę minut. Cmentarz, znajdujący się w niedużej odległości od sklepu, miał być miejscem, w którym ich drogi się rozstaną. A przynajmniej taki był plan.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics
» Ulice
» Ulice

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach