Droga do lasu Shimojo
by Lert Czw Lut 11 2021, 01:29

Kto zagra?
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:44

Rezerwacje wyglądów
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:30

But the darker the weather, the better the man
by Oguni Sro Sty 13 2021, 21:14

Aktualnie słucham
by Junko Wto Sty 12 2021, 21:56

Bar
by Gość Wto Sty 12 2021, 19:37

Ogrody
by Lert Wto Sty 12 2021, 18:27

Stare drzewo
by Gość Sob Sty 09 2021, 00:16

Park
by Gość Czw Sty 07 2021, 20:57


Patrol numer... Kto by to całe gówno zliczył? Jeszcze w niedalekiej przyszłości, gdy zaczynała chodzić na patrole całkowicie sama, zapisywała każdy w zeszycie. I go numerowała. I przy każdym zostawiała krótką notkę co takiego się działo, albo co takiego się nie działo.
Aktualnie Świetlik miała wrażenie, że kolejne noce zlewały jej się w poprzednie, a dzień w ogóle nie miał racji bytu. Od rana spała, potem udało jej się wstać na parę lekcji, udawała, że cokolwiek słucha, wracała do domu i... Wszystko zaczynało się od nowa. Miała wrażenie, że ojciec zrobił z niej robota. Idealnie zaprogramował całe jej życie, zmuszając do pozostania w Oguni. Reagowała tak, jak kazał jej ojciec. Robiła to, co kazał jej ojciec. Oddychała tak, jak kazał jej ojciec.
Wszystko było uzależnione od starego Ito - miała wrażenie, że nawet musiała go błagać o chwilę dla siebie, by się w spokoju wysrać.
Tej nocy patrol zapowiadał się wyjątkowo spokojnie. Dziewczyna wolnym krokiem przemierzała kolejne metry ścieżki w parku, oświetlając sobie drogę latarnią. Karabinek przerzuciła przez plecy, natomiast katana wystawała nieśmiało zza czarnego płaszcza, gotowa do akcji, gdyby cokolwiek niepokojącego stanęło jej na drodze.
Na razie - o dziwo - w Oguni było wręcz przerażająco spokojnie. A może tylko jej się wydawało...?
Anonymous

Powrót do góry Go down

Dlaczego właściwie Hazuki chodził po nocy po mieście pełnym demonów? Cóż... znowu pokłócił się ze swoją rodzinką. Czy tak ciężko było zrozumieć to, że ktoś może nie chcieć piec ciast? Co prawda za plecami słyszał groźby rodziców, że ma wracać bo znowu go jakiś demon porwie ale miał to głęboko w poważaniu. Raz wyszedł z tego żywy to może drugi raz też wyjdzie.
Po prostu szedł przed siebie z rękoma w kieszeni spodni mamrocząc coś do siebie pod nosem. Chociaż tyle dobrego, że zdążył założyć maskę. Ostatnie czego chciał to spojrzenie przechodniów - choć na przechodniów raczej nie liczył. Nogi jakoś same powiodły go do parku. Dostrzegł już z oddali niewielką postać z latarnią. Musiał trochę wytężyć wzrok (w końcu ma tylko jedno oko) żeby rozpoznać znajomą postać. Uśmiechnął się do siebie uznając, że świetnym pomysłem jest próba przestraszenia Świetlika. Geniusz zła. Postarał się więc cicho zejść ze ścieżki w krzaki. Powoli kierował się w stronę dziewczyny starając się za bardzo nie wychylać. Siedział więc tak ukryty niczym ninja raz po raz szeleszcząc liśćmi. Podstępny skurczybyk.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Spacery w środku nocy argumentowane kłótnią z rodzicami i tak były dość... Nietypowym rozwiązaniem. Zwłaszcza w miasteczku, jakim było Oguni. Miejsce pełne demonów, które czyhają na biednych śmiertelników za rogiem. Zwykli ludzie powinni siedzieć w domu, z zabarykadowanymi drzwiami i zostawić robotę profesjonalistom, czyż nie? Ciekawe co by robiła Świetlik, gdyby jej rodzice zupełnie zrezygnowali z nauki w stronę stróżowania po nocach. Może panicznie szukałaby rozwiązania jak stąd uciec? Ale... Przecież... Stąd nie dało się uciec. Jedynym powiewem wolności, który mogła zaznać, były nowe twarze w miasteczku. Przerażone, zdezorientowane i totalnie zagubione. Były niczym dotyk świata zewnętrznego.
Spokój na patrolu nie mógł trwać zbyt długo.  
Szelest liści sprawił, że automatycznie odwróciła się w tył, wolną ręką chwytając rękojeść. Mocniej chwyciła pleciony fragment, gotowa do wyciągnięcia broni w każdej chwili. Uważnym wzrokiem lustrowała krzaki znajdujące się za nią. Szelest ustąpił. Znów nastała cisza, podczas której słyszała jedynie szybkie bicie własnego serca. Wstrzymała powietrze i ponownie usłyszała szelest, a rękojeść ścisnęła na tyle mocno, że jej knykcie zbielały.
Ostatnie, czego by się spodziewała, to Hazuki czający się w cieniu, pomiędzy zielenią parku. Prędzej celowała w jakiegoś wyjątkowo upierdliwego demona, który wybrał sobie biednego, młodego Stróża na cel swoich chorych fantazji.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Coż... chodzenie po nocach w takim mieście nie jest mądre ale jak się nastolatek zaprze to nie ma przebacz. Szczególnie kiedy Hazuki był zły nie był w stanie racjonalnie myśleć. Może nawet chciał spotkać coś na swojej drodze? Kto go tam wie. Może wtedy jego rodzice zrozumieliby, że ich syn tak cholernie nie chce zajmować się tym pieprzonym hotelem, że wolałby się oddać jakiemuś yokai.
Tak czy siak siedział w tych krzakach. Coś jednak go tknęło w żołądku, gdy zauważył jak dziewczyna chwyta za miecz. Może jednak to durny pomysł tak na nią wyskakiwać? Nie... to nie może pójść źle. Przeszedł więc nieco dalej dość szybkim krokiem, żeby spróbować zajść ją od tyłu. Wyszedł na ścieżkę starając się nie wydać przy tym zbyt wielkiego hałasu. Stanął kawałek za nią coby przypadkiem nie dostać mieczem.
-No hej - powiedział przekrzywiając głowę niczym mały szczeniaczek. Gdyby ktoś go nie znał to raczej na pewno uznałby, że Hazuki to yokai. Nie oszukujmy się - kto normalny chodzi po nocach w masce po opętanym mieście? Hazuki! Ot co! Chociaż z tym normalnym to raczej można się trochę zapędzić.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Niestety nastolatki miewały bardzo głupie pomysły, do których mogło zaliczyć się chodzenie w samotności po zmroku. W innej części kraju pewnie to by było całkiem normalne. Kłótnia z rodzicami, płacz, żal i szybkie opuszczenie domu, zakończone głośnym zamykaniem drzwi. A później długi spacer po uliczkach i wieczne odrzucanie telefonów od zmartwionej matki. Problem w tym, że gdzie indziej największym wrogiem mógł być tylko człowiek.
Totalnie zgłupiała. Szelest w krzakach ucichł, a na jego miejscu pojawił się jakiś nieoczekiwany dźwięk ze strony, w którą poprzednio szła. Nie mogła dłużej czekać. Musiała zareagować, choćby miała przed sobą największego i najstraszliwszego demona, jakiego widziało miasteczko.
Dziewczę odwróciło się do tyłu, wyciągając katanę z charakterystycznym świstem ostrza. Ta została wycelowana prosto w twarz kolegi, końcem niemalże muskając go za maskę, którą miał w zwyczaju nosić. Stała tak jeszcze przez ułamek sekundy, dopóki do jej mózgu nie dotarła informacja, że to tylko Hazuki szukający nocnych wrażeń. Nie lepiej było zamówić jakąś uroczą panią albo pana, którzy umililiby mu ciężką noc swoim towarzystwem? Wypuściła ze świstem powietrze i przestała w niego celować, chowając katanę na poprzednim, bezpiecznym miejscu przy swoim pasie.
- Kurwa mać - warknęła, poprawiając rozczochrane przy twarzy kruczoczarne pasma włosów. - Przez takich idiotów jak ty Oguni dostaje jeszcze większego pierdolca niż powinno - skomentowała, lustrując go spojrzeniem pełnym wkurwienia. Żałowała, że w tym momencie jej wzrok nie zabijał. W innym wypadku nastolatek leżałby przed nią trupem i przynajmniej miałaby spokój.
- Co ty tu do cholery robisz? - zapytała, robiąc krok w jego stronę. Skoro już tu był, musiał jej się ze wszystkiego wytłumaczyć.
Uniosła latarnię wyżej, oświetlając sobie jego maskę.
Anonymous

Powrót do góry Go down

mistrz oguni

Młodość nie wieczność, starość nie radość... Oboje byli młodzi, jedno z nich pragnęło patrolować i dbać o miasteczko, z którego pochodzi. Drugie unikało przeznaczenia, a może decyzji swoich rodzicieli i uciekało z domu, by bawić się kosztem innych. Nie mogło być lepiej tej nocy...
Tych stworków nie można było dostrzec z daleka. Przedzierały się wręcz bezszelestnie, czasem tarzając swym językiem po ziemi, bo były tak długie, że właśnie do niej dosięgały. Jeden z nich, na nóżce jednej, pozostałe dwa na obu. Wszystkie niczym parasolki, ale żywe.
Gdy ta dwójka młodych raczej nie zwracała uwagi na otoczenie, właśnie ten na jednej nodze podskoczył kilka razy koło nich i swoim długim oleistym językiem przejechał po łydkach dziewczyny. Pozostałe dwa nicponie przypominające parasolki musnęły swoimi językami młodzieńca. Zdecydowanie mógł to odczuć na swoich drobnych kostkach.
W mgnieniu oka jeszcze tak sekundę przed tym jak stróż zorientował się co to mogłoby być parasolkowe nicponie schowały się w tych samych krzakach, w których siedział wcześniej chłopak.


Możecie zachować dotychczasową kolejkę.

Mistrz Gry

Powrót do góry Go down

Dla kogoś spoza miasta pewnie nie do pomyślenia było, że jakiś nastolatek włóczy się sam nocą po Oguni. On jednak urodził się w tym miejscu i dla niego to było normalne, że wyjście o tej porze łączyło się z niebezpieczeństwem. Nie potrafił jednak zostać w domu - nie po takiej kłótni. Zdawał sobie sprawę, że jego rodzice się martwią przecież go kochali. Nie odbierał jednak - ba! Celowo nawet nie wziął ze sobą telefonu. Durne? A i owszem.
Aż podskoczył w miejscu, kiedy dziewczyna prawie trafiła go kataną. Dotarło do niego, że tak naprawdę mógł właśnie stracić życie przez zwykłą głupotę i chęć sprankowania koleżanki. Odetchnął głęboko kiedy schowała miecz.
-To miasto i tak już dostało pierdolca i raczej moja osoba w żaden sposób tego nie zmieni - wzruszył ramionami jakby nic się nie stało. Schował ręce do kieszeni spodni -Sorki to było durne - przeczesał dłonią swoje długie włosy -Pokłóciłem się znowu ze starszymi - skrzywił się nieznacznie mimo tego, że nie mogła przecież tego zobaczyć. Trochę słabe wytłumaczenie dla kogoś kto właśnie chciał wystraszyć nocnego stróża.
Nagle usłyszał jakieś hałasy. Tym razem to nie on! Rozejrzał się wkoło starając zlokalizować się źródło hałasu ale nie potrafił tego zrobić -Słyszałaś? - zapytał wyraźnie zaniepokojony. Na pewno słyszała - przecież była stróżem. Zamarł kiedy poczuł na swoich kostkach coś lepkiego. Odwrócił się wkoło własnej osi ale nie był wstanie nic dostrzec -Poczułaś to?
Anonymous

Powrót do góry Go down

Jakie to było dziwne. Osoby, które teoretycznie kochały cię najmocniej na świecie, zazwyczaj sprawiały ci najwięcej bólu... Chyba nie tak to leciało. A przynajmniej nie w głowie Świetlika, która z podziwem słuchała historii o wspaniałych, uśmiechniętych ojcach, tulących pociechy w wielkich ramionach.
- A co ze mną? Mój pierdolec jest mniej ważny? - wskazała ręką na swoją pierś, unosząc brwi. - Stróże nie powinni być narażani na niepotrzebny stres - wydęła usta, krzyżując dłonie z latarnią na klatce piersiowej. Z jednej strony przecież miała rację - takie akcje tylko rozpraszały strażników, którzy z opóźnieniem reagowali na prawdziwe zagrożenie ze strony yokai.
- Wiesz... Pomimo tego, że często jesteś naprawdę wkurwiający, to nie chciałabym ci przez przypadek odciąć głowy - nieco złagodniała, gdy Hazuki przyznał, że jego prank był głupi, bo mógł się skończyć tragicznie. Trochę go rozumiała - sama nie miała jakichś super kontaktów z rodzicami, zwłaszcza z ojcem. Nocne spacery, nawet pełne niebezpiecznych stworów, wydawały się być idealnym wyzwoleniem od ciągłych morderczych treningów i krzyków starego Ito.
- Nie wrobisz mnie po raz kolejny - syknęła, patrząc na niego z ukosa dopóki... Nie poczuła, że ją też coś polizało po nogach.
Dreszcz zatelepał jej wątłym ciałem, a facjata wykręciła się, jakby zjadła coś niezwykle kwaśnego.
- Stare japońskie przysłowie mówi, że gdzie dwóch debili się bije, tam demon korzysta - uniosła jedną nogę do góry, by lepiej przyjrzeć się mazi, zostawionej przez niewidzialnego stwora. Szkoda, że ten szybko się ulotnił i dziewczyna nie dojrzała co to takiego mogło być. - Wybornie - rzekła już bardziej do siebie, niż do kompana.
Uniosła latarnię bardziej w górę, by oświetlić pobliskie krzaki, w których jeszcze przed paroma chwilami chował się Hazuki. Jakoś tak automatycznie złapała kolegę za ramię i przeciągnęła za siebie, zmuszając go do tego, by jego przód stykał się z jej plecami. Teraz mogli się szykować na prawdziwe kłopoty, co nie?
- Ani słowa - szepnęła, puszczając ramię Hazukiego, by po raz kolejny sięgnąć po broń.
Anonymous

Powrót do góry Go down

mistrz oguni

Strach. Jest największą zgubą i według wielu również grzechem. Tutaj jednak jest to jak najbardziej zrozumiałe odczucie. Nikt nie byłby cały w skowronkach po takiej dziwnej zaczepce. Sam dotyk tego oleistego języka mógł przyprawić o niemały zawał, jeśli nie byłeś na to przygotowany.
Karasakasa kozo siedziały jeszcze przez chwilę ukryte w krzakach. Doskonale widziały światło, które drażniło ich oczy, wcale nie było to dla nich przyjazne. Chwila szelestu, a z dwóch stron wyskoczyły parasolkowe cudeńka, które swoim językiem znów miały zamiar dotknąć nóg tej dwójki. Sprytne te cudziaczki, bo ostatnia parasoleczka wciąż chowała się w zaroślach siedząc cicho, czekając na odpowiedni moment.
Czy było widać te stworki? Tym razem jak najbardziej. Ulice o tej porze nie są bezpieczne, a nawet chodzeniu we dwójkę czasem nie pomaga fakt, że w kupie siła. Bo tu raczej... siły raczej brak.
W waszą stronę, stróża i mieszkańca zmierzały dwa oleiste języki, których zamiarem było opleść wasze chude łydki. Czy uskoczycie, przed tymi zwinnymi ruchami? A może je utniecie? Los jest w waszych rękach.

Możecie zachować dotychczasową kolejkę.

Mistrz Gry

Powrót do góry Go down

Czasami odnosił wrażenie, że w tym mieście większość dzieciaków nie znosi swoich rodziców. Może to dlatego, że młodzi nie mają perspektywy na życie gdzie indziej i praktycznie od urodzenia wiedzą czym będą musieli się zajmować? Hazuki na przykład nigdy nie zostanie muzykiem bo musi zasuwać w tym durnym hotelu.
-Ależ skąd! Każdy pierdolec jest ważny - zaśmiał się krótko pod nosem. Trzeba szanować inne pierdolce! Mój pierdolec jest gorszy niż Twój - jak śpiewał Kazik -W tym mieście wszyscy jesteśmy narażeni na stres - wywrócił okiem. Tak - miał przecież jedno oko, ok.
-Nawet bym nie próbował. Może nie jestem śliczny ale mimo wszystko lubię swoją głowę - odparł. Nawet do głowy by mu nie przyszło, żeby raz jeszcze ją wystraszyć. Poza tym sam się zląkł. Miał wrażenie, że po plecach ma całe mrowisko. I po cholerę on z tego domu wychodził? Mógł się zamknąć w swoim pokoju i tyle.
-Mhm - mruknął tylko i pokiwał niemrawo głową. Nie musiała nawet mu mówić o tym, żeby się nie ruszał bo strach sparaliżował go już wystarczająco. Niby w swoim krótkim życiu widział gorsze demony od tych durnych parasolek ale demon to demon. Chwycił Hotaru za ramię jakby chciał mieć pewność, że go nie zostawi samego -Nienawidzę tych obleśnych parasolek - mruknął i cały się zatrząsł kiedy dwa języki oplotły jego łydki -Yyyy Hotaru? - mogła wyraźnie usłyszeć nachodzącą panikę w jego głosie.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Całkiem możliwe. No bo... Ileż można siedzieć w jednym miejscu? I ciągnąć to wszystko bez celu? Każda noc wydawała się być taka sama jak poprzednia. Demony, strach, trupy, krew, nieszczęście. Nawet najbardziej odpornemu człowiekowi siadłaby psychika. A zwłaszcza takiemu nastolatkowi, który aktualnie przechodzi okres buntu.
Chętnie by z nim dyskutowała dłużej na temat pierdolca, bólu, bycia ślicznym pod maską i wywracania tylko jedną gałą, ale... Musiał zrozumieć, że w tym wypadku mogło być to trochę skomplikowane.
Okej. Jak to zrobić? Ciachnąć jęzor kataną i zaryzykować, że Hazuki straci klejnoty? A może rozegrać to zupełnie inaczej i znowu zaryzykować, że demony wkurwią się o wiele bardziej i w parku nie będzie już tak miło?
Gdyby zrobiła krzywdę Hazu, zapewne nigdy by sobie tego nie wybaczyła, więc... Czym prędzej puściła uchwyt katany i postanowiła chwycić za lekki karabinek. Fanką strzelania nie była. Jej mocniejszą stroną była zdecydowanie broń biała, ale... Aktualnie zamierzała rozproszyć demony, celując w ich parasolkowate ciałka.
Skupiła się na tych, które zaczynały oplatywać jęzorami nogi chłopaka, a jeżeli jej się udało (próbowała choćby rozproszyć uwagę samym świstem kul, czy może nawet jedną parasolkę zestrzelić), chwyciła za katanę, kończąc swój plan odcięciem oleistych jęzorów.
Anonymous

Powrót do góry Go down

mistrz oguni

Przejęcie inicjatywy przez stróża w ów spotkaniu było znamienne. Zwykły mieszkaniec, niewyszkolony i bez broni nie miał szans, żeby samemu uporać się z demonami, które w swoich szkaradnych formach postanowiły go zaatakować. Nie miał szczęścia jeśli chodzi o yokai, ale miał szczęście w doborze towarzystwa, które go miało bronić.
Niestety nie wszystko mogło pójść po myśli dziewczyny i pierwszy, najbliższy jej pociskom Yokai nie został trafiony, może lekko muśnięty, ale nie odskoczył, dopóki drugi nie oberwał, a otrzymał solidną serię w swój czereb. Zdecydowanie lepiej radziła sobie w posługiwaniu się bronią białą, ponieważ gdy tylko dobyła katany szczęście było z nią. Odcięła oleiste języki stworów kończąc ich żywot tym samym, albowiem nie były już w stanie podnieść się od tych piekielnych ciosów.
Jednak nie zapominajmy o ostatnim demonie, który wciąż czyhał na nich w krzakach. Gdy tylko zobaczył, że dziewczyna jest obrócona do niego bokiem przeskoczył niezauważony na jej plecy i tym razem to ją zaatakował. Ten koleszka zdawał się być sprytniejszy, ponieważ zaraz po chwili odskoczył od nich na swojej jednej nóżce z wymownym szerokim uśmiechem i bezgłośnym śmiechem.



Możecie zachować dotychczasową kolejkę.

Mistrz Gry

Powrót do góry Go down

Zdecydowanie chciałby zachować swoje klejnoty. Nie żeby coś ale to jednak dość istotna część jego ciała. Nie... kastrowanie to nie jest co na co miał ochotę.
Od razu kiedy Hotaru strzeliła do jęzora Hazuki zdołał się uwolnić. Momentalnie z całej siły zdeptał parasolkę, żeby jeszcze jej dowalić. Zupełnie jak w Silent Hill gdzie trzeba tak robić. Przypadek? Nie sądzę! Całe szczęście, że yokai pojawiły się teraz, a nie kiedy Hazuki był sam. Na pewno nie poradziłby sobie bez żadnej broni czy umiejętności bojowych. Może to go w końcu nauczy, żeby nie wychodzić nocą z domu.
-To wszystkie? - zapytał. Mogła usłyszeć, że jest wyraźny zestresowany ponieważ jego głos drżał. Serce waliło chłopakowi jak młotem. To nie była miła rozrywka - ani trochę. Po chwili jednak demon sam odpowiedział na jego pytanie. Chociaż bał się jak cholera to zebrał się w sobie i niemal od razu doskoczył do Hotaru żeby jej pomóc. Chwycił z całej siły parasolką za jej nóżkę i pociągnął mając nadzieję, że uda mu się w ten sposób zrzucić demona ze strażniczki.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Przeklęła pod nosem, kiedy pierwszy strzał jej się nie udał. Ojciec będzie rozczarowany i znając życie to kolejny rok spędzi na niekończącym się treningu na strzelnicy.
Dobrze, że katana - jej prawdziwa przyjaciółka - przecinała jęzory niczym kartkę papieru, a demony padały na ziemię bez życia. Uśmiechnęła się nikle, tym samym dodając sobie trochę pewności siebie po akcji, która nie wyszła jej tak, jak planowała.
Przez moment wydawało się, że to wszystko. Spojrzała na kompana, a następnie zerknęła po raz kolejny w krzaki, jakby nie dowierzając, że nadszedł koniec.
No i... Miała rację. Niestety.
Demon znalazł się na jej plecach. Kiedy poczuła, że ciężar parasolki zniknął, odwróciła się jak najszybciej potrafiła i naskoczyła na koleszkę, kierując katanę w dół - by starać się trafić idealnie w środek jego przeklętego ciałka.
Udało się?
Anonymous

Powrót do góry Go down

mistrz oguni

Niebezpieczeństwo, które na was czekało jeszcze nie wyłoniło się ze swej jamy i jedynie mierzyli się z jego małymi pomiotami. Choć nieudolnie, ponieważ jak można było przypuszczać zwykły mieszkaniec niewiele zdziałał, w zrzucaniu demona z pleców strażnika. Niemniej jednak potwór odskoczył i tak machając językiem na boki, jakby szykował się do kolejnego skoku.
Waszym oczom wciąż nie ujawnił się właściwy demon, który specjalnie nie poruszał się, żeby nie wydawać swojego... charakterystycznego dźwięku.
Świetlikowa pani była w stanie bez problemu poradzić sobie z mało zabawnym stworem, którego martwe ciało opadło na ziemie ze skrzekiem i dźwiękiem rozrywanego papieru parasolki. Miejscowi mogli odetchnąć na chwilę, ale już teraz wiedzieli, że języki, które ich dotknęły poparzyły lekko ich skórę, zostawiając okrutnie bolesne bąble. Jeśli ich się nie opatrzy, na pewno wda się zakażenie.
Dokoła trochę ucichło, ale nie na długo, bo na przemian z ciszą gdzieś w pobliżu było słychać znajomy dźwięk cykad. Bohaterowie tej opowieści stali przez dłuższą chwilę otoczeni tymi dźwiękami. Nie byli jednak nadal bezpieczni, bo podczas tego zamieszania z parasolkami w ciemności ulic wyłoniła się zjawa, która bez połowy swojego ciała i tak poruszała się dostatecznie szybko. Na tyle szybko by móc dotrzeć do tej dwójki, która zrobiła niemałe zamieszanie.
Co mogli usłyszeć, gdy dostrzegli głowę potwora, zbliżającą się w ich stronę?...


Teke... Teke....

Możecie zachować dotychczasową kolejkę.

Mistrz Gry

Powrót do góry Go down

Modlił się w duchu o to, żeby okazało się, że to już koniec. Te durne koleszki już wystarczający zrobiły. Znowu będzie musiał lizać rany. Na samo wspomnienie tego jak długo goiła się jego twarz przeszły go dreszcze.
Wbił spojrzenie swojego jedynego oka w Hotaru jakby chciał żeby zapewniła go, że już jest okej. Widział jednak, że dziewczyna jest nadal czujna i nasłuchuje. Nie trzeba było jakichś specjalnych umiejętności, żeby usłyszeć ten przerażający dźwięk.
-No to są chyba jakieś jaja - powiedział wskazując ręką yokai -Już raz mnie ta baba z ustami porwała a teraz to gówno? Fuck my life. Nie chce stracić drugiego oka - aż strzelił sobie dłonią w czoło - a raczej maskę. Śmiech jednak był tylko przykrywką bo chłopak bał się cholernie. Czuł jak kolana mu miękną -Uciekamy, co? - zapytał chwytając dziewczynę za nadgarstek. Pociągnął ją delikatnie robiąc trzy kroki w tył -Chodu - rzucił i ruszył biegiem ciągnąć Hotaru za sobą.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Ta, udało się. Marzenia ściętej głowy. Tym razem już się nie dała nabrać. Choć wokół nich zrobiło się totalnie cicho to dziewczę wiedziało, że tej nocy będzie walczyła w pocie czoła aż do białego rana, chroniąc przerażonego kolegę. Cykady dawały poczucie dziwnego niepokoju. Hotaru stanęła na środku drogi, odwracając się z lampą we wszystkie możliwe strony. Oświetliła zachód, wschód no i w końcu... Ciszę przerwało teke teke.
- Ja pierdolę - syknęła, wypatrując demona czołgającego się w ich stronę.
Czym prędzej wcisnęła chłopakowi latarnię, którą do tej pory trzymała.
- W razie co celuj w głowę. Z całej kurwa siły - rzuciła na wydechu, chwytając katanę w obydwie dłonie, by pewniej wymierzać ciosy. Stanęła w rozkroku - raz jeszcze poprawiając swój pewny chwyt, aż jej knykcie zbielały. Przygryzła policzek od wewnętrznej strony i czekała. Była gotowa przyjąć pierwszy atak Teke, byle tylko ochronić nastolatka.
A ten... Postanowił uciekać. Tak po prostu spierdolić?
- Czekaj - co? - wydukała zdezorientowana, podążając za nim parę kroków w tył.
W zasadzie w pojedynkę miała słabe szanse z Teke - ucieczka nie wydawała się być takim głupim pomysłem. Problem w tym, że znowu musiała wyciągnąć karabinek, z którym niezbyt się lubiła.
W końcu rzuciła się za chłopakiem, zamieniając broń na dystansową - co parę metrów odwracała się w tył i celowała w demona salwą pocisków mając nadzieję, że w końcu ją trafi. Albo sprawi, że tak szybko ich nie dorwie.
Anonymous

Powrót do góry Go down

mistrz oguni

W ich słowniku już dawno powinno zostać wymazane słowo "wygrana". Teke teke szykowała się na nich już od dłuższego czasu i młodzi nie bardzo mieli szans z takim przeciwnikiem. Ten stwór był niezwykle niebezpieczny, chwila zawahania się podczas dobywania broni i mogłeś stracić rękę, lub oko. Dla tego demona nie było ważne co utnie, czy pożre. On musi pochłonąć ofiarę... najlepiej całą.
Dobrze przemyślany odwrót, a raczej branie nóg za pas wyszedł bohaterom znakomicie, ponieważ żadne nie miało problemów z ucieczką. Jednakże na jak długo starczy im sił? Tego może im zabraknąć jeśli będą zbyt długo uciekać, a Teke teke będzie ich wciąż gonić. Sami byli bezsilni.
Posiadanie przez Świetlika broni palnej było dobrym wyborem, nawet jeśli wcześniej nie udało jej się od razu zająć demonami, tak tym razem pierwszy pocisk trafił w ramie zmory, która ich goniła.
Nie wszystko jednak było takie kolorowe, ponieważ rozgniewany demon przyspieszył i rzucił się dosłownie na nogę świetlikowej panny gryząc ją od razu w łydkę. Dziewczyna na pewno odczuła okropny, przeszywający ból, nie mówiąc już o tym, że krew ciekła jej po nodze i spływała na ziemię, a sama raczej daleko w tym bólu nie zaszła. Jednakże nie była bezbronna i swoją salwą pocisków, które jej pozostały trafiła demona prosto w czereb odbierając mu życie.
Dzisiejszego wieczoru już chyba nic nie czyhało na tę dwójkę, jednak czy wciąż rozważnym było pozostawanie samopas na ulicach? Nie sądzę...

PODSUMOWANIE:

Hazuki: oparzenia 2 stopnia lewej łydki i piszczela
Hotaru: oparzenia 2 stopnia prawego piszczela oraz masywne, głębokie ugryzienie lewej łydki

Wszelkie rany należy opatrzyć, w przeciwnym razie wda się zakażenie.
Dziękuję ślicznie za rozgrywkę, kości były po waszej stronie! Możecie kontynuować w tym temacie lub zakończyć go zaraz po moim poście.



Mistrz Gry

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
-2-

Sądził, że ten wieczór skończy się szybko, że wróci na spokojnie do pokoju, przeczyta raport i będzie mógł zasnąć błogo, bo przecież po dobrze wykonanej pracy inaczej się spać nie da, tak? A następnego dnia trzeba było na nowo być surowym pracodawcą. Chociaż on był taki po prostu na co dzień dla każdego, więc gdy dostali zgłoszenie o zakłóceniach ciszy nocnej w centrum miał ochotę wykrzyczeć wszystkim, że on to pierdoli. Dosłownie chciał wstać, stanąć na biurku powiedzieć, że on ma to w dupie, niech za niego robotę inni robią i poszedłby wtedy do domu. No ale...
Na komendzie o tej porze było już ich tylko dwóch Hideo i porucznik Jiro i nikt poza nimi nie mógł przyjąć zgłoszenia. Przez dłuższą chwilę po prostu wpatrywał się zmęczony w porucznika mając nadzieję, że się przesłyszał. Nawet go o to spytał, bo cholera wie, może sobie jaja z niego robić. Nic jednak zdziałać nie mogli, poza ubraniem się i pójściem we wskazane miejsce przez osobę, która telefonicznie zgłosiła zakłócenia. Przez cała drogę memlał w ustach papierosa, do samego końca go wypalił i przygarbiony szedł z porucznikiem, bo o dziwo, było to dość niedaleko. Po co jechać autem, jak można nawdychać się świeżego powietrza, tak? Marnowanie benzyny? Nie na moim zegarku.
Jeszcze nim dotarli na miejsce przystanął na chwilę, by wyrzucić papierosa i odpalić kolejnego. Spojrzał tylko kątem oka na porucznika, gdy ten się na niego patrzył i wymownym - Co się gapisz? - sprawił, że chłop odwrócił prędko wzrok. Pchnął go lekko by szedł jako pierwszy, ale i tak skończyło się na tym, że na miejsce dotarli jednocześnie we dwoje. Hideo wypuścił powoli powietrze z ust i podszedł do dwójki, która wyglądała na przerażoną. Z daleka nie dostrzegł ich ran, dopiero, gdy był już an tyle blisko złapał za rewolwer schowany za paskiem i mierząc w mrok zerknął z ukosa na młodych - Dostaliśmy wezwanie o naruszeniu ciszy nocnej - powiedział do nich i skinął głową na porucznika, żeby zerknął na obrażenia tej dwójki. On miał na oku tą okropnie przytłaczającą czarną dziurę w formie parku za nimi.
Hideo

Powrót do góry Go down

Wyrwanie się z komendy brzmiało jak błogosławieństwo. Już od kilku minut było na niej zbyt cicho i Jirō już przeczuwał, że zaraz komendant uzna, że na pewno się nudzi i wynajdzie mu dodatkowe zajęcie. Spacer brzmiał jednak o wiele lepiej niż szorowanie kibli, choć podświadomie porucznik łudził się, że pojadą na miejsce zdarzenia, a nie pójdą.
Jak jakiś plebs. Ze wsi. Na której byli.
Zgłoszenie o zakłócanie ciszy nocnej było najlepszym, co można dostać. Tyle paragrafów można było pod to podciągnąć, byle tylko zgnoić ewentualnych podejrzanych i wyżyć się za cały dzień niepowodzeń.
- A co się ocierasz o mnie? - odwarknął, gdy ten znowu go dotknął.
Na szczęście na horyzoncie pojawiła się dwójka postaci i porucznik mógł zająć się domysłami czy to ich podejrzani czy może jednak zgłaszający. W drugim przypadku pewnie okazałoby się, że sprawcy zbiegli, a oni zaliczyli spacerek na darmo. Westchnął.
- Noc jest od spania, a nie włóczenia się. Zakłócanie ciszy nocnej i... - Hasegawa zmierzył wzrokiem ich rany, bardziej skupiając się jednak na znacznie bardziej spektakularnym ugryzieniu niż poparzeniach - i bójka. Upiliście się i pobiliście, tak było? To będzie co najmniej cztery osiem na dołku.
Tak na oko to każde miało po siedem promili, albo i dwadzieścia. Zgniją na tym dołku, nigdy nie widząc już światła dziennego.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chyba już? Załatwili najgorsze gówno, więc kolejne demony będą pikusiem, prawda?
Biegła jeszcze przez dłuższą chwilę, co jakiś czas odwracając się do tyłu, by rzeczywiście upewnić się, że Teke teke padło i już ich nie goni. Nie czuła bólu. Przynajmniej na samym początku - adrenalina i wola walki wzięły górę. Dopiero gdy zrobili pierwszy przystanek zaczęła czuć ciepłą krew spływającą po udzie i cholerny ból, przez który zaciskała zęby z całej siły.
Złapała Hazukiego za ramię, niemalże wbijając mu w nie paznokcie.
- K-kurwa - spojrzała w dół, wyciągając wolną rękę w stronę lampy, którą aktualnie trzymał chłopak. Chwilę przyjrzała się ranie - nie wyglądało to zbyt dobrze.
- Dobra... To... Plan... Jest... Taki... - ledwo co wypowiadała każde kolejne słowo, przerwę wypełniając ciężkim oddechem i pojękiwaniem. - Najbliżej mamy na komendę, ale za chuja tam nie pójdę, okej? Zostawisz mnie w pierwszym lepszym miejscu, gdzie się nade mną zlitują - wytłumaczyła, cały czas wspierając się na ramieniu kolegi.
No i wtedy cały misterny plan poszedł w pizdu.
Na horyzoncie majaczyły dwie sylwetki. Przeklęte sylwetki.
- Ah gówno, tutaj my idziemy znowu - wysyczała, kiedy z ciemności wyłoniła się znajoma twarz bufona bufoniastego z wiecznym paraliżem.
Słysząc jego stwierdzenie, zaśmiała się głośno niczym wariatka.
- No kurwa co ty nie powiesz - burknęła cicho, pod nosem, choć pewnie panowie usłyszeli to bez problemu.
Ona tu się napierdala z demonami, poświęcając swoje życie a jakiś geniusz dzwoni na policję po to, by zgłosić naruszenie ciszy nocnej?!
Kiedy drugi bufon podszedł do niej bliżej i wydukał z siebie jakże inteligentną wiązankę, zacisnęła pazury na ramieniu chłopaka najmocniej jak tylko potrafiła, ciągnąc go całą siłą w dół, jakby chciała zmiażdżyć mu rękę.
Ok, boomer.
- Jakim cudem wy przeszliście te wszystkie testy? - zwróciła się z wyraźnym obrzydzeniem do dwóch policjantów (czy jak to tam trzeba było ich nazywać). - Odprowadzisz mnie do domu? To nie ma sensu. No i w razie co będziesz mógł zostać do rana u mnie - zwróciła się do kolegi, totalnie tracąc zainteresowanie dwójką typów z kryzysem wieku średniego.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Czyli koniec końców jego strategia na ucieczkę była dobrym pomysłem. Tym razem udało im się ujść z życiem ale wydawało się to tylko cudem...Wypluwał płuca przez tą ucieczkę ale poczuł to dopiero kiedy stanęli i adrenalina zaczęła opadać. Patrzył w mrok chcąc mieć pewność, że zostali sami. Dopiero gdy poczuł jej paznokcie na swojej skórze przeniósł wzrok na Hotaru.
-O kurwa - mruknął tylko widząc jej rozległą ranę. Sam czuł, że dostał ale wiedział, że to pikuś w porównaniu do ugryzienia. Zmarszczył brwi słuchając tego co mówiła -Zgłupiałaś? Nie ma takie opcji - warknął w jej stronę. Nigdy w życiu nie zachowałby się w taki sposób -Chodź tutaj - powiedział i przełożył sobie jej ramię przez swoje plecy pomagając jej się utrzymać na nogach. W między czasie usłyszał jej słowa i podniósł głowę. Widział policjantów, którzy szli w ich kierunku. I to jeszcze oboje z jego hotelu.
-Trochę na was za późno - warknął w stronę mężczyzn. Policja w tym mieście jak zwykle zawiodła -Jasne, nie ma problemu... ale myślę, że chociaż w opatrzeniu ran mogą nam pomóc - dodał po chwili -Możecie mi pomóc czy będziecie tak stać jak turyści w muzeum? - rzucił do nich kiedy próbował utrzymać Hotaru samemu mając problemy z ustaniem na nogach -Którymi z resztą jesteście - dodał cicho pod nosem.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
Znów to samo. Przecież nie ocierał się, tylko go lekko pchnął, jakby chciał się otrzeć zrobiłby to tak, że nawet by mu nie odpysknął - Ociągasz się -burknął tylko, bo zamiast iść i zbadać teren, to ten czekał na niego, jakby bał się, że coś zaraz na niego wyskoczy.
Zdecydowanie wolałby wrócić do pokoju, jak najprędzej. Nie żeby się bał, ot wolał po prostu pójść spać, niż użerać się z niewypalonymi gębami dwóch nastolatków. Myślą, że sobie ze wszystkim w życiu poradzą, a ledwo uszli z życiem, bo cwaniakowali. A może właśnie zamiast Yokai z kimś się napieprzali? Posiadanie broni było zabronione, a w tym wieku to już w ogóle sobie chyba zafundowali definitywną odsiadkę. Jeszcze więcej ludzi na komendzie, tak, tego mu było trzeba, zajmować się więcej osobami, niż to było potrzebne. Zlitujcie się błagam, bo Hideo zaraz ryknie na nich tak, że pozostanie po nich mokra plama.
- Zważaj na słowa, dziewczynko... - warknął do niej dość głośno strosząc się cały. Gdyby ludzie wcześniej ich wezwali nie byłoby żadnego problemu, a tak dostali telefon dość późno i taki tego efekt - Trzeba było samemu zadzwonić - odpowiedział kąśliwie opuszczając rewolwer i wziął dziewczynę pod ramię zaciskając na chwilę mocniej swoje chude palce na jej ręce - A Ty szkołę zdałaś i masz pozwolenie na broń, że tak kozaczysz? - spojrzał na nią z góry mierząc chłodnymi oczami i zerknął na porucznika - Jest apteczka na komendzie? Spiszemy raport przy okazji - spojrzał na gówniarza w masce i niewiele w sumie brakowało, by mu komendant z buta przywalił w maskę. Zazgrzytał tylko zębami i niechętnie wyrzucił papierosa, którego nie zdołał dokończyć - Skaranie boskie...
Hideo

Powrót do góry Go down

  Uzbrojone po zęby dziewczę nie mogło zarzucać mu, że nie uważał na szkoleniach czy nie przeszedł pozytywnie żadnych testów. Doskonale pamiętał jeden z ostatnich policyjnych instruktaży.
  There is only one thing worse than a rapist. A child.
  Szybkie zerknięcie na komendanta, który najwyraźniej postanowił utemperować obie panienki, utwierdziło go w przekonaniu, że przynajmniej jest tu jedna osoba, która potrafi ujarzmiać ludzkie szczenięta. Bo szczerze powiedziawszy, Jirō wolał się trzymać od takich z daleka. Zawsze powtarzał, że tolerować dzieci może, ale tylko takie, które odrosną już od ziemi i same będą potrafiły powiedzieć czego chcą. Później niestety przekonał się, że ze stadium płaczu te larwy od razu przechodzą do stadium obrażania się, więc z dogadywania się nici.
- Agresja i drażliwość, majaczenie, brak umiejętności skupienia się na funkcjonariuszach, rozkojarzenie. Patrząc na ślad, za wcześnie na wściekliznę, ale nic nie stoi na przeszkodzie by zawiadomić szpital i ogarnąć kwarantannę. Może mutuje, może nowy szczep - zwrócił się w końcu do komendanta, wzruszając ramionami i chcąc mieć pewność, że ten nie wpadnie na pomysł, by dzieciaki usadzić na komendzie, choć początkowo to był jego pomysł - Chyba że w ciągu minuty okaże się, że objawy ustąpiły. Wtedy można spokojnie iść na komendę i załatwić to bez niepotrzebnych formalności.
  Skinął głową na pytanie szefa o apteczkę. A pewnie, że była. Coś czerwonego mu ostatnio tam mignęło, gdy przekładał rzeczy z jednego kąta w drugi, udając, że sprząta. Może to była gaśnica, a może to nadal ten karton czerwonych papierosów, który zarekwirowali mnichom i którego nadal nie zdążyli spalić, mimo notorycznego podkradania paczek.
  Utylizacja przedawnionych akt, jak lubił to określać.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Jak to mówią? Małe dzieci - mały kłopot, duże dzieci - duży kłopot. W przypadku Hotaru dogadanie się nie było łatwe. Zwłaszcza wtedy, kiedy czuła, że policjanci wyżej srają niż dupę mają i próbują im wmówić coś, co nie miało racji bytu. A tym samym... Traktują ich jak jeszcze mniejszych gówniarzy.
- Przepraszamy bardzo, trochę ciężko było dzwonić podczas napierdalania się z grupą yokai - mruknęła równie kąśliwie co policjant, uśmiechając się przy tym krzywo. - Na szczęście daliśmy sobie z nimi radę, nie ma za co - dodała ciszej, ponownie krzywiąc się, bo przez przypadek przeniosła ciężar na zranioną nogę. Tak naprawdę chciałaby, żeby jakiś stwór wyskoczył z krzaków i ukręcił tym dwóm durne głowy. Może wtedy by się nauczyli.
Słysząc kolejne słowa, wypuściła ze świstem powietrze. Jeszcze tego jej było trzeba - wycieczki na komendę, spisywania papierów i innych bezsensownych bzdet. Może powinni sami pilnować miasteczka?
- Dziękuję za pomoc, ale w domu też mam apteczkę - pokiwała łepetyną i odrywając się od chłopaka, postanowiła ruszyć wolnym krokiem w stronę bliżej nieokreśloną - byle przed siebie, prosto do domu.
Szkoda tylko, że zapomniała, że każda próba uniesienia ciała na zranionej nodze mogła skończyć się... Beznadziejnie.
Tak więc zrobiła jeden krok, a potem drugi i wywaliła się na ziemię jak długa, rzucając przy tym wiązankę najróżniejszych przekleństw, jakie tylko zdołał znać ten świat. Okropny ból nie przeszkodził jej jednak w kolejnej próbie podniesienia się - wspierając schowaną kataną, rozpoczęła długi proces uniesienia ciała ponownie do pionu.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics
» Park

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach