Droga do lasu Shimojo
by Lert Czw Lut 11 2021, 01:29

Kto zagra?
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:44

Rezerwacje wyglądów
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:30

But the darker the weather, the better the man
by Oguni Sro Sty 13 2021, 21:14

Aktualnie słucham
by Junko Wto Sty 12 2021, 21:56

Bar
by Gość Wto Sty 12 2021, 19:37

Ogrody
by Lert Wto Sty 12 2021, 18:27

Stare drzewo
by Gość Sob Sty 09 2021, 00:16

Park
by Gość Czw Sty 07 2021, 20:57


Chōnai-kai
Zebrał chłopaka z hotelu. Doprawdy te przerażające krzyki, które słyszał w hotelu były spowodowane przez tego małego dzieciaka? Nie mógł tego tak po prostu puścić to w niepamięć. Doszło do zbrodni, a ponieważ on był stróżem prawa, nie mógł tego po prostu ominąć. Widok trzęsącego się gówniarza wprowadził go w niemałą konsternację.
Długo nie musiał się zastanawiać i już miał pakować Hazukiego do swojego wozu, gdy zobaczył Kotarou.
- Wsiadaj, jesteś mi potrzebny. Będziesz zeznawać - mruknął tylko i wskazał siedzenie koło kierowcy. Odjechał dość prędko, chyba dawno nie czuł takiego przypływu adrenaliny jak dziś. Zacisnął nawet mocniej dłonie na kierownicy i gdy tylko dojechał na miejsce wyciągnął z wozu Hazukiego prowadząc go do Celi. Musiał zagwarantować im bezpieczeństwo, bo nie bardzo wiedzieli, z czym mają do czynienia, więc zerknął na Kotarou milcząc przez dłuższą chwilę z założonymi rękami na klatce piersiowej.
- Twój brat dzisiaj zamordował pięć osób. W tym rzucił się z nożem na waszego brata, Sekkiego. Podobno tydzień temu w Gorących Źródłach doszło do czegoś podobnego, ale nic poza zranieniem się nie stało - jego kobaltowe tęczówki przeniosły chłodne spojrzenie na niebieskowłosego, a sam stanął w rozkroku - A jeszcze wcześniej zaczął wszczynać problemy na komendzie, jeśli dobrze pamiętasz... - głos komendanta był nadwyraz spokojny, jednakże w środku skręcało go ze złości. Gdyby wcześniej zareagował, lub wrócił z pracy może by było mniej ofiar. Przesunął opuszkami palców po swoich ciemnych włosach zaczesując je w tył i wypuścił cicho powietrze przez usta.
- Był ktoś u was z rodów w sprawie tego co się wydarzyło w źródłach? Stwierdzono coś? - miał nadzieję, że znajdzie punkt zaczepny. Przekrzywił lekko twarz zerkając tym razem na najmłodszego z braci, brak mimiki, brak uczuć na twarzy, choć oczy wpatrywały się jakby rozgniewane, doszukujące prawdy.
Hideo

Powrót do góry Go down

Hazuki nie za bardzo kontaktował. Od momentu, kiedy w miarę zorientował się co się dzieje, aż do momentu kiedy dojechali na komendę chłopak trząsł się w panice. Nie pytał gdzie go zabierają, po co i kiedy wróci do domu. Zupełnie jakby to wszystko było snem, a on tylko obserwatorem. Głosy dochodziły do niego jakby był zanurzony głęboko w wodzie.
Zaprowadzony do celi stał przez chwilę skołowany nie mogąc zrozumieć gdzie jest. Przeszedł kilka kroków żeby siąść w kącie plecami do narożnika. Podkulił nogi i schował w nie twarz wsuwając dłonie w swoje niebieskie włosy.
-To nie moja wina... to nie ja - powiedział cicho -Musiałem to zrobić... musiałem... musiałem... - zaczął się nieznacznie bujać a jego oddech stawał się coraz szybszy. 
Demon znów pojawił się przy nim. Zawisł pod sufitem obejmując chłopaka swoim oddechem. Hazuki podniósł wzrok i wlepił beznamiętne spojrzenie w brata -ZDRAJCAZDRACJAZDRAJCA! - wrzasnął na niego nadal nie ruszając się z kąta, w którym siedział.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
| outfit |

  Musiał przyznać, że nie spodziewał się wrócić do hotelu i ledwie sekundę później zostać zaczepionym przez komendanta. Z początku pomyślał, że chodziło o jakąś kwestię związaną ze stażem, lecz powaga wymalowana na licu mężczyzny wybiła mu to z głowy.
  – Zeznawać? – Przez chwilę chciał żartować, rzucić, że przecież był ostatnio aż nazbyt grzeczny, istny anioł z nieba. Coś złapało go jednak za pysk i zwarło szczęki kagańcem milczenia. To nie czas na głupie żarty, coś jest na rzeczy.
  Niepokoiła obecność Hazukiego i niepokoiła również elektryczność mącąca dotychczasowy spokój atmosfery dookoła.
  Później komendant rozjaśnił nieco sytuację, jednocześnie wzmagając wiszącą w powietrzu burzę. Brunet zamilknął na dobre, ze zmarszczonymi brwiami wpatrując się w nieokreślony punkt przed sobą. Nie był do końca pewien, o co chodziło – fakty docierały do jego umysłu w spowolnionym tempie, czy może po prostu nie chciały do niego docierać?
Nie wiedział nawet kiedy wysiedli z samochodu ani kiedy weszli do wnętrza komendy.
Hazuki za kratkami?
  Aż w końcu rozbrzmiał oskarżycielski zgrzyt i młody wilk wrócił do rzeczywistości. Dłonie stuliły się w pięści, a zęby niemal zgrzytnęły.
  – O czym ty w ogóle mówisz? Jaka zdrada? – Przed wypowiedzeniem jakichkolwiek słów musiał głębiej odetchnąć, oczyścić umysł z niepotrzebnych myśli. Rozluźnił mięśnie i potarł nasadę nosa w zmęczeniu.
  Myśl Kotarou, myśl.
  – Nikogo u nas nie było. Ja sam też nie poruszałem tego tematu, bo nie widziałem potrzeby. Szczerze mówiąc, nie byłem wtedy aż tak zdziwiony, w końcu nasz najstarszy brat naprawdę potrafi zaleźć za skórę, a Hazuki zawsze był... podatny na emocje – Mimo wzburzonego wnętrza głos miał spokojny i opanowany, może delikatnie zmęczony. Starał się zamknąć wszystko, co niepotrzebne w ciężkim kufrze, zabezpieczyć go kłódką, zostawić na później, gdy wszyscy rozejdą się do domów. W końcu to nie pierwszy raz, gdy krył twarz za maskami.
  – Jesteście pewni, że to on zamordował tych ludzi? – dopytał po chwili, unosząc złote ślepia na komendanta.
Kotarou

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
Nie było co się rozwodzić w aucie. Dla Hideo aktualnie ważne było to, by przeprowadzić w miarę szybko śledztwo i zatrzymać chłopaka, przed kolejnymi atakami. choć w jego głowie i tak wszystko już było mniej więcej ułożone, tak nadal nie znał przyczyny.  Niepewność i gniew zjadały go od środka powolutku sprawiając niesamowity skręt żołądka.
Sądził, że niebieskowłosy będzie się rzucać, szarpać za kraty, a ten proszę o... usiadł w kącie. Hideo mógł tylko patrzeć z tą swoją miną, która nie ujawniała żadnych uczuć.
W głowie szybko pozbierał znów informacje, które udało mu się zdobyć w hotelu. Jego czujny wzrok zarejestrował wiele rzeczy, a przede wszystkim ciała, które mijał. Popukał się chwile palcami w ramię i obrócił bokiem do kratek, a przodem do bruneta.
- Coś podobnego podobno usłyszał Twój brat. Twierdził, że Hazuki powiedział, że musi zabić gości hotelowych, bo to oni są złem -kobaltowe oczy zerknęły na bujającego się w kącie niebieskowłosego - Nic nie musiałeś. Zrobiłeś to. W jakimś celu, z jakiegoś powodu. Nie mogę pozwolić, byś chodził sobie ot tak po mieście i zabijał turystów.
Z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem Hideo czuł, jak jakiś dziwny ciężar opada mu na klatkę piersiową. Złapanie oddechu wydawało się cięższe niż sądził.
- Co nie jest odpowiedzią, dlaczego zabił gości hotelowych i zaatakował waszego brata. Jeśli to wszystko rozpoczęło się tamtego dnia należy przypuszczać, że w grę może wejść coś, co nie pozwali mi dokonać innego wyboru - przymknął na moment oczy i znów zerknął na bruneta.
Pytanie, które zawisło nad ich głowami, zadane przez Kotarou przez dłuższą chwilę nie miało odpowiedzi. Hideo przyglądał się od dłuższej chwili niebieskowłosemu, jakby chciał doszukać się czegoś niewidocznego.
- Kotarou... Widzisz, że jest cały we krwi? Tak samo jak i nóż, który mu wybił Twój brat z ręki. Za chłopakiem ciągnęła się stróżka krwi - starał się dobierać ostrożnie słowa. Podszedł powoli bliżej krat pochylając się nieznacznie w strone chłopaka, który siedział w kącie - Co masz na swoją obronę?
Hideo

Powrót do góry Go down

Słyszał rozmowę, ale nie docierało do niego to, o czym ona jest. Słowa brzmiały jakby były obcym językiem. Raz po raz zerkał na swojego brata, jakby liczył na to, że tamten go wydostanie. Musi mu pomóc... przecież są braćmi, prawda? 
Całe jego ciało drżało, oddech był cholernie nieregularny. Dziwne, że serce nie wyskoczyło mu z piersi. Przy nim nadal siedział demon, który uśmiechał się koślawo i triumfował. Ciągle tylko szeptał i szeptał wprowadzając chłopaka w coraz większy chaos.
-Toniebyłemjatoniebyłemja - pokiwał kilkanaście razy głową na boki. Tak cholernie się bał, a z drugiej strony czuł ekstazę na samą myśl o tym, co zrobił. Przecież zabijanie było wspaniałe -Oni musieli zginąć - powiedział cicho oddychając niezwykle płytko -MUSIELI! - wydarł się jednocześnie podnosząc się z podłogi i podchodząc chwiejnym krokiem do krat -Wy też zdechniecie - wysyczał patrząc na nich spod potarganych i mokrych od krwi i potu włosów.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  Wsparł się biodrami o stolik, następnie zaplatając ręce na piersi. Zaraz jednak uniósł jedną z dłoni i przemknął jej wnętrzem po zmęczonym licu.
  – Tak, jasne, jest cały we krwi, ale może to nie to, na co wygląda? Może bronił się przed mordercą i to jego krew, może znalazł nóż na ziemi, może zaatakował brata, będąc w szoku, lub pod wpływem czegoś? To nie byłby pierwszy raz, gdy Hazuki sięgnął po coś lewego – Starał się myśleć trzeźwo i znaleźć najsensowniejszą alternatywę całej tej sytuacji. Nie było to jednak łatwe, bo niebieskowłosy cały czas przerywał ciszę mamrotaniem, zrywami, nie wiadomo czym, tak naprawdę. Co się z nim działo?
  – Czasami odpowiedzi nie są tak oczywiste, jak się wszystkim wydaje. Komendant wie najlepiej, że nie należy się ograniczać przy spoglądaniu na sprawę.
Problem w tym, że mógł się produkować i produkować, a groźby starszego Momobashiego i tak podpalały całą tę stertę starań strumieniem ognia. Kotarou mógł tylko patrzeć na porywane przez wiatr popioły.
  – Hazu, uspokój się już... Co tym razem wziąłeś? Przecież nie jesteś taki normalnie.
  Nie sądził, że kiedykolwiek zacznie brakować mu sił. W końcu był dzikim wilkiem, przekleństwem całego tego cholernego świata, choć nieczęsto odsłaniał kły. Lubił uważać się za tego parszywego antagonistę, bo dzięki temu nie myślał o problemach i codzienności. A jednak teraz, w tym momencie, czuł, jak energia umyka gdzieś daleko w przestrzeń.
  – Panie komendancie, czy mogę dostać kubek herbaty? Jako ulubiony stażysta, pięknie proszę – Wysilił się na uśmiech, w ty samym momencie pocierając powieki palcami. Tym, do czego nie przyznał się na głos była powoli wykwitająca migrena.
Kotarou

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
Sam zastanawiał się co było prawdą, a co nie. Jego oczom w hotelu ukazał się obraz tak okropny, że na pewno przez wiele nocy nie będzie mógł spokojnie zasnąć. Równie dobrze mogło trafić na niego, gdyby nie był uważny i gdyby chłopak dotarł do jego pokoju.
Cichy pomruk niezadowolenia wyrwał się z jego klatki piersiowej, ten dzieciak coraz bardziej wpędzał siebie w dołek, który kopał pod swoimi nogami. Jeszcze tylko trumny brakowało.
- Kotarou... wiem jak to wygląda, ale myślisz, że przyprowadziłbym go tu nie mając pewności, że to jego wina? - z tego wszystkiego zaczął masować sobie nasadę nosa, jakby miało to poprawić jego skupienie. Jednakże majaczenie chłopca za kratkami sprawiało, że nie mógł zbytnio pozbierać myśli.  
Znowu ten dziwny pomruk, obrócił się tylko kiwając głową i przestąpił kilka kroków dalej, choć i tak nie miało to znaczenia gdzie stał i gdzie się znajdował. Niebieskowłosy bowiem dał mu już tyle dowodów na to, by stwierdzić, że nie kto inny jak on zabił tych ludzi.
- Doskonale sobie zdaję z tego sprawę. Czekamy na dowody z miejsca zbrodni. Choć i tak największy dowód mamy tutaj.
Spokojnie wypowiadał kolejne zdania, a w międzyczasie słysząc prośbę bruneta machnął ręką i nastawił wodę, by ta się zagotowała. Wrócił do chłopaka opierając się tyłkiem o stół i ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej wbił na nowo spojrzenie kobaltowych oczu w chłopaka, który przybliżył się do krat.
- Nie musieli. Otóż nikt nie musiał ginąć. Jednak z tego co już udało mi się dowiedzieć nie cierpisz turystów z jakiegoś powodu. Więc śmiem przypuszczać, że to ten powód Cię do tego pchnął - jakby jeszcze te słowa trafiły do tej niebieskiej głowy byłoby cudownie. A tak komendant, biorąc głęboki wdech odchylił lekko głowę w tył przymykając na moment oczy.
Hideo

Powrót do góry Go down

Kotarou starał się jak tylko mógł, żeby usprawiedliwić swojego brata. Prawda jednak była taka, że Hazuki naprawdę dopuścił się tych morderstw. Było na to zdecydowanie za dużo dowód. Hazuki jednak nawet nie udzielał się w rozmowie jakby uznał, że to i tak nie ma sensu. Przyglądał się tylko tej rozmowie mocno zaciskając dłonie na kratach celi.
-Biedny mały Hazu, prawda? Nikt go nie kocha, nikt nie chce... Słaby i zapomniany - demon uśmiechnął się szeroko -Wypuście mnie tylko a zdechniecie obaj. Szczególnie Ty Hideo - wbił spojrzenie w komendanta -Turyści nie powinni tutaj być. Ty jesteś jednym z nich. Jeśli nie teraz to znajdę inne ciało i wtedy się spotkamy - uśmiechnął się paskudnie do komendanta.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  – Uważam, że i tak zostałby tu przywieziony, gdyby został znaleziony na miejscu zbrodni. Bez względu na to, czy jest winny, czy nie takie są po prostu procedury. Za winnego z góry uznaję się człowieka, który jako ostatni miał styczność z ofiarą, jego bierze się pod uwagę w pierwszej kolejności, jego się przesłuchuje, czy nie tak? – Podniósł wzrok, kierując złote tęczówki do bitwy z kobaltem oczu komendanta. To nie tak, że podważał słowa policjanta albo mu nie wierzył. Nie miał też żadnych wyrzutów tylko dlatego, że Hazukiego potraktowano, jak potraktowano, w końcu tak to musiało wyglądać i tyle.
  Był zły tylko dlatego, że sprawa dotyczyła jego brata; zawsze miał słabość do swojego rodzeństwa i właśnie w takich chwilach można było to zobaczyć na własne oczy. Zwykle udawało mu się trzymać gardę i wmawiać, że nie posiada głębiej zawiązanych relacji z absolutnie nikim. Ale gdy w grę wchodzili Hazuki i Sekki... Wtedy miał ochotę warczeć i gryźć, bo znów dał się złapać w sidła, a przecież od tamtego dnia dokładał starań, by do nikogo się nie przywiązywać.
  – Nie mamy żadnych dowodów, komendancie. Mamy podejrzenia, a podejrzenia bywają zwodnicze – odetchnął głębiej, wsłuchując się w dźwięk syczącego pod czajnikiem płomienia. Mimo wzburzenia, które targało nim od środka, dokładał wszelkich starań, by nie tracić płynności mowy. Zawsze lubił składać zdania w sposób odmienny temu, którego używali jego rówieśnicy.
  – Wierzę w przeczucia i w instynkt. Co podpowiada panu własny, komendancie?
Kotarou

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
Kiwał powoli głową, choć miał wrażenie, że zaraz mu ta głowa odpadnie. Nie specjalnie jakoś mu pasowało to, że jego ludzie zwlekali z dostarczeniem dowodów. Sam będąc jednak na miejscu zdarzenia, widział chyba wystarczająco dużo, by móc podjąć właściwą decyzję. Widok chłopaka, który już chyba kompletnie zatracił się w swoim opętaniu wcale go nie ruszał. Wiele razy w swojej pracy widział podobne przypadki. Jednak tym razem martwił się bardziej o jego brata, który mógł nie być w stanie znieść tego dziwnego widoku.
- Oczywiście. W aktualnej sytuacji był ostatnią osobą, która miała styczność z wszystkimi ofiarami. Według słów waszego brata chłopak nawet zachęcał go, żeby z nim mordował innych - słowa wypadały z jego ust powoli, spokojnie, jakby była to kolejna z tych spraw, które miałyby się szybko rozwiązać, bo już i tak ma winnego. Miejsce zbrodni w tym czasie powinno być już dawno sprawdzone i zabezpieczone.
W środku obawiał się, że ta cała sprawa z morderstwem jednak obróci się w mało przyjemnym kierunku i decyzja, którą będzie musiał podjąć nie zadowoli nikogo. Zwłaszcza braci Momobashi.
Spojrzał powoli na twarz młodzieńca, który siedział przy stole i wzdychając cicho zacisnął lekko dłoń na krańcu blatu.
- Otóż przeciwnie. Jeśli okaże się, że nóż, który należał do Hazukiego był bronią, która zabiła wszystkie pięć ofiar, będziemy mieli podstawy do tego, by uznać go za winn- urwał wsłuchując się w brednie niebieskowłosego.
- Znajdziesz ciało? O czym Ty mówisz...? - zmrużył nieco bardziej oczy, próbując zrozumieć jego słowa. Szybko przeniósł spojrzenie kobaltowych oczu na bruneta, który siedział obok - W tym momencie mój instynkt mówi mi, że Twój brat ma mocno nasrane we łbie i że jeśli jeszcze raz usłyszę groźbę w moim kierunku osobiście dokonam  czegoś, czego nie będziesz chciał widzieć.
Hideo

Powrót do góry Go down

Wpatrywał się w nich machając głową powoli jak metronom. Demon zanosił się śmiechem, którego nie mogli usłyszeć. Zachowywał się tak jakby oglądał najlepszą komedię, jaką kiedykolwiek widział. Bawiła go ta rozmowa. Najbardziej jednak liczył na to, że Kotarou się załamie, stanie słabszy. Może wtedy przeskoczy na niego? Póki co jednak było mu cholernie dobrze w ciele tak podatnego na opętanie Hazukiego.
-Biedny Hideo - powiedział cicho -Przecież w Tokio tyle osiągnąłeś a teraz jesteś zerem - zachichotał -Nawet jeśli zabijecie chłopaka to mnie nie zatrzymacie - dodał melodyjnie wciąż ściskając kraty celi. Zaśmiał się nagle głośno obłąkańczo.
Hazuki starał się przebić przez demona. Czuł się strasznie. Miał wrażenie, że siedzi w pustym pokoju, z którego nie ma ucieczki. Chciał płakać, krzyczeć, bić w ścianę. Dać jakoś znać, że to nie on to zrobił.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  Zamilknął.
  Podniesiony wzrok utkwił w tkwiącej przy kratach sylwetce. Słuchał, jednocześnie samemu zachowując całkowite milczenie. Jedynie delikatnie unosząca się klatka piersiowa wskazywała na to, że wcale nie zmienił się w marmur.
  W końcu oderwał biodra od krawędzi stolika, a gwałtownie stawiany naprzód krok poderwał dół koszuli w powietrze; powiewała krótką sekundę, opadając w dół w tym samym momencie, w którym dłoń chłopaka zacisnęła się na jednym z prętów krat.
  Lśniące płynnym złotem, wilcze ślepia spojrzały na niebieskowłosego z dystansu, jakim była różnica ich wzrostu. W jasnych tęczówkach połyskiwało coś nienormalnego, wręcz zwierzęcego.
  – Wypad z mojego brata, pasożycie – Ton uderzył w niskie, niebezpiecznie mrukliwe nuty. Kotarou nie wiedział, do kogo mówił – psychodelii nawiedzającej umysł brata, czy może czegoś innego – i nieszczególnie go to obchodziło. Wystarczyła mu wiedza, że na pewno nie rozmawiał z Hazukim.
  – Być może wezwanie mnicha będzie dobrym wyjściem – mruknął, niby w eter, choć słowa kierował oczywiście do Hideo. Sam oderwał rękę od krat i ruszył do okna, otwierając je na oścież. Chłodny powiew uderzył mu w twarz, zmywają z niej wszelkie oznaki zmęczenia. Ze wspartymi na parapecie przedramionami zwrócił wzrok ku zebranemu w dole tłumowi. Czy oni doszczętnie oszaleli?
Młody wilk zaczynał się zastanawiać, czy ludzie w tym mieście wraz z możliwością ucieczki utracili też zdolność myślenia.
  Zmrużył ślepia z niezadowolenia.
  – Komendant wciąż ma przy sobie paczkę papierosów? – zapytał niespodziewanie. Powód mógł być tylko jeden.
  Gdzieś w tle rozległ się cichy gwizd czajnika.
Kotarou

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
Z cichym pomrukiem odwrócił twarz od niebieskowłosego, któremu na tę chwilę brakowało chyba piątej klepki. Stwierdzenie co tak naprawdę się kryło za tymi słowami zdawało się być cięższe niż przypuszczał.  Możliwe, że nie był w stanie tego pojąć w odpowiedni sposób.
Jego mózg zakodował tylko ułamek z tego co tak naprawdę zrobił brunet. Oczy lekko uchylone wpatrywały się w przestrzeń za celą, jakby próbował się tam czegoś doszukać. Przeszywający go niepokój sprawił, że dłonie komendanta jeszcze mocniej zacisnęły się na blacie.
Do tej pory spokojna twarz Hideo wykrzywiła się w dziwnym grymasie. Nie był zadowolony z tego, że będzie musiał wezwać kogoś do zajęcia się tą sprawą. Zdecydowanie wolałby, żeby ta sprawa nie wymykała się jeszcze bardziej spod kontroli, ale co mógł poradzić na to, że chłopak właśnie zdawał się być opętany?
Kiwnął głową na słowa bruneta, choć niezbyt było to widoczne, jakby jego głowa poruszyła się zaledwie o kilka milimetrów. Niechętnie wyciągnął telefon z kieszeni, by przeskoczyć połowę kontaktów, które się w nim znajdowało. Ściskając urządzenie w ręce zatrzymał się w końcu na nazwisku, które jako jedyne wpadało mu teraz do głowy i zdawało się być najlepszym pomysłem, na jaki mógłby wpaść. Wystukał wiadomość, dość krótką, ale zwięzłą i wysyłając ją odłożył telefon na stół, by od razu podejść do czajnika, który sygnalizował, że woda już była gotowa.
Głosy ludzi z zewnątrz wcale go nie dziwiły. Dobrze, że w miarę szybko postanowili się uwinąć, nim tłumy zastawiły im wejście na komendę.
Wyciągnął dwa kubki, zasypał oba herbatą i zalał wodą.
- Hm? - podniósł powoli oczy na dzieciaka i zerknął na niebieskowłosego - Bardzo proszę, próbuj. Jestem ciekaw co powiedzą na to Myohoji. Na pewno będą uradowani, że będą mogli pozbyć się jakiegoś paskudztwa, którym jesteś - mruknął i wyciągnął z kieszeni spodni metalowe opakowanie. Otworzył je i wyciągając rękę w stronę młodego zasugerował, by też sobie wziął papierosa; tak, kilka sekund wcześniej wyciągnął jednego wsuwając go między wargi.
- Skąd wiesz o Tokyo? - ta wzmianka nagle go uderzyła. Nawet przez przypadek mocniej ścisnął papierosa w ustach wyginając go niechcący.
Hideo

Powrót do góry Go down

Jak zrobić omlet na słodko

Jak zrobić omlet na słodko, jak zrobić omlet biszkoptowy albo puszysty omlet z jajek? To częste pytania w mojej korespondencji z czytelnikami. Mama nauczyła mnie jak zrobić omlet na słodko. Jadło się go u nas w domu z dżemem, powidłami lub roztopioną czekoladą. Czasami śmietaną, najlepiej ubitą Ja lubiłam go też wbrew zwyczajowi – posolić. Ale fakt – faktem, taki omlet bardzo lubiłam i często robiłam go sobie na kolację, gdy mieszkałam już sama. SMAKI DZIECIŃSTWA! Rozmawiałam dzisiaj o smakach z dzieciństwa. Pamiętam wiele dań ale jakoś najbardziej odsmażany makaron z masłem i maggi oraz OMLET NA SŁODKO. Taki puchaty, biszkoptowy z ubitego białka i żółtka zmieszanego z mąką i mlekiem. Jadłam taki omlet z dżemem lub miodem. Czasami na słono dla odmiany. Znacie TAKI OMLET? JEDLIŚCIE W DOMU RODZINNYM? A może teraz też robicie?

JAK ZROBIĆ OMLET NA SŁODKO
OMLET NA SŁODKO SKŁADNIKI
2 jajka
4 łyżki mąki pszennej lub mieszanki bezglutenowej
5 łyżek mleka lub wody
szczypta soli
do smażenia masło (2 łyżki) i olej (2 łyżki) lub tylko olej
OMLET NA SŁODKO PRZYGOTOWANIE
Jajka rozbija. Białka wkładam do miski i ubijam na puszystą pianę.
Żółtka mieszam z mąką i mlekiem.
Bardzo delikatnie łączę masę z żółtek z piana z białek.
Wylewam na patelnię z masłem i olejem. Smażę na małym gazie. Po jakimś czasie około 5-7 minutach delikatnie przekładam na drugą stronę.
Nakładam na talerz i szynko podaję.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  Oparł kubek na parapecie tuż obok łokcia, zaraz sięgając też po papierosa.
  Nie czuł tej faktury pod palcami od...
  Mruknął niezadowolony, odpalając końcówkę od zapalniczki. Palił tylko w bardzo rzadkich przypadkach, lecz jednocześnie wiedział, że w dzisiejszym dniu zwyczajnie nie miał innej alternatywy. Nie mógł nawet wykrzywiać twarzy w złości, bo po prostu tego nie robił. Nie lubił pokazywać głębszych emocji, zdradzać, że jednak były sprawy, na których mu zależało.
  Przywiązanie to słabość, Kotarou. A ludzie kochają wykorzystywać cudze słabości.
  Dym drapał go w płuca, choć brunet nie zwracał na to większej uwagi. Skupił się głównie na leniwym oddechu i sytuacji za oknem.
  Gdy w pomieszczeniu znalazła się trzecia osoba, przywdział na twarz zwyczajowy uśmiech. O ile przy komendancie mógł trwać w emocjonalnym zastoju, tak z trójki robił się już niewygodny tłum.
  – Myohoji – Machnął do niej ręką ani na chwilę nie odrywając wzroku od pleców jednego ze stróżów prawa. – Ładny tłum? A widziałaś policjantów? Też całkiem niezły widok – mruknął zaczepnie, zaraz upijając łyk herbaty.
  Dziś jak nigdy odczuł trudności w utrzymywaniu tej luźnej maski rozbawienia.
  Przez chwilę miał ochotę wetknąć palec w usta i gwizdnąć w eter, by tylko zwrócić uwagę Koyasuryo. Ostatecznie nawet nie drgnął, zdając sobie sprawę z tego, jak nieodpowiednia byłaby to zagrywka.
Kotarou

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
Nie spodziewał się tak szybkiej reakcji ze strony kobiety. Był wręcz zdumiony, że nie było jakichś większych problemów zaraz pod komendą. Dostrzegł tylko kawałek tłumu przez okno, bo wychylił się nieco z papierosem w ustach.
Na czole czarnowłosego mężczyzny zawitały dwie grube kreski. Ludzie chyba w tym mieście już dawno postradali rozum. Odpalił papierosa kiwając głową w stronę kobiety, która właśnie weszła.
- Pani Myohoji, cieszę się, że tak prędko pani przyszła - wyciągnął fajkę z ust na moment wypuszczając drażniący dym z ust - Ta... też Momobashi - westchnął głęboko. Czy ta rodzina nie mogła chociaż raz nie sprawiać problemów? Jak nie jeden to drugi. A tu jeszcze trzeci. Skaranie boskie, czemu musieli się z nimi uganiać? Przejechał dłonią po czarnych włosach i pociągnął młodego dzieciaka za kołnierz.
- Nie wychylaj się, bo wylecisz. Jeszcze chwila i będziesz całował schody obok porucznika. Nie podjuszaj tłumu swoją osobą, Kotarou - policjantom, którzy pracowali prężnie na dole nie brakowało obowiązków, a dokładanie ich wcale nie było mile widziane.
- Cóż, jakąś godzinę temu w hotelu doszło do pięciu morderstw. Chłopak był cały we krwi i z nożem chodził po budynku. Rzucił się na jednego z braci, ale jeśli dobrze zrozumiałem - oberwał patelnią... - ta sytuacja zdecydowanie dziwnie brzmiała w jego ustach - A od jakichś dwudziestu minut grozi, że pozabija wszystkich turystów, a przede wszystkim mnie. Czuje się niezwykle zaszczycony tym, że ktoś mnie sobie obrał za nemesis, ale wolałbym jeszcze trochę pożyć -wsunął papierosa między wargi zaciągając się nim i biorąc w wolną rękę kubek z herbatą.
- Ludzie będą myśleć to co im się powie, a w tym miasteczku jest to zbyt proste - stwierdził - Chłopak wydaje się być przez coś opętany. Mówił coś o zmianie ciała - dodał jeszcze, by przez spierzchłe usta wypuścić ponownie dym i przystawić do nich kubek z herbatą.
Hideo

Powrót do góry Go down

Miotał się sam ze sobą. Z jednej strony demon obiecywał, że wszystko będzie dobrze. Z drugiej jednak strony Hazuki wiedział, że wcale nie będzie dobrze. Tym bardziej jeśli w grę wchodziła Meisa. Czy było aż tak źle żeby wzywać kogoś z dwóch wielkich rodów? Cofnął się pod ścianę i usiadł podciągając kolana pod brodę. Cały się trząsł i płakał. Dlaczego nawet jego brat nie chciał mu pomóc? Czyli demon miał rację, że nawet rodzina go nie chce.
Podniósł głowę i wbił spojrzenie w Hideo.
-Wiem więcej niż Ci się wydaje - uśmiechnął się do mężczyzny paskudnie i zaśmiał krótko pod nosem. Demon nie miał większego problemu z tym, żeby przejrzeć każdego z tutaj obecnych -A Ty Meisa? Co tam u brata? Chyba polubił się z komendantem,co ? - wciął uśmiechał się wrednie wlepiając w nią przeszywający wzrok.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Jak zrobić omlet na słodko

Jak zrobić omlet na słodko, jak zrobić omlet biszkoptowy albo puszysty omlet z jajek? To częste pytania w mojej korespondencji z czytelnikami. Mama nauczyła mnie jak zrobić omlet na słodko. Jadło się go u nas w domu z dżemem, powidłami lub roztopioną czekoladą. Czasami śmietaną, najlepiej ubitą Ja lubiłam go też wbrew zwyczajowi – posolić. Ale fakt – faktem, taki omlet bardzo lubiłam i często robiłam go sobie na kolację, gdy mieszkałam już sama. SMAKI DZIECIŃSTWA! Rozmawiałam dzisiaj o smakach z dzieciństwa. Pamiętam wiele dań ale jakoś najbardziej odsmażany makaron z masłem i maggi oraz OMLET NA SŁODKO. Taki puchaty, biszkoptowy z ubitego białka i żółtka zmieszanego z mąką i mlekiem. Jadłam taki omlet z dżemem lub miodem. Czasami na słono dla odmiany. Znacie TAKI OMLET? JEDLIŚCIE W DOMU RODZINNYM? A może teraz też robicie?

JAK ZROBIĆ OMLET NA SŁODKO
OMLET NA SŁODKO SKŁADNIKI
2 jajka
4 łyżki mąki pszennej lub mieszanki bezglutenowej
5 łyżek mleka lub wody
szczypta soli
do smażenia masło (2 łyżki) i olej (2 łyżki) lub tylko olej
OMLET NA SŁODKO PRZYGOTOWANIE
Jajka rozbija. Białka wkładam do miski i ubijam na puszystą pianę.
Żółtka mieszam z mąką i mlekiem.
Bardzo delikatnie łączę masę z żółtek z piana z białek.
Wylewam na patelnię z masłem i olejem. Smażę na małym gazie. Po jakimś czasie około 5-7 minutach delikatnie przekładam na drugą stronę.
Nakładam na talerz i szynko podaję.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  – Bo mamy podobne gusta – odpowiedział dziewczynie pół żartem pół serio.
Pociągnięty za kołnierz uniósł obie ręce w obronnym geście. Jak raz w życiu nie chciał wywołać żadnych kłopotów, a i tak go o nie podejrzewali.
  – Już będę grzeczny, komendancie – mruknął z niejaką przekorą w głosie. Zabrał tylko kubek herbaty z parapetu i usiadł z powrotem przy stoliku. Za popielniczkę posłużyła mu jakaś zagubiona chusteczka.
  Nie mówił wiele ani nie wyglądał na zainteresowanego ich rozmową. Siedział we względnej ciszy, co jakiś czas unosząc kubek albo filtr papierosa do ust, ale poza tym nawet wiecznie rozbiegane ślepia tkwiły w jednym, martwym punkcie.
  – Problemu? – Obrócił nagle piegowaty pysk, spoglądając na Meisę z nieodgadnionym wyrazem. – Nie zapominaj, że mówimy o moi bracie – dodał po chwili, najwyraźniej niezbyt zadowolony z użytego określenia. Zaraz prychnął pod nosem, ale bardziej do siebie, niż kogokolwiek innego.
  Coraz mniej mu się to wszystko podobało.
Kotarou

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
Westchnął cicho przez chwilę ignorując tę dziwną gadkę o preferencjach. Dziwnie się z tym czuł, zwłaszcza, że on sam był komendantem i stał właśnie obok nich. Odchrząknął cicho podchodząc do chłopaka o niebieskich włosach, który odwalał małe przedstawienie za kratkami. Zdecydowanie podjął dobrą decyzję wsadzając go tu, a nie do sali przesłuchań. A wzmiankę o innym nazwisku przyjął leciutkim skinieniem głowy.
- Oh doprawdy...? - rozbawienie na moment wskoczyło na twarz Ryozo, aż specjalnie zakrył to kubkiem popijając powoli gorącą herbatę; wolał uniknąć poparzenia języka.
- Teraz jeszcze bardziej mnie zainteresowałeś. Aż chciałbym z Tobą dłużej pogawędzić o tym, co wiesz, a czego nie wiesz... - zmęczone kobaltowe oczy przeniosły się na kobietę, która mówiła coś przed chwilą o ryzyku zawodowym.
- Ależ oczywiście, tylko widzi pani... Mam w planach wakacje na Karaibach, więc wolałbym ich dożyć - z wielką chęcią pstryknąłby teraz niebieską głowę w czoło, ale powstrzymał się wsuwając papierosa znów między wargi.
Na wzmiankę o spoufalaniu się z bratem Meisy nawet nie drgnął. To nie był temat, który należało poruszać na komendzie, zwłaszcza w takim towarzystwie. Po prostu pozwolił, by to po nim spłynęło. Niech sobie demon nie robi nadziei, że ktoś tak łatwo mu się podłoży.
No i się zaczęło... Przez drzwi wszedł jeden z funkcjonariuszy, który w dłoni trzymał teczkę z dowodami. Komendant podszedł do niego i wymienił po cichu kilka zdań. Machnięciem ręki, tej z papierosem, kazał mu zanieść papiery dowodowe do biura.
- W tej chwili nie jestem pewien czy mamy do czynienia już z Twoim bratem, Kotarou... - obrócił się do nich powoli biorąc kolejnego łyka herbaty - Pani Onishi, tłum domaga się wypuszczenia chłopca, bo uważa, że nic nie zrobił. Właśnie otrzymałem informacje od grupy techników. Chłopaka widziało jeszcze kilka innych osób - przeszedł kawałek i stanął przy brunecie zaciskając mu chude palce na ramieniu - Jeśli faktycznie jest opętany... To co pani sugeruje?
Hideo

Powrót do góry Go down

Jak zrobić omlet na słodko

Jak zrobić omlet na słodko, jak zrobić omlet biszkoptowy albo puszysty omlet z jajek? To częste pytania w mojej korespondencji z czytelnikami. Mama nauczyła mnie jak zrobić omlet na słodko. Jadło się go u nas w domu z dżemem, powidłami lub roztopioną czekoladą. Czasami śmietaną, najlepiej ubitą Ja lubiłam go też wbrew zwyczajowi – posolić. Ale fakt – faktem, taki omlet bardzo lubiłam i często robiłam go sobie na kolację, gdy mieszkałam już sama. SMAKI DZIECIŃSTWA! Rozmawiałam dzisiaj o smakach z dzieciństwa. Pamiętam wiele dań ale jakoś najbardziej odsmażany makaron z masłem i maggi oraz OMLET NA SŁODKO. Taki puchaty, biszkoptowy z ubitego białka i żółtka zmieszanego z mąką i mlekiem. Jadłam taki omlet z dżemem lub miodem. Czasami na słono dla odmiany. Znacie TAKI OMLET? JEDLIŚCIE W DOMU RODZINNYM? A może teraz też robicie?

JAK ZROBIĆ OMLET NA SŁODKO
OMLET NA SŁODKO SKŁADNIKI
2 jajka
4 łyżki mąki pszennej lub mieszanki bezglutenowej
5 łyżek mleka lub wody
szczypta soli
do smażenia masło (2 łyżki) i olej (2 łyżki) lub tylko olej
OMLET NA SŁODKO PRZYGOTOWANIE
Jajka rozbija. Białka wkładam do miski i ubijam na puszystą pianę.
Żółtka mieszam z mąką i mlekiem.
Bardzo delikatnie łączę masę z żółtek z piana z białek.
Wylewam na patelnię z masłem i olejem. Smażę na małym gazie. Po jakimś czasie około 5-7 minutach delikatnie przekładam na drugą stronę.
Nakładam na talerz i szynko podaję.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  – Obawiam się, że będzie trzeba go stracić.
Wilcze ślepia rozszerzyły się widocznie; papieros wypadł spomiędzy palców, a dłoń stuliła się w pięść.
  Przez krótką chwilę tęczówki drżały jak rażone prądem. Zaraz jednak zmrużył znacznie ślepia i zazgrzytał zębami, pozwalając krótkiemu warknięciu umknąć nawet przez barierę zaciśniętych zębów.
  Dotyk zadziałał na niego jak kij uderzający w zapędzone w kąt zwierzę – od razu obnażał kły, gotowy do ataku.
  Poruszył gwałtownie ramieniem, zrzucając z siebie rękę komendanta. Nogi krzesła zazgrzytały paskudnie o podłogę, gdy podniósł się nagle do pionu. Chrzanić tego cygara, chrzanić to miejsce i chrzanić całe to miasto.
  Podczas stawianego naprzód kroku dół koszuli uniósł się za plecami chłopaka niczym rycerski płaszcz na wietrze.
  Zatrzymał się dopiero u boku Meisy, choć ciężko było nazwać posłane jej spojrzenie neutralnym. Coś w wilczych ślepiach warczało, gryzło i wyło wniebogłosy.
  – Nie zaproponowałem dodatkowej pomocy, żeby słuchać o śmierci brata – mówił z zaskakującym spokojem w głosie. Z drugiej strony zawsze powtarzano, że należy najbardziej uważać właśnie na tych, którzy nie ubierają swoich emocji jako tarczy. – Znajdź rytuał, który nie pozbawi go życia. Zrób wszystko, żeby nie musiał umierać – tylko tyle powiedział. Nikomu nie dał już szansy na żadną odpowiedź ani reakcję, dorzucając tylko krótkie słowa o potrzebie zaczerpnięcia świeżego powietrza.
  Drzwi huknęły za jego sylwetką; nie szczędził sił, mając nadzieję, że od trzasku posypie się nie tylko tynk ze ścian, ale i cały budynek.
  A najlepiej, żeby całe Oguni szlag trafił.
Kotarou

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
Słowa kobiety jakoś bardzo go nie zdziwiły, wręcz się takiej odpowiedzi po niej spodziewał. Jako jedyny ród nie wahali się zrobić to co było konieczne. Trzeba jednak przyznać, że komendant policji na Cykadziej nie był w stu procentach kontent z takiego obrotu spraw. Zdecydowania wolałby, żeby chłopak po prostu przeszedł odwyk, może zadziałać coś z tym przekleństwem co go dopadło. Ale na pewno nie zabijać.
Strącona ręka z ramienia sprawiła, że Hideo momentalnie przeniósł wzrok na bruneta, który jak nigdy emanował złością i gniewem. Emocje pierwszy raz z niego wychodziły i czarnowłosy mężczyzna lekko zaskoczony poczuł jak drga mu policzek. Było to jednak widoczne przez ułamek sekundy, albowiem Hideo westchnął cicho obserwując bacznie chłopaka, który trzasnął drzwiami.
Miał do tego wszelkie prawo. Wcale mu się nie dziwił, wręcz pewnie sam by się tak zachowywał na jego miejscu, gdyby był ciut młodszy i mniej doświadczony. Teraz stał ze stoickim spokojem wymalowanym na twarzy i dopił herbatę, już nie miał co brać krótkich łyków. Trzeba było z tym wszystkim skończyć.
- Pani Onishi... Jeśli jest szansa na uratowanie chłopca i pozbycie się tego czegoś, to prosiłbym, żeby pani spróbowała. Jednak jeśli się nie powiedzie to mam nadzieję, że zrobi pani to, co słuszne -podszedł do krat wyjmując klucz z kieszeni spodni, razem z kajdankami. Nie pozwolił chłopakowi zareagować. Złapał go prędko za nadgarstek wykręcając mu tym samym rękę za plecy i skuł go w kilku prostych ruchach. Wyciągnął go z celi i przekazał kobiecie.
- Przekazuje pani podejrzanego, a raczej... winnego. Wszystkie dowody wskazują właśnie na niego. A teraz idę wypełnić raport... - przepuścił kobietę przodem, pozwalając jej opuścić budynek tylnym wyjściem. Sam zaś usiadł w biurze chowając twarz w dłoniach, a papierosa kładąc w popielniczce.

[z.t. dla wszystkich - Meisa przejdzie do tematu wskazanego przez MG na pw. Kotarou i Hideo wolni]
Hideo

Powrót do góry Go down

Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach