Droga do lasu Shimojo
by Lert Czw Lut 11 2021, 01:29

Kto zagra?
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:44

Rezerwacje wyglądów
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:30

But the darker the weather, the better the man
by Oguni Sro Sty 13 2021, 21:14

Aktualnie słucham
by Junko Wto Sty 12 2021, 21:56

Bar
by Gość Wto Sty 12 2021, 19:37

Ogrody
by Lert Wto Sty 12 2021, 18:27

Stare drzewo
by Gość Sob Sty 09 2021, 00:16

Park
by Gość Czw Sty 07 2021, 20:57


I kolejny dzień kompletnie do dupy. Tym razem jego troskliwy i niezastąpiony ojciec wymyślił sobie, że jeśli jego syn stróżować nie chce to niech idzie na policje i tam się nauczy rygoru. Joji mógł się założyć, że ojciec po prostu chciał się go pozbyć z domu na długie godziny. Czym on właściwie sobie zawinił na miano czarnej owcy? Tylko dlatego, że miał inne ambicje niż życzył sobie tego ten pierdolony ród?
Tym razem nie miał wyjścia - musiał posłuchać swojego rodziciela. Już miał dość po ostatnim... Nie miał zamiaru się spóźnić więc wyszedł dużo wcześniej. Wpakował się na komisariat wyraźnie zły. Chciał po prostu urobić jakoś tego dziadowskiego gbura zwanego komendantem i wrócić do domu. Co mogło pójść nie tak? Jakiś mało znaczący policjant zaprowadził go do biura komendanta.
-Mój ojciec podobno z Tobą rozmawiał - mruknął wyraźnie niezadowolony krzyżując ręce na piersi -To co? Powiesz mu, że jest okej a ja sobie pójdę? - rzucił lekceważącym tonem. Wiedział, że jego ród był nad policją dlatego pozwalał sobie na takie zachowania. Gówniarskie? Może...W końcu nikt w tym mieście nie był tak sfrustrowany życiem jak Joji.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
-1-
Kolejny męcząco dłużący się dzień na komendzie. Siedział za swoim biurkiem odchylony na krześle z zamkniętymi oczami. Często słyszał od swojego porucznika, że jeszcze chwila i zaliczy glebę, ale czy Hideo go słuchał? Nigdy. Jakby wiedział, że przecież nie wywróci się, choć wszystko jest możliwe. Wyczekiwał na syna Myohoji. Z rozmowy z jego ojcem wynikało, że chłopak nie jest jakoś super rozgarnięty, a raczej... Nie można go nazwać prawowitym synem znamienitego rodu. Na prośbę pana Myohoji zgodził się, ażeby przytemperować chłopaka.
Gdy tylko usłyszał znajomy dźwięk otwierania się drzwi komendy zdjął nogi z biurka i usiadł jakoś tak... bardziej poważnie. Zebrał dokumenty w rękę, które dotyczyły dzieciaka i wczytał się nieco głębiej. Myślał, że będzie młodszy, a tu proszę. Czyżby buntowniczy okres zaczął się z opóźnieniem...?
Policjant, który wprowadził chłopaka do biura podszedł jeszcze na chwilę do komendanta, który przekazał mu po cichu, żeby mu nie przeszkadzać. Wbił chłodne spojrzenie w dzieciaka, który chyba się zapomniał gdzie jest. Aż chciałoby się zaśmiać głośno, ale Ryozo, wolał oszczędzić tego swoim pracownikom. Wstał powoli ze swojego krzesła i obszedł biurko by złapać chłopaka za bark i z całej siły zmusić go do tego, by usiadł na krzesełku, które zaraz obok niego.
- Masz długi jęzor - mruknął puszczając nagle jego bark i oparł się tyłkiem o biurko krzyżując ręce na klatce piersiowej - Dla Ciebie pan Ryozo, gówniarzu - warknął patrząc na chłopaka z góry. Co on sobie myślał? Że jest u wujka na imieninach by się tak zachowywać? - Z dokumentów wynika, że... Nie. Nie powiem panu Myohoji nic, dopóki nie wykażesz zmiany - zaanonsował prostując się nagle i obszedł chłopaczka, który siedział na krześle, by stanąć za jego plecami i zacisnąć chude dłonie na jego barkach pochylając się tym samym nad jego uchem - A według mnie... szybko to nie nastanie - pozwolił sobie uśmiechnąć się podle pod nosem.
Hideo

Powrót do góry Go down

Jak tylko zobaczył reakcje i mine komendanta wiedzial, że jego plan z załatwieniem tego polubownie nie wchodzi w grę. Ani trochę nie podobało mu się to jak bardzo z góry potraktował go Hideo. Czy naprawdę ludzie z miasteczka mieli o nim takie samo zdanie jak jego rodzina? Widocznie tak...
Spojrzał rownie zimnym wzrokiem jakim obdarzył go komendant miejscowej policji. Poczuł jednak dreszcz wzdłuż kręgosłupa kiedy tamten do niego podszedł. Gdy Hideo chwycił go za bark Joji miał wrażenie, że jego dotyk aż go parzy. Usiadł posłusznie nie chcąc się siłować z komendantem. Jego slowa ani trochę mu się nie spodobały.
-Długi jęzor? Będę mówił to na co mam ochotę - warknął - Chciałbyś - prychnął w jego stronę - Zmiany? Nie widzę takiej potrzeby - dlaczego wszyscy z cudownej rodzinki chcieli go na siłę zmieniać? Pierdolone tradycje. Zadrżał gwałtownie gdy tamten położył dłonie na jego ramionach - Nie ma nawet opcji żebyś jakkolwiek mnie zmienił - wstał nagle odwracając się przodem do Hideo. Podszedł do niego i chwycił za materiał - Pierdol się - powiedział cicho praktycznie dotykając swoim czołem to jego. Chce go zmienić? Powodzenia. Na pewno nie. Marzenie ściętej głowy.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
Nie mógł trafić na większego głąba. Żeby tak się przy starszych zachowywać? Jeszcze na komendzie policji, życie mu niemiłe? Wszyscy na komendzie wiedzieli, że Ryozo nie patyczkuje się ze swoimi podwładnymi, ani z podejrzanymi. Jest wyjątkowo surowy i nie owija w bawełnę, pewnie dlatego ojciec tego gamonia wybrał właśnie Hideo, żeby go przytemperować. Już na wstępie chłopak podniósł mu ciśnienie do takiego stopnia, że z wielką chęcią by go przywiązał do latarni i zostawił yokai na pożarcie. Nie byłoby  go wcale szkoda, byłby przynajmniej spokój od rozwydrzonych bachorów.
Ani ton, ani język tego dzieciaka mu się nie podobał. Gdzie go wychowali, w buszu? - Nie na mojej komendzie, gówniarzu - warknął na niego czując, jak cały się w środku gotuje ze złości. Dawno go tak nikt nie wkurzył - Decyzja nie należy do Ciebie - rzucił krótko krzyżując ręce na klatce piersiowej. Chyba nie miał innego wyjścia. Gdy tylko dostrzegł, że chłopak wstał z miejsca i nawet go złapał za koszulę Hideo, aż otworzył szerzej oczy. Zaśmiać się, czy nie... Złapał chłopaka mocno za nadgarstek by ten puścił jego ubranie i sprawnym ruchem wykręcił mu rękę. Nim mógł zareagować Hideo docisnął go do biurka i wyciągnął kajdanki, żeby skuć dzieciaka - Nie będę się z Tobą cackać, gówniarzu - pociągnął go mocno za skute ręce do tyłu i złapał za podbródek - Posiedzisz trochę w celi to Ci się odmieni takie zachowanie - aż mu kącik ust lekko zadrżał.
Hideo

Powrót do góry Go down

Jakoś dziwnym trafem młodszych od niego z jego rodu traktowano poważnie nawet jeśli pyskowali i zachowywali się jak dzieciaki. Wymyślili sobie, że z Jojiego zrobią czarną owcę. Tak naprawdę nie wiedział nawet dlaczego. Tak było do kiedy był mały - i już. Nie wierzył, żeby to kiedykolwiek miało się zmienić. A już na pewno nie przez tego palanta komendanta.
-Twojej? Jesteś tutaj obcy - nie zapominaj o tym - warknął na niego. Powinien się cieszyć z posadki i trząść tyłkiem przed każdym z rodów. Nawet przed łysym ze strzałką -Właśnie, że do mnie - prychnął pod nosem. Jak cholernie go ten typ irytował. Już samo jego spojrzenie działało na niego jak płachta na byka.
Nawet nie zdążył zareagować i poczuł jedynie uderzenie klatki piersiowej o biurko. Jęknął krótko wyrażając swoją dezaprobatę. Tego było zdecydowanie za wiele. Starał się wyszarpnąć kiedy tamten go skuwał jednak zrobił to tak sprawnie, że ta próba zakończyła się niepowodzeniem.
-Pieprz się - warknął i uśmiechnął się wrednie do Hideo gdy ten złapał go za podbródek. Dlaczego wszyscy chwytali go za twarz? Co to ma być? -Chciałbyś - dodał i szybko uniósł kolano uderzając nim komendanta w brzuch. O tym, że Joji latami trenował też wszyscy jakoś zapominali.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
Gdyby nie zachowywał się jak dziecko, tylko odpowiednio do jego wiechu, ze skruchą przyjmując polecenia, nie byłoby pewnie takiego kłopotu. Sam doskonale wie, jakie bywały jego początki w policji, jak mu łoili na początku dupę. Ci, co są na górze, zawsze będą się wywyższać, bo wiedzą, jaką siłą zarządzają. W przypadku Hideo od samego początku wiedział, na co go stać i piął się po prostu coraz wyżej. Czasami nawet przy pomocy siły i ostrych słów, może szantażu, ale co by to było za życie bez takich przygód? Ryozo zdecydowanie zdawał sobie sprawę, że czasem przeginał pałę, ale... bez tego inni nie okazywaliby mu szacunku.
Warknął głośniej, w jego oczach zabłyszczało coś groźnego, jakby jakiś groźny demon się w nim objawił i szarpnął nim mocno. Jego twarz nie zdradzała tylu emocji co jego szare oczy - Gdyby to ode mnie zależało już dawno by mnie tu, gówniarzu, nie było. Więc stul pysk - nie będzie mu tu dzieciak prawił, że nie jest u siebie. Już dawno by spierdolił, gdyby mógł. A tak siedzi na tym padołku jako komendant i musi znosić takich ludzi - Nie, nie od Ciebie. Ode mnie. Odkąd wszedłeś na tę komendę jesteś pod moją jurysdykcją i to ja zadecyduje, kiedy Cię puszczę wolno biegać po polach z patykiem do obracania krowiego gówna - zacisnął mu mocniej kajdanki na nadgarstkach i docisnął do biurka. Będzie musiał potem posprzątać, bo się gamoń wierci jakby go gwałcili. A przecież jeszcze nikt nie gwałci... Jeszcze.
- Chciałbyś - rzucił krótko i gdy chłopak uderzył go w brzuch kaszlnął krótko wycierając usta. Za wysoko skakał ten piesek. Złapał go za koszulę i pchnął w stronę wyjścia, pozwalając by ten przywalił w drzwi. Uśmiechnął się pod nosem i trzymając go mocno za ręce poprowadził do celi, które nie były jakoś ładne... No cóż... Czego oczekiwać po takim miejscu. Wepchnął dzieciaka nogą do środka i rzucił mu kluczyk do kajdanek gdzieś w kąt, co by się trochę namęczył, a sam zamknął za nim kraty. Wziął sobie krzesełko, na którym usiadł przed chłopaczkiem i odpalił papierosa z lekkim uśmiechem na ustach -Możesz zacząć się przyzwyczajać do tej celi...
Hideo

Powrót do góry Go down

To spojrzenie nie mogło wróżyć nic dobrego i Joji to wiedział. Nie pozostawał jednak dłużny bo w jego złotych oczach było widać tylko gniew i nienawiść. I to taki chaotyczny gniew ukierunkowany na wszystko wkoło. Gniew sfrustrowanego, młodego człowieka.
-Pomóc Ci? 6 stóp pod ziemią na pewno Ci się spodoba bydlaku - odbił zgrabnie piłeczkę -Jurysdykcją? Musisz mieć małego fiuta skoro tak bardzo musisz mówić jak to tu nie rządzisz - uśmiechnął się do niego wrednie. Jednak kiedy tamten mocniej na niego naparł warknął głośno. Może w innej sytuacji i z kimś innym mogłoby być o wiele przyjemniej ale teraz jakoś nieszczególnie mu się to podobało. A może? Hmmm.
Zadarł brodę i spojrzał na niego z góry z podłym uśmiechem. Cóż... jego triumf nie trwał długo bo zaraz potem poczuł drzwi. Kogo zabolało bardziej? a) drzwi b)Jojiego czy c)dumę Jojiego. Tak, zgadza się - odpowiedź c. Wepchnięty do celi ledwo ustał na nogach. Cóż... trzeba było przyznać, że komendant miał sporo siły a Joji podszedł do niego dość lekceważąco. Niemal od razu odwrócił się i doskoczył do krat licząc na to, że tamten nie zdąży zamknąć drzwi.
-WYPUŚĆ MNIE! - wrzasnął na niego niczym rozwścieczony pies, który widzi kota na końcu swojego łańcucha.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
Hideo przy swoich ludziach starał się raczej nie pokazywać nader swojego wybuchowego charakteru, ale zdarzały się wypadki, gdy musiał lub, gdy ktoś naprawdę go wkurzył. Wszyscy tu znali jego temperament. Prywatna Hiroshima podczas bombardowania? Zapraszamy ustawić się do kolejki, by zobaczyć obiekt!
- Heh... Prosisz się o kopa w dupę - zazgrzytał zębami, przejeżdżając językiem po wewnętrznej stronie prawego policzka - Jak taki jesteś ciekawy wielkości mojego fiuta to wystarczyło powiedzieć, wiesz? - tym razem to on odbił piłeczkę uśmiechając się nader wrednie do tego gamonia, który chyba nie bardzo wiedział w jak wielkie kłopoty się wjebał swoją grubą dupą. Nawet nie myślał teraz, że gdyby byli w innej sytuacji to byłby ciut... nie, nie byłby delikatniejszy. Po co się oszukiwać?
Aż komendant parsknął pod nosem widząc minę chłopaka, gdy przywalił w drzwi. Smutny los tego, kto zadzierał z Hideo, a jeszcze smutniejszy lost tego, kto go wkurza. Najbardziej to nienawidził dzieciaków, które go lekceważyły, a potem błagały za kratkami, by je wypuścić. Chociaż aktualny widok wcale nie był taki zły. Zaciągnął się papierosem i bardzo powoli wypuścił dym z ust. Jednak czerwone papierosy z cykadami były najlepsze. Spojrzał leniwym wzrokiem na dzieciaka i położył sobie kostkę jednej nogi na kolanie drugiej - Może się rozluźnisz i mi opowiesz co Tobą tak targa, że wszystkich oceniasz z góry, co? - odchylił się lekko na krześle - To jak? Mamy sporo czasu - poruszył znacząco brwiami uśmiechając się leciutko, ale za tym uśmiechem kryło się coś bardziej złowieszczego niż mogłoby się wydawać.
Hideo

Powrót do góry Go down

Joji szybko tracił cierpliwość i miał problem żeby zachować zimną krew. Przede wszystkim dlatego, że od lat siedziało w nim tak wiele sprzecznych emocji. Wiecznie sfrustrowany wyładowywał swoją złość gdzie się dało często pakując się przez to w kłopoty.
-I vice versa - mruknął pod nosem. Następne słowa komendanta sprawiły, że zaniemówił. Odwrócił momentalnie wzrok i zarumienił delikatnie. Kto by się spodziewał, że z Jojiego taki wstydliwy na aluzję chłop -Chciałbyś - mruknął jeszcze ciszej. A tak właściwie to Joji nie miał grubej dupy bo był szczupłym i urodziwym chłopcem! Z resztą jakby chciał to nie dałby się wpakować do celi.
Irytował go spokój, który zachowywał Hideo. Nie znosił kiedy ktoś zachowywał się wobec niego w taki sposób. Przecież był z Myohoji. Należał mu się szacunek za samo nazwisko a nie pogarda, którą właśnie otrzymywał. Po raz kolejny w swoim życiu.
-Nie będę Ci nic opowiadał - warknął na niego wciąż wbijając w komendanta wkurwiony wzrok -Jakim prawem zamykasz mnie w celi?! Czy Ty wiesz kim ja jestem?! - wydarł się na niego.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
Czy zauważył, jak dzieciak zmienił ton głosu, gdy zadał mu dość bezpośrednie pytanie? Ależ owszem. Uśmiechnął się wtedy pod nosem, brak riposty na to? Ajajaj... A taki z niego kozak był; rumieniec mu odjął tylko z rubryczki "buntownik" kilka punktów, a dodał w rubryczce "miękka buła".
W porównaniu do dzieciaka, który emanował sfrustrowaniem, Hideo był całkiem spokojny, w końcu co Joji mógł mu zrobić? Teraz tylko zostało mu skakanie za kratkami na komendanta, który siedział wygodnie usadowiony na krześle i oglądał przedstawienie. Wiecie, dlaczego miał tak bardzo wyjebane kim był ten dzieciak? Bo gdyby byli na komisariacie policji w Tokio, z którego pochodzi Hideo dzieciak już dawno miałby smycz skróconą. Tam nikogo nie obchodzi kim jesteś, ani kim byłeś. Oblizał spierzchłe wargi końcem języka i znów zaciągnął się papierosem. Trzeba było przejść do działania.
- Rozwydrzonym bachorem, który zamiast przyjąć na klatę to, co dla niego starsi zaplanowali to rżnie głupa przed wszystkimi i daje sobą każdemu pomiatać? - zrobił minę "bitch please", która idealnie pasowała do tej sytuacji i raczej każdemu była znana. Wypuścił znów dym przez usta i przyciągnął sobie popielniczkę z biurka, które stało dość blisko, by strzepać fajeczkę - Gówno mnie obchodzi kim jesteś. Twój ojciec ma wobec Ciebie plany. A Ty? - wbił w niego wnikliwe spojrzenie swoich kobaltowych oczu.
Hideo

Powrót do góry Go down

Miękka buła? Chyba Hideo nie zdawał sobie sprawy z tego, że stoi przed nim strażnik i świetny wojownik... Pewnie jakby mu rzucił takim tekstem to pierwsze co Joji by zrobił po wyjściu byłoby spranie komendanta na kwaśne jabłko żeby tylko udowodnić mu jak bardzo jest w błędzie.
Trochę to wyglądało jak te wredne koty, które siadały dokładnie tam gdzie kończył się łańcuch psa. Komendant nawet trochę przypominał kota... I to takiego podłego kocura, który rządzi na dzielni. Czuł się jakby mężczyzna go po prostu szczuł.
-ZAMKNIJ SIĘ! - wrzasnął na niego. Szarpnął rękoma jakby chciał wyrwać się z kajdanek. Skrzywił się jednak czując jak poranił sobie przy tym skórę na nadgarstkach. Nawet mu teraz przez myśl nie przeszło, żeby ogarnąć te kluczyki. W takim stanie i tak pewnie nie dałby sobie rady. Kopnął z całej siły kraty. Syknął krótko. Po raz kolejny w jego życiu nawet przedmioty nieożywione spuszczają mu wpierdol. Oparł się czołem o kraty nie mając dalej ochoty widzieć wzroku jakim obdarza go Hideo -A ja nie mam zamiaru skakać jak mi zagra - powiedział cicho. Nie miał zamiaru rozmawiać z komendantem na temat stosunków w jego rodzinie ale chyba nie miał specjalnie wyjścia.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
Gdyby był takim wojakiem, za jakiego siebie uważał już dawno by go rozłożył na łopatki. Nie ujmujmy jednak Hideo, który trenował taekwondo i judo, no i przede wszytkim - był wyszkolonym policjantem. Gdyby tak nie było posadę komendanta dostałby kto inny, a tak ? Bardzo proszę, na drzwiach biura jest napisane "Komendant policji Oguni Hideo Ryozo", a nie "mały gówniarz, który skacze wszystkim do gardeł".
Hideo zastanawiał się co było lepsze - zostawienie dzieciaka samemu w celi i pójście do pokoju by się przespać, czy wypuszczenie go i narażenie siebie na możliwą skargę. Oczywiście, że opcja numer jeden była zdecydowanie lepsza. Ziewnął przeciągle zasłaniając przy tym ręką usta. Musieli mu go dać akurat dzisiaj?
Uśmiechnął się tylko słodko do dzieciaka i gdy znów zaciągnął się papierosem zaczął się zastanawiać nad pewną sprawą. A mianowicie, czemu właściwie jego ojciec chciał, żeby bachora wytresować? Tym razem dym papierosa wypuścił nosem, aż go zabolało. Choć było to dość przyjemne, więc nawet nie narzekał. Hideo narzekać na takie przyjemności? Ktoś to widział?
- Ładnie szczekasz - mruknął cicho i znów strzepnął papierosa do popielniczki, by po chwili go tam wgnieść. Majestatycznie. Podniósł swoje dupsko z krzesła i podszedł tak na metr od krat wsadzając ręce do tylnych kieszeni spodni.
- To nie skacz. I mi powiedz - urwał, by przechylić lekko głowę w bok - Dlaczgo tak się stawiasz - dokończył. Jego twarz była niezwykle spokojna, oddychał powoli, głęboko. Nie był terapeutą, okay? Ale sam był ciekawy, dlaczego ta sytuacja była taka posrana.
Hideo

Powrót do góry Go down

Na pewno będą mieli okazji wyskoczyć na solóweczkę na gołe klaty i wtedy się okaże kto jest większym kozakiem. Policjant czy wojownik z potężnego rodu. Może nawet zrobią imprezę w jedynym w Oguni klubie z tej okazji. Znając życie Joji dostałby złą datę byle tylko nie przyszedł. Nawet jeśli to miała być walka wieczoru.
Ten jeszcze miał czelność ziewać znudzony! Chłopakowi prawie serce z piersi wyskakiwało, tętno to miał zdecydowanie za wysokie a tamten tak po prostu do tego podszedł na luzaku. Pewnie właśnie między innymi dlatego dostał tą posadkę. Kto go tam wie.
-Staram się - odwarknął i po chwili posłał mu słodki uśmiech, który jednak równie szybko z jego twarzy zniknął. On sam nie miał zielonego pojęcia dlaczego ojciec zdecydował się na taki ruch skoro już dawno skazał go na straty. Pewnie po prostu chciał się go na jakiś czas pozbyć albo zrobić na złość. Wyprostował się kiedy tamten podszedł bliżej -Po prostu wkurwia mnie to, że muszę robić to co ojciec mi każe. Ma problem, że nie jestem takim jakim sobie wymarzył a cała rodzina popiera go w tym, żeby mnie gnębić. Może dlatego się stawiam,co? - rzucił -Czułbyś się dobrze gdybyś musiał żyć tak jak ktoś inny dla Ciebie zaplanował? Gdybyś we własnym domu nie czuł się bezpiecznie? Zawsze z boku? Zawsze pomijany? Psy mają u nas lepiej niż ja... - odwrócił wzrok i prychnął krótko -Ale co Cię to obchodzi. Mój ojciec po prostu chce kolejny raz mnie upodlić - dodał i cofnął się kilka kroków żeby usiąść na pryczy.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
Na bitwę na gołe klaty to ten bachor musiałby zasłużyć. Komendant nie miał siły bawić się w gierki z dziećmi, bo nie był ich nauczycielem, czy terapeutą. Nie płacą mu za dorady psychologiczne. Zresztą na imprezy też się nie wybiera żadne, bo raz, nie w jego tonie, dwa nie przepada za takimi schadzkami i woli mniejsze grono niż tłumy ludzi w cykadzich strojach.
Obserwowanie narastającego w Jojim gniewu było doprawdy interesujące. Jakby oglądał napompowywanie baloniku helem. Aż się martwił, że zaraz wybuchnie. Nie w obawie o chłopaka, tylko o to, że trzeba będzie zbierać go z ziemi, która była już tego dnia porządnie szorowana. Dlatego przechylił lekko głowę z rozbawieniem na ustach i stanął trochę szerzej.
Uniósł brew. Czyli to jednak nastoletnie stawianie się przed prawdą o świecie. Chociaż gdyby jemu ktoś przyszłość planował wcale nie byłby zadowolony, bo miał mózg, którego używał i wiedział co chce robić i by nie pozwolił sobie w kaszę dmuchać. W rodach wyglądało to nieco inaczej, bo od małego, jak wie, dzieci są uświadamiane o tym kim są i co będą robić. A takie przypadki, do których należał Joji wcale nie były niespotykane. W aktualnej sytuacji to nawet chętnie wziąłby opakowanie chipsów i podziwiał to napompowywanie się balonika.
- Może w takim razie źle to robisz, skoro tu siedzisz? - mruknął mlaskając cicho pod nosem. Faktycznie by coś zjadł - Przemoc w rodzinie? Mamy na to zgłoszenie. Tylko to ciężko wygląda, kiedy ... ile masz? 27 lat? Kiedy dwudziestosiedmiolatek pozwala by jego własna rodzina tak go traktowała. Co Ty jaj nie masz czy jak?- zmarszczył czoło trochę zdziwiony - Poza tym, w Twoim wieku ciężko o manipulację ze strony starszych, no chyba że masz słaby umysł, to wtedy jesteś podatny na wszelkie sugestie. Ale jak widzę w Twoim przypadku to po prostu brak dobrego podłoża, by odejść od tego co Cię gnębi - wywrócił oczami i stanął bokiem do niego - To nie jest poradnia terapeutyczna, a ja nie jestem doradcą -zaczął - Ale jeśli chcesz usłyszeć moje zdanie to słuchaj - obrócił się całkiem plecami do chłopaka podchodząc do biurka, na którym leżała jego paczka papierosów i odpalił kolejną już dzisiaj fajkę - Prześpij się z tym co Ci wcześniej powiedziałem. Twój ojciec poprosił mnie, bym Cię utemperował, bo chce, byś słuchał jego zdania, ale nie mogę tego zrobić - wypuścił dym przez usta przymykając na moment oczy. Zmęczenie już do niego docierało tego dnia. Dobijało się drzwiami i oknami.
Hideo

Powrót do góry Go down

Może dla Hideo to było zabawne ale Joji miał wyjątkowy problem z radzeniem sobie w takich sytuacjach. Chłopak nakręcał się jak pojebany a potem nie miał jak wyładować tej złości i znęcał się nad służbą, która często strzelała mu przez łeb miotłą - nawet służba miała lepiej.
-Ta... zgłoszenie od kogoś z rodów? Słyszysz się? - mruknął pod nosem. Nawet przed tym całym zdarzeniem z yokai w miasteczko było tak, że to co działo się w rodzie zostawało w rodzie -Zdajesz sobie sprawę, że jakby nie pozwalał to by mnie zabili albo złożyli w ofierze, tak? - uniósł brew wyraźnie zaskoczony słowami Hideo. Wiedział, że tamten jest obcy ale nie trudno się domyślić, że w rodach w Ogunai łatwo stracić życie. Zwłaszcza w Myohoji -A Ty co? Psycholog szkolny? - wywrócił oczyma. Gdyby to wszystko było takie łatwe to już dawno rozwiązałby swoje problemy. Może był słaby ale nie głupi. Oparł głowę o ścianę i wbił spojrzenie w sufit słuchając tego co ma do powiedzenia Hideo. Kiedy skończył chłopak prychnął cicho pod nosem.
-Mam spać w celi? - mruknął -Super... prawie jak w domu! - rzucił ironicznie. Tak, czasami w domu też spał w celi.
Jeden wniosek?
Joji to przegryw życiowy jak bum cyk cyk.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
On jakoś ostatnio taki spokojny bywał. Chociaż jakby nie patrzeć, w środku się wkurwiał, że ludzie go zasypują niepotrzebnymi obowiązkami. Czy on wygląda na niańkę? Nie jest kurwą osobą z kwalifikacjami by się dziećmi zajmować. Jakby chciał zostać nauczycielem to by sobie chyba w pysk strzelił za taki genialny pomysł.
- Akurat nie z rodów, ale coś podobnego - wzruszył ramionami - Człowiek potrzebuje swojej przestrzeni i jeśli ktoś ją narusza zrobi wszystko by ją wybronić -stwierdził i nawet nie zastanawiając się nad tym jakoś dłużej sięgnął po swój płaszcz, by zarzucić go na ramiona.
- A to co wy tam w rodach macie nasrane we łbie mnie nie interesuje. Ja patrzę pod kątem łamania kodeksu karnego i praw człowieka - przystawił na moment papierosa do warg i nim dokończył odpowiedź chłopak już  mu zdołał odpysknąć - Psychologa szkolnego masz po drugiej stronie ulicy, jak chcesz to się tam kopsnij, ale usłyszysz podobną śpiewkę - wsunął ustnik fajki między wargi zaciągając się nim po chwili. Złapał papierosa z powrotem między palce i strzepnął go do popielniczki. Tragedia z tymi młodymi ludźmi.
- A wolisz iść ze mną do hotelu? - uniósł brew ku górze i podszedł bliżej krat, opierając o nie lekko skroń - Co by sobie ludzie pomyśleli, gdyby zobaczyli jak chłopak z rodu Myohoji wchodzi do hotelu razem z komendantem policji? - uśmiechnął się wrednie do chłopaka zaciągając się znów papierosem.
- Lepiej byś tu został i nie robił więcej problemów - odbił się od krat i przygasił papierosa w popielniczce.
Hideo

Powrót do góry Go down

-Tutaj nic nie działa tak jak powinno - westchnął. Wiele osób oddałoby wiele żeby należeć do tak szanowanego rodu ale Joji zdecydowanie zazdrościł tym prostym rolnikom -Rody mają swoje własne kodeksy - odparł. I te kodeksy wyglądały zupełnie inaczej niż te prawne. Dziwiło go to, że komendant naprawdę wierzy w to, że jakieś prawa człowieka w Oguni istnieją -Podziękuje - ostatnie na co miał ochotę to jakieś rozmowy z psychologiem. Poza tym pójście do psychologa źle by się skończyło dla Jojiego. Ojciec na pewno ostro by się wkurzył, że jego syn musi korzystać z pomocy kogoś takiego ja psychiatra czy psycholog. To by splamiło cały ród Myohoji.
-Podziękuję. Nie za bardzo przepadam za Momobashi - skrzywił się na samą myśl o tym, że miałby tam spać. Poza tym jak można usługiwać turystom? Najlepiej byłoby po prostu wybudować dla nich obóz pracy a nie hotel -Myślę, że mieliby wywalone bo to ja a nie ktoś inny z mojego rodu - uniósł wyżej brew. Hideo chyba nie zdawał sobie sprawy jak bardzo Joji przegrał życie.
-Spoko... - westchnął -Możesz chociaż mnie rozkuć? Nieszczególnie mam ochotę się z tym siłować... - zajęłoby mu to pewnie dużo czasu. Nie miał zamiaru się rzucać. Po prostu niewygodnie się siedzi w kajdankach ok?
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
- Myślisz, że kogoś to interesuje kto ma jaki kodeks? W Tokio już dawno inaczej by sprawa wyglądała i byłoby po kłopocie - mruknął niezadowolony, bo w sumie tęsknił za pracą na komisariacie w Tokio. Nawet jeśli właśnie tam oberwał najgorzej w całej swojej karierze, tak uważał, że tam i tak lepiej mu się pracowało niż tu.
- To polecam przemyśleć po prostu aktualną sytuację na spokojnie z dala od problemów, które mogą się na piętrzyć i eskalować szybciej niż mogłoby się wydawać - rzucił krótko wsuwając ręce w rękawy płaszcza i zerknął na chłopaka przez ramię mrużąc przy tym oczy.
- Nie, to nie - mruknął - Nie interesuje mnie to, szczerze powiedziawszy. Bardziej martwię się o to co o mnie moi podwładni mogliby mówić, a tego - otworzył cele wpatrując się w dzieciaka - wolałbym uniknąć. Więc dla nas obojga lepiej by było, gdybyś się nie rzucał i po prostu ochłonął. Jutro mi powiesz co zamierzasz i poszukamy najlepszego rozwiązania - nikt się nie spodziewał tego, że komendant może być miły, prawda? Zebrał klucz od kajdanek z podłogi i podszedł do chłopaka, by mu je zdjąć. Ściągając kajdanki z jego rąk pogłaskał Jojiego lekko po głowie - I patrz można porozmawiać bez nerwów i skakania mi do gardła?
Hideo

Powrót do góry Go down

-Ale nie jesteśmy w Tokio i pewnie nigdy nie będziemy - co go obchodziło jakieś Tokio? Joji widział je tylko na zdjęciach w książkach i starych filmach, które oglądało się do oporu na kasecie wideo. Ciekawe jak się miewa ten ziomek z wypożyczalni?
-Ta... - wywrócił oczyma po raz kolejny dzisiejszego dnia. Co on miał sobie przemyśliwać? Już wystarczająco dużo ma czasu na przemyślenia kiedy siedzi sam u siebie w pokoju bo nikt nie chce się z nim zadawać. Ten to ma dopiero chujowe życie...
-A nie martwisz się tym co myśli o Tobie cała reszta miasteczka? - rzucił i wzruszył ramionami. Jakoś nieszczególnie chciałby żeby jakieś ciekawskie ślepia zauważył, że idzie razem z Hideo do jego pokoju w hotelu. Mogłoby to wyglądać jednoznacznie, a Joji już dość ma kłopotów.
Odetchnął krótko kiedy tamten ściągnął mu kajdanki. Niemal od razu rozmasował sobie poranione nadgarstki. Zaskoczyło go to, że tamten pogłaskał go po głowie. Nawet się chłopak trochę zarumienił! -Jak widać tak... - mruknął jeszcze pod nosem zanim Hideo zostawił go kompletnie samego.

/end
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
| outfit + czarne trampki |

  Nie spodziewał się zbyt wiele po mianie stażysty, szczególnie patrząc na świeżość całej sprawy. Były oczywiście dni, gdy robiło się poważniej, gdy można było się dowiedzieć czegoś więcej poza ulubionym rodzajem kawy i przekąsek każdego z wyżej postawionych pracowników. Takie dni były jednak mniejszością w porównaniu do tych, podczas których roznosił papiery, sprzątał czy załatwiał sprawy, na które nikt inny nie miał czasu lub ochoty.
  Westchnął znużony, odstawiając do archiwum kolejną teczkę akt.
  Dzień był wyjątkowo słoneczny, a jasne promienie otulające sylwetkę zawsze działały na niego usypiająco, więc zachowanie świadomości umysłu stanowiło nie lada wyzwanie. Nic dziwnego, że po drodze między jednym obowiązkiem a drugim zboczył z trasy, zmieniając cel podróży na kuchnię.
  Wślizgnął się do środka niepostrzeżenie, jakby co najmniej miał zostać wyrzucony za drzwi, gdyby ktokolwiek go przyłapał. Cóż, zapewne nic takiego nie miałoby miejsca, ale porcja znudzenia sprawiła, że Momobashi postanowił poudawać tajnego agenta na misji.
  Najwyższy priorytet? Kradzież skarbu nim ktoś zawita w progach bunkra.
  Kilka minut później, z plecami przytkniętymi do ściany, opakowaniem pocky w jednej ręce i kubkiem kawy drugiej, przemykał korytarzem, cały czas rozglądając się uważnie na boki.
  Wrócił do swojej wilczej nory bez większych problemów. Problem w tył, że całą swoją stację dowodzenia miał zakopaną w papierach. Westchnienie cisnęło mu się na usta, lecz mimo tego usiał na podłodze tuż przed stolikiem i wrócił do pracy.
Kotarou

Powrót do góry Go down

| outfit + czarne gromy |

  Oguni z reguły należało do bezpiecznych i spokojnych miast, w których nie działo się zbyt wiele. Kilka dzieciaków włóczących się tam gdzie nie powinno czy pojedynczych kradzieży cukierków z pobliskiego sklepu. Bywały jednak dni takie jak ten, gdy Akuto zwyczajnie wątpił w ludzkość. Drzwi na komisariat otworzyły się z głośnym hukiem, błyskawicznie wypełniając korytarz głośnymi odgłosami kroków i rozmowy.
  — Ostrzegałem Pana, Panie Nakamura.
  — Niczego nie rozumiesz, chłopcze! Tu chodzi o męską dumę! Moja żona może zgrywać niedostępną, ale ja już dobrze wiem co jej chodzi po głowie. Widziałeś jej spojrzenie, nie mów że nie. Kobiety takie są, krzyczą nie, ale widziałem jej wzrok, dobrze wiem czego potrzebuje!
  Tak, widział jej wzrok.
  Wzrok pełen zażenowania, chęci zapadnięcia się pod ziemię i przede wszystkim głębokiego przerażenia. Jak długo musiała znosić tak poniżające sytuacje ze strony swojego męża? Choć jego twarz pozostawała beznamiętna, miejsce w którym jego ubrana w rekawiczkę ręka stykała się z ciałem pijanego mężczyzny zdawała się palić go żywym ogniem.
  Obrzydliwe.
  — Pańska żona od miesięcy próbuje zmusić Pana do podpisania papierów rozwodowych, czego uparcie Pan odmawia.
  — Żadnych papierów, nie chcę o tym słyszeć! W głowie jej się poprowadzało, jeśli myśli że oddam jej swój dom! Po moim trupie!
  — Dom jest własnością pańskiej żony, Panie Nakamura, a pan pogwałca wystawiony zakaz zbliżania się już trzeci raz w tym miesiącu. Do tej pory Pańska żona była na tyle uprzejma, by nie wnosić oskarżeń, ale-
  Głosy zaczęły się oddalać, tracąc jednocześnie na swoim wyrazistym brzmieniu. Zwłaszcza, że bełkot zakutego w kajdanki mężczyzny i tak nie był najłatwiejszy do zrozumienia, a Akuto... Akuto nigdy nie miał w zwyczaju podnosić głosu.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  Przeglądał papiery z podbródkiem wspartym na stoliku. Z kącika ust wystawał pokryty czekoladą paluszek, a dłonie grzał gorący kubek wciąż parującej kawy. Oczy bruneta zaczęły same się zamykać; Kotarou nawet nie zarejestrował momentu, w którym z trudem utrzymywane w górze powieki w końcu opadły na dobre. Sen powoli zaciskał ramiona na jego sylwetce, otulał przyjemnym ciepłem i wyrywał świadomość poza ciało. Mimo niewygody twardej podłogi był gotów zasnąć tu i teraz.
  – Po moim trupie!
  – Mhh? – mruknął niewyraźnie, od razu podnosząc dłoń do twarzy. Przecierał lico w pośpiechu, spodziewając się jednego z policjantów tuż obok. Już niemal słyszał to niezadowolenie w głosie, że zasnął nad ważnymi aktami. Cóż, kłóciłby się, bo nie zasnął, a przynajmniej nie do końca.
  Odstawił naczynie do końca, złapał za kolejne pocky I podszedł do drzwi, by wychylić łeb na korytarz.
  Teraz już wyraźnie słyszał pełen emocji, wzburzony głos. Biorąc pod uwagę zleconą pracę, nie powinien się nim interesować. I normalnie nie zwróciłby na to większej uwagi, gdyby krzykom mężczyzny nie towarzyszył jeszcze jeden głos. I to znajomy głos.
  W głowie wilka zrodził się kolejny pomysł. Nowy przepis na kłopoty.
  Wyślizgnął się czym prędzej z zajmowanego dotychczas pomieszczenia. Tym razem nie udawał agenta, coby nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń. Zamiast tego zaplótł dłonie za plecami i ruszył energicznie za echem.
  Wytropienie źródła zainteresowania nie było wcale trudne. Momobashi zdążył już poznać rozkład wszystkich korytarzy komendy, więc nie pozostało mu nic innego, jak tylko wytężyć słuch.
  – Jest naszą wspólną własnością! Mieszkam w nim już 10 lat, włożyłem w niego tyle pracy i pieniędzy a ty śmiesz no wmawiać, że nie należy do mnie? Co za skandal!
  Przyspieszył kroku, ale nie na tyle, by znaleźć się w zasięgu wzroku Koyasuryo. Cały czas trzymał się na dystans i słuchał, ciekawy obrotu, jaki mogła obrać cała ta sytuacja. W końcu przystanął, przylegając plecami do ściany tuż przy wejściu do kolejnego pomieszczenia. Dołożył starań, by cały czas wyłapywać wszystkie słowa i czekał.
  Czekał, bo zamierzał wyszczerzyć zęby w szerokim uśmiechu i objąć rękę stróża, gdy tylko ten postanowi opuścić pomieszanie. Ot niespodzianka na dzień dobry.
Kotarou

Powrót do góry Go down

  Niewątpliwie Akuto miał jedną, dość mocną przewagę nad przeciętnymi policjantami, którzy musieli użerać się z trafiającymi na komisariat delikwentami. Samo brzmienie nazwiska Koyasuryo sprawiało, że ludzie zdawali się kontrolować swe słowa dużo mocniej niż zazwyczaj. Nawet gdy podnosili głos, wystarczyło jedno spojrzenie, by momentalnie skulili się w sobie. Nie było to szczególnie dziwne, biorąc pod uwagę towarzyszące im krwawe widmo za ich plecami.   Zwykły policjant mógł się z nimi użerać, wręczyć upomnienie, czasem gorzej, lecz nawet ich możliwości w którymś momencie rozbijały się o szklany sufit. Komendant Ryozo bez wątpienia nadrabiał charakterem - wystarczyło jedno słowo, by w przeciągu sekundy postanowić wszystkich do pionu - choć i on czasem padał obiektem plotek ze względu na swoje pochodzenie. Dla miastowych, rody same w sobie były swego rodzaju siłą, która nierzadko zmuszała ich do zgięcia tego upartego grzbietu pod naporem.
  Ale to właśnie jego ród składał krwawe ofiary. Nawet jesli Akuto nigdy nie przykładał do tego bezpośrednio ręki, nie znaczyło to że nie był świadomy odbywających się w ich murach praktyk.
  — Panie Nakamura. Ma Pan na koncie już złamanie zakazu zbliżania, nękanie, dewastację mienia publicznego, próbę negliżu w miejscu publicznym, nie wspominając o tym że jest Pan nietrzeźwy. Chce Pan, żebym dorzucił do tego jeszcze obrażanie funkcjonariusza policji?
  Mężczyzna wybełkotał coś w odpowiedzi, w początkowej fazie buntu. Alkohol bez wątpienia utrudniał mu w tym momencie podejmowanie jakichkolwiek logicznych decyzji, niemniej w końcu coś w jego przepitym umyśle zdawało się zaskoczyć na odpowiednie miejsce. Protesty ucichły. Tyle dobrego. Nie miał ochoty na szarpanie się z nim na środku korytarza. Zamknął mężczyznę w jednej z cel.
  — Proponuję, by się Pan przespał. Rano wrócimy do sprawy i ustalimy co dalej z Panem zrobić. Jeśli czegokolwiek Pan potrzebuje, proszę zgłosić to teraz. Jeden z moich kolegów będzie Pana kontrolował raz na godzinę.
  — ... wody. Chciałbym szklankę wody — zachrypnięty głos mężczyzny zwrócił chwilowo głowę w jego kierunku. Kiwnął nią w prostym geście, ruszając w kierunku drzwi, przystając w nich na sekundę.
  — Byłbym zapomniał. Panie Nakamura... proszę nie próbować niczego głupiego.
  Z tymi słowami na ustach, opuścił w końcu pomieszczenie, nie spodziewając się że ktokolwiek mógłby chcieć na niego czyhać akurat na komisariacie.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  Stał pod ścianą we wzrokiem wbitym w sufit. Musiał przyznać, że stróż w pewien sposób mu imponował. Całą swoją postawą, sposobem, w jaki załatwiał sprawy, manierą z jaką się wypowiadał. Nigdy nie podnosił głosu, nigdy nie krzyczał, rzadko zmieniał ton, którego używał do dziewięćdziesięciu procent wypowiedzi. A mimo tego ludzie go słuchali i uginali karku, bo miał w sobie coś, co zapewniało respekt. Być może chodziło o ród, a być może o coś całkiem innego. Kotarou był pewien, że rodzina miała w tym sport udział, ale nie dało się też zignorować roztaczanej przez mężczyznę aury.
  Poruszył się nieznacznie na dźwięk stawianych kroków. Opuścił wzrok i skupił się na drzwiach, wyczekując odpowiedniego momentu. Nie ruszył w momencie skrzypnięcia zawiasów. Odczekał stosowną chwilę, a gdy czarnowłosy w pełni przekroczył próg i postawił kolejnych krok naprzód, wilk oderwał plecy od ściany ze znajomym błyskiem w oku.
  – Koyasuryo, ty tutaj? – Uśmiechnął się szeroko, oplatając ramiona wokół jego ręki. Gdyby miał ogon, to właśnie by nim zamerdał. – Co ktoś taki jak ty robi w miejscu takim jak to? – zażartował, przylegając policzkiem do ramienia mężczyzny. Wypuścił go z objęć kilka krótkich chwil później, niemal od razu wsuwając dłonie do koszeni; wiedział, że gdyby nie to, to mógłby zrobić coś głupiego. A widział co najmniej kilka powodów, by przesadnie nie szaleć, nie w tym miejscu.
  – Trochę podsłuchiwałem. Ale tylko trochę – dodał zaraz, zadzierając nieco głowę, coby móc spofladac rozmówcy prosto w oczy. – Brzmisz jak prawdziwy dowódca. Taki, który nie musi podnosić głosu ani zastraszać, by słuchały go setki. Godne podziwu.
Tym razem nie odrywał od niego spojrzenia. Może korzystał z faktu, że widzieli się w świetle dnia, może z tego, że Koyasuryo nie miał pod ręką maski, za którą mógłby ukryć lico, a może z obydwu powodów jednocześnie.
  Przez chwilę żałował, że tak szybko się odsunął.
Kotarou

Powrót do góry Go down

  Miał zaledwie kilka sekund na zarejestrowanie zbliżającej się w jego stronę sylwetki. Tych kilka sekund było jednak wystarczające, nie tylko na spięcie wszystkich mięśni, by skontrować potencjalny atak, ale i na to, by nieznacznie je rozluźnić, gdy nie dostrzegł żadnej broni.
  Co nie zmieniało faktu, że nie przepadał za kontaktem fizycznym. A na pewno nie w takiej formie. Podczas całej tej procedury, w przeciwieństwie do reszty ciała, na jego twarzy nie drgnął nawet jeden mięsień. Jedynie tęczówki przesuwały się zgodnie z ruchem Kotarou, który z jakiegoś powodu uznał za świetny pomysł przyklejenie się do jego ramienia. Nie poruszył się nawet o centymetr, zupełnie jakby znalazł się w pułapce działającej jak ruchome piaski. Jedno najmniejsze drgnięcie i zapadasz się coraz niżej. To zdecydowanie pasowało do tego małego, podstępnego węża.
  — Co ty właściwie robisz, Momobashi? — niski, chłodny głos zgrał się idealnie z oczekującym wyjaśnień wzrokiem. Dopiero, gdy go puścił, uniósł drugą dłoń, by bezwiednie otrzepać ramię z niewidzialnego pyłu jakim był dla niego dotyk drugiej osoby. Wiedział, że dzieciak miał nieco nie po kolei w głowie, ale pierwszy raz ścierał się z sytuacją, gdzie ktoś witał go w podobny sposób. Zwłaszcza na komisariacie.
  Pomijając fakt, że kompletnie się go tu nie spodziewał. Nie miał teraz jednak czasu na pogawędki. Nawet nie mrugnął na słowa o podsłuchiwaniu, zwłaszcza że głos Nakamury bez wątpienia niósł się po połowie budynku. Komplement przyjął w ciszy.
  — Pracuję. Dostarczasz coś z hotelu czy robisz za wsparcie? — zapytał, zwracając się w jego stronę. Nie mógł zrobić kroku naprzód, dopóki nie uzyska odpowiedzi. Nie miał jednak wątpliwości, że jeśli odpowiedź dotyczyła pierwszej opcji, nie miał zbyt wiele czasu na dalsze stanie z nim w miejscu.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Powrót do góry Go down

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Powrót do góry


Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach