Droga do lasu Shimojo
by Lert Czw Lut 11 2021, 01:29

Kto zagra?
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:44

Rezerwacje wyglądów
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:30

But the darker the weather, the better the man
by Oguni Sro Sty 13 2021, 21:14

Aktualnie słucham
by Junko Wto Sty 12 2021, 21:56

Bar
by Gość Wto Sty 12 2021, 19:37

Ogrody
by Lert Wto Sty 12 2021, 18:27

Stare drzewo
by Gość Sob Sty 09 2021, 00:16

Park
by Gość Czw Sty 07 2021, 20:57


First topic message reminder :

I kolejny dzień kompletnie do dupy. Tym razem jego troskliwy i niezastąpiony ojciec wymyślił sobie, że jeśli jego syn stróżować nie chce to niech idzie na policje i tam się nauczy rygoru. Joji mógł się założyć, że ojciec po prostu chciał się go pozbyć z domu na długie godziny. Czym on właściwie sobie zawinił na miano czarnej owcy? Tylko dlatego, że miał inne ambicje niż życzył sobie tego ten pierdolony ród?
Tym razem nie miał wyjścia - musiał posłuchać swojego rodziciela. Już miał dość po ostatnim... Nie miał zamiaru się spóźnić więc wyszedł dużo wcześniej. Wpakował się na komisariat wyraźnie zły. Chciał po prostu urobić jakoś tego dziadowskiego gbura zwanego komendantem i wrócić do domu. Co mogło pójść nie tak? Jakiś mało znaczący policjant zaprowadził go do biura komendanta.
-Mój ojciec podobno z Tobą rozmawiał - mruknął wyraźnie niezadowolony krzyżując ręce na piersi -To co? Powiesz mu, że jest okej a ja sobie pójdę? - rzucił lekceważącym tonem. Wiedział, że jego ród był nad policją dlatego pozwalał sobie na takie zachowania. Gówniarskie? Może...W końcu nikt w tym mieście nie był tak sfrustrowany życiem jak Joji.
Anonymous

Powrót do góry Go down


cykadzi grajek
  Czujne spojrzenie dostrzegło odruch mężczyzny. Odruch, w którym musiał przesunąć dłonią po ramieniu, żeby pozbyć się wszelkich śladów kontaktu z drugim człowiekiem. Wilk siłą rzeczy zaczął się zastanawiać, czy reagował tak w stosunku do wszystkich ludzi, czy może po prostu akurat za nim wybitnie nie przepadał. Dosłownie ułamek sekundy później zdał sobie sprawę z tego, jak niebezpieczne były podobne założenia i miał ochotę wykrzywić pysk w grymasie.
  Tym razem był jednak przygotowany. Tym razem dookoła nie było ciemnego lasu, chłód nie wżerał się w kości, a ubrania nie ciążyły na ciele od deszczu. Tym razem żaden niechciany cień nie przemknął przez rozjaśnione uśmiechem lico. Był przygotowany nawet mimo dziwnego uczucia w żołądku, choć jednocześnie wiedział, że w przypadku tego człowieka wszystko było możliwe; nawet jeśli teraz potrafił zapanować nad mimiką, niewykluczone, że przy następnym chłodnym geście już nie będzie w stanie.
  – Ja? Grzecznie się witam. Tyle się nie widzieliśmy, więc postanowiłem cię zaskoczyć. Podziałało, prawda? – Ten sam co zawsze, pewny uśmiech zdobił usta bruneta. Znów zaplótł ręce za biodrami i przechylił ciężar ciała bardziej na jedną nogę, drugą wysuwając nieco w przód na obraz rozluźnionej pozy.
  – Odbywam tutaj staż. Połączenie go ze szkołą i pracą było wyzwaniem, ale nie niemożliwym do zrealizowania – Rozplótł palce, wspierając dłoń na wygiętym biodrze. – Niemniej uważam, że było warto. To dobry sprawdzian umiejętności i szansa na wykazanie się odpowiedzialnością. Jeden krok naprzód do zostania stróżem – Dmuchnął we wpadające do oczu kosmyki. Jeśli ktoś kiedykolwiek wątpił w słowa Kotarou... to nie znał go wystarczająco dobrze. Dzieciak zawsze traktował swoje postanowienia i obowiązki nad wyraz poważnie, nie rzucał słów na wiatr i nie rezygnował przy pierwszym napotkanym na drodze murze.
  – Może dotrzymasz mi towarzystwa? Wpierw mogę ci pomóc z twoją pracą, rzecz jasna.
Kotarou

Powrót do góry Go down

  Zaskoczyć? Chciał go zaskoczyć swoim przyklejeniem się do niego jak rzep czy pojawieniem się na komisariacie?
  Obserwował wypływający na jego usta uśmiech, nie czując żadnej większej zmiany we własnym wnętrzu. Nie żeby było to coś nowego. Minęło kilka lat od kiedy komuś udało się porządniej szarpnąć jego wnętrzem. 
  — Nieszczególnie — odpowiedział więc zgodnie z prawdą. Oguni było w końcu tak małym miastem, że natrafienie na kogoś "znajomego" nie należało do aż tak trudnych.
  Do trudnych nie należało też wyminięcie ich na ulicy. Tutaj nie miał jednak tego luksusu. Staż, co? To oznaczało, że nie uwolni się od niego tak szybko jak początkowo założył. Nie miał czasu na sterczenie na korytarzu i wymowne milczenie. Nie zmieniało to jednak faktu, że przez jego głowę przemknęło kilka dodatkowych pytań, których nie zamierzał wypowiadać na głos. Czy zatrudniając się wiedział, że Koyasuryo jest jednym z policjantów? Podjął tę decyzję przed czy po ich rozmowie? I to on miał dotrzymywać towarzystwa jemu? Zdusił całą resztę, zabijając wraz z nimi własną ciekawość.
  Wysłuchał jego słów, mimo że od samego początku zadane przez niego pytanie miało na celu tylko jedno.
  — Świetnie. Przynieś wodę Nakamurze i przygotuj pokój przesłuchań, Momobashi. W samochodzie czeka jego żona, muszę spisać jej zeznania, zaoszczędzisz mi trochę czasu — nawet nie zdawał sobie sprawy, że wymijając go znowu wykonał ten sam niekontrolowany ruch co ostatnio. Prawdopodobnie jeden z niewielu, przy których Koyasuryo na swój sposób odpuszczał. Jego dłoń wylądowała przelotnie na brązowych włosach, muskając palcami miękkie kosmyki.
  — Jeśli nie masz nic pilnego do roboty, możesz zostać na przesłuchaniu. Pewnie nie miałeś jeszcze okazji zobaczyć jak wygląda — rzucił na odchodne, nie czekając nawet na żadną odpowiedź. Nie trzeba było czekać nawet minuty, by zniknął na końcu korytarza, kierując się w stronę radiowozu. 
  — Pani Nakamura? Proszę wybaczyć zwłokę, jest Pani gotowa? — podał kobiecie dłoń, pomagając jej wyjść z samochodu, nim poprowadził ją niespiesznie pod rękę w stronę budynku.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  – Niespecjalnie.
  Wydął policzki, trochę jak dziecko któremu odmówiono kuszącego ciastka przed obiadem. Chciał powiedzieć i myśleć, że to nic nie znaczyło, w końcu od początku chodziło jedynie o głupią zaczepkę. A jednak... Chłodny ton pozbawiony choćby naleciałości jakiejkolwiek emocji ostudził jego zapał w jeden krótki moment. Oczywiście nie na tyle, by zmazać teatralność z gestów.
  Nie pamiętał, kiedy ostatnio pokazał się komukolwiek bez zwyczajowej maski.
  Przechylił głowę na bok, wysłuchując wszystkich poleceń stróża. Spodziewał się odmowy, spodziewał się milczenia, ale nie spodziewał się zgody. Może właśnie dlatego w pierwszej chwili stały nieruchomo i patrzył na Koyasuryo jak na ducha. Na domiar wszystkiego krótki moment później jego dłoń wylądowała na brązowej czuprynie. Znowu. I Kotarou nie mógł wyjść z podziwu, jak miły okazał się ten gest.
  Wpierw popatrzył za znikającą sylwetką czarnowłosego. Jeszcze długo wbijał wzrok w pusty korytarz, aż w końcu przytknął stuloną w pięść dłoń do ust i parsknął szczerym, rozbawionym śmiechem.
  Zaraz pokręcił głową, obierając kierunek na kuchnię.
  Zajął się wodą w pierwszej kolejności. Mimo iż gdzieś na ramieniu siedział mu diabeł nakazujący zamienić kilka słów z Nakamurą, to Momobashi strząsnął go pojedynczym ruchem dłoni.
  Nie czas na to.
  Kilka minut później wsuwał klucz w zamek drzwi do pokoju przesłuchań. Ciche pstryknięcie przeskakującego mechanizmu poprzedziło odgłos zapalanego światła. Jarzeniówka zamigotała przez pierwszych kilka sekund, przez co sprawiała wrażenie, jakby miała zaraz zgasnąć. Uspokoiła się jednak dość szybko i pokój zalało białe światło.
  Uprzątnął wszystkie papiery ze stolika, poprawił pozostawione w chaosie krzesła, przygotował nawet kubek wody dla pani Nakamury, gdyby tej podczas przesłuchania zaschło w gardle.
  Taki był z niego uczynny stażysta.
Kotarou

Powrót do góry Go down

  Wprowadził wątłą kobietę do budynku, prowadząc ją niespiesznie w kierunku sali przesłuchań. Już teraz mógł wyczuć jej delikatne drżenie na własnym ramieniu, mimo że pokonując kolejne kroki unosiła wysoko, dumnie głowę do góry, robiąc wszystko by pokazać że wcześniejsze wydarzenia nie dały rady jej złamać. Co samo w sobie było niezwykle godne podziwu.
  Otworzył drzwi i podszedł do jednego z krzeseł odsuwając je dla kobiety.
  — Proszę usiąść.
  — Dziękuję, młodzieńcze — łagodny, choć bez wątpienia zmęczony uśmiech wypłynął na jej lico, gdy odgarnęła włosy i zajęła miejsce na wskazanym miejscu. Jej wzrok na ułamek sekundy powędrował w kierunku Kotarou, nie odezwała się jednak ani słowem, akceptując jego obecność w milczeniu. Mężczyzna przeszedł na drugą stronę stołu i odsunął krzesło dla Kotarou, klepiąc go krótko w ramię, by usiadł. Sam zajął miejsce obok, wyciągając notatnik i otwierając go na wolnej stronie, póki co kładąc na nim luźno długopis.
  — Pani Nakamura, zdaje sobie Pani sprawę, że to kolejne przesłuchanie w tym miesiącu. Zakaz zbliżania się najwidoczniej nie daje żadnych efektów. Bardzo proszę by tym razem rozważyła Pani wniesienie oskarżenia przeciwko swojemu mężowi.
Kobieta zamilkła i mimowolnie spuściła wzrok, unikając przez chwilę ich uwagi.
  — Ja... — zacięła się, splatając palce na swoich kolanach.
  Akuto nie odrywał od niej wzroku, w końcu zabierając głos ponownie. Najwidoczniej potrzebowała nieznacznego popchnięcia do przodu.
  — Pani Nakamura. Proszę spojrzeć prawdzie w oczy. Pani mąż nękał Panią w biały dzień. W organizmie ma 2 promile alkoholu. Te sytuacje się nie skończą, jeśli nie podejmie Pani odpowiednich kroków.
  Kolejna minuta upłynęła w ciszy, nim w końcu kobieta uniosła głowę po krótkim zawahaniu.
  — C-Chciałabym złożyć skargę...
  Złapał długopis w dłoń, przysuwając notatnik bliżej siebie, zapisał datę na górze strony siedzącej naprzeciwko niego kobiety, nim skinął krótko głową.
  — Proszę się przedstawić i opisać przebieg wydarzenia.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  Z uwagą obserwował panią Nakamurę, skinął jej też uprzejmie głową, gdy zwróciła twarz w jego kierunku. Wyglądała mu na jedną z tych kobiet, które do samego końca będą usprawiedliwiać niemoralność męża, nawet jeśli wszystko wewnątrz wrzeszczy i płacze, by się otrząsnęła. Ktoś taki zawsze potrzebował solidnego pchnięcia naprzód, może kubła zimnej wody w postaci nieco ostrzejszych słów, ale też nie za ostrych, bo przecież tak łatwo się płoszył.
  Zgrzyt odsuwanego krzesła odwrócił jego uwagę znów na stróża. Przechylił wpierw głowę na bok, później zajął wskazane miejsce z zadowolonym wyrazem znaczącym lico.
  Z przedramionami opartymi na blacie słuchał całego przesłuchania, co jakiś czar ukradkiem zerkając w notatki Koyasuryo.
  – Mogę? – odezwał się w pewnym momencie, patrząc na skupionego policjanta. Wyraźnie czekał na pozwolenie udzielenia głosu.
  – Chciałem dodać od siebie tylko jedną rzecz, pani Nakamura. Jestem c prawda tylko stażystą, ale uważam, że nie będzie pani żałowała swojej decyzji. Wyrwanie się z ciągu nieprzyjemnych zdarzeń wpłynie pozytywnie nie tylko na pani zdrowie, ale i całe życie. Jeśli miałbym to do czegoś porównać, to powiedziałbym, że to jak wyleczenie jątrzącej się rany, która dotychczas przynosiła jedynie ból i utrudniała funkcjonowanie – Ciepły uśmiech wykrzywił usta młodego wilka. – Wykazuje się pani odwagą, której brak wielu.
  Dotknął wierzchu jej dłoni w geście otuchy.
  Kątem oka zerknął ku ciemnym oczom czarnowłosego i wyczekiwał reakcji, jakiegokolwiek najmniejszego drgnięcia mięśni, skinienia głową czy skrzywienia. Czegokolwiek.
  Sam nie wiedział skąd ten pościg za jego aprobatą.
Kotarou

Powrót do góry Go down

  Nie spodziewał się, że chłopak będzie chciał zabrać głos. Zastanawiał się na ile konieczny był jego udział w całym przedsięwzięciu. Po swoich kalkulacjach, doskonale wiedział, że wcale.   Pani Nakamura zdążyła się jednak wtrącić zanim Akuto otworzył usta.
  — Mów skarbie — w końcu była właśnie tym typem. Ciepłym i przemiłym. Dlatego przez tak długi czas nie była w stanie całkowicie odciąć męża, mimo że ten zmienił jej życie w istne Piekło. Oboje wysłuchali słów Kotarou, podczas których mężczyzna tkwił w bezruchu czekając aż oboje skończą. W jego zachowaniu brakowało typowych dla ludzi odruchów. Postukiwania butem o ziemię czy lekkich uderzeń długopisu o kartkę. Był tak nieruchomy, że wydawało się to być wręcz nienaturalne.
  Kobieta uśmiechnęła się nieśmiało na jego słowa, obracając dłoń, by ścisnąć jego rękę palcami, nim powróciła do wcześniejszej pozycji, przenosząc spojrzenie na Koyasuryo.
  — Nakamura Ayumi, 67 lat. Przygotowywałam śniadanie, gdy usłyszałam niepokojące odgłosy przed domem.
  — Może je Pani opisać? — zapytał zapisując błyskawicznie na kartce każde jej słowo, czytelnym i eleganckim pismem.
  — Stukot. Jakby ktoś próbował sforsować furtkę. A następnie... moje imię, krzyczane raz po raz. Uchyliłam drzwi, by zobaczyć co się dzieje. Mój mąż, Nakamura Ryuuji, raz po raz szarpał za pręty zamkniętej furtki, próbując wejść do środka. Wyszłam na zewnątrz, próbowałam z nim rozmawiać, ale nie chciał mnie słuchać...
Przesłuchanie nie należało do najkrótszych. Po opisaniu dzisiejszego zajścia, mężczyzna poprosił ją o opisanie wszystkich poprzednich sytuacji podczas których postanowiła nie składać skargi. Kobieta nawet jeśli co jakiś czas nieznacznie przygasała, opowiadała dalej, wypijając w międzyczasie całą przygotowaną dla niej szklankę wody. Aż w końcu długopis Akuto postawił ostatnią kropkę na końcu zdania. Odłożył notatnik na bok i wstał ze swojego miejsca.
  — Dziękuję, Pani Nakamura. Na ten moment nie mam więcej pytań, gdybyśmy potrzebowali ponownego przesłuchania, osobiście się z Panią skontaktuję. Proszę wyczekiwać odpowiedzi. Do tej pory zajmiemy się Pani mężem i dołożymy wszelkich starań, by nie sprawiał już więcej kłopotów.
  — Dziękuję — jedno słowo przepełnione wdzięcznością, jak i pełnym zmęczeniem było jedynym na co było ją w tym momencie stać. Ukłonił się kobiecie na pożegnanie, patrząc jak odwzajemnia ten gest zarówno w jego stronę, jak i Momobashiego, nim odprowadził ją na zewnątrz. Odmówiła odwiezienia do domu dwukrotnie, tłumacząc że poprosi o to swojego syna, który i tak miał wpaść dzisiejszego dnia w odwiedziny.
  Pożegnał się z nią więc po raz kolejny i wrócił na komisariat, zbierając notatki z przesłuchania, nim zwrócił się w stronę Kotarou.
  — Unikaj takich gestów, Momobashi — słowa, których nigdy nie wypowiedziałby przy żadnej osobie postronnej, mogły w końcu znaleźć ujście, gdy znaleźli się całkowicie sami — twoje intencje są dobre, ale kontakt fizyczny nigdy nie jest wskazany podczas obchodzenia się z przesłuchiwanymi. Możesz podać jej rękę, by pomóc wstać, bądź przeprowadzić przez korytarz zważając na jej wiek, ale unikaj dotykania ich w jakiejkolwiek innej formie. Tym razem Pani Nakamura nie miała nic przeciwko, ale nie każdy jest tak otwarty. Ludzie cenią sobie swoją strefę osobistą, a podobny ruch mógłby nas wpędzić w niemałe kłopoty. Nie wszyscy są do nas pozytywnie nastawieni, a pozew o molestowanie i nieprofesjonalne zachowanie jest jednym z najczęściej nadużywanych.
Spokojny głos wytykał rzeczy, na które zwrócił uwagę w pierwszej kolejności. I nie wyglądało na to, by skończył.
  — Postaraj się też nie dzielić z nią zbyt wieloma epitetami na temat tego jak zmieni się jej życie. Nie jesteś w stanie jej tego obiecać. Jesteśmy tu po to, by ją przesłuchać i wyciągnąć potrzebne informacje, a nie robić za jej terapeutów — odłożył długopis na stolik i wyrwał kartki z notatnika, wsuwając je do żółtego folderu. Wyminął chłopaka i uderzył go lekko w głowę teczką.
  — Ale tekst o odwadze był dobry — zakończył swoją tyradę, ruszając w kierunku biurka. Musiał wprowadzić dane do systemu. Miał nadzieję, że w międzyczasie nie wybuchnie żadna bomba, naprawdę potrzebował chwili oddechu.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  Do końca przesłuchania siedział już cicho. Słowa ciągnące panią Nakamurę za język zadziałały tak, jak planował, więc nie pozostało mu nic innego jak obserwacja.
  – Unikaj takich gestów, Momobashi.
  Odwrócił się do stróża, spoglądając na niego bez żadnego konkretnego wyrazu na twarzy. Nie mówił niczego, choć musiał przyznać, że był dość zdziwiony. Nie spodziewał się reprymendy, szczególnie wobec sytuacji, w której działania odniosły pożądany efekt. W końcu starsza kobieta mimo początkowych wahań powiedziała wszystko, prawda?
  Postanowił jednak, że to nie czas na wypowiadanie myśli na głos, nie czas na argumenty broniące pozycji. Był na stażu, więc powinien wychodzić z inicjatywą, ale również słuchać, gdy zwracano mu uwagę. Właśnie, słuchać, a nie prowadzić dysputy.
  Skinął powoli głową, przyjmując do wiadomości każde wypowiedziane zdanie.
  – Nie powinno się jej zapewnić choć minimum komfortu, gdy jest w złej kondycji psychicznej? – dopytał, ale z czystej ciekawości, a nie przekory. – Rozumiem, że policjant to nie terapeuta, ale czasami łatwiej rozmawiać z kimś, kto wpierw się uspokoi, w kim wzbudzi się zaufanie.
  Uderzenie teczką sprawiło, że bez ingerencji pochylił lekko głowę, zaraz kładąc dłoń na brązowej czuprynie.
  – Koya! – fuknął w proteście, dość osobliwie, choć zdecydowanie nie z przypadku, skracając nazwisko mężczyzny. Z wydętymi w dziecięcym buncie policzkami ruszył jego śladem.
  – Mogę ci jeszcze w czymś pomóc? Albo chociaż z tobą posiedzieć? Wszystko będzie ciekawsze od alfabetycznego układania akt w towarzystwie kurzu. oczywiście to też zrobię... – Wiedział, że tak czy siak będzie musiał to skończyć, ale to nie znaczyło. Rzecz w tym, że teraz pojawiła się okazja do towarzystwa i układanie folderów po literach nie brzmiało już tak źle, jak jeszcze tę godzinę wstecz.
  Przyspieszył nieco, by zrównać się z nim krokiem.
Kotarou

Powrót do góry Go down

  — Koya to imię zielarza mieszkającego w zaciszu, dzieciaku. I tak się składa, że mojego dobrego znajomego. K o y a s u r y o. To nie takie trudne — odpowiedział sucho, dopiero przy biurku postanawiając wrócić do wcześniejszej sprawy.
  — Jeśli ktoś jest w złej kondycji psychicznej, możesz mu zaproponować spotkanie z psychologiem. Wierz mi, ci ludzie mają do tego dużo większe kwalifikacje niż my. Jeśli ktoś nie jest zdolny do złożenia zeznań, przekładamy jego przesłuchanie na późniejszy termin. Nie próbujemy go naprawić — bo nie na tym polegała ich praca. A ludzie byli różni. Raz trafiało się na uprzejme staruszki, które z przyjemnością by poplotkowały z policjantami i opowiedziały im wszystkie historie swojego życia od momentu wyjścia za mąż, aż po obecne problemy i konflikty z sąsiadką o rozszczekanego psa.
  — Pomagając im i dając im porady, wyrabiasz fałszywe poczucie bliskości. To pierwsza osoba, na którą trafiasz, ale codziennie mamy ich dużo więcej, nawet w takim mieście jak Oguni. Każde zapewnienie i obietnica, obciążają cię kolejnymi zobowiązaniami. Ich będziesz dla nich milszy, tym więcej będą od ciebie oczekiwać. Zaczną do ciebie przychodzić, zaczepiać cię na ulicy, wydzwaniać z pytaniami o sprawę, niejednokrotnie nawet o poradę. Gdy nie będziesz w stanie ich pomóc, ich rozgoryczenie wzrośnie dwukrotnie. Pamiętaj o tym Momobashi, nasza praca może się opierać na pomocy innym, ale musisz zarysować wyraźną granicę. Jesteśmy my i jesteśmy oni. Gdy jesteś na komisariacie, nie witasz ich jako Kotarou Momobashi, nie dzielisz się z nimi swoimi prywatnymi przemyśleniami. Jesteś funkcjonariuszem, którego zadaniem jest wykonać swoją robotę tak, abyś ani ty, ani twoi przełożeni nie napotkał po drodze żadnych problemów. Oddzielaj życie osobiste od pracy, albo sprawy którymi się zajmujesz będą spędzać ci sen z powiek.
Po tych słowach odsunął nogą drugie wolne krzesło i kopnął w jego stronę. Następnie zamilkł, wklepując informacje do komputera, nie odzywając się chwilowo do niego ani słowem. Dopiero gdy skończył i wysłał raport, odrzucił notatnik na schludnie ułożony stos po swojej prawej, zwracając się w jego kierunku.
  — Jakimi obowiązkami zarzucił cię komendant?
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  Uniósł obie dłonie w obronnym geście. Uśmiech zszedł mu z ust, a na twarz wstąpiły oznaki zastanowienia. zasadzie nie podejrzewał, że stróż może być tak wyczulony na punkcie swojego nazwiska. Wyglądał raczej na osobę, której podobne zagrywki były raczej obojętne, a przynajmniej dopóki nie oczekiwano od niego tego samego.
  Zaraz uniósł rękę i zasalutował.
  – Żadnych więcej psychologicznych zagrywek. Tak jest, panie władzo – Wsunął ręce do kieszeni, słuchając dalszej części wypowiedzi mężczyzny. Nie kiwał głową ani niczego nie mówił. Po prostu przyjmował całą serię wypowiadanych se spokojem słów i dawkował zdobyte informacje.
  Zgrzytnięcie odsuwanego krzesła odwróciło jego uwagę. Zatrzymał je, kładąc dłoń na oparciu i poprawił wedle własnej wygody, zaraz zajmując miejsce.
  – Więc w policji nie ma kogoś takiego? Kogoś, to zajmuje się rozmową głównie za poziomie psychologicznym. Wydaje mi się, że kilka razy widziałem podobny motyw w książkach... Nie tyle na przesłuchaniu, ile podczas akcji w terenie, gdy wysłano kogoś do podjęcia dyskusji z oskarżonym – Podciągnął kolano pod pierś, opierając podeszwę buta na krawędzi krzesła.
  Wsłuchał się w miarowy odgłos wystukiwania słów na klawiaturze. Ze wspartym na koanie policzkiem wpatrywał się w profil Koyasuryo, najwyraźniej kolejny raz korzystając z faktu, że pozbawione maski lico rozświetlało wpadające przed szybę słońce.
  Żal było odrywać wzrok od tak przystojnej twarzy.
  – Hm? – mruknął wyrwany z toku myśli. – Ogólnie... różnymi. Zaczynając od takich, które daje się każdemu stażyście na samym początku, czyli roznoszenie kawy, a kończąc na czymś poważniejszym, jak spisywanie zeznać i wyciąganie z nich wniosków. Oczywiście wszystko pod nadzorem. Jeśli chodzi o dzisiejszy dzień, to pokierowano mnie do archiwów, żeby uporządkować stare akta, ktoś zrobił w nich straszny syf i ciężko cokolwiek znaleźć. Komendant nie był zadowolony. Głównie dlatego, że nikt się nie chce przyznać.
Kotarou

Powrót do góry Go down

  — Mamy. I wbrew pozorom nie zajmują się jedynie mieszkańcami, jak mogłyby wskazywać na to książki. Ich zadaniem jest także wsparcie psychologiczne funkcjonariuszy policji. Zarówno tych siedzących za biurkiem i wykonujących prace administracyjne, jak i pracujących w terenie. Niełatwo jest zachować zdrowie psychiczne przy wszystkich sprawach, zwłaszcza w takim mieście jak Oguni — gdzie oprócz mierzenia się z innymi ludźmi, niejednokrotnie rozczłonkowane ciała na ulicach były efektem bliższego spotkania z czymś dużo gorszym.
  Sam Koyasuryo unikał jednak rozmowy z nimi. Choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak wielkie mieli kwalifikacje i jak pomocni potrafili być, jego rodzina wklepywała mu do głowy dość jasne zasady w tym temacie. Ktoś, kto pochodził z tak wpływowego rodu, nie mógł być na tyle słaby, by korzystać z pomocy psychologa. Mógłby w ten sposób splamić ich imię i zaszczepić w innych ludziach ziarno zwątpienia. Skoro Koyasuryo potrzebował psychologa, jak mógł działać w obronie Oguni? Cóż za staroświeckie podejście.
  — Dlaczego mnie to nie dziwi. Ludzie zawsze są pierwsi do wywoływania problemów, ale gdy trzeba po nich posprzątać i wziąć odpowiedzialność, nagle magicznie znikają — wymamrotał, wylogowując ze swojego profilu. Wstał z miejsca i skinął na niego głową, kierując się bez słowa w kierunku archiwum. Nie miał na ten moment zaplanowanej żadnej pracy. Nakamura dochodził do siebie w celi, nie było też żadnego innego wezwania.
  Nie lubił takich dni. Miał wrażenie, że cała ta względna cisza, zapowiadała nadchodzący kataklizm, który miał ich wszystkich zwalić z nóg. Przesunął kciukiem po czole wpatrując się w zebrane dokumenty, zaraz podwijając schludnie rękawy do łokci.
  — Zajmij się pudłem po prawej, ja wezmę to z lewej. Archiwum powinno być ogarnięte do końca tygodnia — co biorąc pod uwagę piętrzące się dokumenty brzmiało po prostu nierealnie. Niewzruszona mina Koyasuryo nie wskazywała jednak na to, by wątpił we własne słowa, gdy bez zbędnego jęczenia po prostu zabrał się do pracy.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  Skinięcie sprawiło, że wyprostował plecy jak psiak, który usłyszał słowo 'spacer'. Gdyby miał parę zwierzęcych uszu, od razu stanęłyby na baczność.
  – Oh – drgnął zaskoczony, rzucając stróżowi kontrolne spojrzenie. – Dziękuję za pomoc – Zaraz pochylił lekko głowę i dopadł wskazane pudło.
  Z początku oglądał stertę z wysokości, myśląc nad najefektywniejszym sposobem na organizację stanowiska. Hmknął pod nosem z wytkniętym poza zaciśnięte wargi językiem i przykucnął, powoli wyciągając rozrzucone w chaosie foldery. Dość szybko zmienił pozycję na siedzącą, znajdując sobie niewielki skrawek podłogi, na którym zaczął wszystko rozkładać. Wpierw rozkładał wszystko według liter, dopiero później biorąc się za konkretną, by i tam wprowadzić alfabetyczny porządek.
  Gdzieś między jedną zapisaną sprawą a drugą przypomniał sobie o przygotowanym wcześniej kubku kawy i pozostawionej na stoliku paczce pocky.
  – Za moment wrócę – oznajmił podczas wstawania, następnie zgarniając wystudzony napój z blatu.
  Zniknął na dziesięć niepokojąco cichych minut, choć w jego przypadku i minuta spokoju wydawała się podejrzana. Wrócił jednak i to nie w towarzystwie piekielnych płomieni ani ogólnego zniszczenia; W dłoniach trzymał dwa parujące kubki.
  Idąc naprzód, jeden ułożył na ziemi, przy swoim małym miejscu pracy, a drugi wręczył czarnowłosemu.
  – Zielona. Z subtelną nutą pomarańczy – mruknął, przy okazji sięgając też po opakowanie paluszków. Wsunął jeden z nich do ust, kolejny złapał między palec wskazujący i kciuk, wyciągając rękę w kierunku ust Koyasuryo.
  Sam ugryzł własną przekąskę, szczerząc zęby w uśmiechu.
Kotarou

Powrót do góry Go down

  Pracowanie na stojąco czasem naprawdę pozwalało mu się dużo lepiej skupić na tym co robił. Układanie folderów choć mogłoby się wydawać niezwykle nudne, nie robiło mu większej różnicy. Przerzucał jeden po drugim segregując je w odpowiedniej kolejności. Pudeł była cała masa. Mimo to nim zdążył się zorientować skończył już pierwsze z nich i przesunął je nogą na drugą stronę, by w ten sposób oddzielić je od pozostałych. Przysunął do siebie kolejny karton, kiwając jedynie w ciszy głową, gdy chłopak opuścił pomieszczenie.
  Gdy nagle przerzucając kolejne akta, jego wzrok zatrzymał się na jednej konkretnej sprawie. Ręka zatrzymała się w powietrzu, nie ruszając nawet o centymetr. Oczy wpatrywały się w milczeniu w pierwszą stronę, gdy czarne tęczówki drgały nieznacznie wędrując po pojedynczych literach. Wyciągnął akta w stronę pudła, by wrzucić je między resztę.
  I wtedy się zawahał. Coś w jego twarzy drgnęło zaledwie przed ułamek sekundy, nim powoli przysunął je do siebie z powrotem, otwierając na pierwszej stronie.
VIII-3033
Funkcjonariusz prowadzący
: Koyasuryo Akuto.

  Przerzucał powoli kartkę po kartce. Nie musiał ich czytać. Znał każde zdanie na pamięć. W końcu sam je spisywał. Palce dotknęły załączonego zdjęcia, muskając ostrożnie gładki papier. Wystarczył jednak jeden cichy dźwięk powracającego do pomieszczenia Kotarou. Zamknął akta z głuchym trzaskiem i wrzucił do pudła pomiędzy pozostałe dokumenty z tą samą beznamiętną miną co zawsze.
  — Postaw na biurku — odpowiedział spokojnie, sprawdzając i segregując kolejne foldery. Wyglądało na to, że praca wciągnęła go na tyle, by nawet nie zauważył wystawionego w jego kierunku pocky. Ewentualnie na to, że zignorował je celowo, skupiając się na tym co miał przed sobą. Dopiero, gdy kucnął na ziemi i prawie wrzucił dwa kolejne dokumenty w odwrotnej kolejności niż powinien, ściągnął nieznacznie brwi i wycofał dłonie, zamieniając je miejscami. Podniósł się do góry i otrzepał ręce, obracając się w stronę Momobashiego.
  — Idę zapalić. Jak wrócę chcę widzieć twoje pudło po tamtej stronie — powiedział wskazując kciukiem na przesegregowane już akta, które odstawił tam wcześniej. Paczka papierosów błysnęła w jego dłoniach, nim opuścił pomieszczenie nie mówiąc już nic więcej, ani tym bardziej nie oglądając się za siebie.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  Kubek z herbatą stuknął o blat biurka. Miał tylko nadzieję, że nie skończy jak kawa, którą zostawił na pastwę losu. Jedna rzecz przygotować coś sobie i o tym zapomnieć, a druga zrobić coś dla kogoś i patrzeć, jak się marnuje.
  Brak reakcji opuścił rękę chłopaka wzdłuż ciała. Stał przez chwilę w miejscu, zachowując milczenie i po prostu obserwując całą sylwetkę policjanta.
  Wrócił co prawda na swoje miejsce, ale uwaga stale umykała ku mężczyźnie. Może właśnie dlatego czujnym oczom nie umknął moment pomyłki.
  – Zamiast papierosem mógłbyś zająć się mną, jestem ciekawszy i mam bogatsze wnętrze – mruknął w odpowiedzi tylko tyle, a może aż tyle. Nie patrzył już nigdzie indziej niż w papiery.
  Zajął się swoją herbatą i segregacją. Nie mógł nazwać tego zajęcia pasjonującym, głównie dlatego, że nie patrzył do wnętrza spisanych akt; nie sądził, by komendant pochwalał podobne działania. Po upiciu odrobiny gorącego napoju dokończył układanie pierwszego pudła. Pchnął je naprzód obiema rękami, aż nie stanęło w miejscu tuż obok tego przewertowanego przez Koyasuryo.
  Od razu złapał za kolejne, wszystko wysypał... padł plecami na glebę; jakaś wybita w powietrze kartka wylądowała mu na twarzy. Zdjął ją i odłożył na bok, czysto automatycznie sięgając do kieszeni. Pomiętą fotografię uniósł w górę i gdy tylko wzrok napotkał obraz dwóch twarzy, przestrzelone biodro zareagowało falą fantomowego bólu.
  Kotarou skrzywił się wyraźnie, upychając zdjęcie z powrotem w kieszeń. Kolejne pocky wylądowało w pysku. Chłopak ułożył skrzyżowane przedramiona na blacie stolika, chowając twarz w zgięciu łokcia. Cichy odgłos wydychanego powietrza był jedynym odgłosem, który na kilka krótkich sekund zmącił zaległy w pomieszczeniu bezdźwięk.
  Brak obecności ulubionego stróża nie motywował do pracy, więc wilk zrobił krótką przerwę. Komu zaszkodzi przymknąć oczy na marną minutę lub dwie?
Kotarou

Powrót do góry Go down

  Ciężko było stwierdzić czy stróż w ogóle usłyszał wypowiedziane przez niego słowa. Zwłaszcza biorąc pod uwagę brak jakiejkolwiek reakcji i fakt, że opuścił pomieszczenie praktycznie od razu, nijak nie zawracając. Żarty i tak nigdy nie wydawały się być zbyt mocno w jego stylu, nie powinno więc nikogo dziwić, że zwyczajnie na nie, nie odpowiadał. W końcu wyszedł na zewnątrz i pogrzebał przez chwilę po kieszeniach w poszukiwaniu zapalniczki.
  Akuto nie palił zbyt często.
  Papierosy były jedną z najgorszych inwencji współczesnego świata. Nie było z nich absolutnie nic pożytecznego, nawet jeśli w przeszłości wmawiano ludziom, że leczą wiele chorób układu oddechowego. Wystarczyło jednak, by medycyna poszła odrobinę do przodu, a wszystkie te idiotyczne teorie zostały błyskawicznie obalone. Mężczyzna oparł się o barierki przed wejściem do komisariatu i uniósł papierosa do ust, wypuszczając powoli smugę dymu w powietrze. Patrzył na subtelnie rysujące się kształty, znikające bezpowrotnie w przeciągu kilku sekund.
  W istocie uniósł go do ust dokładnie siedem razy. Siedem głębokich pociągnięć, po których kompletnie przestał skupiać się na przedmiocie w palcach. Zamiast tego utkwił niewidzący wzrok w przestrzeni. Nie myślał o niczym konkretnym. Choć mogłoby się zdawać, że jak normalny człowiek, Koyasuryo poświęci tę wolną chwilę na wspomnienia, nie marnował na to czasu. Zamiast tego kompletnie się wyłączył i jedynie ruszająca się miarowo klatka piersiowa wskazywała na to, że nadal oddycha.
  Ocknął się dopiero, gdy poczuł na palcach żar. Błyskawicznie wypuścił niedopałek z palców i przygniótł go butem, pocierając o siebie sparzonymi opuszkami. Prócz nieprzyjemnego uczucia, nie było na nich jednak żadnego śladu. Przeczesał włosy palcami, nim podniósł filtr z ziemi, zaraz wyrzucając go do kosza przy drzwiach. Wrócił niespiesznie do archiwum i omiótł wzrokiem pomieszczenie, wyraźnie sprawdzając czy Kotarou wykonał jego polecenie. Dopiero wtedy podszedł do jednego z pudeł i przestawił je na tyle głośno, by rozbudzić młodego stażystę.
  — Jeśli skończysz segregować dwa kolejne pudła do końca dnia, zabiorę cię na ramen. Dzieciaku z bogatym wnętrzem — a jednak słyszał.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  Zaczynał odpływać. Nigdy nie potrzebował wiele, szczególnie przy tak napiętym grafiku dnia, gdzie jedna sprawa przeplatała się z drugą, a druga z trzecią. Nic dziwnego, że nawet nie zarejestrował momentu, w którym drzwi ponownie skrzypnęły, ukazując w progu sylwetkę stróża.
  Dopiero niezbyt subtelnie przesuwane pudło wprawiło niemal śpiącego chłopaka w zaskoczone drgnięcie. Z jednym okiem przymkniętym uniósł twarz znad rąk i rozejrzał się dookoła, rejestrując winowajcę lekko zamglonym spojrzeniem.
  Ziewnięcie ukrył we wnętrzu dłoni.
  – Ha? – zamrugał w niezrozumieniu, wpatrując się w mężczyznę jak w święty obrazek. – Randka! I to z jedzeniem! Jednak o mnie dbasz – Wsparł łokieć na blacie, później policzek na zgiętym nadgarstku i wygiął usta w przekornym uśmiechu.
  Moment później wyprostował plecy, jednocześnie celując palcem w postać stróżą.
  – Wyzwanie przyjęte, Koyasuryo.
  Wrócił do pracy z całkowicie nowym zapasem energii. W zasadzie sam był sobą zdziwiony, wszak zazwyczaj nie dawał się łapać na takie rzeczy. Jasne, kochał jedzenie i był w stanie sporo dla niego zrobić, ale nawet to miało swoje granice. Które właśnie przekroczył i nie był w stanie powiedzieć dlaczego. A może po prostu niektórych faktów nie chciał dopuszczać do świadomości.
  – Zaliczasz obecne pudło do tych dwóch, czy to mają być dwa prócz tego? – mruknął pytanie, nie odrywając wzroku od składanych akt. Nawet jeśli jakieś znajome nazwiska przemykały mu przed oczami, to nie poświęcał im zbyt wiele uwagi.
  Nic nie mogło konkurować z...
  Zmarszczył nagle brwi. Zamarł w miejscu dokładnie na sekundę, dość szybko rozjaśniając lico zwyczajowym wyrazem.
  – Te to w ogóle nie pasują do tego pudła. Są sprzed dwóch lat – Jakoś musiał się wybronić, a błąd innego pracownika, który akurat wpadł mu w ręce, stał się idealnym rozwiązaniem. Odrzucił papiery na stolik, żeby później wrzucić je do odpowiedniego kartonu.
  Chyba jeszcze nigdy nie wertował durnych kartek z takim zawzięciem.
Kotarou

Powrót do góry Go down

  Ignorował jego bzdurne wypowiedzi, nie dlatego że jakkolwiek do niego trafiały, a przede wszystkim dlatego, że nie mieściły mu się głowie. Czy należało się dziwić, że tak wielki tradycjonalista jak Akuto nigdy nawet nie pomyślałby, że dwóch mężczyzn na wspólnym wyjściu mogłoby rzeczywiście być na randce? Przecież sama wizja brzmiała absurdalnie. Tak samo absurdalnie jak fakt, że chłopak otwarcie zasypiał w miejscu pracy, kompletnie się tym nie przejmując.
  — Mogę zadbać o twoją edukację zgłaszając komendantowi, że śpisz zamiast pracować, Momobashi. Uwielbia zajmować się leniwymi ludźmi — odpowiedział, zwracając się w jego kierunku, gdy ten wycelował w niego palcem. Miał dziwne wrażenie, że prędzej czy później ten chłopak nauczy go zupełnie nowego odruchu. Przewracania oczami. Póki co był w stanie całkowicie oprzeć się podobnej reakcji, miewał jednak momenty, gdy był w stanie wręcz wyobrazić sobie ten ruch na własnej twarzy.
  — Zaliczasz obecne pudło do tych dwóch, czy to mają być dwa prócz tego?
  — Nie kombinuj, bo nigdzie nie pójdziesz — uciął krótko, nie zamierzając mu pobłażać. Fakt, że Koyasuryo poświęcał swój cenny czas wolny na to, by nagrodzić jakiegoś dzieciaka za wykonywanie swojej pracy był wystarczającym argumentem, by nie zezwalać mu na drogę na skróty.
  — Hm? — podniósł głowę znad swoich folderów, patrząc jak chłopak odkłada jakiś plik papierów na stolik. Zerknął na nie pobieżnie, zaraz wracając do pracy — po prostu oznacz je sobie jakąś kartką, żeby nie pomieszały się z resztą.
Wrócił do pracy, przerzucając kolejne akta. Od czasu do czasu robił drobne przerwy, by upić kilka łyków przygotowanej przez Kotarou herbaty, aż w końcu odstawił pusty kubek na talerz i zerknął na zegar. Zbliżał się koniec ich zmiany. Ogarnął wzrokiem pudła i kiwnął głową z aprobatą, nawet jeśli nie odbiła się ona nijak w jego mimice.
  — Idę sprawdzić co z Nakamurą. Dokończ to co robisz i spotkamy się na zewnątrz — powiedział i wyszedł z pomieszczenia, zgarniając przy okazji ze sobą puste kubki. Wpadnięcie po drodze do kuchni go nie zbawi, a przynajmniej nie będzie musiał słuchać jęczenia komendanta na temat burdelu w miejscu pracy.
Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek
  Nie mówił już zbyt wiele, po prostu pracował. Tym razem z całkiem nową dawką energii, bo wizja wspólnego wyjścia na ramen – randki, jak sobie cały czas mówił w duchu – brzmiała jak najlepsza nagroda, jaką mógł dostać. Czasami wytykał język poza usta, gdy nad czymś głęboko rozmyślał, ale poza tym nie wykonywał żadnych zbędnych ruchów; biegały tylko ręce i śledzące tekst oczy.
  – Dobrze – mruknął tylko w odpowiedzi, choć czysto automatycznym odruchem.
Ostatnie pudło szło mu najsprawniej, bo było ostatnim murem do przeskoczenia, który oddalał go nie tylko od spotkania, ale i od jedzenia. Nie patrząc na nic dookoła, wertował akta, składał je na stos, segregował według alfabetu.
  Ostatni plik wylądował w pudle, które w moment później wylądowało obok całej reszty przewertowanych spraw.
  Kotarou jeszcze nigdy nie wychodził ze stażu tak zadowolony.

| Koniec.
Kotarou

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Powietrze tego dnia wydawało się być nieprzyjemnie suche, jakby specjalnie chciało drażnić już od dłuższego czasu wysuszony, spragniony napoju przełyk Hideo. Kawa nie była na tę chwilę najlepszym rozwiązaniem, tak samo i herbata. Żłopałby wodę wiadrami jeśli byłaby taka potrzeba. Problem jednak polegał na tym, że już dziesięciu minut tłumaczył policjantom zebranym na komendzie co zaszło, gdy oni bronili wejścia do budynku.
  - Według dowodów zebranych na miejscu zbrodni Hazuki zaatakował młodą parę, która mieszkała w hotelu od trzech miesięcy, mężczyznę w podeszłym wieku oraz dwójkę dzieci. Wszyscy byli turystami - zaznaczył ponownie wypowiedziane przez siebie zdanie, że tu chodziło o turystów. Nie został zaatakowany nikt spoza, nie wliczając w to brata chłopaka, który jakimś cudem powstrzymał zmarłego już niebieskowłosego.
  Wsunął dłonie do przednich kieszeni spodni stając w lekkim rozkroku. Wciąż nie mógł się przyzwyczaić do tych zmian w wyglądach, płciach, ogółem... To wszystko było pokręcone i gdzieś z tyłu coś mu podpowiadało, że to nie przypadek, że klątwa rzucona została zaraz po tym jak oddał rodom dzieciaka.
  - Poza tym. Chłopak przyprowadzony na komendę szamotał się i rzucał groźbami, a zdanie, które wypowiedział "Przeskoczę do innego ciała" sprawiło, że sprawa stała się jasna. Chłopak był opętany - przeniósł powoli wzrok z jednego policjanta na drugiego. Jego mięśnie twarzy nie drgnęły nawet na kilka chwil odkąd zebrał tu wszystkich.
  - Przekazałem go rodom, jednakże... - urwał na moment przenosząc wzrok na... Miał nadzieję, że patrzył we właściwą osobę - Akuto... Powiedz mi, czy doszliście do jakiegoś punktu? Co się wydarzyło? Bardziej chodzi mi o to, czy dostaliśmy jakieś wskazówki, co powinniśmy zrobić - nie żeby go to jakoś bardzo obchodziło, ale pewnie i tak już rody były na niego nieźle wkurzone, a konkretniej jeden. Zmarszczył czoło na moment wciągając powietrze do płuc. Znów ta nieprzyjemna suchość.
  Zerknął jeszcze prędko na porucznika, który jakiś czas temu zawitał do niego nieźle poturbowany. Rozpoznał go tylko po gipsie i temblaku. W innym wypadku miałby zdecydowanie problem.

@Ibashi, @Akuto, @Jirō
Hideo

Powrót do góry Go down

Nie dość że zaczął jakiś miesiąc temu i był jeszcze totalnym noobem, to w dodatku wziął dwa tygodnie wolnego żeby zająć się wujkiem. A teraz jeszcze to!
Z początku myślał że to świadomy sen! Dobrze się przy tym bawił, ale gdy sen okazał się być rzeczywistością.. już mu nie było do śmiechu. Samopoczucie poprawiało tylko jedno! Wszyscy w Oguni byli ofiarami. To jakoś pomagało mu się oswoić z myślą że ma nowe ciało. No może nie do końca takie nowe, bo blizny w magiczny sposób nie zniknęły, oczy zostały takie same i kolor włosów. Głos za to mu się zmienił i skradziono mu jego pierwotny wzrost, z tego fakty był kompletnie nie pocieszony. "Jak mają mnie brać teraz poważnie..?" warknął w myślach.

Gdy znalazł się na komisariacie, tempo przeleciał wzrokiem po zebranych. Zmarszczył brwi, wytężając zirytowane spojrzenie szukając swojego mentora. "No to chyba będzie miał czarne kudły.. też będzie laską.. więc mogę wykluczyć facetów.." przemknęło mu przez myśl gdy spojrzenie na chwilę się zawiesiło na dziewczynie z ręką w gipsie. "Naaah.. to na bank nie On.. jakaś niedorajda.." skomentował w myślach.
Siedział na krześle wpatrując się w komendanta podczas jego przemówienia, ale co jakiś czas zerkał w stronę drzwi z nadzieją że może Jiro wparuje z jakąś wymówką czemu się spóźnił na spotkanie. Osobiście Akarusa nie widział w żadnej z obecnych policjantek materiału na typa który szantażem go przycisnął do wstąpienia w szeregi mundurowych. Skrzyżował ręce pod piersiami, próbując się jakoś wygodniej ułożyć. Jeszcze się nie przyzwyczaił do kobiecych kształtów i nie mógł się doczekać aż wróci do swojego prawdziwego ciała.
Anonymous

Powrót do góry Go down

  Nie zadawał pytań.
  Stał w absolutnej ciszy, pozwalając by jedynym głosem niosącym się po komisariacie był ten należący do komendanta. Zbierał wszystkie informacje, wiedząc że jako osoba, która nie była bezpośrednim świadkiem wydarzenia, właśnie teraz mogła uzyskać od nich najwięcej. Nie tylko Hideo miał dość ograniczającego go ciała. Nawet ścięcie zbyt długich włosów nie zwiększyło zbyt mocno komfortu Koyasuryo. Z każdym kolejnym dniem odkrywał, że jego funkcjonowanie mimo wszystko ulegało zmianom, a położenie im kresu stało się jego główną motywacją.
  Nie podobały mu się jednak słowa wypowiadane przez komendanta, nawet jeśli i na chwilę ani jeden mięsień w jego twarzy nie drgnął w żaden sposób. Wpatrywał się w niego z tym samym bezgranicznym spokojem co zawsze i tak też się wypowiedział, gdy w końcu postanowił zabrać głos.
  — Z całym szacunkiem komendancie Ryozo, ale chłopak nigdy nie trafił w nasze ręce, podczas gdy powinniśmy być waszą pierwszą linią kontaktu — urażona duma rodów nie była czymś co łatwo było naprawić. Gdy ktoś nie wiedział jak się zachować w poszczególnych sytuacjach i popełniał najgorsze z możliwych faux pas z pewnością musiał się liczyć z konsekwencjami. Akuto nigdy nie należał do osób, które celowo robiły innym pod górkę po tym, jak tamte popełniały błędy. Wiedział jednak, że jego brat był zupełnie inny. I z pewnością nie odpuści nikomu z policji zniewagi z ich strony.
  Pytanie brzmiało czy turyści mieli w sobie choć tyle przyzwoitości, by faktycznie spróbować naprawić swój błąd i za niego przeprosić. Niewielu potrafiło przełknąć własną dumę i ukorzyć się w podobnej sytuacji.
  — Po rozmowie z naszym kapłanem, doszliśmy do wniosku, że klątwa nie została rzucona przez żadnego mieszkańca. Wykluczyliśmy ingerencję osób trzecich takich jak choćby rodzina Momobashi, która mogłaby nie być zadowolona z takiego, a nie innego obrotu spraw. Jego zdaniem, za całe zamieszanie najprawdopodobniej odpowiedzialny jest demon. To sprowadza nas jednak do punktu wyjścia. Demony nie rzucają klątw bez powodu.
  Mogły być upierdliwe, zatruwać im życie, opętywać, ale nie przeklęłyby całego miasteczka uderzając we wszystkich mieszkańców z dnia na dzień z powodu własnego kaprysu. Nigdy wcześniej się to nie wydarzyło, coś musiało pójść nie tak.
  — Według twoich słów komentancie, przekazałeś go rodom. Ustaliliśmy już jednak, że Momobashi nigdy nie trafił w ręce mojego rodu. Zatem w czyje? Z kim skontaktowała się policja i kto zabrał ze sobą chłopaka? — była to podstawa konieczna do ustalenia dalszego planu. Niezależnie od tego jak bardzo policja spieprzyła sprawę ignorując wszystkie podstawowe założenia ich miasteczka, łączył ich teraz wspólny cel. Musieli ustalić co się stało z Hazukim, pozbyć tej klątwy i odpowiedzialnego za nią demona.
Anonymous

Powrót do góry Go down

  Normalnie nie ruszyłby się z urlopu, nawet gdyby całe miasteczko miało się palić i walić, ale wiadomym było, że na emergency meeting wpadnie zawsze, byle się podlizać szefowi. Zwłaszcza, że napić się kawy zawsze może, a w razie czego wykpi się od wszelkich obowiązków swoim stanem zdrowia. Bądź co bądź unieruchomiona gipsem ręka oraz opatrunek na nosie nadal były nierozłączne.
  Może i klątwa co nieco w nim pozmieniała, ale wygodnictwa z niego nie wypleniła. Rozsiadł się na najwygodniejszym krześle w okolicy, popijając sobie wcześniej przygotowaną kawę i lustrując wzrokiem pozostałą część zebranych. Klątwa klątwą, ale zdecydowanie nie obraziłby się gdyby u niektórych jej skutki utrzymały się znacznie dłużej. Oczywiście nie wliczał w to siebie samego.
  Wziął kolejnego łyka przesłodzonej kawy i przeniósł wzrok na tłumaczącego im sytuację komendanta. Przez chwilę patrzył mu prosto w oczy, ale później jednak przeniósł wzrok wyżej, już na te właściwe.
  Porucznik sam nie zabierał głosu, nie bardzo chcąc dolewać oliwy do ognia komentarzami, że niebieskowłosy najpewniej wcale opętany nie był, tylko się popisywał, jak zresztą od momentu, w którym ich drogi skrzyżowały się po raz pierwszy. Ale Oguni to zapyziała wieś, tu nie ma psychologa, a jedynie opętania.
  Ponownie przesunął wzrokiem po zebranych, próbując wybadać ich nastroje. Natrafił jedynie na panienkę, która ewidentnie co chwilę zerkała w stronę drzwi, pewnie mając zamiar jak najszybciej stąd wyjść. Hasegawa chciał posłać jej spojrzenie pełne reprymendy, ale doskonale wiedział, że póki co ze swoim pyszczkiem najsmutniejszego chomiczka na świecie, gówno zdziała. Zmarszczył nos z niezadowoleniem, powodując piekący ból pod opatrunkiem i odkrywając nagle dlaczego ta cholerna rana się tyle goi.
  Osobiście sumienie miał czyste, w czasie tego całego burdelu, wzorowo wypełniał swoje obowiązki przed komendą. Niemniej lubił jednak słuchać o tym, co ktoś spieprzył.
  Wyłapał rzucone mu przez Hideo spojrzenie i ruszył brwiami w odpowiedzi, choć pewnie mało zauważalnie przez grzywkę, która nieustannie właziła mu w oczy.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Milczenie większości policjantów wcale go nie dziwiło. Jego głos był na tyle donośny i twardy, by zmusić wszystkich do wysłuchania najpierw jego wypowiedzi. Zresztą, gdyby ktoś mu przerwał od razu by spotkał się z groźnym, przeszywającym spojrzeniem komendanta. Jak nie reprymendą za pogaduchy podczas zebrania. Byli w ciężkiej sytuacji, trzeba było to rozwiązać. Dlatego też chciał, by wszyscy wiedzieli co się dzieje...
  - Koyasuryo, wasz ród go nie otrzymał. Żeby zapobiec dalszemu rozlewowi krwi, który mógłby mieć miejsce zaraz pod naszymi nosami przyprowadziłem go na komendę. W innym wypadku mielibyśmy więcej ofiar. Co też sugeruje, że nie było czasu na zastanawianie się kogo wezwać - odpowiedział szybko czując potrzebę wyjaśnienia sytuacji. Choć nie było to wcale potrzebne z jednej strony, tak z drugiej chłopak należał do jednego z rodów i musiał uważać na słowa. Nie tyle, co na słowa, co właśnie dlatego mu to wytłumaczył. Miał ochotę dopowiedzieć coś jeszcze, ale zrezygnował. Nie będzie sobie robił większych problemów.
  Odczuł na sobie dziwne spojrzenie, aż nim wzdrygnęło. Ktoś naprawdę nie ma co robić, tylko rozbierać go wzrokiem? Jak tylko dopadnie tego kogoś...
  Wysłuchał uważnie wciągając suche powietrze przez nos. Cholera, niech mu ktoś da wody, aż przełknął ciężko ślinę, czując jak przełyk ma podrażniony od tego całego gadania. Nie nadawałby się na nauczyciela.
  - Wściekły demon... Jeszcze tego nam teraz potrzeba... - wyciągając dłoń z kieszeni przejechał opuszkami palców po swoim nosie zatrzymując je na złączeniu nasady nosa - Pytanie brzmi, co go rozgniewało i gdzie teraz jest... - powiedział w miarę głośno, choć przystawiał właśnie dłoń do ust w zamyśleniu, wyciągając teraz i drugą z kieszeni spodni. Potarł dolną wargę bokiem palca wskazującego i nim odpowiedział na zadane mu pytanie obrzucił szybko spojrzeniem kręcącego się młodego policjanta.
  - Owsiki masz? Tak bardzo chcesz wracać do domu, to droga wolna. No, chyba że zamierzasz słuchać i już się nie kręcić to oczekuję, że Twoja uwaga będzie skupiona na tym, o czym tu mówimy - prawa brew komendanta drgała lekko w oburzeniu. Młody i jeszcze kombinuje. Wywrócił oczami wzdychając ciężko i nim jeszcze cokolwiek odpowiedział zauważył kątem oka to poruszenie brwiami porucznika. Aż na dosłownie ułamek sekundy usta wykrzywiły mu się w łagodnym uśmiechu. Ktoś to zauważy? Oby nie.
  - Przekazałem go Myohoji. Córka głowy rodu stawiła się tu osobiście przychodząc tylnym wejściem. Odebrała go na oczach brata opętanego. To właśnie z nią się skontaktowałem - pokiwał głową, jakby sam utwierdzał się właśnie w przekonaniu, że postąpił właściwie. Choć, czy to prawda?
  - Czy ta informacja nie została wam przekazana? - uniósł brew ku górze w zdziwieniu przyglądając się Akuto - Chyba to teraz mało ważne, skoro mamy na głowie yokai, który z jakiegoś powodu pozamieniał wszystkim płeć. Jeśli mi dobrze wiadomo, pani Myohoji zabrała Momobashiego do rodowej świątyni.
Hideo

Powrót do góry Go down

  Po wyrazie twarzy Akuto - a raczej jego kompletnym braku - ciężko było się domyślić jego reakcji na słowa komendanta. Nie żeby mężczyzna zamierzał zachować swoje słowa dla siebie. Ryozo zapewne nie zdawał sobie sprawy z tego, że wymówki w tym momencie czyniły więcej złego niż dobrego. Policjant i tak podchodził do całej sytuacji niezwykle spokojnie. Gdyby ktoś wpuścił na komendę jego brata, zapewne już zgarnialiby z niej resztki tutejszych pracowników.
  — Byłem przed budynkiem komendancie. Jestem pewien, że posłanie po mnie i poradzenie się w tej kwestii byłoby dużo szybsze niż wzywanie kogoś, kto nie był nawet w pobliżu. Moja praca na komendzie nie wyklucza ani mojego pochodzenia, ani zobowiązań wobec rodu, ani tym bardziej wiedzy że to właśnie my mamy najbardziej bezpośredni kontakt z yokai — jakby nie patrzeć, ich rytuały cieszyły się niemałą sławą. Niezwykle krwawą i okrutną, ale bez wątpienia skuteczną, gdy koniec końców trzeba było opuścić miasto.
  Mimo, że na usta cisnęło mu się jeszcze wiele słów, nie bez powodu przez całe życie uczył się kontroli nad nimi. Zdusił więc większość niepotrzebnej paplaniny i uniósł palce do własnej szczęki, pocierając ją kilkakrotnie. Nawet jeśli mogłoby się wydawać inaczej, mimo wypowiedzi które bez wątpienia stawiały go po stronie rodu, Akuto wcale nie był wrogo nastawiony do policji. Jeszcze. Wierzył że każdy popełniał błędy. I wierzył, że nie każdy chciał je naprawiać. Nie znaczyło to jednak, że nie powinno dawać się im odpowiednich wskazówek, gdy wyraźnie nie wiedzieli, że kroczą po niezwykle cienkim lodzie.
  — To miasto ma kilka swoich zasad. Większość z nich ustanawiają właśnie rody. Gdy ktoś rozmawia z innymi z konkretnej pozycji, którą tamci uznają, często wraz z odgórną siłą staje się niezwykle wrażliwy na takie rzeczy jak podważanie jego autorytetu. Mówię to jedynie jako uprzejmy doradca, to do ciebie należy decyzja co z tym zrobisz, komendancie. Nieświadomie lub nie, rozpaliłeś ognisko które może pochłonąć cały las nim zdążysz się obejrzeć. Radzę je ugasić, nim będzie za późno. Osobiście.
  Jego brat był w końcu niezwykle porywczy i wiedział, że nie przestanie, dopóki nie osiągnie tego co zaplanował. Być może dało się go jeszcze odwieść od poprzedniej myśli.
  — Jeśli mogę liczyć na twoje zrozumienie, wstawię się za wami osobiście i postaram załagodzić sytuację na tyle ile mogę — musieli jednak pamiętać, że to nie był jego konflikt. Nawet jeśli tu pracował i pomagał im na codzień.
  Na wspomnienie o Myohoji coś w jego twarzy nieznacznie drgnęło. Być może była to brew która na ułamek sekundy obniżyła się w dół, a może ruch tęczówek, gdy zmienił chwilowo punkt skupienia, zbyt szybko by dało się to zarejestrować.
  — Jeśli ród Myohoji zabrał chłopaka do swojej świątyni to dzieciak już nie żyje. A my użeramy się z rozwścieczonym demonem, któremu ofiarę złożył ktoś, kto nie ma o tym zielonego pojęcia, bo nie ma najmniejszego prawa wchodzić w nasz zakres obowiązków — powiedział powoli, wyraźnie czując że mimo usilnych starań, jego mięśnie szczęki wyraźnie się spięły, gdy próbował opanować narastający w nim gniew. Jaka mogła być w końcu inna opcja? Tsuki wyraźnie zaznaczył, że nikt nie byłby w stanie rzucić klątwy w tak krótkim czasie. Teraz z kolei wszystko stopniowo układało się w jedną całość.
  I kompletnie mu nie pomagało. Nie miał najmniejszego pojęcia co powinni zrobić w takiej sytuacji. Jak uspokoić rozwścieczonego demona? Załagodzić jego gniew kolejną ofiarą? Czy przelew krwi faktycznie był tu niezbędny? Nie był kapłanem, nie znał się na ich ujarzmianiu. Jedyne na czym się znał...
  — ... musimy go zabić — powiedział w końcu opierając palec wskazujący o swoje wargi. Mimo że nadal stał spokojnie w miejscu, a wcześniejszy gniew zdawał się wyparować bez śladu, jego myśli gnały nieustannie.
  Co jeśli nie dadzą rady?
  Co jeśli demon ześle na nich jeszcze gorszą klątwę?
  Nie mogli podjąć sami po raz kolejny podobnej decyzji. Zwłaszcza, że musieli go namierzyć.
  — Musimy skonsultować się z kapłanami. Jeśli nie wpadną na żaden pomysł, być może będą nam w stanie pomóc mnisi z rodu Banmasa. Zawsze mieli bliski kontakt z naturą, jest szansa że zaobserwowali anomalie związane z obecnością demona w danym miejscu, które umknęły reszcie mieszkańców zaaferowanych zmianą ciał. Myślę, że przyda się też dodatkowe przesłuchanie rodziny Momobashi. By upewnić się, że Hazuki nie odezwał się do nich od momentu incydentu.
  Mógł się w końcu mylić. Choć w tym momencie mimo tej niezwykle ponurej wizji, wolał mieć rację i nie krążyć po omacku niczym ślepiec.
  — Komendancie, proszę o zezwolenie na przesłuchanie rodziny Momobashi. Skonsultuję się także z jednym z kapłanów z mojego rodu, niemniej sądzę że ktoś z pozostałych powinien udać się do rodu Banmasa. Zalecam ostrożność i wyrozumiałość. Niedawno stracili swego następcę.
  Jego wizyta tam mogłaby się z kolei skończyć w dość... nieprzewidywalny sposób. Nie od dziś było wiadomo, że pomiędzy ich rodzinami pojawiały się pewne spięcia na skutek różnicy zdań w składaniu ofiar.
Anonymous

Powrót do góry Go down

  Kawusia, same głupoty we łbie i wpatrywanie się w komendanta, który właśnie zbierał cięgi od kogoś innego. Jirō był w swoim żywiole jako obserwator, który mógł zapamiętywać teraz najlepsze smaczki, by później cytować je przełożonemu w ramach wszelkich uszczypliwości, gdy już znajdą się poza pracą.
  Przynajmniej do czasu. Z pyska spełznął mu uśmieszek, a zastąpiło go całkowite niezrozumienie wymalowane na twarzy i w dodatku od razu skierowane w stronę Akuto.
  "Wstawię się za wami osobiście...".
  Wami?
  - Jakimi wami? - powtórzył, już nie potrafiąc dłużej siedzieć cicho - Jeżeli właśnie próbujesz zrzucić na całą komendę winę za to, że rody nie potrafią się komunikować ze sobą, jeżeli zachodzi taka potrzeba, to nie tędy droga.
  Trudno było mu uwierzyć, że nie mieli w tych świątyniach zasięgu, że nie potrafił jeden do drugiego zadzwonić czy tam gołębia wysłać, cokolwiek w tej zacofanej wiosce woleli. Patrząc na to wszystko z boku, wyglądało, że organizacja w tych sławetnych rodach leżała i kwiczała. Tym bardziej dziwił się jak udało im się wypracować tą otoczkę władzy, skoro polegali na takiej pierdole.
  Jak on tęsknił za dużym miastem, posterunki na prowincji były nie do zniesienia.
  - W takim razie zróbmy najprostszą rzecz, jaką można zrobić. Złóżcie w kolejnej ofierze osobę, która spieprzyła ten rytuał. Wy będziecie zadowoleni, bo nikt wam w kompetencje nie wejdzie, demon będzie zadowolony, bo dostanie jakąś ofiarę, a przy okazji my będziemy zadowoleni, bo ubędzie o osobę, która się bierze za to co nie jest jej. My sobie w aktach wpiszemy, że dorwano sabotażystę. Bo jak sądzę, to rody najbardziej powinny znać swoje granice i nie podpieprzać zadań jeden drugiemu?
  Chyba że się mylił i w Oguni działała tylko zasada "każdy sobie". Jego wzrok przesunął się na tablicę korkową na jednej ze ścian. Trzeba będzie jednak ją posprzątać i wypisać z czym dzwonić do kogo, bo jeżeli sami nie potrafili sobie z tym poradzić to Hasegawa im pomoże. Jak w przedszkolu, każdy dostanie symbolik i szafeczkę na zabawki i skończą się obrażania rodowe.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  - Nie uważam, że nie posiadacie takowej wiedzy, jednakże Twoje miejsce, Akuto, było wraz z innymi policjantami i gdyby Cię tam zabrakło, prawdopodobnie doszłoby do wtargnięcia na komendę - może i powinien od razu podejmować takiej decyzji, jaką podjął, ale wiedział jedno. Na tamtą chwilę nie mieli czasu, żeby zastanawiał się kogo wezwać, a kogo nie. Zwłaszcza w tej chwili, kiedy zamiast zająć się tym co było istotne wymieniali swoje zdania na dany temat.
  Nie chodziło tu o to, że nie chciał przeprosić za błąd, który popełnił. Chociaż z jego perspektywy wyglądało to dość irracjonalnie. Klatka piersiowa komendanta podniosła się na kilka centymetrów, gdy ten brał głęboki wdech. Zaraz po tym mężczyzna wydał z siebie ciche westchnienie.
  Eh... Rody, rody i jeszcze raz rody... Czasem naprawdę ich nie rozumiem...
  Słowa, które docierały do jego uszu zdawały się być więcej niż przestrogą. Zmarszczył czoło mrużąc przy tym jednocześnie kobaltowe ślepia wbite w policjanta. Nie żeby mu się widziało uchylać przed kimś łeb, ale tyle lat już tu był, że zdawał sobie sprawę z tego, że dla niektórych postępowanie komendanta mogło być... niestosowne. Jeśli jednak przeprosiny miałyby pomóc w załagodzeniu sprawy, jak i niepopełnienie tego samego błędu w przyszłości, to schowa dumę do kieszeni.
  Nie spodziewał się jednak słów porucznika. Od razu przeniósł na niego spojrzenie nie wiedząc kompletnie, co w niego wstąpiło. Zaszokowany wpatrywał się w niego dłuższą chwilę. Dobrze, że mu usta się nie otworzyły w tym zdziwieniu, bo by jeszcze muchę połknął.
  W tym wszystkim udało mu się jedynie poruszyć ustami bezgłośnie kierując niewypowiedziane na głos zdanie do Hasegawy: "Co Ty kurwa robisz?"
  Dokładnie. Co Ty odpierdalasz?
  - Hasegawa... błagam Cię... - zwrócił się w stronę mężczyzny spoglądając na niego z politowaniem. Dopiero po dłuższej chwili zebrał znów myśli do kupy, by przenieść wzrok na Akuto - Fakt, błąd został popełniony, ale nie znaczy, że to też nie jest wasza wina. Kobieta mogła się z wami skontaktować, a tego nie zrobiła. Wyraźnie zaznaczyłem jej, żeby zrobiła wszystko, by chłopaka ocalić. Skąd mogłem wiedzieć, że nie jest kompetentną osobą? - uniósł nieco głos prostując się przy tym i splątał swoje dłonie za plecami - Dobrze, nie ciągnijmy tego tematu. Proponuje, by zrobić tak jak sugerujesz, Koyasuryo. To był nasz błąd, ale nie zapominajmy, że wina leży też po stronie wiadomo jakiego rodu. Z nikim się nie skontaktowali.
  Z nikim. Nawet rody się ze sobą teraz kłóciły, bo jeden drugiego o niczym nie informował. Co za paranoja... Pokiwał jeszcze głową.
  - Dobrze. Ja ze swojej strony proponuje przyjrzeć się miejscu, w którym odbył się rytuał.
  Już liczył, że porucznik nie odwali kolejnego cyrku. Rozumiał, że normalnie między sobą tak faktycznie rozmawiali, ale teraz gdy ich życie praktycznie było w niebezpieczeństwie ten postanawia rzucać takimi słowami?
  - Hasegawa, wyjdź.
  Powiedział sucho, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że nie tylko jemu by się nie spodobały te słowa. Prawdą jednak było, że zamiast faktycznie zająć się sprawą wszyscy obwiniają teraz policję, która wykonywała jedynie to co uważała za słuszne. Najwidoczniej nie w tym zamkniętym świecie...
  - Zaczekaj przed budynkiem.
  Dokończył obrzucając go gniewnym spojrzeniem.
  - Zezwalam, przesłuchaj chłopaka. Może nam w tym jakoś pomoże. Udaj się do niego teraz, a my zbierzemy sprzęt i będziemy szli w stronę świątyni Myohoji.
Hideo

Powrót do góry Go down

Powrót do góry Go down

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Powrót do góry


Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach