Droga do lasu Shimojo
by Lert Czw Lut 11 2021, 01:29

Kto zagra?
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:44

Rezerwacje wyglądów
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:30

But the darker the weather, the better the man
by Oguni Sro Sty 13 2021, 21:14

Aktualnie słucham
by Junko Wto Sty 12 2021, 21:56

Bar
by Gość Wto Sty 12 2021, 19:37

Ogrody
by Lert Wto Sty 12 2021, 18:27

Stare drzewo
by Gość Sob Sty 09 2021, 00:16

Park
by Gość Czw Sty 07 2021, 20:57


magnes na yōkai
Wiedział, gdzie można było się wybierać, a jakich miejsc lepiej unikać. Każdy wiedział, że yokai mogli zaatakować w każdej chwili, ale samotny człowiek w lesie był szczególnie łakomym kąskiem.
Uniósł lampę wyżej, oświetlając krzaki po swojej lewej. Wiewiórka albo jakiś zając nimi poruszył. Poszedł dalej w las, a światło księżyca nie docierało już pomiędzy gałęzie. Leśne yokai nigdy go tak nie irytowały jak te kryjące się po domach i straganach. Nie wchodziły ludziom w drogę, póki ludzie nie przypierali ich do muru. Naturalny porządek rzeczy i tak dalej. Kręcił się odpowiednio długo po różnych ścieżkach i skałkach, by nabyć szacunek względem tych potworów. Co innego to jednak plotki o groźnym Ao bozu, który szczególnie polubił te rejony. Pozwolił sobie dlatego zejść trochę z normalnej trasy i udać się na ścieżkę. Nie był jedynym stróżem, miasteczko i tak powinno być bezpieczne. Mimo to chciał jeszcze wrócić na swój obszar pracy tej nocy, więc nie zamierzał zapuszczać się zbyt daleko. Było zaledwie parę godzin po północy, miał jeszcze masę czasu do poranka.
Poprawił broń u pasa. Może był głupi, że się nie bał. Niedawno nawet znaleziono nawet kolejnego człowieka zabitego na polu, ale to był zwykły rolnik, który nigdy nie nauczył się bronić. Żal go oczywiście, ale nie po to Luka wylewał pot, krew i łzy, żeby skończyć jako mięso dla potwora. Był lepszy niż to. Nie będzie ofiarą.
Widział widocznie parę metrów oświetlonych przez latarnie. Czuł spojrzenie na sobie, ale nie przejął się tym szczególnie. Oczywiście, że coś na niego patrzyło: sowy, lisy, wszelkie robactwo, które zainteresowało nagłe światło w lesie. Musiał polegać głównie na słuchu. Las był głośniejszy niż miasteczko, tego nauczył się podczas swoich pierwszych ucieczek z domu. Miasteczko żyło wraz ze swoimi ludźmi. Budziło się o poranku dźwiękami otwieranych okien i cichych rozmów, a zasypiało wraz z ostatnimi ludźmi wracającymi z baru. Las był inny. Las przeskakiwał z etapu na etap, wymieniając jedynie jedne dźwięki na drugie. Słowiki zmieniały się w nietoperze, a zające w borsuki.
Potem nastąpiła zmiana Do znajomej piosenki doszły nowe nuty. Kroki Jeszcze niewyraźne, ale całkiem blisko. Coś większego, na pewno nie zbłąkany pies ani zająć. Położył rękę na broni i czekał.
Luka

Powrót do góry Go down

Kolejna noc, kolny patrol. Na te wyprawy ubierała się w ciemniejsze yukaty, tym razem miała na sobie ciemną granatową bez zdobień. Jedyne co się rzucało w oczy to jej białe włosy i może czerwone oczy. Katanę miała za pasem, lewa dłoń spoczywała na pochwie miecza. Opuszka zgiętego kciuka dotykała tsuby, gotowa w każdej chwili by wypchnąć ostrze.
Plątała się po lesie od jakiegoś miesiąca bez latarni. Znała te miejsca na wylot, za dnia zbierała zioła i przeczesywała te miejsca. Nocami polowała na demony. Zawsze robiła to w pojedynkę, z wiadomych względów. Była jedynym stróżem z rodu Yama póki co.
Ostatnio kiedy tak daleko się zapuściła w las, było ponad miesiąc temu. Teraz tu wróciła chcąc spróbować swoich sił. Miała przy sobie małą kaburę na biodrach z jakąś maścią, dwoma bandażami i małą buteleczkę z płynem.
Poruszając się między wysoką trawą i krzewami szła w kierunku rzadko uczęszczanego traktu. Z oddali dostrzegła światło latarni. "Kto się zapuszcza w te rejony o tej porze?!" mruknęła w myślach i ruszyła w tamtą stronę by sprawdzić. "Normalnie przełożę przez kolano jak to jakiś cywil!" dodała w myślach gdy nagle wyłoniła się spośród krzewów na wydeptaną ścieżkę. - Oh.. - mruknęła jedynie dostrzegając znajomą twarz. Znajomą na zasadzie że widywała go czasami jak zapadał zmrok czy też świt gdy szedł na patrol. Ale to nie było miejsce w które się zapuszczał.
Rozejrzała się ostrożnie, starając się wyłapać odgłosy, które nie pasowały do reszty. Po czym spojrzała na chłopaka. Dostrzegła dłoń na broni. - Myślałam że jestem sama w tym miejscu na patrolu.. - powiedziała nieco ciszej nadal mając na uwadze to gdzie się znajdowali.
Anonymous

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Czekał oddychając spokojnie. Stresowanie się jeszcze nikomu nie pomogło. Zamiast zwierzęcia albo potwora, wyłonił się stróż. Luka rozluźnił dłoń na broni.
- Ta, ja też - powiedział, opuszczając latarnie niżej. - Myślałem, że kręcicie się bliżej miasta.  
Wiedział, że była dziewczyną z rodu Yama. Jeszcze zanim nauczył się porządnie mówić, poznał słowo zakazany. Ludzie z rodziny Yama byli zakazani. Można było ich żałować, czasem pomóc, jeśli nikt nie patrzył, ale nie wolno było z nimi rozmawiać, nie wolno ustępować miejsca na chodniku, nie wolno zauważać. Matka tłumaczyła, że to duchy. Wtedy jego prosty, dziecięcy umysł przyjmował to wyjaśnienie bez pytania.
Widywał czasem dziewczynę, była od niego starsza o parę lat chyba, czasem mijali się przy powrocie z patroli. Bez słowa przechodzili obok siebie, każde zmęczone i przygniecione własnymi problemami. Nie wiedział, czy powinien znać jej imię.
- Nie powinno mnie tu być - przyznał, bo nie było co ukrywać prawdy. - Postanowiłem pójść dalej niż zwykle. Ao bozu podobno kręci się po okolicy, chciałem to sprawdzić.
W jakiś sposób był nawet zadowolony, że spotkał drugiego człowieka. Łatwiej ewentualnie zająć się yokai, jeśli już się pojawi. Z drugiej strony, nie pamiętał kiedy ostatnio odbywał wartę z kimś. Może jeszcze za czasów szkolenia? To tylko parę lat, a już wydaje się, że zamierzchłe czasy.
- Czemu nie masz lampy? - zapytał, podchodząc trochę bliżej. Nie lubił, że nie mógł wyraźnie jej dostrzec. Słabe światło lampy płatało figle i tworzyło cienie na splecionych gałęziach drzew.
Luka

Powrót do góry Go down

Myślałem, że kręcicie się bliżej miasta.
Uniosła lekko brew. "Czy ma na myśli wszystkich stróży czy tylko mnie?" przemknęło jej przez myśl. Pokręciła lekko głową na boki. - "My" że Yama? Jestem jedynym stróżem z naszego rodu. I właśnie dlatego wybrałam obrzeża miasta, żeby mieć trochę swobody.. a może dlatego żeby nie naprzykrzać się pozostałym mieszkańcom Oguni.. - wyjaśniła ze spokojem w głosie. Rozejrzała się po okolicy zaraz po udzieleniu mu odpowiedzi na pytanie. Lewa dłoń zacisnęła się mocniej na pochwie miecza, prawa powędrowała na rękojeść. Kiedy z krzaków wyskoczył mały króliczek odetchnęła z ulgą. - Ao bozu? - powtórzyła spoglądając ponownie na niego. - W tym miejscu możemy się wszystkiego spodziewać.. - dodała po chwili. Zgarnęła biały kosmyk za ucho obserwując jak chłopak podchodzi bliżej. Przechyliła lekko głowę w bok zaskoczona że nadal do niej coś mówił. Z drugiej strony byli sami, nie był pierwszym który nabierał odwagi żeby nawiązać konwersację bez świadków.
- Przeszkadza gdy posługuję się kataną no i przynajmniej nie jestem chodzącym celem dla demonów, więc od jakiegoś miesiąca chodzę na patrole bez niej.. Co prawda z początku było ciężko, trochę mi zajęło zanim oczy się przyzwyczaiły do takiego mroku. Teraz jest już trochę lepiej.. - powiedziała uśmiechając się do niego miło. Nie chciała naruszać jego przestrzeni prywatnej więc czekała spokojnie aż on podszedł. W końcu nie wiedziała jak blisko niego może być. Czerwone ślepia co jakiś czas zerkały po bokach w poszukiwaniu zagrożenia.
- Chcesz żebym ci towarzyszyła podczas patrolu czy mam iść w swoją stronę? - wolała spytać prosto z mostu.
Anonymous

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
- Nie, wy w sensie stróże. - Nigdy nawet nie myślał nad tym, czy byli jacyś inni stróże z Yamy. Ci ludzie przemykali za szybko, by zostawić po sobie wrażenie. Dziewczyna była po prostu bardziej charakterystyczna z wyglądu. Jej oczy kojarzyły mu się z wampirem. - Nasz ród też jest w nich ubogi.- powiedział, nie oferując specjalnie wyjaśnienia.
Miał wrażenie, że zaraz zobaczy w krzakach jednego ze swoich wujów i jego pełne dezaprobaty spojrzenie. Nie mogłeś zrozumieć prostej zasady? Nie rozmawiamy z rodem Yama. Jakby wszyscy tylko czekali, by złapać go na nieodpowiednim zachowaniu, by móc pobiec z tym do głowy rodu. Zobacz, mówiliśmy, że nie powinniśmy go przyjmować.
Starał się pozować na rozluźnionego, jakby dziewczyna miała uciec niczym spłoszone zwierzę. Albo dźgnąć go kataną, nie wiedział co miało większy sens. Oficjalnie nikt z nimi nie rozmawiał, zakładał też, że niewielu łamało tą zasadę w tajemnicy. Ciekawiło go, z iloma osobami zdarzało jej się normalnie porozmawiać? Nie żeby spotkanie w środku lasu, gdzie może zaatakować ich w każdej chwili potwór było normalne.
- Nie przepadam za chodzeniem w ciemnościach - przyznał. - Sporo czasu spędzałem w górach myśląc, że jestem silniejszy i sprytniejszy niż natura. Odpowiednia ilość naderwań, skręceń i obtarć powiedziała mi, że lepiej bym nosił przy sobie światło. - Też uśmiechnął się lekko. Noc zawsze rozwiązuje język. Jeżeli krążył po miasteczku zdarzało mu się mówić do siebie w swoim ojczystym języku. Nikt nie słyszał, nikt nie oceniał.
- Znasz obszar lepiej niż ja - nie wiedział, czy ją czy siebie chciał przekonać do decyzji. - Więc tak, pewnie. Chodźmy razem, ale nie gaszę światła - zapowiedział. Mimo to, wziął je do prawej ręki, żeby było jak najdalej od niej.
- Nazywam się Luka - dodał po krótkiej debacie z samym sobą. Nie będzie przed kim udawać nieznajomych, ciemność w końcu nikogo nie oceniała.
Luka

Powrót do góry Go down

Przyłożyła palce do podbródka jak by się nad czymś zastanawiała. - Nie wiem jak na to odpowiedzieć.. Nie mam kontaktu z innymi stróżami z obrzeży. Nie odzywają się do mnie, widuję ich tuż przed patrolem albo po.. idziemy każde w swoją stronę.. - wyjaśniła ze spokojem w głosie. Taka była prawda, unikano jej jak ognia, a jeśli nie dało się obejść szerokim łukiem to i tak ignorowano jej egzystencję. Zdarzali się tacy co naumyślnie ją popychali i podkładali nogi wyzywając ją od najgorszego.
Rozchyliła lekko usta słysząc że jest z jakiegoś rodu. Ale przecież nie zapyta z jakiego. Prawda? Nie wiedziała czy może, więc zrezygnowała z tego pomysłu. - Nie da się być silniejszym i sprytniejszym od natury.. można nauczyć się jak z nią współgrać.. ale nie ma sensu z nią walczyć. - powiedziała ze spokojem w głosie. - Ale rozumiem co masz na myśli. Nocą w lesie jest niebezpiecznie, światło byłoby przydatne ale miecz jest użyteczniejszy. Zwłaszcza jak jest się stróżem. Ale to kwestia podejścia i priorytetów chyba. - dodała ze spokojem. Wcale mu nie wytykała tej latarni.
Słysząc przyzwolenie na towarzyszenie mu oczy zabłysnęły żywszym kolorem o ile to było możliwe, a może to zwykłe złudzenie spowodowane oświetleniem. Na twarzy zagościł nieco radośniejszy uśmiech. - To skoro ty będziesz bronił światła.. to ja będę bronić ciebie.. - dodała lekko rozbawiona i położyła dłoń na rękojeści miecza. - Bardzo miło mi cię poznać Luka.. ja jestem Saiyuri.. - odpowiedziała na jego przedstawienie się. Idąc ramię w ramię z nim od razu zrobiło jej się milej. - Długo jesteś stróżem? Zabiłeś już jakieś demony? - spytała z czystej ciekawości. Wolała wiedzieć z kim ma do czynienia. A może po prostu chciała jakoś zagadać ale nie wiedziała jak. Nie miała zbytniej wprawy w kontaktach z innymi.
Anonymous

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Nie odpowiedział na to. Nie nazwałby stróży z miasteczka swoimi przyjaciółmi, ale zwykle zdarzało im się wymienić parę zdań. Mieli ustalone, kto gdzie ma krążyć. Mówienie o tym było o tym byłoby jak wcieranie soli w ranę.
Poprawił swoją szatę, owijając się nieco szczelniej. Było nieco chłodniej niż się spodziewał, a lampa dawała równie mało światła co ciepła.
- Jestem przybłędą od rodu Banmasa - powiedział. Na głos to brzmiało jeszcze gorzej. Jakby starał się żalić. Jej. Dziewczynie, którą połowa miasta najchętniej po cichu by oddała w ofierze, a druga nawet się z tym nie kryła. Mimo to ta myśl rozluźniają go jakoś. Saiyuri go usłyszy, ale nie przekaże niż dalej. Nie ma jak, nikt jej nie posłucha. Jak mówienie do pustki nocy, tylko tym razem może dostawać odpowiedzi. - Wszyscy tam to pacyfiści. To, że w ogóle pozwolono mi zostać strażnikiem to cud. Wychodzą z założenia, że przy odpowiednim traktowaniu yokai, nic złego się nie stanie. Nie żeby to była całkowita głupota, część potworów, tych żyjących w lesie, ma nas w głębokim poważaniu. Nawet jak już się zgodzili, to zamiast dać mi katane, pokazywali księgi z opisami yokai. To nie tak, że nie umiem walczyć - dodał ostrzej, chociaż ona przecież o nic go nie oskarżała. - Ale tak jak mówisz, odmienne priorytety. Mnie nauczyli przede wszystkim szukać i odstraszać, ciebie walczyć.
Uśmiechnął się lekko, widząc, że chyba była zadowolona z jego słów. Sprawiaj ludziom radość kiedy możesz i tak dalej i tak dalej, mówiła prababka.
Światło i obrońca światła, właściwie to przydatny duet. Postarał się wyrównać kroki do jej, żeby nie wydawali niepotrzebnych dźwięków. Las na powrót śpiewał w zwyczajny sposób. Opuścił drugą rękę, pozwalając by wisiała rozluźniona przy jego boku. Nic nie wydawało się podejrzane, przynajmniej na razie.
- Stróżem… będzie z trzy lata - zastanowił się nad tym przez chwile. - Tak, trzy lata bez normalnego snu w nocy. I tak, udało mi się zabić kilka. Nie jakoś dużo, mówiłem, rodzina pacyfistów. Część dało się odgonić, przekupić albo wystarczyło zostawić w spokoju. A ty? Czemu postanowiłaś zostać stróżem?
Będąc bliżej, miał szansę przyjrzeć się bliżej jej oczom. Miał racje, jak wampir. Nie wydawała się za to jakaś nieprzyjemna, nawet normalna, patrząc na jej rodzine.
Luka

Powrót do góry Go down

mistrz oguni

Wybrana przez bohaterów droga roiła się od wielu niebezpieczeństw. Im dalej w las, tym pewniejsze było to, że któreś z nich całe nie wróci do domu. Nawet stróże zdawali się mieć problem z tym obszarem. Pytanie brzmiało, czy Ci, co dzisiejszego wieczoru zapuścili się w las zdołają przetrwać?
Szelest liści dobiegał do nich z każdej strony. Światło latarni odstraszało te bardziej płochliwe yokai, te odważniejsze zdawały się wpatrywać w dwójkę stróży zza liści i gałęzi. Brakowało jedynie mrocznych ślepi odbijających w sobie latarenki.
Tą samą drogą, którą kroczyli z naprzeciwka szedł spokojnie mężczyzna w długim, czarnym kimono. Na pierwszy rzut oka, zdawał się być mieszkańcem Oguni, który właśnie wracał z długiej, upojnej zabawy. Włosy miał potargane, a uśmiech na twarzy wyraźnie szeroki. Jego kroki nie były chwiejne, więc można było uznać, że był trzeźwy. Pod nosem podśpiewywał sobie zasłyszaną w barze piosenkę.
W krzakach, dobre dwadzieścia metrów od bohaterów słychać było głośne mlaskanie. Jakby ktoś właśnie spożywał swój obiad. W ciemnościach niestety nie było zbyt wiele widać. Odgłosy urywały się co chwilę, możliwe, że w tym czasie rozrywane było właśnie szponami i kłami jakieś zwierzę. Ale czy aby na pewno?

Mistrz Gry

Powrót do góry Go down

Zaskoczył ją tym krótkim i jak bardzo osobistym wyznaniem. Zrobiło jej się trochę przykro patrząc na to jak tak miły chłopak może mówić w taki sposób o sobie. Zatrzymała się łapiąc go przy okazji za przedramię i tym samym zatrzymując go wraz z sobą. - Nie jesteś przybłędą.. - powiedziała wbijając karmazynowe ślepia w twarz chłopaka. - Jesteś z rodu Banmasa.. czy się tam urodziłeś czy zostałeś przygarnięty, to nie ma znaczenia. Wychowywali cię i uczyli wszystkiego abyś miał normalne życie.. jak na miary Oguni.. - mówiła łagodnym ale dość stanowczym tonem. Tak aby do niego to dotarło. - Przepraszam.. - dodała nagle i puściła jego rękę odwracając nagle wzrok i robiąc pierwszy krok w przód. - Chodźmy.. - szepnęła ruszając przed siebie.
Słuchała jego opowieści na temat jego rodu z lekkim uśmiechem malującym się na twarzy. - Nie twierdzę że nie potrafisz walczyć.. - skwitowała grzecznym tonem. - Twój ród ma dobre podejście, nie trzeba zabijać wszystkich yokai, tylko te które są prawdziwym zagrożeniem dla nas ludzi. Z całą resztą można żyć w harmonii. - dodała po chwili. Sama nie zabiła zbyt wiele demonów, niektóre tylko zraniła w stopniu aby odeszły z tego miejsca.
- Masz więc zdecydowanie więcej doświadczenia z demonami niż ja.. jestem dopiero od roku stróżem. - rzuciła poprawiając katanę przy pasie. - Mój kuzyn zginął z rąk demona, chciałam uhonorować jego śmierć.. to co robił dla wszystkich przez tyle czasu. Chcę się w jakiś sposób przysłużyć Oguni i jej mieszkańcom. Poza tym.. jak już to lepiej stracić kogoś z rodu przeklętych.. prawda? - wyjaśnia uśmiechając się do niego bardzo miło. "I tak nikt za nami nie zatęskni.. nikt nawet nie zauważy.." dodała już w myślach.
- Luka? - mruknęła cicho pod nosem zatrzymując się w miejscu. Ostrożnie dobyła miecza z pochwy. Odgłosy zdołały się nasilić w okolicy. - Słyszysz to mlaskanie? - szepnęła na tyle głośno by ją jednak usłyszał. Starała się zidentyfikować miejsce z którego pochodził te paskudny odgłos.
Idący z naprzeciwka mężczyzna nie wyglądał nawet na stróża, zwykły cywil. W pierwszej chwili zastanawiała się skąd od wracał skoro oni szli od strony wioski a on pojawił się przed nimi. "To chyba nie jest demon, prawda?" dodała niepewnie w myślach. - Co pan tu robi? To nie jest miejsce i czas na samotne wędrówki.. - odezwała się nadal mając na uwadze odgłosy nieopodal nich.
Anonymous

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Szli w szybkim tempie, ale uważnie rozglądał się po krzakach i drzewach. Podzielność uwagi była najważniejszą cechą, jaką mógł się chwalić. Rozmawiali na tyle cicho, że nic kryjące się w ciemnościach nie powinno ich słyszeć.
Powstrzymał się przed przewróceniem oczami. To nie tak, że nigdy nie słyszał tych słów. Nie jesteś przybłędą Luka. Kochamy cię Luka. Jesteś jednym z nas Luka. Jeden raz więcej nic nie zmienia. Chociaż było to miłe, musiał przyznać, ale też irytujące. Chociaż czego innego się spodziewał, wypluwając z siebie słowa o przybłędzie.
- Nie szkodzi. - odpowiedział, czując się trochę niezręcznie. - I hej. - Klepnął ją w ramię, by zwrócić na nią uwagę. - Dzięki. - Uśmiechnął się i postarał się, żeby zabrzmiało to jak najszczerzej.
I to nie tak, że zapomniał kim była, ale trochę nieprzyjemnie się słuchało, jak mówiła Lepiej stracić kogoś z rodu przeklętych. Oczywiście, tak myślało całe Oguni. Zresztą on też wolał, by zginął ktokolwiek z rodu Yama niż nawet jego najbardziej znielubiany wuje. Tylko myśleć a usłyszeć takie słowa z czyiś, to coś zupełnie innego.
- Jeżeli miałbym coś do powiedzenia w tej kwestii, to wolałbym, żeby nikt nie umierał
- odpowiedział dyplomatycznie. - Przez yokai i dla yokai. Łącznie ze wszystkimi Yama.
Mówił szczerze. Mimowolnie jego myśli powędrowały do tamtej nocy. /Możesz wyjść. Wiesz jak. Pomogę ci. Powiedz tak.
Dziwne dźwięki przywróciły go do rzeczywistości.
- Tak - mruknął, samemu dobywając broni z pasa. Miecz był nieco krótki, ale lekki i szybki w użytku. Czekał, czy coś wyjdzie z krzaków. Zamiast tego nagle przyszedł człowiek. Spokojny, rozluźniony, jakby spacerował tędy codziennie. Jakby wcale yokai nie mogło czaić się wszędzie.
- Jest pan turystą? - zapytał. Wierzył, że nikt z mieszkańców nie byłby na tyle głupi, by chodzić po nocy przez las, zwłaszcza po ścieżce, powszechnie znanej jako niebezpieczna. - Nie wie pan, że się nie chodzi samemu po lesie?
Ponieważ był człowiekiem, głupią rasą, miał ochotę się rozdzielić. Widział odpowiednio dużo filmów, by wiedzieć, że to jest idealny sposób na nieprzyjemny koniec. Skupił się jednak bardziej na dziwnym dźwięku, niż na człowieku. Nim mogła zająć się Saiyuri. Wydawał się być człowiekiem, co mogło być bardzo złudne, ale na razie bardziej niepokoiły go dźwięki. Nawet jeśli był to jakiś futrzak, to głodne i przerażone zwierze było bardziej niebezpieczne niż część yokai.
Luka

Powrót do góry Go down

mistrz oguni

Spacer po lesie dla niejednego mieszkańca o tej porze byłby wyjątkowym wyzwaniem. Nie tyle, co psychicznym, ale prawdopodobnie i fizycznym. Mężczyzna, którego dwójka stróży napotkała na swojej trasie z szerokim uśmiechem na ustach, który raczej był mało na miejscu przeczesał swoje bujne, czarne włosy.
- Otóż wracam z małego spotkania! - zwierzył się dwójce, która zdawała się być wciąż w pogotowiu, bo tak jak dobrze zauważyli, mlaskanie i na dodatek dźwięk rozrywanego ciała nie ustawał. Gdzieś z ciemności wydobył się warkot, jakby wilk bronił swojego terytorium przed innymi. Jednak mężczyzna zdawał się być niewzruszony, jakby cały w skowronkach.
- Drogi panie, proszę wybaczyć, ale tam w środku lasu - obrócił się do nich bokiem wskazując na ciemność za sobą - Tylko dla odważnych! Dostajesz picie, jedzenie... nawet muzyka czasem gra!
Ciężko było sobie to chyba wyobrazić. Dla tych dwojga trasa mogła być znana. Zapuszczanie się głębiej w tereny leśne było jawnym przesłaniem - ktoś pragnął sobie ukrócić życia. Możliwe nawet, że osoba ubrana w czarne kimono, również tego pragnęła.
Warkot i mlaskanie na moment ustały, możliwe, że przestraszony stwór lub zwierz postanowił na moment zamilknąć, gdy głosy dookoła niego zaczęły wzbierać na sile. Chyba jedynie szelest liści zdradzał jego położenie, ponieważ poczwara (?) schowała się w najbliższych krzakach zostawiając rozdarte cielsko na ziemi.
Mężczyzna spojrzał na dwójkę stróżów i poklepał się dumny w po klatce piersiowej.
- Właśnie wracam stamtąd! Szkoda tylko, że dziewek mało.
W tym momencie posłał panience Yama obrzydliwie słodki uśmiech.

Mistrz Gry

Powrót do góry Go down

Wiedziała że jej słowa nie znaczyły zbyt wiele dla osób spoza jej własnego rodu, ale chciała podnieść Lukę na duchu. Delikatny uśmiech spoczął na jej ustach gdy dostała odzew z jego strony. Chociaż tyle mogła dla niego zrobić.
Ludzi w Oguni nie obchodził los Yama, jak jej kuzyn stracił życie rok temu na patrolu po obrzeżach to nikt się nawet tym nie obruszył. Członkowie rodu przez tydzień nosili czarne yukaty dla upamiętnienia jego śmierci. Pogrzeb był mały, Głowa rodu, jej młodsza siostra musiała odprawić ceremonię. Nigdy nie jest łatwo żegnać bliskich, ale komentarze mieszkańców sprawiły że pożegnanie było o wiele trudniejsze. Mijając innych widziała radość na ich twarzach, ale to komentarze i szepty były najboleśniejsze.
Słowa Luki były czymś niespotykanym. - Dzięki.. - szepnęła pod nosem na tyle aby ją słyszał. "To miłe.. ale jedna kropla nie zmieni nurtu rzeki.." przemknęło jej przez myśl. Odgarnęła te nieprzyjemne myśli gdzieś wgłąb siebie.

Wpatrywała się uważnie w człowieka, jego zachowanie nie było normalne. Nie było w nim za krzty strachu, biorąc pod uwagę to że zdawał się być zwykłym cywilem. Zmierzyła go od góry do dołu, nie wyglądał nawet podejrzanie! Nie spotkała jeszcze demona w ludzkiej postaci, który byłby tak bardzo przekonywujący. Ale to wcale nie znaczyło że nie istnieli gdzieś w mrocznych zakamarkach tego miejsca.
Przygryzła dolną wargę zastanawiając się co powinna w tej sytuacji zrobić. "Iść za nim tam w głąb? A jeśli to pułapka?" przemknęło jej przez myśl, dłoń zacisnęła się mocniej na rękojeści miecza. Gdy mlaskanie ucichło wraz ze zmniejszaniem się dystansu między stróżami a obcym, ona w tym momencie skupiła całą swoją uwagę na mężczyźnie. Ostatnie słowa i obrzydliwie słodki uśmiech w jej stronę sprawił że aż ciarki przeszły ją wzdłuż kręgosłupa. Wzdrygnęła się mimowolnie.
- Może powinniśmy to sprawdzić Luka? Tak na wszelki wypadek. To nie jest bezpieczne miejsce.. możemy być pana eskortą.. - powiedziała ze spokojem w głosie choć czuła jak sama się powoli spina. - Może pan iść przodem, my będziemy tuż za panem. - dodała uśmiechając się do obcego bardzo przyjaźnie. Wolała iść z Luką ramię w ramię na wypadek gdyby to faktycznie była zasadzka. "To coś co drapieżnego się wycofało.. zwierzęta czują zagrożenie.. jeśli ten człowiek jest w rzeczywistości groźnym demonem, niebezpieczeństwem dla mieszkańców byłoby go zostawić przy życiu.." przemknęło jej przez myśl. Uważnie przypatrywała się mu dla bezpieczeństwa swojego i swojego kompana.
Anonymous

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Hirata mówiła tyle razy, że powinien słuchać, co natura chce mu przekazać. W swoich pierwszych latach, kiedy ledwo rozumiał, czego od niego chcą, chodziła z nim po małych leśnych świątyniach. Wskazywała mu na drzewa i próbowała nauczyć nazw wszystkich ptaków. Kazała słuchać uważnie ich trelu i mówiła, na co wskazywał. Teraz on był za stary na takie wycieczki krajoznawcze, a ona nie mogła już poruszać się sprawnie po wzgórzach.
Jeżeli, prawdopodobnie, drapieżne zwierzę oderwało się od jedzenia, to był zły znak. Nawet ludzie niechętnie odrywają się od talerzy, a co dopiero dzikie stworzenie. One działały dzięki instynktowi, którego oni również powinni się posłuchać. Ale kto powiedział, że mieli zamiar to zrobić?
- Pewnie masz racje
- powiedział. Ta logiczniejsza część jego sądziła, że powinni się wycofać.
Nie lubił tego człowieka, nie lubił jak uśmiechał się do Yamy, jakby była cukierkiem do zabrania, a najbardziej nie lubił, że mężczyzna był spokojny. Może był ukrytym yokai. Może należał do jakiegoś gangu, który zaczaił się w krzakach. Luka nie miał pojęcia, ale istniała też jego druga strona. Ta durna, która była podekscytowana, tym co leżało przed nimi. Wbrew pozorom patrole bywały bardzo nudne. Większość polegała na krążeniu w ciemnościach bez celu, aż ostatecznie nadchodził poranek i mogli iść spać. Tu czekało coś interesującego i być może niebezpiecznego. Czemu się oszukiwał, na pewno niebezpiecznego. Poza tym powinni bronić wszystkich obywateli, nawet tych, którzy mu się nie podobali.
- Nie musi się pan o nic bać, obronimy pana przed wszystkim
- uśmiechnął się do niego aż zbyt szeroko i poprawił swój chwyt na broni.
Też nie miał specjalnie w planach odchodzić od Saiyuri o krok dalej niż potrzeba. Spojrzał raz za siebie, tylko po to, by zobaczyć splątane gałęzie i resztki nieba między nimi.
- Niech pan rusza.
Luka

Powrót do góry Go down

mistrz oguni

Nocne spacery zazwyczaj kończyły się w tych rejonach bardzo prędko. Śmiałkowie wciągani w ciemność, a rozlegające się krzyki milkły w otchłaniach, czasem przerywane przez napływającą do ust krew. Czyhające stworzenie w krzakach uważnie wpatrywało się z oddali dziesięciu metrów w dwóch stróżów. Bardzo możliwe, że czekało na jeden niewłaściwy ich ruch. Tego nie mogli wiedzieć.
Zadowolony z siebie mieszczuch, spojrzał po dwójce lekko zaskoczony, że zaproponowano przyjrzenie się temu, cóż możliwe, że nie istniejącej imprezie. Jednakże czy było to po nim widoczne? Pewnie, gdyby nie otaczające ich ciemności, prawie że egipskie, to pewnie dostrzegliby niebezpieczny błysk w oku, gdy ten wspominał o spotkaniu w lesie.
Poczekał jednak grzecznie kiwając głową i nim tak naprawdę przeszli kawałek mężczyzna, który ich prowadził obrócił się nagle w ich stronę wciągając powietrze nosem.
- Jesteście pewni, że nic nam nie grozi? - nie żeby go to jakoś przejęło, o czym jego uśmiechnięta twarz świadczyła. Jemu kompletnie nie chodziło o to, żeby doprowadzić ich w jakieś konkretne miejsce. Jednakże szedł dalej po tej krótkiej przerwie wciągając ich coraz głębiej w las.
Do uszu stróży znów mógł dobiec dźwięk szelestów liści, tym razem nieco bliżej.
Mężczyzna w czarnym kimonie nawet nie obrócił twarzy w stronę dźwięku, jakby wiedział, że tam coś jest i nie bał się koło tego przechodzić. Dlatego gdy postawił kolejny krok, bliżej okupowanych przez potwora krzaków zatrzymał się.
- Tu coś chyba jest... - udał przerażenie szepcząc do nich cicho i przystawiając dłoń do ust. Jakby chciał, żeby jego oddech nie był aż tak słyszalny. Przepuszczając stróży, by Ci sprawdzili co kryje się między liśćmi wystawił ich tak naprawdę na spotkanie z Chimi, które było całe umorusane w ciemnej, brudnej posoce. Dało się dostrzec ciało yokai w krzakach, jeśli poświeciłoby się troszkę bardziej latarnią. Bardzo możliwe, że Chimi nie obawiało się tak stróży, jak demona, który był ubrany w ludzką skórę. Tylko, czy stróże dostrzegli w ciemnościach ten szczegół? Ten mały szczegół, który świadczył o tym, że wcale nie był tym za kogo się podawał. Odgrywał świetnie swoją rolę, ale tak jak wiadomo, nawet profesjonalista może się potknąć. Tak jeśli ktoś przyjrzałby się bardziej zachowaniu mężczyzny i jego słowom, zapewne zrozumiałby, że nie był człowiekiem.

Mistrz Gry

Powrót do góry Go down

Nie podobała jej się ta sytuacja ani trochę. Całe szczęście miała ze sobą Lukę! I choć dopiero co się poznali to zdawało się że oboje byli tak samo nastawieni do obcego mężczyzny. Oboje trzymali dystans od niego, mając go na muszce i starali się nie wzbudzić w obcym podejrzenia że sami mu nie ufają. Zupełnie jakby to nie był ich pierwszy wspólny patrol. Ostrożności nigdy za wiele wśród demonów.
Na słowa mężczyzny lekko się uśmiechnęła. - Oczywiście..! - potwierdziła radośnie dla upewnienia obcego że wszystko idzie rzekomo po jego myśli. "Nam nic nie grozi.. a czy Tobie nieznajomy, to już od ciebie zależy.." dodała w myślach. Katanę nadal miała w dłoni, trzymała ją pewnie. Była przejść w defensywę tak samo jak i w ofensywę jeśli sytuacja by tego wymagała.
Karmazynowe ślepia przypatrywały się plecom człowieka przed nimi i gdy się zatrzymał i ona się zatrzymała, nie chcąc zmniejszać dystansu póki co. Zerknęła na drugiego stróża i skinęła mu porozumiewawczo. Liczyła że i ona zrozumie żeby teraz zachować szczególną ostrożność przy obcym. Wcześniejsze, głośniejsze i obrzydliwsze odgłosy na nim nie robiły wrażenia. Głośne mlaskanie nie zrobiło na nim wrażenia ale jakieś ciche szelesty w krzakach już tak.
To śmierdziało pułapką. - Przecież to miejsce jest dla odważnych.. był pan taki odważny żeby zapuszczać się o wiele głębiej w las.. a drobne szelesty pana nagle martwią? To pewnie jakieś niegroźne stworzonko.. - mówiła ze spokojem, wyraźnie. Nie planowała go mijać ani zbliżać się do niego choć na chwilę. Trzymała go na dystans, podejrzewając że chce odwrócić ich uwagę tym co się znajdowało w krzakach. Schyliła się biorąc w dłoń kamień i rzuciła w miejsce krzaków żeby spłoszyć nieoczekiwanego gościa, albo go wywabić stamtąd. Ale na pewno nie pozwoli się zajść mężczyźnie w czarnym kimonie od żadnej strony.
Anonymous

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Jednak cieszył się, że nie kręcił się po tej okolicy sam. Nie wątpił w swoje możliwości, ale miejsce w którym się znalazł, coraz bardziej mu się nie podobało. W coś wdepnęli. W coś nieprzyjemnego. Może był opętany. Może był yokai bez twarzy i tylko czekał na moment, by zmyć farbę i pokazać pustkę pod nią. Obie wizje były raczej nieciekawe. Łatwiej było sobie z tym poradzić, nawet w niewielkiej grupie.
Skinął na nią głową niemal niezauważalnie. Tak, rozumiał, co musiało się stać i położył powoli latarnie na ziemi. Udawał, że jest to zupełnie niewinna czynność. Ot, ręka mu się trochę zmęczyła, a oni akurat przystanęli. Człowiek, a przynajmniej nazywał go dalej człowiekiem, był ledwo widoczny. Bardziej ciemną figurą, na nieco ciemniejszym tle niż żywym stworzeniem.
- Nie ma co się zatrzymywać - powiedział przyjaźnie. - Moja koleżanka ma racje, to na pewno jakiś królik. Nie boi się pan przecież królika?
No dawaj pomyślał zrób cokolwiek, by dać nam powód.
Spojrzał na dziewczynę, gdy ona rzuciła kamieniem. Razem mieli zaledwie cztery lata doświadczenia, nie tak mało przecież. Może i już poszli za daleko, może już byli w pułapce, ale to nic nie znaczyło. Poradzą sobie z tym, co człowiek w kimonie w nich rzuci.
Luka

Powrót do góry Go down

mistrz oguni

Mężczyzna pokręcił głową, widocznie nie zgadzając się ze słowami stróżów. Oczywiście, miejsce jest dla odważnych, ale kompletnie nie chodziło tu o niego. Tylko właśnie o nich. Wchodzenie coraz głębiej w las było oznaką, że jest się gotowym na wszelkiego rodzaju niebezpieczeństwa. Staż naszych bohaterów nie musiał być wysoki. Jeśli dobrze sobie radzili w walce, to mogliby zapewne ujść z życiem, ale na pewno z licznymi ranami na ciele.
Chimi, które oberwało kamieniem w czereb zaskomlało dość głośno wycofując się na kilka metrów. Stwór nadal nie był pewien, czy powinien zaatakować. Jeszcze nic go tak naprawdę nie zdenerwowało, nie przyparło do muru, by mógł czuć się zagrożony. Choć trzeba przyznać, że widok demona, który skrywał się pod czarnym kimonem wciąż go martwił, więc na tę chwilę stróże mieli jednego yokai z głowy, bo ten nadal się chował w krzakach.
Wykrzywiona twarz mężczyzny skryta w ciemnościach była jedynym elementem, poza zachowaniem, który zdradzał kim tak naprawdę był. Pochylając się w ich stronę poklepał dwójkę stróży lekko po barkach, gdy Ci byli zajęci wypatrywaniem potworów w krzakach.
- Macie chwilę...? - mieli jej aż nadto, bo przed chwilą prowadzeni zatrzymali się tylko dlatego, że on sam tego chciał. Nie dając im chwili na odpowiedź tak naprawdę odwrócił się na pięcie podnosząc kimono ku górze i wystawiając swój golusieńki tyłek w ich kierunku.
Z opowieści mieszkańców wynika, że na dupnej drodze często spacerował yokai który pokazywał ludziom swoje trzecie oko. Zwany Shirime, bądź nuppori-bōzu, zajmował samotnych ludzi na tej drodze, tylko po to, by poświecić im swoim skrytym w kimonie okiem. Możliwe, że nie wyrządzał większych szkód niż tych na psychice po zobaczeniu takowego obrazu, ale nie jest powiedziane, że zaatakowany sam by nie oddał w obronie własnej.
Czy to były jedyne potwory, które nasi bohaterowi mogliby dziś spotkać? Ciężko powiedzieć, może gdzieś w ciemnościach poza żartownisiem, a pożeraczem zwłok coś jeszcze czekało na swoją kolej.

Pamiętajcie, żeby nie wykonywać zbyt wielu czynności, jeśli chcecie zaatakować yokai.

Mistrz Gry

Powrót do góry Go down

Rzucenie kamienia nie poskutkowało wywabieniem stworzenia z krzaków. A mężczyzna nie zareagował na jej zaczepkę. Za to gdy starała się poświęcić uwagę temu co chowało się w krzewach, mężczyzna postanowił w końcu coś zrobić. Widziała jak się obrócił tyłem do nich. Trochę się tym zdziwiła. Nie była kimś kto atakowałby bezbronnego czy tym bardziej atakował ofiarę od tyłu gdy ta się niczego nie spodziewała.
Nie miała też żadnego dowodu że obcy faktycznie był demonem. Szansa że był nie zrównoważony psychicznie czy też był demonem była jak 1:1 więc musiała czekać cierpliwie aż się ujawni albo się na nich rzuci.
Wytężyła czerwone oczka bardziej gdy Luka odstawił latarnię, starając się przystosować wzrok do mroku. Więc gdy została poklepana po barku to od razu zwróciła się w stronę mężczyzny zaalarmowana. Zamrugała gdy czarna yukata obcego została podwinięta i ten wypiął się przed nimi. Zajęło jej kilka sekund zanim dotarło do niej co się dzieje. Pisnęła zażenowana odwracając szybko wzrok w bok. - Na litość boską! - odezwała się oburzona. No tego to się nie spodziewała i jak była bardzo nastawiona na walkę tak cała chęć dalszego patrolu jej w tym momencie jakoś się odechciała. - Nie bawię się w takie coś! To nie dla mnie! - warknęła z obrzydzeniem.
- Nie idę dalej w głąb lasu.. jestem od patrolowania i pilnowania żeby mieszkańcy byli bezpieczni a nie od oglądania nagich części jakiś zboczeńców.. - dodała odwracając się plecami do obcego. Czerwona na buzi zerknęła na Lukę. - Wracamy? - spytała dla pewności. Przecież go nie zostawi samego tutaj. Nagi tyłek tego osobnika nie był zagrożeniem dla mieszkańców, co najwyżej nowym wyzwaniem dla kogoś pokroju pewnego kapłana. W końcu tak często się chwalił kogo to on nie zaliczył że pewnie i demona by wziął w obroty bez chwili zastanowienia.
Anonymous

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Nic nie wyszło zza krzaków, mężczyzna nic nie robił, irytowało go oczekiwanie. Ale nie zaatakują pierwsi, niech sam zacznie. Tylko na chwile stracił zainteresowanie człowiekiem. Kątem oka zobaczył, jak klepie Saiyuri po barku.
To zaczynamy. Die Daumen drücken, pomyślał, palce skrzyżowane na szczęście. Zrobił zamach, ale zatrzymał się, nim ostrze zdążyło przejść nad jego głową. Demon odwrócił się do nich tyłem. Demon… podniósł kimono. Co jest?
Przez sekundę nie wiedział, co się dzieje. Trybiki w jego głowie musiały zadziałać, zanim przyszło zrozumienie.
Otworzył oczy szeroko i patrzył się się przez chwile na yokai bez słowa. A potem parsknął śmiechem. Zbyt głośnym, jak na tą cichą noc i zbyt niepasującym do polowania na potwory, ale po prostu nie potrafił się powstrzymać. To było tak cholernie głupie. Jak mógłby mieć inną reakcję? W swojej, nie tak specjalnie długiej, pracy jeszcze mu się nie zdarzyło, by yokai pokazał mu tyłek. Na wszystko przychodzi pierwszy raz.
- Sorry - powiedział, przykładając zaciśniętą pięść do ust. Saiyuri zdecydowanie nie bawiło to wszystko, tak jak jego. Nie mógł się specjalnie dziwić, do niego gołodupiec przynajmniej się nie uśmiechał. - Sorry - powtórzył, gdy już się opanował. Odchrząknął dwukrotnie, starając się odzyskać powagę. - Jeżeli twoje gołe pośladki są wszystkim, co masz nam do zaoferowania, to zgadzam się, że nie mamy żadnego innego biznesu tutaj... Proszę, nie rób takich sztuczek przy dzieciach.
Ukucnął i sięgnął po latarnie. Przez moment zawahał się, ale nie schował broni. Ten yokai nie wydawał się szczególnie niebezpieczny i Luka podejrzewał, że nie jest to żadna zasadzka, ale przecież pomylił się niecałą minutę temu.
- Tak, chodź - powiedział, cofając się o parę kroków od yokai. Nie odwracaj się tyłem do demona, jeśli jest mniej niż dwa metry od ciebie. Nawet w takiej sytuacji, niby bezpiecznej, lepiej trzymać się zasad. - Jest jeszcze kawał lasu do sprawdzenia.
Luka

Powrót do góry Go down

mistrz oguni

Śmiech stróża rozniósł się po ciemnym lesie strasząc czającego się w krzakach yokai Chimi. Potwora wróciła do wyżerania ostatków z truchła, które leżało gdzieś głęboko w krzakach, pozostawiając za sobą jedynie odgłosły mlaskania.
Demon, który odkrył swoje nagie cztery litery przed dwójką bohaterów zamarł w miejscu na kilka chwil nasłuchując reakcji. Najbardziej podobała mu się ta od panienki, bo głównym celem tego yokai było straszenie i wprowadzanie w dyskomfort drugiej osoby. Opuszczając po wielu długich minutach kimono odwrócił się do nich przodem kłaniając nisko. Z jego ust nie padło już żadne słowo, a tym samym przepuścił dwójkę stróżów, by mogli wrócić spokojnie do miasteczka. Spokojnie, bo śmiech przepłoszył wszystko dookoła.  
Sam potwór w ludzkiej skórze zaczął wracać z kierunku, z którego przybył - równie niewinnie i beztrosko co poprzednio. Zniknął z pola widzenia po paru sekundach, możliwe, że rozpływając się nawet w ciemnościach lasu.


Otrzymujecie odznaki za przeżycie na Dupnej Drodze! Dla każdego, kto będzie chciał zdobyć ów odznakę: Nie jest powiedziane, że równie delikatna sesja będzie wobec was prowadzona! Pamiętajcie, że wszystko może się wydarzyć.  

Zmiana tematu dla obojga graczy.

Mistrz Gry

Powrót do góry Go down

Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach