Droga do lasu Shimojo
by Lert Czw Lut 11 2021, 01:29

Kto zagra?
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:44

Rezerwacje wyglądów
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:30

But the darker the weather, the better the man
by Oguni Sro Sty 13 2021, 21:14

Aktualnie słucham
by Junko Wto Sty 12 2021, 21:56

Bar
by Gość Wto Sty 12 2021, 19:37

Ogrody
by Lert Wto Sty 12 2021, 18:27

Stare drzewo
by Gość Sob Sty 09 2021, 00:16

Park
by Gość Czw Sty 07 2021, 20:57


administracja
Świątynia
Oguni

Powrót do góry Go down

Rozsunęła drzwi do wejścia do świątyni rozglądając się po pomieszczeniu z nadzieją że może tu go znajdzie. Pusto. Westchnęła cicho pod nosem. Po czym weszła do środka z miotłą i zaczęła na spokojnie zamiatać podłogę. - Pewnie się spóźni.. jak zawsze kiedy trzeba sprzątać.. - mruknęła pod nosem. Świątynia wcale mała nie była jak jedna osoba musiała ją sprzątać. A obiecał że nie zostawi jej z tym samej. Nucąc pod nosem jakąś przyjemną dla ucha melodię wzięła się do roboty. Wymiatając resztki kurzu i ziemi przez próg rozejrzała się po okolicy. Wyciągnęła telefon z kieszeni szortów i zaczęła stukać po klawiaturze telefonu przez chwilę. Po czym zamknęła klapkę i wsunęła urządzenie do tylnej kieszeni, krótkich spodenek i poszła napełnić wiadro wodą.
Postawiła wiaderko do połowy napełnione wodą z płynem, po czym związała włosy w luźnego kucyka. Zanurzyła w wiaderku z ciepłą wodą szmatę i zabrała się za mycie podłogi na kolanach. Wcale się nie spieszyła, zostawiła mu całe schody do pozamiatania i miała szczerą nadzieję że kuzyn dotrze na czas zanim skończy jej się brudna podłoga doszorowania.
Anonymous

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Nie spodziewał się, że kolejny dzień nadejdzie tak szybko. Nie miał zielonego pojęcia dlaczego jego kochana kuzynka potrafiła wstać po nocnym patrolu bez żadnego problemu. To było co najmniej nieludzkie. Kiedy tylko otworzył oczy poczuł, że to był błąd. Nawet przed snem nie napił się niczego, a czuł się jak zmielone gówno. Powoli podniósł się z łóżka i zaczął zbierać swoje ciuchy z podłogi. Nigdy więcej nie zgodzi się na sprzątanie czegokolwiek. On miał dostatecznie dużo pracy, a za mało czasu by się opierdalać po kątach. Będzie musiał na jakiś czas zniknąć w swoim domu pogrzebowym. Klientów dużo mieć nie będzie, ale przynajmniej będzie miał wymówkę przed rodziną. Może nawet pominie parę patroli? W sumie i tak jest z rodziny na która nie zwraca się uwagi. Kilka dni bez jego obecności nikogo nie zaboli.
Kiedy tylko się ubrał złapał za wibrujący telefon. Ciche westchnięcie wydobyło się z jego ust. Ona już na niego czekała. Przez chwilę zastanawiał się co odpisać, ale stwierdził że i tak będzie niedługo na miejscu więc... powie jej to osobiście. Wcale nie miał zamiaru się spieszyć. Oczywiście dostanie od niej za to opieprz, ale przynajmniej będzie musiał mniej sprzątać. Nie zajęło mu to długo zanim zjawił się na miejscu. Szybko ogarnął ile jeszcze zostało i przewrócił oczami.
- Ty sypiasz czasami? - Powiedział niezadowolony i czekał na opierdol za spóźnienie. Tak jakby go to interesowało. Od razu było widać, że podniósł się kilkanaście minut temu. Włosy w totalnym nieładzie, koszula wystająca cześciowo ze spodni i odciśnięta ręka na jego policzku.
- Chyba żartujesz, że musimy sprzątnąć wszystko we dwójkę. - Usiadł na podłogę i zaczał się rozglądać po pomieszczeniu. Teraz to to już w ogóle mu się nie chciało. Z utęsknieniem spojrzał w stronę domu i od razu zaczął się zastanawiać jak się wyrwać z tego miejsca. Jeżeli będzie musiał tu spędzić na pracy fizycznej więcej niż 10 minut to uśnie na podłodze.
Ciro

Powrót do góry Go down

Już ją kolana bolały od mycia tej cholernej podłogi, na szczęście nie musiała tego robić codziennie. Sprzątanie świątyni należało do obowiązków rodu, na każdego przyszła kolej. Sai i tak z dobroci serca często robiła to sama, poświęcając cały dzień. Tym razem nie miała zamiaru dać kuzynowi taryfy ulgowej. Pochłonięta sprzątaniem, nucąc coś pod nosem nawet nie zauważyła kiedy stanął w progu. Dopiero jego słowa sprawiły że zerknęła na przez ramię za siebie. - Jesteś! - w głosie nie było złości ani pretensji na dobrą sprawę. Szczery uśmieszek pojawił się na jej ustach gdy go tylko zobaczyła. Przetarła nadgarstkiem prawej dłoni czoło, jak by nie patrzeć umyła 1/3 podłogi.
Wrzuciła szmatkę do wiadra z wodą i położyła dłonie na biodrach patrząc na niego z rozbawieniem. - Oczywiście że sypiam! Co to za pytanie w ogóle? Ucinam sobie krótkie drzemki w trakcie dnia, nie jestem wampirem wiesz? Potrzebuję trochę słońca za dnia. - to mówiąc wystawiła mu język i wyciągając mokrą szmatkę z wiadra, rzuciła nią w niego. - Nie ma lenienia się Ciro! Jak umyjemy podłogę to będzie przerwa.. zrobiłam twoje ulubione kanapki.. - powiedziała poprawiając bandaż na przedramieniu i biorąc drugą szmatę z wiadra, wróciła do pucowania podłogi. - Ostatnie dwa razy sama to miejsce sprzątałam, raz bo się źle czułeś a za drugim nawet po ciebie nie szłam bo chciałam żebyś sobie odpoczął po patrolu.. - musiała mu przypomnieć bo chyba zdążył wypchnąć to z pamięci. - Poza tym.. nawet gdyby nas było stać na służbę i ktoś faktycznie chciałby dla nas pracować pomimo naszego statusu społecznego.. a raczej jego braku w chwili obecnej.. to zajmowanie się świątynią jest strikte naszym obowiązkiem.. - dodała po chwili.
Klapnęła w pewnym momencie na tyłku i poprawiła zbuntowane, białe kosmki grzywki zerkając na niego z lekkim uśmiechem na ustach.
Anonymous

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Nie był w stanie powiedzieć skąd ta kobieta brała te wszystkie pozytywne emocje. Ale był pewny, że nigdy nie będzie w stanie go tym zarazić. Poza nią nie znał nikogo kto z przyjemnością sprzątałby całą pieprzoną światynię i jeszcze nie narzekał z tego powodu. Może to był jej sposób na zapomnienie o tym jakie chujowe życie prowadzą. On miał za to inne sposoby. Spał i zabijał yokai. Wolałby tylko spać, ale wszyscy mu przypominają, że ma co robić i nie może sobie pozwolić na spełnianie swoich potrzeb. Gdyby jeszcze był w stanie prowadzić normalne życie społeczne to nawet by się starał. Ale w tym mieście jego obecność jest ignorowana. A przynajmniej do czasu kiedy ktoś umrze i ktoś potrzebuje trumny. To jest moment w którym wszyscy przychodzą do niego. Posiada jedyny w Oguni dom pogrzebowy odkąd poprzedniego właściciela spotkał podobny los co wszystkich jego klientów. Przyglądał się jej znudzony i zniechęcony. Kiedy oparła ręce na biodrach wyglądała jak jego matka, która chce go skarcić. Przy okazji przy jej wzroście nawet mógłby uznać, że wyglądałaby jak dziecko, które chce pokazać swoją wyższość. Teraz gdyby popatał ją po głowie zdecydowanie zostałby delikatnie obity.
- Mi się jakoś lepiej żyje z większą dawką snu. - W tym momencie dostał szmatą prosto w ryj. Powoli ją złapał i ściągnął. Zawsze o tym marzył by dostać mokrą szmatą prosto w jego niewyparzony ryj. Kolejna fantazja spełniona. Gdyby nie była jego kuzynką już ustawiłby sobie ją na kolejny cel. Położył się na plecach i spojrzał w sufit. - To nie jest lenistwo. Tylko brak chęci do spożytkowania mojej niekończącej się energii. - W głowie zaświtała mu kolejna myśl. Zrobiła mu kanapki. To kolejna rzecz do odhaczenia, której nie musi dzisiaj robić. Aż powinno mu być głupio, że jeszcze się nie zabrał do sprzątania. Zerwał się na równe nogi wykorzystując całą swoją motywację jaka mu została. Zaczęła jeszcze robić mu wyrzuty sumienia, że nie sprzątał kilka razy z rzędu. Pod nosem przedrzeźniał prawie wszystko co powiedziała. Szybko wylądował na kolanach i zabrał się do roboty. Ich status społeczny nie pozwalał im na posiadanie służby, a ciekawe kto w ogóle chciałby się u nich zatrudnić. To był właśnie ten moment w którym nienawidził swojego pochodzenia. Będzie musiał sprzątać, aż do swojej śmierci.
- Kapłani powinni się za to zabierać. Ja się w nic nie pakowałem. - Westchnął tylko i miał ochotę splunąć na ziemię. - Jebać to szamaństwo całe.
Ciro

Powrót do góry Go down

Zajmowała się wszystkim czym tylko mogła żeby nie myśleć o pewnych zajściach jakie miały ostatniego wieczoru. Pozytywna energia jaką tryskała przed członkami rodu byłą dobrą dywersją gdy miała gorsze dni. Klęcząc tyłem do kuzyna co jakiś czas robiła mniejsze przerwy, od nadmiaru wysiłku lewa ręka bolała bardziej. Na patrolu musiała używać lewej ręki do machania kataną bo rana na prawym przedramieniu potrzebowała czasu żeby się zagoić. Na szyi miała a paru miejscach małe ledwo widoczne siniaki po tym jak Kapłan ją złapał mocno za szyję. Opuchlizna z dolnej wargi zeszła dzięki maści. Z dystansu nie było widać, trzeba było się dobrze przyjrzeć żeby coś zauważyć.
Nie zamierzała się chować po pokoju tylko dlatego że było jej źle. Zawsze znajdzie się jakaś wymówka. W tej chwili wszystko co pomogło jej oderwać myśli od sytuacji ze starego młyna było wystarczająco dobre. - Nie musisz patrolować każdej nocy.. możemy się wymieniać.. - zaproponowała dalej szorując podłogę. Po tym jak Ciro się zerwał na kolana i zaczął szybko robić swoje uśmiechnęła się lekko pod nosem. Wiedziała że nie miał łatwo, rodzina miała do niego spore wyrzuty po akcji z policją siedem lat temu. Ona osobiście nie wierzyła że mógł to zrobić.
Wiedziała że był silny i był świetnym szermierzem, często trenowali razem walkę mieczem. Ale znała go, wiedziała że był dobry! Miała z nim lepszy kontakt niż z młodszą siostrą która była obecną głową rodu tylko dlatego że Saiyuri jej ustąpiła miejsca.
- Hej Ciro? Mam coś dla ciebie.. ale to jak wrócimy do domu.. - powiedziała łagodnym tonem, puszczając mu oczko. Wiedziała że spodoba mu się niespodzianka. Nie mogła się doczekać żeby zobaczyć jego minę.
Gdy skończyli z podłogą, podała mu swoje wiadro. - Wylałbyś wodę? - spytała grzecznie i poszła po swoją torbę. Wyjęła z niej wodę i kanapki. Usiadła na schodach i poklepała miejsce obok siebie. Jeśli usiadł podała mu jedzenie do ręki. - Smacznego. - szepnęła i sama zrobiła małego gryza wpatrując się przed siebie.
Anonymous

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Jego uwadze oczywiście nie umknęło to, że była kontuzjowana. Musiałby być ślepy albo mieć to naprawdę głeboko w dupie. Jest jedną z niewielu osób na które zwraca uwagi. W końcu Yama miało tylko i wyłącznie rodzine. Reszta nie miała znaczenia, a przynajmniej dla niego. Doskonale wiedział, że Sai nie zostawiłaby nikogo w potrzebie, ale on jest inny. Nie jest taki za jakiego ona go uważa. Traktuje ją zupełnie inaczej niż resztę mieszkańców miasta bądź turystów. Gdyby mógł zostawiłby ich wszystkich na śmierć i pożarcie yokai. Doskonale wiedział jakie konsekwencje można ponieść jeżeli nie traktuje się yokai z szacunkiem. Naśmiewał się z innych, że tak bardzo się bali. W końcu po coś byli stróże. I to był ostatni moment w którym nie traktował ich poważnie. Najlepiej zabiłby każdego, który pojawi się na jego drodze. To zapewniłoby mu tymczasową satysfakcję. Jego ego nie musiałoby być zaspokajane niewinną krwią. To jest jego pierwszy punkt widzenia. Ten bardziej zdeprawowany nie ma żadnych skrupułów. Najważniejsze jest to by po prostu zadać komuś cierpienie i czerpać z tego jak największą przyjemność.
Jej słowa wyrwały go z chwilowej zadumy. Miała rację, ale też nie do końca.
- Poradzę sobie. Rodzice przynajmniej dają mi spokój. I ty też nie musisz przez to wiecznie przechodzić. - To była tylko częściowa prawda. W nocy mógł się wyżyć, a może napatoczy mu się jakiś zagubiony mieszkaniec który akurat trafił w bardzo nieodpowiednie miejsce. Za każdym razem szukał sposobu by się zaspokoić. Za dnia jest leniwym właścicielem domu pogrzebowego, a w nocy budzi się w nim bestia. A przynajmniej wtedy kiedy jest sam. - Boję się zapytać co to może być. - Odparł spokojnie bez większych emocji, ale wiedział, że nawet jeżeli mu się nie spodoba będzie musiał się cieszyć. Musiał zachowywać pozory, a ona doskonale wiedziała, że nie lubił niespodzianek. Ostatnia niespodzianka skończyła się jego wizytą w areszcie kiedy rodzice wpuścili do domu policjantów. Gdy już skończyli usiadł na dupie i odetchnął głośno. Jego biała koszula była cała przepocona więc od razu ją zdjął i rzucił w stronę schodów. Kiedy poprosiła go o wyrzucenie wody nawet się nie odezwał tylko wytarł dłonią twarz i się podniósł. Nawet nie narzekał. To był koniec roboty i teraz mogli zająć się jedzeniem. Zostało jeszcze parę pierdół do zrobienia, ale to nie było nic co wymagałoby natychmiastowej reakcji.
W końcu usiadł obok niej i dorwał się do kanapki. -Smacznego - Może nie mówi się z pełnymi ustami, ale nie mógł się po prostu powstrzymać. Z radością mógł stwierdzić, że po tych kanapkach najlepiej byłoby po prostu się położyć spać. Czekało go jeszcze trochę zajęć w tym dniu, ale dzień zaczął się szybciej niż podejrzewał. Na pewno znajdzie jeszcze chwilę na krótką drzemkę.
- Musisz sobie zrobić przerwę od patroli dopóki nie będziesz w pełni sprawna.- Powiedział to nawet na nią nie patrząc. I tak za każdym razem szedł na swoją zmianę nawet jeżeli cholernie nie miał na to ochoty. Jeżeli będzie miała potrzebę pominięcia jednego wieczoru to się po prostu tym zajmie. Dla niego byłoby to nawet lepsze.
Ciro

Powrót do góry Go down

Wiedziała że nie lubił niespodzianek, ale tą musiała trzymać do samego końca. Chciała zobaczyć jego minę jak mu wręczy zawiniątko. Nie było żadnej specjalnej okazji do tego, po prostu pomyślała o nim gdy to zobaczyła.
Oboje byli zmachani, jej czarna podkoszulka też się do niej kleiła. Czuła się prawie jak po intensywnej rozgrzewce z nim w dojo. Tylko w przeciwieństwie do kuzyna nie planowała się rozbierać. Weźmie zimny prysznic albo zahaczą o jezioro w drodze do domu. To brzmiało jak dobry plan. Była gotowa wskoczyć w ciuchach do lodowatej wody. Póki co obserwowała jak kuzyn wylewał w krzaki wiadro z wodą i po chwili już szedł po schodach w górę. Uśmiechnęła się lekko pod nosem. Pamiętała jak latali po tym miejscu za dzieciaka. - Pamiętasz jak byliśmy mali i bawiliśmy się na terenie świątyni? W chowanego.. w ganianego.. nigdy nie mogłam cię złapać.. zawsze byłeś szybszy ode mnie.. - zaśmiała się łapiąc za butelki z wodą. Podała mu jedną a drugą sama odkręciła i zrobiła kilka łyków. - Pamiętam jak byłeś niższy ode mnie.. o tyle.. - pokazała może z dziesięć centymetrów między kciukiem a palcem wskazującym. - A teraz.. jesteś wyższy i silniejszy.. - szturchnęła go ramieniem lekko. - Wiesz.. to że jesteśmy przeklęci nie znaczy że nie mamy jakiegoś drobnego wpływu na naszą przyszłość.. poznałeś może kogoś ciekawego ostatnimi czasy? - nigdy go o to nie pytała. Nigdy się nad tym nie zastanawiała nawet czy jej kuzyn czasem się nie spotyka po cichu z jakimiś dziewczynami. Dopiero teraz jak mu się tak przyjrzała to dotarło do niej że już nie jest dzieciakiem. Co było dziwne bo przecież byli w tym samym wieku.
Zerknęła na swoją zabandażowaną rękę i przyłożyła dłoń do supełka. - Wiem.. masz racje.. jak rana się zagoi to może potrenujemy razem? Dawno tego nie robiliśmy, brakuje mi sparingów z tobą.. - dodała i zrobiła kolejnych kilka łyków. Było tak ciepło że po chwili odchyliła głowę lekko w tył i wylała sobie na twarz całą zawartość plastikowego zbiorniczka. Od razu poczuła orzeźwienie, wzdrygnęła się lekko na zmianę temperatury ciała. - Od razu lepiej.. - roześmiała się zadowolona.
Anonymous

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Na samym początku zupełnie nie zwracał uwagi na to, że oboje kleili się jak cholera. On po prostu zdjął koszulę i poczuł się lepiej, ale wiedział, że Sai tego nie zrobi. Kobiece rozumowanie nie pozwalało jej się rozebrać. Nie miał nic do dodania w tej kwestii, ale zdjęcie górnej części garderoby uznał po prostu za bardziej praktyczne. Sam często zwracał uwagę na jej figurę, ale był facetem. Od tego nie da się tak prosto uwolnić nawet jeżeli była jego kuzynką. Ona tak uważała. Nie byli spokrewnieni, ale i tak traktował ją jak swoją rodzinę. Same więzy krwi nie miały dla niego najmniejszego znaczenia. Liczyło się dla niego cała ich przeszłość i tylko tyle.
Jej sentymentalność od razu sprawiła, że przypominały mu się nie tylko te dobre fragmenty jego życia. Większość z jego wspominek z dzieciństwa były niezbyt przyjemne, a czas który spędził tylko z matką lub z nią uważa za pozytywne. Nawet na jego twarzy na moment zawitał uśmiech, ale szybko znikł. Nie potrafił za dobrze okazywać emocji. Chociaż to nie tak. Nie miał na to ochoty. Nie odczuwał potrzeby by to robić. To było zbyteczne i niepraktyczne. A przynajmniej w jego mniemaniu.
[color=teal]- Pamiętam. Do tego miałem talent za dzieciaka. - Ona ciągnęła to dalej. Miał wrażenie jakby dalej nie dowierzała, że to była tylko przeszłość. Miał szczęście, że z całej rodziny chociaż ona go nie izolowała. Jego ojciec zadbał o to by nie miał zbytniego kontaktu z innymi dziećmi. Wszyscy dorośli wiedzieli, że nie jest prawdziwym dzieckiem z rodu Yama. Ale ta informacja nie wyszła nigdy. Dalej mieli nadzieje, że on sam też o tym nie wie. - To nie tak, że te kilkanaście lat minęło od razu. Całe dzieciństwo spędziliśmy razem. Mogłabyś się już do tego przyzwyczaić. - Napił się łapczywie wody czując nagłą ulgę. - Nie wiem czy zauważyłaś, ale z moją pociętą mordą i piętnem przeklętego niezbyt prosto jest zawierać nowe znajomości. Sporo osób pamięta jeszcze, że siedziałem w areszcie. Ale to nie ma najmniejszego znaczenia. Po prostu jestem do tego przyzwyczajony. - Podniósł się powoli i rozciągnął się. Od razu poczuł się jakoś lepiej. Dopił resztę wody i zgniótł butelkę. - Jak wyzdrowiejesz. - Przyglądał się jej kiedy oblewała się wodą i westchnął. Mimo swojego wieku potrafiła być naprawdę dziecinna. Czasami zastanawiał się czy gdyby nie został opętany to czy też by tak potrafił. Wyrzucił zgniecioną butelkę przed schody i poprawił włosy.
Ciro

Powrót do góry Go down

Uśmiechnęła się lekko na jego słowa, pokręciła głową na boki. Chyba nie zrozumiał jej tak jak chciała żeby to zrobił. Na wspomnienia ją wzięło nie tylko ze względu na to miejsce. Odchyliła się do tyłu, kładąc się plecami na ciepłym betonie. - Uhmum.. - mruknęła cicho pod nosem.
Nadal się uśmiechała, wyciągnęła dłoń przed siebie. Rozkładając paluszki najszerzej jak tylko mogła. Zasłoniła sobie słońce w taki sposób żeby jej nie raziło po oczach. Wyglądało to tak jakby chciała pochwycić jasność i zamknąć ją w swojej dłoni na wieki.
- Ta tak zwana "pocięta morda" dodaje ci charakteru głuptasie. Poza tym.. jesteś fajny.. i Każdy kto tego nie widzi.. byłby twoją stratą czasu.. - powiedziała z taką stanowczością w głosie jakiej dawno od niej nie słyszał. Głos nie znoszący sprzeciwu, którego tak rzadko używała. Mógł mieć pewność że mówi szczerze od serca. - Sama nie wiem czy ta klątwa nas aż tak izoluje od reszty. Turyści aż tak się tego nie trzymają.. niektórzy mieszkańcy też sobie pozwalają na kontakt z nami.. o ile jest z dala od potencjalnych świadków.. - w głosie dało się wyczuć odrobinę irytacji wymieszanej z niedowierzaniem. - Podobno zakazany owoc smakuje najlepiej.. zwłaszcza w okresie buntu.. - dodała z lekkim rozbawieniem.
- Założę się że nie jedną niewiastę w Oguni byś sobie owinął wokół palca, gdybyś tylko chciał.. - dodała jeszcze na koniec. Wcale go nie okłamywała, miała wrażenie że od tego opętania przez Shinigami stracił jakąś część siebie. Poprzysięgła sobie wtedy że nawet gdyby cały świat postawił w płomieniach i pozostawił po sobie tylko zgliszcza ludzkości, to i tak by została przy nim. Był jej bliższy niż mógł sobie zdawać z tego sprawę.
- Zwalili na nas winę za klątwę bo na kogoś trzeba było.. - wyciągnięta w kierunku słońca dłoń zacisnęła się w pięść. - To pozostałe rody nas pogrzebały żywcem zawczasu.. ale to nie jest koniec.. byliśmy tu od zarania dziejów, byliśmy pierwsi i zostaniemy tu do końca.. nawet jeśli będziemy stawiać nasze nowe fundamenty na prochach innych.. - karmazynowe ślepia błyszczały czymś czego nikomu wcześniej nie pokazywała nikomu, nawet jemu. Na ustach przez ułamek sekundy zagościł zuchwały uśmieszek. Przy każdym pozostawiłaby te słowa dla siebie, ale wiedziała że przy nim może być zawsze sobą.
Anonymous

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Nigdy nie uważał by jego blizny dodawały mu uroku bądź jak to ładnie ujęła "charakteru". Niby nie powinien się tym przejmować, ale jednak w głowie dalej miał wspomnienie kiedy ciął się po twarzy. Za każdym razem samo wspomnienie sprawiało, że na jego twarzy pojawiał się grymas bólu. Blizny może i były już dawno zagojone to jednak potrafiły zaboleć tak samo jak w dniu kiedy pozbawił się oka. O tym nawet nie wspomniał. Nie był w stanie nawet powiedzieć ile osób wiedziało o tym spoza ich rodziny. Zielone oko wcale nie wygląda zbyt przekonująco. Spojrzenie martwej ryby wcale tutaj nie pomaga. Sai dalej twierdziła, że jest fajny i powinien mieć sporo przyjaciół. To byłoby zmarnowanie jego czasu. Nie byli mu do niczego potrzebni, a dzięki temu nie musiał nawet zwracać uwagi na niechętnie spojrzenia w jego stronę.
- Czyli całe miasto? - Uśmiechnął się i wzruszył ramionami. Cenił sobie spokój i nie chciałby by po takiej rozmowie nagle zacząłby normalnie rozmawiać z ludźmi. Jeszcze ktoś się do niego przyklei i nie będzie chciał odpierdolić. Jego drzemki i główne hobby byłoby zagrożone. Przyglądał się jej krwistym okiem i analizował to co mówiła. Miała częściową rację. Turyści musieli się podporządkować inaczej mieliby problem z mieszkaniem tutaj, a po co stwarzać sobie problemy. Najlepiej wybrać opcję, która sprawia najmniejszą dawkę zmartwień. To co robili było jak najbardziej uzasadnione. - Omijam wszystkich jak mogę, ale z doświadczenia wiem, że nigdy nie wybierasz najtrudniejszej drogi jeżeli zyski nie są wyjątkowo duże. Oni też powinni nas olewać jeżeli chcą tu żyć w spokoju. A mieszkańcy bardziej się nas boją. - Powiedział to praktycznie bez żadnego wyrazu na twarzy. Totalnie obojętnie tak jakby to co powiedział było totalnie naturalne. Tyle lat żyli w ten sposób, że tylko głupi by się nie przyzwyczaił. - Ostatnim razem gdy spróbowałem trafiłem w złe miejsce i czas. Nawet próbowali mnie wrobić w śmierć tego dzieciaka, którego znaleźli niedaleko miejsca w którym stałem. Tak więc nie dziękuje, ale samemu mi dobrze. - To było kłamstwo, ale jego ton głosu brzmiał naturalnie. Nic nie wskazywało na to, że powiedział jej nieprawdę. Oskarżenia rodów w sprawie klątwy... To prawda, że potrzebowali kozła ofiarnego, ale dlaczego wybrali właśnie nich. Może to wszystko była prawda, a może po prostu tak im się trafiło. Ciężko było powiedzieć co stało się w przeszłości. Żadne pisma w ich domu rodzinnym nie wskazywały na to, że to ich wina. To co się stało w tym miasteczku musiało sprawić, że nawet yokai zachciały zemsty. Takie było jego zdanie. Może kiedyś będzie miał szansę dowiedzieć się o co tutaj poszło, ale jak na razie nie miał zamiaru szukać. Strata czasu.
- Mocne słowa. Ale masz rację. Może kiedyś się odbijemy od dna. - Powiedział to spokojnie i przyglądał się jej bardzo uważnie. Miał wrażenie jakby przez chwilę się coś zmieniło, ale nie był do końca pewny co. - Będziemy musieli się na nich zemścić. Który ród będzie następnym przeklętym? Jakieś propozycje?
Ciro

Powrót do góry Go down

Poderwała się do siadu a po chwili i wstała przeciągając się z cichym mruknięciem. Nie rozumiała czemu tak bardzo się wzbraniał przed kontaktem z innymi. Nie byli już dziećmi, faceci w jego wieku szlajali się po barach i wyrywali dziewczyny. Korzystali z życia! Bolało ją to że jedyne co miał to klątwę, obowiązki stróża i dom pogrzebowy.
- Pierdoły! Jak by ci było dobrze samemu to byś się nawet ze mną nie spotykał! - wytknęła mu wpychając palec między żebra. Czerwone ślepia uważnie skupiły się na jego twarzy. Sięgnęła dłonią do buzi kuzyna i kciukiem strąciła okruszek chleba znad kącika ust. - Od razu lepiej.. - skomentowała uśmiechając się do niego miło. Po czym złapała za torbę i wzięła kuzyna pod ramię. Pociągnęła go lekko w dół schodów za sobą. - Moja propozycja jest dość prosta.. nie będziemy się zniżać do poziomu tych tchórzy.. w pierwszej kolejności trzeba się dowiedzieć jak zdjąć to przekleństwo z naszego rodu.. Wraz z tym odzyskamy jakiś status społeczny. A to nam pozwoli na to żeby zacząć się piąć w górę.. Może jak uda nam się dojść do tego kto tak naprawdę stoi za klątwą narzuconą na Oguni.. - mówiła ze spokojem w głosie idąc z nim w stronę bramy świątynnej, nadal trzymając go pod ramię. Czy mu się to podobało czy nie, nadal był jej kuzynem i nawet jeśli uważał że nie potrzebuje nikogo. Ona nie zamierzała się od niego odsuwać i nie daj boże pozostawiać go samego sobie. - Nawet nie próbuj marudzić że cię nękam sobą bo będziesz mnie niósł do domu! - powiedziała nadymając przy tym policzki jak małe oburzone dziecko. Ale po chwili na niego zerknęła, wystawiła mu język i się uśmiechnęła. - Mae mówiła że nie widziała cię odkąd została ogłoszona głową rodu.. unikasz jej specjalnie? - spytała nagle zmieniając temat.
Anonymous

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Jak na jego wiek zachowywał się jak stary dziad, który nie ma już na nic ochoty. Łażenie po barach, chlanie i wyrywanie kobiet nie było w jego stylu. Może kilka razy spróbował, ale nie wyszło to dla niego zbytnio pozytywnie. Bycie niezauważonym nawet w tak tłocznym miejscu potrafiło człowieka dobić, ale na szczęscie na nim się to nie odbijało. Stwierdził, że to strata czasu. Tak naprawdę mógłby napić się samemu i wyszłoby na to samo. Pijani mieszkańcy zdawali się być jeszcze gorsi niż trzeźwi. Bluzgi. Przemoc. Tam mogło zdarzyć się wszystko. Wolał unikać problemów niż je rozwiązywać. To było dla niego łatwiejsze i przyjemniejsze. Ona zawsze chciała iść na przekór wszystkiemu, a on wręcz przeciwnie. Nie przeszkadzał mu do końca ich styl życia. W jego głowie miał parę planów zemsty za to wszystko, ale z drugiej strony... za dużo roboty. Kiedy wepchnęła mu palce w żebra to wygiął się w jakąś nienaturalną pozycję. Zawsze to robiła kiedy zaczynał już marudzić. Nienawidził tego jak cholera, ale to była część ich znajomości. W pewnym sensie się już do tego przyzwyczaił.
- I tak mamy tylko siebie, więc jakbym nie spędzał z Tobą czasu to pewnie bym ocipiał. - No to była akurat prawda. Wszystkim co posiadali była rodzina i nic więcej. Nie mogli się poróżniać nawet jeżeli to jest cholernie trudne. On zachowywał pozory, że wszystkich toleruje i w zamian nie musiał się nimi przejmować, że jeszcze zaczną się do niego przypierdalać. Coś za coś. Może nie zawsze miał na to ochotę zważając, że jego ojciec był po prostu chujem, ale starał się.
Kiedy dobrała się do jego ust na początku nie do końca wiedział o co jej chodzi. Miał wrażenie, że Mae mogła powiedzieć siostrze o jego pochodzeniu. Jako głowa rodziny mogła już o tym wiedzieć, a on nie chciał zepsuć tej relacji, która już między nimi była. Uśmiechnął się delikatnie i schylił się po swoją koszulę. Nie miał nawet czasu jej ubrać bo został automatycznie porwany w drogę powrotną. Miał zniesmaczoną minę, ale to był standard w takich sytuacjach. Zaczął uważnie słuchać całego postulatu, który ogłosiła i stwierdził, że brzmi dobrze. Tylko trochę mało realnie. Od pokoleń nie było żadnego progresu w tej sprawie, a jedynie wszystko się pieprzyło.
- Wolałbym by sprawiedliwie wszystkich ukarać, ale to nie jest moja decyzja. - Tutaj doskonale było wiadome, że chodzi o głowę rodziny. - Może nam się uda kto wie. Ale ściągniecie całej klątwy to trochę ambitna sprawa. Jesteś zbyt wielką optymistką, mówił Ci to ktoś kiedyś? - Kiedy tylko zobaczył jej nadymione policzki doskonale wiedział, że jak się sprzeciwi będzie tylko gorzej. Westchnął ciężko zrezygnowany. - Wiem, wiem. Jestem grzeczny.
Zaraz zaczęła kolejny temat na który nie miał ochoty. Nie miał jak jej tego wytłumaczyć. Przez chwilę się nie odzywał, ale było widać, że nie wie dokładnie co ma powiedzieć.
- Tak. - Krótka odpowiedź, ale szczera. - Starszyzna naciskała bym bardziej skupił się na swoich obowiązkach i nie przeszkadzał w jej obowiązkach. W dużym skrócie nie chcą bym się z nią spotykał. Nie mam zamiaru prowadzić jeszcze z nimi wojny. Skoro uważają, że tak będzie lepiej to niech tak będzie. Jej kuzyn nie pokaże jej złego przykładu i będzie miała spokój. - I przy okazji ja. - Może ją odwiedzę jak znajdę na to czas. Na razie Ty się nią zajmij, a ja zajmę się patrolami. Chociaż Ty będziesz miała dla niej chwilę. - To był długi monolog, ale taka była prawda. Odkąd był w areszcie zdecydowanie jego wizerunek w rodzinie upadł, a rodzice Mae i Sai nie chcieliby mieli z nim kontakt. Sai była bardziej uparta i na to nie pozwoliła, ale Mae musiała ustąpić ze względu na swoją pozycję. - I nie próbuj się z nimi szarpać z tego powodu. Ona jest już dorosła i będzie w stanie to zrozumieć.
Ciro

Powrót do góry Go down

Uśmiechnęła się lekko w jego stronę gdy skomentował jej słowa. - Ej! To brzmi jak byś się ze mną spotykał bo musisz a nie dlatego że chcesz.. - mruknęła z oburzeniem w głosie puszczając jego przedramię i splatając ręce pod piersiami w udawanym oburzeniu. Oczywiście nie miała na niego prawdziwego focha w tej chwili. Ale wolała żeby nauczył się pewne rzeczy trochę lepiej ubierać w słowa. To nie tak że szczerość jej przeszkadzała, wręcz ułatwiała relację. Ale to wcale nie znaczyło że była jakimś kumplem od piwa który będzie zawsze tam dla niego i nawet nie będzie musiał się starać! Wolała mieć pewność że mu to jakoś zakoduje w mózgu. Przecież mu nie będzie psioczyć że ma się lepiej wyrażać.
- Sprawiedliwie powiadasz.. hmm.. ostatnie słowo i tak należy do Mae.. ona jest głową rodu. - skomentowała. Mogli sobie chcieć różne rzeczy ale i tak młodsza siostra Saiki podejmowała decyzje i było po jej myśli. Oni musieli się po prostu dostosować. - Tak.. Mae.. no i Ty mi to non stop powtarzasz.. ale wolę patrzeć na pozytywy niż się zadręczać rzeczami na które nie mam i tak wpływu. - skwitowała wzruszając lekko ramionami. Coś w tym było.
- Ty i grzeczny.. uhum.. chciałabym to kiedyś zobaczyć.. - zaśmiała się lekko rozbawiona tą myślą. To nie taż że był łobuzem, bo nawet na to był zbyt leniwy momentami.
Wysłuchiwała w spokoju jego monologu o kontakcie z Mae. Martwiła się tym że po zostaniu głową rodu, jej siostra nie będzie miała czasu na nikogo i na nic. Sai się nie widziała w tej pozycji, było jej na rękę że oddała Mae pozycję w rodzie. Mogła być stróżem jak Ciro i się szlajać po lesie i okolicach bez nadzoru. Mae potrzebowałaby obstawy gdyby chciała wyściubić nos poza rodzinny teren.
Skinęła głową na jego ostatnie słowa. - Nie zamierzam się wtrącać między was, oboje jesteście dorośli. To od was zależy jaką macie relacje.. ja o swoje kontakty z innymi dbam.. nie mam sobie nic do zarzucenia.. - dodała ze spokojem w głosie. Prawdę powiedziawszy już dawno przestała się wpierdalać między relacje innych członków rodziny. Nie była żadnym mediatorem żeby się naprawiać stosunki innych członków własnego rodu. Ważne że wszyscy byli cali i zdrowi.

Ciro & Saiyuri Z TEMATU
Anonymous

Powrót do góry Go down

mistrz oguni

Wieczór Halloween i po nim

Wieczór chłodny, aczkolwiek ludziom z miasteczka to nie przeszkadzało. Poprzebierani czy nie, świetnie się bawili tego wieczora, wykorzystując okazję do skorzystania z darmowych zabaw, których w Oguni było na pęczki. Niejeden się pewnie skusił na darmowego pluszaka, bądź nagrodę w konkursie na najlepszego Drakulę. Jednakże nie każdy zdołał dotrzeć na zabawy.
Głowa rodu Yama wezwana przez rodzinę Koyasuryo do świątyni czekała właśnie pod nią nieco zdezorientowana. Przestępowała z nogi na nogę zastanawiając się ile jeszcze będzie musiała stać na zimnie by człowiek z bardziej wpływowego rodu zjawił się we wskazanym miejscu. Zamiast niego na horyzoncie pojawiła się przebrana w dziecięce ubranka gliniana lalka. Z daleka nie było widać tak naprawdę czy to był potwór, czy też nie. Dlatego młoda kobieta stała w bezruchu przez dłuższą chwilę. Dopiero gdy postać była już na tyle blisko, by złapać ją za rękę, Mae prawie od razu odskoczyła, choć to nic nie dało.
Gliniana laleczka dopadła dziewczynę swoimi małymi łapkami pchając ją z całej siły na schody świątyni. Zadawała jej raz po raz cios z glinianej piąstki w twarz, drugą trzymając mocno zaciśniętą na gardle głowy rodu. Dziewczyna nawet nie zdążyła zaatakować swoim nożem, schowanym pod materiałem, bo gdy tylko po niego sięgała, gliniana lalka złapała jej dłoń, wyrywając narzędzie i wbijając je z całych sił w klatkę piersiową. Mae wydała z siebie zduszony okrzyk i ostatkami sił odciągnąć od siebie demona, jednakże na próżno. Yokai wbiło jeszcze dwa razy nóż w ciało dziewczyny zostawiając go w niej. Sam podniósł się, ubrudzony we krwi i skierował w głąb lasu.
Ostatkami sił Mae spróbowała złapać nóż wbity w jej klatkę piersiową; zabrakło jej sił, dłoń opadła na brzuch, a dziewczyna wyzionęła ducha.


Kontynuacja sesji z Głównego Wejścia. @Saiyuri.

Mistrz Gry

Powrót do góry Go down

Biegła lasem dociskając ranną dłoń do ubrania, żeby się nie rozsunęło. Z głównej ścieżki prowadzącej z rodzinnego domostwa do świątyni, odbiła w bok prosto w krzaki. Na skróty. Chciała się tam znaleźć jak najszybciej. Chłostana gałązkami po buzi, nogach, rękach nie zwalniała. Czuła jak mocno i szybko serce jej biło. Czuła dudnienie w skroniach, słyszała szum w uszach. Nieprzyjemny gorąc rósł wewnątrz niej tak samo jak panika.
Nie chciała tych faktów łączyć. Ataku lalki na kogoś z Yama, zakrwawionego ubranka lalki i zniknięcia młodszej siostry. Czuła się źle, czuła się paskudnie, oddechu jej powoli brakowało ale nadal biegła. Nogi same ją niosły. Wyrwała się z krzaków na ścieżkę widząc z oddali bramę. Im bliżej była tym zaczęła zwalniać. Przekraczając progi świętego miejsca zatrzymała się zdyszana. Widziała na schodach ciało, krew. Coś w niej pękło. Łzy zebrały się w ułamku sekundy zamazując obraz. Cała zaczęła drżeć, telefon wypadł z jej dłoni lądując na ziemi. Łzy pociekły po rozpalonych gorączką polikach. To karmazynowe kimono w którym tak często ją widywała. Zrobiła krok w przód, czując że nogi ma z ołowiu. Rozchyliła lekko usta. Dolna warga drżała. -.. M.. Ma.. e.. - wykrztusiła z siebie czując coś podchodzi jej do gardła odbierając możliwość wydobycia z siebie innych słów.
Odwróciła wzrok, nie chciała w to uwierzyć. "To omamy!" pomyślała zaciskając powieki z całych sił. "Ona jest pewnie z Ciro.. pewnie ją wziął gdzieś.. na spacer, patrol.. to się nie dzieje! To nie jest ONA! TO NIE JEST!" powtarzała jak mantrę w głowie. Uchyliła powiekę kątem oka zerkając na ziało na schodach. - To.. nie.. jest... to .. to .. gorączka.. mam omamy.. jak.. Koya.. su..ryo.. tak.. to są.. to.. - zaczęła dukać robiąc kolejne chwiejne kroki w stronę postaci leżącej na schodach świątyni. Dopiero jak była nieco bliżej uderzył ją silny zapach. Sięgnęła dłońmi do zapłakanej twarzy padając na kolana przed pierwszym stopniem. Powoli na czworaka zaczęła się wspinać w górę, drżącymi dłońmi dotykając brzucha. Widziała nóż w klatce piersiowej. Sięgnęła za rękojeść i powoli go wyciągnęła z jej ciała odrzucając go na ziemię. Przyłożyła od razu drżącą dłoń do jej rany uciskając ją mocno. - Wszystko.. będzie dobrze.. do.. do wesela .. się zagoi.. - majaczyła łamiącym się głosem wsuwając dłoń pod jej plecy. Docisnęła jej zimne, wiotkie, pozbawione życia ciało do siebie. Brudząc się przy tym jej krwią. Wtuliła zapłakaną twarz w materiał jej brudnego kimona. - Jestem przy tobie.. jestem tutaj.. wydobrzejesz..- powtarzała w kółko jak zdarta pływa gramofonowa, zdzierając przy tym gardło. Szok nie pozwolił jej dopuścić do siebie myśli że jej siostra mogła już dawno opuścić ten świat. Wyglądała jak by spała, tylko że była ranna. Ale to nie były rany z którymi by sobie nie poradziła.
Anonymous

Powrót do góry Go down

mistrz oguni

Pewnie by nawet za nią nie ruszyła. Pewnie by wróciła do domostwa, żeby się faktycznie już wyspać, bo chłód dopadł ją taki, że poza zastałymi kośćmi miała zmarznięte palce. Widok jednak przerażonego lica dziewczyny wstrząsnął ją mocno. Nawet nie zdążyła za nią pobiec, jedynie gdy usłyszała, że głowa rodu nie odbiera, a miała być przy świątyni wbiegła do domu przerażona. Łapiąc za telefon wykręciła numer na komendę policji. W zaistniałej sytuacji pewnie rody by nie kiwnęły nawet palcem.
Roztrzęsiona kobieta wydzwaniała pod swoim nazwiskiem panieńskim do funkcjonariuszy przez dobre 10 minut. Jej zapłakany głos w końcu został usłyszany przez obecnego w tamtej chwili na służbie policjanta. Spisał on wszelkie przekazane mu informacje, że najprawdopodobniej doszło do morderstwa w okolicy świątyni Yama. Na początku nie był on zbyt przekonany, ale po długich, wylewnych prośbach kobiety przyjął zgłoszenie i zerkając na obecnych, a raczej na pustkę, która go otaczała postanowił wezwać dwie osoby, które jako pierwsze wpadły mu do głowy. Zwłaszcza że mogło tu chodzić o śmierć osoby, która była wysoko postawiona.
Mężczyzna wykonał najpierw telefon do porucznika, który wracał ze szpitala. Poinformował go o zaistniałej sytuacji, wskazując, że wciąż może być w tamtej okolicy niebezpiecznie. Do komendanta ciężej było się dodzwonić. Wymordowany po poprzednim dniu odebrał telefon dopiero po kilku dłuższych chwilach, nie pamiętając kompletnie jak trafił do swojego własnego pokoju.
Oboje wezwani, teraz pytanie... czy się stawią?

Do sesji zapraszam @Jirō oraz @Hideo.

Mistrz Gry

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Niechętnie, ale jednak trzeba było, wyrwał się z własnego łóżka. Co prawda nie wiedział jak się w nim znalazł, co się wydarzyło, ale nie to teraz było najważniejsze. Do pokoju dobijała mu się recepcja już od dobrych kilku minut, drąc japę na pół budynku, że jakiś ważny telefon, a on sobie śpi w najlepsze. Niezbyt zadowolony podniósł się oczywiście i odebrał swoje rzeczy, tym samym też oddzwaniając na komendę, by dowiedzieć się, gdzie się do jasnej cholery pali.
  Ból głowy uderzył go dopiero gdy wyszedł z hotelu ubrany jak do pracy, elegancko, schludnie, z zaczesanymi włosami w tył. Zazgrzytał cicho zębami pod nosem i idąc czym prędzej do auta, bo stwierdził, że szybciej to on tam dojedzie, niż dojdzie na piechotę, wsiadł za kierownicę. Odpalony silnik? Czyli można jechać. Nawet jeśli wcale dobrze się nie czuł, a suchość w gardle męczyła go niemiłosiernie.
  Podjeżdżając pod las, zaparkował samochód gdzieś z boku drogi, żeby przypadkiem komuś nie przyszło do głowy odkręcanie mu kół, bo zajął pół ulicy i cały chodnik. Trzymał się zasad, przecież był policjantem, tak? Nawet jeśli wczorajszy wieczór wcale na to nie wskazywał - ale on o tym nie przecież i tak nie pamięta. Pośpiesznym krokiem dotarł pod światynie, a gdy zobaczył leżące ciało kobiety na schodach i Saiyuri, która przy nich siedziała, obejmując je sięgnął po schowany za paskiem rewolwer, nie wiedząc za bardzo czego się spodziewać. Nie wyjmował jeszcze broni, trzymał na niej dłoń. Możliwe, że niebezpieczeństwo wciąż się gdzieś kryło, a nóż widelec trzeba będzie prędko zareagować.
  Ostrożnie podszedł do szlochającej kobiety kucając przy niej.
  - Saiyuri, tak? Hej... Już... - dotknął ostrożnie jej ramienia rozglądając się dookoła podejrzliwie - Już... Saiyuri, spokojnie - spróbował ją uspokoić, jego głos był wyjątkowo łagodny, nawet jeśli twarz, bardzo poważna. Zacisnął lekko chude palce na jej ramieniu pochylając się lekko - Musisz mi powiedzieć co się stało... Nie dowiem się przecież z Twoich łez, prawda?
  Jak i ze szlochania. Prawdopodobnie zatarła już część śladów, dostrzegł odrzucony na bok nóż. Domyślał się, że to on był narzędziem zbrodni, jednak jeśli dziewczyna wiedziała, co tu zaszło, to lepiej, by się tym podzieliła. Bo samymi domysłami człowiek nigdzie jeszcze nie zaszedł.
Hideo

Powrót do góry Go down

- Jestem przy tobie.. jestem tutaj.. wydobrzejesz.. Jestem przy tobie.. jestem tutaj.. wydobrzejesz.. Jestem przy tobie.. jestem tutaj.. wydobrzejesz.. - majaczenie zdawało się nie mieć końca, do przyjazdu policji zdołała ochrypnąć. Gardło piekło, ale to nie powstrzymywało jej przed powtarzaniem w kółko tego samego. Kołysząc się powoli wraz z ciałem siostry na schodach, nie reagowała na kroki mężczyzny za swoimi plecami. To mógł być wróg, nie skupiała się na niczym poza Mae. Czując czyjąś dłoń na swoim ramieniu wzdrygnęła się i przestała się kołysać.
Hideo mógł poczuć jak cała drży, łzy zdawały się nie mieć końca. Przycisnęła zwłoki mocniej do siebie popłakując. - Ka.. kare.. tkę.. wezwij karetkę.. - wychrypiała dociskając dłoń mocniej do rannego miejsca. Powoli oderwała zapłakaną twarz od brudnego kimona i spojrzała na mężczyznę.
- Mae.. potrze.. buje.. leka..rza.. błagam.. lekarza.. - wydukała, cała buzia była mocno zaróżowiona. Oczy zapłakane, nowe łzy zaczęły spływać po rozgrzanej skórze twarzy. Wzrok miała rozmazany od łez i temperatury która zdołała jedynie się podnieść od siedzenia na zimnych betonowych schodach.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Wiele razy w życiu widział roztrzęsione osoby, które straciły kogoś i nie umiały przyjąć tego do wiadomości. Potoki łez spływały im po twarzach, języki związywały się w gardłach, a ciężki, gorzkie gole zbierały w przełyku blokując możliwość oddychania. Wpompowywany w płuca tlen zdawał się być coraz cięższy, a nawet może go zaczynało brakować. Taki widok zawsze wprowadzał go w konsternację, czy i on będzie musiał kiedyś zmierzyć się z podobną sytuacją. Może też dlatego nigdy się nie wiązał, choć prawdę powiedziawszy połowy życia sprzed Oguni już dawno nie pamiętał, jego wspomnienia zdążyły się skutecznie zatrzeć.
  Ogarnij się, człowieku. Spójrz najpierw na ciało.
  Nie odrywając ręki od ramienia Saiyuri drugą powędrował w kierunku martwiej kobiety. Złapał delikatnie jej dłoń, pierwsze co odczuwając to chłód ciała, który od niej bił. Otwierając szerzej oczy przystawił kciuk do nadgarstka Mae, próbując wyczuć jej puls, lecz na próżno. Jeśli nie na całej twarzy, to na pewno w jego oczach krył się smutek. Utrata kogoś bliskiego mogła wstrząsnąć każdym, niektórzy z tego powodu tracili rozum, a jeszcze inni wpadali w letarg. Puszczając powoli rękę dziewczyny położył swoje chude palce na dłoni Sai, którą to uciskała ranę klatki piersiowej.
  - Saiyuri... Ona nie żyje... - nie chciał tego mówić. Były to na tyle trudne słowa, że musiał oderwać wzrok kobaltowych tęczówek od tej dwójki i zawiesić ślepia na czymkolwiek, byleby nie na nich. Dopiero po dłuższej chwili gryząc się w prawy policzek od środka spojrzał z powrotem na białowłosą.
  - Nic dla niej nie możemy teraz zrobić - mimo tych słów przycisnął dłoń, która spoczywała na ręce szkarłatnookiej, jakby chcąc wraz z nią docisnąć ranę. Bardzo ostrożnie dobierając słowa wziął głęboki wdech drugą ręką, tą, która trzymała bark dziewczyny, odgarnął jej włosy z twarzy, co by się nie przykleiły.
  - Kto mógł to... - urwał, gdy jego oczom ukazał się obraz ciała glinianej lalki. Już to wczoraj gdzieś widział. To był ostatni element, który był nierozmazany z poprzedniego wieczora. Jako jedyny znajomy i równie wstrętny - Skąd to masz? - spytał wskazując podbródkiem na truchło demona.
  Ile tych lalek mogło być...? Jak wielu straciło przez nie życie?
Hideo

Powrót do góry Go down

Patrzyła jak ujął rękę Mae w swoją dłoń, jak po chwili położył swoją dłoń na jej i pomógł jej docisnąć ranę. Iskra nadziei gdzieś nadal się tliła że jeszcze nie jest za późno! Ale czemu jeszcze nie wyjął telefonu by faktycznie wezwać pomoc.
"Saiyuri... Ona nie żyje..."
Czerwone, zapłakane ślepia wpatrywały się w jego dłoń, czuła jak już nie potrafi kompletnie zapanować nad drżeniem ciała. Czuła chłód ciała, bladość na buzi siostry, obrzydliwy zapach unoszący się w powietrzu. Dudnienie w głowie, wysoka temperatura kumulująca się w skroniach, wokół oczu.
"Saiyuri... Ona nie żyje..."
Te słowa odbijały się w jej umyśle, co raz głośniej, zapętlając się w koło. Zaczęła kręcić głową na boki powoli, zaprzeczając jego słowom. - Nie.. Ona nie może.. - wydukała czując jak mocniejsze kłucie w klatce piersiowej po tych słowach.
"Ona nie żyje..."
- NIE! - wrzasnęła spuszczając głowę nagle, łzy zaczęły ściekać z oczu, kapiąc na trzymane w ramionach zwłoki. Palce lewej dłoni zacisnęły się na materiale kimona na plecach, lewa dłoń zacisnęła się na zakrwawionym ubraniu na klatce piersiowej.
"Nic dla niej nie możemy teraz zrobić"
- NIE MÓW TAK.. ONA.. - urwała szlochając już głośniej, jak by w końcu odkręcił kurek wstrzymywanych wewnątrz obaw. Docisnęła zapłakaną twarz do piersi Mae łkając jeszcze przez dłuższą chwilę.
"Ona nie żyje..."
Przed oczami miała wszystkie te najcenniejsze momenty z ich dzieciństwa, pamiętała każdy jeden z nich. Wspólne zabawy, sprzeczki, osiągnięcia. Pamiętała ceremonie zostania głową rodu, pamiętała te wszystkie marzenia odnośnie ich rodu. Pamiętała ten łagodny uśmiech dzisiejszego dnia. Pamiętała wszystko tak dobrze. Oderwała twarz od przesiąkniętej krwią i łzami tkaniny i spojrzała na twarz czarnowłosej dziewczyny.
- To moja wina.. powinnam była przy tobie być.. powinnam była cię lepiej chronić.. to moja wina.. nie powinnam była pozwolić Ci zostać głową rodu.. wybacz mi.. Mae.. wybacz.. - szlochała wpatrując się w twarz siostry. Wysunęła drżącą dłoń spod ręki komendanta. Sięgnęła do zimnego policzka czując jak ból w piersi jedynie się nasila.
Zbliżyła twarz i przyłożyła rozgrzane wargi do zimnego czoła, odrywając się od niej po dłuższej chwili. Podniosła twarz spoglądając na Ryozo. - Koyasuryo.. to musiał być ktoś z ich rodu.. wiem to.. jestem tego pewna że to ktoś od nich.. to musiał być ktoś od nich.. - spuściła głowę w dół wpatrując się w twarz Mae na powrót. - Zapłaci za to.. - warknęła ochryple. "Zapłaci mi swoją głową.." dodała już w myślach.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Wciąż się zastanawiał, czy przypadkiem nie powinien wezwać więcej ludzi do tego miejsca. Obawiał się jednak, że im więcej ludzi wie, o tym co się stało, tym szybciej dotrze to do rodów. W tym tempie pewnie szybko by stracił pracę, a tego raczej by nie chciał. Jeszcze daleko mu było do przyjemnej, wygodnej emeryturki w fotelu, z gazetą i cygarem w pysku. Nie chciał zbyt wcześnie trafić na ten obrazek, więc gryząc się nadal z sumieniem wpatrywał się przez bardzo długi czas tępo w ciało martwej kobiety.
  Mógł użyć delikatniejszych słów, jednakże, czy potrafił? Śmiem wątpić, bo nawet jeśli starał się dobrać odpowiednio zdanie, to i tak wychodziło to niesamowicie poważnie i dramatycznie. Widać było, że moc jego wypowiedzi była na tyle duża, że dziewczyna wciąż nie potrafiła się z tym pogodzić. Nawet pewnie cierpiała jeszcze bardziej z tego powodu. Nie był za dobry w te klocki, zwłaszcza że myślał bardziej logicznie i twierdził, że lepiej od razu znać prawdę, niż pogrążać się w kłamstwie. Nie ważne jak bardzo pragnęlibyśmy, by była to rzeczywistość, tak niestety nie będzie.
  Odchrząknął cicho, gdy ta podniosła na niego głos. No dobrze, pokłady cierpliwości może i posiadał niesamowicie ogromne, ale jeśli będą zwlekać to osoba odpowiedzialna za tę tragedię pewnie wymyśli sobie prędko alibi jak i sposób ucieczki od odpowiedzialności. Zabrał strzepniętą dłoń opierając ją lekko na swoim kolanie nie spuszczając już spojrzenia z białowłosej.
  - Nie mów tak, nie mogłaś tego przewidzieć - nikt nie mógł. Skąd mogła wiedzieć, że to może się przytrafić i to właśnie jej? Czy tym razem nie powie zbyt wiele i nie doda oliwy do ognia? - To było nie do przewidzenia. Nie obwiniaj się... - dodał po chwili.
  Na nazwisko jednego z rodów wzdrygnął się cały. Co oni mogliby mieć z tym wspólnego? Był to najbardziej szanowany ród, a teraz ta panna chciała mu powiedzieć, że mieli więcej za uszami, niż mogłoby się wydawać? Ile jeszcze sekretów miało w sobie to popieprzone miasto? Żył tu już dobre dziesięć lat i cholera nadal nie był w stanie pojąć połowy rzeczy. A może po prostu nie chciał, bo to też było wyjście. Nie wychylanie się i robienie swojej roboty, to było głównym celem Ryozo, no i przeżycie.
  - Jak to Koyasuryo? Skąd ta pewność? Rozumiem, że jesteś z rodu Yama i mogliby Ci przysporzyć kłopotów gdyby chcieli... - zamilkł na chwilę poprawiając nieco swoją posturę. Już mu w kolanach łupało - Ale to chyba nie powód, by ich od razu o to posądzać. No, chyba że masz na to dowód.
  Błagam miej dowód. Machniemy im wezwaniem przed pyskiem.
  - Nie możesz tak siedzieć. Zmarzniesz. Chodź - podniósł się powoli, wyciągając do niej rękę - Złapiesz wilka w ten sposób. Zajmę się Twoją siostrą.
Hideo

Powrót do góry Go down

Zacisnęła szczękę mocniej. - Była za młoda.. zbyt naiwna, zbyt delikatna i zbyt wrażliwa.. chciała dobrze dla naszego rodu, od małego tylko o tym marzyła, prosiła przed każdymi urodzinami żebym jej ustąpiła.. - zamknęła powieki, rękawem przecierając zapłakane oczy. - Jak mogłam się na to zgodzić? Gdybym wiedziała że coś jej grozi.. gdybym dzisiaj z nią została.. - położyła dłoń na ranie po sztylecie.
Spojrzenie przeniosła na szczątki Hinnagami. - Gdybym tylko się wcześniej połapała w sytuacji.. może dobiegłabym na czas.. może.. może jeszcze by żyła.. - kontynuowała wbijając spojrzenie w zakrwawione ubranko demona.
Ostrożnie odłożyła ciało siostry i powoli sięgnęła po ubranko zabawki. - To musi być jej krew..osoba która stworzyła tą przeklętą kukiełkę.. musiała zażyczyć sobie śmierci członków Yama.. dlatego zaatakowała mnie na wzgórzu.. dlatego nie próbowała skrzywdzić nikogo innego poza mną.. teraz to ma sens.. - sięgnęła dłonią za materiał kimona i wyjęła zwinięty pachnący dość specyficznie zwitek pergaminu.
- To było wkomponowane w ciało glinianej lalki gdy została zniszczona.. - rozwinęła zwitek ukazując Ryozo ręcznie napisane słowo: Koyasuryo..
Spojrzała na niego zapłakana. Cierpiała od środka, ale gniew zaczął powoli przyćmiewać wszystkie inne uczucia jakie teraz czuła. - Musicie mieć kogoś kto sprawdzi po charakterze pisma kto się na tym podpisał.. nie wspominając o zapachu jakim jest przesiąknięty ten pergamin.. - choć ledwo mówiła przez zdarte gardło, to determinacji nie dało się zatuszować. Spojrzała na ciało siostry.
- Weź próbkę jej krwi i to.. - oderwała fragment ubranka tak aby mu dać do sprawdzenia. Po czym schyliła się i oderwała fragment zakrwawionego kimona siostry. Po czym podała mu i ten kawałek. - Jeśli będzie pasować to zagadka rozwiązana.. - skomentowała patrząc w twarz Ryozo.
- Zostaw to dla siebie, nikomu o tym nie mów póki nie będzie dowodu że to ktoś od nich. - brała pod uwagę że ktoś mógł chcieć wrobić Koyaruryo, choć to było tak mało prawdopodobne.
- Mam jeszcze jedną prośbę Hideo.. wniósłbyś moją siostrę do świątyni.. schody to nie jest miejsce dla żadnego zmarłego.. - głos jej się załamywał gdy go o to prosiła. Ale sama nie była wystarczająco silna żeby to zrobić. Sama z trudem się trzymała na nogach choć nie dawała tego po sobie poznać. A przynajmniej była na tyle zdeterminowana i rozgoryczona że jakoś przekraczała swoje własne limity biorąc pod uwagę paskudne choróbsko, które dzięki Goro ją zaczęło rozbierać w zastraszającym tempie. Przynajmniej wiedziała jak on się czuł w nocy gdy się nim zajmowała. Przyłożyła nadgarstek do rozpalonego czoła, choć nie czuła aż takiej różnicy w temperaturze.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Czy domyślał się jak bardzo pogmatwana była ta sprawa? Z samego widoku martwej kobiety na schodach i parszywego glinianego, cud, że martwego, potworka mógł stwierdzić, że było to zdecydowanie poważniejsze niż przypuszczał. Na początku gdy odbierał telefon przeczuwał, że było to kolejne zgłoszenie osoby, która nierozważnie wstąpiła na tereny leśne późnym wieczorem. Sama, bez obrony i bez broni. Jednak nazwisko Yama nieco nim wstrząsnęło. Tak jak widok Saiyuri, która rozdarta między smutkiem a gniewem walczyła ze sobą prawdopodobnie, by nie pójść teraz do Koyasuryo i osobiście im nie spuścić srogiego wpierdolu.
  Kompletnie nie miał pojęcia jak to się u nich rozgrywa. Czy mieli jakieś zebrania, czy też może listownie informowali, a może mieli posłańca, który piechotką popitalał po lesie, żeby przekazać informację innym rodom. W sandałkach. Wcale by go to nie zdziwiło. Jednak gdyby taka wiadomość dotarła do rodów, a raczej powinna, to czy nie chcieliby tego rozwiązać bez ingerencji policji? Gryzł się mocno w głowie, czy by o to nie spytać. Jednak nie był to ani czas, ani miejsce. Wściubianie nosa w nie swoje sprawy nie należało do jego interesów, ale gryzło się to z jego sumieniem policjanta. Morderstwo, bo do niego doszło było poważnym przewinieniem. Nie ważne kto by tego nie zrobił, przed nim leżała martwa kobieta.
  Kiwnął głową zbierając od niej materiały dowodowe. Jeśli by to coś dało, to pewnie naprowadziłoby to ich właśnie na Koyasuryo, zgodnie ze świstkiem, który pokazała mu biało włosa. Zmarszczył nos niezbyt zadowolony z tego co widział. Jeszcze tego brakowało. Przez głowę przemknęło mu, że jeśli lalka, którą rozgnietli w klubie też miała takie gówno, to w takim razie nie było o czym mówić. Widział prawie na własne oczy, nie wspominając o tym, że to roznieśli w trójkę.
  - Wezmę. Dziękuję, Saiyuri... - nie był pewien, czy nie powinien powiedzieć coś więcej. Dziewczyna wystarczająco dużo mu powiedziała, dała mu tyle, że mógłby przejść się do Koyasuryo, by machnąć im nakazem aresztowania przed pyskami. Aż wrzało w nim, ściskało w brzuchu, że coś takiego działo się pod ich nosami.
  - Nie tylko Ty zetknęła się z tym czymś. Była też w klubie. Mogło ich być więcej. Jeśli to coś da, jeden z naszych ludzi zabrał truchło tej lalki. Owszem jeden z Koyasuryo, ale jeśli oni będą ją mieć, to macie więcej dowodów na to, żeby nie wiem... Pogadać? - uniósł brew - Cokolwiek tam robicie...
  Kiwnął głowę na prośbę dziewczyny podając jeszcze na chwilę podane mu rzeczy szkarłatnookiej. Wzdychając cicho w ciszy podniósł ciało głowy rodu ze smutkiem w oczach. Wyglądała na naprawdę młodą, jeszcze na dodatek taki ciężar miała na swoich barkach. Nie wierzył, że mogło dojść do takiej tragedii. Stosując się do prośby Saiyuri wszedł powoli do środka, trzymając mocno biedne ciało. Ukląkł w środku, opierając ją ostrożnie o podłogę. Wyprostował się, zerkając na białowłosą z kamienną twarzą.
  - Postaram się dowiedzieć wszystkiego, byś mogła spać w spokoju. Mam nadzieję, że to coś da i że nie będziesz się obwiniać. To nie była Twoja wina, nie mogłaś tego przewidzieć. Nikt nie mógł. Jeśli to sprawka Koyasuryo moim zdaniem powinniście się ze sobą dogadać, a sprawcę wydać nam, lub samemu się tym zająć - powiedział spokojnie odbierając od niej materiał dowodowy.
  - Odprawcie jej należyty pogrzeb... No i... Moje najszczersze kondolencje, Saiyuri - zrobił w jej stronę lekki ukłon.
  Wciskając wszystko do foli, by zabezpieczyć dowody wyszedł ze świątyni. Zebrał po drodze jeszcze narzędzie zbrodni, również ją zabezpieczając.

[z.t. dla Hideo i Sai]
Hideo

Powrót do góry Go down

Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach