Droga do lasu Shimojo
by Lert Czw Lut 11 2021, 01:29

Kto zagra?
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:44

Rezerwacje wyglądów
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:30

But the darker the weather, the better the man
by Oguni Sro Sty 13 2021, 21:14

Aktualnie słucham
by Junko Wto Sty 12 2021, 21:56

Bar
by Gość Wto Sty 12 2021, 19:37

Ogrody
by Lert Wto Sty 12 2021, 18:27

Stare drzewo
by Gość Sob Sty 09 2021, 00:16

Park
by Gość Czw Sty 07 2021, 20:57


administracja
Świątynia
Oguni

Powrót do góry Go down

  Osobiście porucznik uważał, że tak szumnie głoszony powrót do normalności, wcale jeszcze nie nastąpił. Owszem, cofnęły się wszelkie zmiany wywołane przez klątwę, ale z pewnością nie można było nazywać tego normalnością. Żeby do niej wrócić, musiał pozbyć się jeszcze tego przeklętego talizmanu.
  Mimo wrodzonej ciekawości nie podejrzał zawartości o-mamori, zgodnie z przestrzeżeniami, mimo iż nikt nie groził mu konkretnymi konsekwencjami, bał się, że po prostu klątwa powróci. Nie ruszył też do świątyni rodu Banmasa, czując, że to właśnie tam znajdzie się największa ilość osób chcących, chociaż swoją obecnością podziękować wybawcom.
  Nie żeby sam był niewdzięczny, po prostu jeszcze nie miał zamiaru się nikomu pokazywać na oczy. Zwłaszcza z ręką unieruchomioną na temblaku i ledwo co zagojoną blizną na nosie. Niby nic mu nie było, co udowadniał nie taki łatwy spacer na tereny należące do Ryushoji.
  Obracając w zdrowej dłoni amulet, zbliżył się w końcu do świątyni, zastanawiając się ile w mieście powstanie w najbliższym czasie nieumyślnych podpaleń lub właśnie umyślnych pożarów związanych właśnie z pozbywaniem się talizmanów. Na szczęście spotkało go miłe rozczarowanie. Widać kapłani pomyśleli o tym samym, bo oczom Jirō ukazało się specjalnie przygotowane miejsce w postaci zabezpieczonego ogniska w kształcie piramidy.
  Ogień jeszcze się palił, trawiąc powoli gałęzie i resztki poprzednio wrzuconych o-mamori. Widać nie był pierwszym, który wpadł na pomysł wybrania tego miejsca.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Jak obiecała, postanowiła mu dostarczyć kociaka tego dnia. Wzięła koszyk na piknik i na spodzie ułożyła mięciutki kocyk. Po czym włożyła do środka małą pluszową myszkę i zmęczonego zabawą kociaka. Wolała go wymęczyć żeby nie piszczał jej z koszyka przez całą drogę.
Nakarmiła go jeszcze, teraz zmęczone i z pełnym brzuszkiem kociątko układało się w kłębek do snu. Przesunęła paluszkami po główce stworzonka. Kociątko było całe czarne, poza łapkami. Miało bielusieńkie skarpetki i małą, białą kreseczkę między oczami na czółku. - Jiro się tobą dobrze zajmie.. to dobra osoba.. - powiedziała z zadowoleniem w głosie. Cieszyła się że znalazła dla każdego kociaka nowy dom. Po czym schowała telefon do kieszeni spodni i ruszyła w stronę świątyni Ryushoji. Czuła lekkie zdenerwowanie tym że akurat tam się miała z nim spotkać. Zamknęła klapkę od koszyka, wyglądała jakby szła na piknik w lesie.
Nikt jej po drodze nie zaczepiał, czuła że ma dzisiaj szczęście. Widząc z oddali porucznika aż uśmiech sam wpełzł jej na usta. Lubiła to, był dla niej taki miły za każdym razem. Żałowała tylko że ostatnio nie mogła się z nim spotkać. A przez Goro musiała sobie nowy telefon sprawić. Na szczęście jej karta sim działała bez zarzutów póki co.
Pomachała do znajomego turysty idąc w jego stronę. Z oddali już widziała gips na jego ręce. To sprawiło że posmutniała trochę. Gdy do niego podeszła postawiła wiklinowy kosz obok niego. - Hej.. co ci się stało w rękę? - spytała podchodząc znacznie bliżej, położyła obie dłonie na gipsie. - Musi cię strasznie boleć. Gdybyś mi napisał.. przyniosłabym ci coś na ból.. - powiedziała delikatnie sunąć opuszkami po twardej, już dawno zszarzałej skorupie w którą miał wpakowaną rękę. Był jedną z nielicznych osób które nie powinny cierpieć. - Jeśli jest coś co mogę dla ciebie zrobić.. nie wahaj się żeby mi o tym powiedzieć.. w końcu, Ty już tak wiele dla mnie robisz.. - powiedziała patrząc mu w twarz z przejęciem w oczach.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Kiedys spotkałem Owsiaka na pogrzebie jakiejś sławnej osoby. Podochodze do niego i mowie czesc Owsiak ty skurwysynu. A on tylko Elo i odwraca głowe. Sprzedałem mu blache w potylicie i mowie sluchaj mnie bo ci nie dam kasy na ziarno dla kur. Jurek cos tupnał, cos mruknał ale mowi dobra słucham ciebie cierpliwie, co masz mi do powiedzenia. Czemu sprzedawales uran czeczenom? Jerzy Owsiak powiedział do mnie - ty kurwa gnoju i przykleił mi serduszko do czoła. Potem uciekł do lasu
Anonymous

Powrót do góry Go down

administracja
The member 'Goro' has done the following action : Rzut kością


'Kostka Wilka' : 7
Oguni

Powrót do góry Go down

  Talizman już dawno spłonął w niewielkich płomieniach dogasającego ogniska, a Jirō nadal uparcie wpatrywał się w ogień. Nie musiał się upewniać czy to cholerstwo faktycznie zniknie, jak powinno, bo tego był już pewien. Przez ostatnie kilka minut z uwagą śledził jak płomienie pożerają materiałowy woreczek oraz całą zawartość. Teraz już po prostu czekał.
  Sam znał tylko jedną prowadzącą do świątyni drogę, ale w końcu nie był stąd. W miarę pewnych ścieżek mogło być więcej, więc nie ryzykował powolnego powrotnego spaceru w nadziei, że natknie się na Saiyuri po drodze. Szanse na ewentualne minięcie się były zbyt spore.
  Yama zdawała się zjawić tak nagle i niespodziewanie jak tylko na księżniczkę demonów przystało. To określenie nadal nie chciało uciec z jego głowy, do tego stopnia, że nawet zrzucenie winy na jego gapiostwo nie wchodziło w rachubę. Wszystko musiało pasować do demoniej narracji.
  – Wybacz taki dobór miejsca. Przyzwyczajenie z pracy, że wszystko musi być zrobione na już, łącznie ze spotkaniem.
  Zguba odnaleziona. Wszystko załatwione. Można było się ewakuować z rodowego terenu.
  Tym razem nie zareagował tak gwałtownie jak poprzednim razem na jej dotyk. Co prawda przeniósł spojrzenie na jej dłonie, gdy te oparły się o gips, ale nie pojawiło się żadne zniecierpliwione odchrząknięcie. Może właśnie za sprawą tego, że nie dotknęła jego, a ten biedny sponiewierany już gips, z którego jeszcze tak niedawno Hasegawa musiał pousuwać wszelkie napisy. Pozwolenie na nie wydawało się dobrym pomysłem. Przez pierwsze pięć minut.
  – Powiedzmy, że nie dogadałem się z pewną yōkai – stwierdził, z udawanym niezadowoleniem marszcząc nos, na którym znajdowała się ledwo zagojona blizna z tamtego spotkania.
  Ojojoj. Wyglądało na to, że Saiyuri była kolejną osobą, która miała na tyle wrażliwe serduszko, by litować się nad biednym porucznikiem. Na szczęście on sam miał na tyle zimne serduszko, by skwapliwie z tego korzystać. Na nieszczęście szybciej otworzył pysk niż pomyślał.
  – Nie jest źle, dam sobie radę. Nie musisz się martwić – powiedział zanim zdołał użreć się w ten bezużyteczny, paplający bez zastanowienia język.
  Na szczęście nawet pomimo klątwy wiszącej nad miasteczkiem, opiekuńcze duchy nie miały zamiaru porzucać Hasegawy, po raz kolejny zsyłając mu swoją pomocną łapkę. Tym razem w postaci piłki, która ze sporym impetem uderzyła go w bark po stronie poranionej ręki. Chyba w bark. Ból jaki rozlał się zarówno do połamanego przedramienia jak i na całe pokiereszowane plecy nie pozwalał mu ocenić w co dokładnie dostał. Syknął z bólu, odwracając się gwałtownie w tył, wyuczonym w policji ruchem, idealnie tak, by sobą ochronić Saiyuri przed ewentualnym, kolejnym atakiem. Ból był na tyle przenikliwy, że zamiast sięgnąć po broń, zacisnął zdrową dłoń na płonącym z bólu ramieniu.
  "Zapierdolę cię, gówniarzu" zdawały się mówić ciemne ślepia Jirō, które upewniając się, że piłka jako potencjalne narzędzie zbrodni, wcale nie zostanie użyta jako wyjątkowo nieefektywna broń by zamordować ich dwójkę, przeniosły się na stałe na Goro.
  – Nic nie szkodzi, młody. Bawcie się – wycedził przez zaciśnięte zęby, jakimś cudem pozbywając się jakichkolwiek oznak agresji z głosu.
  Wdech, wydech, spokojnie. Nie był przecież na komisariacie, przy Saiyuri musiał zachować jakieś pozory. A może nie musiał, a zwyczajnie chciał.
  – Widzę, że odmawianie ci czegokolwiek źle się może skończyć, zrozumiałem aluzję od losu – odezwał się do dziewczyny, nadal próbując rozmasować obolałą rękę – Zgaduję, że teraz już nawet nie mogę ściemniać, że niczego na ból nie potrzebuję.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Pokiwała głową lekko na boki z łagodnym uśmiechem na ustach. - Nic się nie stało, naprawdę.. - rozejrzała się po małej świątyni, ich była zdecydowanie większa. - Najważniejsze że mogliśmy się tym razem spotkać bez przeszkód.. wybacz za ostatni raz.. naprawdę nie chciałam cię wystawić ani nic z tych rzeczy.. wypadło mi coś nagle a telefon mi umarł.. - to mówiąc pokazała mu nowy telefon, ten miał ładną różową obudowę. Po chwili schowała urządzenie za poły yukaty.
Nie zabrał obolałej ręki, nie przeszkadzał mu już jej dotyk. Słysząc o demonie, który był sprawcą jego pokiereszowanej ręki, odwróciła wzrok. - Tak mi przykro że coś tak okropnego musiało cię spotkać.. - powiedziała z żalem w głosie. Sięgnęła nawet opuszkami palców do jego twarzy widząc gojące się zadrapanie na nosie. Nie dotknęła oczywiście rany, musnęła tylko opuszkami policzek.
Uśmiechnęła się czule na kolejne słowa. Jak miała się nie martwić o osobę która traktowała ją tak dobrze w porównaniu do innych. Naprawdę go lubiła i nie wstydziła się tego mu okazać. - To że nie muszę się martwić wcale nie znaczy że nie będę tego robić.. - powiedziała uśmiechając się do niego łagodnie. Karmazynowe ślepia wpatrywały się w jego twarz. "Gdybym mogła ci zabrać ten uciążliwy ból, zrobiłabym to z miejsca.." przemknęło jej przez myśl. Lubiła pomagać tym co tego potrzebowali, dlatego poniekąd zgłosiła się na stróża. Ale tym bardziej chciała pomagać tym osobom, które lubiła. Może nie była tak silna jak Ciro, może nie miała takich wpływów jak inne rody ale i tak się starała na tyle na ile potrafiła.
Coś mignęło kątem oka i głuchy huk uderzającej piłki o porucznika sprawił że odruchowo wyciągnęła w jego stronę dłoń. - Jiro.. - szepnęła zaskoczona jego zachowaniem. Pomimo syknięcia z bólu zasłonił ją całym sobą przed ewentualnym atakiem. Zrobiła większe oczy zaskoczona jego odruchem. Zrobiła krok w jego stronę wychylając się zza niego. Aż zbladła na twarzy widząc biegnącego w ich stronę Goro. "Co on tutaj robi?!" jęknęła w myślach czując jak paskudny dreszcz przebiegł ją wzdłuż kręgosłupa. Zadrżała gdy podszedł do nich bliżej i sięgnął po piłkę. - Dzie..ciaki..? - wydukała pod nosem zerkając w stronę małej bandy z oddali. Po czym przeniosła wzrok na kapłana dostrzegając jego spojrzenie kątem oka gdy schylał się po okrągły przedmiot. Dłoń bezwiednie zacisnęła się na ubraniu policjanta. "Co za zrządzenie losu.. żeby go akurat tu i teraz zobaczyć.." dodała w myślach odwracając wzrok od Goro, gdzieś w bok.
Słowa Hasegawy w jej stronę wyrwały ją z zamyślenia. - Słucham? Odmawiania mi? Ah.. - widać było zmieszanie na jej twarzy. - Los chyba sam cię pcha w moje ręce.. jak widać.. - odpowiedziała mu z tą samą łagodnością co wcześniej. - Przykro mi że cię boli.. w domu mam coś co zaradzi temu wszystkiemu.. możesz potem.. - urwała nagle zapominając się nagle że nie są już sami.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Kiedys spotkałem Owsiaka na pogrzebie jakiejś sławnej osoby. Podochodze do niego i mowie czesc Owsiak ty skurwysynu. A on tylko Elo i odwraca głowe. Sprzedałem mu blache w potylicie i mowie sluchaj mnie bo ci nie dam kasy na ziarno dla kur. Jurek cos tupnał, cos mruknał ale mowi dobra słucham ciebie cierpliwie, co masz mi do powiedzenia. Czemu sprzedawales uran czeczenom? Jerzy Owsiak powiedział do mnie - ty kurwa gnoju i przykleił mi serduszko do czoła. Potem uciekł do lasu
Anonymous

Powrót do góry Go down

  Nie pamiętał kiedy ktoś był dla niego tak miły jak Saiyuri. Tak prawdziwie miły, jak chyba tylko ona potrafiła. Te wszystkie drobne gesty, którymi go obdarzała, a których pewnie sama nawet nie zauważała, sprawiały, że z początkowego niedowierzania, co do jej szczerych intencji, już dziś wyparowała cała podejrzliwość. Ta szczera troska, którą tak dobrze było słyszeć i nawet coś tak głupiego, jak sposób w jaki wypowiadała jego imię.
  Hasegawa westchnął, wpatrując się w Goro. Gdyby nie doprawienie rannej ręki tym trafieniem, pewnie zapomniałby o tym wszystkim tak szybko, jak tylko minąłby ból. Może i był narwany, ale niezbyt pamiętliwy jeżeli ktoś poważnie nie zalazł mu za skórę. Nie mógł się teraz upewnić, a podejrzewał, że na barku w ciągu najbliższych godzin pojawi się całkiem spory siniak.
  Póki co jednak, zamiast tego pieczenia, bardziej odczuł zaciskające się na jego bluzie dłonie Saiyuri. Pomyślał już dziś, że jej zachowanie jest przesłodkie? Chyba tylko tysiąc razy.
  – Już teraz nie miałbym odwagi ci odmówić – odpowiedział, jakby zupełnie nie zauważając jej nagłego przerwania, które co prawda połączył z obecnością obcego i jej ciągłym przejmowaniem się, że jej rodowa przynależność zrzuci na Jirō jakieś problemy, ale sam nie miał zamiaru temu ulegać – Mogę co...? Dopowiem sobie, że wpaść na obiad w gratisie.
  Skinął głową właścicielowi piłki, by choć w tej chwili udawać, że nie czuje urazy, choć usłyszenie własnego nazwiska i rozpoznanie trochę zbiło go z tropu. Nadal nie mógł przyzwyczaić się do życia w tak małym mieście. Sam mógł spokojnie obstawiać, głównie po stroju, że ma do czynienia z kimś miejscowym. Wolał nie zgadywać rodu, nie będąc pewnym czy trafi i nie wbije komuś przypadkiem szpili swoją pomyłką i ignorancją. Jeżeli miałby jednak obstawiać to postawiłby na Koyasuryo, przez wzrost. W pracy z Akuto zawsze czuł się jak na wybiegu dla żyraf.
  – Prawda, też jestem zaskoczony, że ziemia się nie rozstąpiła, a wulkany nie wybuchły, gdy się zbliżyłem do świątyni – powiedział, podejrzewając jakie plotki o jego uporczywym trzymaniu się z dala od rodowych spraw, mogły już krążyć po mieszkańcach – Jednak skoro mam zostać w Oguni to wypadałoby się w końcu przyzwyczaić, może nawrócić, oswoić z tym wszystkim...
  "... mentalnie cofnąć się gdzieś do okresu Edo, jak cała ta wioska."
  Czcze pierdolenie, turysta z uczepioną jego ramienia przeklętą, kręcący się w pobliżu shintoistycznej świątyni jednego z najspokojniejszych rodów, wyglądał raczej na kogoś, kto szuka potajemnego ślubu, a nie nawrócenia.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Złowrogie spojrzenie Goro napawało ją przerażeniem. Co mógł zrobić porucznikowi, którego ostrzegła kiedyś że znajomość z nią może się źle skończyć. I nie zdziwiłaby się gdyby jego nastawienie do niej zmieniło się o 180 stopni po wpadnięciu na kapłana. Była do takiego zachowania tak przyzwyczajona że sama nie wie czemu tylko na widok Goro nie uciekła z tego miejsca. Może strach ją tak bardzo sparaliżował. Strach przed tym że ktokolwiek z rodów mógł ją zobaczyć w towarzystwie kogoś spoza jej własnego klanu.
Swoboda jaką czuła przy Hasegawie mogła być zgubna, ale i tak nie przestanie się z nim widywać. Nawet jeśli Mae by jej tego zabroniła. Za bardzo go polubiła. Chyba że on sam tak zdecyduje. Wtedy przestanie się mu narzucać.
Przygasiła się z miejsca gdy tylko dostrzegła to spojrzenie w oczach Goro. Ale gdy policjant dokończył jej urwaną wypowiedź, aż rozchyliła usta z niedowierzania. Delikatnie się rumieniąc. "On to mówi przy Goro.. jednak nie boi się jak inni.." z tą myślą lekko drżące dłonie zacisnęły się troszkę bardziej na jego bluzie w okolicach pleców. Nadal stała bardziej nim zasłonięta przed kapłanem. - T..tak.. o.. oczywiście.. z przyjemnością Ci coś ugotuję.. senpai.. - wyszeptała speszona faktem że Koyasuryo to wszystko słyszy. Karmazynowe ślepia na chwilę zerknęły w stronę Goro, ale szybko przeniosła spojrzenie na plecy Hasegawy. Nie chciała widzieć tego mrożącego krew w żyłach spojrzenia.
Słysząc kolejne słowa kapłana, że zna porucznika, sprawiło że aż przeszedł ją dreszcz wzdłuż kręgosłupa, ale czy to komplikowało tą sytuację jeszcze bardziej? Nie. - Um.. ja.. ja będę musiała się już zbierać.. um.. proszę pamiętaj o koszu który przyniosłam dla ciebie.. i.. - przycisnęła polik do jego pleców ale tak żeby nie sprawiać mu bólu. - dziękuję Ci z całego serca że zgodziłeś się pomóc z tym.. - starała się szeptać tak aby Goro tego nie słyszał. Oczywiście chodziło o stworzonko słodko śpiące wewnątrz zamkniętego kosza wiklinowego. - Przygotuję dla ciebie leki na ból.. - dodała jeszcze ciszej odsuwając się od niego, lekko dłonią sunąc po jego przedramieniu w geście pożegnania. Obdarowała go łagodnym uśmiechem i zgarniając biały kosmyk za uszko odwróciła się do niego mijając Goro bez słowa, nawet na niego nie patrząc. W końcu się nie znali, nigdy ze sobą nie zamienili słowa. Taka była oficjalna wersja i choć mogła ją popsuć mu na złość w tej chwili. Bo Porucznik mógł jej przecież uwierzyć, to wolała nie prowokować Koyasuryo.

z tematu
Anonymous

Powrót do góry Go down

Kiedys spotkałem Owsiaka na pogrzebie jakiejś sławnej osoby. Podochodze do niego i mowie czesc Owsiak ty skurwysynu. A on tylko Elo i odwraca głowe. Sprzedałem mu blache w potylicie i mowie sluchaj mnie bo ci nie dam kasy na ziarno dla kur. Jurek cos tupnał, cos mruknał ale mowi dobra słucham ciebie cierpliwie, co masz mi do powiedzenia. Czemu sprzedawales uran czeczenom? Jerzy Owsiak powiedział do mnie - ty kurwa gnoju i przykleił mi serduszko do czoła. Potem uciekł do lasu
Anonymous

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Czego innego mógł się spodziewać po sobie? W sumie po takim trybie życia jaki ostatnio prowadzi to w s umie uważa, że wszystko jest już normalne. Kilka nocy z rzędu prowadzenie patrolu samemu jakoś nie sprawiło, że czuł się bardziej żywy niż wcześniej. Zmielone gówno zmuszone do pracy. Niby powiedział swojej kuzynce, że poradzi sobie bez jej wsparcia i ma odpoczywać, ale powoli zaczynały do niego dochodzić konsekwencje swoich czynów. Po cholerę starał się być taki uprzejmy. To nie było w jego stylu. Teraz kiedy jego sen kończył się na kilku krótkich godzinach nie mógł utrzymać swoich "bateryjek" na takim poziomie by funkcjonować cały dzień. Za dnia musiał zajmować się tym pieprzonym domem pogrzebowym, a w nocy patrolował jako stróż. I niech mu ktoś powie, że jest leniwy!
Głośne uderzenie piłki go przebudziło. Nie wiedział przez chwile gdzie dokładnie się znajduje. Pierwsze co sobie przypomniał to, że wracał z patrolu do domu. Wszystko go bolało jak cholera, a na razie miał siłę na to by podnieść głowę i spojrzeć na małe zgromadzenie, które się zebrało kilka metrów od krzaka na którym wylądował. Jego głowa powoli przetwarzała informacje które zbierał w tym momencie. Widział swoją kuzynkę z dwoma facetami których nawet nie kojarzył. A może teraz po prostu nie potrafił ich rozpoznać? Może minęli się gdzieś, ale tak w sumie to miał to w dupie kim są. Został zmuszony do słuchania tego o czym rozmawiają i teraz będzie musiał udawać idiotę przed Sai, że o niczym nie wie. Nie miał na to najmniejszej ochoty. Doskonale zdawał sobie sprawę, że teraz nawet nie ma jak uciec z tego miejsca. Kiedy tylko by spróbował się przemieścić od razu by go zauważyli.
Pierwszy raz usłyszał by Sai była tak zmieszana. Nie wiedział czy była zaniepokojona, ale jej jąkanie się dawało mu znać, że nie czuje się bezpiecznie albo bynajmniej komfortowo. Nie był pewny czym było to spowodowane. Musiał zebrać więcej informacji, ale towarzystwo powoli zaczynało się zwijać. Mógł wywnioskować tylko tyle, że kiedy Goro odszedł to Sai zachowywała się normalniej. Będzie musiał ja o to przepytać w dyskretny sposób. Ta informacja nie była mu potrzebna tak do końca, ale tak by postąpił prawdziwy członek rodziny prawda? Przejmowanie się tym czy coś takiego.
Powoli podniósł się z krzaka kiedy tylko Sai zaczęła się oddalać. Teraz miał pewność, że go nie zauważy. Pewnie będzie do niego pisać kiedy zobaczy, że nie ma go w domu, ale to nie miało znaczenia. Otrzepał trochę swój płaszcz, który był upieprzony ziemią i jakimiś liśćmi. Z kieszeni płaszcza wyciągnął papierosa i zapalniczkę. Kilka razy spróbował odpalić papierosa, ale niestety nawet zapalniczka odmówiła mu posłuszeństwa. Wyrzucił ją gdzieś z boku i złapał swój lampion, który nosi ze sobą przy patrolu. Podszedł w stronę Hasegawy i bez słowa kucnął przy palenisku. Odpałił od niego fajkę i zaciągnął się mocno.
- Chcesz jednego? - wyciągnął w jego stronę paczkę. Nie miał zielonego pojęcia jak zacząć rozmowę, a nie był jeszcze przekonany czy miał na to ochotę.
- Moja kuzynka chyba Cię lubi. - Zaciągnął się papierosem i wypuścił szybko dym. - Miło było widzieć jak stara się prowadzić normalne życie. - Wstał z ziemi i zerknął w stronę Hasegawy. Skoro już musiał odpalić papierosa w taki sposób to już mógłby z nim chwilę pogadać. Zmierzył go swoim czerwonym okiem. Musiał być turystą skoro z nią w ogóle rozmawiał. Niefortunnie dla niego. Każdy miejscowy plułby mu pod nogi gdyby się o tym dowiedzieli.
- A ty albo masz wszystko w dupie albo jesteś zdrowo pierdolnięty. - Może to nie było miłe, ale doskonale wiedzieli jak się traktuje ludzi, którzy chcą być mili dla Yama. Może nawet skończą na stosie albo z nożem w plecach cholera wie. Od wielu lat nikt nie próbował trzymać z nimi kontaktu.
Ciro

Powrót do góry Go down

  Jeżeli ktokolwiek sądził, że Hasegawa był właśnie w miejscu, którym nie powinno go być, to się srogo mylił. Porucznik robił dokładnie to, co od początku swojego pobytu w Oguni - narażał się innym i wchodził w drogę osobom z rodów, rzecz jasna tylko tym, którym totalnie w paradę wchodzić nie powinien.
  Odprowadził odchodzącą Saiyuri spojrzeniem, posyłając jej równie przyjazny uśmiech na pożegnanie, choć daleko mu było do uśmiechu, skoro postanowiła sobie pójść. Zerknął szybko na pozostawiony mu koszyk, by choć przez chwilę o nim pamiętać i szybko przeniósł spojrzenie z powrotem na Goro. Ten jednak nie wyglądał na zainteresowanego dalszym zaczepianiem Hasegawy, a jego nagłe odejście nawet jeżeli powinno zdziwić policjanta, to tego nie zrobiło. Powoli przyzwyczajał się do tego, że miejscowi byli troszkę...
  Szaleni i zachowujący się jakby sami byli yōkai?
  ... ekscentryczni.
  Przez chwilę walczył z myślami. Miał się pożegnać? Odezwać? Też go zaczepić, skoro jemu skończyły się pomysły? Zrobić... cokolwiek?
  Gdzieś obok rozległ się szelest i Hasegawa mimowolnie spojrzał w kierunku wyłaniającego się z krzaków mężczyzny. Tym razem spojrzenie zatrzymało się na kilku przyczepionych do materiału jego płaszcza liściach i szybko porównał je z tymi, które jednak wolały nadal trzymać się krzaka. Na pierwszy rzut oka były identyczne, co wcale nie uspokoiło Jirō.
  Obserwował jak nieznajomy podchodzi do paleniska i rzecz jasna przyjął oferowaną mu fajkę, samemu jednak używając zapalniczki do jej odpalenia. To chyba najbardziej niezawodny sposób na zaczęcie jakiekolwiek rozmowy jaki tylko porucznik znał.
  – Jasne, dzięki – odparł od razu, tylko na moment zamierając w bezruchu i podnosząc nagle spojrzenie znad papierosa na mężczyznę; po chwili jednak odetchnął z wyraźną ulgą i wszystko wróciło do normy.
  Powiedział kuzynka a nie żona. Uspokój się, idioto.
  – Byłoby bardzo dobrze, gdyby lubiła, nie tylko "chyba".
  Osobiście jeszcze nie był świadkiem niczego więcej niż ignorowania ich rodu, więc nie bardzo wiedział na ile życie Yama odbiegało od tej normalności. On nie miał zamiaru ulegać jakimś zabobonom rodów. Przeklęta to mógł być ciepła wódki o której się zapomniało, a nie czyjaś rodzina.
  – Przynajmniej nie śledzę własnej kuzynki z krzaków – prychnął, nieco rozbawiony w odpowiedzi, choć tym razem chamstwo odebrał za komplement – Pilnujesz jej? Pozbądź się tych liści. Gdyby nie ta wasza latarenka to wziąłbym cię za yōkai, który ledwo z nory wypełzł.
Anonymous

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Nie zdawał sobie sprawy nawet, że wyglądał jakby zachowywał się protekcjonalnie względem Sai. W ogóle nie przyszło mu to do głowy. Dla niego sprawa była całkiem jasna. Trafił tam w nieodpowiednim miejscu i czasie. Sen nie zawsze przychodził kiedy chciał, a zmęczenie które męczyło go od kilku tygodni w końcu dało o sobie znać. Podejrzewał, że jak Sai znowu się dowie że spał gdzieś poza domem to opieprzy go za nie dbanie o siebie. Tak jakby go to obchodziło. Miał rytunę, której się trzymał i nie zamierzał jej zmieniać tylko dlatego, że padał ze zmęczenia. Teraz mu się o płaciło. Mógł ją spotkać i zobaczyć jak rozmawia z innymi ludźmi niżeli ich własny ród. W ten sposób wiedział, że stara się jak może by prowadzić normalne życie i może poprawić ich reputacje. Nie przeszkadzał mu ten tryb życia i bycie ignorowanym. Nikt przynajmniej nie wtykał nosa w jego życie.
Słowa Hasegawy wyrwały go z chwilowej zadumy. Spojrzał w jego stronę i wzruszył ramionami.
- Nie mnie to oceniać. - Zaciągnął się papierosem. - Wnioskując po jej zachowaniu to Cię lubi, ale nigdy nie wiesz co siedzi w głowie kobiety. - Jego wzrok padł na palenisko, które dostarczało przyjemnego ciepła. Zastanawiało go tylko po cholerę Sai się tutaj pojawiała. Umówili się w tym miejscu? A może trafiła tutaj przypadkiem? Te myśli stawały się coraz bardziej natrętne, aż w końcu je odsunął od siebie. Nie miał zamiaru wtykać nosa w ich sprawy. Wszyscy byli dorośli, a on nie chciał być obarczany nieswoimi problemami. Jeszcze zaraz zacznie się opowiadanie swojego życia. Nie wytrzymałby tego nerwowo i musiałby opuścić to miejsce. Jak na razie nie odczuwał takiej potrzeby zwłaszcza po swojej drzemce. Miał tutaj wszystko czego potrzebował. Trochę ciepła, papieros i towarzystwo. To ostatnie nie było warunkiem koniecznym, ale nie miał innego wyboru prawda? Skoro Sai z nim rozmawia to postara się być w miarę normalny i poznać osobę, która chce mieć kontakt z jego kuzynką. Taki był plan. Nigdy nie był idealnym kompanem do rozmowy przez swój brak empatii, ale w tym momencie mógł się chociaż trochę postarać. Odezwał się jako pierwszy, a to już dobry krok.
Nie mógł się powstrzymać i sam parsknął. - Dobra, punkt dla Ciebie. - powiedział to z wyraźnym uśmiechem na twarzy. - Jest dużą dziewczynką i nie potrzebuje ochrony. Gdybym faktycznie ją śledził to nie dałaby mi potem żyć. Dzięki, ale nie zamierzam słuchać jej narzekania przez następne parę tygodni. Spałem obok, ale byliście na tyle głośno, że się przebudziłem. - Był szczery. Nie zrobi to może na jego towarzyszu dobrego pierwszego wrażenia, ale nie interesowało go to. Zmęczył się. Zasnął. Ot cała historia. Wolną ręką wyciągnął papierosa z ust i wypuścił dym. - Ciro Yama. Skromny właściciel domu pogrzebowego, cham i prostak. Do usług. - Teatralnie machnął ręką za nic mając swoją reputację. Wyciągnął w jego stronę rękę. Nawet jeżeli uważał siebie za chama to starał się przynajmniej zachować jakiekolwiek pozory, że było inaczej. To był moment w którym starał się być miły. Miał tylko nadzieję, że nie spotkają się w innym okolicznościach. Od jakiegoś czasu nie polował na turystów, a jego głód niedługo może dać o sobie znać.

[ wątek zakończony gorącym romansem ]
Ciro

Powrót do góry Go down

Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach