Droga do lasu Shimojo
by Lert Czw Lut 11 2021, 01:29

Kto zagra?
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:44

Rezerwacje wyglądów
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:30

But the darker the weather, the better the man
by Oguni Sro Sty 13 2021, 21:14

Aktualnie słucham
by Junko Wto Sty 12 2021, 21:56

Bar
by Gość Wto Sty 12 2021, 19:37

Ogrody
by Lert Wto Sty 12 2021, 18:27

Stare drzewo
by Gość Sob Sty 09 2021, 00:16

Park
by Gość Czw Sty 07 2021, 20:57


administracja
Pokój #3 - Jirō
Oguni

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Wcale mu się nie widziało zmienianie miejsca położenia, ale trzeba przyznać, że w obecnej sytuacji nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Przez całą drogę wręcz mamrotał pod nosem, jak to mu nie było gorąco. Czasem nawet zdarzyło mu się wołać mężczyznę po imieniu, próbując go nawet prosić o to, by go postawił, że przecież sam da radę iść. Mało prawdopodobne jednak, bo nogi w klubie same mu drżały, a on pokładał się na poruczniku, jakby jakimś niesamowicie wygodnym pluszakiem, którego właśnie zdobył. Nawet nie wiedział, że go okradziono z portfela. I że zapłacono za wszystko jego pieniędzmi.
  Gdy tylko dotarli do hotelu Hideo zaczął się wiercić nieco bardziej na ramieniu Jiro. Miał ochotę zdjąć z siebie wszystko jednocześnie, a to, że zbliżali się do ich pokojów dawało mu jasno do wiadomości, nawet jeśli nie myślał trzeźwo, że tu już raczej rozebrać się z płaszcza i koszuli może. Zsunął mu się z ramienia opierając się o ścianę plecami, prawie cały opadając na ziemię. Kompletnie nie czując swojego własnego ciała, próbował złapać żałośnie bluzę porucznika oddychając głośno.
  - Otwieraj te piekielne drzwi, Jiro... Prędko - warknął na niego, choć zapewne nie powinien, bo to on go tu przyprowadził, a on się do niego przyklejał jeszcze kilka chwil temu. I tak nie kontaktował i nie wiedział kompletnie co robi. Równie dobrze mógłby się na niego teraz rzucać, a tak przylgnął do chłodnej ściany mrucząc cicho.
  - Chryste... Czemu wszystko jest takie gorące... - przeczesał leniwie palcami włosy zaraz po chwili zsuwając się cały na podłogę i zdejmując mozolnie płaszcz. Jeszcze chwila i mu się położy plackiem na podłodze, z gorąca, które uderzało w niego z każdej możliwej strony. Może nawet przez ułamek sekundy twierdził, że Hasegawa jest chłodniejszy od reszty, ale czy były to myśli trzeźwego człowieka? Cóż, na pewno nie, bo ten już dawno odpłynął i jak wiadomo, z takich sytuacji jest jedna znana wszystkim następnego dnia reakcja - brak pamięci o rzeczach, które się mówiło, czy robiło.
  Mglistymi, kobaltowymi ślepiami wpatrywał się w porucznika, z lekko rozchylonymi ustami, próbując łapać przez nie powietrze. Kosmyki włosów opadały mu luźno na czoło, choć nie wszystkie, bo część zaczesana w tył nadal się hardo trzymała. Zdecydowanie wyglądał na pijanego, jak nie naćpanego.
Hideo

Powrót do góry Go down

  Ah shit, here we go again.
  Który to był już raz, gdy Hideo miałby wylądować w jego pokoju w takim stanie? Pełzając, upadlając się i nie wiedząc co mówi. Nie pamiętając, co robił. Hasegawa sięgnął po klucze od pokoju, rozbawiony ponagleniami. Przypomniał mu się pierwszy dzień, w którym trafił na oguńską komendę. Jaki był wtedy zachwycony Ryozo. Tym profesjonalizmem, którego próżno przecież można było szukać na takich wiochach. Gdyby ktoś wtedy mu powiedział, co go czeka z pewnością by nie uwierzył w tak absurdalny scenariusz.
  – Uspokój się i przestań skamleć, jest noc. Zaraz wszystkich pobudzisz.
  Podejrzewał, że raczej wszyscy świętują, dobrze się bawiąc na mieście i pewnie rychło nie wrócą do hotelu, ale nie mógł wykluczyć, że któryś z turystów po prostu chciał się tego jednego dnia wyspać w ciszy i spokoju, z dala od codziennego harmidru towarzyszącemu tylu osobom mieszkającym w jednym miejscu.
  Chłód panujący w pokoju Hasegawy powinien usatysfakcjonować tego ćpuna, przynajmniej taką miał nadzieję. Oczywistym było, że ta rozlazła żaba, która jeszcze przed chwilą ocierała się o niego i wszystkie okoliczne ściany, jak kotka w rui, a teraz rozwalała się na podłodze, wkurwiała go do granic możliwości. Ale się martwił.
  Drzwi otworzyły się, a Jirō zagonił komendanta do środka, choćby ten miał tam wejść na czworakach lub pełznąć jak glizda, którą aktualnie był. Dopiero gdy drzwi się zamknęły, a porucznik zapalił światło, podszedł do towarzysza.
  Przyłożył mu dłoń do czoła, niezbyt zadowolony z wyniku; gorączka najwyraźniej nie miała zamiaru ustąpić. Nie wyglądało też na to, by chłodne powietrze podczas ich spaceru jakkolwiek mu pomogło.
  – Jak się czujesz, Hideo? Lepiej? Gorzej? Boli cię coś?
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Ludzka glizda, którą aktualnie był Hideo kręciła głową na kilka stron próbując schłodzić się przez wygenerowanie sztucznego powietrza. Niestety, nawet tak błahe i niezbyt energiczne ruchy w niczym nie pomagały, więc szybko się poddał wpatrując się zaraz po chwili rozmarzonymi oczami w porucznika.
  On sam chyba nigdy nie wpadłby na to, że znajdą się znów w podobnej sytuacji. Tamtego wieczoru zaproszony podstępem przez mężczyznę schlał się w try miga, a teraz za sprawą zmieszania ziółek leczniczych z alkoholem znów leżał prawie cały na podłodze próbując w jakikolwiek sposób pokonać gorąc.
  - Mmmm... Nie narzekaj tak, nikogo przecież nie ma - większosć była w mieście, czyż nie?
  Wszedł jakoś do pokoju, choć raczej się do niego doczołgał i gdy tylko zamknął za sobą drzwi opierając się o nie cały znów zaczął rozpinać sobie koszulę. Oczywiście, że pociągnął za sobą ten swój cały płaszcz, rzucając go na bok, ale kompletnie przestał się nim przejmować.
  Rozchylając znów lekko wargi, by wziąć głębszy wdech zatrzymał się na moment czując dłoń Hasegawy na swoim czole. Wręcz machinalnie, działając bez namysłu złapał go za rękę przyciągając do siebie i opierając znów policzek o jego twarz.
  - Tak jak myślałem, jesteś całkiem chłodny... - powiedział cicho, kompletnie wymijając na tę chwilę jego pytanie. Przełknął ślinę znów zaczesując włosy w tył, jakby miało to jakoś sprawić mu nieco chłodu.
  - Gorąco, Jiro... Ta Twoja piwnica jest równie ciepła co klub... - przeniósł dłonie na jego policzki odsuwając się na tyle, by móc mu się przyjrzeć, choć i tak pewnie zbyt wiele już nie widział. Na jego zazwyczaj poważną twarz wskoczył lekki, można by uznać, że słodki uśmieszek.
  - Zawsze byłeś taki przystojny?
Hideo

Powrót do góry Go down

  – Uznam, że to znaczy tyle, co gorzej.
  Westchnął. Mógł na upartego uznać, że brak odpowiedzi to potwierdzenie, że już mu lepiej i odstawić go do własnego pokoju, skończyć się przejmować i iść spać. Ale nie potrafił. Nawet nie wiedział czy słowa komendanta powinien wziąć za zwykłe majaczenie, w końcu trochę sensu miały - choćby w powtarzalności komunikatów.
  ... i w klejeniu się do niego.
  Naprawdę starał się to cierpliwie znosić, niektóre rzeczy usprawiedliwiać jego stanem, niektóre tłumacząc sobie pomocą w utrzymaniu go w pionie, ale każdy dotyk irytował go w mniejszym lub większym stopniu. Nie wiedział czy mogło istnieć coś bardziej niekomfortowego.
  – Tylko wtedy, gdy byłeś napruty jak dzika świnia – odparł z westchnięciem, najwyraźniej nie zauważając albo nie chcąc zauważyć tej próby podrywu.
  Powinien jednak iść za radami Saiyuri i skombinować mu te chłodne okłady. Najchętniej to wrzuciłby go do lodowatej wody, ale nie sądził, by to był dobry pomysł. Ta glizda mogłaby się jeszcze utopić. Korzystając z kolejnej fazy przyklejania się do niego, przeprowadził Ryozo w kierunku łóżka i usadził go na materacu, zwinnie wyswobadzając się z uścisku. Przynajmniej nie będzie pełzał po podłodze, jak go tą chwilę nie będzie.
  Już miał wstać, ale tknięty przeczuciem, sięgnął po kajdanki i jedną z obręczy zamknął na nadgarstku komendanta, a drugą na ramie łóżka, tuż pod materacem.
  – Będziesz grzeczny? – spytał, szarpnięciem upewniając się czy stelaż wytrzyma, po czym po pomyślnej próbie odpowiedział sam sobie – Będziesz. Nie masz innego wyjścia.
  Jednak Saiyuri, cwana bestia, miała całkiem dobry pomysł. Jirō podejrzewał, że dobrze zdawała sobie sprawę ze skutków ubocznych tego ich zielska. Kto by pomyślał, że świątynia Yama to tak naprawdę przykrywka dilerskiej nory. Jakie Oguni, taki Escobar.
  – A spróbuj tylko drzeć mordę albo piszczeć – ostrzegł go, zdejmując z siebie wilczą pelerynkę i rzucają ją gdzieś w kąt, zostając już w normalnych ubraniach.
  Rzucił na Hideo jeszcze ostatnie, kontrolne spojrzenie, upewniając się, że ten nie zwieje mu stąd oknem, gdy tylko straci go z oczu i wyszedł z pokoju. Trzeba było biedactwu znaleźć coś chłodnego. Albo butlę z ciekłym azotem, jeżeli Hasegawa podczas tego krótkiego spaceru uzna, że opieka nad nim przekracza granice jego cierpliwości.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Tylko wtedy, gdy byłeś napruty jak dzika świnia
  Tylko? Sam nie był pewien czy to prawda, czy może nawet faktycznie wcześniej to dostrzegł. Teraz wszystko zdawało mu się być takie dziwne. Jeszcze mu tu jednorożce w różowych pelerynach nie biegały dookoła, a podłoga nie zamieniała się w jedną wielką galaretę. Jeszcze.
  - Oj no weź... Ranisz mnie - wymruczał cicho wywijając usta w podkuwkę, dając mu tym samym do zrozumienia, że wyczuł jak go zbył. Pewnie nawet by mu to przez gardło nie przeszło, nie pisnąłby ani słówka, zbyt poważny i dumny z niego człowiek. Nie wspominając już o tym, że on swoje uczucia chował głęboko do kieszeni, którą zaszywał, zamykał, czy co on tam z nią robił i wyrzucał wraz ze spodniami gdzieś daleko, coby nikt przypadkiem się do nich nie dostał. Połączenie jednak zielska z alkoholem sprawiło, że coś mu się jednak omsknęło i tak jak przez ten cały czas starał się nie okazywać zbyt wielkiego zainteresowania, tak teraz prawie się lepił do porucznika.
  On już niestety nie kontaktował. Słowa wypowiadał machinalnie, nie przepuszczając przez głowę, czy jakikolwiek translator, czy choćby cenzurę, a jego ruchy przestały wyglądać na przemyślane. Ryozo już dawno odpłynął łódeczką w dal powtarzając sobie gdzieś w odmętach umysłu "Oguni, Oguni, Ty chuju", co kompletnie nie miało żadnego sensu. Szarpnął ręką, tą, którą mu Hasegawa jeszcze chwilę temu przykuł do ramy łóżka i spojrzał na niego z wyrzutem.
  - Nie jestem psem... rozkuj mnie. W tej chwili... - to wcale nie tak, że miał wrażenie, że go stal parzyła w rękę. Bardziej nie był zadowolony, że nie mógł obiema rękoma ściągnąć z siebie ubrań i przytulić się do chłodnego policzka Jirō.
  - Mogę być grzeczny, ale to jak siądziesz koło mnie, Jirō... - znów zarzucił bajerą, pozwalając swoim ustom wypowiadać słowa, które paść nigdy nie powinny. Tylko jeden z nich to wszystko zapamięta. Pewnie będzie mu to wypominać do końca jego dni. Zrobił maślane oczy do mężczyzny, ale widząc, jak ten się oddala opadł cały na materac. Kompletnie niezadowolony wpatrywał się w Hasegawę przygryzając na moment dolną wargę.
  - To co mi wtedy zrobisz, co? No dawaj - pobudzony przez groźbę uśmiechnął się zadziornie nie kontrolując już nawet swojej ręki, która rozpinała mu dalej koszulę. Fuknął głośno, gdy ten wyszedł. Zostawił go tu samego, gdzie on polazł znowu...
  Mamrocząc pod nosem, że wskoczyłby chętnie do wody zsunął z siebie koszulę, choć rękaw jednej ręki niestety zatrzymał się na kajdankach co go mocno zdenerwowało. Zazgrzytał zębami przesuwając opuszkami palców po włosach rozwalając się cały na łóżku. Mógłby tu zasnąć, gdyby nie ten przeraźliwy gorąc. Miał wrażenie, że jego ciało płonie od środka, a od zewnątrz jest równocześnie muskane ciepłem. Po tej akcji chyba nie tknie ani alkoholu, ani leków. Niech sobie migrena go dopada, on nie zaryzykuje po raz kolejny takiego poniżenia.
  - Jirōōō... - wyjęczał przeciągle kładąc dłoń na czole. Pociągnął przykutą ręką, jakby mając nadzieję, że te kajdanki to wymysł jego wyobraźni, ale czując pieczenie wokół nadgarstka syknął głośno - Kurwa... Odkuj mnie, Jirō!
Hideo

Powrót do góry Go down

  Gdzie on o tej porze miał znaleźć cokolwiek przydatnego? Jeszcze bez szczęścia do natknięcie się z kogokolwiek z hotelowej obsługi i wymuszenia na nich pomocy? Przecież tu nie było żywego ducha. Martwego też, bo jak raz dookoła panowała głucha cisza, nie przerywana nawet przez jakieś zagubione na korytarzach yōkai.
  Wchodząc do kuchni (oczywiście nie tej dla gości, bo przecież cudem byłoby, gdyby choć raz Hasegawa nie wpierdolił się tam, gdzie go być nie powinno), rozejrzał się w poszukiwaniu potencjalnych świadków, przeszukał lodówkę i zgarnął z niej kilka woreczków z kostkami lodu.
  Zamknął drzwiczki, zawahał się i otworzył je na powrót, by zeżreć zostawione dla kogoś kanapki. Dopiero teraz ewakuował się z kuchni.
  – Miałeś być cicho. Pół korytarza słyszy jak jęczysz moje imię – poinformował go, wracając do pokoju i kopnięciem zamykając za sobą drzwi.
  Zdobyczne woreczki rzucił na łóżko, obok Ryozo, oceniając jego stan. Tak jak podejrzewał, striptiz trwał w najlepsze, ale przynajmniej nie zdążył nigdzie odpełznąć, by przedstawienie trwało przy większej ilości świadków.
  Przesunął zwłoki na tyle ile mógł i usiadł obok. Owinął jeden z woreczków z lodem w ręcznik i podsunął mu pod kark. Nie tylko powinno mu to pomóc, ale i sprawić, że się nie będzie podnosił, nie chcąc pewnie tracić źródła chłodu.
  – Nie szarp się, bo naprawdę zostaną ci ślady, a komendantowi nie przystoi obnosić się paradowaniem w kajdankach.
  Drugi okład z lodu, ponownie owinięty materiałem żeby ten idiota sobie krzywdy nie zrobił nawet czymś tak błahym, wylądował na jego czole, zaraz po tym jak Hasegawa zabrał z niego jego dłoń.
  – Lepiej? – spytał jakby w ogóle nie oczekiwał jakiegokolwiek sprzeciwu – Jak zaśniesz to cię rozkuję, nie martw się.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Ciągle było mu niewygodnie. Wiercił się niemiłosiernie, wszystko go piekło, a brak osoby, na którą mógłby teraz ponarzekać irytował go jeszcze bardziej. Dlatego ciągnął to całe przedstawienie, w którym to pojękiwał, dogorywał i naburmuszał się oburzony, że go tak pozostawiono samemu sobie, nie mając kompletnie pojęcia, że może faktycznie ktoś był w tym hotelu o tej porze i mógłby to wszystko usłyszeć. Zero rozumu.
  - To chyba dobrze, nie? Jirō, rozkuj mnie, proszę Cię. Pieką strasznie te kajdanki - no tak, jemu już było wszystko jedno, czy ktoś sobie to źle odbierze, czy rozpozna jego głos i przypisze akurat do jego osoby. Liczyło się teraz tylko to, by wyzwolić się od pierońskiej stali i schłodzić w jakikolwiek sposób.
  - Gdzieś poszedł...? Mmmm - mruknął cicho czując lekki chłód na karku. Lekki, tak dokładnie, ale na tyle przyjemny, że stwierdził, że się ruszać na razie nie będzie - Dobra... oddalam pytanie.
  - A przepraszam, kogo to obchodzi? Niech sobie myślą co chcą. Zdejmij je do cholery - szarpnął znowu, a gdy otrzymał zimny okład na czoło, aż przeszły go ciarki. Co prawda było mu nieco lepiej, ale wciąż miał wrażenie, że wsadzono go do sauny, gdzie jeszcze zwiększono przy okazji temperaturę, by upewnić się, że wszelkie paskudztwa wyjdą z niego przy pomocy potu, który to aż spływał mu po ciele na prześcieradło.
  - Byłoby znacznie lepiej, gdybyś się tu obok położył - spojrzał na niego spod lekko przymkniętych powiek z zawadiackim uśmiechem na twarzy. Wolną już ręką, bo skoro nie leżała mu na czole, a została ściągnięta przez Hasegawę złapał go mocno za dłoń zmuszając, by się pochylił nad nim. Zadowolony z siebie przeciągnął się nieco przygryzając dolną wargę - Może nawet by mi się polepszyło, gdybyś nie był taki niemiły dla mnie... Kto wie?
  Cóż on sam nie wiedział, czy by tak faktycznie było, ale przecież to chyba było jasne.
  - Ugh... Duszno...  
Hideo

Powrót do góry Go down

  Posłał mu niezadowolone spojrzenie. Powinien mu zakleić ten pysk taśmą i uciszyć go na resztę wieczoru skoro i tak nawet nie myślał, co mówi, tylko kłapał tym dziobem byle kłapać. Czuł, że to mogłoby się jednak źle skończyć. To jakby miał psu założyć kantarek w upalny dzień.
  – W wodzie święconej były to jasne, że pieką – mruknął, ignorując kolejne prośby, choć na wszelki wypadek sprawdzając czy nie dorobił się już otarć czy ran na nadgarstku.
  Ułożył jego rękę tak, by miał choć trochę luzu, wpychając między stal a skórę kawałek materiału koszuli. Jeżeli przestałby się szarpać jak narwane zwierzę to nic by go nie bolało. Hasegawa specjalnie nie dociskał obręczy tak mocno, jedynie na tyle, by mieć pewność, że tej chudej łapy nie wyciągnie. Praca w tutejszej policji to był jakiś marny żart. Więcej razy skuwał kajdankami własnego komendanta niż jakiegokolwiek przestępcę.
  – Jaki ty jesteś marudny – odparł, słysząc dopytywania – Zdążyłeś się stęsknić?
  Na szczęście, po reakcji Hideo można było śmiało stwierdzić, że zimne okłady były strzałem w dziesiątkę i choć trochę mu pomogły. Ale minęła już minuta, a szef magicznie nie ozdrowiał. Jirō zastanawiał się czy nie powinien już zacząć wydzwaniać do Saiyuri albo szpitala. Jakoś nie mogło do niego dotrzeć, że najpewniej czeka go całkiem długa noc z tymi dogorywającymi zwłokami u boku.
  A raczej pod nim, bo pociągnięty nagle, mało się na niego nie wywalił, na szczęście w ostatniej chwili podpierając się poranioną ręką. Ponowna fala bólu przeszła go od nadgarstka do samego barku.
  – Może ci się polepszy jak trochę lodu wrzucę ci w spodnie, co? Przestaniesz się tak parówczyć, biedny umęczony jak kot w marcu.
  Powinien go zdzielić już dawno w ten pusty naćpany łeb, ale zamiast tego, gdy usłyszał kolejną skargę, zmusił go do normalnego położenia się i odchylił mu lekko głowę, by ułatwić mu oddychanie.
  – Leż i się kurwa w końcu nie ruszaj – warknął, choć po ciężkim westchnięciu, cała złość w jego głosie powoli zaczęła wyparowywać – Jestem miły, nawet nie wiesz jak bardzo. Jeżeli myślisz, że aż tak bym się poświęcał dla kogoś innego, to mnie chyba przeceniasz.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Zdążyłeś się stęsknić?
  - Ciebie nigdy za wiele - poniekad była to prawda. Gdzieś w środku przeczuwał, że spędzanie czasu z Hasegawą było tym, co odciągało go od tej przerażającej, zapchlonej dziury zwanej Oguni. Może nawet więcej z tego wynosił, ale dobrze kamuflował swoje uczucia. Jednakże w aktualnej sytuacji chyba niezbyt dobrze mu to wychodziło, skoro prawie cały czas paplał co mu ślina na język przynosiła. Nie byłoby niczym dziwnym, gdyby nagle wypluł z siebie wszystko teraz przy poruczniku. Pytanie, czy zniósłby jutrzejszego mentalnego kaca i to dziwne poczucie winy, że go tak wykorzystywał. Nawet jeśli robił to nieświadomie, tak kolejnego dnia będzie żałować ponad połowy rzeczy. Tak, zdecydowanie tak.
  - Oj, a co Ci to tak przeszkadza? - wymruczał cicho z uśmiechem na ustach dłoń przesuwając z jego ręki na bark, a potem na kark - I nie wkładaj mi lodu do spodni... chyba że chcesz, żebym Cię ugryzł - wyszrzeczył do niego kły, lecz zaraz po chwili znów wykręcił twarz w grymasie, świadczącym, że nadal nie czuł się zbyt rewelacyjnie. Miał nawet wrażenie, że lód szybko topniał w okładach, sprawiając, że wszystkie jego włosy przykleiły się do twarzy. Pokręcił głową zrzucając okład z czoła robiąc w sumie wszystko na opak.
  - Już tak nie rzucaj -- urwał, by po chwili wysłuchać jego słów do samego końca - Jirō, nie mówię, że dla każdego - powiedział cicho zerkając ukradkiem na wciąż przykutą rękę. Poluźnioną, ale wciąż skrępowaną. Nadal mu się nie podobało, ale przynajmniej nie parzyło go tak potwornie. Mruknął cicho wciąż niezadowolony, ale przecież nie mógł wybrzydzać w aktualnej sytuacji. Nieświadomie dłoń, która spoczywała na karku mężczyzny nagle zaczęła przeczesywać jego włosy.
  - Ale dobrze... Jesteś taki uroczy, że przecież nie da się odmówić, czy zaprzeczyć - mimowolnie przeczesał mu włosy samemu przypatrując mu się zamglonymi, kobaltowymi ślepiami. Wciąż mało świadomy zsunął dłoń na policzek Hasegawy i otworzył nieco szerzej oczy - Jaki przyjemnie chłodny...
Hideo

Powrót do góry Go down

  W końcu Hideo powiedział coś, co przywołało na usta Jirō uśmiech i to uśmiech nie byle jaki, bo w końcu szczery. Zniknął jednak równie szybko jak się pojawił. Oczywistym było, że nie mógł tego narkomańskiego pierdolenia brać na poważnie. Przecież on mu tu zaraz wyrecytuje rozkład jazdy pociągów z oguńskiego dworca, a będzie miało to tyle samo sensu, co reszta jego słów.
  – A jak sądzisz? Próbuję doprowadzić cię do porządku, a ty chyba chcesz zrobić wszystko, żeby mi to utrudnić.
  Co innego miał mu powiedzieć? Nie odsunął się wcześniej, nie uciekł przed jego dotykiem, mimo że miał co do tego doskonałą sposobność - wystarczyło odejść od łóżka, nie było przecież szans żeby Hideo za nim się ruszył, choćby nie wiadomo jak bardzo tego chciał. Dlaczego więc tak bardzo denerwował go łaszący się Ryozo? Prowokował, ciągle do niego lgnął i robił wszystko, by tylko utrzymać fizyczny kontakt z porucznikiem. Wyglądało, że dałby z sobą zrobić cokolwiek by się tylko chciało i pewnie nawet by tego nie pamiętał. A wszystko tylko dlatego, że się naćpał. Znowu.
  Ciekawe czy kleił się do niego, bo miał go najbliżej czy po prostu w jego majaczeniach zgrało się akurat imię, a reszta była mu na dobrą sprawę obojętna.
  – Bo może kurwa nie chcę żebyś mnie dotykał? Nienawidzę tego – warknął w końcu z prawdziwą złością to, co powtarzał mu niemal od zawsze.
  Cierpliwość skończyła się nagle, gwałtownie i nie wyglądało na to, że miała wrócić. Trudno było stwierdzić czy punktem zapalnym tej reakcji były myśli Hasegawy przy których jego mina zaczynała być coraz bardziej niezadowolona, mieszając się z niedowierzaniem czy to z pozoru zwyczajne dotknięcie karku i przeczesanie włosów.
  Czuł jak coś zaciska mu się dookoła żeber, utrudniając oddychanie. Jeszcze chwila, a go uderzy i to nie raz czy dwa, a upewni się, że połamie mu nos, szczękę i uniemożliwi mu odzywanie się. Przełknął ślinę, próbując odpędzić od siebie ten pomysł. Nie mógł już znieść słuchania tych głupot. Odsunął się z pola zasięgu Hideo, odrzucając póki co pomysł połamania mu ręki, nad którą najwyraźniej nie umiał zapanować.
  Musiał wstać, zrobić cokolwiek, by rozładować złość. Chociażby przejść te kilka kroków do drzwi. Powinien stąd wyjść i iść gdziekolwiek. Trwały całonocne zabawy, wcale nie musiał spędzać tej nocy w swoim pokoju. Zatrzymał się przy drzwiach z pewnym wahaniem, po czym wyłączył jedynie światło, zabrał kupioną wcześniej paczkę papierosów z szafki, przekręcił klucz od wewnątrz i wrócił, nie patrząc nawet na Ryozo.
  Zajął miejsce na drugiej, bezpiecznej połowie łóżka, poprawiając sobie poduszkę.
  – Daje ci ostatnią szansę. Leż i się kurwa nie ruszaj – warknął, choć w jego głosie wyraźnie coś pękło – Nie kłap pyskiem bez potrzeby, spróbuj zasnąć.
  Poprawił mu okład na czole, za nic mając protesty. To on zdecyduje kiedy nie będzie mu już potrzebny. Gdyby miał zamiar się szarpać to z pewnością znajdzie się w pokoju taśma klejąca.
  Zgarnął nadprogramowy woreczek z lodem i już nie bawiąc się w owijanie go czymkolwiek, ułożył na ramieniu złamanej ręki. Kładzenie go na gipsie na niewiele by się zdało, a jakoś musiał sobie pomóc.
  Wolną ręką odpalił wyszarpanego z paczki papierosa, nawet nie zawracając sobie głowy przyniesieniem popielniczki. Szuflada pobliskiej szafki będzie idealna. Hotelowe duszki posprzątają.
  Nie miał już zamiaru więcej odzywać się do Ryozo, a nawet na niego patrzeć. Poczeka aż ten zaśnie w tych ciemnościach żeby go rozkuć i przypilnuje tych okładów.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Wpatrywał się pytająco w porucznika przez dłuższą chwilę obserwując go uważnie.
  - Powinieneś częściej się uśmiechać, tak szczerze - pewnie normalnie nigdy by mu to przez gardło nie przeszło, tak teraz zdawało się być o wiele łatwiejsze niż sądził. Wypowiadanie na głos swoich myśli niekoniecznie mogło być odpowiednim ruchem, zwłaszcza że porucznik mógłby je odebrać negatywnie. Cóż, w zaistniałej sytuacji nawet gdyby sobie o tym pomyślał i tak pewnie nic by z tego nie wyszło, skoro jego kontakt z rzeczywistością zerwany został dobrych kilkanaście minut temu.
  Wywrócił ślepiami gdy znów usłyszał to jak na niego szczeka, bo mu się dotyk nie podoba. Nadęta buzia Hideo odwróciła się na moment. Co było złego w dotykaniu drugiej osoby? Pojęcie tego, że Jirō tego nie znosił było cięższe niż można było się tego spodziewać. No bo kto nie lubił delikatnych pieszczot, przyjaznego poklepania po plecach, czy chociażby głaskania po twarzy? Czemu akurat teraz o tym myślał? Cud, że nie mówił tego na głos robiąc z siebie jeszcze większego kretyna. Ciekawe, na jakim miejscu się teraz znajdował w rankingu największych idiotów, którzy chodzili po Oguni. Świata do tego nie powinno się liczyć, bo Oguni to nowy kontynent, nowa planeta, w ogóle nowy wszechświat.
  Widział to oburzenie, widział ten gniew, że coś w nim nagle pękło. Problem polegał na tym, że pewnie by zwrócił na to większą uwagę i się powstrzymał, gdyby był trzeźwy i nie pozwalał swojemu ciału robić co mu się żywnie podoba. Jakby cierpiał na chorobę obcej ręki, tylko że poza ręką, to obce były wszystkie kończyny. Machnął parę razy ręką przed twarzą próbując się w ten sposób wachlować, wygenerować odrobinę chłodnego powietrza, które było mu bardzo potrzebne. Kiedy przestanie mu być tak ciężko i gorąco. Westchnął głośno kątem oka obserwując jak mężczyzna szwenda się po pokoju. Zmrużył oczy prawie od razu, gdy światło przestało go razić po oczach. Nie można było tego od razu zrobić?
  - Daje Ci ostatnią szansę - przedrzeźnił mężczyznę cicho pod nosem i wbił w niego znudzone spojrzenie. Zero frajdy z nim, zero zabawy. Ciągle tylko się spinał, napinał, robił problemy gdzieś gdzie ich nie było... Nie, Ryozo, to Ty robisz ciągle problemy i zamiast się posłuchać i faktycznie spróbować ochłonąć pozwalasz tej dziwnej mieszance ziółek z alkoholem mieszać Ci w głowie. Nic dziwnego, że rozgniewany widząc, że ten zapalił papierosa i nawet się z nim nie podzielił na początku miał zamiar mu tego papierosa odebrać, ale cóż...
  - Przy Tobie nie chce mi się spać - znów bez namysłu wypowiedział swoje myśli i podpierając się na skutej do ramy łóżka ręce by drugą sięgnąć właśnie zamiast do papierosa to do karku mężczyzny. Chude palce wbiły się lekko w jego skórę zmuszając by ten się do niego pochylił. Z cichym pomrukiem spomiędzy ust wpił się w wargi Jirō. Odsuwając się po kilku chwilach lekko od niego oblizał usta, by odebrać mu w końcu papierosa. Opadł ciężko na łóżku zaciągając się fajką zadowolony z siebie.
  - Zdecydowanie nie chce mi się spać.
Hideo

Powrót do góry Go down

  Powtarzał sobie, że powinien się uspokoić. Nie powinien winić Ryozo za to irytujące zachowanie, przecież pewnie nawet sam nie wiedział, co robi. Już nawet na niego nie patrzył, spojrzenie mając utkwione w tlącej się w ciemnościach końcówce papierosa. Czy mu się wydawało, że trzęsą mu się ręce? A może tylko z wściekłości obraz drżał mu przed oczami.
  Zamknij w końcu tą mordę, błagam.
  Może powinien włączyć radio żeby go zagłuszyć? Albo naprawdę go zakneblować.
  Co z tego, że się martwił, że chciał pomóc, jak to już zwyczajnie przerosło jego możliwości? Pokręcił przecząco głową, niemal nieznacznie, sam do swoich myśli. Po jaką cholerę się w to wpakował? Jak zawsze musiał się wpierdolić tam, gdzie nikt tego nie potrzebował i narobić sobie problemów.
  Starał się skupić na papierosie, ale nawet na to mu nie pozwolono.
  – Miałeś... – zdążył warknąć, zanim mu przerwano.
  Potrzebował dłuższej chwili, by zrozumieć, co właśnie się stało. Był przekonany, że nic gorszego niż poprzednia zagrywka już go nie czeka. Wpatrywał się w Ryozo z jawną niechęcią. Choćby chciał, nie mógł tego pocałunku pomylić z czymkolwiek innym, nawet z najbardziej absurdalną opcją, byle tylko jakoś to wytłumaczyć. Jeszcze ten pomruk, to oblizanie warg i zadowolenie z siebie. Zrobił to z pełną premedytacją, a niechęć w spojrzeniu Jirō zmieniała się w czystą wrogość.
  Jak mantrę powtarzał sobie w myślach żeby go nie uderzyć, choć pewnie nawet nie musiał. W tej chwili nie miał dla niego nawet żadnego warknięcia, więc pomimo rozsadzającej go od środka wściekłości i tak nic by nie zrobił. Wytarł usta rękawem bluzy, chcąc jak najszybciej pozbyć się z nich tego wspomnienia. Raz, drugi, trzeci. Gdyby mógł to zjechałby je do krwi.
  Jakim on był idiotą, i tu Hasegawa wcale nie miał na myśli swojego szefa.
  – Masz stąd wypierdalać, nie chcę cię tu rano widzieć – powiedział zduszonym głosem, gdy już w końcu jakiekolwiek słowa przeszły mu przez gardło.
  Nie obchodziło go jak to zrobi, kto go rozkuje ani czy nie zaśnie z tym zdobycznym papierosem, podpalając cały hotel. Wstał z łóżka i po prostu wyszedł z pokoju.

[ z tematu ]
Anonymous

Powrót do góry Go down

Nie wszyscy poszli się bawić.
Ciemnowłosa dziewczyna bardziej preferowała sen na obecną chwilę niż zabawy. Zwyczajnie, kierując się prostą potrzebą pogrążenia się w świecie, który nie przypominał Oguni, poszła spać. Przynajmniej... Taki był zamiar. W pewnym momencie przebudziła się, a dźwięki wydobywające się z korytarza i innego pokoju, skutecznie uniemożliwiały jej zaśnięcie. Co oni tam wyprawiają... - pomyślała sennie, kojarząc ledwo co właścicieli głosów. Za to wraz z upływem czasu wyczerpywały jej cierpliwość, zwiększając jedynie wnerw. Utkwiwszy na skraju rzeczywistości i snu, nie mogła zakotwiczyć się w którymkolwiek wyborze.
I w pewnym momencie nie wytrzymała.
- Mam dość - tymi słowami opuściła swoje cztery kąty i udała się na bosaka pod inny pokój, z którego wyłapała wcześniej uporczywe głosy.
Drzwi rozsunęły się gwałtownie.
- Jest noc, zamknij się w końcu, Hage... - rozległ się zdenerwowany głos. - O, chwila. Jego tu nie ma - w wejściu pojawiła się sylwetka niewysokiej nastolatki. Niezwykle niezadowolonej, dodatkowo też która została niedawno wyrwana ze słodkiego świata snów... Co rzeczywiście nie rozmijało się z prawdą.
- Co do... - w pokoju zapaliło się światło, ukazując w pełnej krasie widok zaspanej i wnerwionej Melanie, ubranej w niebieski dres imitujący coś na kształt pidżamy. Uniosła rękę, drapiąc się po głowie i jeszcze bardziej niszcząc swoją rozczochraną fryzurę spiętą w luźny kucyk. - Może i dobrze, że go nie ma, jeszcze by zrobił kazanie czy coś... - burknęła sama do siebie. - Nie, żeby to była moja wina, nikt nie każe hałasować w nocy - mamrotała jeszcze, zapoznając się z zawartością pomieszczenia.
Nagle zatrzymała się jak wryta.
- Czy ja jeszcze się nie obudziłam czy moje oczy widzą właśnie Ryozo-san przypiętego do łóżka? - spytała samą siebie na głos, przejeżdżając palcami po twarzy. Zaraz potem złapała swój policzek w dwa palce lekko szarpiąc go, by spróbować się nieco bardziej przebudzić. - Chyba nie śpię.
Bez zastanowienia, weszła głębiej do środka, zasuwając za sobą drzwi. Senność i ciekawość przezwyciężyły zdrowy rozsądek i samo zachowawczość, co skończyło się na tym, że znalazła się przy samym łóżku.
Jeśli to sen, to jest on dość dziwny.
- Nim cokolwiek... Czy to kajdanki? - wskazała palcem na przedmiot ograniczający swobodę ruchów dorosłego.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Zadowolenie prawie od razu zniknęło widząc jak porucznik wrzał wściekły. Oczywiście nie na tym mu zależało, ale przecież nie panował nad sobą zbytnio tego wieczoru, więc trzeba było wziąć na to poprawkę. Jednakże nie dało się wybaczyć tego jakże haniebnego zachowania, z którego jeszcze parę sekund temu był dumny niczym paw. Zaciągnął się znów papierosem, ale widząc jak ten wstaje i się na niego wydziera podniósł się do siadu wbijając w niego rozzłoszczone spojrzenie.
  - Jirō, kurwa, wracaj tu! - warknął głośno za nim. Z wielką chęcią rzuciłby w niego czymś, żeby powstrzymać go od wyjścia - Jirō! - wydarł się cały czerwony na pysku ze złości. Gdyby nie te pierońskie kajdanki goniłby go, pewnie nieudolnie, obijając się o wszelkie ściany i szafki.
Usiadł na skraju łóżka wsuwając papierosa między wargi, by mieć wolną rękę. Zgarnął ręcznik z kostkami lodu by przystawić go do karku z powrotem. Pochylony lekko do przodu z niewielkim opóźnieniem zakodował wejście Melani do pokoju.
  Przeniósł na dziewczynkę zmęczone spojrzenie, mając wrażenie, że zaraz rozpłynie się i zostanie po nim mokra plama.
  - Melanie, co robisz o tej godzinie na nogach? Powinnaś spać - mruknął cicho starając się nie wypuścić papierosa z ust. Kątem oka przyjrzał się jej prędko, próbując, choć na chwilę wytrzeźwieć z obecnego stanu i zachować się tak jak powinien. Na próżno, bo zaraz po chwili jebnął kolejną rewelacją tego wieczora.
  - Tak. Widzisz, Hasegawa przypiął mnie do łóżka i sobie poszedł. Byłabyś tak miła i wyciągnęła z tamtej szuflady kluczyki do kajdanek? - wskazał na szufladę, do której ostatnim razem odkładali bronie. Tamten wieczór nie był aż tak tragiczny jak ten, ale trzeba przyznać, że wcale nie był też cudowny. Wciąż miał w pamięci to jak go porucznik upił. Że też potrafił sobie o tym przypomnieć właśnie teraz.
  - To jak będzie, Mel? Proszę Cię, źle się czuje, a ten pieron sobie ze mnie jaja zrobił nie odkuwając, a wychodząc - pochylił się lekko znów do przodu, spuszczając głowę tak, by nie musieć trzymać zimnego okładu na karku. Westchnął ciężko, wcale mu to jakoś super nie pomagało, ale przecież nie mógł narzekać. Chociaż nie, mógł. Wyciągnął wolną już ręką papierosa spomiędzy ust wypuszczając tym samym dym nosem.
Hideo

Powrót do góry Go down

Im więcej upływało czasu, tym bardziej dochodziła do wniosku, że widoczna sytuacja była bardzo dziwna. Widok półnagiego, dorosłego mężczyzny przykutego do łóżka i palącego papierosa... W środku nocy... Niespecjalnie czuła się psychicznie przygotowana na to. Gdyby nie fakt, że sama była w złym humorze oraz w połowie śpiąca, mogłaby zareagować trochę inaczej. Jednakże... Reakcja była taka, a nie inna.
- Powinnam... To dobre słowo - burknęła w odpowiedzi. - Czyjeś wrzaski skutecznie mi to uniemożliwiły.
Patrzyła na niego z wyrazem twarzy wyrażającym słowo "Co?". Jej umysł chyba nie chciał zaakceptować, że miała do czynienia z tym samym policjantem, którego napotkała na komendzie.
- Em - zdecydowanie cisnęło się jej pytanie, dlaczego właściwie do tego doszło. I gdzie zniknął sprawca owego zdarzenia. Do tego stan dorosłego. Za dużo na raz rewelacji.
Potarła dłonią czoło, zastanawiając się nad tym wszystkim. Od takich wrażeń zaczęła trochę ją głowa boleć.
- W sumie, czemu nie.
Kierowana chęcią zyskania trochę spokoju, przystała na jego prośbę i podeszła do szuflady. Nietrudno było znaleźć potrzebny przedmiot, a ona sama też nie odczuwała chęci do zapoznawania się z całą zawartością. Trzymając zdobycz między dwoma palcami, przeszła dookoła łóżka, by dostać się do "bransolet" blokujących swobodę ruchów.
W tym momencie też mogła lepiej zobaczyć i odczuć stan dorosłego osobnika.
- Śmierdzi alkoholem - stwierdziła, wkładając kluczyk do dziurki od kajdanek. - Świetnie, jest Pan pijany, półnagi i przypięty do łóżka. Rozumiem, że dorośli chcą się zabawić, ale jeśli obudzi mnie to następnym razem, to załatwię wam knebel czy coś - pomarudziła trochę, przekręcając klucz, by uwolnić rękę Hideo.
Zaraz po tym odsunęła się od niego, zasłaniając usta i nos dłonią. Odeszła od łóżka, by odłożyć kluczyk na pierwotne miejsce.
- I proszę nie dmuchać na mnie tym cholerstwem - jęknęła. - Nie zamierzam się tym truć przez Pana. I domagam się jeszcze jakieś rekompensaty za zepsucie mi snu.
Przetarła palcem oko, zastanawiając się, czy zdoła zasnąć jeszcze tej nocy.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Skąd on w ogóle pamiętał gdzie są klucze do tego pieroństwa? Czyżby faktycznie częściej bywał w tym pokoju niż chciał? A może gdzieś zakodował informację podczas ostatniej wizyty, że tam faktycznie odkładali nie tyle, co broń co i właśnie kajdanki. Musiało mu to jakoś utknąć w pamięci, że też właśnie w takiej sytuacji o tym pamiętał. Co jeszcze było schowane w głębi tego popierzonego ostatnio umysłu? Może się zaraz okaże, że odkryje faktycznie gdzieś ludzkie truchło pod podłogą, jak nie pod łóżkiem. Co z tego, że by znalazł, jak on nic z tego wieczora pamiętać nie będzie?
  Zmarszczył czoło wciąż rozzłoszczony, że go tak tu pozostawiono. Nie mógł uwierzyć, że mężczyzna sobie poszedł w takiej sytuacji. Kompletnie nie umiał tego pojąć, ale to nic dziwnego, bo jego myśli były dalekie od rzeczywistości, która się z nim zderzała.
  - Doprawdy? - wcale go nie ruszyło to, że piła właśnie do niego i jego krzyków za Hasegawą, któremu chętnie teraz by przywalił butem w pysk, jak nie przypalił ramienia papierosem. Ten jego cały dziwny stan wcale nie poprawiał sytuacji, lecz pogarszał.
  Jak dobrze, że dziecko postanowiło się nad nim zlitować i go odpiąć, przecież by chyba zawału dostał jakby z rana się obudził przypięty do łóżka bez najmniejszego wspomnienia z tego wieczoru. Już teraz miał wrażenie, że mu wiele rzeczy umyka, a gorące ciało wyparowuje na jego oczach. Zaciągając się znów papierosem zgrzytnął zębami gdy mała wspomniała o alkoholu.
  - Nie interesuj się mała i nie pyskuj tak, bo Ci prace społeczne przedłuże - wbił w nią rozgniewane, kobaltowe tęczówki, gdy ta pochylała się by uwolnić go z przeklętej stali. Westchnął głośno zabierając prędko rękę od kajdanek i rozmasowywując ją wręcz od razu. Zarzucił na siebie koszulę, która zdawała się dodawać mu kolejnej warstwy ciepła, ale coś mu podpowiadało, by nie latać z odsłoniętym ciałem przed każdym, nawet gdyby to było przyjemne, bo czułby chłód.
  - Nie dmucham na Ciebie, chryste... - warknął kończąc papierosa i przekrzywiając łeb, by rozluźnić nieco spiętą już szyję - Jakiej rekompensaty...? Pluszaka chcesz? Jedzenie? - mruknął wstając z miejsca, by podejść do rzuconego przy drzwiach płaszcza. Przeszukał niemrawo kieszenie unosząc się znów nieco - Gdzie ten portfel... Kurwa no, wszystko dzisiaj się pieprzy... - przejechał dłonią po twarzy zrezygnowany i obrócił się w stronę Melanie.
  - Zastanów się nad tym co chcesz i jutro na komendzie mi powiesz jak wrócisz z prac. Ja jebie jak gorąco... - ostatnie zdanie wypowiedział cicho pod nosem podchodząc do drzwi i łapiąc się ręką za framugę, drugą przytrzymując nieustannie okład.
  - Wyłaź, bo przecież ta menda społeczna jak zobaczy tu kogoś znowu to rozniesie pół hotelu, a potem jeszcze komendę.
Hideo

Powrót do góry Go down

To wszystko było zbyt uciążliwe i męczące. Brak pełnego rozbudzenia powodował u niej w tej chwili zjawisko odnoszące się do trudności ruchów. Przychodziło jej ze spowolnieniem wykonywanie danego działania. Rozmowa niczego nie ułatwiała. Za to wymuszała na niej skupienie części uwagi na odpowiedziach, które niespecjalnie przystawały jej do gustu.
- Każda normalna osoba by się zainteresowała - skomentowała.
Dodatkowo posłała mu ponure spojrzenie.
- Widzę, że trzyma Pana humor i wyśmienita forma - burknęła w odpowiedzi na jego groźbę. - Czyli to prawda, że ludzie są agresywniejsi w takim stanie - jej bycie milszym obecnie chowało się tam, gdzie i ona powinna być - w łóżku. Senność zarazem powodowała, że odbijała zachowanie względem osoby, która jej ukazywała swoje.
- A wypowiedzenie zwykłego "dziękuję" ugryzłoby Pańską dumę w tyłek? - odcięła się dodatkowo, patrząc na niego. Mieszanina wkurzenia i senności robiła swoje. Uniosła dłoń, zasłaniając usta, by nieco stłumić ziewnięcie. Bez najmniejszego zawahania stwierdziła w myślach, że dorośli są nieprzyjemnymi rozmówcami.
Westchnęła cicho, zasłaniając nos. Zapach dymu papierosowego nie przekonywał jej co do faktu, że rzeczywiście część nie poleciała w jej stronę.
- Dobra, przesadziłam - zreflektowała się. - Przepraszam.
Odgarnęła zbłąkany kosmyk włosów z pola widzenia, poświęcając jedynie częściową uwagę wobec tego, co obecnie robił mężczyzna.
- Może po prostu zachowanie się bardziej po ludzku? - zasugerowała mu. - Skakałby Pan z radości, gdyby ktoś Pana wyrywał ze snu? - żachnęła jeszcze, odwracając wzrok. Nie mogła powstrzymać wkurzenia wobec faktu, że hałas wyrwał ją ze snu, a potem i tak sama obrywała słownie. Czuła, że to niesprawiedliwe. W czym niby mam być gorsza, bo jestem młodsza?
Potrząsnęła nieco głową.
- Bycie mniej wrednym nie zaszkodziłoby Panu obecnie - mruknęła ledwo słyszalnie. - Eh. Niech stracę. Pomóc Panu dość do swojego pokoju? - spytała już głośno. Przytknęła trzy palce do czoła, spoglądając na ruchy Ryozo. - I już, już. Zdecydowanie tracę wiarę w dobroć kogokolwiek - burknęła niezadowolona. Nie zamierzała zapuszczać tutaj korzenie przecież.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Słowa nieletniej tylko go bardziej podjudzały w obecnej sytuacji, sprawiając, że otępiały umysł przez alkohol jak i wzięte z rana zioła na migrenę, coraz bardziej wpływały na jego stan. Z wielką chęcią pokłapałby pyskiem na prawo i lewo, pokazując kto tu jest dorosły i komu powinno się okazywać szacunek, niezależnie od sytuacji. Skutecznie jednak powstrzymywał się od palnięcia największej głupoty pod słońcem. Chodząca tragedia, nie komendant.
  - Czemu jesteś taka wyszczekana...? - mruknął pod nosem przesuwając wolną dłonią po twarzy i zgarniając papierosa, którego trzymał między wargami. Kto ją tego wszystkiego nauczył? Nie był w humorze, jak i chętny do sprzeczania się z dziewczynką.
  - Jedyną wredną osobą tutaj, jesteś Ty, młoda damo - obrzucił ją rozgniewanym spojrzeniem. Tracił powolutku cierpliwość, która dzisiejszego wieczoru i tak wisiała na włosku. Oparty o framugę drzwi odliczał w głowie sekundy, mając nadzieję, że jak tylko się przejdzie kawałek, nawet do własnego pokoju to poczuje chłód na pysku, którego było mu tak potrzeba. Kostki lodu już zdążyły się rozpuścić w ręczniku, więc zabierając okład z karku i wyciągając papierosa zgasił bardzo kulturalnie peta w mokrym materiale i spojrzał na dziewczynkę.
  - Oh, jakaś Ty wspaniałomyślna... Nie, dotrę sam, to zaraz obok - po jego głosie można było się domyślić, że jeszcze chwila i zacznie rzucać mięsem. Gdy dziewczynka tylko wyszła z pomieszczenia, zamknął za nią drzwi i doczłapał się do tych od jego pokoju.
  - Wracaj spać... Dzięki za pomoc i w ogóle - machnął ręką, żeby już zmiatała i po omacku doszukując się kluczy w swoich spodniach otworzył drzwi i znikając za nimi zamknął się w wynajmowanym pokoju.

[z.t.]
Hideo

Powrót do góry Go down

Niewyspana. Jestem po prostu niewyspana - próbowała przekazać mu owe słowa w myślach. Jednak bez opanowania zdolności telepatycznych, nie było to możliwe. Bardziej niż zdrowy rozsądek górowało zwykłe zmęczenie i złość pochodząca z niechcianej pobudki.
- Ta... może... - mruknęła, czując narastającą refleksję. - Może oboje jesteśmy tacy i temu tak to wygląda... - westchnienie. - Nie wiem. Proszę zadawać mi takie trudne pytania o ludzkiej porze dnia.
Potrząsnęła przecząco głową. Argumentowanie się o tak późnej porze nie było czymś, czego chciała się podejmować. W dodatku poczuła jak przez jej ciało przebiegł dreszcz.
Usłyszał.
Za cel obrała sobie unikać jego spojrzenia. Podłoga zdawała się niemalże tak mocno przyciągać wzrok, że chętnie poświęciła się temu odczuciu.
Brawo ja. Wygląda na to, że wkurzył się bardziej - podrapał się po karku, zastanawiając się, czy coś mogła zrobić z tym faktem. Momentalnie uznała, że nie. Zostawało już przede wszystkim niezapuszczenie korzeni w tym pokoju i udanie się z powrotem do ciepłego posłania. Bez większego zawahania się wyszła.
- Hai... I przepraszam, za bardzo dałam się ponieść chwili. Miłej nocy - zwróciła się jeszcze do niego na pożegnanie. Po tych słowach odwróciła się i odeszła w stronę swojego pokoju.
Ha. Ha. Jutrzejszy dzień będzie zdecydowanie ciężki...

z/t
Anonymous

Powrót do góry Go down

Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach