Droga do lasu Shimojo
by Lert Czw Lut 11 2021, 01:29

Kto zagra?
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:44

Rezerwacje wyglądów
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:30

But the darker the weather, the better the man
by Oguni Sro Sty 13 2021, 21:14

Aktualnie słucham
by Junko Wto Sty 12 2021, 21:56

Bar
by Gość Wto Sty 12 2021, 19:37

Ogrody
by Lert Wto Sty 12 2021, 18:27

Stare drzewo
by Gość Sob Sty 09 2021, 00:16

Park
by Gość Czw Sty 07 2021, 20:57


administracja
Pokój #4 - Hideo
Oguni

Powrót do góry Go down

  Dowleczenie się do hotelu zakrawało o czyn iście heroiczny, choć Jirō podejrzewał, że powinien i tak zawdzięczać to wszystko autopilotowi, a nie sobie. Tym razem był jednak zupełnie trzeźwy, ale podświadomość i tak kierowała go do najbezpieczniejszego miejsca na jakie mógł tu liczyć - do własnego pokoju.
  Całe szczęście, że ten znajdował się na parterze i zmęczony i poraniony nie musiał mierzyć się jeszcze ze schodami. Oparł się ramieniem o futrynę, sięgając sprawną ręką do kieszeni, po klucze. Nawet nie wiedział, która jest godzina. Zegarek z rozbitą dzisiejszej nocy tarczą zatrzymał się kilka godzin temu i ani myślał wrócić do życia. Hasegawa sprawdził jedną kieszeń, potem drugą. Dla pewności czynność powtórzył, po czym sprawdził nawet te kieszenie, w których normalnie nie nosił kluczy.
  Poczuł jak panika zaciska łapy na jego gardle. Nie miał ani kluczy ani, o zgrozo, drobnych. Nawet po zapalniczce ślad zaginął. Pudełko papierosów było tak żałośnie płaskie, że wolał nawet nie zaglądać do środka. Dość dziś odniósł wszelkich strat.
  Zerknął na drzwi z numerem obok, nasłuchując przez chwilę z nadzieją, że usłyszy jakikolwiek dźwięk świadczący o tym, że komendant nie śpi. W całym hotelu panowała jednak nienaturalna cisza. Najpewniej nawet yokai chrapały teraz w jakichś dziurach po nocnych rzeziach.
  Policyjnym przyzwyczajeniem załomotał w drzwi czwórki niczym rasowe gestapo.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  (Nie)spokojny sen był dla Hideo wręcz codziennością. Obracająca się wciąż poduszka sprawiała, że jego łeb uderzał o podłogę już z setny raz tej nocy. Pieroństwo nie yokai. Jeszcze się doigrają i spłoną razem z tym całym hotelem.
  Chociaż wolałby mieć dach nad głową, tak jeśli dobrze pamiętał umowa z porucznikiem o wykupieniu jakiejś chaty na obrzeżach była wciąż aktualna. To była jedyna z rzeczy, jaką pamiętał z tamtego wieczora. No, poza tym, że wypił więcej niż powinien i to nie była wina jego, a tego przeklętego sępa, który potrafił wieczorami napruty jak szpak przychodzić i rzygać mu na buty.
  Gdy już zasnął była godzina przed nastawionym przez niego budzikiem. Wczesne wstawanie do pracy sprawiało, że jego migreny odwiedzały go częściej niż powinny. Ostatnimi czasy nawet nie patrzyły na to gdzie był, tylko atakowały go znienacka. Przez co często sypiał po prostu w pracy. Jednakże tego dnia spał w swoim pokoju hotelowym, więc gdy porucznik postanowił skorzystać z tej jakże pomysłowej opcji wykorzystania pomocy komendanta, zastał go właśnie tam. Walenie do drzwi sprawiło, że Ryozo momentalnie podniósł łeb z wyra przestraszony dziwnym hałasem.
  - Jak Boga kocham... - warknął pod nosem wygrzebując się spod kołdry i zaspany podszedł do drzwi nawet nie paląc światła. Przecierając ślepia otworzył drzwi i ziewnął przeciągle.
  - Czego znowu...? - by zdecydowanie niezadowolony z tak wczesnej pobudki. Jeszcze dobrze oczu nie otworzył, jeszcze ich do końca nie przetarł, a już domyślał się kto stał mu w drzwiach - Nie masz kiedy wracać? Znowu drzwi pomyliłeś?
  Wydał z siebie cichy pomruk spoglądając na porucznika, który chyba właśnie wracał ze swojej przygody życia. Nawet sobie nie zdawał sprawy, w jakim stanie go witał u siebie. W szarych dresach, grubej, czarnej bluzie i z włosami opadającymi na mordę.
Hideo

Powrót do góry Go down

  Zadziałało. Usłyszał jakiś hałas po drugiej stronie drzwi. Jedynym plusem było to, że Ryozo był jednak obecny w pokoju, bo nawet nie chciał wiedzieć jaki będzie zadowolony tą prawie poranną pobudką. Zwłaszcza z tak błahego powodu.
  – Ja... – zaczął, gdy tylko drzwi się uchyliły, ciągle powtarzając sobie w myślach, że przede wszystkim musi patrzeć mu prosto w oczy i nie odpuścić, ale zamknął pysk równie szybko, co go otworzył, przenosząc wzrok na grzywkę.
  Gdyby nie fakt, że już wcześniej widział go tak roztrzepanego, to byłby pewny, że drzwi otworzył ktoś zupełnie inny. Rany, złośliwie wysłałby do niego jakiegoś swojego fagasa, mógł się założyć. Komendant wyglądał teraz tak... normalnie. Brwi Jirō powędrowały wyżej. Nie żeby podejrzewał szefa o spanie w garniturze, ale to wszystko tak bardzo do niego nie pasowało, chociaż nie mógł stwierdzić, że ten zwyczajny wygląd nie przypadł mu do gustu.
  – Zgubiłem klucze od pokoju... Hajs też, nie mam na kaucję. Mógłbyś skoczyć do recepcji i wysępić od Kotarou nowy klucz do trójki? – wykrztusił w końcu, chcąc zabrzmieć najgrzeczniej jak tylko mógł.
  Podlizywanie się było jak zawsze najlepszą bronią. Przynajmniej nie narzygał mu na buty na powitanie, jak poprzednim razem. Nawet sugerowanie, że Hideo miałby mieć jakiekolwiek względy u recepcjonisty nie było wynikiem złośliwości, a zimnej kalkulacji. On sam nic by nie ugrał, nie o tej porze i nie wyglądając jakby wpadł pod kombajn. Opatrunki, mimo że niedawno założone, zdążyły na nowo przesiąknąć krwią, a ich biel skutecznie odznaczała się na tle uwalonych zarówno krwią i przeciągnięciem po asfalcie ubrań. Kolorem dorównywał im tylko blady pysk.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
Cóż, nie da się ukryć, że pulsujący ból głowy na nowo uderzył w Hideo. Prawie od razu podniósł łapę do skroni, masując ją okrężnymi ruchami palcem wskazującym i środkowym. Wykrzywienie pyska świadczyło o tym, że nie był to wcale przyjemny ból. Westchnął zrezygnowany widząc, że mężczyzna nawet nie dokończył swojej myśli i zacisnął mocniej dłoń na klamce od drzwi.
  - No? Słucham? - obrzucił Hasegawę spojrzeniem z góry na dół oceniając jego rany. Tam zdarte ubrania, przesiąknięte krwią, opatrunki, pysk obdarty. Ciekawe co go dopadło, bo nie wyglądało to na bójkę z gówniarzami.
  Zdecydowanie nie kontaktował jeszcze ze światem, bo pewnie już dawno by zaczesał włosy w tył, żeby wyglądać chociaż trochę poważniej. Zdawał sobie sprawę, że wyglądał trochę młodziej w takiej fryzurze, ale kompletnie nie do tego dążył. I zdecydowanie nie sypiałby w garniaku, po pierwsze byłoby niewygodnie, a po drugie wygnieciony materiał źle wyglądał potem w ciągu dnia.
  Uniósł brew ku górze zdziwiony słowami swojego sąsiada.
  - Chyba sobie jaja ze mnie robisz, Hasegawa - warknął na niego uchylając nieco szerzej drzwi, tym samym robiąc mu przejście - Właź do środka, nawet mnie nie denerwuj, bo już mnie podkurwiłeś tym, że mnie obudziłeś... - dodał jeszcze spoglądając na niego spod wpadającej mu do oczu grzywki.
  Kręcąc z niedowierzaniem głową puścił drzwi, by leniwym krokiem podejść do szafy.
  - Wyglądasz jakbyś walczył w klatce z teke teke - mruknął niby w żarcie, choć widział doskonale, że nie było tu nic zabawnego w takich ranach. Cudem było, że facet przeżył i jeszcze dotarł do hotelu. Więc o klucze i pieniądze nie powinien się tak bardzo martwić jak o swoje własne życie, o które teraz Hideo się spinał.
  - Przychodzi tu cały zakrwawiony... prosi, by mu po klucze skoczyć... - mamrotał do siebie pod nosem przeszukując po omacku szafę, w której jakiś czas temu rzucał apteczkę - I to jest... Ugh.... - już nawet nie dokończył, bo ugryzł się w język. Jeszcze by się okazało, że sęp go słyszy i by musiał wszystko spalić w drobny maczek.
Hideo

Powrót do góry Go down

  Patrzył na niego spode łba, cały czas. Wiedział, że aktualnie Hideo jest jego jedyną opcją, by mógł dostać się do własnego pokoju. Co prawda był na tyle zdesperowany, że w przypadku braku powodzenia przy akcji odzyskiwania kluczy, mógłby iść spać zupełnie gdziekolwiek. Pierwszym, i na szczęście póki co jedynym, pomysłem były gorące źródła. W nocy nikt tam nie bywał, a Jirō złudnie wierzył, że będzie tam ciepło.
  Wystarczająco zmarznięty był po praktycznie całej nocy spędzonej na zewnątrz. Krew na rękawach zdążyła już wyschnąć, ale nadal miał wrażenie, że materiał jest mokry, a bluza wcale nie chroni przed zimnem tak, jak powinna.
  Mimo że Hideo miał dla niego wyłącznie warknięcia, Hasegawa założył, że oznaczają zgodę. Wkurwioną, ale zgodę. W końcu nie miał chyba innego wyjścia, prawda?
  Miał przepraszać za obudzenie? Chyba by wypadało, ale aktualnie nie był w stanie skupić myśli na tak prozaicznych rzeczach. Czuł, że w głowie mu się kręciło, ale nawet nie potrafił stwierdzić czy to tępe łupanie w czaszce w ogóle go boli czy tylko jest, gdzieś tam w tle.
  – Z łap Hari-onago prosto w łapy Koyasuryo, więc porównywalnie.
  Wszystkie hotelowe pokoje miały podobny rozkład, więc porucznik nie miał większego problemu w poruszaniu się w tym pomieszczeniu, nawet pomimo zgaszonego światła i tego, że wolał całą drogę pokonać w oparciu o wszelkiego rodzaju meble pod sprawną ręką.
  Dotarcie do łóżka było błędem, choć wcale nie chciał się przy nim znaleźć, znów działając na autopilocie. W końcu od kilku godzin marzył tylko o tym by dorwać swoje legowisko. Teraz już nawet nie było ważne, że to nawet nie był jego pokój. Usiadł na łóżku, wymacał poduszkę
  (Hideo pojebie, dlaczego normalnie na niej nie śpisz)
  przeniósł ją na właściwe miejsce i jak spasły kot, po prostu przewrócił się na bok, oczywiście na sprawną rękę, choć i tak przesunięcie się temblaka spowodowało syk bólu. Jak wiadomo im bardziej pies ubłocony, tym większe prawdopodobieństwo, że legowisko umości sobie w proporcjonalnie odwrotnej do własnego ujebania pościeli. Samym wtuleniem pyska w poduszkę zdołał zerwać sobie opatrunek i wytrzeć krew o poszewkę.
  – I to jest co...? – wymamrotał, próbują zgadnąć jaka obelga się może pod tym kryć, choć bardziej zainteresowany już tylko tym jak panujący tu półmrok i wygoda zaczęły go usypiać.
  Otworzył na chwilę tylko jedno ślepie, by skontrolować co robi Hideo. Będzie się stroił przy tej szafie żeby zejść do recepcji? Niech ubiera byle co i idzie. Randek mu się zachciało.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że Hideo mimo zaspania, jego poziom gniewu rósł z każdą kolejną sekundą. Gotował się w środku, bo miał jeszcze godzinę do przespania, by powitał go jakże irytujący, ale wyjątkowo dobry w pobudce dźwięk zegarka telefonu. Zamiast tego przyjmował właśnie niezapowiedzianego gościa, który czując się jak u siebie postanowił rzucić się na jego wyro. Co od razu wręcz zanotował stojąc przy szafie.
  - Oho, nocne łowy porucznika Hasegawy. Dobrze, że ktoś Cię znalazł, bo bym pewnie dopiero w drodze na komendę zahaczył o Twoje zwłoki - wcale nie żartował. W tym mieście wszystko było prawdopodobne, a utrata żywota o tej porze była równa szansie otrzymania wpierdolu za znieważenie rodów w ich obecności. Co często się zdarzało, gdy ktoś przypadkiem kłapnął pyskiem o dwa razy za dużo.
  Wyciągnął w końcu apteczkę, bo to jej właśnie szukał po omacku w egipskich, a może oguńskich ciemnościach i patrząc z politowaniem na tego zbitego psa, który cały poobijany, umorusany i na dodatek jeszcze bezczelny wlazł mu do łóżka. Zazgrzytał zębami, już nawet pal licho, że facet był zmęczony i wszystko pogubił, ale bez jakiegokolwiek pytania wbił mu do legowiska.
  - I to jest porucznik, który Bóg jeden wie gdzie się po nocach szlaja. Człowieku, już w dupie mam, że mnie obudziłeś - podszedł do łóżka wdrapując się na nie i siadając wręcz zaraz obok pyska tego wymordowanego człowieka - Wbijasz mi się do łóżka. O patrz - wskazał ręką na poduszkę, którą tak ochoczo przytulał - Nawet ją ujebałeś. Tragedia... - zdegustowany całą sytuacją pochylił się lekko nad Jiro sięgając do lampki, która stała na stoliku obok. Zapalił ją i od razu zaczął wyciągać waciki wraz z gazą i wodą utlenioną, pewny, że skoro poduszka ubrudzona, to i rana się otworzyła.
  - Co Ci się w rękę stało? - spojrzał na temblak unosząc brew ku górze i szybko przeniósł wzrok na jego twarz oceniając stan opatrunku, a raczej... cóż notując jego brak. Westchnął ciężko starając się nie wybuchnąć i łapiąc pęseta waciki umoczone w wodzie utlenione złapał tego idiotę za brodę przytrzymując mu w ten sposób twarz - Nie ruszaj się, bo Ci do oka wsadzę - pogroził, choć zapewne tak by się właśnie stało. Zmarszczył nos i brwi czując kłucie przy skroni, nie był to jego dzień. Ale przecież nie pozwoli mu usyfić reszty pościeli, tak?
  Taka słodka morda, a już poharatana. Chwila, zaraz, co?
  Mruknął jeszcze tylko cicho pod nosem i przystawił ostrożnie wacik do rany, starając się ją najpierw oczyścić z nowo uzbieranej krwi.
Hideo

Powrót do góry Go down

  – Faktycznie tragedia – zgodził się sennie na samą wzmiankę o zwłokach, sprawiając wrażenie, że tylko odzywanie się do niego i wymuszanie odpowiedzi powodowało, że ten jeszcze nie zasnął – Musiałbyś na ostatnią chwilę szukać kogoś na moją zmianę.
  Nadal pamiętał, że rano - a to znaczyło, że najpewniej już za chwilę, maksymalnie za kilkadziesiąt minut będzie musiał wstać żeby jakoś doprowadzić się do porządku przed robotą. Przecież Hideo go zajebie jak go takiego zobaczy. Dobrze, że Hideo tu był, może jakoś będzie go krył w pracy. Zaraz, zaraz...
  Otworzył oczy, nie wiedząc czy zmusiło go dotarcie do niego jak bardzo plączą mu się już myśli, grzechot zawartości apteczki czy poruszenie tuż obok niego materiału. Spojrzał w górę, w kierunku siedzącego obok Ryozo.
  – Wcale nie nie wiadomo gdzie – sprostował automatycznie, nawet nie myśląc co mówi i kogo zaraz wkopie, choć tym razem pojawiła się w jego głosie trudna do ukrycia nutka dumy – Polowaliśmy z Akuto na yokai i upolowaliśmy... Półtora. Ale... Będziesz musiał wydać mi nowy magazynek...
  Nie był w stanie w pełni zobaczyć jak ucierpiała poduszka, bo musiałby się podnieść. Wytarł jednak rękawem pysk ze śliny, choć niewiele to dało, bo ta już dawno zaczynała tworzyć mokrą plamę tuż obok tej z krwi.
  – ... w rękę? To robota Koyasuryo – powiedział szybko, nie wiedząc czy pyta o obrażenia czy o opatrunek, ale najwyraźniej czegokolwiek by nie wybrał, zabrzmiałoby bardzo źle.
  Przymknął oczy, słysząc groźbę, choć wcale powtórka z rozrywki w postaci opatrywania rozcięcia na nosie nie przypadła mu do gustu. Nawet pozwolił przytrzymać sobie pysk w narzuconej pozycji i choć samemu zachowanie jej sprawiało mu sporo trudności, to jak raz po prostu nie przeszkadzał.
  – Dobrze, że masz takie ciepłe ręce, tu jest tak zimno.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  - I nikogo bym nie znalazł - stwierdził. Nie było osoby odpowiedniej na stanowisko porucznika, poza Hasegawą i on doskonale sobie zdawał z tego sprawę. Nawet jakby się rody pchały w drzwiach biura komendanta to i tak by ich odprawił z kwitkiem. Stanowisko nie da się zdobyć samym nazwiskiem i niektórzy zdecydowanie się zbyt bardzo zapędzali.
  Poprawił na sobie zwijającą się mu bluzę i potrząsnął głową. Przy tym ruchu jego grzywka zafalowała na boki opadając znów na czoło i muskając końcami włosków o jego powieki. Przysypiał nad nim. Nie tylko porucznik czuł się zmęczony, Hideo nie sypiał po nocach przez uciekające mu ciągle poduszki, a migreny często nawet nie pozwalały mu spokojnie zmrużyć oka. Ból potrafił być tak nieznośny, że zaśnięcie graniczyło z cudem.
  Zerknął kontrolnie na zegarek. Niby jeszcze trochę czasu mieli nim będzie trzeba się zbierać, ale coś mu podpowiadało, żeby odpuścić temu łowcy przygód i kazać mu siedzieć na dupie. Oczywiście, że byłby wściekły, gdyby coś podobnego miałoby miejsce, ale tylko dlatego, że przyszedł do niego i to jeszcze taki poobijany miał zamiar mu odpuścić.
  - Przepraszam - odsunął się na moment, nie dowierzając w słowa Jiro - Chcesz mi powiedzieć, że upolowałeś bydle i jeszcze żadnego dowodu na to nie przyniosłeś? I co to ma znaczyć "polowaliśmy z Akuto na yokai"? - mruknął znów się nad nim pochylając. Zadrżał z zimna, bo jednak pod kołdrą było zdecydowanie cieplej, niż poza nią i nawet jeśli miał na sobie grube dresy, tak właśnie teraz marzł.
  Kątem oka zerknął jeszcze na mokrą od śliny poduszkę.
  Chryste panie, to jest człowiek, czy pies? Bo już kurwa nie wiem.
  Trzymał go za brodę samemu nachylając się nad nim, coby nie ominąć choćby skrawka krwi, który mógłby przykrywać pysk tego człowieka. Sam się zastanawiał czemu właściwie to wszystko robił. Milcząc przez dłuższą chwilę wycierał ostrożnie ranę wacikiem do momentu, aż cały nie był brudno czerwony. Nie wiedział teraz tylko, czy zbierał brud, czy faktycznie krew. Nawet światło lampki mu nie pomagało w ocenie, a gdyby zapalił większe, pewnie by się rozbudził i ból głowy byłby już wtedy nie do zniesienia.
  Przeszły go ciarki, słysząc słowa porucznika. Czy on się właśnie przesłyszał? Lekki uśmiech wskoczył zaraz na jego twarz, sam zastygając z pęsetą w ręce nad Hasegawą. Mógłby przysiąc, że poczuł jak coś ściska go właśnie w okolicach podbrzusza. Ciepłe ręce...
  - Cicho siedź... Daj mi opatrzeć ten Twój pysk - mruknął cicho, choć wciąż uśmiechał się pod nosem, jakby dostał najprzyjemniejszy komplement pod słońcem. Co go właściwie tak cieszyło? Odkładając waciki wraz z pęsetą wyciągnął z apteczki plaster i zgarnął gazę. Zmrużył oczy i znów zawisł nad mężczyzną, tym razem by zakleić mu ranę. Nie należał do osób, które powinny się tym zajmować, mimo to starał się opatrzeć go najlepiej jak umiał. Zaraz po naklejeniu ostatniego plastra wraz z gazą oparł czoło o rękę mężczyzny w miarę delikatnie przymykając oczy. Z wielką chęcią by jeszcze chwilę pospał.
  - Będziesz kazał mi się o Ciebie martwić jeszcze bardziej...?
Hideo

Powrót do góry Go down

  Napanikował się już wystarczająco przy poprzednim opatrywaniu tej rany, więc teraz nie musiał zamartwiać się tym, co go czeka. Zresztą to lekarze byli gorsi, oni zawsze wyskakiwali z szyciem i wszelkimi innymi sadystycznymi pomysłami. Takie prowizoryczne opatrywanie, o wiele więcej wspólnego miało z zabezpieczeniem wszystkiego dookoła przed uwaleniem tego krwią niż faktyczną pierwszą pomocą, ale bardziej przypadło mu do gustu.
  Starał się mieć przymknięte oczy, by naprawdę chcący czy niechcący w żadne z nich nie oberwać, ale słysząc kolejne słowa Hideo aż musiał posłać mu pełne niezadowolenia spojrzenie.
  – A co, dowodu potrzebujesz żeby mi uwierzyć?
  No dalej, niech mu to powie, póki Hasegawa patrzy mu w oczy - że uważa go za kłamcę. Kłamcę albo kogoś, kto nie potrafiłby zastrzelić kogokolwiek tracąc przy tym pół magazynka. To potrafiłoby zrobić pewnie średnio rozgarnięte dziecko, więc tym bardziej Hasegawa uniósł się dumą.
  – Chcesz dowód to cię tam zaprowadzę.
  Jeszcze by tego Ryozo brakowało. Nie dość, że wyciągnięty z własnego łóżka przed świtem, pozbawiony legowiska, które nie dość, że zostało zaanektowane to i oznaczone śliną, to jeszcze miał w ten ziąb chodzić po uliczkach Oguni i grzebać po śmietnikach w poszukiwaniu zwłok demona. Nie no, Hasegawa. Tak się szefa nie wykańcza.
  Na całe szczęście nie zerwał się z łóżka, by wygonić komendanta w tym w czym aktualnie był, na nocne poszukiwania. Pewnie za sprawą dalszego opatrywania. Jirō musiał przyznać, że był pod wrażeniem. Sam tę ranę by wytarł rękawem i uznał, że opatrzone perfekcyjnie. Naklejony na nos świeży opatrunek od razu skontrolował dotknięciem, by upewnić się, że wszystko mu pasuje. Na szczęście go nie zepsuł.
  – A ty będziesz się na mnie pokładał jeszcze bardziej...?
  Nie mógł, no po prostu nie mógł ani się przyzwyczaić ani znieść tego przylepiania się. Za każdym razem musiał to skomentować, nawet teraz, pomimo tego, że spowodowane zdenerwowaniem chwilowe rozbudzenie zdążyło ustąpić ponownemu napływowi senności. Z chęcią by go zrzucił, ale nie podejrzewał, że miałby tyle siły.
  – Nie dam rady wstać – stwierdził bardziej do siebie niż Hideo – Nie wyłączaj budzika dopóki nie wstanę, rozwaliłem swój zegarek.
  Hasegawę granatem trzeba było co rano od łóżka odrywać, a zmusić go do wstania mógł tylko irytujący dźwięk pobudki. Zanim zasnął, chciał jeszcze zagarnąć kołdrę, ale była za daleko, więc musiał wystarczyć mu pokładający się na nim Hideo.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Bardziej chciał po prostu się dowiedzieć, czy faktycznie zabił to ścierwo, żeby go z rana po drodze do pracy nie zaskoczyło przypadkiem, lub nie postanowiło w drodze powrotnej wciągnąć do uliczki. Przecie nigdy mu nie przeszło przez głowę, żeby powiedzieć, że Hasegawa strzelać nie umie. Wręcz uważał, że pewnie sobie lepiej radzi z bronią palną niż on. Dlatego też liczył na to, że po prostu mu da jakieś trofeum, co by można było zawiesić i być dumnym. No ale skoro niczego takiego nie ma...
  - Nie, liczyłem na to, że będziesz miał z tego jakieś trofeum - wzruszył ramionami.
  Zaczął się w sumie zastanawiać co by to mogło być. Martwego truchła raczej wolałby nie trzymać na komendzie, ale to zawsze coś. Pewnie nie zniósłby smrodu i widoku. Już na samą lekką zmianę, kurz, czy przekrzywienie biurek i krzeseł czuł, że mu żyłka na czole pękała. Dlatego zapewne smród by mu jeszcze bardziej przeszkadzał. Oj nie, lepiej by tego nie było na komendzie.
  - W Twoim stanie? Leż, nie pierdol...
  Odczuwał kolejny nieprzyjemny efekt migreny, nudności. Starał się nie robić zbyt gwałtownych ruchów, więc przez dłuższą chwilę opierał się o ramię. Nawet jeśli by to źle wyglądało, jakby właśnie się przyklejał do niego, to pal licho. Nie chciał tego przyznawać, ale miał do niego pewnego rodzaju słabość. Wzbraniał się przed tym, ale co poradzić? W tej chwili miał tylko nadzieję, że opatrunek temu idiocie szybko z pyska nie spadnie, jak tamten poprzedni. Nie tylko dlatego, żeby nie ujebał pościeli, ale musiałby znów się bawić w pielęgniarkę, a ta zabawa mu nie wychodziła zbyt dobrze. Nawet jeśli był przeszkolony z pierwszej pomocy.
  - Przeszkadza Ci to...?
  Spytał, choć nie wiedział, czy oczekiwał odpowiedzi. Doskonale znał zdanie mężczyzny na ten temat. Podnosząc bardzo powoli głowę, która trzaskała mu niemiłosiernie od bólu przy skroni sięgnął po telefon by sprawdzić godzinę. Zgrzytnął zębami. Dwadzieścia minut do budzika? Łeb go bolał tak bardzo, że stwierdził, że jak go nie będzie jednego dnia na komendzie, to przecież nic poważnego się nie stanie. Oby. Zignorował więc słowa porucznika wyłączając budzik i z głośnym sapnięciem opadając ciężko obok Jiro. Ostatkiem sił nakrył ich oboje kołdrą i naciągając kaptur na głowę zamknął ślepia. Wcale długo czekać nie musiał, by znów zasnąć.
  Pobudka wcale mu nie służyła, bo wpadające przez okno promyczki światła musnęły jego zamknięte powieki, dając tym samym znać, że niestety, ale to pora na zebranie w końcu dupy z miejsca. Skrzywiony podparł się na jednym łokciu mamrocząc pod nosem:
  - Przyśniło mi się, czy jakiegoś zwierza tu wpuszcz- - urwał otwierając ślepia - Ou... - westchnął cicho. Jednak mu się nie przyśniło, a tym zwierzem, był umorusany Hasegawa, który ślinił się właśnie podczas snu przyklejony do ramienia Hideo. Odchrząknął cicho drapiąc się drugą ręką po nosie i rozejrzał po pokoju. Która była godzina?
  Wrócił kobaltowymi ślepiami na Hasegawę lekko zdziwiony, że tak psioczący człowiek mógłby być taki spokojny podczas snu. Aż zaśmiał się cicho pod nosem kręcąc głową. Plusem tego wszystkiego był brak bólu głowy i nudności, ale nigdy nie wiadomo, kiedy znowu migrena uderzy...
Hideo

Powrót do góry Go down

  Każdy kto miał to nieszczęście, by spać przy Hasegawie, bądź w jego pobliżu, wiedział jedno - to bydle nigdy nie spało spokojnie. Jego chrapania śmiało można było używać do kruszenia murów. Prawdopodobnie to właśnie jemu cały hotel zawdzięczał brak jakiegokolwiek bezskrzydłego robactwa. Biedne zanim wspięły się za dnia na ścianki budynku, to nocą przez trzęsący się od chrapania budynek, zdążyły pospadać z powrotem na ziemię.
  Mimo to Jirō leżał całkiem cicho, wygodnie ułożony, na własną ślinę przyklejony do ramienia Ryozo, wyglądając na całkowicie pogrążonego we śnie.
  Powoli otworzył oczy, a przynajmniej to jedno, które znajdowało się po przeciwnej stronie do tej, którą opierał się o ramię i poduszkę, i podniósł zmęczony wzrok na komendanta.
  – ... naprawdę się gapisz jak śpię – wymamrotał w końcu, przełykając nadmiar zgromadzonej w pysku śliny – Masz zadatki na psychopatę. Gadasz do siebie, śmiejesz się do siebie. Jesteś bardziej creepy niż kiedykolwiek bym cię o to posadzał.
  Budzik nie zadzwonił. Hasegawa podejrzewał, że po prostu miał to szczęście, by obudzić się tuż przed nim, nieświadomy zupełnie tego, że przespał więcej niż dwadzieścia minut. Jego ogólny stan pozostawiał co prawda sporo do życzenia, ale przynajmniej gadał o wiele więcej niż przystało na kogoś, kto miał nadzieję, że umrze we śnie.
  Adrenalina, która wczoraj pchała go do działania i duma z ubicia demona, która sprawiała, że wszelkie rany wydawały się mniej dokuczliwe niż faktycznie były, dzisiejszego dnia wyparowały bezpowrotnie. Porucznik miał wrażenie, że bolą go wszystkie kości i mięśnie, a każde, nawet najmniejsze zadrapanie urastało do rangi całkiem poważnych ran. Nawet psychicznie było o wiele gorzej, bo z głowy Jirō nadal nie mogły wyjść słowa Akuto o uciekaniu przed hari-onago do najbliższej bramy czy drzwi. Nie zrobił tego. Miał wrażenie, że coś spieprzył i demon tak czy siak go dopadnie. Niby Koyasuryo też tego nie zrobił, ale widok kłaniającego się policjanta przed bramą torii nadal nie dawał mu spokoju. Tego też nie zrobił.
  Wystarczająco dużo czasu zajęło mu znalezienie na tyle wygodnej pozycji, by żadna z ran nie obrywała bardziej niż to było konieczne. Nic więc dziwnego, że nadal nie spełznął z ramienia Hideo. Ruszył się tylko na chwilę, by przeciągnąć rękę z opatrunkiem na jego brzuch, niemal ostentacyjnie mu ją podsuwając żeby ojojał.
  – Opatrunek blokuje rękaw, nie mogę go zdjąć – stwierdził beznamiętnie, najpewniej niszcząc kolejne fantazje szefa – Mógłbyś? Ja nie mam serca jej rozwalić.
  Oczywiście, co złego to zrzucić na Ryozo. Sam sobie nie wybaczyłby zniszczenia bluzy, która po wczorajszym wieczorze i nocy nie nadawałaby się już pewnie nawet na szmatę do podłogi, ale zawsze lepiej było mieć w pamięci, że to ktoś inny uszkodził ulubiony ciuch. Zwłaszcza, że Jirō wystarczająco namęczył się w nocy, by zdjąć ją z drugiej ręki, a pokonany przez opatrunek, poddał się i potraktował resztę bluzy jako dodatkowe przykrycie.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Podczas snu jedyne co tak naprawdę robił, to obracał się z jednego boku na drugi. Ciężko było to jednak robić tego dnia, bo przyklejony do ramienia Hasegawa sprawnie blokował wszelkie ruchy Ryozo. Nawet mu to jakoś nie przeszkadzało, bo przynajmniej mógł się jakoś wyspać, nawet jeśli nie na poduszce. A skoro migreny nie było, to mógł uznać tę dodatkową dawkę snu jako zdecydowanie potrzebną i słuszną.
  Dziękował sobie w duchu po cichu za to, że jednak wyłączył ten budzik.
  Poruszył lekko uszami zdziwiony na głos porucznika, czyli jednak nie spał? Cichy, krótki chichot wydobył się z niego, nawet pysk mu się wykrzywił nieco bardziej. Nie spodziewał się, że zostanie tak łatwo przyłapany, ale przecież pierwszy raz chyba widział, jak ten warczący na każdy dotyk pies leżał spokojnie, wtulony w niego, co też było zaskoczeniem. Odwrócił na moment wzrok rozbawiony biorąc głęboki wdech. Cóż, mógł się spodziewać takiego obrotu spraw.
  - Skąd wiesz, że nim nie jestem? - pochylił się lekko nad nim z przekręconą głową pozwalając włosom wypaść spod kaptura, który jakimś cudem wciąż był naciągnięty na jego łeb - Uznam to za komplement.
  Uśmiechnął się tajemniczo, by po chwili przejechać dłonią po twarz, złapać za nasadę nosa, by ją rozmasować, a na koniec przesunąć dłonią przez włosy zrzucając tym samym kaptur. Potrząsnął głową, pozwalając ułożyć się włosom swobodnie i westchnął ciężko. Był ciekaw, co przyniesie ta dziwna wizyta Jiro w jego skromnych progach. Poza tym, że gwarantowaną wizytę w pralni, to co jeszcze? Przymknął na dłuższą chwilę ślepia, dopóki nie poczuł dziwnego ciężaru na swoim brzuchu. Od razu podniósł brew do góry znów wydając z siebie rozbawione ciche "Heh".
  - Ojoj... A kto to taki biedny prosi o czyjąś pomoc? - przejechał opuszkami palców po materiale bluzy, która była naciągnięta na opatrunek. Przyjrzał się jej teraz dokładniej, z rana nie było szans, przy zgaszonym świetle - Coś Ty sobie narobił... - pamiętał, że o to pytał, ale jakoś nie wierzył, że Koyasuryo mogliby mu krzywdę zrobić, więc przypuszczał, że raczej się nim zajęli.
  - Serio Ci jej nie szkoda? - spytał poprawiając się nieco. Ziewnął przeciągle zasłaniając usta ręką, by po chwili znów wbić kobaltowe ślepia ze znakiem zapytania wymalowanym na twarzy w porucznika - Może chociaż wezmę nożyczki, czy coś... Wtedy będzie można ją przynajmniej zszyć - tak uważał. Zastanawiał się w sumie czy Hasegawa ma same bluzy w swojej szafie, bo nigdy go w innym ubraniu nie widział. Szybko jeszcze ocenił stan opatrunku na jego pysku.
  - Tsk... Po ciemku to jednak chyba nie wyszło zbyt dobrze - mruknął niby do siebie dociskając ostrożnie odklejający się bok plastra do twarzy mężczyzny. Co on taki troskliwy się nagle zrobił... Tej jakże rozczulającej chwili przerwał dźwięk burczącego brzucha Hideo. Warknął cicho niezbyt zadowolony, czując jak poza głodem gryzący go od środka rak błagał o dokarmienie go nikotyną.
Hideo

Powrót do góry Go down

  Najchętniej przymknąłby oczy i z powrotem wrócił do spania. Czuł, że potrzebował jeszcze tak z piętnastu godzin snu co najmniej, by nadawać się do życia. Przespanie bólu i całego złego samopoczucia wydawało się też o wiele przyjemniejszą opcją niż przełknięcie dumy i udanie się do lekarza, chociażby po leki przeciwbólowe.
  Pytanie Hideo aż prosiło się o nieprzyjemną, niemal złośliwą odpowiedź, ale Jirō nie potrafił być aż taką żmiją. Nie po tym jak Ryozo mu pomógł, choć wcale nie musiał, a nawet teraz cierpliwie znosił ciężar jego łba na ramieniu, choć pewnie miał go za pojebanego. Hasegawa wolał się jednak nie podnosić, nawet na leżąco czując, że kręci mu się w głowie. Tak było w miarę stabilniej.
  Nie pamiętał jednak jakim cudem znalazł się w tym łóżku i wolał chyba nie pytać.
  – A nie pomożesz mi? – spytał z jawną niepewnością w głosie, już chcąc zabrać rękę skoro padła potencjalna odmowa, na szczęście skutecznie powstrzymany przez chwilowy dotyk.
  Nie poczuł go przez warstwy opatrunku, tylko obserwował. Dziwne uczucie, ale przynajmniej nie spowodowało załączenia się jego dziwnej awersji do bycia dotykanym przez kogokolwiek. Wyglądało na to, że totalnie nie zaliczało się do tego również opieranie się o Ryozo, w końcu robił to na swoich własnych warunkach.
  – Ta yōkai chyba mnie przewróciła – zaczął próbując przypomnieć sobie szczegóły walki, dopasować je do otrzymanych ran i otrzymać w miarę sensowną całość – ... i chyba przeliczyłem się próbując nie rozwalić sobie pyska upadkiem.
  Nie brzmiało źle, nie brzmiało groźnie. Wiedząc, że Jirō mówi o demonie, który potrafił zamordować nieostrożne osoby w taki sposób, że trudno było ich trupy poskładać w całość, brzmiało nawet jak zabawa, a nie poważna walka. Mimo to gdyby wiedział wcześniej jak to się skończy to nie zdecydowałby się na powtórkę.
  – Martwisz się o bluzę prawie tak jak o mnie, jaki z ciebie mógłby być psychopata – wypalił, nieco zirytowany pytaniem.
  Jeszcze to wspomnienie o zszywaniu rękawa. Kto miałby to jego zdaniem zrobić? To był kolejny z minusów bycia turystą w Oguni, a te mnożyły się w zastraszającym tempie. Było się całkiem samemu, bez żadnej pomocy ze strony miejscowych, którzy nawet jeżeli tu utknęli to razem z przyjaciółmi i rodzinami, a turystom towarzyszyła co najwyżej dodatkowa przerażająca pewność, że własnej rodziny już się nigdy nie zobaczy. Sam Hasegawa nie dość, że pewnie nie umiałby sobie poradzić z szyciem to jeszcze, gdy tylko jedna ręka była sprawna, szanse na powodzenie tej akcji drastycznie malały.
  Podniósł się nieco, opierając się na zdrowej dłoni, czując jak zawroty głowy dają o sobie znać. Mimo to nie przerwał próby usadzenia się w pionie. Nawet tolerując poprawę plastra na nosie, choć obrzucając Hideo niezadowolonym spojrzeniem, które szybko powędrowało na plamę krwi na poduszce. Już nie musiał pytać czemu go opatrywał, to mówiło wszystko. Nie wiedział tylko czemu to robił po ciemku, ale uznał, że najwyraźniej Hasegawa musiał go wkurwić do tego stopnia, że ten nie mógł już na niego patrzeć.
  – Idę pod prysznic, ty idź coś zjedz i spotkamy się na komendzie – mruknął, słysząc burczenie, a samemu czując, że koszulka, którą miał na sobie, chyba na stałe przyschła z zaschniętą krwią do zadrapań na plecach; co wyjaśniłoby czemu tak uparcie spał na boku.
  Czekał już tylko na pomoc Ryozo z tą przeklętą bluzą i choć lekko chwiał się nawet na siedząco, nadal był przekonany, że poradzi sobie w pracy.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Przez myśl przemknęło mu, że powinien był poinformować kogoś na komendzie o ich nieobecności. Kompletnie o tym zapomniał w całym tym zamieszaniu z samego rana, które przyprawiło go wtedy o niezły ból głowy. Plusem było to, że pozbył się go przy pomocy drzemki, której zdecydowanie nie planował, tak samo jak i gościa, który zdawał się powoli dochodzić do stanu gdzie szczekanie przychodziło mu z większą łatwością niż oddychanie.
  - Wyobraź sobie, Hasegawa... - wymruczał cicho przekrzywiając łeb, co by usłyszeć charakterystycznie strzelanie kręgów szyjnych - Że pomogę. Nawet z wielką chęcią -uśmiechnął się lekko, by zaraz znów spoważnieć przejeżdżając ostrożnie palcami po skrzywdzonej ręce mężczyzny. Wybadał opuszkami palców zakończenie opatrunków pod bluzą i zastanawiając się przez moment jeszcze nad opcją rozcięcia materiału cofnął dłoń na kilka chwil, by móc odsunąć nieco kołdrę.
  - Hmmm... Mówiłeś coś o jakiejś... Hari-onago? Nie wiem co Cię popchnęło, by sobie urządzić polowanie na yokai. Jeszcze z Akuto! - podniósł głos jakby podirytowany faktem, że to jego nie wziął na tę eskapadę, a tak naprawdę był zły, że dwóch policjantów narażało się na ulicach i szwendało o późnych godzinach po niebezpiecznym miasteczku.
  - Mam się nie martwić?  W sensie o Ciebie, bo o bluzę to pal licho, ale nie wiem ile ich masz jeszcze, a ewidentnie tylko w nich chodzisz, więc wolałem zapytać - wytłumaczył widząc jak mężczyzna się irytuje.
  Czemu on się właściwie martwił? Wciąż się nad tym głęboko zastanawiał, ale nie umiał sobie tego w żaden logiczny sposób wytłumaczyć. Chyba nawet we wcześniejszych latach nie czuł się podobnie, nie umiał sobie przypomnieć. Obserwował jak mężczyzna próbuje wstać, choć wyglądało to raczej na marną próbę. Widać było po nim, że nie czuł się jeszcze wystarczająco dobrze, dlatego postanowił samemu się podnieść opierając się plecami o ścianę. Widząc jak mu się bluza pozwijała wydał z siebie pełen niezadowolenia pomruk poprawiając ją i zaczesując włosy w tył, choć nie wszystkie chciały go posłuchać.
  - Dobra, się tak nie zapędzaj, bo raz, nie masz gdzie iść, a dwa pomogę Ci z tą bluzą i kąpielą, bo cholera nadal nie masz kluczy do pokoju, więc jesteś zdany na mnie. Plus nie wiem, czy spotkamy Kotarou w recepcji, zwłaszcza o tej porze. Dlatego - wstał na kolana by pochylić się nad porucznikiem, złapać w dwóch miejscach bluzę rękoma i spoglądając na twarz Hasegawy posłał mu krótki, słodki uśmiech - Pożyczę Ci moich ubrań i pomogę, skoro już zawitałeś do mnie w takim stanie, jesteś skazany na mnie - mówiąc to z całych sił pociągnął materiał w dwie strony rwąc go ostrożnie, żeby nie zranić ręki Jiro. Usiadł na kolanach przed nim ściągając materiał z jego ręki i przypatrując się ranom aż syknął.
  - Kurwa i Ty chciałeś na komendę iść? - podniósł rękę. Przez chwilę chciał mu strzelić w czoło z palców, ale powstrzymał się i go po prostu pogłaskał po głowie wstając z łóżka.
  - Zapomnij o robocie na kilka dni. Masz się z tego wylizać - dodał już po cichu podciągając dresy, które zsunęły mu się nieco z tyłka podczas snu.
Hideo

Powrót do góry Go down

  Próba przypomnienia sobie całego poprzedniego wieczoru nie była zbyt łatwa, a Hasegawa nie był pewny dlaczego. Miał zrzucić to wszystko na adrenalinę? Nie był co do tego przekonany. Zdrową ręką przejechał po tyle głowy, przeczesując włosy i badając palcami potylicę. Bolało, nawet bardziej niż cały łeb, więc hipoteza z uderzeniem się mogła być całkiem trafiona.
  Skrzywił się nieznacznie. Mówił o Hari-onago? Coś mu świtało, ale skoro Hideo twierdził, że mówił to tak w istocie mogło być.
  — Chciałem je tylko zobaczyć, nie wiem czemu. Może liczyłem, że to cokolwiek da? Jakkolwiek pomoże mi wrócić do domu — westchnął, chcąc tym razem już przemilczeć fakt, że to zobaczenie demonów rzecz jasna łączyło się z próbą zabicia ich — Akuto był tam na patrolu. Wiedziałeś, że jest stróżem?
  Miał nadzieję, że chłód pokoju, który uderzył w niego, gdy tylko choć trochę wyplątał się z kołdry, pomoże mu się rozbudzić na tyle, by ogólna słabość i zawroty głowy choć trochę ustąpiły.
  A może wcale to nie w pokoju było chłodno, a to zwyczajnie jemu było tak zimno? Nie wiedział ile krwi stracił, większością na szczęście już zaschniętą, uwalone było jego ubranie i najpewniej pół łóżka Hideo, jakby ten spędził tu noc z haremem ruskich dziewic-prostytutek.
  — Udam, że nie słyszałem ani wzmianki o pomocy z kąpielą ani tym bardziej tej nuty szantażu w tym wszystkim.
  Zdany na niego? Skazany na niego? Co to miało być? Na tej przesłodzony uśmiech, odpowiedział mu niepewnym grymasem niezadowolenia, nadal czekając na jakieś zbawiennie "przecież żartuję". Jirō był silnym i niezależnym psem policyjnym, nie potrzebował aż takiej pomocy. Oczywiście, skoro Hideo już się zaoferował to miał zamiar go wykorzystywać dopóki tylko się dało, ale jednak na własnych zasadach.
  — Widzę, że niezłe nadzieje pokładasz w swoich ubraniach, skoro wierzysz, że się w nie zmieszczę, świnko chudzinko — parsknął, woląc jednak nie zastanawiać się czy po przyjęciu takiej oferty nie skończy w jakiejś zapiętej pod szyję koszuli — Może znowu zaoferuj Kotarou swoją kurtkę w zamian za klucz? Pasowała mu.
  Całkowicie stracił zainteresowanie zdjętą z niego bluzą, nie nadawała się już do niczego, więc w jego mniemaniu mogła sobie leżeć na środku łóżka Ryozo. No tak, za Hasegawę to zawsze w niewyjaśniony sposób sprzątały wszystko hotelowe duszki. Ktokolwiek je widział, ktokolwiek wie.
  Zmrużył oczy dość gwałtownie, widząc podniesioną rękę i odsunął głowę w bok, jakby spodziewając się nadchodzącego ciosu. Nieoczekiwana zmiana w czułe pogłaskanie wcale nie poprawiła sytuacji, bo przed tym też odsunął się równie szybko.
  — Daj spokój, wykąpie się i idę z wami — mruknął, nie wiedząc jeszcze czy powinien cieszyć się z niezapowiedzianego wolnego i wstając z łóżka, może nieco zbyt gwałtownie, ale po chwili utrzymując chociaż pozorną równowagę i ruszając w kierunku drzwi — Nie mam zamiaru zostać tu sam.

[ z tematu, rozumu i godności człowieka ]
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  - Nie, nie wiedziałem - odpowiedział krótko zgodnie z prawdą. Nie interesowało go co jego pracownicy robili po godzinach pracy. Póki przychodzili na komendę, nie spóźniali się i byli w stanie wykonywać swoją robotę nie miał o co się tak naprawdę martwić. Dlaczego więc tak czasem się interesował i może aż zbyt przejmował stanem mężczyzny, który ewidentnie potrafił zachować się jak ostatni kretyn, pozwalając by jakaś pokraczna istota zwana demonem ganiała go po Oguńskich ulicach po zmroku. Na pewno by dłużej nad tym rozmyślał, gdyby nie kolejne słowa porucznika.
  - To nie był szantaż - mruknął cicho. On szantażu jego jeszcze nie widział. Tu bardziej chodziło o sam fakt, że los tak chyba chciał, że jeden przylazł do drugiego, bo "przypadkiem" zgubił klucze. Już nawet bycie dobrym mu nie wychodziło. Powinien ściągnąć lejce i mocno przyhamować tą swoją bryczką, bo wpadnie w mur pełen stokrotek jakiejś babci z osiedla Oguni.
  Aż mu brew drgnęła na to dziwne przezwisko skierowane w stronę jego osoby.
  - Że co? - nie był do końca pewien czy dobrze usłyszał. W porządku, był zdecydowanie szczuplejszy od Hasegawy, drobniejszy, ale nie oznaczało to, że nie posiadał jakichś większych ubrań. Przecież widać było po nim, że chodzi w przy dużych dresach spać!
  - A może odpuść już sobie te dowcipy, co?
  Chyba nie raz już wspominał o tym, że nie miał nic wspólnego z gówniarzem. Może trzeba będzie inaczej do tego podejść i wyperswadować tę informację w inny sposób.
  - Zresztą, nie widziałeś, jakie Kotarou robi maślane oczy do Akuto? Wystarczyło tylko zostawić ich samych na kilka minut na komendzie - zwrócił uwagę podchodząc do szafy, by wyjąć z niej kilka ręczników i ciuchów na zmianę.
  - Jakie z wami? Mówię Ci, że nie idziesz do roboty. Nie w tym stanie, Hasegawa - obrzucił go rozgniewanym spojrzeniem. Jeszcze będzie mu tu wymyślać spacery po ulicach, co? W głowie mu się poprzewracało od tej adrenaliny i całego zajścia. Uśmiechnął się jednak po chwili pod nosem.
  - A kto powiedział, że zostaniesz? - dodał nieco ciszej samemu również kierując się do drzwi, z całym zebranym z szafy dobytkiem.

[ z tematu, w pogoni za psem z kulawą łapą ]
Hideo

Powrót do góry Go down

Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach