Droga do lasu Shimojo
by Lert Czw Lut 11 2021, 01:29

Kto zagra?
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:44

Rezerwacje wyglądów
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:30

But the darker the weather, the better the man
by Oguni Sro Sty 13 2021, 21:14

Aktualnie słucham
by Junko Wto Sty 12 2021, 21:56

Bar
by Gość Wto Sty 12 2021, 19:37

Ogrody
by Lert Wto Sty 12 2021, 18:27

Stare drzewo
by Gość Sob Sty 09 2021, 00:16

Park
by Gość Czw Sty 07 2021, 20:57


mistrz oguni
First topic message reminder :



SCARY FARM: KLUB GORĄCE CYKADY

Przyozdobiony i zaaranżowany klub na sceny z filmu "Dracula" zaprasza każdego wampira "łaknącego" odrobiny "krwi". Bawcie się hucznie przy muzyce mrożącej krew w żyłach, nie strońcie od alkoholu ani od straszenia siebie nawzajem. Czeka was tam konkurs na najlepszego mistrza Drakulę! Zasady są proste: przy wejściu do klubu każdy wampir otrzymuje innego koloru kwiat róży, należy "zdobyć" jak najwięcej ofiar poprzez rozdanie im płatków kwiatu. Ten, który rozdał najwięcej, wygrywa, otrzymując specjalne berło godne mistrza Drakuli.

Kolory kwiatów do dyspozycji:

Czerwony
Czarny
Biały (@Hideo)
Żółty
Niebieski (@Jirō)
Fioletowy
Pomarańczowy

Spis zasad konkursu:

Konkurs dla chętnych, nie każdy musi brać w nim udział.
Na jedną osobę przypada jeden kolor.
Osoba, która otrzymała już płatek róży nie może otrzymać kolejnego.
Żeby wręczyć komuś płatek należy z daną osobą porozmawiać, przekonać do siebie. Wykonanie "ugryzienia" w nadgarstek za zgodą drugiej osoby jest oznaką jej "zdobycia" co równa się z wręczeniem kolorowych płatków.

Mistrz Gry

Powrót do góry Go down


Chōnai-kai
  Już sam nie wiedział co było rozsądne w zaistniałej sytuacji. Ta cała lalka zdawała się być bardzo ważna dla rodów, skoro Hakaku aż się cały spiął na widok jakiegoś skrawka papieru, który w niej był. Gdyby tego chłopaka faktycznie lalka zabiła, to wtedy musieliby pomóc, a tak nie miał jakoś chętki na zaznajomienie się z yokai bliżej niż to było konieczne.
  Prawie podskoczył widząc jak porucznik wyrósł zaraz obok ni stąd, ni zowąd łapiąc się za miejsce, w którym powinno się znajdować serce. Nawet wziął kilka głębszych wdechów.  
  - Jeśli masz zamiar mnie tak straszyć, to możesz wracać nawet do domu, bo chyba Ci się dzisiejszy klimat udzielił - mruknął przełykając ciężko ślinę. Nie widziało mu się wracanie do pracy, ale chyba wiedział do czego zmierzał.
  - W zaistniałej sytuacji... możliwe, tyle że już jestem po jednym shotcie, więc wolałbym pijany do pracy nie iść - zauważył wskazując na pusty kieliszek, który stał tuż przed nim. No i poza tym, że wypił alkohol, to też czuł się dziwnie, robiło mu się gorąco. Nie tak jak po alkoholu. Zacisnął dłoń w pięść na blacie zerkając kątem oka na Hasegawę.
  - Nie będziesz pić? - nie chciał wyjść znów na tego, co wypije więcej. Ale przecież dwa, czy trzy kieliszki mu nie powinny zaszkodzić, co nie? Chociaż ciężko powiedzieć, wszystko było w porządku.
  - Oby ktoś z rodów na to zwrócił uwagę. Od nas paru poszło na ulice, ale też nie możemy być pewni, że się na nią natknęli... A z tymi mieszczuchami - zaczął trochę cichej pochylając się nieco w stronę porucznika - różnie bywa. Widzisz jak zareagowali na tego gościa z uszami? - zmarszczył czoło łapiąc kieliszek, który mu podsunął i przechylił go prędko wypijając alkohol. Kolejne uderzenie ciepła go nieco zaczęło zastanawiać.
  - Co jest...? - szepnął do siebie cicho przejeżdżając palcem wskazującym i środkowym po czole, jakby upewniając się, jaką ma temperatura. Czyżby to faktycznie było od tych ziółek? Obrócił się lekko w stronę Hasegawy zerkając na jego gips i przysunął się do niego, przechylając łeb.
  - Jak ręka? - nieźle przywalił tej laleczce, ale zdawał sobie sprawę, że to nie mogło być nic przyjemnego. Widocznie zmartwiony, co było widać raczej po jego oczach, niż po marmurowym pysku obserwował mężczyzn, złapał go ostrożnie za łapę przez materiał kostiumu, którą miał w gipsie i przyjrzał się, czy przypadkiem nie jest gdzieś spękany.
Hideo

Powrót do góry Go down

  Parsknął śmiechem, widząc reakcję na jego pojawienie się. Pysznie, mimo prawie rozegranej na jego oczach masakry, udało mu się przestraszyć kogoś bardziej niż nawiedzone yōkai. Halloween uważał więc za udane. Zaraz jednak spoważniał.
  – Zostanę. Na wypadek gdybyś ze strachu dostał zawału, staruszku.
  Miał znajomości w szpitalu i to nie byle jakie, bo u samego chirurga. Żal byłoby ich nie wykorzystać, gdyby zaszła taka potrzeba. Co prawda nie wiedział czy chirurg zajmuje się zawałami, bo tego na filmach już nie mówili, ale w Oguni należało się cieszyć jeżeli kimkolwiek zajął się lekarz, a nie weterynarz.
  Jirō zerknął powątpiewająco najpierw na shota, a później na towarzysza. Już się uchlał? Jednym? Pokręcił głową z niedowierzaniem, ale nie skomentował tego. Zresztą, kto by go wyrzucił za bycie pijanym w pracy? Komendant?
  – Oby... – przytaknął, choć w głębi duszy roznosiło go z bezczynności – Chociaż podejrzewam, że ważniejsze dla tych wszystkich snobów będą dzisiejsze zabawy niż cokolwiek innego. Jutro dzień na trzeźwienie, a pojutrze na zrzucanie winy na innych.
  Jeżeli chciałby widzieć rody, które skaczą sobie do gardeł i zagryzają się wzajemnie to mógł się sporo przeliczyć. Dookoła mieli pełno postronnych osób, na które mogliby zrzucić wszelkie niepowodzenia, jak to robili od lat. Ciemny lud wszystko by kupił, nieważne jak bardzo kolejne kłamstwo byłoby grubymi nićmi zszyte.
  – Mam nadzieję, że zdążył zwiać i nic mu nie będzie – westchnął.
  Nie wystarczało mu, że udało im się powstrzymać demona, brakowało mu upewnienia się, że nic i nikt nie zaszkodził bardziej niedoszłej ofierze. Miał nadzieję, że nie natkną się na jego zwłoki, gdy będą stąd wracać. Z drugiej strony doskonale sobie zdawał sprawę, że aktualne poszukiwania na nic by się nie zdały - młody mógł być gdziekolwiek.
  – Boli – warknął nie tylko w odpowiedzi, ale i ostrzeżeniu sugerującym żeby go nie dotykał – To nie był za mądry pomysł, ale nie czułem żeby gips się ukruszył. Jak nie przestanie za jakiś czas to wtedy będę się martwił.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Widać, że tylko jemu humor dopisywał, skoro śmiał się w takiej sytuacji. Hideo miał wrażenie, że mu serce wyskoczy zaraz z piersi, a ten żartował sobie z niego korzystając z klimatu lokalu i święta, które nad nimi wisiało.
  - Jaki staruszku, jaki staruszku... - pokręcił głową wykrzywiając usta nieco w lekkim uśmiechu, choć tylko na kilka sekund - Już mi życzysz zawału? - uniósł brew ku górze.
  Jakby się tak zastanowić to jakby zobaczył ducha, pewnie by miał mini zawał, bliskie spotkanie z ziemią i na dodatek rozbitą głowę. Ani nie uśmiechała mu się wizyta w szpitalu, ani jakieś niepotrzebne opatrunku. Wciąż go przechodziły dziwne dreszcze, gdy myślała o ranach, a konkretnie o tej jednej, dzięki której ma obrzydliwie dużą bliznę między łopatkami. Nie miał też zbytnio zaufania do lekarzy, zwłaszcza tutaj. Kto wie skąd mieli ten cały swój sprzęt i czy był on sterylny?
  Wziął kilka głębszych wdechów czując jak robi mu się coraz to goręcej, nie wspominając o tym, że przeszły go dziwne dreszcze. Od czego mógł się tak czuć? Wciąż jakby nie był w stanie zrozumieć, że popełnił wyjątkowo poważny błąd pijąc alkohol. Tak jak wzbraniał się przed nim i mówił Hasegawie, że dziś pić nie może, bo niestety zażył zioła na migrenę, tak waśnie sam sobie strzelił w kolano. Gryzł się z tym przez jeszcze chwilę wysłuchując słów porucznika.
  - Cóż, trochę im to zajmie zapewne - kto by nie chciał się w takiej sytuacji bawić? Rody pewnie korzystały garściami z tego, że yokai gromadziły się tego dnia jedynie w świątyniach, sami wychodząc do miasta, by zaczerpnąć powietrza i się zabawić. Samemu właśnie to robił, choć zastanawiał się właśnie, czy nie żałował.
  - Oby... bo trafi na stół ofiarny - powiedział cicho, tak by tylko on go usłyszał.
  Przez te dziesięć lat spędzone w tym zawszonym miasteczku widział naprawdę wiele. Niejedna gonitwa po mieszańca, niejedno zabójstwo, niejedna ofiara, wciąż jednak nie wierzył w to, że nie trafiło na niego. Ale miał wrażenie, że wisi nad nim śmierć już od dłuższego czasu. Pytanie, kiedy uderzy.
  Wywrócił oczami słysząc warknięcie i pochylił się nieco bardziej zmniejszając między nimi odległość nachylając mu się nad uchem.
  - Oj już tak nie warcz... Przecież Ci krzywdy nie zrobię - westchnął ciężko nie puszczając jednak jego ręki, a przyglądając jej się dokładniej, nawet jeśli była pod kostiumem. Już miał drugą dłonią złapać go za bark upewniając się, że nic mu nie jest, gdy poczuł jak robiło mu się jeszcze bardziej gorąco.
  Odsuwając się nieznacznie, wyciągnął telefon z kieszeni i przejechał szybko wzrokiem po wyświetlanej liście kontaktów. Gdy dopadł odpowiedni numer wcisnął zieloną słuchawkę złapał wolną ręką blat baru, który znajdował się zaraz za plecami porucznika. Nie chciał na niego runąć, zwłaszcza, że wcale się nie upił, a czuł się dość podobnie.
  - Odbierz kobieto... Ykhym... Prze pani, niech mi pani powie, jakie są skutki zmieszania alkoholu z tymi ziołami? - nie był pewien czy powinien pytać się o to w ten sposób i w tym miejscu, ale jeszcze chwila, a jego kolana odmówiłby mu posłuszeństwa.
Hideo

Powrót do góry Go down

  Czy to był odpowiedni moment, by uświadomić Ryozo, że tym razem nikt nie zostanie złożony w ofierze, bo najnowszym planem Hasegawy było zrobienie użytku ze znalezionego na komisariacie granatu i przetestowania go na osobie, która będzie tą ofiarę próbowała złożyć? Chyba nie.
  Zwłaszcza, że porucznik coraz mniej zainteresowany był obserwowaniem tłumu, a pojedyncze zerknięcia na szefa szybko zmieniły się w uporczywe wpatrywanie się. To nie było normalne zachowanie, nawet jak na tak szybkie upicie się. Spojrzał podejrzliwie na puste kieliszki po alkoholu. Zostawili je tutaj przecież. Ktoś czegoś dosypał?
  Widział jak Ryozo się chwieje, jak musi przytrzymać się baru, jak próbuje złapać oddech i udawać, że wszystko jest w porządku. Westchnął ciężko. No to koniec imprezy, trzeba będzie tego alkoholowego trupa odtransportować do hotelu.
  – Dobrze się czujesz, Ryozo? – spytał, mając nadzieję usłyszeć w odpowiedzi typowo pijackie zapewnienia o pełnej trzeźwości, choć podejrzewał, że się przeliczy.
  Hasegawa zsunął z łba psi kaptur, dopiero orientując się jak bez niego może być zimno i obserwował uważnie komendanta, niemal przygotowany na to, że jeszcze chwila, może dwie i będzie musiał zbierać jego zwłoki z ziemi. Złapał go za płaszcz i na powrót przyciągnął bliżej, łaskawie pozwalając, by miał jakiekolwiek inne oparcie poza barową ladą.
  Początkowo telefon nie zainteresował go w ogóle, będąc święcie przekonanym, że to po prostu już ten etap pijaństwa, że Hideo musi obdzwonić wszystkie swoje byłe z pytaniem co właśnie robią i zapewnić je, że przecież nie jest pijany.
  Dopiero wzmianka o ziołach sprawiła, że brew drgnęła mu nerwowo. Tylko jedne ziółka połączone z alkoholem pasowały do ogólnego prezentowania się objawów. Cóż, poza Oguni to idealne połączenie by wykończyć starego miliardera. Skrzywił się z niesmakiem. Odrażające. Wcale nie chciał wiedzieć, że szef czegoś takiego potrzebuje.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Miał wrażenie, że gorąc dociera do niego z każdej strony, napiera na każdy odsłonięty element jego ciała, choć wcale wielu takowych nie było i przypieka skórę. Płaszcz, który dziś ubrał, wydawał się generować jeszcze więcej ciepła, przez co zastanawiał się, czy to nie od niego to wszystko się zaczęło. Te całe dziwne mroczki przed oczami, jeszcze dziwne uczucie w klatce piersiowej, jakby coś mu na nią napierało. Przecież nie mógł się tak szybko upić, czyż nie?
  Trzymany w ręce telefon wydawał się mu dziwnie ciężki, jakby nagle przybrał na wadze, a utrzymanie go robiło się coraz to bardziej problematyczne. Ciche pomruki niezadowolenia pomieszane z warknięciami, które wyrywały mu się z głębi klatki piersiowej były dość ciche, ale słyszalne.
  - Mmmm... No możliwe, że coś takiego mówiłaś... - mruknął cicho do słuchawki, a gdy porucznik go pociągnął za płaszcz, spojrzał na niego kompletnie zbity z tropu. Szeroko otworzone oczy, w zaciemnionym klubie wyglądały jak dwa niebieskie talerze wpatrywały się w tym momencie w Hasegawę. Dałby milion yenów za chociaż ociupinkę informacji, myśli tego człowieka.
  - Ugh... najgorszy moment sobie wybrałem emm... - westchnął cicho koło telefonu opierając czoło o ramię mężczyzny już nawet nie siląc się, by próbować wyglądać na, choć odrobinę normalnego, bo i tak widać było po nim, że nie było wcale wszystko w porządku - Gorąco mi... Dziwnie się czuję... - wymamrotał znów do telefonu patrząc tym razem z wielkim pytajnikiem na twarzy w Jirō - Co tam mamroczesz...? - tak, zdecydowanie zakodował pytanie mężczyzny z opóźnieniem, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że w ogóle ono padło. Ręka, którą opierał się o blat baru przeskoczyła dość sprawnie na bluzę, którą miał na sobie drugi policjant, zaciskając na niej chude, długie palce.
  - Noo... tak. Jakbym się upił, choć wcale wiele nie wypiłem... - odpowiedział na kolejne pytanie i zgrzytnął zębami czekając niecierpliwe już na odpowiedź - Kompletnie o tym zapomniałem... Już tak nie wzdychaj, bo mam wrażenie, że to jest gorsze od tej pieprzonej migreny - warknął do telefonu. Ból głowy co prawda ta cała sytuacja nie przyniosła, ale czuł się tak, jakby miał zaraz zemdleć z nadmiaru gorąca. Rozchylił nawet swój płaszcz odpinając górne dwa guziki założonej na siebie czerwonej koszuli.
  - Ta... pewnie... - dodał jeszcze, choć wcale nie był pewny czy dotrze w takim stanie do hotelu.
Hideo

Powrót do góry Go down

  "Co tam mamroczesz...?"
  Czy on właśnie swojej suni zwierzał się ze swojego samopoczucia, a jego zbył czymś takim, mimo że zapytał o to samo i w dodatku był obok niego? Miał tu robić za oparcie, gdy ten będzie sobie mruczeć do telefonu z tą cizią? Niedoczekanie ich.
  Bez chwili wahania, korzystając z tego, że Hideo się na nim pokładał, a jego telefon był w zasięgu jego ręki, zwyczajnie mu go zabrał. Nie spojrzał nawet na wyświetlacz, wiedział tylko, że połączenie nadal trwało.
  – Teraz mnie słuchaj niunia uważnie. Jak na spowiedzi mi mów co on wziął i w jakiej ilości. Tylko żadnych wykrętów, bo dziś i tak go nie zaruchasz, a ja zaraz będę się musiał tłumaczyć lekarzowi na co on umiera – mówił, starając się brzmieć spokojnie, choć nawet na chwilę nie przerywając by nie dać sobie wejść w słowo z ewentualnymi wymówkami.
  Spodziewał się chyba wszystkiego. Wyzwisk, samiczych gierek i wyrzutów za zabranie telefonu. Z obu stron. Nie spodziewał się za to usłyszeć właśnie jej. Rzucił Hideo kontrolne spojrzenie. Co on się tak w niego wpatrywał jak w obrazek? Przecież ta niunia nie była do niego.
  – Później wrócimy do tego ruchania, Saiyuri... – mruknął zanim zdążył ugryźć się w język albo chociaż przywalić sobie w łeb – Teraz naprawdę mi powiedz co on wziął, bo on NAPRAWDĘ umiera, ledwo się trzym... Zamknij mordę Hideo, mówię, że umierasz to umierasz... Ledwo się trzyma.
  "Co tam mamroczesz, Hideo? Puchu marny."
  Zemsta smakowała by lepiej, gdyby Hasegawa miał sprawne obie ręce, bo jednoczesna rozmowa przez telefon i póki co - wzrokowe próby - przytrzymania komendanta w jednym miejscu, na niewiele się zdały. Może gdyby na nim nie wisiał, a znowu uczepił się baru, byłoby lepiej? Teraz tylko spróbować jakoś go przestawić.
  – Już nie mówi z sensem. Błaga o kapłana... Kurwa, o kapłana, nie właź mi na kolana, ja pierdole. Saiyuri, można go upić do upadłego, to pomoże?
  Jeszcze te porąbane instrukcje. Jirō nie wiedział na kogo ma w tej chwili patrzeć, bo słuchanie o zbawiennym wpływie blasku księżyca sprawiało, że jego wzrok tęsknił za rozumem. Rozumem cywilizacyjnym, którego naprawdę próżno było szukać w Oguni. Ostateczna wzmianka też nie przypadła mu do gustu. Przykuć do łóżka, dobre sobie. Przecież nie będzie stawiał oporu przed zimnymi okładami. Co za nonsens.
  – Dobra... Spróbuję. Ale bądź pod telefonem jakby coś było nie tak, okay? Inaczej cię aresztuję jak cokolwiek mu się stanie – rzucił na odczepne, przy okazji zrzucając na Saiyuri całą winę za martwienie się o komendanta.
  Zapewniała, że nic mu nie będzie, więc jednak nie zawał. Chociaż tyle dobrego. Hasegawa przerwał połączenie, nadal wpatrując się w szefa. Ziółka stosowane w Oguni od pokoleń i oto zjawia się pierwszy idiota, który miesza to z alkoholem.
  – Widzisz Ryozo, jednak coś w życiu osiągnąłeś – westchnął – Dasz radę iść? Idziemy do domu. Dla ciebie koniec imprezy.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Gdyby tak cofnąć się w czasie do chwil sprzed feralnego ataku chromolonej glinianej laleczki, która to postanowiła zaszczycić ich dzisiejszego wieczoru w tym jakże cudownym klubie, choć trzeba przyznać, że poczwarka szybko skruszyła się pod butem komendanta, to można łatwo przypomnieć sobie, jak to Hideo nie był zbyt zadowolony, że go tak na miasto pazie wyciągają. Zwłaszcza że on tańczyć nie potrafił, a jedyne co by robił to podpieranie ściany, wyjątkowo interesujące zajęcia jak na niego, poza zerkaniem ukradkiem w stronę porucznika, co by przypadkiem się nie zagalopował i znów nie poszedł na jakże to dziecinne łowy na yokai. Dlatego nie bardzo rozumiał, czemu go tu wepchnięto, w szczególności w tym momencie, gdy całym swoim cielskiem opierał się niczym ostatni menel o porucznika, choć lekko musnął warami alkohol, co też zapierał się na wstępie, że nawet kropla mu przez gardło nie przejdzie. Tak trzeba przyznać, że nie jeden po takiej akcji pewnie sam by chętnie procentów skosztował. Jednakże nie zapominajmy o naszym wspaniałym, majestatycznym i jakże dojrzałym klaunie, który właśnie w tej chwili próbował nieudolnie odebrać swój telefon z łap Hasegawy.
  - E-e-ej! - jęknął przeciągle, próbując podnieść, chociaż odrobinę rękę, ale na próżno. Cały przykleił się do niego oddychając głośno, ciężko, jakby przebiegł właśnie stukilometrowy maraton i nie zaczerpnął ani kropli wody. Mruknął parę razy pod nosem obracając głową, możliwe, że nawet wciskając nos w koszulkę, którą miał pod bluzą Hasegawa.
  - N-nie umieram... chyba... Gorąco mi, Hasegawa... - zacisnął nieco mocniej dłoń na jego bluzie próbując nie wywrócić się, bo trzeba przyznać, że nogi to miał jak z waty. Takiej porządnej cukrowej, jaką spotyka się na cmentarzach w dzień wszystkich świętych. Po którą kolejki ustawiają się kilometrowe, bo przez cały rok nie ma nigdzie takiego rarytasu.
  - Nie krzycz na mnie!... - powiedział nieco głośniej nadymając policzki niczym rasowa wiewióra, która przechowuje właśnie dwie garście orzechów po obu stronach gęby. Czerwony może i nie był, ale na pewno miał gorącą głowę. Co sam zdążył już zauważyć, ale wciąż nie był pewien czy to dlatego, że zmieszał alkohol z lekami, czy po prostu było mu gorąco. No jak z dzieckiem...
  Nie myśląc już nawet trzeźwo zarzucił ręce dookoła szyi porucznika przyklejając się policzkiem do jego drugiego ucha. To wydawało mu się chłodne, ale nie wystarczająco. Czy musiał stawać na palcach? A może to już mu podłoga spod nóg uciekała? Kto wie, kto wie. Na pewno nie Hideo.
  - Jakiego znowu kapłana... Nie wołam o kapłana, pieprzysz, Hasegawa... - warknął na niego przejeżdżając gorącym policzkiem po jego włosach. Czy on się właśnie wycierał o niego?
  - Oddaj mi telefon... Gorąco strasznie... Jirō - przymknął na kilka dość długich sekund swoje kobaltowe ślepia nie zwracając już kompletnie uwagi na rozmowę, którą wciąż prowadził porucznik. On chciał się położyć, a najchętniej rozebrać z tego wszystkiego. Ściągnął więc jedną z rąk z szyi mężczyzny, żeby rozpiąć kilka kolejnych guzik i rozchylić koszulę. Czemu nadal miał na sobie ten pieroński płaszcz?
  - Co osiągnąłem?... W tej dziupli nie da się nic osiągnąć... Nigdzie nie idę... Zostaję tu - kolejne warknięcie tym razem blisko szyi Hasegawy. Choć już kompletnie nie kontaktował i nie wiedział co mówi, ani co robi, tak warczenie na drugą osobę wychodziło mi wręcz idealnie. Plakietka psa na czoło przyklejona, dorobienie uszu, ogona, może kły i idealny przykład zmarnowanego, policyjnego psa.
Hideo

Powrót do góry Go down

  Stał tak z telefonem w dłoni, już nawet nie mogąc wpatrywać się w Hideo, bo bydle wisiało mu na szyi tak zaciekle jakby się z pitbullem na łby pozamieniało. Stał więc po prostu i nie dowierzał w to co się właśnie działo. Oczywistym było, że ignorował wszystkie jego polecenia. Nie będzie słuchał przecież kogoś, kto właśnie napierdolił się jak dzika świnia dwoma shotami.
  Czuł teraz na własnym policzku dlaczego Saiyuri wspominała o zimnych okładach, a Hideo jęczał o tym, że mu gorąco i... ja pierdole, czy on się już zaczynał rozbierać? Ciekawe jak bardzo zainteresowana byłaby oguńska gazeta striptizem komendanta. Wolał się jednak nie przekonywać, mimo że panujący w Cykadach półmrok na szczęście i tak sprawiał, że wiszący na nim szef aż tak bardzo nie rzucał się innym w oczy.
  Jirō schował telefon do swojej kieszeni i korzystając z tego, że Ryozo ma zajęte ręce, obszukał go w poszukiwaniu portfela. Wybrano sposób płatności. Nie karta, nie gotówka, a ciężko zarobiony hajs komendanta. Hasegawa zapłacił barmanowi, a po chwili wahania za - rzecz jasna nie swoje pieniądze - kupił dwie paczki fajek. Portfel też wylądował w jego kieszeni. Później sobie coś jeszcze zamówi z miasta. Jak mu zaraz policzy rachunek za dotykanie go, to się biedny Hideo nie wypłaci, nawet pomimo wypchanego portfela.
  – I co? Jak ci oddam telefon to przestanie być ci gorąco? – zakpił z niego, nie mając zamiaru spełniać tej prośby – Saiyuri powiedziała, że masz nie dzwonić do niej już nigdy więcej boś pijane bydle bez honoru. Teraz pewnie płacze przez ciebie.
  Wszystkie guziki koszuli, które Hideo tak ochoczo rozpinał, Jirō zaraz poprawiał, co wychodziło mu o wiele sprawniej, nawet pomimo obolałej ręki. Na koniec zapiął jeszcze cały płaszcz Ryozo.
  On tu zostaje? Dobre sobie.
  Hasegawa bez większych przeszkód podniósł to chuchro i przerzucił przez zdrowe ramię. Podrzucił ofiarę dla pewności żeby się upewnić, że nic z reszty kieszeni nie wypadnie i wyniósł zdobycz z baru. A niech się tylko drze czy woła o pomoc, to zaraz skręcą nad jezioro.

[ 2x z tematu ]
Anonymous

Powrót do góry Go down

  Hakaku, choć nie podetknął pergaminu znalezionego w ubraniach lalki pod nosy pozostałych policjantów, ostatecznie zdecydował się nie zatajać informacji. Gdyby Hideo lub Jirō chcieli obejrzeć trzymane przez Koyasuryo przedmioty, ten od razu by je pokazał. Oboje jednak stwierdzili, że sprawa ta zupełnie ich nie interesuje i skoro lalka została zniszczona, to sprawa dla wszystkich innych, tylko nie ich – a przynajmniej takie wrażenie ich słowa sprawiały z punktu widzenia Hakaku. Sam był członkiem jednego z rodów, toteż twierdzenie „niech zajmą się tym rody” odbierał nierzadko personalnie – bo i wychodziło na to, że także i on będzie musiał się tym zająć.
  – Czyli wszystko na mojej głowie – mruknął. – Jak zawsze.
  Rzucił okiem jeszcze raz na trzymane przez siebie przedmioty i westchnął.
  – Dobra, zajmę się tym – rzucił i skierował kroki w stronę drzwi wyjściowych.
  Zostawienie pozostałości po yōkai w klubie, w którym wciąż bawiło się sporo osób, wydawało mu się co najmniej nieodpowiedzialne. Niemniej, czy strzępy ubrania glinianej lalki faktycznie były na tyle niebezpieczne, żeby istniała potrzeba specjalnego ich palenia?
  Hakaku w myślach stwierdził, że może najwyższa pora doszkolić się z wiedzy na temat lokalnych potworów.
  – Wiecie co? Jak skończę z tym szajsem, to wracam do domu. Odechciało mi się imprezowania, wypijemy razem kiedy indziej – rzucił, odwracając się do kolegów, kiedy stał już w progu drzwi wyjściowych.

  Stojąc na zewnątrz, przełożył oba przedmioty do prawej ręki i wcisnął do kieszeni bluzy. I tak była już stara i znoszona (a na dodatek wysmarowana sztuczną krwią na potrzeby przebrania), toteż planował ją wyrzucić zaraz po halloweenowej zabawie. Kiedy wróci do domu, zabezpieczy pozostałości yōkai w foliowej torbie na dowody i pomyśli nad tym, w jaki sposób oraz komu z rodu Koyasuryo przekazać odkryte informacje.


[ zt ]
Anonymous

Powrót do góry Go down

Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Powrót do góry

- Similar topics

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach