Droga do lasu Shimojo
by Lert Czw Lut 11 2021, 01:29

Kto zagra?
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:44

Rezerwacje wyglądów
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:30

But the darker the weather, the better the man
by Oguni Sro Sty 13 2021, 21:14

Aktualnie słucham
by Junko Wto Sty 12 2021, 21:56

Bar
by Gość Wto Sty 12 2021, 19:37

Ogrody
by Lert Wto Sty 12 2021, 18:27

Stare drzewo
by Gość Sob Sty 09 2021, 00:16

Park
by Gość Czw Sty 07 2021, 20:57


administracja
Sala narad
Oguni

Powrót do góry Go down

mistrz oguni

Zebranie

Minęło wystarczająco dużo czasu, by każdy z rodów mógł przemyśleć sobie całą sytuację, która zaszła w Halloween. Może nawet i za dużo, chociaż ciężko powiedzieć, skoro nie wszyscy byli chętni by się spotkać. Głowa rodu Koyasuryo, Shiro, zapierał się najbardziej, doskonale sobie zdając sprawę ze swojej winy. Z powodu jego niezdecydowania zebranie musiało zostać przeniesione w czasie.
Ród Ryushoji zjawił się jako pierwszy ze zwojami, które zawierały wszelkie informacje dotyczące procedur odbywania się zebrania. Asano ubrany w czarną, ozdobioną czerwonymi chmurami yukatę siedział przy wielkim stole przygotowany do rozmów. Przed sobą rozłożone miał trzy zwoje. Pierwszy mówił o tym, jak powinno być przeprowadzone poprawnie zebranie. Drugi informował o tym, kto był czyim następcą w rodach. Trzeci zaś przedstawiał procedury, które powinny zostać podjęte w zaistniałej sytuacji, gdy jeden ród, zabił kogoś z drugiego.  
Na miejscu jako drudzy pojawili się Enchoji, a zaraz za nimi Banmasa, którzy w zgodzie ze sobą postanowili wspólnie patrzeć na całą sytuację. Staruszkowie gawędzili ze sobą, niczym starzy dobrzy znajomi, o dziejach, o swoich wnukach, jakby kompletnie nie chcieli rozwodzić się nad problemem, dla którego się musieli tu znaleźć.
Kolejnym z rodów, który zawitał na miejscu był Yama. Po utracie osoby, która nimi przewodziła, nawet jeśli niezbyt długo, każdy z nich odczuwał zapewnie ból. Najmłodsza z rodu, mianowana głową, zabita na życzenie kogoś żądnego władzy. Wciąż w żałobie, zjawili się wraz z materiałem dowodowym z komendy policji, który został sprawdzony i przekazany z powrotem w ręce przyszłej głowy rodu.
Prawie ostatnimi na miejscu byli Myohoji, lekko poddenerwowani, że ktoś mógłby dokonać tak haniebnego czynu, jak i próbować wywinąć się od odpowiedzialności. Niezwykle uczciwi i honorowi nie potrafili wybaczyć tego, że jeden z rodów chciałby wyeliminować inny, nawet jeśli byli "przeklęci". Każdy miał przy sobie katanę, która miała symbolizować ich gotowość do wykonania tego, co słuszne, możliwej egzekucji. Chyba jako jedyni posiadali tego dnia broń.
Na samym końcu, spóźnieni o dobry kwadrans przybyli Koyasuryo. Shiro zdawał się być niesamowicie pewny siebie, jakby sądził, że to zwykłe pomówienie, że nic wcale na niego nie mają. Oczywiście, prawda była zupełnie inna, zachowana specjalnie na czas zebrania.
Gdy każdy już zajął swoje miejsce przy stole i wszyscy zamilkli, Nanbu Myohoji podniósł się powoli z miejsca.
- No? Mamy czekać na zbawienie?
Jego spojrzenie zatrzymało się na Shiro, który nonszalancko rozsiadł się na swoim krześle i patrzył na wszystkich z góry.
- Nie mam pojęcia, o co Ci chodzi.
Słowa głowy Koyasuryo zdawały się być puste, bez emocji, a jego ruch głową i spojrzenie w bok sugerowało, że wciąż sądził, że mógł z łatwością się wywinąć z popełnionej zbrodni.
Tym razem odezwała się Hirata Banmasa.
- Jesteście młodzi i głupi... Zachowujecie się jak dzieci... To już nie te lata, bym się z wami sprzeczała, kto ma rację, a kto nie.
Wskazała swoją pomarszczoną dłonią w kierunku rodu Yama, który wyczekiwał na sprawiedliwość.
- Przynieśliście dowody, prawda? Pokażcie je nam.
Głowa rodu Ryushoji wpatrywała się w nich pilnując wszelkich zasad spisanych w zwojach. Kiwał głową, zgadzając się ze słowami starszej kobiety.



Ród Ryushoji - wiecie jak przeprowadzić poprawnie zebranie. Mają być przedstawione dwie strony, oskarżyciel i oskarżony. Podobnie jak w sądzie, tylko że sędziami są wszyscy. Za pomocą głosów ma dojść do podjęcia decyzji.

Ród Banmasa - nie wychylajcie się. Utrzymujcie pokojowe nastawienie.

Ród Myohoji - pilnujcie, żeby nie doszło do niepotrzebnych kłótni. W razie czego pogroźcie bronią. Jako wojownicy i jedyni z bronią możecie wymagać kultury od tych, którzy jej nie okazują.

Ród Koyasuryo - jesteście postawieni przed faktem, że głowa waszego rodu dokonała poważnego przestępstwa, na które zostały odnalezione dowody. Przez trzy lata przygotowywał on opętane lalki, dzięki którym chciał zwiększyć uznanie swojego rodu. Każda z lalek dostała inne zadanie: zabicie mieszańców, zabicie turystów, zabicie Yama. Wszystkie poszlaki wskazują na Shiro. Część z was już pewnie o tym wie.

Ród Yama - przychodzicie z dowodami zbrodni, które zostały wam wręczone przez policję Oguńską. Wskazują one na winę Shiro, krew na laleczce zgadza się z krwią Mae, martwej głowy rodu, a perfumy wraz ze stylem pisania na pergaminie potwierdza to, że należały one do Shiro Koyasuryo.

Kolejność: DOWOLNA
Do sesji zaproszeni są wszyscy z rodów.

Czas na odpis: 29.11, godzina 00:00

Mistrz Gry

Powrót do góry Go down

Pojawiła się ubrana w czarną yukatę bez żadnych zdobień. Była w żałobie po stracie Mae. Nie tylko ród Yama stracił głowę rodu, ale Saiyuri straciła młodszą siostrę. Ból był niewyobrażalny. Determinacja w uzyskaniu sprawiedliwości jeszcze większa. Żal i gniew jaki czuła do Koyasuryo jedynie bardziej ją wyniszczał od środka.
Wszystkie dowody które przekazała komendantowi w świątyni zostały potwierdzone. Odebrała je przed spotkaniem, nie czuła się najlepiej. Zwykłe przeziębienie przeszło bardzo szybko w wycieńczenie organizmu. Od śmierci siostry nic prawie nic nie jadła, po nocach nie spała. Chęć zemsty napędzała ją do działania, dawała wystarczająco sił by jakoś funkcjonować.
Gdy weszła do pomieszczenia nie zwracała na nikogo uwagi, nie szukała nikogo wzrokiem. Podeszła do wskazanego miejsca i zasiadła przy stole. Oczy miała zmęczone, to było pierwsze spotkanie na którym się pojawiła i od razu w roli przyszłej głowy swojego rodu. Położyła przed sobą materiały dowodowe zapakowane w przezroczyste torebki. Oparła łokcie na blacie stołu, splotła palce dłoni ze sobą i przyłożyła do nich usta. Karmazynowe ślepi wbiły się w drzwi oczekując przybycia ostatniego rodu. Gdy próg przestąpił Shiro zmarszczyła nasadę noska. Patrzyła na niego jakby chciała go zamordować spojrzeniem ale nie odzywała się jeszcze. Czekała cierpliwie. Widząc jak się zachowywał aż się zaczęło w niej gotować od środka.
Słysząc odzywkę Shiro aż szczęka jej się mocniej zacisnęła z gniewu. Nie miał jaj się nawet przyznać do tego co zrobił.
Zapytana o dowody zbrodni opuściła splecione dłonie w dół. Odchrząknęła, gardło nadal miała obolałe. Delikatny głos zniekształcony chrypą. Złapała za pierwsze dwa przezroczyste worki z kawałkami tkanin zabarwionych krwią. - Tutaj jest skrawek kimona Mae Yama zabarwiony jej własną krwią.. a tutaj jest ubranko Hinnagami.. ma na sobie ślady krwi mojej siostry.. - wychrypiała krzywiąc się z bólu przełyku. Podała je pierwszej osobie z boku z innego rodu. Niech każdy po kolei zobaczy dowody z bliska. Po czym wzięła w dłonie teczkę z której wyjęła jakiś dokument. - Tutaj.. - odkaszlnęła w zwiniętą dłoń dla poprawienia barwy głosu. -.. jest dokument z komendy, potwierdzający że krew na obu tkaninach faktycznie należy do Mae Yama.. - dodała i odkaszlnęła ponownie w zwiniętą dłoń zaraz po tym jak przekazała papier w bok. Po czym sięgnęła po skrawek pergaminu z napisem 'Koyasuryo' w przezroczystej torebce który uniosła wyżej. - Tu jest fragment pergaminu znaleziony w szczątkach lalki zniszczonej przez Goro Koyasuryo na wzgórzu w Halloween.. - jak to mówiła to patrzyła na Hirata Banmasa. Nie zerknęła nawet na Goro, nawet jeśli wspomniała teraz o nim. W końcu taka była prawda, to on zajebał demoniczną lalkę na oczach tak wielu świadków. Podała zamknięty szczelnie w przezroczystym worku pergamin dalej żeby każdy mógł się mu przyjrzeć. - A ten dokument potwierdza autentyczność dowodu.. charakter pisma i zapach którym przesiąknięty jest świstek należą do Shiro Koyasuryo.. - skomentowała podając również ten dokument w obieg. Po czym odchyliła się w tył czując paskudny dyskomfort wywołany zmęczeniem. Potrzebowała snu, odpoczynku.
- Może nasz ród stracił w waszych oczach.. może nie znaczymy dla was zbyt wiele.. o ile w ogóle coś.. to jednak nie daje nikomu z was prawa do tak haniebnego posunięcia. Śmierć Mae Yama nie miała prawa mieć miejsca.. nie w taki sposób.. żądamy sprawiedliwego wyroku. - nie krzyczała, nie warczała, nie klęła. Była zachrypnięta ale jej ton był zimny, nie znoszący sprzeciwu.
- Oko za oko Shiro.. twoje życie powinno należeć do Nas.. to my powinniśmy mieć prawo zadecydowania o twoim losie.. a raczej o tym kiedy nastanie jego koniec.. i w jaki sposób.. - to mówiąc krwistej barwy ślepia wbiły się w sprawcę tej całej tragedii. - To byłoby sprawiedliwe rozwiązanie.. bo nie oszukujmy się.. każdy z Was na moim miejscu żądałby tego samego.. - powoli przesunęła spojrzeniem po wszystkich zgromadzonych w pomieszczeniu.
Anonymous

Powrót do góry Go down

  Rodzina jest wszystkim, Akuto.
  Słowa te nadal zdawały się odbijać echem w jego głowie. Powtarzane już od najmłodszych lat, zapętlone w tym momencie niczym upiorna melodia, która nijak nie chciała go opuścić. Z każdą sekundą zdawała się zatapiać swoje szpony coraz mocniej. Coś, co początkowo stanowiło dla niego oparcie i powód do dumy, obecnie stało się pułapką. Rodzina była dla niego wszystkim. Mógł na niej polegać, gdy inni zawodzili. Ukształtowała go takiego jakim się stał, nauczyła wszystkiego co wiedział i zaszczepiła w nim tak wiele przekonań, które stały się fundamentem jego życia.

L o j a l n o ś ć .

To ona wybijała się na tle innych cech najmocniej. Gdy bowiem inni cię zawodzili, rodzina zawsze stała przy tobie. Niczym wataha wilków, byli dla siebie wszystkim. Początkiem i końcem. Byli drapieżnikami i mimo współpracy z resztą, niejednokrotnie to właśnie oni wytyczali szlaki. Tylko, w którym momencie przegapili, że krok prowadzącej ich Alfy się zmienił. W którym momencie w jego oczach pojawił się błysk szaleństwa, który nie miał już nic wspólnego z dawną wyniosłością i poczuciem własnej wartości.
  Co się działo, gdy osoba która miała chronić twoją rodzinę wykorzystywała was jak zwykłe pionki?
  Kiedy to się zaczęło? W którym dokładnie punkcie popełnili błąd i przegapili to co było przecież najważniejsze. Jakim prawem głowie rodu udało się ukryć coś tak ważnego przed całą resztą. To oczywiste. Z pewnością się nie udało. Shiro musiał mieć innych, którzy popierali go w jego krwawej vendeccie. O ile można było w ogóle określić podobnym zwrotem całą tę żałosną szopkę przypominającą kaprys obrażonego dziecka, które zabierając lalkę najbiedniejszemu dziecku z grupy chciało okazać własną wyższość.
  Akuto czuł w tym momencie całą gamę emocji, które nie dotykały go od dawna. Obrzydzenie. Zdradę. Zawód. Chęć zemsty. I rozpacz. Mimo całego tego wydarzenia jego brat nadal pozostawał jego bratem. Być może mógł zapobiec całemu jego zepsuciu. Być może oni wszyscy mogli temu zapobiec.
  Ani jedno z odczuwanych przez niego uczuć nie pojawiło się na jego twarzy. Wieloletnie doświadczenie z łatwością pozwoliło mu na skrycie wszystkiego za lodową taflą w odmętach jego umysłu. Palący gniew musiał zostać zduszony, dopóki nie osiągnie najważniejszego. Nie uzyska informacji, które były konieczne by w pełni zrozumieć całą sytuację.
Akuto nie pojawił się na miejscu wraz z Shiro z niezwykle prostego powodu. Spóźnianie się było oznaką nie tylko braku szacunku, ale i niewychowania. Wyjątkowo szczeniacką zagrywką, która tylko dolewała oliwy do ognia. Dlatego zjawił się na miejscu już wcześniej. Przyodziany w czarne kimono z herbem stał w milczeniu przed salą narad. Nie wchodził do środka, wiedząc że to nie jego stopa powinna przekroczyć próg jako pierwsza. Zatem czekał.
  Czekał obserwując jak wszyscy zabierają odpowiednie miejsca. Czekał z nadzieją, że choć ten jeden raz głowa ich rodu zachowa się stosownie. Okaże skruchę i należyty szacunek, ale też zaoferuje mu jedną rzecz której pragnął w tym momencie najmocniej. Zrozumienie. Zrozumienie dlaczego to zrobił. Jak mógł odrzucić wszystkie ich wartości dla zwyczajnej pychy, zdradzić osoby, które miały być dla niego wszystkim. Tymczasem jedynym co otrzymał od brata była pogarda i wyniosłość, do której nie miał w tym momencie prawa. Nic dziwnego, że po zajęciu odpowiedniego miejsca na sali narad, jego wewnętrzny żal tylko się pogłębił. Inne rody mogły się czuć zdradzone przez jego zachowanie.
  Mogły rozpaczać nad efektem jego czynów. Gardzić jego wyniosłością nieadekwatną do sytuacji, w której się znalazł. Żadne z nich nie zostało jednak zdradzone na tylu płaszczyznach co jego rodzina.
  Rodzina, która była przecież wszystkim.
  Nie zabierał głosu, choć miał do powiedzenia aż nazbyt wiele. Pierwszy raz od dawna miał ochotę krzyczeć. Zachował jednak milczenie, czekając aż starszyzna udzieli mu pozwolenia bezpośrednio. Do tej pory postanowił słuchać. W końcu czy nie właśnie w tym był najlepszy?
Anonymous

Powrót do góry Go down

...
Anonymous

Powrót do góry Go down

Pójdziesz na to zebranie, Nana, powiedział jej dziadek Shōsuke poprzedniego wieczora. Pójdziesz tam, będziesz siedzieć cicho, pomagać mojemu bratu, robić notatki, będziesz słuchać, patrzeć, i uczyć się. Mówił spokojnie, dobrotliwie, tak jak zwykle, a jednak pod jego łagodnością nietrudno było dopatrzyć się sugestii zimnej stali. Wiedziała, że nie przyjąłby odmowy; sprawy były zbyt poważne.
 Więc poszła. Uczesała się starannie, założyła swoje najbardziej odpowiednie kimono i u boku stryjecznego dziadka podążyła wprost do jaskini lwa – do świątyni Koyasuryo. Nie miała pojęcia, czego się spodziewać; wiedziała, że na miejscu będą przedstawiciele wszystkich rodów, domyślała się, że rozmawiać będą o wydarzeniach na wzgórzu, ale poza tym? Nic. Zero. Dziadek Asano najwyraźniej nie miał zamiaru niczego jej tłumaczyć, i szczerze mówiąc nie mogła go winić – co by z niej była za kapłanka, gdyby nie była w stanie sama zorientować się w sytuacji, ocenić, co jest ważne, a co nie, i odpowiednio pokierować swoją uwagą? Doskonale wiedziała, że to zebranie będzie dla niej swego rodzaju testem, i tym razem zamierzała zdobyć maksymalną liczbę punktów.
 Kiedy dotarli na miejsce, musiała siłą powstrzymać się od rozglądania się dookoła jak ciekawskie dziecko. Nie była to jej pierwsza wizyta w świątyni Koyasuryo, ale nigdy wcześniej nie dotarła tak daleko w głąb tego labiryntu pomieszczeń i korytarzy. Szkoda, że nie byli tu z czysto towarzyską wizytą; może wtedy miałaby okazję pozwiedzać. Teraz jednak podążyła grzecznie za dziadkiem i usiadła na wskazanym miejscu po jego prawej stronie. Dopiero kiedy skinął jej lekko głową, dając znak, że nie jest mu na razie potrzebna, pozwoliła sobie rozejrzeć się szerzej po sali. Większość obecnych znała z nazwisk i funkcji, które pełnili w swoich rodach, niewielu jednak kojarzyła osobiście; jak na razie była najmłodszą osobą w pomieszczeniu i skłamałaby, mówiąc, że czuła się z tym zupełnie komfortowo. Na szczęście mało kto zwracał na nią uwagę. Bardzo dobrze; i tak była tu tylko jako obserwator.
 Ołówkiem zaczęła skrobać notatki w notesie. Na razie nie miała nic specjalnego do zapisania, jedynie listę obecnych i kilka słów o panującej w sali atmosferze; wiedziała, że ktoś będzie sporządzał oficjalny protokół z zebrania, ale dziadek zażyczył sobie, by również notowała wszystko, co wyda jej się istotne, więc posłusznie zapisała, że Hirata Banmasa wyglądała tak samo zdrowo i żwawo jak zwykle, jakby upływ czasu w ogóle jej nie dotyczył, a Koyasuryo spóźnili się o dokładnie siedemnaście minut. Kto wie, może kiedyś coś z tego okaże się przydatne. Mało prawdopodobne, ale może.
 Przestała notować i podniosła głowę, kiedy Saiyuri zaczęła mówić. Nieświadomie zmarszczyła brwi, patrząc na nią. No tak. Po sytuacji na wzgórzu spodziewała się ją tu zastać, ale mimo to w jej głowie zaczęły natychmiast kłębić się ciemne myśli. Zacisnęła mocno wargi, nadludzkim wysiłkiem woli zmuszając się do uważnego słuchania jej przemowy i notowania co istotniejszych fragmentów. Ściskała ołówek tak, że pobielały jej knykcie, ale jej pismo pozostawało równe i schludne.
Anonymous

Powrót do góry Go down

 Nie sądził, że doczeka się momentu, w którym rody wystąpią przeciwko sobie w takiej sprawie; że dojdzie do sytuacji tak tragicznej, pragnienia rozlania jeszcze więcej krwi. Prawdą jest, że gdyby tylko nie dotyczyło to jego - nie ważyło w tym i na jego losie poprzez zmiany, jakie razem z tym zajdą - wtenczas wydałoby mu się to na swój sposób ekscytujące. Nie było w tym jednak nic z ekscytacji, nie było też strachu - a frustracja. I wcale nie spowodowana tym, że ktokolwiek z rodu sięgnął po tak drastyczne środki, nie miał nic przeciwko takim rozwiązaniom; absurdalne by się to wydało, zważając na czasy, w jakim przyszło mu żyć. Czasach, w których składano krwawe ofiary, nie pytano ich o zdanie, po prostu brano niczym zwierzę na rzeź i odbierano życie.
 Nagle jednak czyjaś śmierć wzbudziła większe poruszenie. Najwidoczniej więc nie tylko dla niego istnieją ważni i ważniejsi, nie tylko on wykazywał się hipokryzją. Wszyscy tutaj byli pozbawieni zmysłów na równo z nim.
 Dlatego też, w odróżnieniu od wielu innych sytuacji, w tej zamierzał uczestniczyć i zabrać głos. Urodził się w szanowanym rodzie i w takim pozostanie, nie pozwoli na bezwolne wylewanie pomyj przez kogoś, kto zapomniał, gdzie jego miejsce. Nie zamierzał też siedzieć i patrzeć bezczynnie; była to niespodziewana chwila, gdzie zamierzał pokazać, że losy rodu nie są mu tak obojętne, jak początkowo mogło się wydawać. Może kierowały nim egoistyczne pobudki, może nie miał na względzie dobra członków rodziny, a swoje własne - nieistotne.
 Tak jak i głowa rodu, również pojawił się z opóźnieniem. Było to jednak spowodowane wcześniejszą chęcią rozeznania się w sytuacji; nie zamierzał wejść bez podstawowych informacji, dla których to zebranie zostało zwołane i świecić oczami, nieświadomy.
 Wszedł nonszalancko, bez żadnego słowa, bez wyjaśnień - i zasiadł na miejscu. Beznamiętnym wzrokiem, zupełnie jakby myślami był już gdzieś indziej, rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie czuł na sobie winy, która aktualnie niczym widmo wisiała na rodem. Nie wykazywał żadnego poruszenia, gniewu czy przerażenia. Ogarniały go te same emocje, co w czasie wykonywania profesji kapłana - i ten strój również na siebie dzisiaj przybrał.
 Gdy dowody ruszyły w obieg, dokument pochodzący z komendy utrzymał w rękach na dłużej. Uważnie wczytywał się w zawarte w nim informacje, w czasie gdy Saiyuri zaczęła swoją ckliwą, wzruszają przemowę, jakoby nagle ich los miał kogokolwiek przejąć.
 Kiedy skończyła, jednocześnie oczekując od nich tak absurdalnej decyzji, odłożył dokument. Podniósł wzrok.
 — Gdzie wykonano badania? — spytał oschle, nie przejmując się ani czyjąkolwiek żałobą, ani rozchodzącą się napiętą atmosferą. — Chyba nie na komendzie? — Ponownie spojrzał na świstek papieru. — Nie wiem, czy ktokolwiek z was, tutaj zebranych, zawitał kiedyś w miejscowym szpitalu, by zorientować się co do jego stanu — zaczął — Sprzęt jest przestarzały, ludzie idą tam, by umrzeć. — Miał już okazję, by się tam rozejrzeć, porozmawiać - nie wyciągał bezpodstawnych wniosków. — Skąd więc mamy mieć pewność co do jednoznaczności wyników? — Chciał wprowadzić zwątpienie; tak jak zostało wspomniane, nie zamierzał siedzieć cicho i słuchać rzucanych na prawo i lewo oskarżeń. — Jeśli policja może pochwalić się jakimkolwiek laboratorium, nie sądzę, by równie mogła poszczycić się lepszym poziomem. Nie zapominajmy w tej nadzwyczajnej sytuacji o faktach - o tym, w jakich okolicznościach znalazło się nasze miasto - i że jakikolwiek sprzęt pozostaje niezmienny od trzydziestu lat. — Przekazał dokument dalej. — Ponadto — zaczął ponownie. — Czy znamy godzinę zgonu? Ile czasu minęło od pobrania próbek? Ponieważ, wszystko to, wpływa na ich rzetelność — mówił spokojnie, nie dając ponieść się nerwom. — A pismo? Nasza głowa, Shiro Koyasuryo, podpisuje wiele dokumentów. Do wielu też oczu dochodzi jego styl. Czy dowody, jakoby nie zostało sfałszowane, są wystarczająco niepodważalne? — Tych wszystkich pytań nie kierował do Saiyuri, której obecność tu była tak samo potrzebna niczym rower osobie bez nóg - kierował je do reszty zebranych, by dowiedzieć się, czy zamierzali wierzyć we wszystko, co podsunięto im pod nos. Naiwni byli ci, którzy uważali, że ród zamierza dać się bić niczym kozioł ofiarny. Dowody były, pewnie - ale czy wystarczająco obiektywne?
Anonymous

Powrót do góry Go down

The author of this message was banned from the forum - See the message

Kamień spadł z serca Meisy, kiedy dowiedziała się czyją sprawką była ta zasrana laleczka z Halloween. Ale ulgi tej nie odczuła dlatego, że niby to była wina Shiro - którego i tak już nienawidziła - ale dlatego, że ponoć odnalazł się sprawca tego całego zamieszania.
Jednak gorszego dnia na spotkanie wybrać nie mogli. Brunetka ewidentnie wyglądała, jakby miała zasnąć zaraz po zajęciu miejsca. Wystarczyło, że skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i oczy same zaczęły jej się zamykać. Kolejna zaleta stróżowania: nieprzespane noce. Plus prawdopodobnie kac. Prawdopodobnie, bo Meisa sama już się gubiła w tym, kiedy kaca miała a kiedy nie. Większość czasu spędzonego w Oguni uważała za tak nudne, że dni zlewały się w jeden.
Zauważyła, że wszyscy już byli zebrani tylko Ulubieńca Narodu nie było. Szepnęła więc do brata, by ją szturchnął, jak tamten się zjawi a ona zaśnie. Dlatego gdy rzeczywiście białowłosy pojawił się w sali, kobieta podskoczyła delikatnie na krześle i syknęła cicho w kierunku chłopaka. Następnie przeniosła spojrzenie na "oskarżonego" - jego widok był dla niej jak przypływ adrenaliny w związku z ich rozmową po jej nieudanym rytuale. Najchętniej nacharkałaby mu na buty.
Brunetka spojrzała na ojca spode łba, kiedy ten się odezwał. O ile cieszyło ją, że ponaglał towarzystwo, tak jego wypowiedź oceniłaby na żenaduwa.
Przesuwając palcami po prawej brwi (oraz w milczeniu irytując się odrośniętymi pojedynczymi włoskami), wysłuchiwała Saiyuri. Tą samą brew uniosła, słysząc jakie są dowody. Automatycznie zaczęła się zastanawiać, czy nasłali na Shiro psy gończe czy po kolei wąchali te papierki w ramach dochodzenia. Na nieco dłuższą chwilę (ale nie tak długą by to było dziwne), zawiesiła wzrok na Akuto, zastanawiając się, co osoba w takiej sytuacji teraz czuje.
Meisa na chwilę odpłynęła w swoich rozmyślaniach i wróciła na ziemię dopiero gdy zaczął odzywać się Goro. Jego słowa docierały do niej o wiele bardziej, co mimowolnie podkreśliła delikatnie kiwając głową, kiedy patrzyła w jego kierunku. Chociaż nienawidziła Shiro i z chęcią wykonałaby na nim wyrok, to cieszyło ją, że nie była jedyną osobą z wątpliwościami. Ciężko stwierdzić, skąd to "rozdarcie" w niej. Chęć wymierzenia sprawiedliwości? Wyrzuty sumienia i niechęć do uznania samej siebie za hipokrytkę, gdy sama miała sporo za uszami? A może widziała w tym jakiś dobry deal?
Poruszyła się nerwowo na krześle, jakby próbując stłumić w sobie chęć wtrącenia swoich trzech jenów. Nie była pewna, czy w takim wypadku mieli odzywać się tylko członkowie rodów "zainteresowanych" z ewentualnym komentarzem pozostałych na koniec, czy też mieli brać aktywny udział w całej naradzie. Żeby jednak nie narobić sobie obciachu (w jej myślach od tego już był jej stary pijany) postanowiła odczekać chwilę i nazbierać argumentów.
Ściągnęła brwi i przekrzywiła głowę, kiedy udzielił się Oitsume. Fajny ziomek, chociaż jej nie przekonał. Zastanowiło ją za to, czy on zawsze taki wesolutki czy też lubił zabalować.
Próbując znaleźć sobie zajęcie aby ewentualnie nie zasnąć, co jakiś czas zmieniała sposób trzymania katany na swoich kolanach. Wyglądało na to, że zapowiadał się ciekawy dzień.
Anonymous

Powrót do góry Go down

specjalista od ucieczek
Hizashi wcale nie miał ochoty się pojawiać na tym zebraniu. Miał o wiele więcej ciekawych zajęć jak chociażby trening, jednak staruszek miał wobec niego inne plany. Dodatkowym bodźcem który popchnął go do tego aby się tutaj zjawić była prośba Hideo. Jako turysta nie mógł się tutaj zjawić, więc poprosił bruneta by zdał mu później raport. Stanął za Meisą i obserwował wszystkich. Nie miał zamiaru siadać, aby jak najbardziej skrócić czas swojej reakcji gdyby doszło do jakiegokolwiek incydentu w którym zmuszony byłby użyć przemocy. Co prawda ta banda starych grzybów, którzy zapomnieli chyba że powinni już dawno zdechnąć najprawdopodobniej mieli problem by o własnych siłach dojść do kibla, jednak pozostaje kwestia młodych, którzy to tryskali energią. Zaśmiał się tylko pod nosem słysząc słowa Saiyuri.
- "Śnij dalej bezużyteczny dzieciaku" - Pomyślał gdy tylko powiedziała o tym że to ród Yama powinien zdecydować o losie Shiro.
W innym przypadku może by tak było, jednak niech pamiętają gdzie ich miejsce. Jeśli dojdzie do egzekucji to tylko i wyłącznie jeśli reszta rodów tak zdecyduje, a on sam nie miał zamiaru się do tego mieszać. Wiedział od Hideo co zdarzyło się na wzgórzu i w klubie. Miał zaszczyt również być przy badaniu śladów w laboratorium dlatego kiedy przyszły do niego pokazał tylko gest by podali dalej. Nie chciał spowalniać całej tej sprawy, jednak ktoś zrobił to za niego, a mianowicie Goro który to zaczął podważać dowody twierdząc że sprzęt którym dysponuje szpital jak i policja jest przestarzały i nie nadaje się do użytku. Jest to poniekąd prawda jednak w tym wypadku nie mieli wyjścia i musieli mu zawierzyć. Nie mogli przecież puścić tej sprawy mimo uszu nawet jeśli chodziło o Yama. Nie lubił całego rodu Koyasuryo. Uważał ich za jeszcze gorsze utrapienie niż ród Yama.
- Jako osoba obecna przy badaniach mogę zapewnić że wszystkie procedury zostały zachowane, a badanie powtórzone kilka razy by uzyskać rzetelny wynik - Odezwał się patrząc na Goro.
Nie miał zamiaru ciągnąć tej dyskusji z prostego względu, nie musiał. Dowody świadczyły o winie, a teraz to Shiro musiał udowodnić że jest inaczej. Kolejną osobą która zabrała głos był Oitsume, którego wypowiedź sprawiła że Hizashi zaczął się zastanawiać po co oni w ogóle go tutaj przyprowadzili. Nie potrafiący zachować powagi wypierdek, kompromitował tylko siebie i swój ród który i tak był na straconej pozycji. Westchnął tylko i spojrzał na swoją kuzynkę. Wyglądała na równie znudzoną tym zebraniem co on, jednak Nanbu pewnie nie pozwoli im teraz wyjść, ba skarciłby pewnie za sam pomysł.
- "Głupi staruch" - Powiedział do siebie w myślach i wrócił do obserwowania reszty zgromadzonych.
Hizashi

Powrót do góry Go down

  Hakaku z pewnością wyróżniał się pośród osób zgromadzonych w sali narad. Nigdy nie przepadał za tradycyjnym japońskim odzieniem, toteż ubrany był w elegancki, prosty, czarny garnitur i białą koszulę z czarnym krawatem. Spinki przy mankietach nosiły kształt rodowego herbu. Długie włosy miał związane w warkocz — dla odmiany spleciony idealnie, bez niesfornie wystających kosmyków, jak to zazwyczaj prezentowały się jego fryzury. Dla Hakaku najważniejsze było, że wygląda skromnie i elegancko, co wystarczy jako przejaw szacunku z jego strony wobec zebranych członków rodów, nie musiał przy tym wkładać nielubianego kimona.
  Przyszedł spóźniony z innych pobudek, niźli głowa rodu. Hakaku tylko nieco zbyt długo siedział wpatrując się w wiszący w szafie odświętny strój i zastanawiając się, czy w ogóle chce iść na naradę. Pochodził z bocznej gałęzi rodziny Koyasuryo, więc od dziecka wychodził z założenia, że może nie interesować się sprawami rodów, o ile nie będzie to już absolutnie konieczne. Nie interesowały go intrygi, chciał tylko spokojnie żyć z rodowym nazwiskiem, które dawało mu wiele przywilejów, nawet jeżeli był tylko jednym z dalszych kuzynów.
  Choć ostatecznie zdecydował się przyjść na spotkanie (głównie za sprawą myśli, że zapewne inaczej będzie musiał wysłuchiwać tyrady swojego ojca o lojalności i obowiązkach wobec rodziny), już od momentu opuszczenia swojej sypialni, przeklinał się w duchu za tę decyzję. Jako przedstawiciel policji i jedna z osób badających dowody, z pewnością będzie musiał odpowiadać na pytania, na które wcale odpowiadać nie chciał. Nie wiedząc jak potoczą się sprawy, wyciągnął z dna szuflady swojego biurka foliową torbę na dowody, w której wciąż spoczywał pergamin znaleziony przy ubraniu zniszczonego w barze hinnagami. Złożył ją na pół i schował do wewnętrznej kieszeni marynarki.
   Gdy wszedł do sali, szybko zajął miejsce przy obecnych już członkach rodziny. Początkowo nie zamierzał się wychylać, a raczej posłuchać co inni mają do powiedzenia, zobaczyć, jakie panują nastroje w pozostałych rodach.
   U Hakaku przeważającą emocją była... przejmująca obojętność. Przez ostatnie wydarzenia zdał sobie sprawę, że los Yama był mu całkowicie obojętny. Nie znał Mae, więc czemu miałby żałować jej śmierci? Jakakolwiek śmierć by to nie była. W Oguni wciąż ktoś umierał, a on, jako policyjny technik, tym bardziej miał wciąż do czynienia ze zmarłymi. Nie wspominając o przeprowadzanych tu krwawych rytuałach, które od dziecka były dla niego normalnością, po prostu częścią życia w tym przeklętym mieście. Choć Shiro należał do rodziny Hakaku, jego potencjalna śmierć również nie była dla mężczyzny istotna sama w sobie. Nie dbał o większość swoich krewnych, nawet jeśli czasem udawał, że jest inaczej. Jedyne, co liczyło się dla młodego Koyasuryo, to potencjalny uszczerbek na statusie społecznym i był to jedyny powód, dla którego od czasu nocy Halloween nękał go stres.
  Pierwsze osoby zaczęły zabierać głos. Przemowie Saiyuri niemal zupełnie się nie przysłuchiwał. Dopiero na stwierdzenie, iż to ród Yama powinien otrzymać prawo do decydowania o kimkolwiek z Koyasuryo wywołał w nim cień frustracji.
  Ze słowami Goro po części musiał się, bardzo niechętnie zgodzić. Pergaminy z nazwiskiem i pachnące perfumami, których najczęściej używał Shiro były najmocniejszym z dowodów przeciwko niemu. Choć Hizashi miał rację i badania zostały przeprowadzone skrupulatnie, w Oguni nie dysponowano jednak technologią na tyle zaawansowaną by stwierdzić bez cienia wątpliwości, że sporządził je właśnie oskarżony. Można było co najwyżej dywagować, czy dowody były wystarczające do wydania wyroku.
  Frustracja Hakaku wzrosła po słowach Oitsume. Choć mężczyzna sam nie należał do najtaktowniejszych osób, nawet w nim zagotowało się na taką bezczelność. Nie chodziło wyłącznie o ton wypowiedzi, zdradzający jawny brak szacunku, ale także fakt, że samo stwierdzenie, iż lepsze zbadanie dowodów nie jest obecnie możliwe w Oguni, nie jest ostatecznym dowodem winy. Zmarszczył brwi. Póki co nie chciał jednak sam zabierać głosu.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji i wieści o śmierci Mae Yama, która przyszła równie gwałtownie i niespodziewanie. Co bardziej intrygujące, dziewczyna była młoda wiekiem i pochodziła z wątpliwie szanowanego rodu. Któż pokusiłby się na sporządzenie opętanych lalek? A jeśli już, to co chciałby tym czynem zyskać. Te myśli nie opuszczały głowy kobiety od dnia, w którym przeczytała szczegółowy raport od kilku ze swoich słowików. Tak bowiem zwała tych, którzy dostarczali jej informacji o dziejach miasta. Z oczywistych względów nie mogła być obecna przy każdym wydarzeniu, toteż uiszczanie opłaty w zamian za wiedzę, która niewątpliwie umacniała jej pozycję, wydawało się najodpowiedniejszym wyjściem. Zwłaszcza że „słowiki” nie były wybierane na podstawie pochodzenia, rodu, wieku czy statusu. Taki zabieg pozwalał na obiektywizm; jeśli opierać się jedynie o jedno sprawozdanie, można by dać się oszukać. Yoshiko była zbyt stara i podejrzliwa, by pozwolić komukolwiek na sfałszowanie biegu wydarzeń.
 O ile okoliczności śmierci Mae z rodu Yama były jasne, o tyle sprawca tego czynu już nie. Inaczej, wytypowano winnego, którego jednak czekał proces pieczętujący jego los. Przeżyte lata nauczyły kobietę, że nie należy przyjmować przewidywań i wróżyć z tarota. Takie praktyki były już reliktem przeszłości, do którego nie należało wracać. Udając się do „Sali Narad”, oczekiwała więc twardych, niezbitych dowodów na winę tego, którego nazwano zbrodniarzem. Już dekady temu, przy innych dyskusjach w gronie rodów, dała się poznać jako pies, który nigdy nie puszcza raz chwyconej ręki. Wściekły pies, gotów w imię prawdy i sprawiedliwości na moment zaważyć na opinii rodu. Tym mniej dziwne, że żaden ród nie mógł powiedzieć o niej złego słowa; zawsze stawiała dobro ogółu ponad jednostki, nie ważąc na bolesne emocje czy nagłe impulsy, opierając się jedynie na chłodnej kalkulacji. Chłodna, dyplomatyczna, niebezpieczna – te trzy epitety najczęściej padały, gdy wspomniano jej imię.
 Do pomieszczenia weszła parę minut po swojej matce wraz z towarzyszącą jej u prawicy wnuczką. Yoshiko doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że dziecię Akiko nigdy nie odczuwało pociągu do zbiegowisk i tyrad. Wierzyła jednak, że przy odrobinie pracy wyrośnie na podobieństwo swej babki. Junko, w przeciwieństwie do matki i pra-babki, nie żyła nadzieją, że świat jest piękny i kolorowy, a pełny pokój to coś, do czego winno się dążyć. Prawdę powiedziawszy, starucha wciąż nie dowierzała, że jej pierworodna córka jest od niej tak odmienna, zepsuta i wolna od własnej osobowości. Wciąż nachodził ją wstyd, gdy przypominała sobie, że wyszła z jej własnego łona. Jedynym pocieszającym faktem było to, że Akiko wydała na świat błękitnookiego berbecia, którym baba zamierzała się odpowiednio zająć poprzez wprowadzenie na salony, nauczenie pertraktacji i tego, co pomoże w osiąganiu władzy niedostępnej dla „głów”; pociąganie za sznurki zza sceny było efektywniejsze.
 Naturalnie, tuż po przybyciu, ukłoniła się zebranym i poświęciła rozmowie ze starszyzną rodów; począwszy od luźnej wymiany zdań, poprzez przewidywania i obiekcje na temat winy lub nie-winy głowy rodu Koyasuryo. Nie oczekiwała, że Junko włączy się do rozmowy, ba, nie spodziewała się, by w ogóle uroniła z siebie słowo. Tym, czego jednak wymagała od swej wnuczki, było poświęcenie całej uwagi na obserwacji niuansów pozwalających na obranie prowadzenia w niemalże każdej sytuacji. I tyle. W przeciwieństwie do rodziny nie chciała, by stała się bezkształtną, pacyfistyczną masą.
 Po wstępnej wymianie formalności Yoshiko zasiadła po prawicy Hiraty. Choć ich charaktery przeważnie były raczej przeciwne, tak w ważnych kwestiach zdawały się działać, jak jedno ciało. Zaskakujące. Nim machina dyskusji ruszyła, sięgnęła po lufkę ze wbitym nań papierosem. Jeśli typować dwie rzeczy, bez których żadna dyskusja nie może się odbyć, to był to właśnie tytoń i sake. Ci, którzy przeżyli więcej, niż jedną naradę, doskonale zdawali sobie z tego sprawę: tam, gdzie nerwy i emocje potrzeba nikotyny i alkoholu. Bez tego ani rusz. Nic więc dziwnego, że „emeryci” chwycili w swe palce naładowane po brzegi bibułki, zapełniając pokój kolejnymi chmurami dymu. Nikt przecież nie ośmieliłby się zwrócić uwagę seniorom, którym, zgodnie z kulturą, należy się bezwzględny szacunek.
 Prawo do pierwszych słów miał ród Yama, który stracił cennego członka swego drzewa genealogicznego. Na swego reprezentanta powołali siostrę denatki – Sayuri. Dziwny zabieg, biorąc pod uwagę fakt, iż miała starsze rodzeństwo. Osiemdziesięciolatka odruchowo skierowała oczy na białowłosą, w oczekiwaniu na to, co zamierza powiedzieć. Liczyła, że mimo emocjonalnej straty, wykaże się odpowiednim do sytuacji spokojem. Początkowo wydawało się, że tak będzie – przedstawiła dowody, opisała okoliczności, lecz z każdym następnym słowem było tylko gorzej. Wypowiedź, którą zaprezentowała, można było uznać za połowicznie przydatną do roztrząsania. Nic więc dziwnego, że starucha skrzywiła się, gdy ta kończyła monolog.
 Otrzymawszy w swe pomarszczone dłonie zgromadzone dowody, spojrzała na nie uważnie, dłużej niż pozostali. Skrawek kimona, ubranie Hinnagami, dokument. To wszystko wydawało się niekompletne. Jako rodowy mistrz w zakresie tworzenia zapachów i perfum doskonale zdawała sobie sprawę, że nawet najlepiej skomponowane perfumy, nie są w stanie osiąść na materiale dłużej, niż osiem godzin. Brakowało kropki nad „i”. Czegoś, co przekona ją, że przedstawione materiały są rzeczywistymi dowodami na winę Shiro. Na razie, były to poszlaki. Takie, które zdawały się jedynie muskać jego imię. Yoshiko, mimo szczerych chęci, nie potrafiła wytypować motywu, dla którego miałby to uczynić. Yama byli na dnie. Czy Koyasuryo ryzykowaliby swoją pozycję dla kogoś, kto nie jest im w stanie zagrozić?
 Mimo powyższego nie zdecydowała się na włączenie do dyskusji. W ciszy oczekiwała na stanowisko rodziny oskarżonego, które już po chwili rozbrzmiało po pomieszczeniu. Starucha skrzywiła się na widok tego, kto je wygłaszał. Pobieżnie omiotła go wzrokiem tylko po to, by utwierdzić się w przekonaniu, że gnojek ten szczególnie działał jej na nerwy. Naturalnie, pośród przedstawicieli rodów można było odnaleźć wielu popaprańców. On był jednak szczególny: w negatywnym tego słowa znaczeniu. Hańbił to, co osiągnęli jego przodkowie, a co gorsza, nie miał w sobie krzty szacunku dla piastowanej pozycji. Mimo wszystko nie mogła zaprzeczyć, że dzieli z nim wątpliwości. Cóż, tego można było spodziewać się po „królewskiej krwi”; przygotowali się do procesu.
 Yoshiko pociągnęła kolejną porcję dymu. Nie podobał jej się ten obrót spraw. Obecnie dyskusja wyglądała jak przepychanie się dzieciaków w piaskownicy. I to nieszczególnie rozgarniętych dzieciaków. W takich chwilach miała ochotę przepraszać bóstwa za to, że kiedykolwiek zwątpiła w inteligencję swej wnuczki. W przeciwieństwie do nich – nie cierpiała na chroniczny pociąg do pieprzenia głupot. Z całego tego zachwytu, przysunęła Junko papierośnicę. Niech ma. Szkoda, że na stole nie stała butelka sake. Łatwiej byłoby znosić te pozbawione sensu wywody.
Z nadzieją popatrzyła na tych, których twarze wydawały się nieco mocniej muśnięte mądrością. Ci jednak milczeli, ręce mając zawiązane wokół torsu. Przewróciła oczami, czując, że jeśli tak dalej pójdzie, to narada potrwa najbliższy tydzień. Nie miała na to czasu ani chęci. Tak zresztą, jak i jej wnuczka. Nie zamierzała pozwalać na to, by chłonęła te spaczone podejście do pertraktacji. To mogłoby zepsuć jej umysł i zaprzepaścić lata starań.
 Gdy Oitsume skończył, odchrząknęła zalegającą w płucach flegmę. W obliczu ciszy i irracjonalnego podejścia do sprawy nie pozostało jej nic innego, jak podsumować dotychczas przedstawione „racje”, a tym samym zmusić starszyznę do otworzenia swoich ust. Nie mogła liczyć na Hiratę, która coraz rzadziej wykazywała się inicjatywą.
— Miło obserwować młodych ludzi, którzy z takim zaangażowaniem udzielają się w naradzie — powiedziała chrapliwie, zmuszając mówiących do chwili milczenia. — Niemniej, pozwólcie, że i ja zabiorę głos w toczącej się sprawie… Dowody to jeszcze nie wszystko; przynajmniej połowa zależy od tego, czy się umie nimi operować. Obawiam się, że przedstawiona argumentacja jest, w najlepszym przypadku, wątpliwa. Na ten moment dysponujemy dokumentem poświadczającym o tym, że krew Mae Yama znajduje się na fragmentach tkanin, co samo w sobie nie kieruje winy na Shiro Koyasuryo, nieprawdaż? — to pytanie, choć retoryczne, było skierowane do osób, które pełniły funkcję w pobliskim komisariacie. — Pozostałe informacje również każą mi wątpić w swoją autentyczność. O ile kwestia przypasowania charakteru pisma do konkretniej osoby nie jest czymś, w czym jestem biegła, o tyle perfumy, jak dobrze wiecie, towarzyszą mi przez całe życie. Mimo całej wiedzy, którą posiadam ja i mój ród, nie byłabym w stanie utworzyć woni, która utrzymywałaby się dłużej, niż osiem godzin. Ci, którzy zaznajomieni są ze sztuką wytwarzania perfum doskonale o tym wiedzą. Nie odnajduję również powodu, dla którego Shiro-dono miałby zechcieć zaatakować szanowną Mae. Jeśli więc ród Banmasa ma opowiedzieć się za skazaniem głowy rodu Koyasuryo, potrzebujemy niezbitych, niezaprzeczalnych dowodów. Nie będziemy wydawać opinii na podstawie poszlak. Życie ludzkie jest zbyt cenne, by typować na oślep. — W tym też momencie spojrzała na przedstawicieli Yama, jak gdyby oczekując, że spełnią jej żądania; ukażą to, co być może chowają na „lepszy moment”. W przeciwnym wypadku wątpliwe, że ktokolwiek zdecyduje się na skazanie Shiro.
 — Pragnę nadmienić również, że jeśli chybimy z osądem, wydając go na podstawie „wiary”… Sytuacja może się powtórzyć. Czy wtedy ród Yama weźmie za to odpowiedzialność? — zakończyła, wbijając ślepia w Oitsume. Ostatnie słowa kierowała głównie do niego, licząc, że skończy wyciągać kartę „wiary” i hańbić imię swojej młodszej siostry. Nie wiara i ufność była czynnikiem, który powinien definiować osąd. Yoshiko i zapewne inni doskonale zdawali sobie sprawę, że z dwojga złego lepiej było uniewinnić zbrodniarza, niż skazać niewinnego. Niestety, postawa Shiro Koyasuryo zdawała się nie polepszać sprawy.

tl/dr
Nie warto czytać nic, poza dialogiem. (=
Anonymous

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Z rodziną wychodzi się dobrze tylko na zdjęciach. Rodziny się nie wybiera. Nie można jej się również tak łatwo pozbyć. Junko, choć za wszelką cenę starała się odciąć od spraw związanych z jej nazwiskiem, nie była w stanie całkowicie wyrzec się swojej godności. Tym bardziej, że jej babka — nawet kiedy reszta rodziny postawiła nad czarnowłosą krzyżyk, prawie — nie poddawała się, pokładając w niej swoje nadzieje na przejęcie funkcji nieoficjalnej głowy rodu. Podziwiała staruszkę za jej umiejętność pozostawania w cieniu i posiadania przy tym niemałej władzy, ale nie rozumiała, dlaczego nadal mieszała się w rodowe intrygi. Junko wolałaby się od tego raz na zawsze odciąć, pal licho ich zepsucie i dwulicowość. Wszyscy byli zakłamani, przekupni i martwili się tylko o czubki własnych nosów.
Nawet jeśli nie rozumiała do końca pobudek babki, darzyła ją wielkim szacunkiem. Udała się na salę obrad z niechęcią, choć niezadowolenie skryła pod maską obojętności. Niech będzie. Nie zamierzała jednak uczestniczyć w żadnych pogawędkach o pogodzie. Wymieniała się uprzejmościami, podążając za babką jak cień i starając się nie łapać z nikim kontaktu wzrokowego. W normalnej sytuacji być może i wzbudziłaby jakieś zainteresowanie, na pewno wśród członków swojego rodu. Dzisiejsza obrada była jednak zbyt ważna, by ktokolwiek przejął się obecnością jakiejś dzikuski.
Zasiadła wraz z babką przy stole. Przemówienia obecnych wysłuchiwała z kamienną twarzą. Nie dała po sobie poznać, że przemówienie nowej następczyni Yama ją poruszyło. Darzyła Sai sympatią, o czym nigdy nie mówiła babce. Nie kryła się z tym, ale nigdy nie widziała powodu, by opowiadać o ich znajomości. Wiedziała jednak, jakie jest podejście babki do dzisiejszego spotkania i widziała, jaką ocenę postawiła przemówieniu Saiyuri.
Przyjrzała się dowodom, które krążyły po sali. Zastanawiała się, jak mogą być tak pewni, kiedy materiał dowodowy jest taki... skąpy. Musieli wiedzieć więcej niż Junko. Niż wszyscy tu zebrani. Nie mogli przecież ot tak uznać, że to niezbite dowody zbrodni.
Słysząc krótkie przemówienie Goro, miała ochotę głośno parsknąć. Powstrzymała się jednak, ba, udało jej się również opanować chęć przewrócenia oczami i jakiegokolwiek innego grymasu.
Jej spojrzenie pomknęło ku dłoni babci, która częstowała ją papierosem. Skinęła głową w podziękowaniu i sięgnęła po ozdobną papierośnicę. Ostatecznie jednak nie zapaliła. Czuła, że to może przyciągnąć do niej uwagę.
Zanotowała w głowie resztę wypowiedzi, ważąc prawdopodobieństwo każdej z nich. Nie ufała ani policji, ani członkom innych rodów. Jedyną osobą, którą dażyła względnym zaufaniem, była babka. Współczuła Sai, ale chłodny osąd babci był dla niej w tym momencie najbardziej wiarygodny. Opowiedziała jej o zaistniałej sytuacji i wyjaśniła po krótce oskarżenia każdej ze stron. Junko miała teraz zadanie — przetrawić informacje od babki, dodać do tego wszystko, czego wysłuchiwała właśnie na sali, by móc wydać swój własny osąd. Nie to, że jej zdanie jakkolwiek się liczyło. I nie to, że chciała się w to mieszać choćby myślą. Ale była tu i teraz, więc powinna wykorzystać sytuację.
Kiedy babka zaczęła przemawiać, skuliła się nieco, by osoby siedzące dalej nie mogły jej dojrzeć. Nie bała się, po prostu nie chciała być zauważoną. Wsłuchiwała się w słowa babci, co jakiś czas marszcząc brwi. Brzmiała najtrzeźniej ze wszystkich tu zebranych. Jej osądy były ostre, ale trafne i pozbawione subiektywności. Pokiwała przytakująco głową, gdy starsza kobieta wspomniała życiu i jego niezwykłej wartości. Tak, Oguni wystarczyło już niepotrzebnych śmierci.
Analizowała w głowie wszystkie informacje, które do tej pory otrzymała. Jednego była pewna — nienawidziła zepsucia obecnych tutaj. Gdzieś z tyłu kłębiła jej się myśl, że sytuacja wcale nie zakończy się sprawiedliwym wyrokiem. Ba, była tego pewna. Czy w Oguni istnieją sprawiedliwe wyroki?
Junko

Powrót do góry Go down

mistrz oguni

Zebranie rozpoczęte. Dowody poszły w ruch, wraz z formularzami, które wskazywały na ich autentyczność. Przedstawiony materiał dowody zdawał się jednak być niekompletny. Cóż po tym, jak nie można było powiązać tego z głową rodu Koyasuryo? Ano właśnie. Był to jeden z najważniejszych problemów, bo co Yamie po tym, że wskażą winnego i pokażą na zebrane materiały, skoro nie dało się ich powiązać. Przedstawienie historii jak i najważniejszych jej elementów było kluczem do tej zagadki. Nim jednak doszło do opowieści z tamtego dnia, ród Ryushoji mógł i nawet ostro zareagował na sytuację, która zaczynała wzbierać na sile przy stole narad.  

- Spokój! Nie zachowujcie się jak bydło i pamiętajcie kto tu się do kogo zwraca! Wy!

Asano wskazał na ród Yama uderzając otwartą dłonią o stół.

- Nie dość, że przez was miasteczko cierpi z powodu yokai panoszących się codziennie po ulicach to jeszcze macie czelność nie okazywać szacunku innym rodom?! Zebraliśmy się tu dla was, bo wasza głowa zmarła i według was zabił ją ktoś z innej rodziny. Albo trzymacie się spisanych przed wielu laty zasad, albo możecie śmiało wrócić do ukrywania się w lasach!

Nanbu Myohoji siedział ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękoma i lekko przymkniętymi powiekami. Słysząc słowa każdego z osobna praktycznie non-stop kręcił głową, jakby mu się coś ciągle nie podobało. Złapał za czarkę sake wypijając ją duszkiem i ze stukotem odstawiając naczynie na stół.  

- Poniekąd młodzi mają rację, że nie są to wystarczające dowody. Co z tego, że krew się zgadza, że pismo na tym świstku może pasować do Shiro-dono, gdy nie ma kompletnie powiązania z jego osobą. Nic tu po nas, zebraliśmy się tu po nic.

Widocznie niezadowolony pomruk starszyzny, która również się z nim zgadzała przerwany został przez dość głośne prychnięcie kogoś z sali. Nie byle kogo, bo sam Shiro Koyasuryo postanowił zareagować, dość lekceważąco na całą sytuację. Pochylając się nad stołem i odsyłając kolejnej osobie skrawki dowodowe, na które tak naprawdę okiem nie rzucił wpatrywał się chłodno w Saiyuri Yamę.  

- Kpisz sobie? Żeby stawiać mnie w takim świetle? Nie masz za grosz już poczucia własnej wartości po tym jak zostaliście zdegradowani w hierarchii?  

Hirata Banmasa zdawała się być tego samego zdania co jej córka. Możliwe, że nawet by coś dodała, gdyby nie to, że dym papierosowy ją mocno zmulił. Zaczęło się głośne kasłanie, w którym próbowała nabrać powietrza w płuca. Odmachnęła kilka razy muśniętą wiekiem dłonią przed swoim lekko zaostrzonym ku górze nosem i gdy w końcu mogła spokojnie odetchnąć spojrzała z politowaniem na ród Koyasuryo.  

- Może i sobie nie zdają sprawy, są młodzi i głupi, ale nie znaczy to, że Ty też masz prawo tak się do nich zwracać, Shiro-san... Poprosili o zebranie, nawet jeśli nie są przez nas respektowani, a my z powagi sytuacji przyjęliśmy ich prośbę i powinniśmy traktować ich mimo wszystko z szacunkiem, którego u Ciebie brak.  

Kobieta zamiast alkoholu popijała ziółka lecznicze. Owinięta dłoń delikatnym, szarym materiałem trzymała ostrożnie między palcami filiżankę, czasem przystawiając ją do spierzchłych, starych warg.  
Ród Enchoji miał najmniej do powiedzenia, siedzieli wręcz ciągle w milczeniu, zdani na ocenę Banmasa, ufali im i ich krytycznej, ale jakże celnej ocenie.  
Przed młodymi, jak i starszymi, stało kolejne zadanie. Udowodnić winę Shiro i przekonać innych do tego. Czy podołają temu zadaniu?

INFORMACJE:

- prosimy by zachować kulturę, to zebranie rodów, a nie przedszkolny plac zabaw.
- każdy z rodów otrzymał w poprzednim poście Mistrza Gry wytyczne co do zachowania, tutaj je trochę bardziej sprecyzuję:

Ryushoji:
możecie wskazywać na łamane zasady Savoir-vivre oraz na to, że każda ze stron ma możliwość do zaprezentowania swoich dowodów w sprawie. Jeśli dana strona ich nie posiada, możecie wskazać, że temat ten zostaje oddalony z braku materiałów.

Banmasa: ponieważ jesteście pacyfistami, uprasza się, by nie tworzyć niekomfortowych sytuacji, w których możliwe byłoby podniesienie broni. Sami też nie możecie walczyć, więc jak najbardziej podtrzymywanie konwersacji i obiektywne spostrzeżenia są mile widziane.

Myohoji: wasza rola się nie zmienia. Ważne jednak, byście wiedzieli, że jeśli ktoś zacznie stwarzać problemy, możecie go wyprosić z sali narad.

Koyasuryo: jako ród o największym wpływie pozostali widzą w was przykład i wzór do naśladowania. Oczekuje się od was powagi i surowego spojrzenia na sytuację, jak i oczywiście szacunek wobec innych.

Yama: z racji tego, że wasz ród został okrzyknięty jako "przeklęty" i zepchnięty za margines, nie macie zbyt wiele do powiedzenia, jednakże to zebranie jest dla was furtką. Zaprezentujcie swoją wersję wydarzeń, przedstawcie wszelkie dowody, zachowując przy tym trzeźwy umysł i powagę.


Kolejność: DOWOLNA
Do sesji nie można już dołączyć, ale jeśli ktoś uzna, że nie jest w stanie odpisywać, może zostać pominięty lub wyjść z tematu.

Czas na odpis: 01.12, godzina 00:00

Mistrz Gry

Powrót do góry Go down

Siedziała przy stole grzecznie po przekazaniu pierwszych dowodów uważnie śledziła reakcję pozostałych zebranych w pomieszczeniu. Była opanowana, spojrzenie było skupione, głos może zdarty i zachrypnięty ale zimny i stanowczy. Nie przyszła tutaj żebrać, przyszła walczyć o swoje. Bo to że troszczyła się z całego serca o dobro mieszkańców Oguni, członków własnego rodu, zagubionych w tym chaosie turystów to nawet ona miała swoje limity. Nigdy nikogo nie narażała na podobny los jaki spotkał jej ród, pilnowała się by nikt nigdy nie wiedział z kim miała jakieś tam relacje. Zawsze dobro innych było na pierwszym. Utrata młodszej siostry pokazała jaka zimna i mściwa potrafiła być. Choć ten cały gniew nadal napędzał ją do przodu.
Zamknęła na chwilę oczy pamiętając tamten dzień jakby przed chwilą się skończył.
Pierwszy głos zabrał Goro, czerwone ślepia się skupiły właśnie na nim. Słuchała go z uwagą, ani na moment nie przerywając. Pamiętała co dla niej zrobił. Nie był jakimś obcym typem, był chyba największym skurwielem jakiego znała. Pomiatał nią od pierwszego spotkania. Czy spodziewała się że zachowa się inaczej tutaj? Szczęka mocniej się zacisnęła przypominając sobie te momenty spotkań które pokazywały że był człowiekiem. Że był czymś więcej niż egocentrycznym chujem który ma na względzie TYLKO SWOJE dobro. Mogła nawet teraz go zbesztać i wyjawić wszystkim jak dobrze się znają, nawet jeśli by jej nie uwierzyli to mógłby stracić w oczach wszystkich rodów za spoufalanie się z Yama. Ale to nie chodziło o nich. Widziała jak kapłan chronił członka swojej rodziny. Może wierzył w niewinność Shiro, miał prawo.
Skinęła głową gdy wspomniał o bezużyteczności Pergaminu znalezionego przy lalce. Pamiętała co jej wtedy powiedział. Zmrużyła nieco ślepia. Nie zamierzała zniżać się do poziomu rozwydrzonego bachora byle postawić na swoim. Chciała sprawiedliwości, pamiętała zapach pergaminu, Shiro pachniał identycznie. Nigdy nie zapomni zapachu tych obrzydliwych perfum, aż ją zemdliło z nienawiści do tej woni.
Wyjęła z teczki dokument w którym była godzina zgonu. - Tutaj jest dokument świadczący o czasie zgonu mojej siostry.. między 19 a 20.. wieczorem.. - przeczytała z dokumenty i również jego puściła w obieg. Nie spodziewała się tego że Oitsume zabierze głos w tej sprawie. Zmarszczyła nasadę nosa, aż się cała spięła. Było to po niej widać. - .. Itsu.. proszę Cię.. zamilcz.. - wychrypiała ciszej nawet na niego nie patrząc. -..mają prawo bronić członka rodu.. to ich święte prawo tak samo jak naszym prawem jest domaganie się sprawiedliwości za wyrządzenie krzywdy naszej rodzinie.. nie ważne jak niski status w Oguni posiadamy.. a raczej jego brak.. - nie chciała mu przypominać gdzie było ich miejsce. Ona doskonale o tym wiedziała, tak samo jak wszyscy tu zebrani. - Proszę o wybaczenie.. jesteśmy świeżo w żałobie.. czasami ciężko zapanować nad negatywnymi emocjami w takich okolicznościach.. nie chcieliśmy nikogo urazić.. - zerknęła na Shiro w tym momencie. Jego zachowanie było karygodne.
Przeniosła spojrzenie na stojącego za Meisą mężczyznę, który właśnie potwierdził wiarygodność badań. Wzięła głębszy wdech i zbliżając rękaw do ust zakaszlała nieco. Pieczenie w gardle było paskudne. Przeniosła spojrzenie na babinkę, która postanowiła wyczerpująco przedstawić to jak wyglądała dotychczasowa sytuacja. Kiepsko. To ją nie dziwiło. Karmazynowe ślepia wpatrywały się w nią ze stoickim spokojem.
- Przejdźmy więc dalej, aby nie marnować niczyjego czasu.. - dodała po chwili. - Rozumiem jak ciężko jest przyswoić sobie informację o tym że głowa najbardziej szanowanego rodu w Oguni mogłaby się posunąć do takiego czynu. Zwłaszcza że rody zobowiązały się chronić mieszkańców tego miejsca przed Yokai. I nagle ktoś przez dobre trzy lata ciężko pracuje nad stworzeniem jednego z bardziej niebezpiecznych demonów.. mało tego udaje mu się i padają pierwsze ofiary.. całe szczęście że lalki zostały zniszczone zanim wypełniły wolę swojego właściciela... choć do tworzenia Hinagami nie są potrzebne żadne świstki z zapisanym nazwiskiem.. więc czemu taki się znalazł? Nikt z was nie jest ciekawy? - to mówiąc odchrząknęła bo głos powoli zaczął jej zanikać.
- Może ktoś faktycznie chciał wrobić głowę Koyasuryo.. ale nie mógł być to nikt z nas.. bo to my jesteśmy tu najbardziej poszkodowani.. więc kto? Ktoś kto mógł być blisko Shiro Koyasuryo? Może.. a może.. stwierdzimy najpierw parę faktów.. - zaczęła.
- Z raportu wynika że Mae zmarła między 19 a 20.. w halloween. Miałyśmy wieczór spędzić razem na wzgórzu.. zadzwoniła do mnie.. - to mówiąc wyjęła zza materiały czarnej yukaty swój telefon. Otworzyła go i sprawdziła ostatnie połączenie od zmarłej siostry. - .. o 18:47.. mam świadka, który był przy mnie gdy odbierałam telefon.. ma na imię Shigure, jest dość świeżym turystą.. którego poznałam na wzgórzu.. moja siostra przekazała mi że nie jest w stanie się ze mną spotkać bo zatrzymały ją ważne sprawy w świątyni.. - powiedziała ze spokojem w głosie. Po czym pokazała wyświetlacz swojego telefonu wszystkim w sali żeby widzieli ostatnie połączenie i ile ono trwało. Nie więcej niż 5-6 minut. Po czym gdy telefon do niej wrócił odchrząknęła i postanowiła kontynuować. Wyjęła drugi telefon. - A to jest telefon mojej siostry... jak widzicie.. dostała wiadomość o godzinie 18:30 o treści: "Jeśli jesteś zainteresowana ratowaniem swojego rodu, przyjdź pod świątynie Yama".. oczywiście osoba się nie podpisała.. nikt nie jest na tyle głupi, prawda? Myślicie że jest na tyle głupi aby zachować numer swojego telefonu? - spytała z powagą w głosie. - Sprawdźmy to może.. - to mówiąc przeniosła swoje czerwone ślepia na Shiro, wklepała w swoim telefonie numer z anonimowej wiadomości i wciskając zieloną słuchawkę czekała na to co się mogło wydarzyć. Przykładając urządzenie do ucha podała telefon Mae w obieg by każdy mógł zobaczyć wiadomość z nieznajomego numeru telefonu.
Anonymous

Powrót do góry Go down

mistrz oguni

Reakcja MG

Wykonane przez Saiyuri połączenie zdawało się odnaleźć swojego odbiorcę. Dość tandetna, głośna melodia zaczęła rozbrzmiewać z kieszeni głowy rodu Koyasuryo. Mężczyzna aż pobladł cały na swoim krześle wyciągając jedynie urządzenie na stół w milczeniu wpatrując się w kobietę o białych włosach.

INFORMACJA: Jest to jedynie reakcja wymagana do powyższego posta, proszę o zachowanie dotychczasowych zasad.

Mistrz Gry

Powrót do góry Go down

 Gdyby mógł, posłałby mu uśmiech przepełniony politowaniem. Goro jednak, najwidoczniej w przeciwieństwie do niego, znał powagę sytuacji; tak bezpośrednie uśmiechy były tu co najmniej nie na miejscu - tym bardziej od żałobnika, którego ród tak zawzięcie domagał się sprawiedliwości i wyroku śmierci na, według nich, winowajcy.
 — Szanowny członku rodu Yama. Pozwól, że wyjaśnię, bo widzę, że rozmijamy się w rozumowaniu pewnych kwestii. Opinią nazywamy to, co wysuwamy na podstawie osobistych pobudek, zaś gust znaczy tyle, co poczucie piękna czy elegancji. Jest pan pewien co do tych słów? Szpital nie zmieniał sprzętu od trzydziestu lat. To fakt, nie opinia ani też gust — mówił sucho, niespecjalnie przejmując się postawionymi mu zarzutami. Była to marna próba skompromitowania. — Och, naprawdę sądzi pan, że trzeba lubić ludzi, by im pomagać? Wystarczy lubić pieniądze. Każdy ma swoją cenę, a jeśli wierzy pan, że instytucje medyczne i ramię prawa pozbawione jest moralnych odpadków, cóż, mam prawo uważać, że rzeczywistość jest panu równie znana, co słowa, które pan wypowiada — i tym skończył, nie odnosząc się już do niczego więcej. Nie było takiej potrzeby, jego własne słowa pogrążały go wystarczająco - bo jeżeli zamierzał rozpatrywać dowody na podstawie domysłów i wiary, to - cóż - nie minął się z powołaniem kapłaństwa.
 — Myohoji-dono, czyjaś obecność nie sprawia, że momentalnie staje się specjalistą w danej dziedzinie i będzie potrafił stwierdzić, czy praca przebiegła poprawnie i bez żadnych uchybień — rzucił jeszcze, łapiąc się za skroń. Nie było w jego słowach złośliwości, jedynie chęć sprostowania sytuacji i rzucenia na nią nowego światła - bo nie był to odpowiedni moment na podważanie czyjegokolwiek autorytetu - a na obronę potencjalnie niewinnej osoby.
 Po tym umilkł, przyglądając się reakcji i temu, jak dalej popłynie narada. Wydawała mu się być coraz bardziej absurdalna, coraz bardziej pozbawiona podstaw tej względnej logiki, jaką teraz powinni się, wszyscy tu zebrani, szczególnie odznaczać.
 Podniósł wzrok, usłyszawszy wydobywający się z jakiegoś ochrypłego, ewidentnie starego już gardła, głos. Spojrzał na podstarzałą kobietę, by następnie spojrzeniem przesunąć w bok, na osobę siedzącą obok niej. Zamrugał oczami kilkukrotnie, po chwili je mrużąc. Ogarnęło go dziwne déjà vu, którego podstaw nie znał - jednak kiedy dostrzegł te błękitne, świecące niemal ślepia, niczym piorun rozbłyskujący się na nocnym niebie dotarły do niego wyparte już dawno wspomnienia.
 Odwrócił wzrok - nie ze wstydu jednak, tylko w próbie niepogrążenia się teraz w myślach. Skupił je więc na słowach towarzyszki dziewczyny, które - choć wypowiadane przez osobę stojącą już jedną nogą w grobie - były niczym wychodzące zza ciemnych chmur promyki słońca. Ponadto zwróciła uwagę na perfumy, których on, ze względu na swoją niewiedzę, nie potrafił podważyć.
 I wydawać by się już mogło, że cały ten cyrk dobiegał końca, że zebrane dowody okazywały się nie być tak niepodważalne - gdy Saiyuri ponownie postanowiła zabrać, swój pożal się boże, głos. Spojrzał na nią.
 “…ktoś przez dobre trzy lata ciężko pracuje nad stworzeniem jednego z bardziej niebezpiecznych demonów…”
 “…choć do tworzenia Hinagami nie są potrzebne żadne świstki z zapisanym nazwiskiem”
 Czy nie dziwne było to, jak niespodziewanie wiele wie na temat demona?
 “…więc czemu taki się znalazł? Nikt z was nie jest ciekawy?”
 Och, tak. Był ciekawy - szczególnie teraz go tym zaciekawiła. Dlaczego Shiro miałby być tak bezmyślny, by wsadzać tam pergamin z własnym nazwiskiem, skoro nie był konieczny, jednocześnie też wskazując winę na samego siebie?
 ”…bo to my jesteśmy tu najbardziej poszkodowani…”
 Czy aby na pewno? A może komuś po prostu zależało na zdobyciu władzy?
 ”…ma na imię Shigure, jest dość świeżym turystą…”
 Powoływanie się na turystę, którego nikt nie zna? Równie dobrze mogłaby powiedzieć, że był tam z nią jelonek Bambi - byłby tak samo wiarygodny jak turysta, o którym ani nikt nie słyszał, ani go nie widział.
 Przyłożył dłoń do ust, niby w geście zamyślenia - tak naprawdę chowając za nią rodzący się na nich delikatny uśmiech, spowodowany groteskowością tej sytuacji. Od niektórych swoich naturalnych zachowań nie mógł się, mimo wszystko, powstrzymać. Nie musiał dzielić się swoimi wątpliwościami, dziewczyna sama je wzbudzała - po prostu otwierając buzię.
 “Myślicie, że jest na tyle głupi, aby zachować numer swojego telefonu?”
 Analogicznie do włożonego pergaminu - czy był?
 Dzwonek telefonu rozbrzmiał, co teraz - po wszystkich tych wywodach - niespecjalnie go zdziwiło. Wyglądało na to, że wręcz wiedziała, jakoby numer należał do niego - co było równie ciekawe.
 Oderwał dłoń od ust, wyrażających teraz nic więcej jak powagę.
 — Czy to, Yama-dono, są już wszystkie dowody, które macie nam do zaprezentowania? — spytał się, chcąc być pewien, że za chwilę nie wyskoczy z - równie absurdalnymi - zdjęciami czy też może nagraniami z tego, jak Shiro własnoręcznie tworzy lalki. A może nagrał się jeszcze na sekretarce i sam przyznał do winy?
 Wszystko to, jak dotąd, wyglądało jedynie na marną próbę wrobienia kogoś i zatuszowania swoich własnych występków. Nie odzywał się jednak dalej, czekając na reakcję pozostałych i odpowiedź z jej strony.
Anonymous

Powrót do góry Go down

magnes na yōkai
Coraz mniej podobało jej się to nieplanowane wyjście. Nie minęło dużo czasu, a cała sytuacja zaczęła jej grać na nerwach. Drażniła ją łatwość, z jaką wszyscy rzucali wyrokami. Drażniła ją wyższość, z jaką ród Koyasuryo traktował innych. To nie była dyskusja, to było rzucanie słowa przeciwko słowu. Żadna z rodzin nie chciała przegrać, choć wszyscy od początku byli przegrani.
Nie podobały jej się słowa prababki. Choć nie są przez nas respektowani, powinniśmy ich traktować z szacunkiem. Cholerna konformistka. Cholerni Banmasi! Wszyscy, oprócz rodu Koyasuryo, próbowali bezskutsecznie udawać, że na tę chwilę opinia członków Yamy ma jakieś znaczenie. Czy kogokolwiek oprócz pokrzywdzonych obchodziło w ogóle morderstwo? Junko nie mogła uczestniczyć w dyskusji, bo jej podejście do sytuacji różniło się na fundamentalnym poziomie. Najchętniej pozabijałaby wszystkie głowy rodu, wyzbyła się tego hierarchicznego podziału i uciszyła wszystkich szlachciców wartych tyle, co nic! A tak naprawdę to wolała się nie mieszać w ich sprawy, bo nigdy nie miała ani nie chciała mieć mocy sprawczej, żeby cokolwiek zmienić.
Zniecierpliwiona ukradkiem zerkała na babkę. Nerwowo stukała palcami o stół, w drugiej dłoni miądląc papierosa, który już dawno stracił swój kształt, a kilka okruszków tytoniu spadło na spodnie dziewczyny. Wodziła wzrokiem po twarzach zebranych, nie pozwalając sobie, by zatrzymać spojrzenie na kimś na dłużej niż kilka sekund. Wydawało jej się, że to spotkanie będzie tylko formalnością, że nie ma możliwości, iż Shiro przegra z oskarżeniami Yamów. A wtedy Saiyuri ponownie zabrała głos, serwując wszystkim kolejną porcję informacji.
Tak. Na wrobieniu Shiro w morderstwo mógłby zyskać... prawdopodobnie każdy. To dość prawdopodobne. Tylko kto by się tego podjął? Zostawiając tak błahe dowody... Przyjrzała się treści wiadomości. Nie znała kontekstu. Co groziło rodzinie Yama? Dlaczego ktoś postronny o tym wiedział? Czy to wszystko to jakiś głębszy spisek? Żyła w izolacji, brakowało jej podstawowych informacji. Nie mogła połączyć faktów.
Sytuacja zdawała się być coraz bardziej nieprawdopodobna. Nic nie łączyło się w całość. Skubała końcówkę kucyka, modląc się, żeby narada jak najszybciej się skończyła. Wszystko było tak kuriozalne. Utkwiła obojętne spojrzenie w drewnianym stole. Słysząc kiczowaty dzwonek telefonu, który Shiro Koyasuryo wyłożył właśnie na stół, jej oczy rozszerzyły się, brwi uniosły wysoko, na twarz wstąpił kpiący uśmieszek. Nie mogła uwierzyć, że morderca miał ze sobą dowód, który mógł wpędzić go do grobu. Czy głowa rodu Koyasuryo była naprawdę tak głupia? Czy to wszystko jej się śniło? Bo Junko zdawało się, że znajduje się w swoim najgorszym koszmarze. Głowa kotłowała się jej od pytań.
Poderwała wzrok, kiedy głos zabrał Goro. Jego spokojny ton sprowadził ją na ziemię. Dzwoniący telefon był tak dobitnym, ale i absurdalnym dowodem. Czy ktoś go podłożył? W jaki sposób mógł wsunąć telefon w kimono Shiro? Czy to jakiś podstęp? W co oni się bawią?
Posłała babce zdegustowane spojrzenie. Niczego nie rozumiała. Choć gdzieś z tyłu głowy czuła tlącą się chęć poznania prawdy, zbywała ją myślami jak bardzo nie znosi tych ludzi i tego miejsca, i że nigdy więcej się tutaj nie pojawi.
To jakiś żart... — wyszeptała do babki — Wychodzę  — oznajmiła, ale nie ruszyła się z miejsca. Chciała jej wytłumaczyć, że nie powinna się tu od początku znaleźć, że nic a nic się nie zmieniło, a ona nie chce uczestniczyć w obradach skorumpowanych i rządnych władzy. Była ciekawa, co o tym wszystkim sądzi babka. Czy po telefonie zabierze głos?
Junko

Powrót do góry Go down

Tak tkwiłaby dalej nieruchomo, gdyby zza jej pleców nie odezwał się Hizashi. Obróciła się bokiem do krzesła i spojrzała na kuzyna z uniesionymi brwiami oraz lekko rozchylonymi ustami, jakby nie wierząc w to, co słyszy.
- Naprawdę myślisz, że ktokolwiek piastujący pozycję głowy rodu - prawdopodobnie gdyby byli sami to dodałaby w tym momencie "poza aktualną Yamą" - mógłby być tak gł... - odchrząknęła, uświadamiając sobie swoje zagalopowanie - ...nieuważny, aby mordercze laleczki podpisać swoim imieniem i nazwiskiem? Bez przesady, tak się zachowują żądni atencji nastolatkowie, a nie... - urwała swój teatralny szept, aby spojrzeć znacząco w kierunku Shiro.
Dopiero wtedy zauważyła Hakaku i obdarzyła go ciepłym, pokrzepiającym uśmiechem. Nie do końca wiedziała jakie aktualnie żywił uczucia wobec oskarżonego, ale chciała podnieść na duchu kumpla z dawnych lat.
Następnie przeniosła spojrzenie na Yoshiko. Zapach jej papierosa działał na Onishi nieco kojąco, bo kojarzył jej się głównie z imprezami. Sama babcia natomiast prawiła tak dobrze, że zgodnie ze starym powiedzeniem Meisa była gotowa polać jej. Jednocześnie ewidentnie bawił ją fakt, że ród Yama był tak blisko - kolokwialnie mówiąc - udławienia się własnym członkiem. Próbowała to rozbawienie ukryć, ale na jej twarzy można było zauważyć grymas będący próbą neutralizacji uśmiechu.
Kiedy natomiast odezwał się Asano, brunetka ułożyła rozchylone usta w dzióbek, jakby nie mogąc się zdecydować, czy jest zaskoczona czy też jakimś dźwiękiem chciała podkreślić jak silna była to obraza. Milczała, ale mimika jej twarzy prawdopodobnie robiła całą robotę. Zaskoczenie ustąpiło miejsca uśmiechowi, gdy jej ojciec poparł stronę Koyasuryo. Wreszcie się w czymś zgodzili.
Następnie westchnęła, gdy znów zabrała głos Saiyuri. Meisa skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i przyglądała się jej z uniesioną brwią. Nie mogła odmówić jej odwagi w walce w takiej sprawie, przeciw praktycznie wszystkim ważnym osobom w mieście. Dziewczyna ściągnęła brwi, gdy białowłosa zaczęła korzystać z telefonu, a uaktywniła się właśnie komórka białowłosego. Co do kurwy?
- Jak wyjdzie na twoje to stawiam ci piwo. - burknęła do Hizashiego, odwracając się do niego jeszcze na krótką chwilę.
W końcu znów odezwał się "ulubieniec" dziewczyny, a mianowicie Goro. Rozbawieniometer powoli zaczynał sięgać szczytu, bo nie mogła odmówić mu dobrej roboty przy obronie rodu. Dobrze, że jednak nie zasnęła.
- Nie wiem ilu z zebranych o tym wie, ale może rzuci trochę więcej światła na sprawę. Tego samego dnia, w którym zginęła Mae Yama, dwóch turystów zostało zaatakowanych przez laleczkę. Jednego udało się mi i jednemu z policjantów uratować. Jaki więc byłby motyw morderstwa dzieciaka z Ameryki? Z całą pewnością nie-mieszańca?
Z szacunku do wszystkich wstała, kiedy mówiła, następnie ponownie zajęła swoje miejsce po zakończeniu wypowiedzi.
Anonymous

Powrót do góry Go down

specjalista od ucieczek
Zdenerwowany Hizashi zacisnął rękę na rękojeści swojej katany. Dziadkowie, którzy już dawno powinni być na emeryturze, przypomnieli sobie czasy swojej świetności. Upominają młodzież, a sami swoim zachowaniem pokazują swoje najgorsze nawyki.
- "Odezwał byś się pieprzony staruchu, a nie kręcisz głową. Zaraz sobie kark skręcisz" - Pomyślał patrząc na Nanbu.
Westchnął tylko i już chciał uspokoić całe towarzystwo kiedy głos zabrała starsza z rodu Banmasa.
- Proszę o spokój Asano San, Shiro San. Ród Myohoji jest odpowiedzialny za przebieg dzisiejszego zebrania. - Powiedział ze spokojem, zerkając tylko na głowę swojego rodu.
Ciekaw był czy czeka go za to jakaś reprymenda, w końcu był z bocznej gałęzi, a nawet Meisa nie zareagowała na słowa tych pierników. Kiedy właśnie zdążył o niej pomyśleć, ta zwróciła się do niego.
- Chcesz poznać moją opinię na ten temat? Hakaku był odpowiedzialny za badania tych dowodów, a raczej nie pogrążyłby członka swojej rodziny. Poza tym mówimy o Koyasuryo - Odpowiedział swojej kuzynce szeptem.
Następnie głos znów zabrała ta białowłosa dziewczynka która to chyba miała zostać głową tego rodu. Słysząc to co mówiła zaczął się zastanawiać czy naprawdę nie było lepszego mówcy na jej miejsce.
- "Ktoś chciał wrobić Shiro? Ciekawa dedukcja. Tylko kto i po co? Idąc tym tropem zaraz Yama zaczną bronić Koyasuryo i razem będą szukać innego winnego" - Myśląc o tym usłyszał kolejną niedorzeczność z ust dziewczyny.
- "Głupia, zeznania jakiegoś przygłupa zadającego się z Yama są jeszcze mniej warte niż Twoje słowa" - Pomyślał, jednak biorąc pod uwagę powagę spotkania zachował to dla siebie.
Nie wniosłoby to bowiem nic do dyskusji, a co najwyżej dało powód do marudzenia staruszka. Jedyną sensowną rzeczą jaką usłyszał od przedstawicielki Yama było uciszenie swojego brata. Kolejny głos zabrał Goro który to postanowił zabawić się w doszkalanie czarnowłosego przedstawiciela rodu Yama. Nie byłoby w tym nic złego, co więcej było nawet zabawne, niestety powiedział kilka słów za dużo co rozdrażniło Hizashiego.
- Niedorzeczna sugestia Goro San. Zawód policjanta jest zawodem wysokiego zaufania. Ponadto osobą odpowiedzialną za badania dowodów była osoba z waszego rodu - Powiedział nie kryjąc swojej irytacji.
Wisienką na torcie miał być telefon Mae, który Saiyuri pokazała by wszyscy mogli go obejrzeć, a następnie wykonanie z niego połączenia do osoby która wysłała jej sms. Kiedy odezwał się telefon Shiro, Hizashi tak jak i pewnie większość uczestników narady zaczęli się zastanawiać czemu przyniósł tu dowód który świadczył o jego winie. Czyżby był aż tak skretyniałym idiotą? Westchnął tylko i pokręcił głową.
- Chyba możesz już się zastanawiać gdzie się wybierzemy na to piwo - Zwrócił się szeptem do Meisy.
Hizashi

Powrót do góry Go down

   Dostrzegłszy Meisę wśród zebranych, odwzajemnił jej uśmiech. Choć musiał przy tym przyznać, że w duchu wcale nie było mu do śmiechu.
  Z uznaniem spojrzał w stronę Goro, który zdaniem Hakaku, w bardzo zdolny sposób uciszył Oitsume i odparł jego bezczelne słowa.
   Gdy po wybraniu przez Saiyuri numeru telefonu, zadzwoniła komórka Shiro, Hakaku nieco pobladł. Było to wręcz... komiczne. Słysząc coraz więcej wspomnień na temat pracy policji, a tym bardziej swojej własnej, Hakaku poczuł, że nie może dłużej milczeć. Choć wcale nie miał na to ochoty, zdecydował się wypowiedzieć na temat prowadzonego przez siebie śledztwa i przedstawić wątpliwości, które nękały jego samego od momentu, kiedy w jego ręce dostał się materiał dowodowy.
   — Za pozwoleniem... — Powiódł wzrokiem po głowach rodów, oczekując na oznakę stosownej aprobaty, po czym kontunuował. — Myślę, że jako przedstawiciel policji, powinienem zabrać głos i sprecyzować kilka rzeczy. Osobiście zajmowałem się zabezpieczaniem, wstępnym badaniem oraz dalszym przekazaniem dowodów do analizy. Nie jestem jednakże specjalistą w absolutnie każdej możliwej dziedzinie kryminalistyki — jest to wręcz niemożliwe. Jak przy każdej sprawie, starałem się zbadać materiał z miejsca zbrodni najlepiej, jak potrafiłem i myślę, że jakość tych badań jest zauważalna przez nas wszystkich. Nie mogę jednak ukrywać, że są to bardziej poszlaki, niż jednoznaczne dowody i z każdą kolejną, zaczynałem mieć coraz więcej wątpliwości.
  Hakaku uniósł rękę i wskazał na pergamin znajdujący się pośród zebranych w sprawie dowodów.
   — Moim zdaniem, znaleziony pergamin jest w tej chwili najmocniejszym dowodem i na nim też starałem się skupić. Na zbadanym przeze mnie papierze, znalazłem odciski palców. Większość, niestety była rozmazana, ale udało mi się zidentyfikować te należące do dwóch osób. Pani Saiyuri Yama oraz... pana Shiro Koyasuryo. To jednak nie koniec! Na podstawie analizy włókien stwierdziłem, że nie jest to zwykły papier, który można dostać w byle sklepie. Wzór i skład chemiczny pokrywają się z oficjalną papeterią używaną przez ród Koyasuryo. Jeżeli była to papeteria z kancelarii pana Shiro, to oczywiste, że były na niej jego odciski palców. Nie ma jednak jednoznacznych dowodów, że to on sporządził notkę. Jak zauważył mój kuzyn, pismo pana Shiro widziało wiele osób i mogło zostać ono podrobione. Ciężko też byłoby zwrócić uwagę na kradzież pergaminu — jeżeli takowa miała miejsce — ponieważ któż liczyłby każdą jedną kartkę? A jednak nie jest ona niemożliwa. Według mojej opinii, wyjaśnienia są dwa i wybaczcie mi, proszę, zuchwałość: winowajcą jest rzeczywiście pan Shiro albo... — mocno zaakcentował ostatnie słowo. — Albo ktoś usilnie stara się nas przekonać, że tak właśnie jest, podsuwając nam pod nos wręcz zbyt dużo oczywistych poszlak. Zastanówmy się nad tym. Czy rzeczywiście jakakolwiek osoba, która pieczołowicie przygotowywała demoniczne lalki według skomplikowanego rytuału przez całe trzy lata pozwoliłaby sobie na tyle błędów? Perfumy, wiadomość SMS, odciski palców, pozostawienie własnego podpisu... To wręcz nie pasuje do profilu sprawcy! Telefon nie został także przekazany policji do zbadania natychmiast. Cóż drodzy państwo pomyśleliby sobie oglądając miejsce zbrodni? Prawdopodobnie, że był to dobrze przemyślany, przygotowywany przez lata plan. Czy naprawdę sprawca nie zadbałby o wszystkie te szczegóły? Sytuacja wydaje się wręcz groteskowa! I przy tym natłoku poszlak, żadna nie jest przesądzająca; nic co mogłoby nas wszystkich w stu procentach przekonać, że winowajcą jest bezsprzecznie pan Shiro.
   Zrobił krótką pauzę, by wziąć oddech.
   — Sądzę, że warto także wziąć pod uwagę kontekst społeczny tej zbrodni. Kto jest głównym podejrzanym? Kto ofiarą? Pan Shiro jest osobistością znaną i szanowaną w całym Oguni. Nie zdziwiłbym się, gdyby miał wrogów bądź przynajmniej osoby, które z chęcią zobaczyłyby jego upadek i skalały opinię naszego rodu. Nie chcę także niczego sugerować i chciałbym już teraz wyrazić moje współczucie dla rodziny Yama z powodu waszej niepowetowanej straty. — Skłonił lekko głowę w stronę przedstawicieli rodu Yama. — Jednak jako policjant, nie mogę zapominać, jak ogromna jest to dla państwa okazja do podniesienia swojego statusu społecznego w Oguni. A także, że drugą osobą, której odciski palców znalazłem na pergaminie należą do pani Saiyuri Yama i że świadkiem mogącym potwierdzić zeznania na temat telefonu jest nikomu nieznany turysta. Myślę, że to dostatecznie dobrze obrazuje, jak bardzo niejednoznaczne są dowody, by móc z przekonaniem mówić o czyjejkolwiek niezaprzeczalnej winie. Przede wszystkim, brak solidnego motywu, dla którego pan Shiro mógłby chcieć zamordować panią Mae. Nie wspominając o tym, że poza panią Mae, byli też inni zaatakowani. Po co przywódca rodu Koyasuryo miałby pragnąć śmierci nie tylko szanownej pani Mae, ale także przypadkowych osób z Oguni? Tutaj przyznaję po stokroć rację pani Yoshiko w jej mądrych słowach — nie zapominajmy, że niewłaściwy osąd może kosztować kogoś życie.
  Hakaku mówił szczerze, a przynajmniej przez większą część swojej przemowy. Rzeczywiście nie był dostatecznie mocno przekonany o winie Shiro. Czy rzeczywiście przewodzący ich rodem mógł być aż tak... głupi? Po co miałby porywać się na tak szalony plan, jeżeli nie potrafił zadbać o najbardziej oczywiste szczegóły?
Anonymous

Powrót do góry Go down

  Nadal nie zabierał głosu.
  Każdy kolejny padający ze strony innych osób argument, zaszczepiał w nim jeszcze większe zwątpienie. Jego brat może i wykazywał się w tym momencie gigantyczną pogardą, ale jak dotąd nigdy nie wykazał się aż taką głupotą, by odwalić farsę która działa się właśnie w tym momencie. Rozbrzmiewający w sali telefon wręcz sprawił, że Akuto miał ochotę się zaśmiać. A on praktycznie nigdy się nie śmiał. To wszystko wyglądało jak jakaś wyjątkowo tandetna sztuka odgrywana przez przedszkolaków. Taka, w której musieli wręcz czytać wszystkie swoje kwestie z kartki papieru, by być pewnymi że nic nie pomylą.
  Wypowiedź Hakaku była jednak największym gwoździem programu. Zamknął na chwilę powieki, nim zwrócił się w stronę rodziny Ryushoji, kłaniając nieznacznie z beznamiętną miną.
  — Proszę o możliwość wypowiedzenia się — jego głos nawet nie drgnął, mimo że w jego środku bez wątpienia szalało tego istne tornado. Rodzina jest najważniejsza. Mógłby powtarzać sobie te słowa do usranej śmierci, niemniej właśnie teraz miały one największe znaczenie. Bynajmniej nie tylko w kontekście jego własnej rodziny. Zrobił krok do przodu, patrząc pokrótce po zebranych.
  — Nie będę powtarzał zdań wypowiedzianych przez inne osoby, niemniej chciałbym podkreślić własne zwątpienie w jednej kwestii. Jakim motywem miałby kierować się mój szanowny brat, zabijając panią Mae? Niezależnie od tego ile o tym myślę, nie jestem w stanie znaleźć żadnego sensownego powodu. Proszę wybaczcie mi moją zuchwałość, ale jej morderstwo nie przynosi mojemu rodowi żadnej korzyści. Nie umocnilibyśmy własnej pozycji morderstwem kogoś, kogo istnienie nie ma w oczach mieszkańców wartości. Nie nadaje się to nawet na żadne miano pokazu siły. Dlatego pozwolę sobie zadać kilka zasadniczych pytań, na które uważam że powinniśmy odpowiedzieć w pierwszej kolejności. Po pierwsze, czy pani Mae miała jakichś szczególnych wrogów, bądź żywiła do kogoś urazę? Być może wdała się w ostatnich tygodniach w poważniejszą kłótnię, wyglądała na zatroskaną? Nie będę pytał o wszystkie osoby, do których mogła żywić urazę, bo biorąc pod uwagę sytuację rodziny Yama, musielibyśmy podejrzewać całe Oguni. Jest jednak jeszcze drugi aspekt.
  Zamilkł na krótką chwilę, biorąc nieco głębszy wdech niż kontynuował swoją wypowiedź równie spokojnym głosem co wcześniej.
  — Mimo upływającego czasu, sytuacja rodziny Yama zdaje się stać w miejscu. Ciężko mówić tu o jakimkolwiek wzroście szacunku czy przywróceniu do łask mieszkańców. Nie zauważyłem też osobiście, by pani Mae dążyła jakoś szczególnie do zmiany tej sytuacji. To z kolei sprawia, że zastanawiam się nad podejściem do jej rządów reszty rodziny Yama. Czy wszyscy byli z niej zadowoleni? A może zaczęły pojawiać się głosy, że zwyczajnie nic się nie zmienia. Być może ktoś uznał, że zniknięcie pani Mae i zastąpienie jej będzie w tym wypadku najlepszym wyjściem. Kimś rezolutnym. Kimś kto nie będzie się bał zabrać głosu i przeciwstawić dotychczasowej sytuacji.
  Skłonił nieznacznie głowę z krótkim "nie mam na ten moment nic więcej do dodania" i cofnął się z powrotem na miejsce, w którym stał.
Anonymous

Powrót do góry Go down

 Musiała przyznać, że robiło się coraz ciekawiej. Nie znała żadnych szczegółów sprawy oprócz tego, co sama widziała na wzgórzu, więc praktycznie wszystko, co do tej pory usłyszała, było dla niej nowością, ale po minach innych uczestników zebrania zaczynała się powoli orientować, które informacje były powszechnie znane, a które po raz pierwszy ujawniono dopiero tutaj. Na przykład kwestia telefonów – sądząc po twarzach zgromadzonych, większość z nich słyszała o tym pierwszy raz, a z tego, jak nagle zbladł Shiro, nietrudno było wywnioskować, że nie spodziewał się tego, co właśnie nastąpiło. Delikatnie potarła podbródek, zastanawiając się, po czym szybko naskrobała na kartce z notatnika:
Ojī-san, czy policja wiedziała o wszystkich dowodach?
 Następnie przesunęła ją w stronę Asano, a kiedy widziała, że już ją przeczytał i spojrzał na nią, leciutkim ruchem ołówka wskazała na Hakaku. Czy jego bladość była reakcją policjanta, który widzi dowód, którego nikt mu wcześniej nie pokazał, czy członka rodziny, której głowa właśnie pogrążała się coraz bardziej, w dodatku na własne życzenie? Tego nie wiedziała, i nie przypuszczała, żeby Asano-san to wiedział, ale uznała, że warto było zwrócić na to uwagę.
 Skrobiąc nadal notatki, spojrzała w stronę trzech przedstawicielek rodu Banmasa. Ich reakcji też była ciekawa. Wyglądało na to, że żadnej z nich nie podobało się to, co działo się na sali, acz każdej z innego powodu. Ciekawa była, co nastąpi pierwsze – czy Junko-san opuści pomieszczenie, czy Hirata-san zejdzie z tego łez padołu, czy też Yoshiko-san wgniecie wszystkich w ziemię, a następnie uwędzi się w dymie papierosowym i poczuciu zasłużonego samozadowolenia?
Anonymous

Powrót do góry Go down

...
Anonymous

Powrót do góry Go down

Yoshiko siedziała tak, jak wcześniej z twarzą muśniętą pół-uśmiechem. Lewą rękę trzymała na stole, zaś prawą, raz za razem, zbliżała lufkę do ust. Uważnie obserwowała twarze zgromadzonych, choć znacznie bardziej skupiała się na słowach, które wypowiadają. Nie zwykła wtrącać się w połowie dyskusji, znacznie bardziej preferowała rolę mówcy końcowego. Nie ulegało wątpliwości, że starsi rodów doskonale zdawali sobie z tego sprawę i był to czynnik, dzięki któremu baba wciąż mogła cieszyć się nieposzlakowaną opinią, a nawet być niejako kreatorem opinii. Zawsze wystrzegała się przedwczesnego wydawania wyroku i stała na straży tego, by nie pozostawiał on cienia wątpliwości. W życiu kierowała się głównie chłodną kalkulacją, która zgrabnie omijała wszelkie matactwa, czy oceny definiowane pochodzeniem albo pozycją.
 Nie mogła, choć chciała, nie zgodzić się ze słowami Goro. Tak, to prawda, każdego można kupić. Nikt nie jest „bezcenny” – to tylko pusty frazes podobny wydmuszkom. Dowody mogły być sfałszowane. Żadna to tajemnica ani odkrycie. Na przestrzeni setek wieków popełniano zbrodnie i ukrywano je informacjami wyssanymi z palca, skrytymi pod woalem wiary w ludzi prawa. I te, które przedstawiła Saiyuri, wydawały się im podobne. Nic tu nie miało sensu. Dosłownie – nic. Czy głowa rodu Koyasuryo byłaby na tyle zuchwała, by podpisywać się własnym imieniem? Seniorka skrzywiła się na tę myśl. Szanowany ród nie pozwoliłby, by pieczę nad całym dorobkiem przodków przekazać komuś nieodpowiedniemu. Być może Shiro był narcyzem pozbawionym szacunku do wszystkich i wszystkiego, ale czy to powinno jakkolwiek zmieniać sprawę? Nie. Ilu ludzi, tyle charakterów. Mógł, choćby i, napluć wszystkim w twarz, a i tak nikt nie miał prawa określać go mianem „winny”, póki nie zapadnie wyrok. Nie on musiał udowodnić swoją winę. Te czasy już minęły. I dobrze.
 Skupienie przerwała siedząca obok dziewczyna: zachowywała się jak rozkapryszony bachor. Znaczy, nie żeby to rozkapryszenie i chęć stawiania na swoim było czymś nowym dla Junko. Po prawdzie, nie można było obwiniać ją za takie, a nie inne podejście do sprawy. Wciąż była młoda, niedoświadczona, a jej podejście do świata, cóż, znacząco różniło się od tego, którego oczekuje się od członka rodu. Yoshiko nie zamierzała stosować na wnusi kar. Bynajmniej; niech wzbiera na nienawiści i niechęci, niech kręci nosem i buntuje się, to zapewni jej bezpieczeństwo i możliwości, o której uległe persony mogą jedynie pomarzyć. Nie mogła jednak zrobić jednego – wyjść. Wtedy zaciągnięcie jej tu pozbawione byłoby sensu. Seniorka złapała wnuczkę za rękę, dość mocno, a przynajmniej na tyle, by jasno dać do zrozumienia, że nie ma prawa ruszyć się nawet o milimetr.
 — Siedź jak siedzisz — wycedziła cicho, posyłając dziewczynie wzrok reprymendy. Nie zamierzała wchodzić z nią w dyskusje; była na to za stara. Jeśli istnieje na świecie jedna rzecz, której szatynka musi przestrzegać, to zasady wysuwane przez babkę. Naturalnie, mogła ją zignorować, postawić na swoim i teatralnie wyjść. Wątpliwe jednak, że zostanie jej to puszczone płazem. Oh, baba nigdy nie należała do osób sentymentalnych z gołębim sercem. Ludzi zwykła traktować jak pionki pozbawione indywidualnej wartości. Nie byłoby więc w tym nic dziwnego, gdyby postanowiła, tuż po zakończeniu spotkania, pozbyć się „problemu”. Czy dziecię chciało, czy nie, musiało przestrzegać pewnych reguł. Głównie tego, by siedzieć na dupie i posłusznie obserwować. Tak, jak robiła to Yoshiko, która niemal natychmiast wróciła do swojej charakterystycznej, napiętej jak struna, pozy.
 Kolejne przemówienie Saiyuri z rodu Yama. Fakt, do stworzenia Hinigami nie były potrzebne pergaminy. Nie było potrzeby, by to robić. Więc czemu, bo na ten moment świstek pozostawał jedynym „dowodem”, tak usilnie go obwiniała? Baba popatrzyła na nią surowo, acz nie bardziej, niż zwykle. Mae Yama zmarła między 19, a 20, jeśli wierzyć raportowi. O 18:47 Saiyuri Yama odebrała telefon. Świadkiem był nikomu znany turysta. – powtórzyła w myślach, przykładając lewą rękę do ust. Powoływała się na kogoś zewnątrz, a to już samo w sobie było podejrzane. Gdy telefon poszedł w obieg, a w końcu trafił w ręce seniorki, naturalnie oplotła wzrokiem nie tylko wspomniane połączenia, ale również inne. Z przezorności. „Hideo” – zmrużyła oczy, chcąc przypomnieć sobie twarz tego, który nosił to imię. Komendant. Przekazała urządzenie w dalszą podróż. Przez głowę przeszła jej myśl – czemu dopiero teraz pokazuje telefon, czemu nie trafił on w ręce policji, na którą się powołuje, czemu, cały ten czas, był w jej rękach. I wtedy stało się to, czego nikt się nie spodziewał. Akcja rodem ze starych, tanich filmów detektywistycznych, uchowanych na kasetach VHS. „Protagonista”, będący dotąd w potrzasku, odnajduje wyjście, dobywa oręża i przebija pierś, dotąd niezwyciężonego, antagonisty. I oto, rozbrzmiewa telefon. To miało prawo wyglądać przekonująco tylko na ekranie. Baba, z zażenowaniem, skrzywiła usta. Białowłosa nie była najbieglejsza w wystąpieniach, to fakt, który można zwalić na młody wiek, jednak jednego przepuścić Yoshiko nie była w stanie – braku szacunku do wszystkich, którzy pochylili się nad nimi. Ewidentnie, mimo zapewnień, nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. To nie był teatr czy kino, by budować napięcie. Jeśli miała jakieś dowody, winna przedstawić je już na początku. Ciężko było traktować ją jako pełnoprawnego rozmówcę, gdy w tak infantylny sposób podchodziła do sprawy najwyższej wagi. Sprawy, którą sama podniosła. Sprawy, w której sądzony był los drugiego człowieka. I choćby żywiła do niego nienawiść, musiała zachowywać się odpowiednio. Być może grała na czas, nęciła słowami. Na Amaterasu, po cholerę? Bawiła się z nimi w kotka i myszkę, szydząc z poważania, jakim ją obdarzyli. Możliwość, że Shiro zabrał ze sobą telefon, z którego wykonał telefon, była gwoździem do trumny. Bynajmniej Shiro.
 „Domaganie się sprawiedliwości”, „jesteśmy najbardziej poszkodowani”, „nikt z nas”. Czemu tak uparcie broniła swojej rodziny? Nikt przecież nie podniósł argumentu, który by w nich uderzał. Wstrzymała się od komentarza, choć na usta cisnęły jej się słowa reprymendy. Ale od tego byli inni, dawno temu wyznaczeni ludzie.
 — Podsumuję dotychczas uniesione słowa i opinie — zaczęła, znając swoje miejsce w szeregu. Nie musiała uczestniczyć w zażartej dyskusji czy dyskredytować, nie. Jej zadaniem było wyciągnąć wszystkie za i przeciw a następnie przedstawić je w przystępnej formie. Starsi wiekiem wiedzieli o tym. Niejedno spotkanie przyszło im przeprowadzić w taki, a nie inny sposób. Działali więc jak jeden organizm, choć różnił ich ród. Oczywiście, nie można potępiać i oczekiwać od młodych, że natychmiast zaadoptują się do zupełnie im nieznanej sytuacji. Nikt też tego nie oczekiwał. Chcąc nie chcąc, to właśnie na seniorach spoczywała odpowiedzialność za to, by nauczyć ich sztuki dyskusji i pertraktacji. Większość była już jedną nogą w grobie, więc, jakby nie patrzeć, istniał w tym wszystkim jeden pozytyw – nauka.
— Nie odnaleźliśmy motywu, dla którego szanowny Shiro-dono mógłby zechcieć zabić szanowną Mae z rodu Yama. Fakt, iż ataki przypuszczono także na turystów, nie sprawia, że możemy go obarczyć winą — w tym też momencie swój wzrok przeniosła na Meisę, by zaraz na powrót wbić ślepia w Saiyuri. — Dowody, którymi dysponujemy, są niepełne lub wątpliwe. Wykonane przed chwilą połączenie, w mojej opinii, trącało o groteskę i niepotrzebne wzbudzanie emocji. Ciężko też wierzyć prawości tego czynu. Jaki był cel przetrzymywania ów urządzenia? Pozostałe dowody, ponad wszelką wątpliwość, znalazły się w rękach ludzi prawa. Czemu więc szanowna Saiyuri-san, nie przekazała i tego? Wątpliwości, które zrodziły się podczas dyskusji, są zasadne. Nie możemy wysunąć żadnej, logicznej tezy, na podstawie której moglibyśmy nadal traktować Shiro-dono jako podejrzanego. Być może, w świetle wydarzeń, jakie dziś przywołano, należałoby ponownie zweryfikować i prześledzić czynniki, które wpłynęły na śmierć Mae Yama. Doświadczenie życiowe każe mi zadać sobie pytanie – kto zyskałby na śmierci głowy rodu, będącego u schyłku upadku? I to samo doświadczenie życiowe podsuwa mi odpowiedź; rodzina. W tym miejscu, w imieniu starszych rodów, pragnę również przypomnieć, że znajdujemy się w Sali Obrad, budynku, który wzniesiono na pogorzelisku krwawej przeszłości pozbawionej zasad, a nie teatrze. Nie będziemy godzić się na znieważenie pracy naszych przodków poprzez sztuczne budowanie napięcia. — I zakończyła. Tonem, który bynajmniej nie był w całości spokojny, bowiem naiwnie oczekiwać spokoju, kiedy ktoś pluje na groby tych, którzy poświęcili całe swe życie, by miasto mogło funkcjonować właściwie, bez anarchicznych występków.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach