Droga do lasu Shimojo
by Lert Czw Lut 11 2021, 01:29

Kto zagra?
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:44

Rezerwacje wyglądów
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:30

But the darker the weather, the better the man
by Oguni Sro Sty 13 2021, 21:14

Aktualnie słucham
by Junko Wto Sty 12 2021, 21:56

Bar
by Gość Wto Sty 12 2021, 19:37

Ogrody
by Lert Wto Sty 12 2021, 18:27

Stare drzewo
by Gość Sob Sty 09 2021, 00:16

Park
by Gość Czw Sty 07 2021, 20:57


cykadzi grajek
First topic message reminder :


Fuck it, I’mma make ’em all bleed

  Złote oczy wyłapywały blask księżyca niemal równie intensywnie, co ślepia nocnych zwierząt. Noc była ciemna, a szlak oświetlany jedynie mdłym światłem z nieba znacznie odbiegał od bezpieczniejszych terenów miasta. Żaden z tych czynników nie powstrzymał ciemnowłosego nastolatka przed wkroczeniem na niebezpieczne trasy. Szedł przed siebie niewzruszony, całą swoją uwagę poświęcając otoczeniu i idącej kilkanaście metrów naprzód postaci.
  Zapytany o powód tego spaceru nie potrafiłby udzielić odpowiedzi. Mijany na ulicy stróż roztaczał wokół siebie aurę, która zwyczajnie rozkazała Kotarou podążać śladem nieznajomego. Chłopak nawet się nie zastanawiał; odczekał odpowiednia chwilę i ruszył naprzód, cały czas dokładając starań, by zachować odpowiednią odległość. Ciepły, jesienny wietrzyk uderzał mu w piegowata twarz i rozwiewał niesforne kosmyki na wszystkie strony, podczas gdy niebo nabierało szkarłatu, granatu i fioletów.
  Ostatnie promienie słońca zniknęły za horyzontem w przeciągu kilku krótkich minut.
  Gdzieś z tyłu głowy walały się myśli, równie niepotrzebne co odrzucona w kąt pokoju zmięta kartka. Wszystko krzyczało i wrzeszczało, że absolutnie nie powinien łamać reguł, wychodzić po zmroku w ciemny las, szlajać się własnymi ścieżkami, gdy mrok otulał cały świat.
  Wyrywał się z rąk, którymi próbowano go pochwycić i posyłał uśmiech ku kolejnym zakazom. Wiedział lepiej, wierzył w swoje instynkty, wiedział, że przeczucia były trafne.
  Z wysuniętą poza zaciśnięte wargi końcówką języka i dzikim blaskiem w oczach wyciągnął rękę przed siebie, chcąc pochwycić rozmazaną sylwetkę za ubranie.

| ubiór |

Kotarou

Powrót do góry Go down



Fuck it, I’mma make ’em all bleed

  Zamilkł.
  Tym razem nie było to milczenie w oczekiwaniu aż skończy mówić. Nie w temacie rodziców, których nie potrafił osądzić, zwyczajnie ich nie znając. Akuto podczas całego swojego życia praktycznie nie miał styczności z hotelem za wyjątkiem kilku formalnych spotkań, podczas których mógł się dowiedzieć stosunkowo niewiele. Czasem zdarzało mu się w nim pojawiać, by porozmawiać z turystami, nadal były to jednak głównie rozmowy skupione wobec nowych przybyszy niż stałych bywalców.
  Drugi temat z kolei był istnym polem minowym, które najwyraźniej poruszyło w Kotarou coś, czego zdecydowanie nie zamierzał poruszać. A już na pewno nie na pierwszym spotkaniu. Nawet jeśli był na pewien sposób przyzwyczajony do tego, że ludzie mówili w jego towarzystwie więcej niż chcieli, nie do końca odwdzięczał się tym samym. Była cała masa rzeczy, które Koyasuryo chował w środku. Przeróżnego rodzaju historie zamknięte w drobnym czarnym pudełku, zdobionym czerwono-błękitną taśmą. Zrzucone w sam głąb jego samego. Nie chował ich dlatego, że nie potrafił sobie z nimi poradzić. Każdy temat uznawał za przepracowany i zamknięty. Na co dzień starał się nawet nie zaprzątać nimi myśli, gdy jednak łapała go chwila na wspomnienie, umyślnie kontrolował ich przepływ i stan.
  Czy był w stanie zrozumieć słowa Kotarou? Po części. Był to jednak temat, w którym choć zdawał sobie sprawę z tego o czym mówił chłopak, sam już dawno znalazł na to wszystko rozwiązanie, które u niego się sprawdzało. Jak widać urodzenie się z wypaczonym odczuwaniem emocji bywało niezwykle pomocne w codziennym życiu, gdy spojrzeć na to od bardziej traumatycznej strony.
  — Paskudne czy nie, są częścią twojej historii. Każdy nosi całą masę blizn, ale jeśli twoje życie zaczyna się zafiksowywać na fakcie, że je posiadasz... — pokręcił nieznacznie głową na boki. Nie potrafił tego odpowiednio przetłumaczyć, zwłaszcza że już na pierwszy rzut oka widział jak gigantyczne różnice dzieliły jego i idącego obok niego dzieciaka.
  — Wszystko na tym świecie umrze, prędzej czy później. Każda osoba, którą kochasz, łącznie z tobą samym. Rzeczywistość jest bezlitosna. Jeśli jednak odnajdujesz sens w cierpieniu i tęsknocie, sam ściągasz na siebie jeszcze większy chaos. Jeśli chcesz się zamknąć na wszystkich innych, tylko dlatego że straciłeś kogoś ważnego, wszelkie skutki tej decyzji będą tylko i wyłącznie twoim wyborem. Nie będę ci wmawiał, że osoby które umierają chciałyby naszego szczęścia, albo że z czasem będzie ci lżej. Szczerze mówiąc niewiele mnie to obchodzi. Jeśli cierpisz na chłód rzeczywistości i chcesz coś z tym zrobić, znajdź coś co na nowo wprowadzi do niej ciepło. Jeśli wolisz się nad sobą użalać to po prostu w tym tkwij. To nie takie proste i aż tak proste, zarazem — nie patrzył w jego stronę. Słowa wypowiedziane przez Akuto były okrutne w swej szczerości. Nie odpowiedział też na kolejne słowa, chwilowo postanawiając zarzucić wszelkie konwersacje. Wszystko zaczynało się wymykać spod kontroli. Tej nocy tak jak zawsze miał jedynie odbyć swój patrol. Nie przypominał sobie, by zapisywał się na filozoficzne dyskusje z dzieciakiem Momobashich. Czy jego rodzina zdawała sobie w ogóle sprawę z tego ile żalu, smutku i goryczy pożerało ich syna?
  To nie twoja sprawa.
  Nie moja sprawa.


Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek

Fuck it, I’mma make ’em all bleed

  Był zły, ale tylko i wyłącznie na siebie. Sam zaczął temat, a też nie był typem, którym urywa rozmowę w połowie. Rzadko ulegał emocjom, naprawdę rzadko. Potrafił trzymać gardę jak nikt inny, chować wszystko za zaczepnym uśmiechem i kilkoma przekornymi słowami. Opracowana przed laty taktyka zawsze dawała radę.
  A jednak pojawiały się ciemnie dni, dni takie jak ten, gdzie maska zaczynała pękać, bo Kotarou mimo przekonania do swoich umiejętności, nie miał odpowiedzi na wszystkie pytania.
  – Kierujesz się w życiu twardymi zasadami i wydajesz się posiadać odpowiedź na każdy problem. Pewnie ich nie masz, bo nikt ich nie ma, ale nie powinieneś mierzyć ludzi swoją miarą. Nawet jeśli kilka zasadniczych prawd u ciebie sprawdza się świetnie, nie znaczy, że zadziałają u innych. Jednym łatwiej radzić sobie z żalem, drugim gorzej. Niektórzy przykryją blizny kwiatowym wzorem i ruszą dalej, inny rozdrapią skórę do krwi, bo tylko w tym znajdą ukojenie, nawet jeśli chwilowe. Wmawianie komuś, by się nie użalał, może być jak pchnięcie naprzód, problem w tym, że to pchnięcie jest relatywne – jednych zmusi do postawienia kroku naprzód, drugich pośle na ziemię. Mało jest historii o żonie, która zawisła na sznurze po wypadku męża? O matce, która na wieść o zamordowanym synu podcięła sobie żyły? Nie każdy ma siłę, by walczyć, Koyasuryo – Chyba pierwszy raz zwrócił się do stróża tak bezpośrednio. Posłał mu również krótkie, niemal wrogie spojrzenie, ale podobne zgrzyty były chyba po prostu nieuniknione, jeśli spojrzeć na te wszystkie różnice, które ich dzieliły. Wychowywali się nie tylko w różnym środowisku, ale i na różnych zasadach. Ciężko więc było o nić porozumienia, szczególnie przy pierwszym spotkaniu.
  Wbił wzrok w ziemię.
  – Więc czemu... – to nie mogłem być ja? Czemu on? Zacisnął szczęki, tym razem nie będąc w stanie powstrzymać krótkiego warknięcia. Postrzelone biodro jak zwykle w takich momentach odezwało się fantomowym bólem. – Czemu niektóre śmierci następują przedwcześnie? Czy to naturalne, czy nie. Skoro na końcu wszystko i tak zmierza do spoczęcia sześć metrów pod ziemią, to czemu ludziom zdarza się znikać jeszcze szybciej? Jakby życie już i tak nie dokopywało nam w wystarczający sposób. Gdzie tu sprawiedliwość, co? Wiem, nie ma jej, takie życie.
  Nagle tempo, którym szli, nie wydawało się wystarczające. Kotarou miał ochotę zerwać się biegiem naprzód i zniknąć między drzewami, aż wszelkie emocje opadną i będzie mógł znów udawać, że przecież wszystko jest w porządku. Dlaczego coś miałoby być nie tak?
  – Przyspieszmy, zaraz znów się rozleje – Obrócił głowę na bok, w kierunku przeciwnym do Koyasuryo; jak wcześniej korzystał z każdej okazji, by zwrócić wzrok ku mężczyźnie, tak teraz oglądanie kropel spływających po źdźbłach trawy wydawało się ciekawsze.

Kotarou

Powrót do góry Go down


Fuck it, I’mma make ’em all bleed

  Spodziewać by się można było kolejnej dyskusji. W końcu nikt nie lubił pozostawiać ich nierozwiązanych, bądź w połowie, gdy nie do końca byli w stanie przekazać swoje zdanie. Akuto zastanawiał się jednak czy przypadkiem nie powiedział wszystkiego co miał mu do powiedzenia. Wiedział, że kolejne słowa mogą zaszczepić w chłopaku rzeczy, których być może wcale nie chciał mu przekazywać. Słowa, które mimowolnie mogły stać się obietnicą, której nie zamierzał składać, dopóki sam nie zyska pewności, że było to tego warte. Odpowiedział mu więc początkowym milczeniem, pokonując kolejne metry, które być może miały się okazać zbawienne w podejmowaniu decyzji.
  — Masz rację. Jeśli jednak naprawdę chcesz zostać poczuciem bezpieczeństwa Oguni, nie masz w sobie miejsca na podobną słabość — i w jego opinii powinien zastanowić się po raz kolejny czy chciał podążać tą ścieżką. Koyasuryo nie miał najmniejszych oporów przed przeciągnięciem go przez najgorsze konwersacje jakie mógł sobie wyobrazić. Było mu wszystko jedno jak postrzegali go inni, tak długo jak jego akcje osiągały zamierzone skutki. Nie zawsze udawało mu się poprowadzić konwersację w sposób, którego oczekiwał, był to jednak jeden z uroków kontaktów międzyludzkich.
  Nie wiedział czy powinien odpowiadać na pytania, na które chłopak sam znalazł już odpowiedź. Nie był też pewien czy w ogóle chciał usłyszeć jakąkolwiek odpowiedź.
  — Czego szukasz, Momobashi? — zapytał w końcu, działając kompletnie przeciwnie do jego słów. Zamiast przyspieszyć, przystanął w miejscu, zwracając się w jego stronę. Chłodne, uważne spojrzenie czarnych oczu skrytych częściowo za maską, skupiło się na złotych tęczówkach.
  — Z pewnością nie słów wiary i zapewnienia, że każdy  z nas ma jakiś cel, a twój jeszcze najwyraźniej nie dobiegł końca — nawet na sekundę nie opuszczał dłoni, w której trzymał latarnię. I choć wzrok skupiony miał na jego twarzy, kątem uwagi nieustannie kontrolował odbicia w drobnych lusterkach.
  — Nie jestem i nie będę twoją drogą ucieczki. Ani twoją, ani niczyją. Mając świadomość tego wszystkiego, nadal jesteś w stanie z pełnym przekonaniem powtórzyć swoje wcześniejsze słowa? — maska kitsune gwarantująca tę samą nieprzenikalność co dotychczas, nie była tu nawet potrzebna.


Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek

Fuck it, I’mma make ’em all bleed

  Z początku chciał znów zawarczeć, gdy marsz, który powinien zostać przyspieszony, ustał całkowicie. Potrzebował jakiegoś sposobu na zużycie nagromadzonej przez złość energii, a szybkie kroki wydawały się teraz najlepszym rozwiązaniem. Ale stanie w miejscu?
  Nie mógł znieść twardego spojrzenia stróża. Zaciskał szczęki i mrużył wilcze oczy jak karcone dziecko, ale ani na chwilę nie odwrócił wzroku, odbierając całą tę scenę jako bezgłośnie rzucone wyzwanie.
  Po chwili ciszy doszedł do wniosku, że być może ta przerwa była mu potrzebna. Złapał chwilę na porządny oddech, rozluźnił napięte mięśnie; nie wiedząc kiedy uniósł dłoń do twarzy i przetarł zmęczone lico palcami. Być może odpoczynek był tu najlepszym wyjściem.
  – Nie wiem, czego szukam – odpowiedział w końcu, zaczesując zbłąkane kosmyki w tył. – Chyba odpowiedzi. Takich, które będą mi się wydawały wystarczając satysfakcjonujące. Ale równie dobrze mogę się mylić i błądzić za czymś zupełnie innym. Cóż, takie uroki młodego wieku – Wzruszył lekko ramionami. Uspokoił się trochę, widać to było. Nie stał już jak napięta w instrumencie struna, a ruchy powoli odzyskiwały wcześniejszą lekkość.
  Powodem mógł być panujący dookoła chłód, który ostudzał nawet najbardziej zagotowane nerwy, a może to opanowanie Koyasuryo dorzuciło swoje trzy grosze.
  – Ha? – zdziwił się nagle, pozwalając jedne z brwi podskoczyć nieco wyżej od drugiej. Skonsternowany wyraz przez krótką chwilę znaczył piegowatą twarz młodego wilka. – Które słowa? Dużo dziś mówiłem. Zabawne, bo minęło... ile? Godzina? Dwie? Więcej, czy mniej? Nie pamiętam, kiedy ostatnio się tak produkowałem.
  Przechylił głowę na bok i hmknął w zastanowieniu.
  – Czegokolwiek bym nie powiedział, nic się w tej kwestii nie zmieniło. Nie rzucam słów na wiatr i nie odpuszczam, gdy coś sobie uwidzę. Jakby o tym pomyśleć – ma to swoje złe i dobre strony. Zresztą nieważne – Mówił ze wzrokiem cały czas wbitym w lisią maskę. Patrzył na nią uparcie, jakby miała co najmniej pęknąć na dwie połówki i odsłonić skrywaną pod spodem twarz. Nie zrobiła tego.
  W końcu odbił spojrzeniem gdzieś na bok.
  – Nie rozmawiajmy więcej o psie – mruknął, najwyraźniej obierając zwierzę za metaforę całej dyskusji sprzed ledwie momentu. Wolną ręką złapał za skrawek płaszcza czarnowłosego; pociągnął delikatnie za materiał. – Możemy iść dalej? Jestem zmęczony.
  I zdecydowanie nie mówił o zmęczeniu fizycznym.

Kotarou

Powrót do góry Go down


Fuck it, I’mma make ’em all bleed

Masz czas, Momobashi — mnóstwo czasu. Pod warunkiem, że sam nie postanowi go skrócić swoimi akcjami. Przyglądał się każdemu pojedynczemu gestowi z jego strony i błyskawicznych zmianach zachodzących na tego twarzy. Spiętej szczęce, którą po chwili rozluźnił, gestom dłoni zdradzających jego zmęczenie, zaczesaniu włosów do tyłu, które wcale nie wchodziły mu aż tak w oczy. Kotarou wykonywał ich sporo na każdym kroku, być może nawet nie do końca zdając sobie sprawę z tego jak ruchome było jego ciało. Zupełnie jakby tkwienie w miejscu bez najmniejszego drgnięcia było zwyczajnie poza jego zasięgiem możliwości. Nic dziwnego. Ludzie nie lubili bezruchu. Bezruch kojarzył się z niebezpieczeństwem. Wzbudzał nieufność i niepokój. Być może był to klasyczny przykład działającej podświadomości, która ostrzegała przed czającym się drapieżnikiem, czekającym na odpowiedni moment, by zaatakować.
  Jeśli nie wiedział do których słów się odnosił, najwyraźniej jego obietnica nie była aż tak ważna. I choć chwilę później zaczął zaprzeczać, stróż zdążył już stracić zainteresowanie. Dzieciaki zawsze dużo gadały. Często kompletnie nie skupiając się na tym co tak właściwie z siebie wyrzucały. Nie miał im tego za złe, ale nie wzbudzało też to w nim większego zachwytu. Ludzie uwielbiali rzucać słowa na wiatr. Właśnie przez to tak ciężko było podchodzić do nich z przekonaniem, że faktycznie mają na myśli to co mówią i nie zmienią zdania w ciągu dwóch dni.
  "Nie rozmawiajmy więcej o psie."
  Najlepszy scenariusz zakładał wersję, w której nigdy więcej nie będą już ze sobą rozmawiać, a ich ścieżki nigdy ponownie się nie zejdą. Akuto dając mu swój numer, bez wątpienia nie miał w głowie długoterminowej znajomości. Traktował samego siebie bardziej jak standardowe "911, what's your emergency?". Być może nawet on miewał momenty niemałej głupoty, skoro rzeczywiście wierzył, że inni będą mieli pod tym względem dokładnie takie samo podejście.
  Zignorował jego dotyk na własnym płaszczu, rzeczywiście wznowił jednak chód, tym razem narzucając nieco szybsze tempo niż poprzednio. Najwyraźniej nawet jeśli nie spełnił jego prośby wcześniej, postanowił zrobić to teraz.
  Po rozmowie o psie darował sobie dalsze konwersacje. Wyprzedził nawet nieznacznie chłopaka, dając wyraźny sygnał, że nie zamierza podejmować już żadnych tematów, obserwując go jedynie czujnie w lusterku, na wypadek gdyby ten z niewyjaśnionych powodów postanowił gdzieś zwiać. Zatrzymał się dopiero po dotarciu do hotelu. Zatrzymał się przy wejściu i obrócił w jego stronę. Żadnego 'jesteśmy', 'dotarliśmy' czy innego bezsensownego zwrotu. W końcu sam widział, gdzie się znaleźli.
  — Potrzebujesz czegoś jeszcze? — zapytał poprawiając rękawy. Ubrana w dłoń rękawiczka uniosła się ku górze, obserwując przez chwilę pojawiające się na niej krople. Deszcz praktycznie ustał.

Anonymous

Powrót do góry Go down

cykadzi grajek

Fuck it, I’mma make ’em all bleed

  Sam Kotarou też nie był już skory do żadnych rozmów. Milczał przez całą drogą, wsłuchując się tylko w powoli ustający deszcz. Pozwolił myślom płynąć w spokoju, każdą z nich wypuszczając w końcu w świat razem z wydychanym powietrzem.
  – Nie, niczego – mruknął, wchodząc pod dach. Złożył parasolkę i oddał ją stróżowi z uprzejmym skinieniem głowy. – No i dziękuję... Wypiorę kimono przed oddaniem – Skłonił się jeszcze na pożegnanie i postąpił krok w tył, ale po tym stanął w miejscu. Uniósł wzrok ku górze, śledząc sylwetkę mężczyzny, dopóki ten nie zniknął całkowicie w mroku.
  Przez pół nocy leżał na brzuchu, wbijając wzrok w najnowszy zapisany w telefonie kontakt.

| WĄTEK ZAKOŃCZONY |


Kotarou

Powrót do góry Go down

Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Powrót do góry

- Similar topics

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach