Droga do lasu Shimojo
by Lert Czw Lut 11 2021, 01:29

Kto zagra?
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:44

Rezerwacje wyglądów
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:30

But the darker the weather, the better the man
by Oguni Sro Sty 13 2021, 21:14

Aktualnie słucham
by Junko Wto Sty 12 2021, 21:56

Bar
by Gość Wto Sty 12 2021, 19:37

Ogrody
by Lert Wto Sty 12 2021, 18:27

Stare drzewo
by Gość Sob Sty 09 2021, 00:16

Park
by Gość Czw Sty 07 2021, 20:57


  Wybiła wódziesta, podpowiadała mu to nieznośna suchość w pysku, na którą mógłby pomóc tylko alkohol. Nie żeby Jirō był jakimś alkoholikiem, mógł przecież nie pić, gdyby tylko chciał, ale co miał poradzić na to, że akurat pić mu się chciało?
  Zerknął z ukosa na idącego obok Hideo. Nie wiedział co było dziwniejsze, czy to, że po każdej skończonej służbie i tak wracał ze swoim szefem do hotelu (jakkolwiek to nie brzmiało) czy to, że obaj w jakiejś milczącej zgodzie ostatnie godziny pracy wytracali na udawany patrol okolicy, który dziwnym trafem kończył się idealnie w punkcie, z którego mogli wrócić prosto do domu.
  Stwarzanie pozorów było czasem bardzo ważne, nawet gdy wszyscy dookoła i tak wiedzieli swoje. Pewnie dlatego, gdy zbliżali się do jednego ze skrzyżowań, porucznik zgasił odpalonego wcześniej papierosa i wywalił niedopałek do najbliższego śmietnika
  (może śmieci się zapalą i całe Oguni spłonie)
  i ostentacyjnie spojrzał w uliczkę, która nie prowadziła do hotelu, a w stronę bardziej żywej części miasteczka.
- Idę do sklepu, chcesz coś? - spytał najniewinniejszym tonem, na jaki było go tylko stać, próbując pozbyć się szefa z zasięgu uzupełniania alkoholowych zapasów na ten miesiąc.
  Jaki nagle się zrobił miły, usłużny i odważny, by leźć gdzieś sam, mimo później pory.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Dni dłużyły się w czasie letnim nieubłaganie, co doprowadzało Hideo do jeszcze większego narzekania. Oczywiście nie robił tego na głos, tylko w myślach ciągle odtwarzał jedno i to samo zdanie "Kurwa, kiedy koniec?". To miasto przytłaczało go coraz bardziej, a spędził w nim dłużej niż porucznik, obok którego aktualnie szedł. Na początku gniewny, a teraz już nawet nie wiedział, czy miał siłę się tak dalej denerwować.
  Postawił kołnierz płaszcza, czując chłodny wiaterek, który uderzył w niego z uliczki, którą mijali. Papieros w jego ustach nawet nie drgnął, trzymany mocno przez spierzchłe wargi komendanta. Uniósł tylko nieco rękę by wyciągnąć go na kilka chwil i wypuścić nazbierany dym w płucach. Już teraz liczył na to, ze go pożre rak. Lepsze to niż męczenie się z rodami i yokai.
  Tu nic nie było normalne.
  Z tej dość przyjemnej ciszy, która towarzyszyła tej dwójce za każdym razem kiedy wracali z pracy wyrwał go głos towarzysza. Spojrzał na niego z ukosa swoimi kobaltowymi tęczówkami, widocznie zmęczonymi.
  - Mmm... Papierosy? Wino? Coś Ty taki miły dzisiaj? - spytał, bo było to widoczne jak na dłoni. Kiedy ten człowiek czegoś chciał to zamieniał się w jakiegoś takiego dziwnego potulnego baranka, byleby dostać to czego chce. Sprytny lis, choć ta zmiana nie umknęła Ryozo, który wyprostował się nagle wsuwając znów między wargi papierosa.
  - Czekaj, dam Ci pieniądze - mruknął tylko wciskając dłoń do kieszeni płaszcza, w którym szedł. Zerknął jeszcze podejrzliwie na Jirō i wyciągając portfel zaczął przeliczać pieniądze, chcąc dać mu więcej niż mniej.
Hideo

Powrót do góry Go down

  Sekundy mijały tak nieznośnie długo, gdy porucznik wpatrywał się w szefa, próbując wybadać jakikolwiek znak świadczący o tym czy Hideo postanowi jednak iść z nim czy pozwoli mu na samotną wyprawę. Domyślał się, że był tak samo zmęczony jak i on, nie tylko fizycznie, ale i przede wszystkim psychicznie.
- Co tylko zechcesz. Papierosy, wino, a nawet żarcie jeżeli też przestajesz ufać hotelowej kuchni - zaoferował się, do granic możliwości naciągając strunę bycia najmilszym stworzeniem w okolicy, przyłapany jednak wzruszył ramionami - Kto wie, może chcę miłymi uczynkami zagłuszyć własne wyrzuty sumienia spowodowane ostatnim morderstwem... albo uśpić twoją czujność, bo będziesz następny.
  ... albo udawać, że wyjście do sklepu to doskonały powód żeby zaginąć.
  Zmrużył ślepia, wpatrując się w Hideo, nie wiedząc nawet skąd ta myśl przyszła mu do głowy. Jirō oparł się ramieniem o chłodny mur pobliskiej posesji, przy której zatrzymali się na moment i spojrzał ostentacyjnie w wyciągnięty portfel.
- Jeśli nie chcesz mojej zguby, daj mi banknot, byle gruby.
  Przyzwyczajony do bycia chłopcem na posyłki, już najwyraźniej nie miał żadnego problemu przed sępieniem kasy, nawet publicznie. Choć wątpił czy jakiś świadek znalazłby się akurat w pobliżu. Nawet obejrzał się za siebie, lustrując uliczkę uważnym spojrzeniem. Na całe szczęście pusto i głucho.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
Jeszcze przez chwilę zastanawiał się nad tym, czy to nie jest jakiś nowy sposób na podstęp, który testował na nim porucznik. Osobiście wolał raczej poczekać na mężczyznę. Kompletnie nie miał siły, by jeszcze zmieniać tor drogi, tylko po to by sobie coś kupić. Ale skoro Hasegawa zaproponował...
  - Brzmisz naprawdę przekonująco, jakbyś chciał mi się podlizać... - wydał z siebie cichy pomruk wypuszczając znów dym spomiędzy ust. Nie przeszkadzało mu to, że Jirō tak rzucał słówkami. Przynajmniej go jeszcze przez chwilę wykorzysta, skoro sam się oferował.
  Zaśmiał się gardłowo, czując jak nikotyna drapie go nieprzyjemnie po gardle. Czyżby rak właśnie pokazywał swoje nóżki i szczypce?
  - Jak chcesz się mnie pozbyć to wystarczyłoby szepnąć coś rodom, a gdybyś chciał to zrobić osobiście to zakładam, że nie zrobiłbyś tego ot tak na ulicy - przejechał opuszkami palców po krawędzi banknotów w zamyśleniu. Nie umknęło mu jednak to, że porucznik gimnastykował się dzisiaj dość mocno, by coś osiągnąć. Ale co?
  - Ej, sępie. Nie na mnie taka bajera - zmrużył kobaltowe oczy wpatrując się nagle w porucznika, bacznie mu się przyglądając. Wyciągnął trzy banknoty o najwyższym nominale, jaki miał i wzdychając ciężko wcisnął mu do ręki.
  - Masz. I skoro tak się oferujesz to byś kupił coś na słodko poza papierosami i winem. Już pod koniec dnia w hotelu nie ma nic dobrego ze słodyczy.
Hideo

Powrót do góry Go down

  Posłał mu niewymuszony uśmiech, gdy ten wspomniał o próbie podlizania się, jakby chcąc go utwierdzić w przekonaniu, że właśnie odkrył cały jego misterny plan. Mógłby udawać, że chodzi o podwyżkę, w końcu Hasegawa był chytry jak mało kto. Problem pojawiał się dopiero wtedy, gdy każda myśl o większej kasie rozbijała się o fakt, że nie miałby na co jej tu wydać.
- Faktycznie piękny to musi być koniec z ręki rodów. Do wyboru zanudzenie na śmierć puszeniem się tych zdemenciałych staruchów albo wygryzienie sobie żył byle tylko nie oglądać popisów ich szczeniaków. Zapamiętam, że na taki liczysz.
  Zgarnął wyciągniętą kasę, ignorując nagłe spojrzenie komendanta przez odwrócenie wzroku w inną stronę. Jak on nie znosił gapienia się, szczególnie gdy to pretendowało do gapienia się prosto w jego oczy.
- Jak nie ma? Ja jestem, wybredny dziadzie - mruknął niby to oburzony, nie czekając jednak na odpowiedź, jeszcze oglądając się na szefa w drodze do sklepu, chcąc się upewnić, że ten pójdzie już do hotelu.
  W tak małych miasteczkach jak Oguni prawie każdy znał każdego, jeżeli nie osobiście to z pewnością z plotek. Nic więc dziwnego, że Jirō czuł na sobie osądzający wzrok sprzedawcy, gdy po krótkim wahaniu wybrał nie jedną, a dwie butelki wina poza oczywistym piwem dla siebie. Wzięcie większej ilości alkoholu było aktualnie jedynym wyjściem, skoro póki co nie miał jak dosypać czegoś Hideo do picia by wysępić od niego to, co chciał. Bez jego wiedzy oczywiście.
- Nie musiałeś na mnie czekać - mruknął nieco niezadowolony, gdy na powrót znalazł się przy Ryozo i ruszyli w stronę hotelu, mając nadzieję, że ten nie zauważył jak jeszcze przed chwilą ten jebany alkoholik porucznik wyzerował już jedno piwo pod sklepem - Nie dostaniesz niczego, co kupiłem zanim nie zgodzisz się ze mną napić. Dziś.
  Co z tego, że rano czekała robota. Odpowiedzialność nigdy nie była mocną stroną Hasegawy.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Posiadanie większej ilości pieniędzy w Oguni nie miało sensu, no, chyba że odkładało się na swój własny pochówek. W tym świecie, a raczej małym miasteczku równie dobrze mogłeś stracić głowę w ciągu kilku chwil, jeśli nie byłeś odpowiednio ostrożny.
  - Wpisz to sobie do pamiętnika, bo zapomnisz. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby nagle na komendzie jeden z stych strojnisiów pojawił się orzekając, że "wiecie co? W sumie to was nie potrzebujemy", a kilka chwil po tym leżelibyśmy w kałuży krwi - mroczna wizja, a jednak wcale nie taka głupia. Co jeśli faktycznie by tak się stało? Wolałby jednak jeszcze chwilę pożyć. Może wykopanie dołu, zalanie go wodą i rozsypanie dookoła piasku by mu trochę osłodziło te gorzkie dni w Oguni?
  Już był gotów by wywrócić oczami i mu odpowiedzieć, ale westchnął jedynie głęboko kątem oka notując, że mężczyzna oddala się w stronę sklepu. Pójście samemu do hotelu? Nie był gotowy na bliższe spotkanie z jakimś yokai, który zapewne miałby wyłożone na to, czy Hideo tego chce, czy nie. Odwrócił się plecami do kierunku, w którym zmierzał porucznik, dokończył papierosa skrzywiony na całej gębie upuszczając go na ziemię i przygniatając butem.
  Dobrali się jak ta lala, jeden alkoholik, drugi palacz. Co ten świat czyni z człowiekiem...
  Wyciągnął z płaszcza papierośnicę przyglądając się jej przez dłuższa chwilę. Nie była jakaś wyjątkowa, ot metalowe pudełeczko. Przejechał kciukiem po materiale i dopiero gdy usłyszał dobiegające do niego słowa obejrzał się przez ramię nosem uderzając w postawiony kołnierz. Zmarszczył momentalnie nos niezadowolony i obrzucił prędko Hasegawę spojrzeniem.
  - Jakoś nie mam w planach spotkać się z głodnym yokai, który tylko czeka, aż samotny mężczyzna przemierzający uliczki Oguni wpadnie w jego sidła. Nie ma mowy - pokręcił głową przyłączając się do porucznika. Dobrze, że prędko papierośnicy nie schował, wyjął z niej fajkę wsadzając od razu między wargi i prawie stanął jak wryty słysząc kolejne zdanie, które padło w jego kierunku.
  - Przepraszam bardzo, to ja Ci daje pieniądze i Ty jeszcze mi ultimatum stawiasz? - cichy, gardłowy pomruk wydobył się z klatki piersiowej mężczyzny. Szybko dołączył do niego, marsz do hotelu się przecież prędko nie skończy i wyciągnął zapalniczkę ze spodni. Przecież trzeba podpalić w końcu tę fajkę (jak nie miasteczko).
  - Dziś, dziś... a jutro z bólem głowy do pracy, tak? Ehh... Dobrze, gadzie
Hideo

Powrót do góry Go down

  Porucznik nie pierwszy, i z pewnością nie ostatni raz, lekceważył rody na wszystkie dostępne mu sposoby - czy to jakimiś docinkami czy swoją postawą. Może za krótko był w Oguni, a może cała ta potęga rodów to była już zwyczajna przeszłość, bo ani razu podczas swojego pobytu tutaj nie odczuł w jakikolwiek sposób wyższości kogokolwiek z mieszczuchów.
  Jeżeli już miałby mieć do kogokolwiek respekt to tylko do rodziny Momobashi za ogarnianie turystów, hotelu i sieć znajomości pozwalającą im na próbowanie znalezienia wszystkim tym nieszczęśnikom jakiegoś miejsca w miasteczku.
  Spojrzał powątpiewająco na komendanta, gdy ten przytoczył krwawą wizję.
- Też bym się nie zdziwił. Taki chów wsobny taki tu mają powoduje pewnie takie zaburzenia na psychice, że jakby do nas wparował to z pewnością bez gaci i twierdząc, że jest bogiem czy inną kaczką.
  Papierośnica Hideo była najwyraźniej otwarta o sekundę za dużo, bo tytoń zwęszyły okoliczne pasożyty w postaci Jirō i bez pytania poczęstowały się kolejną fajką.
- A wiesz, że nigdy nie natknąłem się na żadnego yokai gdy byłem sam? Zawsze z kimś. Może jestem opętany i robię za wabik na inne ofiary.
  Uśmiechnął się, słysząc oburzenie w głosie szefa, błysnął nawet kłami, zadowolony sam z siebie i ze swojego ultimatum oczywiście. Po służbie bydle czuło się dość bezkarnie.
- No... wiesz, nie oszukujmy się. Co mi za to zrobisz? Zamkniesz mnie? Nie zniósłbyś tego, że musisz robić cokolwiek na komendzie, gdy ja zerkam na ciebie z celi, opierdalając się i jeszcze mając wymówkę żeby ci nie pomóc.
  Widząc, że komendant odpala papierosa, poruszał swoim trzymanym w ustach w górę i w dół, domagając się tego samego.
- Ciebie i tak codziennie w robocie głowa boli, więc co za różnica.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
Ile on to już był w Oguni... Będzie z dziesięć lat? Miał wrażenie, że wieczność. Z rodami zetknął się nie raz, a przede wszystkim wychodzili ze swoich jam wtedy, gdy trzeba było coś zrobić. Nawet jeśli nie jest to nic super. Częściej jednak ich widywał, gdy zaczął zdobywać coraz wyższe pozycje w policji. Jakby chcieli go przekonać do jakiegoś zachowania? Ugięcia się? Cóż, Hideo nie jest miękką bułą, więc tak łatwo się nie da.
  - Zaburzenia w psychice to jedno. Mam wrażenie, że połowa z tych całych rodów to opętańcy, którzy dla swojej własnej przyjemności nie maczają palców w zdjęcie tego paskudztwa. Gdzie te moje Karaiby... - ile on razy wspominał wyjazd na te wyspy będąc w Oguni? Chyba już wystarczająco dużo, by uświadomić komuś, że Hideo miał dość tego miejsca równie bardzo co reszta.
  - Bez gaci i twierdzi, że bóg czy kaczka... Jakby mi sypnął piaskiem pod nogi zrobił dół i nalał do niego wody mówiąc, że to nowa plaża, bym nawet w to uwierzył - zażartował, co bywało u niego rzadkie podczas pracy. Poza nią jakoś czuł się zdecydowanie swobodniej, no i ciężar z barków mu jakby nagle schodził.
  - Tak, jesteś magnesem na yokai. Więc przynajmniej jak będziesz blisko mnie to kilku się pozbędziemy i spokój na kilka minut - czy wiedział jak się zabija te potwory? Sądził gdzieś w środku, że wystarczy strzał w łeb, może nóż w łeb. Nie wierzył, by te demony miały serca, a jak dotąd widział kilka razy przez okno na komendzie jak stróże pokonują te pomioty.
  Tym razem nawet nie powstrzymał wywrotu oczami. Widok uśmiechu porucznika tylko go bardziej utwierdził w przekonaniu, że ta przeklęta bestia czegoś chciała. Normalnie by pewnie sobie już dawno odpuścił, a ten jeszcze mu nie pozwalał spokojnie wypić winka przed snem. Powinien się bać o swoje zdrowie?
  - Jirō, bo uznam, że właśnie tego pragniesz - uniósł lewy kącik ust ku górze wykrzywiając usta w rozbawionym uśmiechu - Tak uważasz? Możemy się tego przekonać... - w żartach sięgnął ręką w stronę kajdanek schowanych w tylnej kieszeni spodni. Tak jak teraz sobie by na to pozwolił, tak pewnie w trakcie pracy nie wytrzymałby faktycznie, że porucznik nic nie robi i zbija bąki w celi.
  Z politowaniem zerknął na Hasegawę i łaskawie podsunął mu ogień, by sobie użył.
  - Ciekawe czemu. Dobra. Wygrałeś. Przekonałeś mnie - zaciągnął się papierosem spoglądając w przód. Jeszcze tylko kawałek.
Hideo

Powrót do góry Go down

- W normalnym świecie byliby nikim. Tu mają pewnie ze trzech zastraszonych wieśniaków na krzyż do podbudowania własnego ego.
  Hasegawa nie znał chyba żadnego turysty, któremu przypadłaby do gustu tutejsza sytuacja. Sam zresztą nadal się łudził, że uda mu się stąd wyrwać, niemal nie dopuszczając do siebie myśli, ile czasu spędzili tu już co niektórzy. Spojrzał na Hideo z miną zbitego psa.
  Coś podpowiadało porucznikowi, że gdyby naprawdę ktoś wpadłby na komendę by ich wybić co do jednego, to jakoś za bardzo by się nie bronił. Jakakolwiek forma wyrwania się stąd była kusząca. Choćby w zaświaty.
  Chciał jeszcze coś dodać, ale wyraźnie się powstrzymał. Na to był jeszcze zbyt trzeźwy. Obaj byli.
- No nie wiem czy stać cię na opłacenie mnie jako wabika na yokai. To nie są tanie rzeczy.
  W końcu konsekwencje przyjęcia na siebie tej niewdzięcznej roli były niesamowicie wypłatożerne i Jirō przekonał się o tym na własnej skórze, gdy po ostatnim ataku Bekataro wydał połowę oszczędności na lekarza, który nafaszerował go lekami przeciwbólowymi niemal do zgonu. Przygoda warta swojej ceny.
  Nie umknęła mu oczywiście reakcja na jego uśmiech, co sprawiło, że ten nawet na chwilę nie zniknął z jego pyska, mimo podejrzliwego wzroku rzuconego na kajdanki. Nie skułby go przecież, prawda...?
- Już ty się nie martw tym, czego pragnę - odparł, śmiało korzystając z podsuniętego mu ognia i krzywiąc się na smak papierosów innych od tych, które sam palił, ale nie skomentował; był dobrym i wdzięcznym pasożytem - Może sam sobie to wezmę jak przesadzisz z winem.
  Gorzki posmak wcześniej wypitego piwa w połączeniu z papierosowym dymem i wieczornym powietrzem wprawiał go w zdecydowanie zbyt dobry humor. Jedna z niewielu spędzonych w miasteczku chwil, w której czuł się naprawdę dobrze. Wyglądało na to, że póki co nic nie mogło tego zepsuć. Nawet to, że nie zdążył dopalić fajki do końca, gdy już pojawili się pod hotelem.
- O, twoja parówa śpi na recepcji - mruknął, zerkając do wnętrza, by upewnić się, że nikt nie zwróci mu uwagi za papierosa w zębach i na szczęście dostrzegając tylko pilnie czuwającego Kotarou z łbem na blacie recepcji - Tylko go nie budź, poparówczycie się później.
  Porucznik przytulił do siebie zakupy ze sklepu, by żadne butelki się nie obijały o siebie i nie zbudziły smoczego strażnika i nawet nie czekając na komendanta, przemknął się obok młodego, uważając by nie strącić popiołu z papierosa. Żadnych śladów, był przecież z policji.
  Zabawę w przekradanie się zakończył dopiero pod swoim pokojem, gdzie zaczekał na Hideo - mieszkali przecież tuż obok siebie, więc nie było absolutnie cienia szansy na to, że którykolwiek się zgubi. Nawet jeżeli komendant spóźnił się o sekundę, Jirō spojrzał na niego spod byka, wzrokiem podejrzewającym go o przeparówczenie w tym czasie Kotarou na wylot.
  Bez skomentowania tego, otworzył drzwi od swojego pokoju, wyznaczając tym samym miejsce chlania. Co prawda pomieszczenie wyglądało jakby jego właściciel był gotowy w każdej chwili się z niego wyprowadzić, bez żadnego przywiązania do tego pokoju, a panująca tu, pewnie nawet niższa niż na korytarzu temperatura, pasowała idealnie do najbardziej nawiedzonego pokoju w hotelu, ale widać zostało postanowione.
  Odstawił cały zapas alkoholu na stolik i odszukał popielniczkę. Odłożył też broń do szuflady.
- Też się jej pozbądź - zasugerował natychmiast - Tobie ufam, ale sobie nie.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Pokiwał głową zgadzając się bez dwóch zdań ze słowami porucznika. Kozaczyli w Oguni, a poza byliby nikim. Wiedział to nie od dziś, dlatego sam miał podejście do tych ludzi raczej ambiwalentne. A za każdym razem gdy ich widział miał ochotę strzelić sobie, jak nie im w pysk. Jeszcze brakuje by go zmuszali do posłuszeństwa i wykonywania ich woli. Aż taki głupi nie był, żeby dać sobą manipulować.
  - Myślę, że gdybym zaproponował coś zamiast pieniędzy - spojrzał znacząco na trzymany w siatce alkohol - to nie powiedziałbyś mi nie - nie miał go za alkoholika, ale chyba za dobrze znał te jego zachcianki i pomysły wieczorne by nie zdawać sobie sprawy z tego, że alkoholem to by go przekupił w trymiga.
  - Zresztą... Już i tak wracamy prawie codziennie razem z pracy. A dodatkowa rozrywka to zawsze jakieś urozmaicenie w drodze do tej przeklętej dziury - wzruszył ramionami. W tym miasteczku dla policji nie było zbyt wiele rozrywki. Mogliby, chociaż zarzucić jakimiś faktycznie poważnymi sprawami, a nie za każdym razem musieli ogarniać gówniaki, które pozjadały wszelkie rozumy. To już robiło się męczące. No i potem się dziwić, dlaczego komendanta boli głowa.
  Skułby go. Nawet na chwilę, tak by się podroczyć. Uświadomienie mężczyźnie, że to nie czcze słowa byłoby dla niego niemałą zabawą. A mina na twarzy Jirō byłaby na pewno bezcenna. Coś, czego nie widzi się codziennie. Zabrał rękę z kajdanek, odchrząknął i złapał papierosa między palce odsuwając go tym samym od pyska.
  - Czyli muszę dziś uważać z winem, dziękuję za uprzedzenie - uśmiechnął się do niego wrednie zabierając zapalniczkę i chowając ją z powrotem do kieszeni. Widziały gały co brały, Hideo palił najmocniejsze papieroski, jakie mógł tu dostać, choć wciąż uważał, że to za mało. Albo to ten rak tak uważał? Już ciężko stwierdzić po tylu latach palenia.
  Widok hotelu jakoś go nie ucieszył. Za każdym razem gdy widział tę dziurę, to miał ochotę wracać na komendę, jakby tam było przyjemniej i wygodniej do spania. Chyba nawet raz mu się zdarzyło przysnąć. Nic dziwnego, skoro Ryozo to pracoholik i woli krzesło przy biurku od twardego, zimnego łóżka.
  Spojrzał z politowaniem na porucznika i go lekko kopnął w cztery litery zaciągając się ostatni raz papierosem nim wszedł do środka.
  - Ja tu widzę tylko jedną parówę. Udaje szpiega roku próbując po cichu przejść koło Cerbera - po raz kolejny wywrócił oczami i zerknął tylko kątem oka na śpiącego dzieciaka. Zaraz jednak leniwie podreptał za porucznikiem, który chyba niezadowolony lekko spowolnionym krokiem czarnowłosego postanowił obrzucić go tym swoim "gniewnym spojrzeniem".
  - No co? - spytał, jakby nie wiedział. Przecież nie interesował go ten dzieciak, to było raz i nieprawda. Tylko przypadkiem, a przypadki chodzą po ludziach. Więc nic się nie wydarzyło tak naprawdę. A to, że chłopak był bezczelny na komendzie, to przecież nie jego wina. Zwrócił mu uwagę, ale przecież nie będzie kłapać gębą, bo nie był z nim w żadnym większym związku. Zresztą. Nie o tym teraz mowa.
  Ziąb pokoju jakoś go nie dziwił. Nawet jak ich pokoje były obok siebie, tak czasem takie temperatury bywały też i u niego, o czym szybko informował. Jeszcze by zmarzł na kość w pokoju i by do pracy nie przyszedł. Nie wspominając o tym, że wyspanie się czasem graniczyło z cudem, bo jego poduszka dziwnym sposobem wymykała mu się spod głowy co drugą niedzielę.
  Poszedł w ślady porucznika i sam wyciągnął swoją broń, obok której znalazł się również nóż sprężynowy. Lepiej by to leżało gdzieś z dala, bo im głupie pomysły jeszcze wpadną do głowy na starość.
  - Ale zaszczyt mnie kopnął. Nie spodziewałem się, że mógłbyś mi zaufać - krótki, prawie mało wykrywalny chichot zamienił się w ton rozbawienia. Nawet nie wiedział, czy powinien ściągać z siebie płaszcz.
  - Trupy tu trzymasz, że tak zimno? Chryste... - mruknął niezadowolony i zaciągnął się papierosem strzepując go od razu do popielniczki - To teraz zdradź mi swój cel upicia mnie.
Hideo

Powrót do góry Go down

  Uważać z winem, dobre sobie. Miejsca na ten punkt w planie Jirō nie było w ogóle. Już on zadba o to, by wybić szefowi z głowy takie głupoty. Chyba że to była subtelna sugestia, że do północy tylko się alkoholem delektują, a po niej... cóż.
- Oczywiście, że ci ufam. Od... prawie samego początku. Ty mi nie? - stwierdził już poważnie, niemal ze smutkiem i wyrzutem w głosie, po czym stuknął niecierpliwie palcami obok odłożonej broni, zupełnie na przekór swoim słowom - Kajdanki też.
  Można przecież ufać komuś na tyle, by powierzyć mu swoje życie, ale już niekoniecznie być święcie przekonanym, że nie zrealizuje swoich pomysłów, nawet jeżeli miały być to jedynie żarty.
- Trupy? No co ty, gdzie bym je niby tu schował? - spytał, nagle podnosząc wzrok na komendanta - Ale kto wie, może zamierzam. Zawsze musi być ten pierwszy, nie?
  Dobrze, że na całej podłodze nie była rozłożona folia malarska, zupełnym przypadkiem. Hasegawa wzruszył ramionami, zostawiając odłożone fanty i przechodząc obok szafy znajdującej się tuż obok stolika, by odsunąć jej drzwi na bok i ujawnić cały alkoholowy schowek. Co prawda zrobił to gdyby Hideo odczuwał chęć picia wina jak człowiek z kieliszka, a nie z gwinta, jak przystało na zwierzęta, które podlegały mu na komendzie, ale tym samym ujawnił też schowane na czarną godzinę dodatkowe puszki piwa i butelki jakiegoś szemranego bimbru.
- Tu zawsze jest zimno, niezależnie od tego ile razy bym tego nie zgłaszał. Ktoś kiedyś stwierdził, że podobno przez yokai, więc pewnie mam tu jakiegoś współlokatora - stwierdził już poważniej, a przynajmniej normalniej, o ile można tak było określić jakąkolwiek barwę jego głosu - Wcześniej myślałem żeby się stąd wynieść, no wiesz, do normalnego mieszkania, ale podejrzewam, że turyście opchnęliby tylko jeszcze gorzej nawiedzony burdel, bo co lepsze to zostawią dla siebie.
  Sięgnął po puszkę z piwem i otworzył ją z cichym syknięciem, od razu biorąc łyka i zajmując miejsce przy stoliku. Przywoławczo poklepał to przeznaczone dla komendanta.
- Naprawdę zastanawiam się teraz czego oczekujesz w odpowiedzi, skoro w ogóle nie wierzysz w to, że po prostu chcę się z tobą napić.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Wywrócił oczami. Nawet się nie powstrzymywał teraz przed tym. Przesunął jeszcze opuszkami palców po czole, jakby chciał wymazać linie rozbawienia, które się na nim pojawiły.
  - Aż boję się odpowiedzieć na to pytanie - przyznał wzdychając ciężko. To nie tak, że mu nie ufał, jednak nauczony w życiu, by nie być zbyt naiwnym zaczął się zastanawiać nad tym pytaniem - Ufam, ufam, nie rób takiej smutnej miny już.
  Cichy śmiech, a raczej rozbawione prychnięcie wyrwało się spomiędzy warg mężczyzny. Jeszcze kajdanki ma mu oddawać. A potem jutro o wszystkim zapomną i na służbę przyjdą z niczym. Dobry pomysł. No ale jak mus to mus, wyciągnął je i położył obok broni nie kryjąc już rozbawienia.
  - Nie wiem... pod podłogą? - jeden z najczęstszych przypadków. Pamiętał dokładnie jak podczas służby w Tokyo napotkali mężczyznę, który swoje ofiary ćwiartował i chował pod panelami w mieszkaniu. Capiło tam tak okropnie, że Hideo na samo wspomnienie tego miejsca wzdrygnął się.
  - Wtedy na pewno musiałbym Cię aresztować - powiedział całkiem poważnie krzyżując ręce na klatce piersiowej. Wsadzenie go za kratki nie było szczytem marzeń Ryozo, ale przecież jak mus to mus.
  Kątem oka przyjrzał się szybko barkowi, który skrywał porucznik. Czy on naprawdę planował ich tu upić? Przynajmniej pomyślał i wyciągnął kieliszek do wina. Chwała mu za to, bo gdyby zaczął pić z gwinta, nie byłoby końca tej balandze, a on sam szybko by odpłynął. Tak mógł sobie odmierzać powoli ile wypił.
  - Wcale mnie to nie dziwi. Odkąd tu mieszkam ciągle nie mogę się wyspać. Twój koleżka jest zimny, a mój przewraca mi poduszkę i nie pozwala spać - aż na samo wspomnienie miał wrażenie, że obolała szyja zaczęła znów się odzywać i błagać o masaż. Zrobił barkami ze dwa kółeczka w tył mając nadzieję, że choć trochę mu to pomoże i zasiadł we wskazanym miejscu.
  - Znając miejscowych? Jak najbardziej... Jak już szukać mieszkania to w kilka osób. Mnie samemu marzy się własny kąt po tych latach, ale coś czuję, że codziennie po powrocie z komendy zastałbym mieszkanie odcięte od prądu i obrzucone jajami, jak nie nawiedzone przez yokai - wziął butelkę wina w dłonie przyglądając się przez dłuższą chwilę etykiecie. Kąciki ust uniosły się nieco wyżej, a głowa przekręciła się kilka razy w niedowierzaniu.
  - Zazwyczaj jest tak, że jesteś taki miły i uczynny, gdy czegoś chcesz. Więc, idąc tym tropem... Zakładam, że czegoś chcesz. A jeśli nie to i tak się chętnie napiję - przyznał i zerknął na szyjkę butelki wina, która była zakryta przy gwincie papierem - Masz korkociąg?
Hideo

Powrót do góry Go down

  Przeniósł wzrok na podłogę, niemal mimowolnie, gdy usłyszał propozycję Hideo. Osobiście podłoga hotelu nie wydała mu się dobrym miejscem na schowanie zwłok. Wybrałby pewnie coś ogólnodostępnego, może hotelowy ogród? Własne mieszkanie wydawało mu się zbyt obciążającym dowodem przy ewentualnej wpadce, a tak mógłby - gdyby zaczęło robić się gorąco - samemu zgłosić odnalezienie zwłok i zająć się śledztwem. Najciemniej pod latarnią.
  Nie podzielił się jednak tą wizją ze swoim szefem, nie po tym co ten powiedział. Posłał mu za to uśmiech.
- A widzisz, Ryozo. Ja bym cię krył, czegokolwiek byś nie odwalił i czy chciałbyś tego czy nie. Niezawodne alibi na każdą okazję.
  Mówiąc to ściszył nieco głos, choć nie stracił on nic ze swojej typowej pewności. Chociaż o czyje podsłuchiwanie się teraz bał? Swojego szefa z pokoju obok? Nie odwrócił również wzroku, wpatrując się w mężczyznę nawet bez jednego mrugnięcia okiem. Jednak nie oczekiwał najwyraźniej odpowiedzi, nawet nie tyle chcąc widzieć reakcję na swoje słowa, a jedynie upewnić się, że te dotarły.
- Wracając do mieszkania - rzucił, jakby poprzedni temat był równie błahy co wybór odpowiedniejszego kąta do spania - Miałem wcześniej ambitny plan wżenić się w któryś z rodów i ustawić się jak książę aż do czasu spieprzenia z miasteczka. Tylko jeszcze nie spotkałem na tyle zdesperowanej i na tyle wpływowej samicy żeby świeciła oczami za kogoś, kto nie jest stąd.
  Przechylił puszkę do końca, wypijając jej całą resztę zawartości, bo paniczowi za daleko było ruszyć dupsko do porzuconej popielniczki, a nadpalony już filtr błagał o zakończenie jego żywota. Doskonały materiał na męża dla kogoś z wysoko urodzonych rodów, nie ma co. Wrzucił resztę papierosa do puszki i sięgnął po kolejną. Teraz ważne żeby się nie pomylić.
- Może po prostu chcę twojego towarzystwa. Jaki ty musisz być interesowny. Daj mi to - prychnął, odbierając od niego nieotwartą butelkę wina i zrywając z niej banderolę i zabezpieczenie.
  Nie miał oczywiście korkociągu, a lenistwo nie pozwalało mu ruszyć się tych kilku kroków po jakiekolwiek podobne narzędzie. Miał za to umiejętności godne typowego alkoholika. Bez większego trudu wepchnął korek do środka butelki i nalał Hideo wina do kieliszka, oczywiście z premedytacją przesadzając i w kieliszku znalazło zdecydowanie za dużo alkoholu jak na kulturalne napicie się.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Pamiętał nadal tę parszywą twarz mężczyzny, który był sprawcą wielu morderstw. Poza smrodem, który za sobą ciągnął, miał ten dziwny, krzywy uśmiech przyklejony do twarzy. Nie wydawało mu się wtedy, że zabójca czuł jakiekolwiek poczucie winy. Jedna z wielu spraw, które prowadził na początku kariery w Tokyo. Jedna z tych, o której nie umiał zapomnieć.
  - Lojalność, coś, czego nie spotyka się tu zbyt często. Zapamiętam. Czyli jakbyśmy chcieli napaść na sklep alkoholowy, by się bardziej zaopatrzyć oraz komendę to mogę liczyć na to, że zatrzesz ślady, dobrze - pokiwał głową jakby właśnie mówił niesamowicie poważny, ale zarazem idealny plan. Choć zdawał sobie sprawę, że on sam zapewne nie pozwoliłby sobie na takie zagranie. Dobrze jednak było wiedzieć, że mógłby mu zaufać - Naprawdę się tego nie spodziewałem...
  Ostatnie zdanie bardziej wyszeptał do siebie przesuwając chudymi palcami po pasmach włosów, zaczesując je w tył. Bardzo niewielu osobom można było tak zaufać, zwłaszcza w tym mieście. Jednak turysta turyście chyba mógłby zaufać... czyż nie? Miał takową nadzieję. Przez te dziesięć lat miał wrażenie, że przez sceptyczność miejscowych oraz rodów jego mury obronne podniosły się wyżej, przez co dlatego był taki ostrożny.
  Wzmianka o mieszkaniu, ożywiony oparł się przedramieniem o stolik wpatrując się kobaltowymi ślepiami w porucznika. Jego przezabawny pomysł wydawał się całkiem logiczny, choć nie był pewien czy ktoś z rodów byłby chętny przyjąć turystę w swoje progi - Plan genialny, ale nie wiem, czy zauważyłeś, Hasegawa, że raczej żaden turysta nie ma szans u wysoko postawionych osób. Nie ważne jak bardzo by była zdesperowana. Jeśli chcesz możemy we dwoje wynajmować jakieś mieszkanie. Nie będziesz musiał znosić zrzędzenia jakiejś samicy.
  No i będzie przynajmniej miał go na oku. Czasem mu zabierze butelkę, żeby się nie stoczył aż tak bardzo. Lepiej mieć w miarę żywego porucznika, niż trupa w drzwiach.
  - Ciekawość i nauczona dociekliwość nie pozwala mi myśleć inaczej. Ale już się tak nie -- urwał mierząc mężczyznę wzrokiem, gdy ten odebrał mu butelkę wina.
  Widoczne zdziwienie i zainteresowanie, na co wpadł Jiro szybko nie zostało zmyte z twarzy czarnowłosego. Jednak szczytem szczytów okazało się to, że ten wepchnął korek do butelki. Co za pieprzony leń. Westchnął ciężko zdegustowany.
  - Chryste, już takiego lenia złapałeś, że tych trzech kroków nie mogłeś przejść po, chociażby nóż? - wskazał ręką w stronę szuflady, do której wcześniej odkładali broń. Nawet nie zwrócił uwagi na to ile mu polał, po prostu złapał za kieliszek przystawiając go do ust i momentalnie przechylając - Ugh... dobra... jakoś się przeżyje.
Hideo

Powrót do góry Go down

  Jeżeli żartobliwa odpowiedź na jego wyznanie jakkolwiek go zabolała to nie dał tego po sobie poznać. Przecież nawet nie spodziewał się czegokolwiek innego. Nie wiedział nawet czy pożałował swoich słów.
  Upije go i Ryozo nawet nie będzie tego pamiętał. Nie miał się czym przejmować.
  – Zaraz, zaraz. Czy ty mi właśnie proponujesz, że zostaniesz moim zastępstwem za samicę? – spytał, nie mogąc powstrzymać się od wyszczerzenia kłów.
  Propozycja wspólnego mieszkania to już nie byle co, a najpewniej niefortunne dobranie tematów sprawiło, że pierwsze skojarzenie Hasegawy było dość oczywiste, a co więcej - postanowił nie odpuszczać. Zwłaszcza widząc ożywienie Hideo. Jasnym było, że każdy z nich chciałby się wynieść z tego hotelu, bo nie mieli już po piętnaście lat, by jarała ich zabawa w letni obóz, i to przez cały rok.
  – Przyznaj się, że po prostu chcesz mnie częściej widywać i gotować mi obiadki.
  Zupełnie jakby do tej pory nie widywali się praktycznie przez cały dzień, zarówno w pracy jak i po niej. Ale może komuś nadal było mało. Hasegawa i tak codziennie wysłuchiwał od Ryozo, że boli go głowa, więc pewnie nawet nie odczułby, że nie mieszka z samicą.
  Widząc totalne zdegustowanie najlepszym przecież sposobem na otwarcie wina, roześmiał się. Pudelek francuski się trafił, już mu korek zbrukał całe wino. To nie miało smakować tylko sponiewierać.
  – Nie będziesz musiał znosić zrzędzenia jakiejś samicy – powtórzył jego wcześniejsze słowa – Tylko twoje, tak? Już zrzędzisz, a nawet się nie zgodziłem.
  Przez chwilę patrzył jak Hideo opróżnia kieliszek. Cóż, tego też pewnie w ostateczności nie zapamięta, więc co mu szkodzi. To tylko słowa.
  – Ale okay, zgadzam się.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Skąd ta pewność, że mógłby zapomnieć? Prawdą było to, że nie był pewien jak ta przygoda alkoholowa z porucznikiem mogłaby się skończyć. Miał jednak jedną obawę, że ten mężczyzna spróbuje z niego wyciągnąć wszystko, czego chce przed tym jak straci kontakt z rzeczywistością. Jak bardzo się mylił...?
  - Jakkolwiek to brzmi. Przecież nie proponuję Ci związku, tak... - wywrócił oczami uśmiechając się jednak nieco szerzej widząc wyszczerzone kły porucznika. To alkohol, nie? Zdecydowanie alkohol. Nawet zbyt wiele nie wypił, a już czuł, że chciał poluzować krawat.
  Dlaczego wyskoczył z pomysłem mieszkania razem? Sam się nad tym zastanawiał, choć mieszkanie przez dziesięć lat w pokoju hotelowym mogło mu się już znudzić... Zdecydowanie mu się znudziło. Jeszcze w kółko jedno i to samo jedzenie, jemu brakowało dobrego steku! Wybredna gadzina, oczywiście, że potrzebował czegoś "normalnego". Tęsknił za jadłem w Tokyo. Ale co tak naprawdę stamtąd pamiętał? W obecnej chwili prawie nic, poza niektórymi sprawami policji.
  - Widuje Cię dość często, nie uważasz? A jedzenie to inna sprawa. Sam mam ochotę w końcu jeść coś normalnego i takiego co przejdzie mi przez gardło... - mruknął niezadowolony przypominając sobie suche kanapki z hotelowej stołówki - Jeśli tego chcesz, to bardzo proszę... ale moje usługi tanie nie są - poruszył wymownie brwiami przechylając znów kieliszek i tym samym kończąc pierwszą dolewkę wina, którą mu nalał Hasegawa.
  Przeniósł wzrok na porucznika zdziwiony jego śmiechem. Oczywiście, że mu nie pasowało! Zniszczył mu trunek. On mu tego nie zrobił. W jego przypadku wolał, żeby alkohol poza sponiewieraniem również smakował, by chociaż były miłe wspomnienia. A tu? Ciężko powiedzieć, choć na pewno nie było nudno.
  - Zrzędzę, bo żeś mi wino zniszczył - zakręcił kieliszkiem w powietrzu sugerując, że mu mało - I uwierz... daleko mi do kobiety, jeśli Cię wzrok myli.
  Podniósł wolną rękę i dwoma palcami poklepał się lekko po klatce piersiowej. Przecież cycków nie miał, długich włosów też.
  - Doprawdy? Czyli co? Rozumiem, że jutro chcesz szukać wolnego mieszkania - uśmiechnął się tajemniczo przesuwając palcem wskazującym po dolnej wardze - Chociaż znając Ciebie... będziesz coś jeszcze chciał ode mnie wyciągnąć.
  Westchnął rozbawiony wyobrażając sobie listę rzeczy, którą będzie musiał następnego dnia podpisać, bo się na nie zgodził po pijaku. Wcale by go to nie zdziwiło, gdyby właśnie teraz dostał jakieś papiery do podpisania.
Hideo

Powrót do góry Go down

  Nie mogąc siedzieć bezczynnie, sięgnął do przyniesionej reklamówki po paczkę papierosów. Jak na rasowego sępa przystało, po tych kupionych dla komendanta oczywiście. Nie pytał nawet o zgodę, gdy odfoliował opakowanie i częstując się jednym papierosem, położył resztę pudełka na środku.
  Jakże wspaniałomyślnie, teraz to były wspólne fajki. Odpalił papierosa, zerkając znad niego na swojego szefa. Przez chwilę liczył, że uda mu się utrzymać język za zębami, że przygryzając filtr nie powie tego, co od razu przyszło mu na myśl.
  – Oczywiście, że nie proponujesz związku – zgodził się potulnie, przegrywając walkę sam ze sobą – W końcu co by powiedział na to młody Momobashi, nie?
  Odłożył zapalniczkę na resztę papierosów, wypuszczając nabrany dym nosem. Nawet ta zasłona nie ukryła tego, że Hasegawa wybitnie pił do niedawnej sytuacji na komendzie.
  Wzruszył ramionami. Może nie widywał go aż tak często jakby chciał. Sam fakt, że jeszcze żaden z nich nie wymigiwał się na wszelkie sposoby, by chociażby nie wracać razem do hotelu, walcząc o choć chwilę samotności, był znaczący.
  – A więc jaka jest twoja cena? – spytał, nie spodziewając się, że Hideo po godzinach pracy jest taki sprzedajny.
  Dla kogoś, kto gotować nie potrafił i nawet kanapki tylko cudem nie stawały w płomieniach podczas ich przygotowywania, sam fakt podstawiania mu w hotelu żarcia niemal pod nos był czymś niesamowicie ważnym. Nieważne, że połowa okazała się niejadalna przez jego alergie.
  Sugestywne poruszenie brwiami wziął na szczęście za zachętę, ale do ponownej dolewki. Hasegawie, któremu przyświecał jedynie plan upicia Ryozo, nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od razu napełnił jego kieliszek, samemu męcząc otwarte piwo. Mimo szczerych chęci sam nie mógł skończyć jak ostatnie zwierzę, musiał kontrolować sytuację.
  Póki co skontrolował jego klatkę piersiową, zgodnie ze wskazaniem. Widywał bardziej płaskie, ale nie chciał już dołować Hideo.
  – Wypijesz to, normalnie otworzę to drugie i zobaczysz, że żadnej różnicy w smaku nie odczujesz.
  Jeżeli będzie trzeba to wmusi w niego nie tylko to drugie wino, a później poprawi czymkolwiek innym. Nawet jeżeli miałoby to oznaczać mieszankę wybuchową. U komendanta należało osiągnąć stan niemal półpłynny, by w ogóle nie pamiętał, że cokolwiek podpisywał.
  – Nie no. Nie stać mnie – powiedział już poważniej – A przynajmniej nie na takie, jakie bym chciał. To musiałby być dom, żadne mieszkanie. Już nawet na najgorszym wypizdowie, gdzie yokai zeżarłyby mnie żywcem, byle nie musieć znosić sąsiadów za ścianą. Gdziekolwiek mieszkałem, zawsze w bloku albo wieżowcu. Koniec.
  Zaciągnął się dymem z przygryzionego papierosa, zerkając z coraz większym rozbawieniem na drugiego mężczyznę.
  – Ach, tak? Więc znając mnie, co takiego chciałbym od ciebie wyciągnąć?
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
Wpatrywał się w mężczyznę, który siedział obok niego spod lekko przymrużonych oczu. Czy on nie miał swoich papierosów? Tylko musiał zawsze od niego brać? Samemu sobie nie kupi, ale od niego sobie weźmie? Doprawdy, jakim trzeba być sępem, a nie przepraszam - trzeba być Hasegawą, żeby tak sępić.
  Czekał grzecznie, kiedy odpali papierosa, by mu go zagarnąć. Jeszcze tego nie zrobił, siedział spokojnie z lekko wykrzywionymi ustami w uśmiechu. Niby taki niewinny, a jednak błysk w oczach świadczył o tym, że miał niecne zamiary. Jednakże, szybko na jego twarz wszedł i ten uśmiech, który nie świadczył niczego dobrego, a wystarczyły magiczne słowa Jirō by do tego doszło.
  - A co? Zazdrosny? - pochylił się w jego stronę, chyba aż za bardzo, bo odległość między nimi widocznie się zmniejszyła. Zgarnął wolną ręką papierosa, którego odpalił i wsunął sobie miedzy wargi zaciągając się nim powoli - Dla Twojej informacji, Hasegawa, nic mnie z tym dzieciakiem nie łączy.
  Wypuścił powoli dym, prawie prosto w twarz porucznika odsuwając się tym samym powoli od jego osoby. Oddał mu papierosa wzdychając ciężko. Aż tak było widać, że coś między nimi zaszło? Hideo jakoś już dawno puścił to w niepamięć, uznając to za zwykły epizod, o którym nie warto było nawet wspominać. Ale zdawał sobie sprawę, że przez zachowanie chłopaka na komendzie kilka osób mogło zauważyć to czego nie powinni. A przede wszystkim flirtującego dzieciaka, który nie patrzył na to, w jakim miejscu się znajduje. Czy Ryozo się to podobało? Oczywiście, że nie. Dlatego liczył, że oboje o tym najzwyczajniej w świecie zapomną.
  - A co jesteś w stanie mi dać w zamian? - odbił piłeczkę luzując w końcu ten uprzykrzający mu życie o tej porze krawat. Jeszcze chwila i by się pewnie udusił. Z każdą kolejną chwilą czuł jak robiło mu się cieplej, bo trzeba przyznać, ale wino miało więcej procentów niż piwo, a co za tym szło? Szybciej docierało do głowy.
  Czy przyglądał się temu jak mu dolewa? Oczywiście, że nie. Wzrok utkwił mu zupełnie w innym miejscu, jakby właśnie próbował wyczytać wszystko, co tylko mógł z twarzy porucznika. Możliwe, że nawet właśnie tak było.
  - W porównaniu do Twojego piwa, Hasegawa, wino nie powinno być zbesztane w ten sposób - od razu gdy jego kieliszek znów nabrał odpowiedniego ciężaru znalazł się przy wargach Hideo. Przechylając lekko naczynie wziął spory łyk oblizując wargi i odstawiając alkohol na stolik.
  - Dom? - uniósł brwi w zdziwieniu - Z Twojego opisu wnioskuję, że wolisz się wynieść na obrzeża miasteczka i mieć jak najdłuższą drogę do pracy, co by po drodze skręcić z pięć razy do sklepu po piwo i fajki - tym razem on sięgnął po paczkę papierosów, która leżała teraz na stole i złapał przy okazji za zapalniczkę. Odpalił papierosa zastanawiając się chwilkę.
  - Zwolnienie, dożywotnie. Żeby mieć jak najmniej wspólnego z tym miejscem - odpowiedział prędko zaciągając się dymem i odchylając głowę w tył.
  - Podwyżkę, chociaż tu zależy... na alkohol chętnie byś wydał. Na inne pierdoły, raczej nie koniecznie - przyznał wpatrując się w sufit - Może chcesz zatrzeć za sobą ślady i potrzebujesz mojego podpisu... wszystko jest możliwe.
  Wzruszył ramionami wracając spojrzeniem na Jirō uśmiechając się przy tym lekko.
Hideo

Powrót do góry Go down

  Trochę nie mógł uwierzyć w to, co właśnie widział. To wino musiało nieźle działać na Hideo, doprawiając pewnie jego zmęczenie po całym dniu pracy. Kolejne kieliszki pewnie będą gwoździem do trumny. A może powoli zauważał te pierwsze odznaki bycia nietrzeźwym, bo jemu samemu było jeszcze do tego stanu daleko?
  Chyba pierwszy raz to on był tym trzeźwiejszym.
  – Zazdrosny? – powtórzył z niedowierzaniem, nie wiedząc, co on sobie wyobraża – Ty się chyba nie słyszysz, Ryozo. O co mam być zazdrosny? Przecież to jest dziecko. Ile on ma lat? Trzynaście?
  To już chyba był ten wiek, gdy na wszystkich młodszych patrzyło się jak na dzieciaki. Jirō nawet nie potrafił stwierdzić ile Kotarou miał lat, trzy czy trzynaście, co za różnica. Chodził do szkoły, więc był dzieckiem. To najprostszy rachunek.
  – Myślisz, że ile osób poza mną zauważyło, że łaził w twojej kurtce jak w jakimś trofeum i ile osób połączyło fakty, a nie pomyślało, że nic cię z nim nie łączy?
  Stare japońskie przysłowie mówiło "gdzie się mieszka i pracuje, tam się chujem nie wojuje", ale widać Ryozo głęboko w poważaniu miał takie świętości. Pal licho pracę, bo komu się się poskarżą? Komendantowi? Ale Hasegawa już widział oczyma wyobraźni jak go wywalą z tego hotelu na zbity pysk.
  A co jak co, ale on nie chciał mieć nowego sąsiada za ścianą. Kto wie kto tu się trafi.
  Miał się hamować z piciem, ale tym razem nie mógł się powstrzymać, ściskając puszkę tak mocno, że ta trzasnęła błagalnie. Korzystając z tego, że tym razem to Hideo mówił, postanowił dopić resztkę swojego piwa, ale przerwał gwałtownie gdy usłyszał uszczypliwość o alkoholu.
  Jakby był wyczulony na tym punkcie, jakby duma zabolała.
  – Nie piłem tyle zanim tu nie trafiłem – usprawiedliwił się, niemal automatycznie – ... i przestanę jak tylko stąd wyjdę.
  Jeszcze wierzył, że to wszystko było tylko stanem przejściowym. Jeszcze dzień, może tydzień, maksymalnie miesiąc, nie więcej. Niezachwiany póki co optymizm nowego turysty.
  – Dożywotnie zwolnienie w tym miejscu brzmi raczej jak samobójstwo. Do tego bym cię chyba nie potrzebował... chyba że sprawiłoby ci wielką przyjemność kopnięcie w stołek, to czemu nie.
  Zgrzytnął zębami słysząc kolejne nawiązanie do alkoholu. "Pij, nie gadaj" – zdawały się mówić zmrużone ślepia porucznika.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Czy wino do niego dotarło? Nie wiem, sprawdźmy. Ah! Zapomniałam, nie mamy alkomatów pod ręką, więc nie sprawdzimy, ile miał promili we krwi. Choć trzeba przyznać, że dość szybko żłopał wino i mogło to źle wpłynąć na przebieg tego spotkania. Odetchnął więc głośno stukając opuszkami palców o spodek kieliszka, który stał na stole i uniósł brew ku górze. Zaraz po tym, znany wszystkim gest wywracania oczami.
  - Ciągle zwracasz uwagę, że się do kogoś... jak to nazwałeś? Parówczę? Mam wrażenie, że przeszkadza Ci to bardziej niż sądziłem - wypuścił powoli powietrze przez usta przymykając tym samym powieki na kilka chwil. Musiał się skupić na własnym oddechu, bo miał przez sekundę wrażenie, że myśli wymykają mu się szybciej niż sądził.
  Wzmianka o wieku zadziałała na niego jak mocne uszczypnięcie. Otworzył na to szeroko oczy wpatrując się ze zdziwieniem w porucznika. Co on taki nagle interesowny w tym temacie? Pokręcił lekko głową na to wszystko. Czy naprawdę wiek miał znaczenie? przez te dziesięć lat męczarni przestał na to patrzeć....
  - Spytałeś mnie chociaż o to? Fakt, byłem w szoku widząc go w swojej kurtce. Zostawiłem mu, żeby ją wyprał, bo śmierdziała papierosami, a ja już czasu nie miałem... - tamtego wieczoru w sumie niezbyt dobrze pamiętał, bo poza paleniem papierosów troszkę popił. Możliwe, że po prostu zarzucił tą kurtką na recepcję i więcej o niej nie słyszał. Ściągnął brwi próbując przypomnieć sobie co tak naprawdę się wydarzyło - A może była zalana alkoholem...? Ughh... Czemu zadajesz takie niekomfortowe pytania? - zabrał rękę ze szkła, by przystawić ją do czoła.
  Oczywiście, że miał wyłożoną lachę na to wszystko. Przez dziesięć lat musiał znosić chromolone rody, a teraz gdy już był komendantem i tak naprawdę mógłby zrzucił całą robotę na wszystkich pod sobą to jeszcze ktoś miałby na niego skarżyć? Jeśli miałby wylecieć na zbity pysk, to przynajmniej nie było nudno. Jedna przygoda w tę czy we w tę, ktoś naprawdę chciał zaglądać w gacie komendanta uważając, że to jego powinność?
  Parsknął cicho pod nosem odwracając wzrok. Szybkim ruchem podniósł kieliszek wina kończąc dolany mu alkohol. Krótkie sapnięcie, odstawienie szkła i mlaśnięcie. Przecież powiedział sobie, że miał wstrzymać się z piciem alkoholu. Sam łamał swoje postanowienia? Kogo to niby dziwiło.
  - Mhm... Powiem Ci coś. Myślałem tak dziesięć lat temu, widzisz gdzie aktualnie siedzę? - zrobił typową minę "bitch please" i wsparł się ręką o podłogę, jakieś dwadzieścia centymetrów za sobą - Zakładam, że kolejne dziesięć lat wcale nie będą się różnić od tych poprzednich...
  Już dawno przestał wierzyć w tę całą zmianę. Może nawet się przyzwyczaił do tego, bo już pogodził się z tym, że nie zobaczy cudownego Tokyo. A jak ono właściwie wyglądało? Nieszczęsna pamięć starego człowieka.
  - Jeszcze nie zamierzam kopnąć w stołek. Wciąż marzą mi się Karaiby - trzeba żyć marzeniami, tak? Nawet jeśli miały się nigdy nie spełnić. Zmarszczył nos zerkając na minę porucznika i uderzył parę razy rytmicznie palcami o blat stołu.
  - W takim razie uznam, że po prostu chciałeś się napić. Dlatego kupiłeś więcej alkoholu - wskazał podbródkiem na siatkę z zakupami.
Hideo

Powrót do góry Go down

  Najwyraźniej ktoś musiał na to zwracać uwagę, jeżeli sam komendant nie miał najmniejszego zamiaru jakkolwiek zadbać o swój wizerunek inaczej niż zakładając krawat czy układając włosy. Już Jirō w tych swoich wyciągniętych psu z gardła koszulkach i bluzach, które nawet koło munduru nie leżały, zachowywał się porządniej.
  – ... więc skoro nic was nie łączy to dlaczego uważasz, że moje pytania o to są niekomfortowe?
  Już był skłonny przyznać mu rację, że przecież wcale go o to nie zapytał i może nie powinien tak od razu na niego powarkiwać, ale widać Hideo nawet próbując się tłumaczyć, wkopywał się coraz bardziej. Czyżby Jirō dobrze usłyszał i w tamtą sytuację również był zamieszany alkohol?
  – No co jest, Ryozo? Masz coś na sumieniu?
  Korzystając skwapliwie, że komendant choć na moment zabrał dłoń z kieliszka, dolał mu jeszcze więcej wina, nawet jeżeli ten zdążył ledwo co wypić jego zawartość. Lepiej żeby miał za dużo niż za mało, jak zacznie przesadzać to odbierze mu się kieliszek. Hasegawa uważnie obserwował wszelkie reakcje mężczyzny.
  – Widzę gdzie siedzisz – zerknął na butelkę oceniając ile jeszcze alkoholu w niej zostało i mimo wszelkich chęci posmakowania wina, powstrzymał się; Hideo mógłby psychicznie nie znieść aż takiego szargania mu świętości jak napicie się z gwinta – Za to ty chyba tego nie widzisz. Siedzisz z kimś, kto cię wyciągnie z tego przeklętego miasteczka. Mam plan jak się stąd wydostać... Zapytasz pewnie jaki. Otóż kurwa sprytny.
  Dokończył te zaledwie dwa marne łyki swojego piwa, do końca zgniótł puszkę i sięgnął po kolejną, nie otwierając jej jednak. Z strzępków opowieści Ryozo wynikało, że przed stratą kurtki musiał wypić, a nie bardzo pamiętał co się działo. Może to będzie jakaś wskazówka.
  – Dużo wtedy wypiłeś? – spytał niby to z troski niby z chęci drążenia poprzedniego tematu.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  On ubierał się zawsze odpowiednio, a nawet jeśli nie miał jednej kurtki, to w szafie znajdowała się kolejna. Może nie służbowa, ale nadal pasująca do jego codziennego ubioru. Więc nawet jeśli przez kilka dni nie chodził bez swojej kurtki, to i tak zapewne wyglądał lepiej niż właśnie te niewyprasowane koszule Hasegawy.
  - Bo pytasz nagle o moje sprawy prywatne? - spojrzał na mężczyznę z politowaniem. Jeszcze tak mu alkohol nie uderzył do głowy, chociaż doskonale wiedział, że jeśli zaraz skończy pić pierwszą butelkę, to będzie miał swój pierwszy etap - zawroty głowy i paplanie o wszystkim, co niepotrzebne.
  Chociaż trzeba przyznać, że ten etap chyba już wbił, bo zaczął się tłumaczyć z czegoś, czego kompletnie nie powinien. Żeby starszy mężczyzna, samotny, z dobrą pracą musiał się spowiadać swojemu pracownikowi? Kto to widział moi drodzy państwo? Trzeba jednakże przyznać, że nie tylko Hasegawa lubił sobie popić. Ryozo nie szczędził sobie procentów po pracy, a już w szczególności gdy nie mógł zasnąć.
  - Na sumieniu? Przesłuchanie mi robisz? Błagam Cię, Hasegawa... - przetarł dłonią czołem z głośnym westchnięciem. W co on się właśnie wpakował - Nikogo nie zabiłem, jeśli do tego pijesz.
  Oczywiście, że nie do tego pił, ale nie miał zamiaru pozwalać na to, by jego rozwiązły przez alkohol język chlapnął jednym lub drugim smaczkiem. Za mało mu dram w życiu, że musiał rozgryźć zagadkę komendanta? Co to, Ukryta Prawda?
  Parsknął głośniej śmiechem. Doprawdy, wierzył w to, że uda mu się stąd wydostać? Miał zamiar jednak wysłuchać go do końca i znów dotykając opuszkami palców swojego kieliszka, nawet nie zwrócił uwagi, kiedy wziął prędko dodatkowych kilka łyków.
  - Oczywiście, że zapytam, jaki masz plan. A teraz mi go opowiadaj, bo skoro już o nim mówisz, to chce znać jego wszelkie szczegóły. Skoro jest taki sprytny, to zapewne jest lepszy od tego przemykania koło dzieciarni w recepcji.
  Wyszczerzył się szeroko, choć szybko ta mina zniknęła z twarzy, gdy usłyszał kolejne pytanie. Wbił spojrzenie kobaltowych ślepi w wino w kieliszku zastanawiając się przez dłuższa chwilę, co tak naprawdę się wydarzyło.
  - Jedną butelkę... Dwie? Czemu pytasz? - zaczynał się robić powoli podejrzliwy. Coś dużo było tych podchwytliwych pytań, nawet jak na niego w aktualnej sytuacji.
Hideo

Powrót do góry Go down

  "Sprawy prywatne."
  Jirō już nawet mimowolnie odpowiedział mu takim samym, pełnym politowania spojrzeniem. Gdyby ktoś jego samego podejrzewał o przeparówczenie ich recepcjonisty to po prostu odpowiedziałby, że "nie", ale cóż - zasłanianie się sprawami prywatnymi mówiło o tym wszystkim o wiele więcej. Nic nie dało się poradzić na to, że z porucznika było aż nazbyt ciekawskie bydle.
  Znaczące poruszenie brwiami w połączeniu z zajęciem się puszką piwa było jednoznacznym sygnałem na to, że Hasegawa nie miał zamiaru więcej drążyć tematu i wypytywać o szczegóły.
  Bo już wszystkie szczegóły dopowiedział sobie sam.
  – Tylko zabójstwo ciążyłoby ci na sumieniu, co?
  Zaraz za te wszystkie pytania pewnie po prostu zabije porucznika. Dla świętego spokoju, zarówno przy unikaniu jego pytań jak i przyznaniu (już pewnie nad jego trupem), że coś na sumieniu ma.
  Póki jeszcze jednak był w miarę żywy, dolał komendantowi resztę wina z butelki. Pustą odstawił na bok, zaraz obok zgniecionej puszki. Przez chwilę wpatrywał się w szefa, oceniając jego stan. Nie wiedział czy powinien od razu wmusić mu drugą butelkę czy może poczekać aż procenty z tej odpowiednio zaczną działać. Mimo że cały plan brzmiał w teorii dość prosto, Jirō i tak stresował się tym, czy się w ogóle powiedzie.
  Powoli zaczynał mieć wrażenie, że Hideo każdą rozmowę z nim, która nie była zrzucaniem na łeb młodszego kolejnych obowiązków, traktował jak przesłuchanie.
  – Niestety, nie opowiem. To sprawy prywatne. Chyba rozumiesz – odwdzięczył się, patrząc na niego spod byka.
  Zerknął na stan alkoholu na stoliku. "Jedną butelkę... Dwie?" Jedna butelka poszła, powinno wystarczyć. Zwłaszcza, że według obliczeń Jirō, szef na pewno nie pił tego sam, a dzielił alkohol z kimś.
  – Pytam, bo nie chcę żebyś przesadził.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  - Może tak, może nie... Musiałbym się o tym przekonać na własnej skórze - westchnął ciężko oblizując leniwie wargi z resztek wina, które osadziło się w jego kącikach ust. Pijał dzisiaj zachłannie, jakby potrzebował tego niezmiernie, choć prawda była zupełnie inna. Namówiony przez porucznika na wspólne picie wcale nie zamierzał na wstępie doprowadzać się do takiego stanu. A raczej do stanu nieużywalności, bo jeszcze żył, myślał i nawet wiedział kim był.
  Był w stanie jeszcze obserwować swojego towarzysza. Dlatego wodził mętnym już lekko wzrokiem po jego twarzy zastanawiając się przez chwilę, czy widział tego człowieka kiedykolwiek z uśmiechem. Nie takim wrednym, czy podstępnym. Wiadomo, że Hasegawa to niecny sęp, który jak widzi zdobycz to łatwo nie odpuszcza, nawet prawie wcale nie odpuszcza. W myślach komendanta zaczęły tworzyć się różnego rodzaju ścieżki, możliwości, nie był do końca pewien co to wszystko znaczyło, możliwe, że alkohol już mu odebrał możliwość łączenia faktów. Choć trzeba przyznać, że trzymał się całkiem nieźle.
  Całkiem.
  - Zresztą... W tym miasteczku jakby ktoś kogoś zabił to i tak w siedemdziesięciu procentach wina zrzucona byłaby na yokai - dokończył swoją myśl, przesuwając znowu opuszkami palców po włosach. Fryzura już dawno zniszczona, ale daleko jej było do wyglądu, gdy Hideo wstawał rano i witał się sam ze sobą w lustrze. Plus był taki, że włosy nie oklapły mu jeszcze na czoło.
  Ponownie ściągnął brwi w linie nie mogąc do wierzyć, że jego własne słowa zostały obrócone przeciwko niemu. Nawet jego usta lekko rozchyliły się; mężczyzna wciągnął powietrze z cichym syknięciem.
  - Czyli nie masz żadnego planu - pokiwał głową, choć tego prędko pożałował. Od razu poczuł jak mu zaczęło wszystko szumieć i dzwonić. Ile to miało procent? 80? Kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że żłopał to wino szybciej niż powinien.
  - Coś Ty taki troskliwy o mnie dzisiaj? - położył teatralnie rękę na klatce piersiowej wykrzywiając usta w rozbawionym uśmiechu - Doprawdy, zaskakujesz mnie. Jeszcze sobie coś pomyślę ... - ostatnie zdanie powiedział ciszej, pod nosem, łapiąc tym samym kieliszek wina w rękę.
  - Jak się tak zastanowić, to sam piłem, więc może masz rację, powinienem bardziej uważać - odwrócił spojrzenie, przystawiając znów szkło do warg. Przechylając kieliszek wypił połowę jego zawartości i przełykając ciężko alkohol zastygł w miejscu, jakby kontemplując nad czymś bardzo poważnym.
Hideo

Powrót do góry Go down

  Normalnie patrzenie komuś w oczy, tak naturalnie, bez rzucanej mu w ten sposób jawnej prowokacji nie byłoby zbyt łatwe. Teraz jednak nie tylko znosił spojrzenia komendanta, ale był w stanie zatrzymać wzrok na dłużej, nawet jeżeli ich spojrzenia się spotkały. Zapewne bardzo pomagała w tym świadomość, że mógł to traktować jako zwykłą obserwację.
  Przecież naprawdę pilnował komendanta. Co z tego, że niekoniecznie w dobrej wierze.
  – Sprawa od razu by trafiła do archiwum, bo przecież nikt o zdrowych zmysłach nie będzie ścigał demonów – powiedział powoli, już przecież zdając sobie sprawę z tego, jak działały takie rzeczy w Oguni; nie zdawał sobie tylko sprawy, że na tym powinien zakończyć i zamknąć pysk – Można więc założyć, że każde nietypowe morderstwo czy porwanie ze strony yokai to tak naprawdę ktoś z głównych rodów. Mieszczuchom nie chroniliby dupy.
  Widział ten mętny wzrok, te typowe dla pijanych ruchy, chyba nawet zauważył jak bardzo nie przypadło mu do gustu pokręcenie głową. Ciekawe czy Ryozo będzie się nadawał rano do czegokolwiek. Machnął ręką, niby lekceważąco, choć wcale nie na swoją myśl o porannym wstaniu do pracy.
  – Mam plan. Muszę mieć – westchnął – Ja naprawdę nie mogę tu zostać.
  Był tu już zdecydowanie zbyt długo. W porównaniu ze stażem swojego szefa to nadal była chwila, ale niedługo miał minąć okrągły rok. Patrząc na życie w miasteczku można by odnieść wrażenie, że czas się tutaj zatrzymał, ale ten na zewnątrz płynął nadal. Nieubłagalnie.
  – Może kiedyś polubisz mnie na tyle, by nie węszyć wszędzie podstępu – rzucił z kolejnym westchnięciem, czując, że grając zasmuconą ofiarkę i wykorzystując stan komendanta będzie smażył się w piekle, w jednym kotle z teke teke.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Powrót do góry

- Similar topics

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach