Droga do lasu Shimojo
by Lert Czw Lut 11 2021, 01:29

Kto zagra?
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:44

Rezerwacje wyglądów
by Wolf Sro Sty 13 2021, 21:30

But the darker the weather, the better the man
by Oguni Sro Sty 13 2021, 21:14

Aktualnie słucham
by Junko Wto Sty 12 2021, 21:56

Bar
by Gość Wto Sty 12 2021, 19:37

Ogrody
by Lert Wto Sty 12 2021, 18:27

Stare drzewo
by Gość Sob Sty 09 2021, 00:16

Park
by Gość Czw Sty 07 2021, 20:57


First topic message reminder :

  Wybiła wódziesta, podpowiadała mu to nieznośna suchość w pysku, na którą mógłby pomóc tylko alkohol. Nie żeby Jirō był jakimś alkoholikiem, mógł przecież nie pić, gdyby tylko chciał, ale co miał poradzić na to, że akurat pić mu się chciało?
  Zerknął z ukosa na idącego obok Hideo. Nie wiedział co było dziwniejsze, czy to, że po każdej skończonej służbie i tak wracał ze swoim szefem do hotelu (jakkolwiek to nie brzmiało) czy to, że obaj w jakiejś milczącej zgodzie ostatnie godziny pracy wytracali na udawany patrol okolicy, który dziwnym trafem kończył się idealnie w punkcie, z którego mogli wrócić prosto do domu.
  Stwarzanie pozorów było czasem bardzo ważne, nawet gdy wszyscy dookoła i tak wiedzieli swoje. Pewnie dlatego, gdy zbliżali się do jednego ze skrzyżowań, porucznik zgasił odpalonego wcześniej papierosa i wywalił niedopałek do najbliższego śmietnika
  (może śmieci się zapalą i całe Oguni spłonie)
  i ostentacyjnie spojrzał w uliczkę, która nie prowadziła do hotelu, a w stronę bardziej żywej części miasteczka.
- Idę do sklepu, chcesz coś? - spytał najniewinniejszym tonem, na jaki było go tylko stać, próbując pozbyć się szefa z zasięgu uzupełniania alkoholowych zapasów na ten miesiąc.
  Jaki nagle się zrobił miły, usłużny i odważny, by leźć gdzieś sam, mimo później pory.
Anonymous

Powrót do góry Go down


Chōnai-kai
  Gdyby łączył jeszcze fakty, to pewnie by zauważył, że jego towarzysz nie ucieka wzrokiem, gdy ten się na niego gapi. Chociaż ciężko to nazwać gapieniem się, kiedy po prostu zawiesił na nim wzrok. Mętny, przeskakujący z jednego elementu twarzy na drugi, niemogący się zatrzymać na czymś na dłużej wzrok był dowodem na to, że Hideo przeskoczył w fazę drugą.
  Faza druga - ślepota (nie) boli.
  Pozwalając sobie na chyba zbyt wiele, bo to patrzenie się w drugiego mężczyznę w takim stopniu, jakim to teraz robił Ryozo mogłoby być różnie odebrane, komendant policji Oguńskiej mruknął cicho pod nosem. Myślami już był zdecydowanie poza Oguni, gdyby tylko mógł się do nich przenieść miałby gwarantowaną wolność. Ale ponieważ nie znajdujemy się w takim miejscu i takie sztuczki magiczne nie wchodzą w grę, mógł sobie jedynie pomarzyć.
  - Nikt o zdrowych zmysłach... - urwał na moment, by poprawić swoją posturę ściągając przy tym łopatki. Usłyszał cichy gruchot w kręgosłupie, a zaraz po nim westchnął cicho rozchylając znów wargi, by wrócić do odpowiadania porucznikowi - Nie rzucałby takich oskarżeń w kierunku rodów. Jeśli naprawdę chcesz stąd wyjść, to powinieneś najpierw zrozumieć - ponownie urwał, by wziąć mniejszego łyka wina - Że to oni decydują tu o wszystkim. Dlategooo też mam związane ręce. No i o mieszczuchów dbają bardziej niż o nas.
  Odstawiając kieliszek z niedopitym alkoholem przejechał dość mocno dłonią po karku, jakby chciał go właśnie rozmasować. Znieczulony przez procenty jednak nie odczuł tego tak jakby chciał, wydając z siebie pomruk niezadowolenia odstąpił od pomysłu.
  Pytanie, czy będzie w stanie w ogóle podnieść wzrok z rana.
  - W takim razie... Zamierzasz zostać przyszłą ofiarą? - otworzył szerzej oczy, a krzywizna na twarzy znikła. Mogłoby się wydawać, że nagle przybrał tę maskę bez emocji, tę, którą zakładał zawsze do pracy - Jestem ciekaw, czy pozwalają na widownie...
  Nagłe wciągnięcie powietrza w płuca i oderwanie wzroku od nicości było reakcją na słowa porucznika.
  - Mmm... Ciężka sprawa, przekonamy się jutro rano, czy mi zmięknie serce - poruszył lekko brwiami. Dopiero teraz, można było dostrzec lekko czerwoną mordę Hideo. Jakby kolory wchodziły dopiero z opóźnieniem.
Hideo

Powrót do góry Go down

  Z bezsilności walnąłby czołem w stół, gdyby nie było mu szkoda rzeczy, które się na blacie znajdowały, bo samego stołu nie byłoby mu szkoda. Łba tym bardziej.
  – Nienawidzę rodów – warknął, nie mogąc rzucić już większą oczywistością dla kogoś, kto przebywał z nim dłużej niż kilka godzin, choć mimo wypitego alkoholu miał jeszcze w sobie na tyle pomyślunku, by nie podnosić głosu – Zachowują się jakby jakąkolwiek przyjemność miało nam sprawiać tkwienie z nimi na tym wypizdowie. Idę o zakład, że gdyby czegoś nie spierdolili i nie zamknęli tu wszystkich to nie dość, że żaden turysta by tu nie został, to połowa z nich by stąd zwiała, byle tylko nie musieć się znosić.
  Gniew i złość wywołane brakiem możliwości powrotu do domu, do rodziny i przyjaciół musiały znaleźć ujście, bo Hasegawa nie był kimś, kto takie rzeczy potrafił w sobie dusić. Wszystko co negatywne nakierował więc na rody, nawet jakoś szczególnie nie wybierając spośród nich faworyta. Odpowiedzialność zbiorowa.
  Jeżeli kolejne pytanie miało być zwykłą zaczepką, to bardzo trafioną.
  – Praaawie... Zamierzam złożyć ofiarę, jeżeli będę musiał. A gdy tylko stąd wyjdę, upewnię się, że już nikt więcej do Oguni nie trafi.
  Głos jeszcze brzmiał pewnie, nawet pomimo tego, że plan był nierealnie śmiały, ale nie można było się temu dziwić. Jirō był przecież zdesperowany. Wolał na głos wypowiedzieć tą opcję, bo zostanie ofiarą samemu, brał pod uwagę tylko w przypadku, gdyby wszystko inne zawiodło. Nawet lina pod sufitem.
  Nawet już nie chciał wyrzucać Hideo, że przez tyle lat sam się nie zorientował w tym czy kogokolwiek z postronnych wpuszczają w pobliże ofiary. Przecież mogła istnieć szansa na oszukanie kapłana i wyjście zamiast wyznaczonej osoby. Wystarczyłaby dosłownie sekunda wolności i Hasegawy nikt z powrotem by tu nie zaciągnął. Za żadne skarby.
  – Jak ci do tej pory serduszko nie zmiękło, to już nie zmięknie. Więcej nie pijesz na dziś.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Zbierał siły na kolejne wywrócenie oczami tego wieczoru. Chociaż nawet gdy to robił, czuł dziwny ból, jakby mięśnie mówiły mu "weź, nie gimnastykuj się tak". Przynajmniej od tego nie kręciło mu się w głowie. Żeby jednak więcej problemów sobie nie robić zmienił pozycję siedzącą, w której to łokieć postawił na blacie stołu, a na otwartej dłoni oparł podbródek.
  - Dobrze, że nikt nas teraz nie słyszy. Oby, bo sam za nimi nie przepadam - jęknął widocznie zdegustowany. Nie bardzo rozumiał skąd te wszystkie zasady się u nich brały, poza murami tego miasta zdawało się wszystko wyglądać inaczej, a raczej z tego co pamiętał. Nie tęskno mu było za rodziną. Ci i tak nie wnosili nic poza pieniędzmi do życia Ryozo - Wiesz, że nawet możesz mieć rację? Zakładam, że pewnie sami coś odwalili i teraz świecą gałami przed wszystkimi tylko po to, by ludzie się niczego nie domyślali. I teraz wszyscy siedzą po łokcie w...w... - urwał kręcąc lekko głową i zbierając kieliszek dość agresywnym ruchem ze stołu. Szybko dokończył alkohol wzdychając cicho pod nosem. Sama śpiewka o rodach sprawiała, że gotował się w środku cały.
  Nie dokończył już swojej myśli. Ale czy musiał? Wcale nie, zwłaszcza że doskonale wiadomo było, do czego pił. Odstawiając szkło na stół przymknął na moment oczy zbierając się w sobie. Jakby musiał przetrawić wszystko, co do niego docierało i to, co sam mówił.
  - Myślisz, że to takie proste? - zaśmiał się cicho pod nosem zerkając na porucznika mętnymi, kobaltowymi oczami - Wiesz, że to nie zależy od rodów, co nie? Kto wychodzi, a kto nie?
  Przez te lata zebrał już tyle informacji na temat rytuałów i rodów, że wychodziło mu to bokiem. Nie dzielił się tym z nikim, ale sama świadomość, że to demony sobie decydowały o tym wszystkim wzniecała w nim ogień. Wciąż miał braki, bo nie wszystkiego dało się dowiedzieć ot, tak, ale przynajmniej coś wiedział. I nie były to jakieś puste plotki.
  Zmarszczył czoło słysząc jak Hasegawa zabrania mu pić. Przecież właśnie po to go tu ściągnął!
  - Jak to nie? Daj drugą butelkę, nooo... - przeciągnął ostatnie słowo podnosząc się z miejsca na kolanach i rękach, ledwo dupę podnosząc. Nawet położył dłoń na barku porucznika, drugą sięgając w stronę siatki z winem. Nie odpuści tak łatwo. Musiał pozbyć się zbrukanego smaku alkoholu z języka. Ugiął lekko rękę w łokciu samemu zbliżając się do siatki i zmniejszając odległość między sobą a porucznikiem. Chyba nawet dotykał już opuszkami palców foliowej siatki.
Hideo

Powrót do góry Go down

  Naprawdę jedynym szczęściem w tym całym nieszczęściu był fakt, że jego szefem był ktoś, kto też został zmuszony by zostać w Oguni. Jirō tak naprawdę jeszcze nikomu nie przyznał się, że to był jedyny powód dla którego przyjął posadę w tutejszej policji. Nie zniósłby pracowania dla kogoś z tutejszych.
  – Zrzucają wszystko na tych z Yama, ale jakoś nie widać nalegania na nich, by klątwę odwrócili skoro ją wywołali. Gdyby naprawdę wierzyli, że to wszystko jest ich winą to nie skończyłoby się na ignorowaniu. Wystawili kozła ofiarnego dla ciemnego ludu, a lud to kupił.
  Może i na początku pobytu tutaj całkowicie kwestionowałby wszelkie demoniczne sprawy, ale bliskie spotkanie z zębami jednego z yokai nauczyło go, że nie można tak całkowicie ignorować ich roli. Teraz po prostu wiedział, że łatka, którą przyczepili do jednego z rodów, najpewniej po prostu należy do innego.
  Mimo wszystko zarejestrował kontrolnym spojrzeniem, że Hideo wypił już cały przeznaczony dla niego alkohol. Tym razem dolewka się jednak nie pojawiła.
  – Zależy czy nie zależy, jakieś wskazówki o tym kto wyjdzie, ktoś mieć musi. Wystarczy się w nie wpasować. Jakimkolwiek kosztem.
  Znowu to samo. Brew porucznika drgnęła nerwowo, gdy przeniósł wzrok na swój bark i zauważył tam coś, czego z pewnością tam być nie powinno. Złapał komendanta za rękaw, nie dotykając nawet jego ręki i zabrał z siebie jego dłoń.
  – Ja pierdole, Ryozo – warknął zrezygnowany, choć nawet i bez jego dotyku czuł tą łapę nadal na sobie – Nie. Dotykaj. Mnie.
  Powtarzał mu to już setki, jak nie tysiące razy. Jedyna informacja, jakiej najwyraźniej komendant nie potrafił przyswoić. Choć jakby się zastanowić to była informacja jakiej nikt nie potrafił przyswoić.
  Bo to wcale nie tak, że to Hasegawa był przewrażliwiony na tym punkcie.
  – Daj to oguński sprzedawca jaj, nie ma chlania więcej. Wyżłopałeś już całą butelkę.
  Jirō nie był pewny czy futrowanie Hideo kolejną porcją alkoholu było dobrym pomysłem. Może po prostu poczeka aż ta pijana menda opadnie z sił i zacznie zasypiać. To też będzie dobry moment.
  – Nie jesteś zmęczony?
  Złapał za butelkę żeby czasem po sięgnięciu po nią nie okazało się, że przewspaniała koordynacja komendanta ją rozbije w drobny mak. Początkowo chciał ją tylko odstawić na podłogę, za siebie, poza zasięg rąk, ale szybko zmienił zdanie. Położył ją na boku i lekko pchnął, by ta odturlała się bezpiecznie w głąb pokoju.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  - Żeby jeszcze faktycznie coś oni zrobili... - mruknął pod nosem - Możliwe, że coś w tym jest. Odkąd tu jestem ciągle tylko słyszę od rodów, żeby się z Yamą przypadkiem nie spoufalać. Jakby to miało jakieś znaczenie faktycznie. Już to widzę, jak jeden ród sprowadza zagłaaaadę na całe miasteczko i nikt nie może przez nich wyjść - pokiwał lekko, ostrożnie głową. Jakby siadł na dłużej, trzeźwy, do tego tematu to zapewne by to rozgryzł w trymiga. A tak? Siedzieli we dwoje mało doinformowani. Wciągając powietrze przez usta wydał z siebie cichy warkot. Że też musiało im się trafić "więzienie" w Oguni.
  - Oni o tym nie decydują, tylko podobno yokai - zdradził komendant z niesamowitą powagą w głosie. Nawet mięśnie twarzy nie zdradzały żadnego fałszywego uśmiechu, czy też ironii, która mogła skrywać się w zamglonych oczach. Mówił dokładnie to, co miał na myśli, nawet jeśli te były już lekko mętne i poplątane - Chociaż nie jestem pewien, bo tego na żywo nie widziałem. Nie było okazji.
  A może po prostu nie chciał tego widzieć? Jako policjant wolałby nie patrzeć jak ktoś odbiera innej osobie życie, tylko po to, by wyjść z miasteczka. Nie wspominając o tym, że wybierali sobie za cel podobnież osoby, które były z yokai związane. Cokolwiek to miało niby znaczyć. Zabójstwo to zabójstwo, a on nie mógł nawet kiwnąć palcem. Zachowanie milczenia za cenę życia.
  Jakby się dało zmarszczyć jeszcze bardziej brwi to Ryozo by to zapewne właśnie robił. Niezadowolony mruknął cicho pod nosem zerkając na rękaw, za który trzymał go Jirō. Kompletnie nie rozumiał tej jego wrażliwości na jakikolwiek dotyk.
  - Bo co mi zrobisz? Mam się na Tobie za przeproszeniem położyć, żeby dosięgnąć wina? - odpowiedział mu przybliżając lekko do niego swój czerwony pysk. Fuknął odwracając wzrok próbując odszukać butelki, po którą właśnie sięgał.
  - Nie pierdol, tylko daj to winooo - poczuł momentalnie jak kolana odmawiają mu posłuszeństwa. Przez co wbrew woli porucznika, bo przecież jeszcze przed chwilą warczał na niego, że go dotyka, przysłowiowo wyjebał się na niego, w efekcie czego oboje zetknęli się z podłogą. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, a raczej odpowiedź na ostatnie pytanie, która brzmiała "Mógłbym przebiec maraton jakbym zechciał", by po chwili naburmuszony, niczym nastolatek, w takim wieku to się nie godzi, uderzył lekko pięścią w klatkę piersiową Hasegawy.
  - Czemuś ją odturlał, Hasegawa? Szefowi odmawiasz alkoholu? Jak możesz?! - oskarżycielski ton podniesionego głosu nietrzeźwego już Hideo odbił się od czterech ścian pokoju. W tym wszystkim nawet przestał zwracać uwagę, że dalej leżał plackiem na poruczniku. Wygodnie, to nie narzeka, nie?
Hideo

Powrót do góry Go down

  Taki obrót spraw był całkowicie do przewidzenia, choć Jirō oceniając wszystkich, w tym i komendanta, według własnego podejścia, zupełnie nie brał pod uwagę takiego scenariusza. Owszem, zdawał sobie sprawę, że inni pijani zwykle są nie do zniesienia, zwłaszcza jeżeli jest się jedynym w miarę trzeźwym, ale...
  – Za przeproszeniem to ty zaraz dostaniesz w mordę – warknął, widząc jak się zbliża i chcąc go za wszelką cenę odwieźć od zrealizowania pomysłu, który zapewne lęgł mu się w głowie.
  W końcu słowa pijanego to myśli trzeźwego.
  Powinien mu przywalić, by zapanował tu spokój. Hideo najpewniej nawet nie będzie tego pamiętał, zastanawiając się nad ranem w które drzwi nie trafił, że tak obił sobie ten swój idealny pysk. Mimo to Hasegawa miał opory. W godzinach pracy czy też nie - Ryozo nadal był jego przełożonym.
  Nawet w momencie, gdy jego zaburzona przez alkohol koordynacja sprawiła, że mimo wszystko wylądował na Jirō. Jego wina, mógł nie zerkać za siebie w tej sekundzie, upewniając się, że butelka na pewno jest poza ich zasięgiem. Może zdążyłby się odsunąć albo usadzić Hideo w pionie.
  Prawa brew drgnęła w nerwowym tiku, gdy komendant nie tylko od razu się nie podniósł, ale i postanowił traktować go jak jakieś legowisko. Co on był, podłogą w izolatce, że można było się pierdolnąć gdzie się chciało żeby było wygodnie? Nie wierzył, że naprawdę ma zamiar tak leżeć, ale sekundy mijały, a on nadal się nie podnosił. Nie mógł już tego zrzucić na spowolnione alkoholowe reakcje.
  – Co ty mi teraz z szefem wyjeżdżasz? – prychnął, widząc dokąd posuwa się ta desperacja i podnosząc się minimalnie tylko po to, by przekręcić się na bok i zrzucić z ciebie tą przylepę, nie musząc go jednocześnie dotykać bardziej niż to było konieczne – Najebany w cztery dupy, a się do wydawania rozkazów pchasz. Posłucham jak wytrzeźwiejesz... Tylko nie pełznij teraz do butelki, miej godność, Ryozo.
  Sam Hasegawa podniósł się z powrotem do siadu, pozwalając by policyjna larwa leżała obok, jak padła.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
Groźba, która została rzucona w jego osobę, jakoś go zbytnio nie poruszyła. Tyle razy słyszał już groźby za dotykanie go, nawet jeśli było to po prostu koleżeńskie zachowanie, że nie robiło to na nim nawet jakiegoś większego wrażenia. Na dodatek alkohol sprawiał, że nie brał jeszcze bardziej tych słów do siebie. Ot po prostu ktoś mu chciał dać pstryczek w nos. Następnego dnia dopiero pewnie poczułby, jak bardzo się mylił.
Wygodne legowisko, na którym właśnie spoczywał zdawało się nie podzielać jego zdania. Jeszcze przez chwilę leżał sobie całkowicie naburmuszony, niczym nastolatek, który pierwszy raz wypił alkohol i był pijany po raz pierwszy w życiu. Chociaż trzeba przyznać, że wcale tak nie było. Mordę w alkoholu moczył nie raz, ale zawsze się pilnował. Dzisiaj nie dość, że mu lano więcej do kieliszka, to jeszcze wypijał to wszystko. Ale bardzo możliwe, że to wszystko było spowodowane też tym, że chciał jak najszybciej przejść do tego "czystego" wina.
Spojrzał na porucznika spod lekko przymkniętych powiem, widocznie rozdrażniony.
- A z czym mam wyjechać? Na nic innego nie zareagujesz - mruknął pod nosem, a gdy zaczął się zsuwać na podłogę otworzył szerzej mętne ślepia. Gruchnął cicho na ziemię, rozkładając się na niej plackiem. Sięgnął powoli do krawata, by go całkiem rozwiązać. Gorąc tak w niego uderzył, że najchętniej, to by zdjął z siebie i kurtkę, ale wolał zachować jeszcze odrobinę godności, o której mu tu zaczął nagle Hasegawa wspominać.
- Saaam mi tyle lałeś - jęknął obracając się na plecy. Leniwie przejechał opuszkami palców po rozwalonych już włosach i westchnął ociężale - Teraz jest zdecydowanie za gorąco...
Przystawił zewnętrzną stronę dłoni do policzków, które wręcz wrzały.
- Nie będę do niej pełznąć... Nie mam siły już wstawać, leżę tu i się nie ruszam - pomruk niezadowolenia wymsknął się spomiędzy warg Ryozo, który właśnie przystawiał przedramię do oczu, by schować się przed rażącym go aktualnie światłem. Coraz to więcej bodźców zaczynało go drażnić.
- Najpierw mówisz, że jak wypije jedno wino... to będę mógł wypić drugie. To Ty mi tu rzucasz kłody pod nogi.
Hideo

Powrót do góry Go down

  – Dlaczego brzmisz jakbyś był z tego niezadowolony? Doceniam cię jako szefa. Nadal.
  Sięgnął po piwo, zerkając z rozbawieniem na ten rozpłaszczony tuż obok sobie naleśnik, zwany zwykle jego przełożonym. Hideo już chyba stracił wszystko, co tylko mógł ze swojej powagi. Nawet te starannie ułożone zwykle włosy już miały bardzo daleko do jakiegokolwiek majestatu.
  Choć Jirō musiał przyznać, że to roztrzepanie miało w sobie pewien urok. Może właśnie dlatego wpatrywał się w Hideo o te kilka sekund za dużo.
  – Wydaje ci się, bo jesteś pijany – rzucił tylko, samemu będąc pod wpływem podobnego złudzenia.
  Pił już jednak w tej kostnicy tyle razy, że dobrze wiedział, że uleganie temu byłoby bardzo złym pomysłem i pewnie szybko skończyłoby się kolejnym zwolnieniem z pracy.
  Wyglądało jednak na to, że komendant osiągnął ten idealny półpłynny stan, w którym będzie można powoli zacząć realizować swój plan. Starał się nie myśleć o tym, że jeszcze przed chwilą ten się do niego kleił, na potwierdzenie swoich słów biorąc raczej marudzenie o braku jakichkolwiek sił.
  – Och, jaki jesteś biedniutki. Druga butelka jest moja, więc nie mogę ci jej ot tak dać. Możemy się jednak wymienić. Coś za coś. Jeden kieliszek za jedną przysługę, co ty na to?
  Nie czekał nawet na odpowiedź licząc, że desperacja Ryozo przemówi za niego i sięgnął za schowany w szafce alkohol i wyciągnął zza butelek wcześniej przygotowaną kartkę. Znajdowała się na usztywniającej podkładce, a na całym dokumencie znajdowała się inna, czysta kartka z odciętym dołem na takiej wysokości, by odsłonić tylko kawałek poprzedniej - z miejscem na popis.
  – Ale musisz się na sekundę podnieść – powiedział, szybko odnajdując też długopis – Podpiszesz mi coś, a ja ci naleję kieliszek wina, zgoda?
  Już widział, że wątpliwe są szanse na to, że parówa się podniesie, więc położył kartki tuż obok niego, przypadkiem opierając się o nie tak, by nawet gdyby chciał, Hideo nie był w stanie ich przewertować.
  – No chodź, będzie fajnie.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Próbował zrozumieć jego słowa, jakby z trudem docierały do jego głowy, przez otaczający go ogromny gorąc. Jeszcze chwilę temu trząsł się prawie z zimna, a teraz miał ochotę ściągnąć nie tyle, co kurtkę, co koszulę. Przynajmniej pozbył się krawata, który trzymał się jedynie przez kołnierz koszuli zarzucony przez szyję.
  - Nadal? Czyli jednak powinienem się obawiać? - wywinął usta w podkówkę zerkając na niego z podłogi. Jakby go ktoś teraz szturchnął, to by pewnie cały się zaczął turlać po podłodze. Brak sił i szybki efekt wypicia zbyt wiele alkoholu o wysokiej procentowości był widoczny jak na dłoni. Jego maska dawno spadła na podłogę krusząc się na milion kawałków i pozwalając szerokiemu uśmiechowi i czerwonemu pyskowi spoczywać na razie spokojnie na podłodze. Nie wspominając już o rozwalonej fryzurze, którą dawno by proprawił, gdyby nie fakt, że na tę chwilę kompletnie się tym przestał przejmować.
  - Niee... Jest naprawdę gorąco - mruknął znowu opuszkami palców drugiej ręki rozchylając kurtkę, co by dotarło do niego chociaż odrobinę zimna. Przełknął głośno ślinę przekrzywiając głowę na boki, chcąc się wyciągnąć.
  - No weź nie bądź taki i daj to wino... - obrócił się na bok przejeżdżając leniwie ręką po włosach, by zaczesać je do tyłu, choć zaraz prędko opadły mu z powrotem na czoło. Podparł się łokciem, by mu głowa przypadkiem nie przyjebała z głośnym hukiem o podłogę i zarzucił szelmowskim uśmiechem w stronę porucznika.
  Zmrużył jednak oczy nadymając tym samym policzki.
  - Co za szantażysta... Kto Cię tego nauczył, co? - było widać po nim, że gryzł się z tym, czy przystać na takie warunki. Z wielką chęcią zmyłby z języka posmak skrzywdzonego przez Jirō wina. Przygryzając dolną wargę, widocznie w konsternacji kompletnie nie zwrócił uwagi na to, że mężczyzna zdążył się już przygotować.
  - Mmmm... Muszę się podnosić? Koniecznie? - mina zbitego psiaka była aktualnie jego jedyną kartą przetargową. Leżąc sobie więc boczkiem na podłodze wpatrywał się w porucznika z dołu swoimi maślanymi, kobaltowymi ślepiami. Zniechęcony do jakichkolwiek działań na rzecz przenoszenia swoich czterech liter dalej niż na kilkanaście centymetrów obrócił się tym razem na brzuch w międzyczasie zdejmując z siebie kurtkę. Nie ma to tamto, jak jest gorąco, to trzeba się rozebrać, tak? pozostawał tylko jeszcze nieściągnięty z szyi krawata...
  - Co to za papiery...? - spytał biorąc długopis do ręki i uderzając nim w podłogę. Przeniósł wzrok na kartki, a potem znów na Hasegawę nie bardzo wiedząc co to może być.
  - Ale co jest fajnego w podpisywaniu papierów...? Daj wino, a nie kręcisz mi tu i karzesz jakieś rzeczy podpisywać - oparł podbródek o podłogę kładąc długopis na kartkach. Nie ma łatwo, jak chcesz go przekonać do podpisania, musisz się bardziej postarać, poruczniku.
Hideo

Powrót do góry Go down

  Nie wiedział, co miał mu powiedzieć. Że powinien zacząć zachowywać się jak na szefa przystało, by zachować to "nadal"? Był chyba ostatnią osobą, która powinna nie tylko jego, ale i kogokolwiek pouczać. Już na pewno powinien odpuścić to sobie, gdy Ryozo był w takim stanie.
  A stan ten aktualnie wskazywał na jakąś lichą imitację przepoczwarzania się. Hideo tak się wił i turlał niezadowolony po tej podłodze jakby próbował wypełznąć z niewidzialnego kokonu. Niestety, Jirō nie był dobrą robaczą mamusią, by mu w tym pomóc. Co więcej, gdy udało mu się wypełznąć z własnej kurtki, porucznik jak na złość poczekał aż ten przestanie się wić i przyciągnął ją z powrotem, narzucając ją na niego plecy.
  – Przecież to nie jest szantaż, a zwykła wymiana. Szantaż to przestępstwo, a to nie przystoi funkcjonariuszowi, nawet po służbie.
  Gdyby jednak ktoś przyjrzał się karierze Hasegawy, zarówno tej aktualnej jak i wcześniejszej, doskonale wiedziałby, że te słowa to jedna wielka bujda.
  Nie podniósł dłoni z kartek papieru, nawet gdy Hideo się nimi zainteresował. Ten wzrok pełen zainteresowania też za dobrze nie wróżył. Ryozo jeszcze przejawiał jakieś resztki czujności, które bardzo nie przypadły porucznikowi do gustu. Nie powinno ich tu być wcale a wcale. Wystarczyłoby bezmyślne wykonywanie nawet najbzdurniejszych poleceń, którego teraz oczekiwał.
  Tak być to nie będzie. Jirō złapał za ten rozchełstany krawat, który jego szef aktualnie miał na szyi i potraktował go jak smycz, by bez dotykania go, mimo wszystko przymusić go, by znowu znalazł się z twarzą przed kartkami.
  – No co ty, nie poznajesz co to? Przecież to umowa odstąpienia ci wina. Muszę mieć twój podpis żeby je przynieść... i normalnie otworzyć. Wiesz, że jak nie podpiszesz tego, najlepiej jak umiesz to otworzę je tak samo jak tamto?
  Nadal trzymając koniec krawata w dłoni, sięgnął po długopis i wcisnął go Ryozo w dłoń.
  – Och, chyba że jesteś już tak najebany, że nie umiesz pisać...
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Cóż, trzeba przyznać, że upity wcale nie zbierałby plusów u swoich ludzi. Jako szef w pracy zawsze zachowywał powagę, tak dzisiejszego wieczora przez zbyt szybkie żłopanie wina stoczył się wręcz z bardzo stromej górki. Pewnie podczas tego żałosnego czynu przywalił kilka razy łbem, a to o konar drzewa, a to o kamień, dopełniając tego jakże makabrycznego obrazka szefa oguńskiej policji. Nie powinien się wcale dziwić, że go własny pracownik nie traktował poważnie, skoro zachowywał się jak jedną szufladkę wyżej od najgorszego sortu menela. Tego, co bierze na maślane oczy i nie widzi końca w swoim piciu, ale wygląda lepiej niż Ci, co żebrzą o pięć złotych pod najbliższym sklepem monopolowym.
  - Chrzanisz mi tu, Hasegawa... - mruknął i zerknął przez ramię na kurtkę, którą sekundę temu ściągnął, a znów na nim leżała. Znowu mu się zrobiło przez nią za gorąco i zachowując się kompletnie nie jak na swój wiek przystało zrzucił ją na drugą stronę, coby była dalej, a zaraz po tym oburzony, czerwony od alkoholu i trochę przez złość, wbił rozgniewane spojrzenie w porucznika - Powiedziałem, że mi gorąco... Więc mnie nie przykrywaj.
  Wciąż gdzieś w środku miał wrażenie, że te całe kartki to bujda na resorach, pewnie ukrywał coś, dlatego też właśnie teraz wyciągnął je przed niego zmuszając by podpisał. Dziwiło go to, że wcześniej nie wyszedł z prośbą podpisania tego cholerstwa i dopiero teraz czekał, aż Hideo zechce je podpisać.
  Prawie się zakrztusił, gdy go pociągnął za krawat. Musiał aż położyć dłonie przed sobą, żeby nie wyrżnąć kompletnie już na podłogę, bo nie chciał jej całować. Wszystko mu się już mieszało. Przecież przed chwilą oferował wymianę przysługa za wino, a teraz umowa za wino? Przełknął ciężko ślinę przymykając na moment ślepia i złapał kilka głębszych wdechów.
  - Umiem pisać. Daj mi to - prawie warknął na niego obrzucając go podejrzliwym jednak wciąż spojrzeniem. To całe przytrzymywanie go za krawat podnosiło mu tylko ciśnienie, więc gdy tylko podpisał się na papierze we wskazanym miejscu odłożył długopis i złapał go za rękę, która trzymała go na uwięzi. Ścisnął ją lekko przybliżając się w jego stronę, aż mu dolna warga drgnęła.
  - Puścisz mnie teraz, czy zamierzasz mnie trzymać jak psa na smyczy?
Hideo

Powrót do góry Go down

  Z pozoru to był tylko podpis, nic nie warta parafka, ale gdy trzymany przez Ryozo długopis przestał kreślić znaki na papierze, Hasegawa od razu porwał kartki z ziemi i wpatrywał się w nie czujnym spojrzeniem. Początkowa podejrzliwość przeszła powoli w upewnianie się czy na pewno wszystko jest w porządku, czy pijany komendant nie strzelił jakiejś literówki. Ale nie, wyglądało na to, że pamięć mięśniowa zadziałała znakomicie.
  Jirō odetchnął z prawdziwą ulgą, a niedowierzanie zniknęło, by ustąpić miejsca spojrzeniu jakim obdarza się wygrany los na loterii. Przysunął kartki do siebie, pewnie całkiem nieświadomie przytulając je do siebie jak największy skarb.
  – Może zamierzam? – rzucił z uśmiechem, w którym trudno było znaleźć cokolwiek złośliwego, choć szarpnął prowizoryczną smyczką już całkiem złośliwie – A co? Będziesz udawał, że nie lubisz? Trochę trudno będzie uwierzyć skoro jak dobre psiątko dałeś łapkę od razu po złapaniu smyczy. Chcesz na spacerek?
  Mimo to zostawił jego krawat w spokoju, głównie by uniknąć dotyku jego dłoni, podobnie jak zostawiając całego komendanta, by podnieść się z miejsca i zgodnie z wcześniejszą obietnicą idąc w kierunku odturlanego wina. Rzucił ostatnie, rozczulone spojrzenie na podpisane dokumenty i schował je w szafie, poza zasięgiem ich tymczasowego miejsca picia.
  Przeszukał jeszcze pobliską szufladę w poszukiwaniu korkociągu, nie mając zamiaru bawić się w próby rozwalenia korka nożem. Gdyby to było pierwsze wino to mógłby się na to połasić, ale widząc stan szefa wolał sobie odpuścić. Wyglądał na takiego, co w razie niepowodzenia i tak wypiłby alkohol z pływającymi wewnątrz resztkami.
  Udało mu się w końcu otworzyć butelkę z pomocą scyzoryka i po krótkiej chwili od powrotu do stolika, kieliszek Hideo był znowu pełny.
  – Ale wiesz co? Spodobały mi się te wymiany. Brzmią całkiem uczciwie. Co masz do zaoferowania za kolejne kieliszki? Za każde "a co byś chciał" napiję się z gwinta.
  Chyba naprawdę nie mógł nacieszyć się tymi podpisanymi papierami, bo gdy tylko zabrakło mu ich w rękach, z podobną czułością trzymał przy sobie butelkę. Kieliszek, dwa i do zgonu. Tak przynajmniej sądził.
Anonymous

Powrót do góry Go down

Chōnai-kai
  Gdyby nie alkohol pewnie mruknąłby coś jedynie pod nosem, na tę dziwną scenę, w której to on był na uwięzi jak jakieś zwierze. Przymuszane do wykonania polecenia szantażem, który jakby się tak bardziej przyjrzeć trzeźwym umysłem, wcale nie należał do tych najlepszych. Prawdopodobnie zjebałby go za taki pomysł i jeszcze próbowanie wymusić od szefa jakiegoś podpisu. Alkohol jednak skutecznie zadziałał na jego zmysły sprawiając, że z surowego i poważnego mężczyzny zrobił się potulnym barankiem. Może nie do końca takim potulnym i barankiem, ale na pewno był miększy.
  Złośliwe szarpnięcie sprawiło, że komendant zacisnął mocniej dłoń na ręce porucznika samemu pochylając się znów lekko ku niemu za sprawą pociągnięcia krawatem. Przełknął cicho ślinę próbując zebrać myśli, nawet jeśli w obecnym stanie nie było to zbyt proste. Rozzłoszczony czuł jak drży mu górna warga; unosiła się tuż przy kąciku ust. Złapał powietrze w płuca unosząc kobaltowe ślepia na mężczyznę z lekkim uśmiechem na pysku, choć nie trzeba przyznać, że raczej zadowolony to on nie był.
  - Wstrzymaj się z żartami, Jirō... Jeśli kogoś wyprowadzać na spacer to Ciebie - prychnął rozbawiony, by w momencie gdy poczuł luz wokół szyi puścić dłoń mężczyzny i poprawić sobie krawat.
  - I nie odpowiem na Twoje pytania - spojrzał na niego kątem oka przechylając głową, by rozluźnić nieco mięśnie szyi.
  Obserwował go uważnie, gdy wstawał i otwierał wino. Czyli jednak nie były to czcze obietnice, teraz pytanie tylko jak bardzo podstępnym był Hasegawa lisem. Czy będzie znów próbować coś wyciągnąć od Ryozo? Komendant bardzo szybko przekonał się, że wcale się bardzo nie mylił.
  Sięgnął chudymi palcami w kierunku napełnionego winem kieliszka, by po poprawieniu się w miejscu, to znaczy usiadł już na dupie, a nie robił z siebie pośmiewisko, przystawić naczynie do warg i przechylił je lekko. Pił powoli, czując jak faktycznie robi mu się coraz cieplej, jak szumi mu w głowie i najchętniej by pewnie już się położył. Jednak słowa porucznika i jego zachowanie wskazywały na to, że to dopiero początek zabawy.
  - Jakie uczciwie... Za moje pieniądze kupiłeś to wino! - oburzył się posyłając mu pełne gniewu spojrzenie. Oblizał usta z resztek wina wciągając powoli powietrze w płuca, dobierając bardzo ostrożnie kolejne słowa - W takim razie... Domyślam się, że chciałbyś więcej wolnego, albo chociaż podwyżkę.
  Wpatrywał się w niego, choć oczy widocznie przeskakiwały mu na butelkę wina, którą tak do siebie tulił. Przygryzł policzek od środka powstrzymując się od zbędnego komentarza.
  - Możliwe, że mogę więcej magazynków do broni wyciągnąć... Albo, chociażby podpytać tych jakże świętobliwych faktycznie o ten chromolony dom. A nóż widelec się okaże, że coś stoi pustego. To jak? - posłał mu lekki uśmiech przechylając głowę w drugą stronę, pozwalając tym samym kosmykom opaść mu już całkowicie na czoło. Żaden nie odstawał, wszystkie się poddały.
Hideo

Powrót do góry Go down

Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Powrót do góry

- Similar topics

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach